O upodmiotowieniu
FreeYourMind, wt., 08/09/2009 - 13:14
Leszek Cisowy zupełnie słusznie doszukuje się wyjaśnienia naszych niepowodzeń w budowaniu normalnego, nowoczesnego, zachodniego państwa w braku upodmiotowienia polskiego społeczeństwa. Problem pozbawienia Polaków podmiotowości w procesach „obalania komunizmu” i „ustrojowej transformacji” należy jednak widzieć równocześnie z kwestią upodmiotowienia tych grup społecznych, które w tychże procesach uczestniczyły, przyznawszy sobie prawo do stania ponad prawem i ponad resztą obywateli, co z czasem przybrało postać uformowania się starej i nowej nomenklatury, które dzisiaj czują się zupełnie nietykalne.
Dane społeczeństwo może czuć się upodmiotowione, jeśli jest spełnionych kilka podstawowych warunków. Po pierwsze, obywatele dysponują środkami pozwalającymi na wpływanie na życie społeczne i kontrolowanie go na wszystkich jego szczeblach. Obywatele mogą w sposób nieskrępowany wybierać swoich przedstawicieli do najrozmaitszych władz, instytucji itd., a zarazem mogą sprawdzać, czy owi przedstawiciele działają pro publico bono, czy postępują godziwie, czy są uczciwi - czy też są hipokrytami i cynikami wykorzystującymi swoje urzędy do realizowania prywatnych korzyści i zawiązywania przeróżnych sitw. Po drugie, państwo funkcjonuje jako praworządne, a prawo w równym stopniu dotyczy wszystkich, nie zaś wykorzystywane jest przez grupy uprzywilejowane (nomenklatura) do represjonowania grup nieuprzywilejowanych. Po trzecie, mechanizmy gospodarcze są skonstruowane w taki sposób, że prowadzenie działalności ekonomicznej nie wiąże się z wchodzeniem w nieformalne układy z „grupami uprzywilejowanymi”, tylko z uczciwymi relacjami między dostarczycielami poszczególnych usług/produktów a ich odbiorcami. Po czwarte, między ludźmi sprawującymi władzę a obywatelami panują relacje podrzędności i służby (wynikające ze spełnienia pierwszego z wymienionych warunków), nie zaś nadrzędności i uzurpacji.
Żaden z tych warunków (a podejrzewam, że listę można by wydłużyć) nie został spełniony przy „wychodzeniu z peerelu”. Strach elit dogadujących się przy jajowatym stole przed upodmiotowieniem społeczeństwa był tak wielki, że nie tylko nie dopuszczono od razu do w pełni wolnych wyborów, lecz i później pilnowano, by za wszelką cenę nie doszło do rozliczenia poprzedniej epoki, a więc, do zbudowania podstaw praworządnego państwa. Co więcej, straszono obywateli establishmentem peerelowskim, bezpieczniakami etc. (na zasadzie „jeśli ich nie udobruchamy, to nie wiadomo, co będzie – może nawet komunizm wróci”), a w ramach zagospodarowywania miejsca w nowej rzeczywistości polityczno-społecznej, przeprowadzono zupełnie bezprawną (!) i pozbawioną jakiejkolwiek społecznej kontroli procedurę uwłaszczania starej nomenklatury. Później zaś, w celu zabezpieczenia zdobyczy „nowej Polski”, zablokowano wczesne i nieśmiałe próby przywracania praworządności w postaci dekomunizacji i lustracji. W ten sposób wyłoniła się nowa nomenklatura i zawiązała wielka wspólnota interesów, która obecnie ma postać układu rządzącego niemalże nieprzerwanie od 20 lat.
Już kiedyś wspominałem o tym, jaką najważniejszą lekcję wzięto z fiaska komunizmu wojennego, a więc tego, który legł u podstaw peerelu i który miał w Polsce swoje szczególne nasilenia w okresie bierutowskim i w czasie jaruzelszczyzny. Uznano, że opresja społeczna jest nie do wykonania, jeśli konsumpcja jest na poziomie koncłagru, czyli jeśli ludzie muszą walczyć o każdy kęs chleba czy o skrawek ubioru. Wiedząc, że Polak głodny, to zły, a nawet bardzo zły, doprowadzono do sytuacji, w której opresja społeczna zostanie złagodzona (odejście od terroru bezpośredniego w stylu sowieckim), a społeczeństwu zapewni się „małą stabilizację”. Określenie „mała” należy brać dosłownie, gdyż nie zezwolono na wyłonienie się klasy średniej – ta bowiem zaczęłaby i uzurpatorskiej władzy patrzeć na ręce i z czasem demaskować, a nawet unieważniać mechanizmy scalające obie pookrągłostołowe nomenklatury. Obywatel może się nażreć czipsami przed dobrym telewizorem, ale żeby czasem nie czuł się współgospodarzem państwa, bo wtedy zacznie domagać się równych praw dla wszystkich, zniesienia rozmaitych haraczy, likwidacji monopoli drenujących kieszenie, zdecydowanej walki z korupcją w administracji itd., a więc zacznie dążyć do wywrócenia porządku postkomunistycznego. Smycz została więc wydłużona, tak by obywatel się zbytnio nie rzucał i nie chciał kąsać karmiącej ręki. Uzurpatorskie elity wychodziły bowiem z założenia, że one nie tylko wielką łaskę robią społeczeństwu „przywracając mu wolne państwo”, lecz i są szczególnie predestynowane do tego, by stać na czele tego państwa. Z owej predestynacji wynikało prawo do nietykalności i niekaralności.
To ciekawe, że tak jak dla komuchów społeczeństwo stanowiło mieszaninę dziczy, co potrafi tylko na ulicach się awanturować lub też tłumami wali na nabożeństwa religijne, gdzie wchłania opium dla mas, tak dla oświeceniowców spod znaku „wujka Bronka et consortes” stanowiło bezhołowie, które wymaga ekspertów pilnujących, by proces „dojrzewania do demokracji” przebiegał bezkolizyjnie. Proces upodmiotowienia społeczeństwa kłócił się z samą ideą „porozumienia ponad podziałami”, ponieważ takie upodmiotowienie musiałoby pociągnąć za sobą ustanowienie sprawiedliwego porządku prawnego, ergo – dokonanie rozliczenia zbrodni i złodziejstw dokonanych w poprzedniej epoce, a zarazem niedopuszczenie do przenoszenia patologii (charakterystycznych dla komunizmu) na obszary polityczno-społeczne nowego państwa. Poza tym upodmiotowienie to wymagałoby równouprawnienia politycznego zarówno obywateli, jak i wszelkich grup politycznych (stowarzyszeń, ugrupowań, partii etc.), co z kolei mogłoby skutkować tym, że żaden „wujek Bronek”, „wujek Tadek” czy inny „wujek Adam” nie znalazłby się w parlamencie, tylko weszłaby dzicz, która np. chciałaby zacząć budowę państwa od zapełnienia więzień zbrodniarzami komunistycznymi. Z całego „porozumienia ponad podziałami” zostałyby wióry, Urban i jemu podobni chodziliby w szarych drelichach za kratkami lub też ratowaliby się ucieczką do ciepłych krajów (gdzie nie ma ekstradycji), żaden peerelowski „derektor” nie byłby „panem prezesem”, no i żadne „partie ludzi mądrych” by nie mogły świecić przykładami mądrości, koncyliacji oraz dalekowzroczności. Przy takim rozwoju wypadków nie tylko Jaruzel, ale i Wałęsa nie zostałby pewnie prezydentem „nowej Polski”. I jak by to wtedy wyglądało? Co by bracia Moskale na to powiedzieli? A bracia Niemcy?
http://cisowy.salon24.pl/124050,elity-i-narod
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
24 komentarzy
1. Cześć Free
2. Za Długie
3. trochę to dziwne...
4. Brawo Tede :)
5. Cześć Free :)
6. cos sie chrzani na BM !
7. Wiemy i sprawdzamy od kilku godzin
8. Fymie
9. Nastepuje jakies dziwne przekierowanie
10. Foxx
11. Krzychu
12. U mnie chodzi bez problemów.
13. Barres
14. Petrusie!
15. Barresie
16. Igło. Bardzo mi pasuje dosłowne tłumaczenie słowa malkontent,
A tymczasem polscy siatkarze, chociażby w dzisiejszym meczu z Hiszpanami pokazali, na czym polega gra do ostatniej piłki. Resztę dopowiedział tede, za co dziękuję.
Aha, szanowny Igło. Za chwilę skopiuję tu z blogu FYM'a w S4 komentarz, w którym polecam wypowiedź Barbary Fedyszak Radziejowskiej, podam link. Naprawdę bardzo polecam. Dla kontrastu polecam także bardzo już sławny film o niespodziankach w zachowaniach społecznych "Battle at Kruger" :}
michael
17. Foxx-ie!
18. jest tak jak Barres powiada
19. Po raz trzeci od dwóch
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
20. Nurni!
21. postepy...
22. To łańcuch niskich wymagań, siłą wieszany na polskiej szyi
jest jednym z narzędzi, obdzierających nasze społeczeństwo z podmiotowości. Leszek Cisowy powołał się w swoim tekście na wystąpienie Pani Barbary Fedyszak Radziejowskiej 4 czerwca 2009 roku, na konferencji Fundacji "Veritas et Scientia". Polecam: http://www.polityczni.pl/20_lat_temu_,audio,51,3820.html
Pani Barbara Fedyszak Radziejowska opisała cały gordyjski węzeł zaciskany na gardle polskiej podmiotowości i samooceny. Wmawianie Polakom kundlizmu, ciemnoty i nieustanne rozłażenie się presji niskich wymagań, prowadzi do dziwnego zjawiska. Niska jakość i brzydota materialnych kategorii jakości życia w PRL jest teraz wypierana i zastępowana niską jakością i brzydotą intelektualnych kategorii jakości życia w III RP. Polak w XXI wieku może być syty, ale w zamian musi mieć podłe samopoczucie i cieszyć się byle czym. Jest za tym bardzo wyraźna wskazówka Pani Barbary, wręcz odpowiedź na pytanie, co robić, jaki jest program pozytywny dla Polski, na czym powinien polegać?
Podejrzewam, że najbliższą kampanię polityczną wygra to ugrupowanie, które zaufa Polakom i postawi na ich mądrość, a także na pozytywny snobizm, ambicje i marzenia.
Owszem, są wśród Polaków bezmyślne lemingi, gnidy i kundle, ale jak zawsze i wszędzie to jest margines. Polacy nie gęsi i nie tylko swój język mają, ale jest wśród nas siła ludzi mądrych, świetnie wykształconych, którzy są w stanie, mogą i potrafią. Siła nas!
Naszym zadaniem jest przyczynianie się do odpierania negatywnej agresji aksjologicznej i stopniowe przygotowanie wszelkich sił do zmiany kierunku kampanii publicznej.
A jak wygląda ten kierunek teraz? Zamieściłem pod felietonem Leszka Cisowego poniższy komentarz:
Niedawno przetoczyła się w Blogmedia24 dyskusja o zakazie nauczania dzieci czytania i pisania w przedszkolach. Zasadę tę wprowadziła Pani Katarzyna Hall, uzasadniając ją nadrzędną wartością równości. Wszystkie dzieci idące do pierwszej klasy muszą mieć równe szanse, nie może być tak, że niektóre czytać nie umieją, a te po przedszkolu już potrafią nawet pisać.
Widać jak łatwo idea równości przeistacza się w zasadę równania w dół. Zasada ta staję się dogmatem, wszędzie obecnym. "Łańcuch niskich wymagań krzepnie i umacnia się poprzez bardzo silne sprzężenie zwrotne."
Hanna Gronkiewicz Walz zatajała procedury zmian w systemach bankowych, z "lęku przed niezrozumieniem". Nie tylko zatajała, ale także powstrzymywała zmiany, z lęku przez niekompetencją polskich pracowników bankowych. Na spotkaniach Rady Banków uzasadniała ograniczanie rozwoju produktów w polskich bankach, wręcz odradzając albo nawet zakazując oferowanie niektórych usług albo produktów bankowych w Polsce mniej więcej tak: "Polak nie potrafi" - a my przecież odpowiadamy za powierzone nam depozyty. (sic!)
Nie tylko Hanna Gronkiewicz Walz zasila łańcuch niskich wymagań, dzieje się to wszędzie. Przed sądami karnymi obrońcy nie stawiają zbyt wysokich wymagań oskarżycielom, a obie strony nie są zbyt surowo egzaminowane przez Wysokie Sądy. Z kolei Sądy Apelacyjne stają po prostu na głowie, by nie urazić sądów niższej instancji zbyt surową oceną jakości ich pracy.
W mediach, wszelcy redaktorzy odpowiedzialni, są jak plaga, która nieustannie żąda uproszczeń, sprowadza poważne tematy do ich prymitywnych karykatur, panicznie ostrzegając autorów przed idiotyzmem publiczności. Jak mantra powtarzane jest: ...bo widzowie tego nie zrozumieją. Bo czytelnicy tego nie pojmą. Nie chodzi o jasną formę przekazu nawet najtrudniejszych tematów. Nie. Nie chodzi o jasność. Chodzi o osiągnięcie najniższego progu wymagań, chodzi o twórczość dla debili.
Poruszona przez Ciebie sprawa jest niebywale ważna, ale i sama w sobie strukturę ma skomplikowaną. W mechanizmie fatalnego dodatniego sprzężenia zwrotnego są dwie intencje:
Z jednej strony jest w tym chęć bycia zrozumiałym i dobrze zrozumianym. Ale to oczekiwanie elit może być zaspokajane poprzez podnoszenie jakości przekazu i jest osiągalne poprzez zaostrzenie wymagań wobec siebie samego. Taka intencja i taka motywacja może powstawać z szacunku dla odbiorców. Szewc stara się robić dobre buty, bo klient na butach się zna.
Z drugiej strony jest w tym lekceważenie i pogarda do odbiorców Nie muszę się starać, bo klient jest głupi i wszystko kupi.
Problem polega na tym, że ten ostatni pogląd stał się doktryną polityczną, jest najważniejszym założeniem wszelkich strategii wyborczych, programów partii politycznych i praktyki rządzenia. Polska administracja rządowa prowadzi taką politykę. Ta druga strategia jest wymagana i pożądana. To jest postpolityka ->
Pani Barbara Fedyszak Radziejowska zauważyła, że aroganckie nastawienie elit do społeczeństwa może być łatwo uzasadnione żywotnym interesem każdego systemu władzy, ponieważ niszczy społeczną kontrolę nad jakoścą sprawowania władzy. Dlatego władza jest gotowa zrobić wiele, aby ogłupić ludzi, tak daleko jak się da. Arogancja i egoizm władzy są źródłem i silnikiem łańcucha niskich wymagań.
Ten łańcuch niskich wymagań łatwo i wręcz za rączkę prowadzi społeczeństwo do tolerowania totalitarnych zapędów władzy. Wystarczy, aby społeczeństwo włączyło się do zaklętego kręgu niskich wymagań, wobec siebie, elit i wobec władzy. Wtedy nie polski kundlizm zwycięży, ale naszymi elitami będą kundle.
michael
23. Tak zwane upodmiotowione spoleczenstwo
24. Barres