Grzegorz Braun - "Geopolityka polska 2015/2016 – szanse i zagrożenia"

avatar użytkownika intix

Relacja ze spotkania z Panem Grzegorzem Braunem, które odbyło się 27 listopada 2015r. w "Kawiarni na I Piętrze" budynku NOT w Gdańsku.
Zachęcam do zarezerwowania 2.32.17 (czas trwania), aby z uwagą wysłuchać całości.

https://www.youtube.com/watch?v=GwoyO_YehE4


***
https://www.pobudka.org/

Etykietowanie:

52 komentarzy

avatar użytkownika guantanamera

1. @intix

Masz wymagania... 2 i pól godziny z uwagą.
Przed Świętami ... Może jest to gdzieś w formie tekstu pisanego?
Pozdrawiam serdecznie :)

avatar użytkownika guantanamera

2. No więc

zaczęłam słuchać... i się wciągnęłam ... Nie mogłam się oderwać...
Zwłaszcza, że o takim scenariuszu sama myślę od dość dawna. Nawet nie znając tak wielu szczegółów międzynarodowych zależności i powiązań...
Ja poszłam w tych przewidywaniach nawet dalej. Otóż wydaje mi się, że rządząca poprzednio sitwa nie chciała by się jakiś przewrót - czy finansowy czy inny - z nią kojarzył i postanowiła wyłączyć się na jakiś czas. Napisałam o tym w notce "Co jest knute..." http://blogmedia24.pl/node/72616
Nasza sytuacja na pewno nie jest łatwa... Ale - i to jest najważniejsze: - "Panem historii jest Bóg..." - takie też jest zdanie Grzegorza Brauna...
Pozdrawiam

avatar użytkownika intix

4. Guantanamero...

zaczęłam słuchać... i się wciągnęłam ... Nie mogłam się oderwać...

Ze mną było podobnie, dlatego uprzedziłam aby zarezerwować czas.
Bardzo Ci dziękuję za zwrócenie uwagi na TĘ, bardzo ważną wypowiedź...
Uwagę nie tylko Twoją, ale poprzez dodanie komentarzy, tym samym pomogłaś zwrócić uwagę Innych...
Dziękuję też za dodanie linków... ja od siebie załączę tu kolejną część scenariusza...
http://blogmedia24.pl/node/72711

Pozdrawiam serdecznie...

avatar użytkownika intix

5. Grzegorz Braun na Konwencji Programowej ROMB

Wypowiedź Grzegorza Brauna na Konwencji Programowej Ruchu Obywatelskiego Miłośników Broni, Warszawa, 05.12.2015r.


https://youtu.be/72DqLvI1ecE
***
Pozwolę sobie dodać:
Posiadanie broni konieczne w Polsce. Bezwarunkowo!  © BezPrzesady

avatar użytkownika guantanamera

6. Scenariusz?

Nieznani sprawcy dopuścili się ataku na samochody wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego, pojazdy ojców redemptorystów posługujących w Radiu Maryja oraz działaczy Prawa i Sprawiedliwości.
Do incydentu doszło w trakcie obchodów 24. rocznicy Radia Maryja, które odbywały się w Bydgoszczy.
Podczas gdy w bazylice pw. św. Wincentego a‘Paulo sprawowana była Msza św., chuligani podłożyli ostre przedmioty pod koła samochodów zaparkowanych przed świątynią. Wskutek tego w części pojazdów zostały poprzebijane opony.
http://www.radiomaryja.pl/informacje/bydgoszcz-przebito-opony-ojcow-z-ra...

avatar użytkownika intix

7. Grzegorz Braun o książce "Stałe warianty gry"

Grzegorz Braun opowiada o książce "Stałe warianty gry", które ukazały się nakładem Wydawnictwa Prohibita (Warszawa, 2016). Książka dostępna w sprzedaży od 29 stycznia w księgarni na Dymińskiej 4 w Warszawie oraz w Internecie na Multibook.pl


avatar użytkownika intix

8. 30-31.01.2016 - I Zlot Pobudki

30.01.2016 Otwarcie I Zlotu Pobudki - Grzegorz Braun

https://youtu.be/yyBnW-G5Ht4

30.01.2016 Otwarcie I Zlotu Pobudki - Włodzimierz Skalik

https://youtu.be/MddxLCVvXZ0

30.01.2016 I Zlot Pobudki - Sławomir Olejniczak

https://youtu.be/fUm1h6rZjL8

30.01.2016 I Zlot Pobudki - Stanisław Michalkiewicz

https://youtu.be/DyL1CSKoO_w

...Zlot rozpoczął się tradycyjną Mszą Świętą odprawioną przez Ks. Grzegorza Śniadocha, który w kazaniu odpowiedział na pytanie „Dlaczego Msza Trydencka”.

Program pierwszego dnia obejmował konferencję ogólną w której wystąpienia miały kolejno następujące osoby:
– Grzegorz Braun – otwarcie Zlotu i powitanie uczestników,
– Włodzimierz Skalik – informacja o działalności Pobudki w ostatnich miesiącach i planach na 2016 rok,
– Sławomir Olejniczak – prelekcja „Co oznacza w XXI wieku być katolikiem walczącym”
– Stanisław Michalkiewicz – prelekcja „Jakich reform potrzebuje Polska”
– Ks. Stanisław Małkowski – prelekcja „Intronizacja Jezusa Chrystusa jako Króla Polski”

Następnie uczestnicy Zlotu podjęli czterogodzinną pracę w 4 grupach: Kościół, szkoła, strzelnica, mennica. Każdej grupie towarzyszyli eksperci, którzy zaprezentowali wiele interesujących przykładów działania w każdym z wymienionych 4 programowych obszarów. Następnie w żywej dyskusji podjęto próbę zaplanowania pracy naszego środowiska na 2016 rok.

W drugim dniu Zlotu odbyła się konferencja ogólna poświęcona prezentacji wyników pracy zespołowej z poprzedniego dnia.
Następnie odbył się niezwykle interesujący wykład końcowy wygłoszony przez Ks. prof. Tadeusza Guza na temat rewolucji protestanckiej Marcina Lutra.

Uczestnicy Zlotu udali się do Kościoła p.w. Klemensa Hofbauera przy ul. Karolkowie gdzie o 14-stej wzięli udział w tradycyjnej Mszy Świętej.

II Zlot Pobudki odbędzie się w ostatni weekend stycznia 2017 roku.

31.01.2016 I Zlot Pobudki - ks. prof. Tadeusz Guz

https://youtu.be/vllfP215wuw

***
Pozwolę sobie jeszcze załączyć - celem przypomnienia - powiązane tematycznie:

>Ks. prof. Tadeusz Guz -  "Ksiądz Piotr Skarga a sprawa protestantyzmu"

>Ks. Stanisław Małkowski o planowanej Intronizacji Chrystusa Króla w Polsce przez władze kościelne

>Herezja pacyfizmu - Ks. Grzegorz Śniadoch

avatar użytkownika intix

11. Prezydent Duda w wywiadzie dla Reutera:

Rosja dąży do nowej zimnej wojny. Polska poprze NATO w Syrii

Polski prezydent skomentował słowa rosyjskiego premiera Dymitryja Miedwiediewa, który określił stosunki Rosji z Zachodem jako zmierzające do „nowej zimnej wojny. Andrzej Duda zadeklarował też „gotowość Polski do wsparcia wysiłków NATO na rzecz zwalczania Państwa Islamskiego”.

Read more: http://www.pch24.pl/prezydent-duda-w-wywiadzie-dla-reutersa--rosja-dazy-...

avatar użytkownika intix

12. Braun:

w sprawie Wałęsy trwa festiwal hipokryzji

W komentowaniu najświeższej „rewelacji” odnalezienia oryginałów dokumentów poświadczających zdradę Wałęsy uczestniczy cała parada hipokrytów wcześniej opowiadających się za reglamentowaniem tej smutnej prawdy, albo występujących w charakterze stróżów i żyrantów kłamstwa jego biografii – mówi w rozmowie z PCh24.pl Grzegorz Braun, reżyser filmu „TW Bolek”.

Coś się zmieniło? Tyle się mówi o ujawnionych dokumentach dotyczących TW Bolka. Wyemitowano nawet pański film poświęcony tej postaci.

Z jednej strony to jest dobra rzecz - jak to mówią: "dobra psu i mucha" - że po tylu latach parę osób więcej może zapoznać się z informacjami istotnymi dla zrozumienia nie tylko historii, ale także punktu w którym się obecnie znajdujemy. Jednak fakt, że w 2016 roku zakłamanie biografii Lecha Wałęsy nadal przysparza zamętu w polskim życiu publicznym - to stanowi najpoważniejszy punkt aktu oskarżenia tego łajdaka przed sądem historii.

Do tych pierwotnych kłamstw stanowiących fundament jego kariery politycznej on dołożył kolejne – w interesie własnym i całej post-peerelowskiej łże-elity. Kolejne próby odsłonięcia prawdy – dziś już oczywistej – skutkowały nagonką na tych, którzy się o nią upominali. Fałszywa legenda Wałęsy była traktowana – słusznie – jako centralny zwornik systemu dezinformacji III RP. Jeszcze dziś głos zabierają etatowi żyranci wałęsowskich matactw: Smolar, Wujec, starszy Lis (ten co do "Solidarności" wszedł z gdańskiej PZPR) i młodszy Lis (jeden z Goebbelsików III RP) et consortes. Łączy ich z Wałęsą wspólnota interesów i podobnie nieprzeparta potrzeba retuszowania własnych życiorysów.

Od czasu, gdy przed dziesięciu laty pracowałem nad filmami o Lechu Wałęsie - a były to najpierw "Plusy dodatnie, plusy ujemne", a potem "TW Bolek" - wylano na nas całą rzekę nowych kłamstw i oszczerstw. W balsamowanie tego łajna zaangażowali się przecież tak prominentni propagandyści i agenci wpływu jak sam Andrzej Wajda. W podtrzymywanie mitu Wałęsy żywo angażowali się nie tylko Polacy - wspomnijmy dezinformacyjne występy z jednej strony np. prof. Normana Daviesa, a z drugiej ambasadora Stephena Mulla.

Ale nie tylko zagraniczni "moderatorzy" (specjaliści od usypiania polskiej opinii publicznej), nie tylko cała post i neo-eurokomuna walczy o Wałęsę do upadłego. Na naszych oczach rozgrywa się spektakl hipokryzji w wykonaniu tych, co w porę uciekli z tamtego tonącego okrętu. W komentowaniu najświeższej "rewelacji" odnalezienia oryginałów dokumentów poświadczających zdradę Wałęsy uczestniczy cała parada hipokrytów wcześniej opowiadających się za reglamentowaniem tej smutnej prawdy, albo występujących w charakterze stróżów i żyrantów kłamstwa jego biografii.

Kogo ma Pan na myśli?

Pierwszy z brzegu przykład to prof. Antoni Dudek. Nie kto inny a on właśnie, gdy trwały już prace redakcyjne nad książką Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka deklarował, że zrobi wszystko aby ta publikacja nie ujrzała światła dziennego. Obok niego bryluje dziś w charakterze eksperta dr Grzegorz Majchrzak z IPN, który przed dziesięciu laty biorąc udział w tzw. kolaudacji, która przesądziła o odłożeniu na półkę w TVP pierwszego filmu o sprawie "Bolka"-Wałęsy pt. "Plusy dodatnie, plusy ujemne", wypowiadał przekonanie, że "nie czas jeszcze" mówić o tych sprawach. Nie kto inny także, a sam Bronisław Wildstein oceniał ten film jako "niesprawiedliwy" wobec Wałęsy, a jego ludzie ocenzurowali wersję reżyserską filmu "TW Bolek" tuż przed emisją w 2008 r.

Która scena "wyleciała" z filmu?

Ówczesne kierownictwo TVP - ustami bodajże Jana Polkowskiego - zażądało wyeliminowania zakończenia, w którym wykorzystałem nagranie uroczystej przysięgi prezydenckiej Lecha Wałęsy. Dokonano tego szantażując, że film nie zostanie w ogóle wyemitowany, jeśli scena nie zostanie wycięta przez producenta – co kosztowało notabene poważne ochłodzenie naszych osobistych stosunków i dłuższą przerwę w twórczej współpracy. A dziś oglądam niektórych z tych ludzi występujących w rolach ekspertów w dziedzinie zakłamania, w którym sami brali udział.

Jak rozumiem, chodziło o podtrzymanie tej wersji, wedle której Wałęsa, owszem, nie jest całkiem w porządku, ale "ma też swoje zasługi". Ta wersja i dziś ma się całkiem dobrze, i jest bezkrytycznie reprodukowana np. przez ministra Piotra Glińskiego, któremu wciąż zdaje się, że historia "Bolka" to tylko przypadek uwikłania z początku lat 70. Wałęsa, jak mówi pan minister, "się zaplątał". To kolejna dezinformacja i kolejna wersja zgniłego kompromisu z prawdą.

A jaka jest prawda?

Otóż współpraca z SB w charakterze płatnego kapusia - to w życiu Lecha Wałęsy, owszem, zaledwie epizod - może nawet stosunkowo mało znaczący w kontekście jego całożyciowej lojalności wobec służb wojskowych, sowieckiej polskojęzycznej bezpieki. I to jest konstytutywny wątek biografii Lecha Wałęsy - trwająca do grobowej deski lojalność względem generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego. Prezentowane nam rozważanie przypadku drobnego kapusia "Bolka" to wersja "soft" i "light" kłamstwa biografii Wałęsy. Poważniejsze sprawy odsłonią się nam, kiedy zobaczymy Wałęsę jako lojalnego donosiciela od lat 60. Najpierw w ewidencji MO, a WSW - już w czasie odbywania przez niego zasadniczej służby wojskowej. Donosiciela oddanego w dzierżawę przez bezpiekę "zieloną", bezpiece "niebieskiej" na grudzień 1970 i kilka pracowitych lat jakie potem nastąpiły. Do dziś żyją przecież jeszcze jego koledzy-stoczniowcy, na których życiu zaważyły donosy płatnego kapusia "Bolka". Jednak już w 1976 roku Wałęsa zostaje najwyraźniej reaktywowany jako agent bezpieki wojskowej. Tego ślady dostrzegamy w znanych od dawna dokumentach. Jednak ich interpretacja przez historyków budzi poważne zastrzeżenia.

Jakie to dokumenty i ślady?

To znana od dawna notatka z rozmowy Wałęsy z funkcjonariuszami SB Ryszardem Łubińskim i Czesławem Wojtalikiem z 1978 r. Czytamy w niej, że Wałęsa zapowiedział iż o "nachodzeniu go przez SB zamelduje komu trzeba". Z całego kontekstu sytuacyjnego wynika, że może chodzić wyłącznie o bezpiekę wojskową. Pamiętajmy, że jak relacjonuje Krzysztof Wyszkowski, Wałęsa zgłosił się wcześniej do działaczy Wolnych Związków Zawodowych jako ewidentny prowokator.

Tym, którzy biorą za dobrą monetę dezinformacje płynące m.in. z gdańskiego muzeum "Solidarności" (etatowo fałszują tam historię ludzie spod znaku prof. Friszke) polecam również uważną lekturę zachowanego protokołu rozmowy Wałęsy z pułkownikami Kilisiem (MON) i Starszakiem (MSW) jesienią 1982 r. Wałęsa prowadzi z nimi dialog w siedzibie prokuratury wojskowej w Warszawie, kiedy jest zwalniany z internowania i podkreśla swoje zasługi dla reżimu komunistycznego.

Nie zapominajmy wreszcie o tym wszystkim, co zrobił Wałęsa dla zakłamywania najnowszej historii już jako prezydent RP. Powinien za to odpowiadać przed Trybunałem Stanu. Należy także pamiętać o ludzkich ofiarach poniesionych w walce o prawdę, a zatem ofiarach samego Lecha Wałęsy.

Ofiarach?

Wymienię tu Henryka Lenarciaka, którego jedyny wywiad na ten temat został wykorzystany w filmie "Plusy dodatnie, plusy ujemne" . Ten starszy kolega Wałęsy ze stoczni na stare lata pracował jako nocny portier - wkrótce po upublicznieniu filmu stracił pracę i zaraz potem zginął w ulicznym wypadku. Zatem kto chciałby podchodzić z pobłażaniem do sprawy "Bolka" jako niewinnej słabostki wielkiego człowieka niech najpierw zapozna się z biografią śp. Lenarciaka.

Trzeba wspomnieć także majora Janusza Stachowiaka. Kilka lat temu został on zaszczuty za swój udział w filmie, a także składanie zeznań podczas procesu jaki Wałęsa wytoczył Krzysztofowi Wyszkowskiemu. Śp. major - zmarł jak stwierdzono śmiercią samobójczą - okazał się jedynym funkcjonariuszem SB nie wahał się w tej sprawie mówić prawdy. Od niego pochodzi informacja o wcześniejszej rejestracji Wałęsy jako kapusia przez bezpiekę wojskową. Moim zdaniem należy mu się wysokie odznaczenie, a śledztwo w sprawie jego tajemniczego zgonu powinno zostać wznowione.

Do osób skrzywdzonych należy niewątpliwie także Anna Walentynowicz, z której za życia Wałęsa próbował zrobić mściwą wariatkę; jego ofiarą padł także Krzysztof Wyszkowski. A poza wymienionymi wyżej badaczami, ofiarą ogólnopolskiej nagonki stał się także Paweł Zyzak. Udział seansach szyderstwa i nienawiści wobec niego wzięli przecież przedstawiciele najwyższych władz państwowych z premierem Tuskiem na czele. Bardzo to charakterystyczne, że w ostatnich dniach Paweł Zyzak nie znalazł się na radarach warszawskich mediów. Sądzę, że w mediach bryluje do dziś całkiem sporo takich autorytetów, które nigdy nie zapomną kol. Zyzakowi własnego oportunizmu, jakim zdążyli się wykazać w jego sprawie.

Jaką rolę w sprawie ujawnienia materiałów dotyczących TW Bolka odegrała wdowa po generale Kiszczaku?

Jest kilka opcji. Ta najprostsza i chyba raczej mało wiarygodna, że pani Kiszczakowa wykazała się zwyczajnym brakiem rozsądku. A może to osoby życzliwe i bliskie wdowie wytłumaczyły jej, że bycie depozytariuszem takich tajemnic może kosztować życie? Akcja w świetle reflektorów sprawia, że zainteresowani mogą upewnić się, że pani Kiszczakowa nie jest w posiadaniu ani jednej kartki papieru mogącej posłużyć w demaskacji kolejnego historycznego autorytetu i legendy. W tym środowisku dobrze przecież pamięta się tragiczny los małżeństwa Jaroszewiczów. Może więc pani Kiszczakowa zadziałała bardziej racjonalnie, niż się to z pozoru zdawało.

Kiedy słyszę natomiast, że pierwszy jej kontakt z IPN miał miejsce już dwa tygodnie temu, to nie mogę sobie zadać innego pytania:  czy w tym czasie nie można było przygotować tej akcji porządnie – aby przy okazji spenetrować domy i dacze większej liczby postpeerelowskich generałów? Przeprowadzona takimi jak nam to pokazano w mediach metodami akcja IPN i służb policyjnych miała dość mizerne efekty - ale przy okazji spełniła funkcję sygnału ostrzegawczego skierowanych do ew. nieprzezornych, by zrobili porządek z papierami, których są depozytariuszami.

A jak ocenia Pan działania IPN i jego prezesa Łukasz Kamińskiego?

Jego występy z ostatnich dni są próbą autoliftingu własnej biografii. Prezes Kamiński był bowiem osobiście stróżem niepamięci oraz jednym z żyrantów tego zakłamania. IPN pod jego kierownictwem dokonał pełnego powrotu do niesławnej pamięci "kiereszczyzny", czyli pierwszych lat funkcjonowania Instytutu pod kierownictwem Leona Kieresa. Wówczas trudno było patrzeć na niego inaczej, niż jako na ostatnią kombinację dezinformacyjną Czesława Kiszczaka.

Czyli rozgrywa się - zwłaszcza w mediach - obecnie spektakl mający na celu dalszą reglamentację wiedzy o Wałęsie i III RP?

Owszem. Jeśli bowiem reżimowa telewizja mówi o czymś na okrągło przez 3 dni, to trudno nie pomyśleć jakie tematy schodzą z czołówek.

Ma Pan jakieś propozycje?

Na przykład wypowiedzenie przez Polskę, nie pierwszy to już raz, wojny państwu rezunów islamskich. Także inne czarne chmury, które zbierają się nad Polską. Moim zdaniem jeszcze w tym sezonie będziemy świadkami kulminacji... Kto wie, czym zostaniemy w pierwszej kolejności zbombardowani: kryzysem finansowym, wojną ukraińską, czy zamachami, których autorstwo przypisane zostanie "ekstremistom" - niekoniecznie już tylko islamskim? W tej sytuacji zatykanie mediów na całe doby seansem hipokryzji i zakłamania z pewnymi tylko pierwiastkami prawdy nie jest z pewnością dobre.

Czego zatem nowego dowiedzieliśmy się o Wałęsie?

O Lechu Wałęsie – zgoła niewiele. Ale i to, co już od dawna wiadomo, wystarczy do rewizji obowiązującej wersji historii – z jednoznacznie negatywnym dla niego skutkiem. Tym, którzy martwią się, że na dekonstrukcji mitu Wałęsy wszyscy coś tracimy, że "Polska traci", odpowiedzmy, że kłamstwo i łajdactwo nie mogą być fundamentem żadnej dobrej sprawy. Cóżby to była za Polska, gdyby jej przyszłość miała zależeć od utrzymywania zmowy milczenia nad łajdackimi sprawkami jednego oszusta?


Rozmawiał Łukasz Karpiel

http://www.pch24.pl/braun--w-sprawie-walesy-trwa-festiwal-hipokryzji,41344,i.html

avatar użytkownika intix

15. Grzegorz Braun: Zasady ograniczonego zaufania

fot: facebook/ Grzegorz BraunTrzecia wojna światowa nie jest już oderwaną od aktualnych realiów hipotezą badawczą, ani wizją z gatunku political fiction, ani też czarnym scenariuszem sensacyjnego filmu czy gry komputerowej.

O możliwości, ba! – wręcz nieuchronnej konieczności przejścia światowych konfliktów w fazę decydujących rozstrzygnięć o charakterze militarnym, mówią dziś coraz liczniejsi obserwatorzy i coraz poważniejsi gracze na globalnej scenie. W ostatnich dniach podczas monachijskiego spotkania o trzeciej wojnie wspominał m.in. premier Rosji. Jeśli tak otwartym tekstem zaczynają przemawiać dyplomaci i przywódcy największych mocarstw – sprawa jest naprawdę poważna.

W tej sytuacji wśród najpilniejszych zadań każdego polskiego państwowca powinno być upominanie się o zachowanie szczególnej ostrożności przez tych, którzy dziś sprawują władzę w Warszawie. Należy uczynić wszystko, aby Polska nie stała się w najbliższych miesiącach i latach jedną ze stron walczących w rozpalanym właśnie konflikcie. W każdym razie – aby nie szła na III wojnę światową w pierwszym szeregu. Już sama deklaracja wysyłki polskich lotników do Syrii jest fatalnym prognostykiem w tej sprawie. Kilka naszych F-16 niczego nie zmieni w bilansie sił ale łatwo posłużyć może jako zaczyn prowokacji, której konsekwencją będzie przeniesienie wojny na nasze terytorium.

Pod żadnym pozorem nie wolno dopuścić do utożsamienia polskiej racji
stanu z racją stanu jakiegokolwiek innego państwa. A konkretnie nie
wolno nam dopuścić do „zespawania na sztywno” naszej polityki z
imperialnym interesem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej.
Za całkowicie oderwane od rzeczywistości i kompletnie poronione należy uznać wszelkie koncepcje spekulowania na amerykańskiej giełdzie wyborczej – z liczeniem na lojalną wdzięczność tego czy innego domniemanego elekta. Warto dziś wspomnieć, jak to ledwie parę lat temu całkiem liczni polscy patrioci – ekscytowani przez paru „niezależnych” i „niepokornych” publicystów – pokładali wygórowane nadzieje w osobie pana senatora Mc Caina, który dziś przecież dołącza do szeregu „zaniepokojonych o los demokracji” u nas.

Należy stanowczo przeciwstawić się jakimkolwiek planom wyprowadzania Wojska Polskiego poza granice Rzeczypospolitej. Nawet jeśli takie rekomendacje będą miały miłe sercu Polaka opakowanie propagandowe – jeśli np. „wujkowie dobra rada” ze Stratforu czy innych ośrodków wojny dezinformacyjnej będą nam próbowali tę ideę sprzedać jako powrót do I Rzeczypospolitej. Jeśli konsekwencją tego ostatniego miałaby być np. frontalna konfrontacja Polaków z Białorusinami – będzie to może największa zbrodnia polityczna popełniona w naszym pokoleniu. Nie ma do tego absolutnie żadnych zgodnych z polską racją stanu przesłanek politycznych, gospodarczych, a tym bardziej kulturowych. Z Białorusinami – jedynym sąsiadującym z nami narodem, z którym nie mamy żadnych zasadniczych „zaszłości” do wyjaśnienia (niczego w rodzaju zbrodni katyńskiej, czy rzezi wołyńskiej) – powinniśmy raczej pilnie współtworzyć budować środkowoeuropejski system bezpieczeństwa i wspólnotę gospodarczą. Kto więc wyśle, dajmy na to, brygady pancerne Wojska Polskiego na kurs bojowy przeciwko armii naszego wschodniego sąsiada – ten działać będzie w istocie w cudzym, nie polskim interesie narodowym.

Równie stanowczo należy się przeciwstawiać wszelkim planom wprowadzania do Polski wojsk innych państw. Co innego bowiem ze wszech miar pożądane wzmacnianie potencjału i poziomu wyszkolenia Wojska Polskiego – choćby za amerykańskie pieniądze, a co innego tworzenie w Polsce eksterytorialnych stref – zwanych dla niepoznaki np. „bazami sprzętowymi” – gdzie nie będzie już w praktyce sięgać polska jurysdykcja. W obliczu wielce prawdopodobnej destabilizacji wewnętrznej, takie bazy łatwo okazać się mogą ośrodkami krystalizacji obcej suwerenności na naszym terytorium. Skąd nagle na Zachodzie ten powszechny konsensus co do pilnej potrzeby „wzmacniania wschodniej flanki NATO”? Pomijając już tragiczne doświadczenia minionych stuleci – sama praktyka kolejnych „resetów resetów” ostatniej dekady nie daje Polakom żadnych podstaw do tego, by przyjmować ten nagły przypływ troski zachodnich aliantów o nasze bezpieczeństwo.

Przemawiający w Monachium premier Miedwiediew wyraźnie zakomunikował, że w sprawie Syrii rosyjscy i amerykańscy wojskowi działają już ręka w rękę. Co notabene było całkiem oczywiste od chwili, kiedy latem ubiegłego roku izraelscy wojskowi komunikowali, że ich ruchy w syryjskiej przestrzeni powietrznej są uzgadniane z Rosjanami. Jakże ślepym trzeba być, żeby całkiem ignorować wymowę tych faktów – albo jakże naiwnym, żeby mniemać, że GRU pozostaje dla DIA solidnym partnerem i aliantem w Syrii, ale za to wrażym przeciwnikiem w Polsce czy na Ukrainie?

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!
(przyp.:TUTAJ)
https://wirtualnapolonia.com/2016/02/25/grzegorz-braun-zasady-ograniczonego-zaufania/

avatar użytkownika intix

16. Grzegorz Braun:

Lech Wałęsa – dla znajomych z Gdańska „Wałek”, a dla SB-eków „Bolek”

Trudno doprawdy dodać jakikolwiek nowy, zasadniczy element do wizerunku Lecha Wałęsy – „Wałka”, dla znajomych z Trójmiasta, a dla znajomych z SB, „Bolka”. Sam delikwent zdołał już tyle razy skompromitować się publicznie, że wystarczyło tylko słuchać i notować zmieniające się wersje kolejnych kłamstw – własnymi wypowiedziami i czynami Wałęsa przedstawił się nam już wielokrotnie jako zdrajca, sprzedawczyk i bezczelny krętacz (notabene: także złodziej dokumentów).
(...)
http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/5779-tylko-u-nas-grzegorz-braun-...

avatar użytkownika intix

17. Grzegorz Braun:

Teraz potępiony ma być „radykalizm” i „ekstremizm” wszelaki. A co nim jest – to określać będą tacy eksperci, jak Hilarzyca Clintonowa, która wszak parę miesięcy temu stwierdziła, że nie w islamie problem, bowiem „radykałów” nie brakuje „we wszystkich religiach świata”. Albo tacy mędrcy, jak pan dr Wiaczesław Mosze Kantor, który w swym manifeście „bezpiecznej tzn. limitowanej tolerancji” [Secure Tolerance] poważnie rozszerzył listę zagrożeń europejskiej demokracji - umieścił na niej obok „radykalnych islamistów” także „radykalnych nacjonalistów”. Przy czym warto wiedzieć, że wedle anglosaskiej terminologii „nacjonalistyczna” może być np. Armia Krajowa – a więc wszystko to, co my nazwiemy po prostu patriotyzmem.
(...)
Czytaj całość > http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/5901-tylko-u-nas-grzegorz-braun-w-ostrych-slowach-pisze-o-lewicowych-dewiacjach-deradykalizacja

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

18. Trzecia Wojna Swiatowa już się zaczęła

Szczęść Boże

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

19. ++++++++++ ++++ ++.+.


++++++++++   ++++   ++.+.


Ojcze nasz...
Zdrowaś Maryjo...
Chwała Ojcu...

Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym na wieki wieków, Amen.
Dobry Jezu a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie...
Panie Miłosierdzia świeć nad ich duszami...
Amen.

avatar użytkownika intix

20. Panie Wojciechu

Bardzo dziękuję za podłączenie tej relacji ze spotkania z Panem Grzegorzem Braunem.
Dzisiaj jest 10 kwietnia...
Pozwolę sobie załączyć jeszcze odpowiedź na jedno z pytań, które padło podczas tego spotkania z Polonią - dotyczy Smoleńska...
Wielka szkoda, że odpowiedź została obcięta...


https://youtu.be/MrdUXF_HLKA

***
Szczęść Boże...

avatar użytkownika intix

21. Grzegorz Braun: "KTO OGŁUPIA POLSKI KRAJ?..."/wykład i dyskusja

"15 II 2016 r. w Sandomierzu. Sala konferencyjna Hotelu "Basztowy", Plac Ks. Poniatowskiego 2. Wykład pt. "KTO OGŁUPIA POLSKI KRAJ? BY BYŁY BEZPIECZNE: WIARA, RODZINA I WŁASNOŚĆ" przygotowany przez p. Jerzego Jońcę i ks. dr Krzysztofa Irka - wikariusza Parafii Katedralnej w Sandomierzu."

Gorąco zachęcam do zarezerwowania czasu (2.52.44), aby wysłuchać z uwagą CAŁEJ relacji ze spotkania.

https://youtu.be/wJOMu6ePX6k

avatar użytkownika intix

22. Grzegorz Braun o obcych wojskach i ustawie 1066:

Zapraszanie lisa do kurnika

Nie wiedzieć dlaczego, mimo sprawnego procedowania w parlamencie tylu „dobrych zmian”, wciąż pozostaje w mocy ustawa 1066 legalizująca działanie u nas funkcjonariuszy obcych służb policyjnych i tajnych – i to z bronią w ręku. A tymczasem rząd przyjął właśnie projekt prawa rozszerzającego możliwości operowania na naszym terytorium także obcych armii. I to w czasie trwania „pokoju” – bo taką możliwość w czasie wojny od dawna wynika, rzecz jasna, z zasad członkostwa w NATO.
(...)
Całość > http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/6006-tylko-u-nas-grzegorz-braun-o-obcych-wojskach-i-ustawie-1066-zapraszanie-lisa-do-kurnika

avatar użytkownika intix

23. Grzegorz Braun: Czarne chmury 2016

Aby jednak kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym (czy też innymi słowy: żydowska suwerenność wyspowa od Dniepropietrowska i Odessy po Wrocław i Szczecin) mogło w tym trybie wejść w fazę jawnej już całkiem krystalizacji – trzeba nieodzownie spełnić jeden warunek: trzeba jakoś pozbyć się tej młodzieży, która na stadionach i ulicach polskich miast manifestuje 1 marca, 1 sierpnia czy 11 listopada.
(...)
Czytaj całość > http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/6120-tylko-u-nas-grzegorz-braun-czarne-chmury-2016
***
Pozwolę sobie dodać:
Stanisław Michalkiewicz: O czym z senatorami rozmawiał i nie rozmawiał prezydent Duda

avatar użytkownika intix

26. Trudny i bolesny temat Polski... Polskiej Ziemi...

...którego nie powinniśmy bagatelizować... tak myślę... i w uzupełnieniu >powyższego komentarza, pozwolę sobie dodać, z zachętą do wnikliwej analizy tekstu:

O tym jak to PiS z polskiej państwowej ziemi zrobił prezent Żydom
(Opublikowano 7 Kwiecień 2016)

***
Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich zarejestrowany został w 1993 roku jako kontynuacja Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego, powstałego w 1946 roku.
(...)
 W skład Związku wchodzi osiem gmin żydowskich w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Łodzi, Szczecinie, Katowicach, Bielsku-Białej i Legnicy. A mniejszych skupiskach żydowskich Związek lub gminy posiadają filie.
Związek Gmin oraz Gminy Żydowskie działające w ramach Związku zrzeszają pełnoletnie osoby wyznania mojżeszowego, osoby narodowości żydowskiej lub pochodzenia żydowskiego, nie będące jednocześnie wyznawcami innych religii, posiadające obywatelstwo polskie, zamieszkałe na terytorium RP.
(...)
***
Czyli:
...osiem gmin żydowskich w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, Łodzi, Szczecinie, Katowicach, Bielsku-Białej i Legnicy... (plus filie)...
będzie miało prawo do... WYKUPU POLSKIEJ ZIEMI... (!!!)


WYSPY Judeopolonii...
***
W uzupełnieniu dalszej części poprzedniego komentarza pozwolę sobie dodać:

Amerykański niszczyciel USS Donald Cook wpłynął do Gdyni [FILM]


avatar użytkownika intix

28. GRZEGORZ BRAUN Z WYKLADAMI W CHICAGO

Kolejny raz pozwolę sobie zachęcić do zarezerwowania czasu (3.14.34), aby z uwagą wysłuchać całość.


https://youtu.be/BT04AZYKhf4

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

29. Był w Ottawie razem panią Biniendą

Uścisnąłem mu rękę i pochwaliłem się, że jako jedyny w stolicy Canady głosowałem na niego (skleroza). Na szczęście zostałem poprawiony, że było 4, ale przypomniałem sobie, że głosowałem z córką - to i tak 50% dla mnie ;)

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

30. Panie Wojciechu...:)

To musiało być miłe... uścisnąć prawicę prawego człowieka...
Ja, podobnie jak Pan, oddałam swój głos na Grzegorza Brauna, co chyba nie budziło wątpliwości u Czytelników mojego bloga.
Natomiast NIEpodonie jak Pan, bo bez sklerozy...:)
Przynajmniej ja o tym nic nie wiem, żaden lekarz jeszcze:) tego nie stwierdził...

Panie Wojciechu... w rozmowie z Panem pozwolę sobie podłączyć tu wpisy:
>POLSKO - NIE ZMARNUJ SZANSY...!

w którym wiele wypowiedzi Pana Grzegorza Brauna sprzed wyborów, do których można powracać...
a także wpis Elig:

>"Kandydat" - film o kampanii prezydenckiej Grzegorza Brauna

Pozwolę też sobie załączyć inny wpis Elig, moim tam komentarzem:

...Manipulacje... w "walce" o prawdę, do głosu nie dopuszcza się PRAWDY...
***
Załączam też SPAMOWY wpis:
Rodacy... Witajcie w...

Pozdrawiam... i za chwilę kolejna wypowiedź Grzegorza Brauna, (dotycząca Smoleńska) trochę spóźniona z mojej strony, ale wieeele innych wątków, proszę o wybaczenie...

avatar użytkownika intix

31. Grzegorz Braun mocno o Smoleńsku: Głośniej nad tymi trumnami!

Publikacja: poniedziałek, 11.04.2016

Szósta już rocznica zamachu „warszawsko-smoleńskiego” skłania do niewesołych podsumowań. Oto bowiem za parę dni kończy się bezowocnie kolejny „sezon” ekshumacji, które prokuratura zarządza zwyczajowo pomiędzy 15 października a 15 kwietnia.


Trumny podwójnie zapieczętowane – dosłownie: zaspawane jeszcze w Moskwie, a potem obłożone dodatkowo politycznym embargiem tu, w Warszawie – pozostają przecież jednymi z kluczowych dowodów niewątpliwej zbrodni. Ich otwarcie to akurat przy całej swej drastyczności najprostsza czynność, jaka niewątpliwie mogłaby nas przybliżyć do wyjaśnienia tajemnicy tych wydarzeń, których kulminantą był zamach stanu 10 kwietnia 2010 r. Mogłaby – ale jakoś nie przybliża. A przecież wszelkie urojone bariery urzędowe i całkiem realne polityczne blokady – od ubiegłorocznej jesieni nie powinny już przecież nikomu przeszkadzać. Od miesięcy trwać powinny wytężone prace anatomopatologów, medyków sądowych, śledczych i prokuratorów, oni winni pilnie inicjować i bacznie nadzorować wydobycie z ziemi i otwarcie tych trumien, które nie zostały od razu spopielone. I powinno to nastąpić z urzędu – ponieważ w każdym przypadku zachodzi podejrzenie popełnienia zbrodni – a także innych groźnych i ohydnych przestępstw. Podejrzenie graniczące z pewnością – zważywszy szokujące wyniki tych zaledwie kilku ekshumacji, które ujawniły zamianę i bezczeszczenie zwłok m.in. śp. Anny Walentynowicz. A jednak do tej przerażającej prawdy, jaką kryją pozostałe rosyjskie trumny złożone na kilkudziesięciu polskich cmentarzach nikomu jakoś się nie spieszy.

Trumny nie są zresztą jedynym tematem, nad którym zapadła pełna fałszywej hipokryzji cisza. Od lat, niemal od samego początku „smoleńskich śledztw” nie brak zagadek, na których szybkim rozwiązaniu najwyraźniej nikomu z wysoko postawionych graczy tak naprawdę nie zależy. Nic dziwnego, że nie zależało urzędnikom, funkcjonariuszom i kolaborantom z poprzedniego rozdania – niewątpliwie współodpowiedzialnym za jedno z trojga: samą zbrodnię lub stworzenie sytuacji dogodnej dla zamachowców, albo przynajmniej za tuszowanie, matactwa i zaniechania (również zbrodnicze, bo chodzi tu przecież w ogóle o zbrodnię stanu). Ale że wcale niespieszno również i tym z nowego układu, aktywistom i rzecznikom „obozu patriotycznego” – tym, którzy przecież przez całe lata robili takie wrażenie, jakby nie było dla nich ważniejszej sprawy – to z każdym tygodniem staje się coraz bardziej fascynujące. Czyżby zdawało im się, że mają resztę długiego życia na spokojne dochodzenie prawdy?

Owszem, to dzięki działalności Konferencji Smoleńskich i zespołu parlamentarnego ostatecznie skompromitowane zostały pierwotne wersje oficjalne – te wyprodukowane w Moskwie, a następnie „na bezczelnego” reprodukowane przez Warszawę poprzedniego reżimu Tuska, Kopacz, Arabskiego i Komorowskiego – wersje Anodiny, Millera, Laska et consortes – obfitujące w wewnętrzne sprzeczności i niewytrzymujące konfrontacji z podstawową wiedzą o prawach fizyki i realiach ruchu lotniczego. Ich kłamstw i matactw nikt i nic już nie obroni i nie usprawiedliwi przed sądem historii. Ale zło do zła dołożyli ci spośród niezależnych badaczy i niepokornych dziennikarzy, którzy zamiast poprzestać na negatywnej weryfikacji tamtych wersji urzędowych – sami budują własną narrację, która niestety również ma charakter w znacznym stopniu nienaukowy, a raczej propagandowy. Wersja o dwóch wybuchach okazuje się niestety równie nie do obrony, jak wersja o błędzie pilota i pancernej brzozie – jedna i druga zachowuje spójność tylko pod warunkiem, że zignorujemy wszelkie dowody sprzeczne ze z góry założoną tezą i skrzętnie pominiemy niepasujące do nich elementy.

Z każdym rokiem coraz trudniej oprzeć się wrażeniu, że ukonstytuował się nawet pewien niepisany sojusz ponad podziałami – czego znamiennym świadectwem jest zgodne przemilczanie kluczowych warszawsko-smoleńskich zagadek przez polityków i publicystów ze zgoła przeciwnych, w innych sprawach zajadle zwalczających się obozów. Imponująca jest liczba i kaliber faktów zgodnie przemilczanych i pytań nigdy niezadanych ani przez „Gazetę Wyborczą”, ani przez „Gazetę Polską”. Jedni i drudzy wolą miesiącami uprawiać swego rodzaju polityczny „wrestling” – ale przecież ani jedni, ani drudzy nie zadają podstawowych pytań, np. o wojskowe Okęcie, o wyburzony tam hangar nr 21, o miejsca zbiórki i ostatnią drogę wszystkich pasażerów, o godziny wyjścia z domu i ostatnie telefony, o wizytę prezydenta Kaczyńskiego w Wilnie (9 kwietnia) czy o wizytę generała Petraeusa w Warszawie (7–9 kwietnia 2010), etc., etc. A wątpliwości dotyczą spraw zupełnie zasadniczych – takich jak faktyczna lista obecności, liczba i godziny startów samolotów czy tożsamość szczątków z pobojowiska na Siewiernym z tym płatowcem, który rankiem 10 kwietnia wystartować miał z Warszawy. Wszak niechętnie, ale jednak przyznają to wszyscy poczciwi i skądinąd zasłużeni weterani Konferencji Smoleńskich, że to jest tylko ich założenie wyjściowe – ale w żadnym wypadku nie potwierdzony naukowo fakt. A jednak opierając się na takiej, nieweryfikowalnej jak dotąd przesłance, potrafią oni latami wyliczać trajektorie lotu szczątków wraku w ostatnich sekundach lotu – uparcie ignorują np. ustalenie swego kolegi, profesora Cieszewskiego, który już w roku 2012 wskazał kapitalną zbieżność plam „ostatniego śniegu” widocznych na zdjęciu satelitarnym z 5 kwietnia z położeniem dużych szczątków wraku widocznych na zdjęciach wykonanych już po „katastrofie”. Prof. Cieszewski z ostrożności warsztatowej nie zechciał posunąć się dalej w konkluzjach – ale w 2013 r. skorygował jeszcze własne ustalenie, stwierdzając, że to, co pierwotnie wziął za „śnieg”, jest w istocie czymś „ludzką ręką uczynionym”. Jego szacowni koledzy, zamiast ustosunkować się jakoś do tego fenomenu, wolą zajmować się budowaniem kolejnych abstrakcyjnych konstrukcji opartych na pierwotnych „założeniach” i z uporem godnym lepszej sprawy starają się zabetonować wersję o kolejnych „wybuchach” na podejściu prezydenckiego tupolewa do Siewiernego.

Polscy państwowcy nie powinni akceptować „prawdy selektywnej” o zamachu warszawsko-smoleńskim 2010 r.; nie powinni brać za dobrą monetę wersji propagandowych – niezależnie od tego, czy są one propagowane przez „obóz zdrady” czy przez „obóz patriotyczny”. Nie wolno w tej – ani zresztą w żadnej innej sprawie – przyjmować fałszywej logiki i wykrzywionej etyki, która zamiast prawdy każe kontentować się gorszymi od kłamstwa półprawdami zgodnymi z aktualną „mądrością etapu”. Nad smoleńskimi trumnami niechaj więc nigdy nie zapada cisza – bez względu na to, jak drastyczną w szczegółach i jak po diabelsku zawikłaną rzeczywistość mogą nam odsłonić.

Komentarz ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!
http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/6452-tylko-u-nas-grzegorz-braun-mocno-o-smolensku-glosniej-nad-tymi-trumnami

avatar użytkownika intix

32. Grzegorz Braun:

o wpychaniu nam uchodźców przez USA: „Wuja słuchał będziesz”

Odwiedził nas ostatnio kolejny imperialny „rewizor” – pan Anthony (vel Tony) Blinken, zastępca amerykańskiego sekretarza stanu. Wpadł do Warszawy, żeby protekcjonalnym tonem pouczyć nas w sprawie „uchodźców-nachodźców”: – Europa powinna mówić w tej sprawie jednym głosem, a Polska ze względu na swoją historię i geografię rozumie, czym jest kryzys uchodźczy. Wiemy, jakie to niesie obciążenie dla społeczności, bo sami mamy problem z przyjęciem uchodźców, ale nie zapominajmy o tym, że mówimy o ludziach takich jak my. Nasi rodzice, dziadkowie też szukali schronienia przed przemocą.

Zwróćmy uwagę na zastosowaną tu strategię perswazji: „ludzie tacy jak my”, ba!, może nawet więcej – jak „nasi rodzice i dziadkowie”. Kto w tej sytuacji ośmieli się okazać brak entuzjazmu – ten zdemaskuje się jako barbarzyńca i wyrodek. Nie przypuszczam, by pan Blinken zapoznawał się w ramach swoich obowiązków służbowych z „Trylogią”, ale najwyraźniej próbuje stosować retorykę pana Zagłoby, skuteczną wobec Rocha Kowalskiego – próbuje wyegzekwować lojalność i posłuszeństwo przez zbudowanie absurdalnego łańcucha fikcyjnych zależności rodzinnych. Aby należycie docenić groteskową absurdalność uroszczeń i jednoczesną bezczelność imperialnego emisariusza, przypomnijmy nieśmiertelną scenę z „Potopu”, kiedy to Zagłoba klaruje świeżo zapoznanemu, mało lotnemu wojakowi:

Gdzie ojca nie ma, tam Pismo mówi: wuja słuchał będziesz. Jest to jakby rodzicielska władza, której grzech, Rochu, się sprzeciwić... Bo nawet i to zauważ, że kto się ożeni, ten snadnie ojcem być może; ale w wuju płynie ta sama krew, co w matce. Nie jestem ci wprawdzie bratem twej matki, ale moja babka musiała być ciotką twej babki; więc poznaj to, że powaga kilku pokoleń we mnie spoczywa, bo jako wszyscy na tym świecie jesteśmy śmiertelni, tedy władza z jednych na drugich przechodzi i ani hetmańska, ani królewska nie może jej negować, ani nikogo zmuszać, żeby się oponował. Co prawda, to święte! Mali hetman wielki, czy też, dajmy na to, polny, prawo nakazać, nie już szlachcicowi i towarzyszowi, ale lada jakiemu ciurze, żeby się na ojca, matkę, na dziada albo na starą ociemniałą babkę porywał? Odpowiedz na to, Rochu! Mali prawo?

Tak też właśnie na bezczelnego próbuje nas urabiać pan podsekretarz Blinken – powołując się na rzekomą wspólnotę doświadczeń swych przodków i imigrantów szturmujących dziś Europę, próbuje szantażować nas emocjonalnie.

Przy okazji warto zwrócić uwagę na powracające tu, a od dłuższego już czasu obecne w propagandzie traktowanie „otwartości na uchodźców” jako probierza poziomu cywilizacyjnego. Kto nie jest dostatecznie „otwarty”, temu natychmiast zarzucić można ksenofobię, rasizm i – jednym tchem – antysemityzm. Pan Blinken, odnotujmy, pochodzi wszak z rodziny ocalonych z Holokaustu – i to poniekąd podwójnie: drugi mąż jego matki, Samuel Pisar z Białegostoku, świadek Auschwitz i Dachau, zamieszkały w Paryżu, otaczał młodego Tonia Blinkena ojcowską opieką. I oto przekazana tak bezpośrednio „pamięć Holokaustu” służyć ma jako chwyt retoryczny do egzekwowania naszej uległości wobec dyktatu centrali eurokołchozu w sprawie rozmieszczenia islamskich uchodźców (sic!). Pan Blinken odwołuje się do dramatu pokolenia swego ojczyma, aby uzmysłowić nam, że udzielanie schronienia przed przemocą każdemu, kogo zechce nam podesłać pani Merkel do spółki z panią Bieńkowską – to moralna powinność, którą musimy bez szemrania zaakceptować.

Aktualna „mądrość etapu” domaga się od nas gościnności wobec migrantów z Bliskiego Wschodu, ale kto wie, na kogo jeszcze przyjdzie nam się otworzyć w niedalekiej przyszłości – zwłaszcza jeśli latem choć w części zaczną się spełniać przepowiednie wygłaszane przez tak renomowanych proroków jak Mosze Kantor, prezes Europejskiego Kongresu Żydowskiego. Przypomnijmy, że ten ostatni, pod koniec stycznia bawiąc w Moskwie, żalił się Władimirowi Putinowi, że sytuacja Żydów w Europie jest najgorsza od czasów II wojny światowej (sic!), i straszył „brudną bombą” w rękach rezunów ISIS. Jeśli jak prorokował, w ślad za falą „uchodźców” rozlać ma się po całym kontynencie fala „terroru islamskiego” – kto wie, jaka pielgrzymka ludów ruszyć może jeszcze tego lata z Europy Zachodniej na wschód? Jeśli istotnie, jak to w ślad za Kantorem prorokowali jeszcze w zimie np. Yoram Schweitzer czy gen. Paweł Pruszyński, akty terroru z użyciem „brudnej bomby” czy broni chemicznej wymierzone będą najpierw w Euro 2016 we Francji (czerwiec), a potem Światowe Dni Młodzieży w Polsce (lipiec) – to kto wie, czy w ramach nowej „transformacji” nie przyjdzie nam gościć przybyszów nie tylko z Bliskiego Wschodu. I wówczas okazać się może, że analogia, jaką posłużył się podczas warszawskiej gospodarskiej wizyty pan Blinken, jest ściślejsza, niżby się dziś zdawało.

Podczas gdy pan podsekretarz Blinken usiłował robić z nas idiotów, jego szef, sekretarz Kerry, miał na głowie ważniejsze sprawy – został w USA m.in. po to, żeby studentom jednej z bostońskich uczelni tłumaczyć, że przyjdzie im żyć „w świecie bez granic” („borderless world”), w którym największymi zagrożeniami są: terroryzm, bieda i globalne ocieplenie. John Kerry pił tam wyraźnie do konceptu Donalda Trumpa: budowy muru, który zatrzyma nielegalnych imigrantów. To bez sensu, tłumaczył Kerry, bo nie ma takiej ściany, za którą można by się schować przed „nowymi technologiami”. Słuszna racja. Ale po co wobec tego jakiekolwiek amerykańskie bazy w Europie? Po co „stała obecność” wojsk NATO w Polsce? Może wystarczy choć część tych „nowych technologii”, nad którymi pracują instytuty badawcze zakontraktowane przez armię USA, które mogliby towarzysze amerykańscy przekazać swoim sojusznikom – i wtedy „wzmocnienie wschodniej flanki” stanie się faktem? Kto szczerze chciałby dbać o pokój w Europie Środkowej – powinien czynić wszystko, by wzmocnić Wojsko Polskie. I można tego dokonać błyskawicznie – głównie właśnie poprzez transfer technologii. Ale tego najwyraźniej nasi amerykańscy sojusznicy nie chcą uczynić.

Realną wykładnią zamiarów i praktycznym sprawdzianem intencji naszych imperialnych patronów jest sprawa trzech tuzinów polskich F-16, które już w momencie zakupu były sprzętem mocno posuniętym w latach. Jak wiadomo, Amerykanie nie uznali za stosowne przekazać naszym lotnikom żadnego uzbrojenia do tych maszyn – stąd wielkim świętem dla pilotów była możliwość ćwiczeń na poligonach izraelskich. À propos – Izrael uzyskał w zeszłym roku promesę na zakup (zważywszy wysokość rocznej dotacji federalnej, może raczej prezent) najnowszych F-35 – zatem Izrael stanie się pierwszym nieamerykańskim użytkownikiem myśliwców piątej generacji. Tymczasem nasze F-16 (faktycznie dwie generacje do tyłu) pozostają nieuzbrojone – a na dodatek, jak wieść niesie, bieżących napraw dokonuje się w nich metodą „kanibalizmu” wewnętrznego: wymontowane podzespoły jednych płatowców służą do czasowego podnoszenia sprawności innych (zanim z USA sprowadzone zostaną zamienniki zdefektowanych elementów). To zresztą i tak z grubsza wszystko jedno, bo przecież wojenne „plany ewentualnościowe” NATO przewidują natychmiastową ich relokację poza granice Polski – a konkretnie: zaraz w pierwszych godzinach wojny wszystkie nasze F-16 mają zostać przebazowane na lotniska niemieckie (sic!).

Otóż także i w świetle takich faktów doprawdy trudno oprzeć się wrażeniu, że spotkania naszych Szczerskich i Waszczykowskich z wizytatorami z Waszyngtonu coraz żywiej przypominają dialog Rocha Kowalskiego z „wujem” Zagłobą.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!

avatar użytkownika intix

33. Grzegorz Braun: Anakonda nadpełza.

Czy możliwa jest obca interwencja w Polsce?

Z przepastnego wnętrza kadłuba okrętu „Independence II” na polską ziemię zjechały w ostatnich dniach setki pojazdów kołowych armii amerykańskiej. W najbliższych dniach do portu w Szczecinie przybić mają cztery kolejne takie transportowce ze sprzętem i zaopatrzeniem dla kilkunastu tysięcy żołnierzy US Army, którzy wybierają się do nas w czerwcu.

Manewry „Anakonda” mają być największymi od czasów demontażu Układu Warszawskiego – łącznie z jednostkami Wojska Polskiego i innych armii NATO do akcji wejść ma kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, tysiące pojazdów i ponad setka samolotów. Najbardziej spektakularnymi z anonsowanych elementów będą niewątpliwie: desant spadochronowy pod Toruniem i forsowanie rzeki pod Krosnem Odrzańskim.

To perspektywa realna – w odróżnieniu, jak się zdaje, od mitycznej „tarczy antyrakietowej”, której budowę po raz kolejny hucznie zainaugurowano w Redzikowie. Do czego służyć ma instalowana tam amerykańska infrastruktura – czy celom deklarowanym, czy innym, i czy w ogóle cała rzecz dojdzie do skutku – czy zostanie odłożona ad acta w ramach kolejnego resetu? Czas pokaże. Tymczasem jednak spektakl w Redzikowie najwyraźniej doskonale spełnia aktualne potrzeby imperium: rozgrywanie polskiej karty w negocjacjach Waszyngtonu z Moskwą. Przy czym nie da się wykluczyć, że cały ten spektakl – włącznie z kolejnymi incydentami na Bałtyku z udziałem jednostek pływających i latających NATO i Rosji – to tylko gra „w dobrego i złego policjanta”, którą obaj wielcy a bezwzględni gracze uprawiają na użytek naiwnych Polaków teraz już wspólnie i w porozumieniu, w ramach zawartego w marcu paktu Ławrow-Kerry. W tym wypadku wszystko co się dzieje – nagły konsensus w NATO ws. „wzmacniania wschodniej flanki” służy zalegendowaniu prac przygotowawczych do zewnętrznej interwencji w Polsce (w ramach z obu stron kontrolowanej nowej transformacji Europy Środkowej w „kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym”). A jeśli jest inaczej – jeśli manifestacyjne działania Amerykanów w naszym regionie (jednocześnie w Mołdawii, Rumunii i w Gruzji), są realną eskalacją wojenną, a nie pokazówką uzgodnioną na najwyższym szczeblu z Rosjanami, to efekt dla Polski może okazać się nie mniej tragiczny. Najbardziej racjonalną odpowiedzią ze strony Kremla będzie bowiem prędzej czy później „deeskalacyjne” uderzenie bronią niekonwencjonalną o limitowanym tonażu – powiedzmy, w rejonie Suwałk czy paru przepraw mostowych na Wiśle.

Ciekawe, że perspektywa tych zdarzeń budzi zgodny entuzjazm, a w każdym razie pozostaje jednako niekontrowersyjna dla bez mała wszystkich aktorów polskiej sceny politycznej – zarówno po prawej, jak i po lewej stronie. Aktualna linia eskalacji napięcia zdaje się odpowiadać zarówno przedstawicielom obozu patriotycznego piastującym zewnętrzne znamiona władzy, jak i reprezentantom obozu zdrady, zaprzaństwa i zdekonspirowanej agentury, których dostęp do budżetowego koryta został znacznie ograniczony. Wszyscy – od „Gazety Wyborczej” do „Gazety Polskiej” – zdają się podzielać logikę aktualnego kierownictwa MON, które w telewizyjnych zwiastunach anonsuje stałą obecność wojska NATO na naszym terytorium jako priorytetowy cel polskiej polityki. Koncepcja zespawania polskiej racji stanu z imperialnymi dyrektywami Waszyngtonu zdaje się dziś odpowiadać bez mała wszystkim. W atmosferze powszechnego animuszu bojowego (na razie, dalibóg, bez pokrycia w potencjale militarnym) i niezłomnej lojalności sojuszniczej (na razie wciąż za „Bóg zapłać”) – każdy wyraz sceptycyzmu potraktowany być musi, rzecz jasna, jako wraża robota, przejaw działania „ruskiej agentury”, podkopywanie ducha narodowego i woda na młyn Putina.

A jednak – trzeba to wyraźnie stwierdzić, choćby tylko tytułem „dyktowania do protokołu”, z wątłą nadzieją na uwzględnienie apelacji przed sądem historii – ta polityka niebezpiecznie zbliża swoich promotorów i wykonawców do granic zdrady narodowej. Wystawianie Polski na atak odwetowy ze Wschodu przy braku jakiejkolwiek rękojmi lojalności ze strony tylekroć przeniewierczego, tak konsekwentnie zdradzieckiego wobec nas Zachodu – to jest ryzyko, którego polskim państwowcom podejmować nie wolno. Doktryna obronna oparta na założeniu, że suwerenności narodu polskiego na własnym terytorium poważnie zagrozić może wyłącznie Rosja i że wobec tego do Polski sprowadzić żołnierzy anglosaskich, niemieckich i Bóg wie jakich jeszcze, to jest doktryna oparta w najlepszym wypadku na życzeniowych urojeniach i głębokiej ignorancji historii. Otwieranie Polski na oścież i na przestrzał dla obcych służb (wciąż jakoś nieanulowana ustawa 1066) i dla obcych wojsk (świeża nowela ustawowa legalizująca użycie ostrej amunicji przez żołnierzy obcych armii), to jest gotowa formuła prawna obcej interwencji.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!
http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/7128-tylko-u-nas-grzegorz-braun-anakonda-nadpelza-czy-mozliwa-jest-obca-interwencja-w-polsce

avatar użytkownika intix

34. Grzegorz Braun – Gotowa formuła okupacji

Parę lat temu wyrażałem przypuszczenie, że scenariusz rozbiorowy (copyright © S. Michalkiewicz) – zanim wejdzie w fazę stanu wyjątkowego zaprowadzonego pod pretekstem „obrony demokracji” i „wojny z terroryzmem” (tu wymieniałem m.in. Grzegorza Schetynę jako kandydata na jednego z liderów junty) – może też zakładać czasowe dopuszczenie do zewnętrznych znamion władzy ludzi „obozu patriotycznego”.

Po co? Oczywiście po to, by było później na kogo zwalić konsekwencje bankructwa państwa i utraty suwerenności na własnym terytorium. Jednocześnie wyrażałem przypuszczenie, że zewnętrznym „scenarzystom” może również zależeć na tym, aby to zdeklarowani patrioci wykonali za nich najczarniejszą robotę. A mianowicie, aby przeprowadzili dwie najważniejsze, niezbędne dla ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej operacje: poprowadzili nas na ostatnią wojnę i przyjęli ostatecznie żydowskie roszczenia. Gdyby tego samego chciał dokonać „obóz zdrady narodowej”, to byłoby dla narodu podejrzane i być może nie tak łatwe do przeforsowania.

Wszakże jeszcze nie tak dawno, kiedy z kancelarii prezydenta-rezydenta Komorowskiego wychodził projekt ustawy legalizującej działanie na naszym terytorium służb obcych – wówczas większość niezależnych i niepokornych dziennikarzy i autorytetów jednoznacznie diagnozowała ten akt jako zdradziecki. Dziś, po pół roku niepodzielnych rządów nowego układu ustawa 1066 nadal pozostaje w mocy, ale najwyraźniej nie jest to temat istotny dla mediów głównego ścieku – ani z lewej, ani z prawej strony. W ferworze „dobrych zmian” kadrowych, dokonywanych w centralnych ośrodkach dezinformacji przy Woronicza i Placu Powstańców w Warszawie nie ma jakoś czasu antenowego, by roztrząsać wady i zalety ustawy 1066. Bo że nie zajmują się tym czołowe warszawskie „GWiazdy śmierci” z Czerskiej czy Wiertniczej – to oczywiste. Jeśli coś mimo wszystko może jeszcze wprawić w zdumienie, to zgodny w medialnej otulinie PiS brak zainteresowania kwestią ujawnienia słynnego Aneksu do Raportu o Likwidacji WSI i brak głosów oburzenia, kiedy okazuje się, że równie osławiony Zbiór Zastrzeżony w IPN ma nadal pozostać zagadką, ponieważ o ujawnieniu pełni jego zasobów nadal nie ma mowy. Zaiste, na naszych oczach i uszach realizowany jest przynajmniej w jakiejś mierze „testament śp. Lecha Kaczyńskiego", który wszak przesądził o zachowaniu przed narodem konspiracji i kamuflażu prawdy o przeszłości na obu tych kluczowych odcinkach. I dziś tym samym wzorem, pod pretekstem dbałości o tzw. „dane wrażliwe”, utrzymana ma być praktyka uznaniowego reglamentowania przez władzę dostępu do faktów istotnych dla właściwej oceny roli, pozycji i życiowego dorobku niejednego uczestnika życia publicznego.

Brak dostępu do wiedzy o własnej przeszłości to jednak „mniejsze pół” biedy – tymczasem bowiem z myślą o przyszłości pan prezydent Duda podpisał właśnie nowelizację ustawy o zasadach funkcjonowania na naszym terytorium wojsk obcych. Ustawa ta ni mniej, ni więcej, daje Prezydentowi prawo wyrażenia zgody na użycie broni palnej przez żołnierzy obcych państw przybyłych do Rzeczypospolitej – nie tylko na poligonach i nie tylko w zadeklarowanym stanie wojny. Ciekawostka: tę nowelę ustawową wyprodukował pono jeszcze MON Siemoniak, ale skutecznie przeprowadził przez cała ścieżkę procedury legislacyjnej już MON Macierewicz. Ma się rozumieć, jest do tego dorobiona cała uspokajająca teoria, że mianowicie celem będą tu wyłącznie „zielone ludziki”. Kto jednak będzie ostatecznie ustalał i kontrolował takie kryteria kolorystyczne, skoro nasze bezpieczeństwo zostało również w ostatnich dniach podporządkowane innej nowiutkiej ustawie, która wyposaża służby państwowe w rozliczne prerogatywy niezbędne, rzecz jasna, do walki z „zagrożeniem terrorystycznym” ? Tym samym prawna formuła ew. okupacji jest już gotowa. Bo przecież integralnym legatem „testamentu śp. Lecha Kaczyńskiego” jest niezłomne stanie na gruncie suwerenności – aż do czasu, gdy w wyniku „nacisków” przyjdzie podpisać jakiś nowy Traktat Liboński…

A tymczasem w cieniu przygotowań do manewrów „Anakonda”, szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży niezauważone przemijają mniej spektakularne wizyty dyplomatyczne. Oto trzeci już raz w tym roku odwiedził Warszawę pan David Harris, prezes AJC, Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego – organizacji, o której powiada nasz MSZ, że jest w USA „naszym adwokatem”. Szkoda, że pan Waszczykowski nie mówi, w jakiej właściwie sprawie potrzebny nam ten adwokat? Skoro jesteśmy tak dobrymi przyjaciółmi, jak to wynika z oficjalnej narracji, to po co nam w ogóle obsługa prawna? Do sojusznika nie wysyła się przecież komornika... Ale jaka jest właściwie realna kondycja naszego sojuszu z imperium amerykańskim, to rzecz również niedocieczona. Bo wprawdzie w Warszawie animusz wojenny nie słabnie, ale przecież w Moskwie bawiła ostatnio znów pani Victoria Nuland (po mężu: Kagan), która z ramienia Departamentu Stanu przez całe dwa dni prowadziła „obiecujące” rozmowy na Kremlu.

Rozwijając zatem dalej literacką analogię, w myśl której imperialni rewizorzy perswadują naszym dyplomatołkom mądrości etapu niczym Rochowi Kowalskiemu pan Zagłoba (o czym pisałem ostatnio na tych łamach w związku z warszawską mową-trawą podsekretarza Blinkena) – oby się nie okazało, że nasi wodzowie znaleźli się w sytuacji dziarskiego pana Andrzeja Kmicica, który na co innego umawiał się z panem hetmanem Radziwiłłem, a tymczasem pan hetman zamiast ruszać na Szwedów, pije zdrowie ich króla.

http://polskaniepodlegla.pl/

avatar użytkownika intix

35. Grzegorz Braun:

Gra w dobrego i złego policjanta. Kerry niemal codziennie rozmawia z Ławrowem!

Bez ogródek przyznaję, że wyprowadzenie wojsk sowieckich z Polski ćwierć wieku temu było dla mnie nieprawdopodobnym cudem, darem opatrzności, którego niemal do ostatniej chwili nie potrafiłem przewidzieć.

Prawdę mówiąc, jako młodociany obserwator sceny politycznej nie spodziewałem się, że takiej chwili w ogóle dożyję, że będę mógł oglądać w telewizji ostatnie eszelony Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej odjeżdżające na Wschód. Ale tym bardziej nie przypuszczałem nigdy i w najczarniejszych snach nie śniłem, że oto wprowadzenie obcych wojsk na terytorium Polski będzie kiedykolwiek przedstawiane jako największa mądrość i najlepsza recepta na zabezpieczenie naszej suwerenności. Przecieram oczy ze zdumienia, kiedy dziś takiej koncepcji desuwerenizacji na własne życzenie zgodnie przyklaskują redaktorzy i czytelnicy „Gazety Wyborczej” i „Gazety Polskiej”.

Wtedy, na początku lat 90., stanowczo za słabo świętowaliśmy koniec tamtej okupacji – a trzeba było głośno bić w dzwony na nabożeństwa dziękczynne i morze wódki wylać podczas radosnych festynów – bo oto dopiero z tą chwilą Polska ostatecznie odzyskiwała promesę niepodległości. Dlaczego tej promesy w całej pełni nie wykorzystała, dlaczego byt państwa polskiego po 25 latach, od kiedy zostaliśmy na swoim, jest tak problematyczny – to osobna kwestia. Z jednej strony pamiętać trzeba, że jednostki regularnej armii to nie jedyne narzędzie wywierania presji politycznej, czego doskonałym przykładem są aktywne działania na naszym terenie niemieckich fundacji i niemieckiej prasy polskojęzycznej. Z całą pewnością niemiecka racja stanu jest na naszym terytorium bardzo mocno respektowana i sprawnie egzekwowana i przez ćwierć wieku wystarczały do tego środki oddziaływania propagandowego, ekonomicznego, agenturalnego (układ wrocławski, układ gdański etc.) i korupcyjnego (m.in. poprzez eurokołchozowy system dotacji i subwencji). Bundeswehra nie była do tego potrzebna – wystarczyły bardziej subtelne bodźce, a i tak warszawscy ministrowie i ambasadorowie bez żenady deklarowali się jako rzecznicy niemieckiej polityki historycznej i niemieckiego interesu. Przykłady jawnie zdradzieckich postaw można mnożyć: Reiter, Sikorski, Wójcicki, Bartoszewski et consortes – wszyscy oni okazali się chętnymi klientami Berlina. Na poziomie władzy centralnej Niemcy dysponowali i nadal dysponują u nas swoimi kreaturami pokroju Tuska czy Grasia, a na poziomie lokalnym – Dutkiewicza i innych podobnych mu niemieckich „stypendystów”. A wszystko to bez żadnej bezpośredniej presji militarnej z tamtej strony. Wszak wielki program zbrojeniowy Niemiec (asygnata 130 mld euro do 2030 r.) ogłoszony został ledwie parę miesięcy temu. Notabene: ujawnił się przy tym sens zaangażowania berlińskiej elity w import islamistów do Europy – gdyby nie sprawa „uchodźców-nachodźców”, program reaktywacji militarnej imperium niemieckiego spotkałby się z powszechnym sprzeciwem nawet w samych Niemczech. A tak kryzys migracyjny doskonale przesłania i legitymizuje faktyczną remilitaryzację naszego zachodniego sąsiada.

Że najwyraźniej nic nie stoi na przeszkodzie pełnej konformizacji i wasalizacji elity państwowej bez konieczności rozpętywania wojny, nawet na skromnym poziomie „zielonych ludzików”, na to dowodów jeszcze bardziej spektakularnych dostarcza teoria i praktyka tzw. relacji polsko-żydowskich ostatnich dekad. Oto bowiem państwo żydowskie i organizacje diaspory osiągnęły w tej dziedzinie fantastyczne rezultaty: przyzwolenie ze strony Warszawy na skrajną nierównoprawność stron i nieekwiwalentność zachowań w tych relacjach. Przykłady wymieniać można by w nieskończoność, ograniczając się jednak do aktualności, wystarczy wskazać, że np. w pierwszych dwóch kwartałach bieżącego roku minister spraw zagranicznych Waszczykowski zdążył już trzykrotnie (sic!) spotkać się z prezesem AJC (Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego) Harrisem. Oficjalne komunikaty ministerialne z tych spotkań milczą oczywiście o sprawie roszczeń żydowskich – możemy za to przeczytać, że: „Szef polskiej dyplomacji przedstawił delegacji AJC priorytety Polski na szczyt NATO w Warszawie w kontekście zagrożeń płynących ze Wschodu i Południa. – Zwiększenie obecności NATO w naszym regionie ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa Polski – oświadczył minister Waszczykowski. Strony omówiły także perspektywy rozwiązania konfliktu ukraińsko-rosyjskiego oraz sytuację na Bliskim Wschodzie. Zgodziły się co do szczególnego charakteru partnerstwa polsko-izraelskiego”. Warto docenić kuriozalność tej sytuacji: oto minister rządu RP „przedstawia priorytety” szefowi jakiejś bądź co bądź prywatnej organizacji. Szanownym Czytelnikom zrzeszonym np. w Oddziałach Polski Niepodległej polecam najuprzejmiej, by tytułem eksperymentu spróbowali umówić się np. zaraz na przyszły wtorek w Departamencie Stanu USA, żeby odpytać sekretarza Kerry’ego z jego „priorytetów”. Co jednak, jak przypuszczam, nie jest w ogóle wyobrażalne ani w Waszyngtonie, ani w żadnej innej stolicy poważnego państwa, okazuje się normalną praktyką w Warszawie, i to niezależnie od tego, czy rządzi obóz zdrady i zaprzaństwa, czy obóz patriotyczny. Gdzie się podziewa święta w dyplomacji zasada wzajemności? A przecież nawet w części nie zostały jeszcze wykorzystane szerokie możliwości wywierania presji, jakie zapewnia stara dobra ustawa 1066 (legalizująca działania obcych służb na terenie RP), czy stosunkowo świeża nowela ustawowa „na rzecz gotowości” (legalizująca prowadzenie operacji na terenie RP przez obce wojska).

Skoro więc tak wiele osiągnąć można u nas środkami pokojowymi – tak łatwo wyegzekwować można od polskich mężów i żon stanu zachowania nielicujące z godnością ich urzędów i z suwerennością państwa, to strach pomyśleć, co będzie, kiedy nasi partnerzy sięgać zaczną wprost do arsenału wojennego. Że pan Waszczykowski znajduje w swym niewątpliwie napiętym kalendarzu czas na regularne spotkania z panem Harrisem, to jeszcze nie są symptomy ostatecznej nędzy i upadku. Ale czas jest niewątpliwie bliski. Mądrość aktualnego etapu: „wzmacnianie wschodniej flanki NATO w obliczu zagrożenia rosyjskiego” wkrótce ustąpić może mądrości etapu nowego, np.: „walka z radykalizmem w obliczu zagrożenia demokracji”. My tu bowiem na co dzień ekscytujemy się manewrami „Anakonda” i wizją stałej obecności naszych sojuszników, a tymczasem sekretarz Kerry z ministrem Ławrowem wprost wiszą na telefonie – od początku roku rozmawiali ze sobą już kilkadziesiąt razy (w pierwszych dniach czerwca już trzykrotnie, dzień po dniu!). Oficjalnie dyskutują tylko o sprawach syryjskich, ale z ich własnych wypowiedzi wprost wynika, że Bliski Wschód i Europa Środkowa to geopolityczne naczynia połączone. Hipoteza uprawianej na nasz użytek gry w dobrego i złego policjanta nabiera coraz większej realności. Czy bowiem Rosja i USA mogą pozostawać wiarygodnymi partnerami nad Eufratem, a jednocześnie zaciekłymi przeciwnikami nad Bugiem? Jest to równie nierealistyczne jak scenariusz historical fiction, w którym np. alianci szykują się do lądowania w Normandii, podczas gdy tymczasem marszałkowie Rommel i Montgomery w północnej Afryce wspólnie prowadzą misję stabilizacyjną.

Kto w tej sytuacji przedstawia postsowiecki imperializm rosyjski jako WYŁĄCZNE źródło zagrożeń dla naszej suwerenności, budzić musi wątpliwość, którą po staropolsku wyrażało się pytaniem: „Kpi, czy o drogę pyta?”.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!

***
Pozwolę sobie załączyć też:
Ustawa 1066 „o bratniej pomocy” nie do ruszenia. Przed wakacjami




avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

36. Juliusze, Cezare

Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika Jagna

37. @intix !!!!

Nie wierzę ,że przepchnięto w Sejmie i to z inicjatywy PiS-u ustawę umożliwiającą wyprzedaż reszty polskiej ziemi!!!!!!!!!!!!.
W jednym z tekstów powyżej w jednym szeregu stawia się gazety , < Wyborczą> z ,,Gazetę Polską, może to coś ZNACZY!!!!!!!!! zwłaszcza ,że nie tak dawno upadła ,........... bo dla niej nie było pieniędzy ,,Nasza Polska,, .Jakim cudem nakłady Gazety Polskiej wzrastają , jak widzę zwroty w kioskach. Co to oznacza!!!!!!! , nadęte propagandą balony fruwają??????.

avatar użytkownika intix

38. Jagno...

Żyjemy pośród wydarzeń, którym coraz trudniej dać wiarę...
W przypadku ziemi... zauważ, proszę, jak ustawa o ziemi została nazwana...
Sugerując się nazwą ustawy - polska ziemia nie będzie wyprzedawana... czas pokaże czy będą wysepki powstawać...

Jeszcze załączę bezpośrednio do tego wpisu:
Będą sankcje? Forum Koordynacji Restytucji Mienia Żydowskiego chce, by UE naciskała na Polskę

***
...w jednym szeregu stawia się gazety , < Wyborczą> z ,,Gazetę Polską, może to coś ZNACZY!!!!!!!!!...

Pozwolę sobie zacytować Grzegorza Brauna:
...Przecieram oczy ze zdumienia, kiedy dziś takiej koncepcji desuwerenizacji na własne życzenie zgodnie przyklaskują redaktorzy i czytelnicy „Gazety Wyborczej” i „Gazety Polskiej”...

Myślę, że te dwa tytuły wymienione są obok siebie, ponieważ w wątku
...takiej koncepcji desuwerenizacji na własne życzenie... (GB) 
i po lewej i po prawej stronie myślenie jest podobne, co w moim odczuciu potwierdza baaardzo mała ilość podpisów pod apelem w sprawie uchylenia ustawy „o bratniej pomocy” .

Jagienko... bardzo dziękuję Ci za obecność na moim blogu, za podane linki w innych wątkach - także...
Pozdrawiam Cię serdecznie...

avatar użytkownika intix

39. Panie Wojciechu

Dziękuję za podłączenie rozmowy z Aleksandrem Jabłonowskim (Związek Jaszczurczy).
Pozwolę sobie podzielić się krótką refleksją.
Agenci...
każdy, kto stara się myśleć samodzielnie, nie według przyjętego schematu, może zostać - agentem - nazwany...

Pozdrawiam... i dodam jeszcze:


oraz Mołdawia - maj'2016

avatar użytkownika Jagna

40. @intix !!!!

Ulga!!!!!!!! . Odpowiedziałaś ,sa , jest ich jak widzę co raz więcej niewygodnych pytań, nie uciekniemy od nich . Całym sercem byłam za wygraniem PiS-U , nie mogę nie widzieć tej gry , tych konstruowanych POZORÓW , na niekorzyść tej partii . Tak PiS , to partia prawicowa i musi grać regułami i środkami tak jak każda inna partia , to wiem .Tak , gazeta Polska dostała środki , przecież to media tej partii . ,.Tak ,,Nasza Polska,, upadła , bo nie miała takich pieniędzy. Niezależnych mediów w Polsce nie ma!!!!!!!!!!!!! . A więc rynek prasy w Polsce i wszędzie indziej ........ obowiązuje ten sam system. Utrzymuje się pierwszą dziesiątkę w ich rankingach , potężne lanie kasy w taki tytuł, a kto tą kasę przydziela??????????????, to inna bajka. Intix , przecież wszyscy wiemy , że tą WAJCHĘ przekłada się bardzo OSTROŻNIE.
Nie ucieknę osobiście od przeczucia , że się dzieje tak , żeby za bardzo nic nie zmieniać . Kwestią tylko jest pytanie < JAK BARDZO>.Pozdrawiam Jagna z Poznania.

avatar użytkownika intix

41. Jagno...

Partie, UKŁADY, demokracja...
NIGDY nie należałam do żadnej partii, nie jestem zwolenniczką demokracji... ale... podobnie jak Ty, byłam za wygraniem PiS... to była jedyna możliwość, innej opcji nie było...
Moje ubiegłoroczne marzenie przed wyborami... aby wygrał PiS, natomiast Prezydentem żeby został wybrany Pan Grzegorz Braun...
W tym miejscu pozwolę sobie załączyć >mój komentarz pod wpisem:
Neutralność czy naiwność? (Polemika z Grzegorzem Braunem)

Na wygraną Grzegorza Brauna w znacznym stopniu NIE pozwoliły nieZALEŻNE media, o których piszesz... i wystawiony przez UKŁAD Kukiz...
Gdyby w nieZALEŻNYCH mediach było dla Grzegorza Brauna tyle miejsca i czasu, jak było dla Kukiza... śmiem przypuszczać, że wynik I tury wyborów prezydenckich byłby inny...
Do II tury wyborów mogli wejść: Duda i Braun... Polska wyraźnie chciała zmian...

Potęga nieZALEŻNYCH  mediów...
ale... ale...  (kto chce, niech wierzy) w temacie nieZALEŻNYCH mediów nadchodzą dobre zmiany...
ponieważ opozycja podpisała Obywatelski Pakt medialny...  natomiast Sejm przyjął ustawę...

***
...Nie ucieknę osobiście od przeczucia , że się dzieje tak , żeby za bardzo nic nie zmieniać .
Kwestią tylko jest pytanie < JAK BARDZO>
...

Jagno...
Zmiany... najbardziej potrzeba zmian w sposobie myślenia...
i o to... pokornie modlić się trzeba...
***
Nie pomoże Nam... ani NATO... ani "pomoc bratnia"...
NIE ZAPOMINAJMY O TYM, ŻE SMOLEŃSK... TO BYŁ ZAMACH...!!!
NIE ZAPOMINAJMY O MIROSŁAWCU... I INNYCH "PRZYPADKOWYCH WYPADKACH"...!!!

Nie uratuje Nas... nie wyzwoli... ŻADNA partia...
***
Kiedy będziemy wypełniać Bożą Wolę...  dopiero WTEDY nadejdzie Dobra Zmiana...

Pozdrawiam Cię serdecznie...

avatar użytkownika intix

42. Grzegorz Braun: Zbójecki pośpiech przy dzieleniu łupów

Aż przykro psuć ten świetny nastrój, który zdaje się udzielać większości komentatorów i aktorów polskiego życia publicznego. Jedni z kwiatami witali już amerykańskich pancernych „dragonów” przybyłych na manewry „Anakonda”, inni szykują się na powitanie Franciszka – papieża przybywającego na Światowe Dni Młodzieży, a wszystkim dodał animuszu pierwszy gol w Nicei.

Aż głupio wprowadzać jakikolwiek dysonans w ten wszechogarniający dziarski entuzjazm – bo kto go nie podziela, ten, wiadomo, musi być „ruskim agentem”, „islamskim terrorystą” albo jakimś innym zboczeńcem. Aż głupio zakłócać ten szeroki konsensus, tę wszechogarniającą „niekontrowersyjność” głównych kierunków polskiej polityki, ogłoszoną przez pana prezydenta po zwołanym przezeń posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego, której główną i niesporną mądrością na aktualnym etapie są usilne zabiegi o sprowadzenie obcych wojsk na terytorium Rzeczypospolitej. Słynne „wzmacnianie wschodniej flanki NATO” poprzez otwieranie Polski na oścież dla obcych służb i wojsk (jedno i drugie w trybie ustawowym!) okazuje się niesporne dla redaktorów, ekspertów i autorytetów wszystkich bez mała salonów, klubów i lóż – od „Gazety Wyborczej” do „Gazety Polskiej”. Tę samą mądrość etapu przyjęły dziś za swoją wszystkie najważniejsze centra informacyjne i dezinformacyjne – od warszawskiej konstelacji „Gwiazd Śmierci” po Toruń. Faktem nienastręczającym większych rozterek stało się zatem zespawanie „na sztywno” polskiej polityki zagranicznej z imperialnymi dyrektywami transmitowanymi z Waszyngtonu przez „oficerów prasowych” tak licznie zatrudnionych w minionym sezonie w ambasadzie przy ul Pięknej.

W polityce wschodniej realizujemy de facto wskazówki prof. Pipesa, których ten raczył udzielić nam jesienią ubiegłego roku: Polska ma nie mieszać się w sprawy rosyjskie i sprawy Europy Wschodniej. To swoisty paradoks nie dla każdego może ewidentny dziś, gdy „zagrożenie rosyjskie” jest na ustach wszystkich, ale owszem – Polska jawnie wyprzedaje bowiem swoje interesy na kierunku wschodnim. Aktualny układ, jak się zdaje, właśnie ze względu na lojalność wobec amerykańskich patronów nie tylko poświęca interesy, ale i wręcz ryzykuje bezpieczeństwo Polaków na wschodzie, przy okazji oddając walkowerem prawdę historyczną o zbrodni wołyńskiej czy ponarskiej, zarówno w relacjach z Litwą, jak i z Ukrainą, podporządkowując wszystko fetyszowi „jedności sojuszniczej” w ramach NATO.

Co do Białorusi, polscy mężowie i żony stanu biernie przypatrują się wpychaniu tej ostatniej coraz głębiej w objęcia Moskwy – to jest bowiem realny efekt współuczestniczenia przez Warszawę w eskalacji, której elementem są gry wojenne takie, jak rozegrana pół roku temu w Waszyngtonie operacja „Boxer”, której scenariusz rozwinięty został twórczo o „obronę przesmyku suwalskiego” poprzez ofensywne działania polskich brygad pancernych na kierunku Grodno–Baranowicze (sic!).

Czy w tej sytuacji może kogokolwiek dziwić lub oburzać, że w Mińsku z kolei ćwiczą natarcie na Białystok czy Siedlce? Niezależnie więc od tego, czy amerykańska gra polską kartą jest realną eskalacją wojenną czy tylko elementem uprawianej na nasz użytek wspólnie z Moskwą „gry w dobrego i złego policjanta” – ta gra już doprowadziła do wzmocnienia żelaznej kurtyny rozcinającej Europę Środkową. Jest to proces ewidentnie sprzeczny z naszymi istotnymi interesami narodowymi i gospodarczymi, a więc wprost godzący w polską rację stanu. Notabene tę żelazną kurtynę z uporem godnym innej, niepolskiej doprawdy sprawy uszczelniamy akurat w Brześciu – jednocześnie utrzymując ruch bezwizowy z Królewcem (sic!).

A tymczasem wraca sprawa roszczeń żydowskich – w stylu typowym dla bezczelnych szantażystów, z którymi mamy do czynienia. Oto w ubiegłym tygodniu odbyła się w Jerozolimie poważna parodniowa konferencja pod szyldem: Międzynarodowe Forum Koordynacyjne na rzecz Restytucji Majętności z Czasów Holokaustu – gospodarzem był, a jakże, rząd Izraela, a uczestniczyło kilkudziesięciu delegatów z różnych stron świata. Termin (8–9 czerwca) zbiegł się, jak przypuszczam nieprzypadkowo, z zapowiedzianą wizytą ministra Waszczykowskiego (14–16 czerwca) – jednym z rozmówców pana ministra będzie właśnie jeden z organizatorów ww. Forum na rzecz Restytucji, szef gabinetu izraelskiego MSZ Dore Gold. Nasze urzędy i media w ogóle nie podają jakichkolwiek informacji o tym, że taka impreza się odbyła, a tymczasem było bardzo ciekawie. Na przykład prominentny przedstawiciel WJRO Gedeon Taylor przemówił w te słowa: – Polska nie odniosła się w sposób właściwy do własnej roli w konfiskacie mienia w okresie nazistowskiej okupacji i komunistycznego reżimu. Ponadto mówca zwrócił uwagę na opłakany los ocalonych, których „znacząca liczba żyje poniżej poziomu biedy”. – Wiele europejskich wspólnot żydowskich wspiera swoich starszych sumami pozyskanymi poprzez restytucję własności gmin – kontynuował pan Taylor. – Żydzi z Polski nie mają takiej opcji (sic!). Cytuję za publikacją „The Times of Israel” pod alarmującym nagłówkiem: „Oskarżenie Polski” („J’accuse against Poland”).

Niewiele, jak widać, zdołali utargować warszawscy mężowie i żony stanu, od lat powtarzając te same frazesy o strategicznym partnerstwie, wspólnych problemach, trosce o pamięć itd., itp. Żydowscy szantażyści nie nabrali, jak widać, na tym tle jakichkolwiek kompleksów i w najlepsze kontynuują tę bezczelną próbę wymuszenia rozbójniczego. Dlaczego owe „restytucje” nie mają żadnych podstaw prawnych, historycznych ani logicznych – nie są bowiem wysuwane przez legalnych spadkobierców, ale przez cwaniaków próbujących ustanowić sprzeczny z prawem cywilizowanym precedens roszczenia na gruncie plemiennego pobratymstwa, o tym dostatecznie już chyba często i obszernie pisywali na tych łamach różni komentatorzy, nie wyłączając niżej podpisanego. Nie rozwodząc się zatem nad samą niezmienną istotą owych pretensjonalnych uroszczeń, zauważmy, że jednak znacząco zmienił się kontekst sytuacyjny – i to na naszą niekorzyść. Oto bowiem Warszawa postawiła właśnie wszystko na jedną kartę – „lojalności sojuszniczej” względem Stanów Zjednoczonych. Skoro oparcie bezpieczeństwa Polski na nowych anglosaskich „gwarancjach” jest bezalternatywnie deklarowanym „priorytetem” na lipcowy szczyt NATO – to jakie pole manewru zostawili sobie nasi „negocjatorzy”? Czy jest jakakolwiek gwarancja, że ceny za „stałą obecność NATO” nie będzie dyktował właśnie pan Taylor i jego koledzy rozbójnicy?

A jest jeszcze jeden element kontekstowy, który byłby groteskowo śmieszny do rozpuku, gdyby nie był tak dla nas tragiczny. Zapowiadający bliskie spotkanie Waszczykowski–Netanjahu ambasador RP w Tel Awiwie Chodorowicz mówił o współpracy, partnerstwie i przyjaźni łączących nasze kraje; tak się składa, że niemal identycznego słownictwa używano w ubiegłym tygodniu w Moskwie, gdzie całe dwa dni spędził właśnie na owocnych rozmowach premier Netanjahu. Była to już druga w tym roku, po kwietniowej, jego wizyta na Kremlu – tym razem spotkanie z prezydentem Putinem natchnęło premiera Izraela do wypowiedzi o „moście” łączącym Rosję i Izrael. Notabene w tych samych dniach na Kreml dzwonił z Waszyngtonu sekretarz Kerry – czwarty raz w tym jednym tygodniu (sic!). Tego lata do Moskwy wybiera się podobno premier Wielkiej Brytanii Cameron, który z taką powagą mówił jeszcze zimą w Warszawie o potrzebie wzmacniania „wschodniej flanki” w obliczu zagrożenia rosyjskiego. To nawet nie jest business as usual (interesy jak zwykle) – to jest intensyfikacja kontaktów znamionująca fazę ostatecznego dobijania targu. A czymże oni tam tak handlują? Czyje życie i mienie będzie żetonem rzuconym na stół w finale tej transakcji stulecia? Zgadnij, kotku.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!
polskaniepodlegla.pl/

avatar użytkownika Jagna

43. Kotek zgaduje................

  w pierwszym rozważanym tu problemie , czyli sprowadzenie na nasze ziemie obcych wojsk ,  i w tym ,  o restytucji mienia  dla Izraela, to cios prosto w serce Polskiej Racji Stanu , dla mnie to ,, strzyżenie baranów część druga. Pozdr. Jagna.

avatar użytkownika intix

44. Grzegorz Braun: Samo-zaczadzenie żoliborskich patriotów

Kiedy jeszcze w najlepsze trwały rządy poprzedniego układu i nic nie zapowiadało, by jakikolwiek wyciągnięty z kapelusza prezesa kandydat obozu patriotycznego miał zagrozić drugiej kadencji prezydenta-rezydenta Komorowskiego, a sondaże i telewizyjne autorytety wskazywały trwałą i niemożliwą do nadrobienia przewagę „obozu zdrady” nad „obozem patriotycznym”, niejednokrotnie dzieliłem się własną hipotezą możliwego odzyskania przez PiS zewnętrznych znamion władzy.

Wyrażałem mianowicie przypuszczenie, że wielki powrót „grupy rekonstrukcji historycznej sanacji” pod przewodem prezesa Jarosława wcale nie jest wykluczony, a może się nawet okazać nieodzowny z punktu widzenia zewnętrznych kuratorów zarządzających post-peerelowską sceną polityczną poprzez konflikt wewnętrzny. – W postępującym procesie konstytuowania się na naszym terytorium kondominium rosyjsko-niemieckiego pod żydowskim zarządem powierniczym (z tym ostatnim jako gwarancją utrzymania amerykańskiego arbitrażu na całym kontynencie), może okazać się rozwiązaniem optymalnym – tak sobie spekulowałem – aby to właśnie najlepsi nasi patrioci wprowadzili Polskę w stadium terminalnego paraliżu przed ostatecznie mającą nastąpić pacyfikacją i parcelacją państwa. Jakaż w tym genialna, zapobiegliwa perfidia – doprowadzić do tego, aby to nie zdrajcy z PO, ale patrioci z PiS przeprowadzili dwie operacje nieodzowne dla ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej: wprowadzenia Polski w wojnę i uznania roszczeń żydowskich. I otóż właśnie to drugie, po długich miesiącach zamiatania pod dywan i chowania głowy w piasek wraca znów na czoło agendy politycznej (patrz: niedawna konferencja jerozolimska ws. roszczeń i potwierdzone ostatnio stanowisko Departamentu Stanu – ściśle zbieżne z dążeniami żydowskich szantażystów). A to pierwsze – uwikłanie Polski w eskalację wojenną – już się dokonało.

Poprzedni układ z niemieckimi kreaturami pokroju Tuska czy Grasia obu zadaniom mógłby tak łatwo nie podołać – po prostu: zdeklarowanym zaprzańcom byłoby jednak nieco trudniej dokonywać tak jawnie sprzecznych z naszym interesem rozstrzygnięć bez ryzyka wybudzenia się ze śpiączki i gwałtownych odruchów samoobronnych narodu. Co jednak nie byłoby wiarygodne w wykonaniu Komorowskiego, Kopacz, Schetyny i Siemoniaka, tego bez utraty zaufania publicznego dokonują właśnie Duda, Szydło, Waszczykowski i Macierewicz. Zobowiązania zaciągnięte przez „obóz zdrady” są dziś właśnie wypełnianie przez „obóz patriotyczny”. Wszak to jeszcze w zeszłym roku (po masakrze paryskiej) goszczący akurat na dywaniku w Waszyngtonie minister spraw zagranicznych Schetyna wypowiedział rezunom islamskim wojnę, na którą ruszają teraz nasze spec-oddziały z rozkazu sygnowanego przez Prezydenta Dudę. Wszak to jeszcze MON Siemoniaka wypracował projekt ustawy legalizującej użycie ostrej amunicji przez obce wojska na naszym terytorium, ale przecież to już MON Macierewicza przeprowadził przez całą ścieżkę parlamentarną tę gotową, legalną formułę okupacji. Uwaga! – Autor niniejszego nie przypisuje tu nikomu z wymienionych jakichkolwiek świadomie zdradzieckich intencji w tej sprawie – bynajmniej, zapewne po raz kolejny potwierdza się stara prawda, że „dobrymi chęciami piekło wybrukowane”, a „zła historia jest matką złej polityki”.

Jak głębokie bowiem musi być samo-zaczadzenie własnym frazesem żoliborskich patriotów, by najlepszego sposobu na zabezpieczenie niepodległości upatrywali w sprowadzaniu na polskie terytorium obcych armii? Jak bardzo wykrzywiona musi być optyka ich spojrzenia na historię i współczesność, by upierali się redukować cały geopolityczny układ odniesienia do zagrożenia ze Wschodu? Owszem, Rosjanie potrafią zachowywać się jak łapczywi ludożercy, ale wszak nie wynika z tego, że wszyscy inni dookoła są nieszkodliwymi wegetarianami. Niemcy ogłosili właśnie wielki program remilitaryzacji i w ciągu najbliższej dekady planują wydatki zbrojeniowe sięgające 10 mld euro rocznie. Do jakiego obłędu musi się doprowadzić polski polityk, żeby z satysfakcją przyjmować np. perspektywę dyslokacji jednostek Bundeswehry na Litwę? Owszem, aktywa operacyjne rosyjskiej bezpieki na naszym terytorium są z pewnością niebagatelne ale czy remedium na to jest otwarcie Polski na przestrzał dla służb wszelkich innych tradycyjnych naszych zaborców, okupantów i niestałych, nielojalnych „sojuszników”?

Jak głęboko trzeba było pogrążyć się w świat urojeń i pobożnych życzeń, wywodzących się z ducha insurekcjonizmu, tj. rodzimej wersji internacjonalistycznego rewolucjonizmu pod niemającym jakiegokolwiek pokrycia w rzeczywistości hasłem „za wolność naszą i waszą”, aby uznać za godne, słuszne i zbawienne wystawianie narodu na ryzyko związane z bezpośrednim zaangażowaniem w wojnę na Bliskim Wschodzie? Kilka sztuk naszych F-16 (żałosnych, ze względu na faktyczne ubezwłasnowolnienie naszych lotników przez towarzyszy amerykańskich na poziomie reglamentacji uzbrojenia, serwisu i dostępu do „kluczy” elektronicznych) w najmniejszym stopniu nie zmieni, rzecz jasna, bilansu geostrategicznego w tamtym regionie, za to doskonale zalegitymizuje ew. przeniesienie na nasze terytorium fali terroru pod flagą islamskiego radykalizmu. Jeśli istotnie było to życzeniem naszych imperialnych „sojuszników” (słuszniej było by chyba mówić – patronów), to jest to tylko kolejne potwierdzenie przypuszczenia, że bezpieczeństwo, stabilność i suwerenność Polski nie należą do ich prawdziwej agendy politycznej.

Gdyby Waszyngton rzeczywiście grał na naszą suwerenność, nie dążyłby do wmanewrowania Warszawy w sytuację tak skrajnie niebezpieczną. Gdyby celem realizowanym przez imperialnych dyplomatów i bezpieczniaków z ambasady przy Pięknej miał być pokój, bezpieczeństwo i prosperita dla narodów Europy Środkowej, wówczas nie popychaliby oni swych polskich klientów i agentów do poczynań tak ewidentnie sprzecznych z naszą racją stanu. Z tą ostatnią w żadnym wypadku nie współgra promowanie i dozbrajanie szowinizmu ukraińskiego i litewskiego, a jednocześnie coraz głębsze wpychanie Białorusinów w uścisk Rosji, a to są, jak na razie, jedyne praktyczne rezultaty eskalacji wojennej na „wschodniej flance NATO”. Osiągnięte na dodatek całkowicie bezkosztowo – towarzyszom amerykańskim udaje się bowiem egzekwować bezkrytyczną lojalność polskich patriotów za samo poklepywanie po ramieniu. Minister Obrony Narodowej Macierewicz sam przecież z rozbrajająca szczerością zrelacjonował dialog z Sekretarzem Obrony Carterem, który na nieśmiałe pytanie o konkretne sumy, jakie zamierzają Amerykanie zainwestować w naszą obronność, odpowiedzieć miał: „To rzecz do dyskusji” – co z języka dyplomacji na mowę potoczną najtrafniej będzie przetłumaczyć: „Bujaj się, frajerze”. Niestety, tego rodzaju momenty prawdy nie skłaniają naszych mężów stanu do jakiejkolwiek reasumpcji wcześniejszych wniosków – brną coraz dalej i głębiej w ten układ klientelistyczny, skupiając się na utrzymaniu jednolitego frontu propagandowego (patrz: pryncypialne potępienie przez min. Macierewicza „wypowiedzi antynatowskich”). Ale Amerykanie nie rezygnują przecież z alternatywy – konsekwentnie posługują się metodą kija i marchewki, nie ograniczają się do gry na jednym tylko fortepianie, wszak podczas zimowej wizytacji w Warszawie pani Victoria Nuland znalazła czas na spotkanie z Ryszardem Petru. Jeśli więc żoliborscy patrioci okażą się nie dość spolegliwi, zawsze można im będzie zafundować jakiś Majdan w obronie „demokracji” i „jedności europejskiej”. Tymczasem więc trwa licytacja w dół – kto taniej wyprzeda polski interes narodowy, ten otrzyma imperialną inwestyturę na zarządzanie przywiślańskim krajem. Żal, że w tym konkursie na najmniej kosztownego plenipotenta cudzych interesów z takim zaangażowaniem angażują się nasi żoliborscy patrioci.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!
polskaniepodlegla.pl/

avatar użytkownika intix

45. Grzegorz Braun: Manowce strategii bezalternatywnej

Data publikacji: 04.07.2016

Czerwona kartka, jaką Angole pokazali ostatnio eurokołchoźnikom, nie przesądza jeszcze o ostatecznym wyniku rozgrywki o polityczny kształt kontynentu. Po pierwsze: żadna klamka jeszcze nie zapadła – najpierw rząd Jej Królewskiej Mości musi zdobyć się na wszczęcie procedury secesyjnej, która przecież z góry zakłada przewlekłość ewentualnego procesu negocjacji pomiędzy Brukselą a Londynem.

Tej nieudanej imprezy składkowej, jaką jest Unia Europejska, nie da się bowiem opuścić ot tak, wymykając się po angielsku (nomen omen) – najpierw trzeba rozliczyć się z całą resztą towarzystwa. Po drugie: może tymczasem eurofederaści doprowadzą do powtórzenia referendum? Może wykorzystają z kolei secesjonistyczne ambicje Szkotów, by w ten sposób zahamować proces wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE?

Może to w ogóle wszystko tylko propagandowy spektakl, którego celem doraźnym – i już osiągniętym z niewątpliwą nawiązką – było wstrząśnięcie giełdami? Wszak skoki wartości złota zaraz pierwszego dnia po referendum sięgnęły bodaj kilkunastu procent (!). Może czekają nas w najbliższym czasie wstrząsy jeszcze poważniejsze i Wielka Brytania postarała się w porę odcumować od niepewnego nabrzeża, by zachować sterowność własnej floty w dobie nadciągających kataklizmów? Czy Brexit – gdyby stał się faktem – oznaczać będzie oddanie kontynentalnej Europy Zachodniej pod zarząd niemiecki? A może to Niemcy wspólnie z Rosjanami chcą przejść na stronę Chin, by utworzyć wielki kontynentalny blok paneurazjatycki z oczywistych względów znajdujący się na kursie kolizyjnym względem transatlantyckich Anglosasów? Byłby to jeszcze jeden dobry powód do eskalacji wojennej, która rychło osiągnąć może fazę militarnych rozstrzygnięć.

Jakich hipotetycznych, choć wcale niepozbawionych znamion realizmu momentów inicjujących scenariusz III wojny światowej mamy już i bez Brexitu całkiem sporą kolekcję. Co do Wielkiej Brytanii, warto jednak zwrócić uwagę, że jej faktyczny budżet zbrojeniowy jest przez niektóre ośrodki badawcze oceniany jako trzeci (!) po USA i Chinach. Niezależnie od tego, czy istotnie Anglia dystansuje dziś w wydatkach zbrojeniowych Rosję, Arabię Saudyjską i inne starające się pospiesznie wrócić do dawnej formy mocarstwa europejskie (wszak programy pospiesznej remilitaryzacji prowadzą już i Niemcy, i Francja), z pewnością brytyjski potencjał militarny plasuje się w ścisłej czołówce światowej. Jakikolwiek będzie dalszy bieg zdarzeń i jakiekolwiek ukryte motywy imperialnych graczy miałyby przy tym wyjść na jaw, z całą pewnością konstatować możemy kompletne bankructwo tych polityków, którzy swe koncepcje oparli na fałszywym dogmacie „nieodwracalności procesu integracji europejskiej”.

Skoro tak – skoro nie tylko popularne jeszcze nie tak dawno rojenia o „końcu historii”, ale i wygłaszane do ostatnich godzin przed brytyjskim referendum także z Warszawy akty strzeliste wiary w „europejską jedność” okazują się kompletną pomyłką, to oczywistych stąd wniosków nie powinni przeoczyć polscy państwowcy i stratedzy. Przede wszystkim zauważyć powinni, że jakakolwiek doktryna państwowa czy obronna oparta na irracjonalnej wierze w niezmienność konstelacji geopolitycznej prędzej czy później skompromitować musi swoich autorów. Tak jak w przypadku autorów „doktryny samorozbrojeniowej” opracowanej przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego za kadencji prezydenta rezydenta Komorowskiego – była to w istocie doktryna irracjonalnego pacyfizmu oparta na założeniu, że Europa wolna będzie od wojen przez całe następne dekady (!). Dziś, po upływie zaledwie kilku lat, możemy utwierdzić się w przekonaniu, że tego typu hurraoptymistyczne prognozy snuć mogą tylko rozmijający się z rzeczywistością marzyciele albo po prostu zdrajcy i agenci.

Jeśli zatem żaden stan i żaden układ polityczny nie daje wiecznotrwałych gwarancji – a tak oczywiste jest dziś bankructwo projektu eurokołchozu jako super-ober-państwa, które służy u nas realizowaniu niemieckiej racji stanu poprzez dyrektywy retransmitowane z Berlina przez Brukselę, to jakiż obłęd podsuwa dziś naszym żoliborskim patriotom realizowaną właśnie z wielkim oddaniem koncepcję zespawania „na sztywno” polskiej racji stanu z aktualnym kursem polityki Waszyngtonu? Czas najwyższy skończyć z polityką „bezalternatywizmu”. Rzeczą mężów stanu nie powinno być wprowadzanie państwa i narodu w ulicę jednokierunkową, która łacno może okazać się uliczką ślepą – aby następnie tłumaczyć współczesnym i przyszłym pokoleniom, dlaczego była to decyzja jedynie słuszna. Rzeczą polityków winno być wypracowywanie całego wachlarza różnych koncepcji – bez przedwczesnego przesądzania o użyciu bądź odrzuceniu którejkolwiek z nich. Koncepcja, której jedynym walorem ma być jej bezalternatywność, nie jest żadną koncepcją – tylko uleganiem postmarksowskim przesądom o „konieczności dziejowej” i „przymusie historii”.

I kto w polskiej polityce ostatniego ćwierćwiecza stawiał wszystko na „jedność europejską”, ten niewątpliwie wystąpił albo w roli pożytecznego idioty albo płatnego, skorumpowanego beneficjenta eurosocjalu – to dziś oczywiste. Nie mniej oczywiste być powinny analogiczne kwalifikacje psychiatryczne bądź agenturalne afiliacje tych, którzy jako najlepsze, bo jedyne, rozwiązanie kwestii bezpieczeństwa Polski wskazują sprowadzenie na nasze terytorium obcych wojsk. Skoro już sprawa jest tak dalece przesądzona, jak to w perspektywie lipcowego szczytu NATO zwiastuje wysyłka naszych żołnierzy do Syrii i Iraku, to niech zwolennicy tego kursu na utratę suwerenności przynajmniej odrobią podstawowe lekcje z historii. Na początek niech odpowiedzą na proste pytanie: ileż to razy w minionych stuleciach danina polskiej krwi i potu zrobiła na Anglosasach tak wielkie wrażenie, że omieszkali przy najbliższej okazji wyprzedać naszą niepodległość? Odpowiedź jest brutalnie prosta – ani razu. Jeśli ta lekcja nie skłania do rewizji „bezalternatywnych” planów, to w każdym razie przydadzą się wszystkim polskim państwowcom korepetycje odświeżające pamięć sprawy polskiej w I wojnie światowej – aktualna analogia w tym, że przecież wcale nie koniecznie musimy wychodzić z III wojny światowej w tej samej konstelacji sojuszniczej, w którą byliśmy uwikłani u jej początków.

Tekst ukazał się na łamach tygodnika Polska Niepodległa!

avatar użytkownika intix

46. Prawda o tzw. pogromie kieleckim. 70 rocznica prowokacji

Grzegorz Braun, prof. Jerzy Robert Nowak i Dariusz Walusiak na konferencji z okazji 70 rocznicy prowokacji kieleckiej.
Fakty, historia i kłamstwa


https://youtu.be/eGrufOGL0cI

avatar użytkownika Wojciech Kozlowski

48. Szwedzi w Warszawie


Wojciech Kozlowski

avatar użytkownika intix

49. Powracam po niemal 6 latach do zapisanych tutaj wypowiedzi ...


... znienawidzonego - przez wieeelu - Grzegorza Brauna,  i w odniesieniu do wypowiedzi Pana Posła, znajdujących się w temacie głównym i pod nim, szczególnie do:

=> Grzegorz Braun o obcych wojskach i ustawie 1066: Zapraszanie lisa do kurnika

kolejną wypowiedź - opublikowaną 23 lut 2022 - załączam z nieukrywanym bólem serca... 

Prezydent zezwala na użycie ostrej amunicji przez wojska obce na terenie RP 

Konfederacja Korony Polskiej potępia i alarmuje.

Przyłączam się do tego ALARMU i namawiam do wysłuchania całej wypowiedzi, bez względu na to czy darzymy Pana Posła sympatią, czy nie...


* * *

Nie ma już słów...
nie ma już łez...
Kolejny raz - od lat - powtarzam te słowa.
Oj, biednaś Ty, Polsko, Ojczyzno moja...

Po tej wypowiedzi Pana Posła, wypada zadać pytanie:
Ukraina już ponosi ofiary... ale z KIM - tak naprawdę - prowadzona jest wojna?...

Przypomnieniem:

=> Ustawa 1066 „o bratniej pomocy” nie do ruszenia. Przed wakacjami

Łącząc wątki, załączam  jeszcze kolejny dawny wpis, jednym z wczorajszych komentarzy:

=> Prezydent Duda przemówienie - Wojna na Ukrainie


.


avatar użytkownika Maryla

50. ruska agentura wciąż w gotowości

„Jedyną osobą głosującą przeciwko uchwale w sprawie solidarności z Ukrainą był poseł GRZEGORZ BRAUN KONFEDERACJA "

Jak Polske, nie daj Boże, zaatakuje Rosja, to Braun kupi kredki i bedzie malował granice w Warszawie dla Niemiec i Rosji

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika intix

51. Uzupełnienie


Przepraszam bardzo Szanownych Państwa, Drogich Czytelników mojego bloga. 
Pisząc mój ostatni => komentarz <=, nie sprawdziłam czy link prowadzący do wypowiedzi Pana Grzegorza Brauna - z 2016 r. - jest aktywny.
Zrobiłam to dzisiaj i okazało się, że prowadzi d o n i k ą d... tak jak więcej podanych powyżej linków.
Podczas szukania tej wypowiedzi w sieci... zauważyłam, że bardzo niewiele jest dzisiaj miejsc - s i e c i - , w których - zapisane powyżej - wypowiedzi Grzegorza Brauna, są jeszcze dostępne.
W tej sytuacji, pozwolę sobie przenieść tutaj - do "ocalonych" -  wypowiedź, do której widnieje odniesienie w =>TYM <= komentarzu. 

Grzegorz Braun o obcych wojskach i ustawie 1066: Zapraszanie lisa do kurnika

Publikacja: 16 marca 2016 16:36


Nie wiedzieć dlaczego, mimo sprawnego procedowania w parlamencie tylu „dobrych zmian”, wciąż pozostaje w mocy ustawa 1066 legalizująca działanie u nas funkcjonariuszy obcych służb policyjnych i tajnych – i to z bronią w ręku. A tymczasem rząd przyjął właśnie projekt prawa rozszerzającego możliwości operowania na naszym terytorium także obcych armii. I to w czasie trwania „pokoju” – bo taką możliwość w czasie wojny od dawna wynika, rzecz jasna, z zasad członkostwa w NATO.

Teraz jednak z jakichś przyczyn aktualny układ władzy uznał za wskazane zalegalizować operowanie obcych wojsk w granicach Rzeczypospolitej również bez oficjalnego proklamowania stanu nadzwyczajnego. „Projekt ustawy o zmianie ustawy o zasadach pobytu wojsk obcych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz zasadach ich przemieszczania się przez to terytorium” przedłożony w ostatnich dniach lutego przez MON i przyjęty na Radzie Ministrów zakłada, że decydować będzie o tym prezydent – który na wniosek MON i za zgodą premiera stwierdzać ma możliwość i określać zakres działania armii NATO i UE w Polsce – w sytuacji, jak głosi komunikat rządowy, „gdyby nie było jeszcze podstaw do uruchomienia działań na podstawie art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego”.

Należę do pokolenia, nie tak wiekowego jeszcze, które dobrze pamięta stałą obecność żołnierzy obcej armii jako charakterystyczny element pejzażu wielu polskich miast i miasteczek – nie mogę więc ze spokojem przyjmować takich wiadomości. Jeszcze ćwierć wieku nie minęło od czasu, gdy cudem Opatrzności odjechały na wschód ostatnie eszelony Północnej Grupy Wojsk Armii Czerwonej – a już nam suwerenność niemiła? Obruszy się z pewnością niejeden wierny sympatyk obecnego układu, że co innego Moskale, a co innego nasi amerykańscy alianci. Owszem, nie stawiam tu przecież znaku równości – potrafię odróżnić system GuŁag od systemu McDonald’s. Ale nie zmienia to faktu, że obecność nad Wisłą i Odrą jakichkolwiek innych formacji bojowych poza Wojskiem Polskim może w niedalekiej przyszłości okazać się elementem większego nacisku politycznego na pobliską Warszawę niż na daleką Moskwę. Coraz więcej słyszymy w ostatnich dniach o pilnej potrzebie „wzmacniania wschodniej flanki NATO” – któż jednak ze strony naszych zachodnich aliantów wygłasza takie slogany? Są to politycy, którzy kwestię polskiej suwerenności z całą pewnością traktują bardziej utylitarnie niż pryncypialnie – m.in. ludzie z Waszyngtonu, których Polacy mogli dobrze popamiętać z kolejnych „resetów” i „resetów resetów” w stosunkach z Moskwą – a zatem całkowicie niewiarygodni jako protektorzy i gwaranci naszego bezpieczeństwa.

Zwróćmy uwagę na postać Aleksandra „Sandy” Vershbowa, wicesekretarza generalnego NATO, który w imperialnej dyplomacji pracuje już czwarta dekadę. Jako ambasador USA w Moskwie (2001-2005) m.in. uprawiał „dyplomację sederową” manifestując wraz żoną swoje przywiązanie do tradycyjnej kuchni (sic!). Jego zasługi dla państwa i diaspory żydowskiej są jednak znacznie poważniejsze – w roku 1990 otrzymał nagrodę im. Szarańskiego za działania na rzecz transferu Żydów ze Związku Sowieckiego do Izraela. Prezydent Obama uczynił go odpowiedzialnym w Sekretariacie Stanu za kierunek rosyjski – akurat na lata 2009-2012, kiedy to polityka nowego otwarcia w polityce wschodniej została przez Rosję odebrana jako „carte blanche” do rewindykacji, których najbardziej spektakularnym aktem był oczywiście zamach warszawsko-smoleński wiosną 2010 r. Jeszcze w 2014 r. na konferencji w Krakowie deklarował, że Stany Zjednoczone stoją twardo na gruncie integralności terytorialnej Ukrainy – niewiele czasu trzeba było, by zweryfikować wiarygodność takich gwarancji. Jeśli więc teraz „Sandy” Vershbow z groźną miną wypowiada się na temat bezpieczeństwa Polski i „zagrożenia rosyjskiego” (co czyni nb w tym samym Krakowie), to nie należy brać takich tromtadrackich oświadczeń za cokolwiek ponad retorykę wynikającą z aktualnej „mądrości etapu”.

A tymczasem przecież na innych odcinkach frontu najwyraźniej obowiązują jakieś zupełnie inne mądrości. Ledwie parę tygodni minęło wszak od moskiewskiej wizyty Henry Kissingera, który spotkawszy się z Włodzimierzem Putinem deklarował, że Rosja nie jest przeciwnikiem Stanów Zjednoczonych, a współtwórcą światowej architektury bezpieczeństwa. „Rosja nie jest zagrożeniem dla USA, ale kluczowym elementem globalnej równowagi” – stwierdził autorytatywnie Kissinger – „Zachód potrzebuje Rosji”.

W analogicznym trybie, ledwie tydzień wcześniej, podczas wizyty na Kremlu prezesa Europejskiego Kongresu Żydowskiego Mosze Kantora zadeklarowana i zaakceptowana została de facto rola Rosji jako protektora diaspory żydowskiej w Europie (sic). Jeśli dodamy do tego ujawnione na konferencji w Monachium działanie paktu Kerry-Ławrow – tj. zgodną kooperację Rosji i Ameryki na froncie „stabilizacji” w Syrii (sic) – to kto jeszcze w takich okolicznościach brać może za dobrą monetę nagły przypływ animuszu naszych zachodnich aliantów we „wzmacnianiu wschodniej flanki”? Należy z całym naciskiem stwierdzić, że zabieganie przez Warszawę o militarną obecność w naszych granicach nieszczerych, niestałych i nielojalnych sojuszników, reprezentowanych przez takich imperialnych „rewizorów” jak Alexander Vershbow czy pani Victoria Nuland – może już w niedalekiej przyszłości okazać się zapraszaniem lisa do kurnika.

 

Źródło: http://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/6006-tylko-u-nas-grzegorz-braun-...


* * *

Jeszcze raz ALARM:

Prezydent zezwala na użycie ostrej amunicji przez wojska obce na terenie RP 

Konfederacja Korony Polskiej potępia i alarmuje.


Przyłączam się do tego ALARMU i namawiam do wysłuchania całej wypowiedzi, bez względu na to czy darzymy Pana Posła sympatią, czy nie...
intix

.
avatar użytkownika Maryla

52. Putin chce cofnąć granicę


Putin chce cofnąć granicę Zachodu na granicę Niemiec. Jak najbardziej chodzi mu o nową Jałtę


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl