4 czerwca 2009, obchody rocznicy wyborów '89. Na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie zorganizowane ze sporym rozmachem: szereg wystaw, akcji, stoisk, baloniki, zdjęcia z lat '80, wspomnienia, broszury, ulotki. Na jednej z ulotek, pod hasłem "OPÓR W STANIE WOJENNYM 1982-1986", czytamy:

Wydawało się, że raz puszczona w ruch machina terroru zmiażdży wszystko, a naród - pobity i upokorzony - padnie na kolana. Nic takiego się nie stało. [...] Nastąpiło chłodne pożegnanie narodu z władzą. [...] Naród wydaje się trwać przy swoim, jak gdyby zdecydował niedowołalnie, że tę władzę przetrzyma, że raczej gotów jest zdechnąć, byleby zdechła również władza!

Cytowane słowa pochodzą z roku 1983, a ich autorem jest pisarz Andrzej Szczypiorski, wieloletni TW służb specjalnych PRL, który donosił na własnego ojca. Co prawda w stanie wojennym Szczypiorski stał już po drugiej stronie barykady i był z kolei ofiarą donosów swojego syna, ale też nie ujawniał prawdy o swej agenturalnej przeszłości. Nie zdecydował się jej ujawnić także po roku '89, gdy odgrywał już rolę autorytetu moralnego. Na dodatek jest znany z tego, że patrzył na naród polski niekoniecznie z takim podziwem, jak w cytowanym tekście. Nie są wyjątkiem w jego dorobku konkluzje w rodzaju: cechy charakterystyczne społeczeństwa polskiego to: alkoholizm, nieuczciwość, brak tolerancji względem inaczej myślących, nieposzanowanie pracy, zarówno cudzej jak i własnej (patrz Wikicytaty).

Pozostaje pytanie, dlaczego organizatorzy obchodów, mając do dyspozycji setki, tysiące materiałów wspominkowych o stanie wojennym, zdecydowali się sięgnąć po Szczypiorskiego (na owej ulotce zestawiony z Wiktorem Kulerskim, wiceprzewodniczącym Zarządu Regionu Mazowsze "S"). Nie dostrzegli niezręczności? Nie znają życiorysu Sczypiorskiego, choć stawiają sobie za cel edukację młodzieży z zakresu historii najnowszej? A może wybrali tego autora z premedytacją?

Pytanie o tyle zasadne, że Dom Spotkań z Historią wydaje się lansować dość jednostronne widzenie historii schyłkowego peerelu i początków III RP. Przedstawicielka tej instytucji, goszcząc na antenie radia TOK FM zadeklarowała, że zależy jej na wypromowaniu 4 czerwca jako polskiego święta, rozumianego jako rocznica wielkiego narodowego sukcesu, zaprzeczenia świąt martyrologicznych. Problem w tym, że patrzenie na wybory z roku 1989 tylko i wyłącznie w kategoriach nagłego, niespodziewanego "skończenia się w Polsce komunizmu" usuwa z pola widzenia głębsze aspekty procesów historycznych lat '80. W czwartkowy wieczór nie było miejsca na przypominanie działań władz państw bloku sowieckiego, które od połowy lat '80 przygotowywały operację oddania opozycji części władzy politycznej przy zachowaniu władzy ekonomicznej. Nie było miejsca na fakty, które historykom takim, jak Antoni Dudek, kazały nazwać przemianę PRL w III RP "reglamentowaną rewolucją".

Przedstawicielka organizatorów obchodów podziękowała też radiu TOK FM za wielokrotne promowanie ich inicjatyw, co już samo w sobie może być sygnałem ostrzegawczym, że niekoniecznie chodzi o chęć zbliżania się do prawdy historycznej. Na jesień zapowiedziała obchody rocznicy powstania rządu Mazowieckiego, a ton wypowiedzi wskazywał, że szykuje się kolejny dzień pod hasłem "maksimum radości, zero kontrowersji". Nikt nie będzie zaprzątał sobie głowy pytaniem, czy z dziesiejszej perspektywy dokonania tego rządu przedstawiają się tak jednoznacznie pozytywnie, jak mogło się kiedyś wydawać. Oczywiście, że się przedstawiają.

Można by machnąć na to wszystko ręką i przyjąć, że skoro ludzie chcą świętować, to niech sobie świętują. Owszem, ale trochę mnie niepokoi, że Dom Spotkań z Historią jest instytucją publiczną, utrzymywaną z moich podatków, która za cel postawiła sobie m.in. rozpoznawanie, rozbudzanie oraz zaspokajanie potrzeb społecznych związanych z historią najnowszą oraz oddziaływanie na współczesną świadomość zbiorową, w tym zwłaszcza młodego pokolenia. Oddziaływanie na świadomość zbiorową za publiczne pieniądze wymaga, aby nie selekcjonować faktów historycznych pod kątem ich przydatności do obrony z góry założonej tezy.

Można nawet odnieść wrażenie, że w celu dotarcia do młodego pokolenia DSH sięgnął po taktykę stosowaną z powodzeniem od lat przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy: wypromowana przez media ogólnonarodowa uroczystość ze szczytnym przesłaniem, dużo pozytywnej energii, radości i zabawy, do tego darmowy (= kto za niego zapłacił?) koncert z niezwykle mocną obsadą - takiego nagromadzenia kultowych kapel z lat '80 już pewnie długo nie zobaczymy. A gdzieś w tle mniej lub bardziej jawne sączenie "właściwego" światopoglądu tudzież słusznej wizji historii - w tym przypadku przeplatanie występów artystów materiałami audiowizulanymi na zasadzie: możesz posłuchać świetnej muzyki, ale musisz przy okazji przyswoić sobie nasz ogląd wydarzeń lat '80.

Krytykowanie działań WOŚP jest zajęciem niewdzięcznym, bo krytykujący z miejsca ustawia się do bicia jako ten, któremu obojętne jest zdrowie i życie małych dzieci. Domyślam się, że pisanie niepochlebnie o czwartkowych obchodach także zostanie odczytane w najlepszym razie jako niegodne uwagi malkontenctwo. Cóż, trudno. Nie chcę zresztą powiedzieć, że całe wydarzenie było jednym wielkim kantem, czy nawet że było szkodliwe. Chcę za to zauważyć, że warto patrzeć na ręce instytucjom, które pragną za nasze pieniądze oddziaływać na świadomość zbiorową młodego pokolenia.