O heroizmie i postawach mniejszego formatu
FreeYourMind, pt., 25/09/2009 - 06:17
W sytuacji, gdy rozpoczęła się feta zwolenników zabijania dzieci, gdy komunista Napieralski kwiatami obsypuje osobę, która domagała się aborcji, a następnie odszkodowania za to, że tej aborcji nie dokonano – aż się prosi o wspomnienie matki, która świadomie podjęła decyzję o donoszeniu ciąży i urodzeniu dziecka, wiedząc, że może to spowodować jej śmierć. Wstrząsające słowa tejże matki: „Gdybym miała jeszcze raz wybierać, wybrałabym tak samo. Jestem szczęśliwa, odchodzę spełniona”, powinny stanowić drogowskaz dla ludzi dobrej woli, nawet niekoniecznie wierzących - przecież poświęcenie własnego istnienia po to, by ochronić czyjeś życie należy do najwspanialszych form heroizmu, który porusza serca i dodaje nam sił, gdy słabniemy i gdy wydaje się nam, że grzebią nas żywcem ci, co po śródziemnomorskiej cywilizacji chcą pozostawić gruzy.
Jest to zresztą przerażający paradoks naszych czasów, że ten niebywały skok technologiczny, jaki się dokonał w ostatnich dziesięcioleciach, nie przekłada się zupełnie na żaden skok etyczny. Z jednej więc strony mamy fenomenalną maszynerię medyczną czy metody leczenia pozwalające np. nie uznawać już nowotworów za bezwzględny wyrok śmierci (i wcześnie rozpoznany rak daje się w wielu wypadkach wyleczyć), a z drugiej ofensywę środowisk postulujących zabijanie osób „beznadziejnie chorych” jako najlepszą formę pomocy, jaką cywilizowany świat może im zaoferować. Z jednej strony mamy ludzi, którzy potrafią ratować wcześniaki i dokonywać skomplikowanych, ratujących życie operacji na dzieciach w stanie prenatalnym – z drugiej, ofensywę nieubłaganych zwolenników aborcji, którzy są ślepi na cud życia i głusi na jakiekolwiek argumenty.
Sam zadawałem sobie przed wielu laty pytanie, gdy moja żona była reanimowana po urodzeniu naszej córki, czy mnie Pan Bóg zostawi z dzieciną, a ukochaną kobietę po prostu wezwie do siebie. Bóg jednak sprawił, że wszystko zakończyło się szczęśliwie. Swoją drogą, iluż wokoło widzimy ludzi, którzy w młodym wieku tracą najbliższych i są w stanie zachować jakąś niesamowitą siłę duchową, częstokroć pozwalającą pocieszać tych, co przyszli ze słowami pociechy, a sami trzęsą się od łez.
Jest jakąś oczywistą prawdą to, że nasze życie jest jakoś splecione z istnieniem innych ludzi, a nawet nabiera większej wagi, im bardziej jest tym innym oddane. Ludzie, którym (jakąś mroczną) radość sprawia forsowanie aborcji, nie wiedzą i nie chcą słyszeć nic o poświęceniu. Co więcej, okrucieństwo towarzyszące aborcji zbywają wzruszeniem ramion, tak jakby chodziło o „zabieg” czy operację wycięcia czegoś. Po prostu ktoś się czegoś pozbywa i koniec. Innej drogi nie ma. Nie wchodzi w grę nawet coś takiego, jak urodzenie i pozostawienie niechcianego niemowlęcia w szpitalu dla tych rodziców, którzy gotowi są dziecko przyjąć i wychować (a wiemy, że wiele jest takich par).
Jakoś tak się składa, że jednocześnie zwolennicy aborcji, niezwykle uczuleni na punkcie specyficznie rozumianej wolności, są w stanie forsować takie formy jej realizowania, które mają łączyć filozofię przeciwną życiu z jakąś potworną zabawą czyimś istnieniem. Oto zatem od lat forsowany jest pomysł łączenia par homoseksualnych w małżeństwa oraz przyznawania im praw do adopcji dzieci. Czyż można sobie wyobrazić większą i bardziej ponurą kpinę z rodzicielstwa i macierzyństwa? Powiada się, że diabeł jest „małpą Pana Boga”, czyli że z jednej strony naśladuje Boże pomysły, z drugiej jednak nieustannie je całkowicie deformuje; odbija w zwierciadle, a zarazem wykrzywia. Idea rodziny tworzonej przez dwóch mężczyzn czy dwie kobiety – posiadających dzieci - jest takim ostentacyjnym szyderstwem z tego obrazu rodziny, który istnieje od wieków i ufundowany jest na ludzkiej naturze.
To szyderstwo jednak nie bierze się znikąd, jest bowiem logiczną konsekwencją wizji człowieka jako boga będącego panem własnego i cudzego życia. Oczywiście, już od wielu dziesięcioleci trwają spory wśród zwolenników absolutystycznie rozumianej wolności, spory, jak dalece dany człowiek może być panem życia innych ludzi i o których „innych” mogłoby chodzić. Innymi słowy ci, co wiernie podążają za hasłem pewnego brodacza, by nie tyle poznawać świat, co go zmieniać, oczywiście rewolucyjnie, gdyż innych dróg nie wynaleziono, a to wskazują „klasy”, które wymagają usunięcia, a to Untermenschów, a to znowu ludzi schorowanych (nie chodzi przecież wyłącznie o osoby w podeszłym wieku, a np. dzieci z zespołem Downa), a to wreszcie dzieci nienarodzone. Ciągle (w tej ponurej i okrutnej w istocie wizji) trzeba kogoś usuwać na drodze do pełnej wolności. Ciągle trzeba komuś zamykać usta, „resocjalizować” przez pracę (jak słusznie zauważyli realizatorzy filmu „The Soviet Story”, prześmiewcze hasło „praca” widniało i nad koncłagrami, i nad obozami hitlerowskimi) lub po prostu zastraszać, szantażować, zagłuszać krzykiem. Albo i pałować, żeby zrozumiał. Wszystko to, bo oto wolność idzie, wolność idzie i śpiewa, spowita w czerwone sztandary – albo z sierpem i młotem, albo ze swastyką. Czerwień krwi, w której pławi się totalitaryzm jest nieprzypadkowa, wszak nowy świat w wielkich bólach się rodzić musi i się rodzi. A czy ktoś widział poród bez krwi?
Heroizm życia. Są ludzie, którzy nam swoim heroizmem przypominają, że nie podążamy wyłącznie drogą w ciemność, że jest inna droga – i że jest Światło. 4 czerwca wspominaliśmy pierwszą rocznicę śmierci Agaty Mróz. O heroizmie tejże matki przypomnijmy sobie dzisiaj, gdy stajemy przed kolejną ofensywą zwolenników aborcji.
http://www.rp.pl/artykul/368305_Aborcja_po_hiszpansku_.html
Jest to zresztą przerażający paradoks naszych czasów, że ten niebywały skok technologiczny, jaki się dokonał w ostatnich dziesięcioleciach, nie przekłada się zupełnie na żaden skok etyczny. Z jednej więc strony mamy fenomenalną maszynerię medyczną czy metody leczenia pozwalające np. nie uznawać już nowotworów za bezwzględny wyrok śmierci (i wcześnie rozpoznany rak daje się w wielu wypadkach wyleczyć), a z drugiej ofensywę środowisk postulujących zabijanie osób „beznadziejnie chorych” jako najlepszą formę pomocy, jaką cywilizowany świat może im zaoferować. Z jednej strony mamy ludzi, którzy potrafią ratować wcześniaki i dokonywać skomplikowanych, ratujących życie operacji na dzieciach w stanie prenatalnym – z drugiej, ofensywę nieubłaganych zwolenników aborcji, którzy są ślepi na cud życia i głusi na jakiekolwiek argumenty.
Sam zadawałem sobie przed wielu laty pytanie, gdy moja żona była reanimowana po urodzeniu naszej córki, czy mnie Pan Bóg zostawi z dzieciną, a ukochaną kobietę po prostu wezwie do siebie. Bóg jednak sprawił, że wszystko zakończyło się szczęśliwie. Swoją drogą, iluż wokoło widzimy ludzi, którzy w młodym wieku tracą najbliższych i są w stanie zachować jakąś niesamowitą siłę duchową, częstokroć pozwalającą pocieszać tych, co przyszli ze słowami pociechy, a sami trzęsą się od łez.
Jest jakąś oczywistą prawdą to, że nasze życie jest jakoś splecione z istnieniem innych ludzi, a nawet nabiera większej wagi, im bardziej jest tym innym oddane. Ludzie, którym (jakąś mroczną) radość sprawia forsowanie aborcji, nie wiedzą i nie chcą słyszeć nic o poświęceniu. Co więcej, okrucieństwo towarzyszące aborcji zbywają wzruszeniem ramion, tak jakby chodziło o „zabieg” czy operację wycięcia czegoś. Po prostu ktoś się czegoś pozbywa i koniec. Innej drogi nie ma. Nie wchodzi w grę nawet coś takiego, jak urodzenie i pozostawienie niechcianego niemowlęcia w szpitalu dla tych rodziców, którzy gotowi są dziecko przyjąć i wychować (a wiemy, że wiele jest takich par).
Jakoś tak się składa, że jednocześnie zwolennicy aborcji, niezwykle uczuleni na punkcie specyficznie rozumianej wolności, są w stanie forsować takie formy jej realizowania, które mają łączyć filozofię przeciwną życiu z jakąś potworną zabawą czyimś istnieniem. Oto zatem od lat forsowany jest pomysł łączenia par homoseksualnych w małżeństwa oraz przyznawania im praw do adopcji dzieci. Czyż można sobie wyobrazić większą i bardziej ponurą kpinę z rodzicielstwa i macierzyństwa? Powiada się, że diabeł jest „małpą Pana Boga”, czyli że z jednej strony naśladuje Boże pomysły, z drugiej jednak nieustannie je całkowicie deformuje; odbija w zwierciadle, a zarazem wykrzywia. Idea rodziny tworzonej przez dwóch mężczyzn czy dwie kobiety – posiadających dzieci - jest takim ostentacyjnym szyderstwem z tego obrazu rodziny, który istnieje od wieków i ufundowany jest na ludzkiej naturze.
To szyderstwo jednak nie bierze się znikąd, jest bowiem logiczną konsekwencją wizji człowieka jako boga będącego panem własnego i cudzego życia. Oczywiście, już od wielu dziesięcioleci trwają spory wśród zwolenników absolutystycznie rozumianej wolności, spory, jak dalece dany człowiek może być panem życia innych ludzi i o których „innych” mogłoby chodzić. Innymi słowy ci, co wiernie podążają za hasłem pewnego brodacza, by nie tyle poznawać świat, co go zmieniać, oczywiście rewolucyjnie, gdyż innych dróg nie wynaleziono, a to wskazują „klasy”, które wymagają usunięcia, a to Untermenschów, a to znowu ludzi schorowanych (nie chodzi przecież wyłącznie o osoby w podeszłym wieku, a np. dzieci z zespołem Downa), a to wreszcie dzieci nienarodzone. Ciągle (w tej ponurej i okrutnej w istocie wizji) trzeba kogoś usuwać na drodze do pełnej wolności. Ciągle trzeba komuś zamykać usta, „resocjalizować” przez pracę (jak słusznie zauważyli realizatorzy filmu „The Soviet Story”, prześmiewcze hasło „praca” widniało i nad koncłagrami, i nad obozami hitlerowskimi) lub po prostu zastraszać, szantażować, zagłuszać krzykiem. Albo i pałować, żeby zrozumiał. Wszystko to, bo oto wolność idzie, wolność idzie i śpiewa, spowita w czerwone sztandary – albo z sierpem i młotem, albo ze swastyką. Czerwień krwi, w której pławi się totalitaryzm jest nieprzypadkowa, wszak nowy świat w wielkich bólach się rodzić musi i się rodzi. A czy ktoś widział poród bez krwi?
Heroizm życia. Są ludzie, którzy nam swoim heroizmem przypominają, że nie podążamy wyłącznie drogą w ciemność, że jest inna droga – i że jest Światło. 4 czerwca wspominaliśmy pierwszą rocznicę śmierci Agaty Mróz. O heroizmie tejże matki przypomnijmy sobie dzisiaj, gdy stajemy przed kolejną ofensywą zwolenników aborcji.
http://www.rp.pl/artykul/368305_Aborcja_po_hiszpansku_.html
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. ...nie przekłada się zupełnie na żaden skok etyczny.
Jest to zresztą przerażający paradoks naszych czasów, że ten niebywały skok technologiczny, jaki się dokonał w ostatnich dziesięcioleciach, nie przekłada się zupełnie na żaden skok etyczny??
Piszę od lat, konsekwentnie i z uporem: "Teraz jest wojna". Teraz jest wojna informacyjna, a jej polem walki jest aksjologia, dlatego chętnie nazywam to pole walki wojną aksjologiczną.
Są to pojęcia zamienne, choć nie równoważne. Nierównoważność jest skutkiem istotnych różnic w ustawieniu kryteriów obserwatora. Patrzymy na to samo, ale przy użyciu innych przyrządów.
Gdy mówimy, "teraz jest wojna", zwracamy uwagę na ogólną charakterystykę konfliktu, pytamy kto jest naszym przeciwnikiem, a kto może być sojusznikiewm, o co walczymy, co myślimy o planowaniu obrony, albo i kontrataku, mierzymy siły na zamiary, zastanawiamy się nad naszą pozycją geostrategiczną
Gdy mówimy, "teraz jest wojna informacyjna" określamy konkretny teatr wojenny, możemy sięgnąć do właściwego podręcznika, np: Rafał Brzeski "Wojna informacyjna" Skrypt - część 1, link tutaj i część 2 link tutaj
Gdy mówimy "teraz jest wojna aksjologiczna" określamy najważniejsze taktyczne cele i środki walki. Mówimy konkretnie o tym, co widać na muszce celowników broni skierowanej między nasze oczy, w nasze potylice.
Otóż we współczesnej wojnie aksjologicznej chodzi o zniszczenie świata wartości łacińskiej cywilizacji Zachodu. Chodzi o totalne zniszczenie wszystkich wartości, idzie o odwrócenie wszelkich orientacji, wszelkich postaw i zachowań na przeciwne. Wszystko i wszędzie na odwrót. Od orientacji seksualnej poczynając, na humaniźmie kończąc. Nie ma już humanizmu. Humanizm jest już dawno skasowany. Ma być tylko kultura masowa.
Na celownikach całej bolszewickiej artylerii widać wszystkie wartości łacińskiej cywilizacji Zachodu, cała aksjologia jest bezwzględnie rozstrzeliwana amunicją nihilizmu, amoralnego pragmatyzmu i relatywizmu, jest zaminowywana libertyńsko hedonistycznym liberalizmem. To na poziomie filozoficznym.
Na poziomie praktycznym toksyną paraliżującą układ immunologiczny łacińskiej cywilizacji Zachodu jest totalny napad propagandowy, maszerujące legiony skundlonych zgniłków, wykorzystywanych przez nadnaturalnie rozrośnięty arsenał postpolityki, faktycznie anihilujący wszelkie wartości etyczne, moralne, ideowe oraz intelektualne łacińskiej cywilizacji Zachodu. Chwila krytycznej analizy dzieła Jana Jakuba Rousseau, pokazuje gdzie i jak powstawała wizja totalitarnej agresji na humanizm atakowanej cywilizacji, gdzie zatliła się inspiracja takich dzieł jak "Mein Kampf". Link do krótkiej analizy krytycznej tutaj
Kiedyś, jeden z rysunków Edwarda Lutczyna przedstawiający szczególnie absurdalną konfigurację erotyczną, zaopatrzony był podpisem: - Nie pieprz bez sensu.
Współczesny skok etyczny biegnie w stronę takiego wezwania: - Tylko pieprz i to wyłącznie bez sensu.
Pytanie do autora: Czy tocząca się wojna aksjologiczna, czy totalny napad na etyczne fundamenty naszej cywilizacji, może być interpretowany jak w tytule niniejszego komentarza? Węszę tutaj jakąś podstępną figurę stylistyczną.michael
2. ...chętnie bym się FYM-ie do tej figury stylistyczmej dołączył
Tak jest, albowiem uznaję, że akurat ta figura stylistyczna jest najbliższa najtrafniejszej analizy krytycznego problemu współczesnej cywilizacji XXI wieku. Jesteśmy przy samym jądrze problemu, w środku tarczy, w najbliższym sąsiedztwie integratora cywilizacyjnego "rozwiązania głównego"
Skok technologiczny jest faktem, ale mechanizm zjawisk społecznych wywołanych tym skokiem nie jest dobrze zrozumiany, to raczej terra incognita. Nic więc dziwnego, że właśnie na tej ziemi niczyjej, liderami są niedouczeni uczniowie czarnoksiężnika, nędznie opłacani przez zdemoralizowanych satrapów.
Jako względnie najnowszy przykład może posłużyć manifest José Manuela Barroso:
"Świat nie może sobie pozwolić na klęskę w sprawie nowego porozumienia klimatycznego".
Aby uzmysłowić, o co w tym memorandum chodzi, zacytuję fragment:
"...środki te powinny pochodzić głównie z rynku dwutlenku węgla. Równocześnie trzeba zaznaczyć, że uzyskanie tej sumy wymagać będzie transferu ŚRODKÓW PUBLICZNYCH, (...) być może nawet w kwocie 22 - 55 miliardów euro rocznie, do 2020 r."
Być może legiony zgniłków, publikujących kretyńskie artykuły o "antropogenetycznym ociepleniu", to z lekka skorumpowani uczniowie czarnoksiężnika, ale José Manuelo Baroso nie jest ofiarą kopnięcia przez konia małopolskiego, odmiany lubelskiej, szczepu furioso.
Ten człowiek nie jest kopnięty. On wie co robi.
Transfer budżetowych pieniądzy.
michael
3. Transfer 55 000 MEuro publicznych pieniędzy. Skok XXI stulecia
michael
4. José Manuelo Baroso nie jest ofiarą kopnięcia
5. FYM
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
6. @Free Your Mind - co do tego transferu -
to także była tylko figura stylistyczna podana wyłącznie dla odwrócenia uwagi. Istotna i ważna była pierwsza część tego komentarza, pozwolę sobie ją powtórzyć:
Ogromny cudzysłów: "Nawiasem mówiąc, chętnie bym się FYM-ie do tej figury stylistycznej dołączył. Tak jest, albowiem uznaję, że akurat ta figura stylistyczna jest najbliższa najtrafniejszej analizy krytycznego problemu współczesnej cywilizacji XXI wieku. Jesteśmy przy samym jądrze problemu, w środku tarczy, w najbliższym sąsiedztwie integratora cywilizacyjnego "rozwiązania głównego"
Skok technologiczny jest faktem, ale mechanizm zjawisk społecznych wywołanych tym skokiem nie jest dobrze zrozumiany, to raczej terra incognita. Nic więc dziwnego, że właśnie na tej ziemi niczyjej liderami są niedouczeni uczniowie czarnoksiężnika, nędznie opłacani przez zdemoralizowanych satrapów." Koniec klamry ogromnego cudzysłowu.
Fakt przyspieszenia technologicznego, choć oczywisty, nie jest postrzegany jako istotny parametr przemiany cywilizacyjnej. Na ogół, nawet najpoważniejści i dominujący badacze widzą tę przemianę jako hucpoę ostatnich paru dziesiątek lat.
Jest to, powiedziałbym, objawowe dostrzeganie zjawiska. Dotykanie samej powierzchni. Tak jak opowieści o sferze medialnej, poczynając od "Globalnej wioski" Marshalla McLuhana. Oczywiście. Radio umożliwia komunikowanmie się na odległość. Po to jest, to wynika z jego konstrukcji.
Ten "skok technologiczny" jest ciągłym zjawiskiem cywilizacyjnego przyspieszenia zmian, które dzieje się i narasta co najmniej przez ostatnie 500 lat. Nie chodzi przy tym tylko o zmiany technologiczne, ale o wszystkie zmiany.
Mówiąc poglądowo, parę tysięcy lat temu istotne cywilizacyjne zmiany następowały powoli, i były wdrażane przez wiele pokoleń. Dlatego "wiedza o świecie" przekazywana przez najstarszych ludzi wciąż była aktualna. Kolejne pojawiania się odkryć ognia, koła, łuku, stali i prochu może być przykładem takiego szeregu rewolucji, wymuszających istotne i rozległe zmiany wszelkich procesów cywilizacyjnych, całej kultury homo sapiens.
Już w końcu XVIII wieku, a w bardziej widoczny sposób w XIX stuleciu, czas pomiędzy istotnymi zmianami cywilizacyjnymi skrócił się do dwóch pokoleń. Pięknie to było widać w przykładach literackich, w takich powieściach jak "Saga rodu Forsyte", czy "Rodzina Thibault", wchodząc już w XX wiek. A w początkach XX wieku rzeczywistość cywilizacyjna zmieniała się w czasie krótszym niż jedno pokolenie. Konflikty międzypokoleniowe, "lata dwudzieste, lata trzydzieste" są i symbolem i miarą tempa istotnych zmian cywilizacyyjnych w tamtym czasie. Już rodzice gubili się w światach swoich dzieci. Dzisiaj Thomas L. Friedman zauważa, że wykształcenie wyższe powinno być aktualne co najwyżej trzy lata.
5000 i 500 lat temu dziadkowie przekazywali młodszym pokoleniom wzorce, recepty i gotowe "umiwersalne procedury", które były dobre, ponieważ sprawdzały się "przez pokolenia". To jest ta część historii naszej cywilizacji, która była "oparta na wiedzy" polegającej na wykorzystywaniu "utrwalonych stereotypów", gotowych recept, przepisów i zasad postępowania.
Dzisiaj, w XXI wieku, żadne stereotypy i gotowe wzorce nie działają, każda sytuacja jest nowa i dlatego konieczne jest traktowanie zdarzeń jako problemów do rozwiązania.
Tego najbardziej zaściankowe, zacofane i ciemne środowiska naszego globu, czyli cała lewica, od tej różowej, przez tradycyjnie czerwoną, aż do czarnego faszyzmu i wszelkich odmian totalitarnych cywilizacji turańskiej, zrozumieć nie mogą i nie potrafią. Cała lewica, nawet ta najbardziej konserwatywna, w rodzaju Andrzeja Wielomskiego, jest z definicji zbyt dogmatyczna, aby zrozumieć cywilizację zmiany. Totalny ciemnogród. Właśnie teraz, w XXI wieku cywilizacja homo sapiens kończy erę opartą na wiedzy, a wchodzi w erę rozwiązywania problemów. I to jest istota rzeczy.
michael