Uciszanie Radia Maryja

avatar użytkownika Pelargonia
Ustawa o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych ogranicza swobodę działania nadawcy społecznego. Przygotowywany wspólnie przez PO, SLD i PSL projekt Ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych wprowadza wiele zmian względem dotychczas obowiązującej Ustawy o radiofonii i telewizji. Znosi m.in. odrębny status tzw. nadawcy społecznego, włączając go w struktury mediów niepublicznych. Tym samym znosi dotychczasowy przywilej zwolnienia tego typu ośrodków z opłat za udzielenie przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji koncesji na nadawanie programu. Ustawa o radiofonii i telewizji z 29 grudnia 1992 roku dokładnie definiowała zadania nadawcy społecznego i jasno określała jego rolę: "Nadawcą społecznym jest nadawca, którego program upowszechnia działalność wychowawczą i edukacyjną, działalność charytatywną, respektuje chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki, oraz zmierza do ugruntowania tożsamości narodowej, w którego programie nie są rozpowszechniane audycje ani inne przekazy, o których mowa w art. 18 ust. 5, który nie nadaje reklam lub telesprzedaży oraz sponsorowanych audycji lub innych sponsorowanych przekazów, który nie pobiera opłat z tytułu rozpowszechniania, rozprowadzania lub odbierania jego programu". Z racji istotnej funkcji społecznej rozgłośnie tego typu były zwolnione z opłat za udzielenie lub zmianę koncesji, a ponadto nadawcy społecznemu przysługiwało pierwszeństwo przy rozpatrywaniu wniosków o przydział częstotliwości. Status ten przysługuje głównie rozgłośniom związanym z Kościołem katolickim, z których zdecydowanie największą jest Radio Maryja. Nowa ustawa o nadawcy społecznym mówi niewiele, wrzucając go do jednego worka z nadawcami niepublicznymi. - Dla mnie jest to dziwny zabieg, dlatego że nadawca społeczny poprzednio był dokładnie zdefiniowany, tymczasem w nowej ustawie tej definicji nie ma - zwraca uwagę Wojciech Reszczyński, dziennikarz i były wicedyrektor Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia. - Wprawdzie można się odwołać do poprzedniej definicji, tym niemniej nadawca społeczny został ulokowany wraz z nadawcą pożytku publicznego w grupie nadawców niepublicznych. Co ciekawe, że o ile wcześniej nie było przepisów o uchyleniu koncesji dla nadawcy społecznego, o tyle teraz takie przepisy są. Różnią się one jednak od tych okoliczności, które decydują o uchyleniu koncesji dla nadawcy pożytku publicznego. Widać w tym jakieś kombinowanie, które każe być bardzo czujnym, bo znamy już przypadki wykorzystywania prawa poprzez użycie - albo nieużycie - różnych słów-wytrychów w celu załatwienia określonych spraw - wyjaśnia Reszczyński. I dodaje, że łatwo się domyślić, jaki może być cel tego typu zapisów. Jego zdaniem, całkiem realne jest niebezpieczeństwo "spacyfikowania" Radia Maryja. - Patrząc na politykę tego rządu i tych sił, które mają w Polsce dzisiaj najwięcej do powiedzenia, boję się o radio, które reprezentuje dzisiaj jedyne wolne słowo w Polsce. Tu widać intencje, że ustawodawca chciałby stworzyć takie możliwości, żeby zamknąć usta temu radiu, a przecież mamy prawo, które gwarantuje wolność słowa i wypowiedzi. Mimo to jest dążenie do tego, żeby metodami administracyjnymi poprzez zapisy ustawy o radiu i telewizji nałożyć kaganiec na Radio Maryja i pewnie też na rozgłośnie diecezjalne, kościelne - podsumowuje Reszczyński. - Bez nadawcy społecznego nie ma ani demokracji, ani pluralizmu. A ponieważ im chodzi o to, żeby życie społeczne pozostawało pod ich całkowitą kontrolą, więc próbują po raz kolejny podejść Radio Maryja, które jest największym nadawcą społecznym w naszym kraju - wtóruje mu prof. Piotr Jaroszyński, kierownik Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. - Chodzi o to, żeby utrudnić czy wręcz uniemożliwić normalne funkcjonowanie tej rozgłośni, która właśnie z tego tytułu, że ma tak bogatą ofertę programową, że jest tak bardzo zaangażowana w sprawy społeczne, że utrzymywana jest przez dobrowolne składki słuchaczy, nie pasuje do wizji mediów pozostających na pasku władzy lub biznesu. A to właśnie z tych ostatnich środowisk wywodzą się twórcy i propagatorzy projektu nowej ustawy medialnej - konkluduje prof. Jaroszyński. Żadnych wątpliwości co do rzeczywistego celu wprowadzenia znowelizowanych zapisów dotyczących nadawców społecznych nie ma również poseł Jan Dziedziczak (PiS), członek sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Mówi otwarcie, że zapisy tej ustawy są atakiem na Radio Maryja i inne rozgłośnie katolickie, którym chce się utrudnić funkcjonowanie i zmarginalizować ich rolę w eterze. - Zapisy tej ustawy de facto osłabiają pozycję nadawców społecznych. Platforma Obywatelska nie jest zadowolona z tego, że istnieją nadawcy społeczni - a przede wszystkim Radio Maryja - i robi wszystko, żeby pozycję nadawców społecznych, tak cenionych przez wielu obywateli, zlikwidować. Zapisy dotyczące nadawcy społecznego są zapisami mającymi realizować bieżące interesy PO, a przecież ustawa powinna być pisana na lata, nie pod jedną partię. Platforma nie rozumie, że w wyniku tego zapisu może doprowadzić do tego, iż nadawców społecznych w Polsce nie będzie. A formuła nadawców społecznych jest bardzo potrzebna i pożyteczna, jeśli chodzi w ogóle o interesy kraju, bo jest to działanie państwowotwórcze, budujące społeczeństwo obywatelskie - tłumaczy Dziedziczak. I dodaje, że konkurujące z nadawcami społecznymi media komercyjne na pewno już zacierają ręce. - Nie wiem jeszcze dokładnie, w jakiej formie, ale jako PiS na pewno będziemy protestować przeciwko temu zapisowi, bo nadawcy społeczni są w Polsce potrzebni, ponieważ tworzą państwo obywatelskie. Z pewnością zabierzemy głos podczas dyskusji w komisji i mogę nawet obiecać, że osobiście będę protestował - deklaruje poseł Dziedziczak. Przeciwko takiej interpretacji zapisów nowej ustawy stanowczo protestują jej autorzy, którzy nie zgadzają się z tezą, iż w nowej ustawie medialnej zostanie zmarginalizowana rola nadawców społecznych. - Absolutnie nie, nic się nie zmienia! Nie wiem, z czego zostało to wywnioskowane? - stanowczo protestuje Iwona Śledzińska-Katarasińska, przewodnicząca sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. - Zwracam uwagę, że nie ulega zmianie Ustawa o radiofonii i telewizji. Ta nowa ustawa nie jest "zamiast", tylko "obok", i nigdzie nie jest zmieniony status nadawcy społecznego. Proszę czytać ustawę, która obowiązuje i obowiązywać będzie, i tę jako ustawę dodatkową. Nadawca społeczny nie został tutaj zdefiniowany, bo jest w tej starej ustawie - ripostuje Śledzińska-Katarasińska. I zapewnia, że nie zmienią się stare zasady, tzn. zwolnienie nadawcy społecznego z opłat za koncesję. - Nie zmieniamy ustawy. Do tej pory nie było nadawcy pożytku publicznego, to jest nowa kategoria i oni płacą, a "wasi" nadawcy społeczni nie płacą - ucina posłanka. Maria S. Jasita - "Nasz Dziennik"

2 komentarze

avatar użytkownika Agamemnon

1. "Zygzakowata Żmija"

w ataku. Po utracie przez niego władzy trzeba będzie go postawić przed Trybunał Ludowy i rozliczyć.Jeśli ucieknie - odnaleźć i sprowadzić do Polski.

Agamemnon ........................... Nieodpowiedzialny, kto głupiemu losy państwa powierzył.

avatar użytkownika Kirker

2. Pelargonio

koncesji radiowo-telewizyjnej nie powinno być. KRRiT proponuję rozpędzić we wszystkie strony świata. Czy prawica by na tym ucierpiała? Wątpię. Przecież wystarczy porównać ilość portali prawicowych z ilością lewicowych. Gdyby na założenie telewizji albo radia nie potrzeba było koncesji, to byłoby tak samo. Z tego powodu lewactwo nigdy na pewne rzeczy się nie zgodzi! pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista