Refleksje o językoznawstwie

avatar użytkownika FreeYourMind

Książkę M. Głowińskiego dotyczącą peerelowskiej nowomowy nabyłem pod koniec lat 80. i już wtedy wydała mi się jednym z rzadkich okazów naukowego podejścia do rzeczywistości komunistycznej. Tym się różniła od choćby „Ontologii socjalizmu” J. Staniszkis, że trzymała się pewnego empirycznego (na ile językoznawstwo może być empiryczne :) materiału, nie zaś, jak w przypadku słynnej profesor socjologii, poheglowskich konstrukcji myślowych i niejednokrotnie fantasmagorii. O ile więc Staniszkis, patrząc na świat widziała (i niestety nadal widzi) „procesy”, „mechanizmy”, „struktury” itd., o tyle u Głowińskiego były konkretne wypowiedzi, udokumentowane tak a tak.

Dziś jednak, gdy ta książka jest wznawiana, patrzę na nią nieco inaczej, ponieważ akurat Głowiński należał do czołowych językoznawców walczących z kaczyzmem. Pech chce, że sytuując się akurat po stronie tych, których nowomowę kiedyś tak pieczołowicie analizował. To Głowiński należał do szacownego grona analizującego dla komunistycznej „Polityki” nowomowę IV RP, obok innego słynnego językoznawcy, J. Bralczyka, autora paru całkiem niezłych semantycznych analiz języka Wałęsy.

Oczywiście problem nowomowy jest jak najbardziej aktualny, szczególnie w III RP, której zakłamany język wymaga naprawdę drobiazgowych językoznawczych studiów, dziwnym jednak trafem polscy lingwiści z jakąś szczególną troską pochylają się zwykle nad „językiem prawicy”. I tak jak Bralczyk kiedyś z pasją punktował co głupsze wypowiedzi Wałęsy, tak Głowiński porównał przemówienie J. Kaczyńskiego do wystąpienia W. Gomułki. Jest to może zabawne zwłaszcza z punktu widzenia tych komunistów, co na przemówieniu Gomułki klaskali najgłośniej, choć dziś już tego nie pamiętają, bo są zawodowymi Europejczykami, ale z mojego punktu widzenia budzi to jakiś mimowolny wstręt. Nie jakieś zażenowanie, zawstydzenie, zniesmaczenie, ale zwykły wstręt. Pal diabli tam Wałęsę z jego semantycznymi nonsensami – być może jest to rzecz warta rozpraw lingwistycznych. Wydaje się jednak, że akurat Kaczyński to jest jeden z ostatnich polityków, którego o językowe bredzenie można by posądzić. Pomijam już dość oczywiste różnice między politykiem antykomunistycznym, a sowiecką gnidą, czyli zwykłym kremlowskim agentem jakim był Gomułka, posyłający na ludzi pały i czołgi. Oczywiście porządnemu językoznawcy to nie musi przeszkadzać, on wszak bada tylko czyjeś zdania, nie?

Jakoś tak się składa, że nie badano polskiej nowomowy (ja przynajmniej się nie spotkałem) w tekstach komunistycznych po 1989 r. Nie poddano drobiazgowej semantycznej analizie tego, co publikowała komunistyczna „Polityka”, „Trybuna”, „dziś” i podobne im „wydawnictwa”, że o gadzinówce Urbana nie wspomnę, nie badano drobiazgowo języka „GW”, a przecież tam słowotwórców, neologistów, eufemistów od groma było. I co jeden, to lepszy. Z zadziwiającym zaś uporem analizowano „mowę nienawiści” w „niszowych pisemkach prawicowych”, z upodobaniem mieszając jakieś bezpieczniackie produkcje Bubla z takimi tytułami, jak „Najwyższy Czas!” czy „Nasz Dziennik”. W ten sposób semantycy nie dostrzegali prawdziwej mowy nienawiści, jaka płynęła z komunistycznych łamów, zaś koncentrowali się na szyderstwach czy publicystycznych połajankach pod kierunkiem różnych środowisk ze strony prawicowych autorów. Tropiono więc, rzecz jasna, „antysemityzm” oraz, z czasem, „homofobię”, „ksenofobię” i „uniofobię”. Jednocześnie nie robiono żadnego problemu z postępującej wulgaryzacji polskiego języka w pop kulturze (na klęczkach wprost adorując „oryginalnych” idiotów hip hopowców, młócących treści zmielone dawno przez amerykańskich czarnoskórych raperów) czy też zakłamań i ekwiwokacji, jakie wprowadzała do języka polityki „pookrągłostołowa” kamaryla.

Stopień zakłamania, jaki przyjął dzisiejszy dyskurs (także naukowy, co ciekawsze) w Polsce jest porównywalny z tym, jaki mieliśmy za ancien regime'u. Wtedy też rozmaici specjaliści z lubością cytowali (w cudzysłowach, żeby zaznaczyć swój ironiczny, zdrowy dystans) język „rewizjonistów” z RWE czy innych antykomunistów z otoczenia Reagana. Ponure jednak jest to, że ludzie, którzy kiedyś analizowali język komunistycznej propagandy, zatrudniają się w charakterze ekspertów po stronie komunistycznej, dostrzegając propagandę i zakłamanie tam, gdzie ich nie ma.


http://www.rp.pl/artykul/2,326863__Nowomowa_po_polsku___20_lat_pozniej.html

7 komentarzy

avatar użytkownika Przemo

1. FYM

Moje dwie łapy pod Twoim wpisem.

Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.

avatar użytkownika Maryla

2. zatrudniają się w charakterze ekspertów po stronie komunistyczne

FYM, ci ludzie sie tak zapętlili, obserwując to, co sie dzieje w PRL-bis, mam czasami wrazenie, ze wszycy ulegli jakiejs hipnozie, a to tylko kasa, misiu, a często tez, zadaniowani wcześniej "bojownicy o demokrację" dzisiaj nie musza udawać. pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Tymczasowy

3. Od Jadzi

to lepiej sie od..., to nie jest nawet, Twoj, bardzo wysoki, poziom. Jej poziom jest po prostu, rzadko osiagalny, dla zwyklego czlowieka. Jest wyzszy i nie zawsze do pojecia. Bo Ona, to inny wymiar. Na przyklad, tak jak paru aktorow hollywoodzkich, ktorzy sami sa w stanie udzwignac calyfilm: Angleina Jolie, Dustin Hoffman, Jodie Foster, Depp, Al Pacino...".
avatar użytkownika FreeYourMind

4. Przemo

dzięki dzięki :)
avatar użytkownika FreeYourMind

5. Marylo,

ja zaś czasami się zastanawiam, czy w III RP nie tyle mamy do czynienia z zapętleniem tego typu ludzi, co z odsłoną ich prawdziwej twarzy :) Pozdr
avatar użytkownika FreeYourMind

6. Tymczasowy

przyznam, że nie za bardzo skumałem czaczę.
avatar użytkownika MoherowyFighter

7. Pani Marylo,

Zapętlili? To chyba jakiś eufemizm. To jest racjonalizacja swojego prokomunistycznego serwilizmu (okupionego nierzadko wsypaniem ojca, matki, żony, męża, brata, siostry etc. w zamian za ekspresową karierę) i dalszego sprzedawania się właścicielom PRL2. A że się doktryna odwróciła i dzisiaj zamiast Marksa, Engelsa, Lenina, Trockiego i Stalina trzeba wielbić Smitha, Milla i Friedmana, to to się przecież da jakoś semantycznie uzasadnić. Przecież nie takie rzeczy się uzasadniało.