Loża minus 5. Ordynarne kłamstwa cyngla Gazety Wyborczej. Amnezja TW CAREX. Kasjer lewicy.
Cyngiel Gazety Wyborczej Czuchnowski napisał ordynarnego kłamliwego paszkwila "Fundację Jolanty Kwaśniewskiej i polityków SLD od 2006 r. rozpracowywała specgrupa policyjno-prokuratorska. Wynik: prawie zero" , a towarzysz Cimoszewicz TW CAREX rezonuje , jakby cierpiał na amnezję , donosem do prokuratury. Wszystko to ma wymiar medialny, III RP odzyskana dla Michnika na ratunek Tuskowi, gwarantowi układu . Kto jeszcze cierpi na amnezję?
Proroczy artykuł Targalskiego z lutego 2005 r.: www.abcnet.com.pl/artykul.php?art_id=2076&dz_id=1&token=
"Jeszcze trochę i przeczytamy wielki artykuł redaktora pt.: „Jak Macierewicz uniemożliwił mi ujawnienie agentury!” Takiego zwrotu nie można jednak dokonać od razu, trzeba działać stopniowo. Potem dowiemy się jak to Macierewicz i Olszewski ukrywali agenturę a Michnik po cichu wynosił teczki by ją wreszcie unieszkodliwić.
Donald Tusk nagle zaczął wzywać znajomych polityków i w wielkiej tajemnicy, czyli do natychmiastowego powtórzenia wszystkim, zwierzał się z błędów przeszłości. Teraz żałuje, iż głosował za obaleniem rządu Olszewskiego i przeciwko lustracji, ale już zrozumiał, ostatecznie 12 lat myślenia to dla Tuska niezbyt dużo, i teraz już jest za lustracją, ba jest ona nawet niezbędna dla Polski. Niebawem się dowiemy, iż Macierewicz z Olszewskim obalili rząd Tuska, bo ten chciał ujawnienia agentury. Naród o tym przeczyta we wszystkich mediach, u poważnych dziennikarzy i będzie święcie o tym przekonany głosował na partię Olechowskiego, znanego wroga agentury i I Departamentu."
2007-05-16
Jesteśmy bliscy udowodnienia, że w Polsce istnieje ponadpartyjna i ponadczasowa superstruktura, którą nazywam Lożą minus 5.
To stowarzyszenie ludzi, związanych ze służbami specjalnymi, którzy mają wspólne interesy, przymykają oczy na szwindle, od lat są nietykalni i wzajemnie sobie pomagają. To nie rządy mają wpływ na tych ludzi, lecz odwrotnie.-
Szykanują nas w różny sposób, z czarnym pijarem włącznie. Grożono mi zabójstwem, porwaniem dziecka, ani dnia spokoju, bo nikt nie chciał pomóc, udawano, że nie ma sprawy. Bronimy się, stąd nagrania rozmów z Oleksym i Michnikiem – wyjaśnia Gudzowaty . Powiedział, że Oleksy nie został nagrany bez powodu, a cel tego "w swoim czasie wyjdzie na jaw”.
"Wprost"Nr 13/2005 (1165)
Mafia!
"Najpierw były dziwne powiązania znanych osobistości z półświatkiem i tajnymi służbami. Potem zdarzały się przerzuty broni do krajów objętych embargiem oraz wielkie transporty (po kilka ton) narkotyków, za którymi stali gangsterzy, ludzie tajnych służb i powiązani z nimi biznesmeni i politycy. Powstawały wtedy spółki za pieniądze z funduszy operacyjnych tajnych służb (firmowane przez znanych obecnie biznesmenów), w nielegalne interesy wchodziły dawne centrale handlu zagranicznego. A potem w dziwnych okolicznościach zaczęły ginąć osoby, które o tych interesach wiedziały lub były w nie uwikłane. "Nie ma w Polsce mafii, jest tylko zorganizowana przestępczość" - mówili kolejni ministrowie spraw wewnętrznych i sprawiedliwości III RP, choć ślady istnienia mafii widzieliśmy na każdym kroku. Dopiero sejmowe komisje śledcze ujawniły skalę tej gangreny."
Tort wiedeński
O wiedeńskim układzie tygodnik "Wprost" pisał pierwszy w artykułach "Polski kartel" (nr 14/2003) oraz "Porządek Baraniny" (nr 20/2003). W ubiegłym tygodniu wiele nowych faktów na temat wiedeńskiego układu ujawnili dziennikarze TVN w programie "Superwizjer". Dziennikarze "Wprost" dotarli do kolejnych szokujących faktów dotyczących już nie wiedeńskiego układu, ale wręcz polsko-wiedeńskiej republiki mafijnej.
Polsko-wiedeńska republika mafijna
Kiedy upadała PRL, tysiące funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, milicji i Wojskowych Służb Wewnętrznych postanowiło użyć swoich znajomości do robienia interesów. Zajęli się handlem paliwami, bronią, alkoholem, założyli firmy ochroniarskie, weszli w branżę usług finansowych, działalność parabankową, handel zagraniczny. Do udziału w wielu przedsięwzięciach, przede wszystkim handlu narkotykami i bronią, włączyli prowadzonych przez siebie tajnych współpracowników oraz kontrolowanych przez siebie przestępców. Kilka lat temu ówczesny zastępca szefa Zarządu Śledczego Urzędu Ochrony Państwa mówił "Wprost", że prawie 80 proc. znanych przywódców polskiego podziemia było informatorami bądź tajnymi współpracownikami SB, WSW i milicji. Część pracowała potem dla policji i UOP (potem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencji Wywiadu) oraz Wojskowych Służb Informacyjnych. Centrum interesów mafii i byłych funkcjonariuszy tajnych służb PRL stał się Wiedeń.
To miasto jako centrum wielkich interesów (ciemnych i jasnych) pojawiło się przy okazji przesłuchań przed sejmową komisją śledczą ds. Orlenu. "Nie utrzymywałem ani biznesowych, ani towarzyskich, ani żadnych innych kontaktów z Jeremiaszem Barańskim [pseudonim Baranina]. Próby łączenia mnie ze środowiskiem Barańskiego są kłamstwem nie opartym na żadnej przesłance". Oświadczenia takiej treści odczytali przed komisją Aleksander Żagiel i Andrzej Kuna, działający w Wiedniu polscy biznesmeni. Reporterzy "Superwizjera" TVN pokazali dokument z archiwum Baraniny, w którym nazwiska Kuny i Żagla znalazły się obok jego współpracowników w Polsce. Dziennikarze "Wprost" dotarli z kolei do informacji, które Baranina przekazywał tajnym służbom Austrii i Niemiec (roztaczającym nad nim parasol ochronny). Jak ustaliliśmy, te same informacje przekazano oficerom Centralnego Biura Śledczego badającym kulisy śmierci ministra Jacka Dębskiego oraz generała Marka Papały.(...)
„Grupa wiedeńska”i taśmy gangstera- 29-03-2008
Poważny problem dostrzegli jednak członkowie sejmowej komisji śledczej ds. Orlenu. Tym bardziej że to właśnie Kuna z Żaglem zorganizował słynne spotkanie Ałganowa z biznesmenem Janem Kulczykiem. Na nim miały zapaść decyzje dotyczące polskiej energetyki. Podczas przesłuchań przed komisją na światło dziennie wyszły powiązania tzw. grupy wiedeńskiej złożonej z biznesmenów, gangsterów i ludzi służb specjalnych. W tej grupie znaleźli się, oprócz Kulczyka, Czerniaka i Ałganowa, także Kuna i Żagiel, którzy w 1969 r. wyjechali z Polski, osiedlając się w Austrii. Pierwsze skrzypce w „grupie wiedeńskiej” miał grać dobry znajomy biznesmenów Jeremiasz Barański ps. Baranina – gangster i współpracownik PRL-owskich służb specjalnych, którego oskarżono o zabójstwo byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Podejrzewany był też o kierowanie grupą przestępczą. 7 maja 2003 roku „Baraninę” znaleziono martwego w celi austriackiego aresztu.
Z ustaleń „Rz” wynika, że spółka ta sponsorowała zorganizowany w listopadzie 2007 r. przez fundację Jolanty Kwaśniewskiej, znajomej Kuny i Żagla, Światowy Szczyt na rzecz Rodziny. Nasi informatorzy twierdzą również, że właśnie od Pirelli Pekao RE mieszkania kupowali wpływowi politycy lewicy. „Wśród klientów firmy są przedstawiciele różnych grup zawodowych i społecznych, jak również ugrupowań politycznych” – oświadcza biuro prasowe Pirelli.
Nieruchomościami zajmuje się także firma Promedia. Na terenach spółki swoją działalność prowadziły m.in. supermarkety Albert (Galeria Ursynów w Warszawie) i Biedronka (Lubsko, woj. lubuskie). Te nieruchomości firma sprzedała na przełomie 2006 i 2007 r.
Według informacji „Rz” z firmą Promedia związany był Wojciech Czerniak, były szef wywiadu UOP, w latach 1981 – 1985 konsul w polskiej ambasadzie w Wiedniu.
W czasie gdy kierował wywiadem, ze służby odeszła grupa oficerów rozpracowująca Ałganowa. 30 czerwca 2006 r. Czerniak jako pełnomocnik Kuny uczestniczył w zgromadzeniu wspólników Promedia. Czerniak jest też prezesem deweloperskiej spółki Concordia. (..)Fundację wspierali m.in.: PFRON, Prokom Ryszarda Krauzego, fundacja Dar Serca Orlenu, Plus GSM, Giełda Papierów Wartościowych, Port Lotniczy im. Chopina w Warszawie czy też firma J&S, która dostarcza rosyjską ropę do Orlenu.
„Jakie jest najszybsze zwierzę w Warszawie? Kuna z żaglem” – taki żart o dwójce biznesmenów jeszcze do niedawna krążył po stolicy. Potrafili bowiem załatwić niemal wszystko. Nie było to niczym dziwnym, znali wielu wpływowych polityków, którzy podejmowali kluczowe dla kraju decyzje. Do grona ich znajomych należeli m.in. były prezydent Aleksander Kwaśniewski oraz jego żona Jolanta. – Przez dziesięć lat nigdy nie byłem w Pałacu Prezydenckim – twierdzi Żagiel.
Potwierdza jednak, że wraz z Kuną utrzymywał przyjacielskie stosunki z Edwardem Mazurem, polonijnym biznesmenem, oskarżanym o podżeganie do zabójstwa gen. Marka Papały. To właśnie Mazur wpadł na pomysł, aby Kuna i Żagiel skupowali od banków polski dług zagraniczny. W tym celu powstała spółka Biccarco. – Poza listem intencyjnym nie podpisaliśmy nic innego. Nie doszło do żadnej transakcji – tłumaczy Żagiel. Dodaje, że w przeciwieństwie do Kuny w ogóle nie był przesłuchiwany w sprawie dotyczącej afery FOZZ."
10 Maj 2008
Była ona aystestenką Petera V. w banku w Zurychu, gdzie mieli zakładać konta politycy polskiej lewicy, aby to na nie wpływały łapówki. Żona podejrzanego Katarzyna V. ujawnia w rozmowie z "Dziennikiem", że jej małżonek poznał Małgorzatę S. właśnie przez Ćwiąkalskiego, który mu ją przedstawił. Sam minister wszystkiemu zaprzecza, twierdzi, że nie zna osobiście Petera V., a Małgorzata S. jest krewną nie jego, ale jego żony.
Peter V. jako nastolatek dokonał morderstwa, a mimo to zrobił karierę w bankowości na Zachodzie. Teraz jednak znowu wpadł w ręce prokuratury i od Wielkanocy przebywa w areszcie. Jest podejrzany o pomaganie lobbyście Markowi Dochnalowi w wypraniu ponad 80 milionów zł."
2 Lis 2009
"Kasjer lewicy" ujawnia kulisy ustawionego przetargu
Peter Vogel został aresztowany w marcu 2008 roku w związku ze śledztwem związanym z interesami Marka Dochnala. TVN podaje, że kasjer lewicy niedawno wyszedł jednak z aresztu.
Generał Gromosław Czempiński, zanim jeszcze został “generałem Gromosławem C.”, trafił do SB, tzn. Departamentu I MSW zaraz po studiach, więc nie można wykluczyć, że bliskie spotkania III stopnia z resortem miewał już wcześniej, zgodnie z perskim przysłowiem, że “dobry kogut w jajku pieje”. Czego tam nie dokazywał, czego tam nie robił – tego nie spisałby nawet na wołowej skórze – między innymi jedną z tych zasług było pozyskanie do współpracy ze sławnym “wywiadem gospodarczym” pana dra Andrzeja Olechowskiego. Ale mniejsza z tym, bo prawdziwa kariera “generała Gromosława C.” rozpoczyna się z początkiem sławnej transformacji ustrojowej. Został on – jak wszyscy funkcjonariusze SB – poddany weryfikacji, którą przeszedł w podskokach, i zaraz potem przeprowadził udaną ewakuację amerykańskich zakładników z Iraku, czym zaskarbił sobie zaufanie i wdzięczność Amerykanów. W rezultacie, po udanym obaleniu rządu premiera Olszewskiego i wrześniowej klęsce ugrupowań solidarnościowych w roku 1993, został szefem Urzędu Ochrony Państwa, którym kierował aż do roku 1996, kiedy to, po aferze Oleksego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji, prezydent Kwaśniewski mianował na to stanowisko Andrzeja Kapkowskiego. Nawiasem mówiąc, od dnia, kiedy Józef Oleksy został oskarżony o szpiegostwo, mija 16. rok i nikt nie został z tego tytułu pociągnięty do odpowiedzialności – co utwierdza mnie w przekonaniu, że fundamentalna zasada konstytuująca III Rzeczpospolitą: “my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”, cały czas jest przestrzegana, przynajmniej do tej pory. Warto przypomnieć, że na początku 1996 roku tygodnik “Wprost” opublikował artykuł informujący o wielkich sumach w obcych walutach, jakie PZPR przez co najmniej 18 lat transferowała do szwajcarskich banków, przejmując je wcześniej od przedsiębiorstwa eksportu wewnętrznego PEWEX, specjalnie w tym celu założonego. Ujawnienie tych rewelacji wprawiło prezydenta Kwaśniewskiego w stan niezwykłego zdenerwowania, w którym oświadczył on, że jeśli ktokolwiek piśnie na ten temat choćby słowo, to on zarządzi “lustrację totalną”. Następnego dnia po tym ostrzeżeniu Jacek Kuroń i Karol Modzelewski napisali do prezydenta Kwaśniewskiego pojednawczy list i wszystko ucichło jak ucięte nożem.
Zanim jeszcze do tego doszło, w roku 1983, na przepustkę z więzienia wyjechał był do Szwajcarii pochodzący z porządnej, ubeckiej rodziny Piotr Filipczyński, wcześniej skazany na 25 lat więzienia za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Przybywszy do Szwajcarii, został tam bankierem oraz – jak wieść gminna głosi – “kasjerem lewicy” pod nazwiskiem Petera Vogla. Musiał sprawować się wzorowo, bo czyż w przeciwnym razie zostałby przez prezydenta Kwaśniewskiego w ostatnim dniu jego urzędowania ułaskawiony? A właśnie został – i w przekonaniu, że jest już bezpiecznie, przyjeżdżał sobie do Polski jak gdyby nigdy nic.
Tymczasem w naszym nieszczęśliwym kraju zachodziły wielkie przemiany; koalicja SLD-PSL została w roku 1997 zastąpiona koalicją AWS-UW, która sformowała rząd pod przewodnictwem charyzmatycznego premiera Buzka, “bez swojej wiedzy i zgody” zarejestrowanego przez SB w charakterze tajnego współpracownika pod dwoma pseudonimami: “Karol” i “Docent”. W czerwcu 2000 roku UW wyszła z koalicji, ale rząd premiera Buzka nadal sobie rządził, aż w roku 2001 został ponownie zastąpiony przez koalicję SLD-PSL. Jednak na skutek nieporozumień w klubie gangsterów, których wyrazem, a nawet – rodzajem wierzchołka góry lodowej, była wizyta Lwa Rywina u pana red. Adama Michnika, “grupa trzymająca władzę” zaczęła się rozpadać, wytwarzając coraz większą polityczną próżnię. Doszło w końcu do tego, że powstał rząd prof. Marka Belki, szczęśliwego posiadacza aż dwóch pseudonimów operacyjnych, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne, a który mimo to rządził sobie “mądrze i wesoło” jak gdyby nigdy nic, aż do roku 2005.
Ale nie tylko zmieniały się rządy. Zmieniała się również scena polityczna, na której pojawiła się Platfoma Obywatelska, najpierw kierowana aż przez “trzech tenorów”: dra Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego i Donalda Tuska, a potem już tylko przez Donalda Tuska. Po latach “generał Gromosław C.” ujawni, że to właśnie on był Ojcem Założycielem tej partii i nawet zwierzał się, ile to rozmów i bliskich spotkań III stopnia musiał odbyć, by Platforma Obywatelska wreszcie zaistniała. Wkrótce potem na scenie politycznej, z inicjatywy Jarosława Kaczyńskiego, pojawiło się Prawo i Sprawiedliwość, którego najtwardszym jądrem było dawne najtwardsze jądro Porozumienia Centrum. I PiS wykorzystało próżnię polityczną powstałą na skutek rozpadu grupy trzymającej władzę i po wyborach w 2005 roku utworzyło mniejszościowy rząd. Wprawdzie początkowo prowadzone było rozmowy z PO o utworzeniu wielkiej koalicji, ale nie doprowadziły do porozumienia – formalnie na tle sporów o to, kto ma kontrolować tajne służby. Spory te przekształciły się w nieprzejednaną wrogość okazywaną PiS-owi również przez pozostające pod kontrolą tajnych służb media głównego nurtu oraz Salon z jego centralnym organem prasowym, czyli “Gazetą Wyborczą”. Jak się okazało, nie wszyscy członkowie rządu utworzonego przez PiS byli wobec premiera Jarosława Kaczyńskiego lojalni; prawdę mówiąc, lojalnych było tam niewielu, w następstwie czego przed niezawisłymi sądami trwają obecnie procesy prezesa PiS z co najmniej dwoma jego dawnymi ministrami: Januszem Kaczmarkiem i Romanem Giertychem. W następstwie tych nielojalności, które były według wszelkiego prawdopodobieństwa wzajemne, w roku 2007 premier Kaczyński złożył dymisję swego rządu, a wybory wygrała Platforma Obywatelska, tworząc z PSL koalicyjny rząd pod prezesurą Donalda Tuska.
Wprawdzie Donald Tusk doskonale zdawał sobie sprawę, że swoje zwycięstwo wyborcze zawdzięcza protekcji Sił Wyższych, które oddały do dyspozycji PO wszystkie swoje aktywa w postaci wsparcia agentury, również w mediach głównego nurtu i Salonie, ale właśnie dlatego zapragnął trochę przynajmniej się spod tej kurateli wyemancypować. Dlatego wiosną 2008 roku znajdujący się akurat w Polsce Peter Vogel został umieszczony w areszcie wydobywczym pod śmiesznym zarzutem prania brudnych pieniędzy. Najwyraźniej premier Tusk wiele sobie po Voglu obiecywał, bo minister Ćwiąkalski i wicepremier Schetyna dawali swoim nadziejom, a nawet marzeniom publiczny wyraz. Trzymany w areszcie wydobywczym Vogel zaczął w końcu coś tam chlapać – między innymi o kradzieży, jakiej jakiś Turek dokonał ze szwajcarskiego konta bankowego “generała Gromosława C.”, której generał ponoć nawet nie zauważył. Ujawnienie tej informacji przez dziennik “Dziennik” stało się detonatorem “afery hazardowej”, w następstwie której premier Tusk nie tylko musiał wyrzucić z rządu ministra Ćwiąkalskiego i wicepremiera Schetynę, ale również – zrezygnować z kandydowania w wyborach prezydenckich – czego, jak wszyscy wiemy, bardzo pragnął. A kiedy afera hazardowa przycichła na tyle, że okazało się, iż w ogóle jej “nie było”, 10 kwietnia 2010 roku doszło do katastrofy smoleńskiej, w której zginął nie tylko prezydent Kaczyński, ale również dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych i prezes Narodowego Banku Polskiego. W rezultacie prezydentem został Bronisław Komorowski, a prezesem NBP – prof. Marek Belka. Zaraz po katastrofie smoleńskiej wywodzący się z SB, do której wstąpił, by spełniać dobre uczynki, generał Sławomir Petelicki, w liście otwartym do premiera Tuska zażądał zdymisjonowania ministra obrony Klicha i kilku innych dygnitarzy wojskowych, podając jednocześnie własne propozycje personalne. Początkowo głuche milczenie było mu odpowiedzią, ale w rok później prawie wszystkie żądania generała Petelickiego zostały spełnione, a nasza niezwyciężona armia została poddana kuracji przeczyszczającej. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, że SB bierze odwet na razwiedce wojskowej za upokorzenia związane z weryfikacją, no a poza tym, a właściwie przede wszystkim – proponuje nowy kompromis w sprawie kolejności rozdziobywania naszego nieszczęśliwego kraju.
I kiedy wydawało się, że wszystko jest na najlepszej drodze, że kompromis został osiągnięty, czego dowodem było ogłoszenie składu i zaprzysiężenie nowego-starego rządu premiera Tuska – jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść o zatrzymaniu “generała Gromosława C.” pod wspomnianymi zarzutami. Wygląda na to, że razwiedka wojskowa, zdetonowana zagładą ścisłego kierownictwa w Smoleńsku, tylko się przyczaiła, stosując wypróbowaną przez generała Jaruzelskiego jeszcze podczas solidarnościowego karnawału “linię porozumienia i walki” i obecnie przystąpiła do rozgramiania SB, wykorzystując w tym celu zeznania Petera Vogla, o których wszyscy chyba już zapomnieli. Okazuje się, że rację miał poeta Czesław Miłosz, ostrzegając, że “spisane będą czyny i rozmowy”, a poza tym – ruskie przysłowie powiada, że co jest zapisane piórem, tego nie wyrąbiesz toporem. Dodatkowym impulsem, ośmielającym wojskową razwiedkę do takiej totalnej rozprawy z SB-kami, może być okoliczność, iż “generał Gromosław C.” był faworytem Amerykanów – tymczasem Nasza Złota Pani Aniela, która najwyraźniej postanowiła przyspieszyć nieubłagane procesy dziejowe prowadzące do utworzenia w Europie IV Rzeszy, zapaliła zielone światło dla prób eliminacji amerykańskich faworytów z tubylczej sceny politycznej – czemu sprzyja desinteressement wykazywane Europą przez obecną administrację prezydenta Obamy.
Zatrzymanie “generała Gromosława C.” początkowo wyglądało szalenie groźnie, ale kiedy piszę te słowa, został on już wypuszczony za kaucją w wysokości 1 miliona złotych, którą, chwalić Boga, mógł bez najmniejszego trudu natychmiast zapłacić. Śledząc dalszą pracę zegara sprawiedliwości, będziemy mogli ocenić, czy konstytuująca III Rzeczpospolitą fundamentalna zasada: “my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych” nadal obowiązuje i w jakim zakresie. Gdyby okazało się, że przestała być aktualna, mielibyśmy kolejną transformację ustrojową, to znaczy – IV Rzeczpospolitą i co ciekawe – bez najmniejszego udziału prezesa Jarosława Kaczyńskiego w tej przemianie.
Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl
Miodowicz: nie wymyśliłem Jaruckiej
Annę Jarucką poznałem przez przypadek. Moim obowiązkiem było wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia i poinformowania o tym komisji śledczej. Nie wymyśliłem tej sprawy. Nie dopuściłem się prowokacji i mam nadzieję, że nie padłem ofiarą prowokacji - tak bronił się wczoraj Konstanty Miodowicz (PO
Premier Tusk, dostaje rykoszetem za działania sprzed siedmiu lat, których się dopuścił może on sam, ale na pewno jego ludzie z PO.
Komisja do sprawy Orlenu, członek komisji z ramienia PO Konstanty Miodowicz wzywa przed oblicze komisji ,żonę prezydenta Kwaśniewskiego, panią prezydentową Jolantę Kwaśniewską.
Poseł Miodowicz PO, wezwał dlatego panią prezydentową Kwaśniewską, dlatego,że podczas imprezy charytatywnej zrobili sobie z panią Kwaśniewska zdjęcia. Tacy ludzie jak panowie Kuna,Żagiel i Dochnal.
Poseł Miodowicz PO twierdził na podstawie tych zdjęć,że owi panowie robili z Jolantą Kwaśniewską, interesy, co nie było prawdą.
Drugi show pana posła PO Miodowicza,też w komisji Orlenu się rozkręcił.
Poseł Miodowicz PO, tym razem zaatakował Włodzimierza Cimoszewicza SLD, wzywając go przed komisję dlatego,że córka marszałka sejmu Cimoszewicza SLD, nabyła akcje PKN ORLEN.
Poseł PO Miodowicz ,oskarżył Włodzimierza Cimoszewicza, o to,ze jego córka działała na szkodę PKN Orlen, kupując akcje PKN, a po 4 miesiącach sprzedając je z zyskiem.
Później poseł Miodowicz PO, w celu wyeliminowania Włodzimierza Cimoszewicza SLD ,z wyborów prezydenckich ,użył niejakiej Jaruckiej,która kłamała przed komisją oskarżając Cimoszewicza SLD. Jarucka za to , została skazana prawomocnym wyrokiem, dwóch lat pozbawienia wolności w zawieszeni na cztery lata.
Nikt nie uwierzy ,że poseł Miodowicz PO, bez konsultacji z przewodniczącym klubu i partii PO Donaldem Tuskiem, dopuszczał się takich insynuacji i podłości, względem przeciwników politycznych."
28/07/2011
PO poprze w wyborach do Senatu polityków lewicy Włodzimierza Cimoszewicza i Marka Borowskiego, udzieli też wsparcia byłemu posłowi PJN Janowi Libickiemu, który jednak do Senatu wystartuje jako kandydat niezależny, a nie z Platformy - informują źródła PAP.
W "Gazecie Wyborczej" zapowiedź tekstu świątecznego Adama Michnika. I mały cytat na zachęte:
Najpierw są słowa. Marzenia o wieszaniu "łajdaków". Potem przychodzi noc długich noży czy noce moskiewskie, gdy rozstrzeliwano ludzi tysiącami.
TW "Alek" , TW "Bolek" , TW "Carex" , TW "Rauf" , TW "Olin" ...
http://wpolityce.pl/view/4181/Komoro…___ma_doradzac_w_sprawie_Rosji_.html
Czy Niemcy finansowali partię Tuska? Piskorski: Dla mnie jest oczywiste
- Dla mnie jest oczywiste, że CDU wspierało finansowo KLD - opowiedział Paweł Piskorski w rozmowie z Michałem Majewskim. Tygodnik zapowiada ujawnienie przez Pawła Piskorskiego szczegółów finansowania „partii premiera” – w tym wątku niemieckiego oraz „pożyczki na mieszkanie, samochodów od biznesmenów i plastikowych toreb pełnych pieniędzy”.
Nieufność - narodowa wada genetyczna Polaków?
Rafał Drzewiecki
- Platforma może zrobić tylko jedno. Donald Tusk musi zrezygnować ze swojej malowanej funkcji w Brukseli za 100 tys. złotych miesięcznie i wrócić. Żadne inne działanie w obecnej sytuacji...
- Stonoga złoży zażalenie ws. zatrzymania Adwokat Zbigniewa Stonogi w rozmowie z RMF FM zapowiedział, że jego klient złoży w środę zażalenie w sprawie zatrzymania. Biznesmen został we wtorkowy wieczór doprowadzony do prokuratury i wkrótce zwolniony.
Spadkobiercy Gudzowatego oddali kontrolę nad gazem
Na początek przypomnijmy aktorów tej rozgrywki. Po stronie polskiej jest PGNiG, czyli strategiczna spółka skarbu państwa, zajmująca się importem i sprzedażą gazu. Po stronie rosyjskiej — państwowy Gazprom, który na bazie wieloletnich umów sprzedaje PGNiG gaz, pokrywając ponad połowę polskiego zapotrzebowania na ten surowiec. Gazprom i PGNiG mają po 48 proc. udziałów w spółce EuRoPol Gaz, która zarządza polskim odcinkiem gazociągu jamalskiego i żyje z opłat za jego użytkowanie. 4 proc. ma z kolei Gas-Trading, w którego akcjonariacie jest PGNiG (43,41 proc.), Gazprom Export (15,88 proc.), polski Węglokoks (2,27 proc.), Wintershall, niemiecki partner Gazpromu (2,27 proc.) i... trzeci aktor w tej rozgrywce, czyli Bartimpex (36,17 proc.), kontrolowany dziś przez spadkobierców polskiego biznesmena Aleksandra Gudzowatego. Sprzedaż udziałów Bartimpeksu planował jeszcze sam Aleksander Gudzowaty, ale nie mógł się z PGNiG porozumieć co do ceny. Komunikat UOKiK jasno pokazuje, że spadkobiercy do takiego porozumienia doszli.
- Maryla - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
133 komentarzy
1. co u Gudzowatego? Nagrania ocaliły mu zycie ale nie binzes
Gaz z Rosji po wyeliminowaniu Gudzowatego
Rząd do Gudzowatego: za wyjście z EuRoPol Gazu zgoda na gazociąg
2009-11-05
Gaz za głowę Gudzowatego
2012-10-05
Kto i co kupił, czyli Kulczyk Gudzowaty – bardzo tajemnicza transakcja gazowa
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Z ARCHIWUM JERZEGO
Z ARCHIWUM JERZEGO JACHOWICZA-2008
(...)
UKŁAD WIEDEŃSKI
http://www.niniwa2.cba.pl/z_archiwum_jerzego_jachowicza.htm
(....)
Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel
Są zrośnięci jak syjamscy bracia. Wszędzie i zawsze we dwójkę. Po trosze jak w wierszu Majakowskiego: "Mówimy Lenin, a w domyśle partia", mówimy Kuna, a w domyśle Żagiel, mówimy Żagiel, a w domyśle Kuna. Pierwszy jednak był Żagiel.
Jego ojciec, Julian, znalazł się w Wiedniu po wydarzeniach marcowych 1968 roku. Przed wyjazdem z Polski sprzedał fermę lisów, co umożliwiło mu otworzenie interesów w stolicy Austrii. Pośredniczył w handlu tekstyliami i wyrobami jubilerskimi. Kilkunastoletni Aleksander pomagał rodzicom w ich małych, ale prężnych firmach. W połowie lat 80. rodzice dali mu gotówkę na rozpoczęcie własnej działalności gospodarczej. Na początek handlował artykułami spożywczymi, ale też pośredniczył w handlu między różnymi firmami polskimi i austriackimi. Od początku związał się ze swoim wspólnikiem Andrzejem Kuną, którego cała rodzina znalazła się w Wiedniu w okresie stanu wojennego (Andrzej ma jeszcze dwóch starszych braci, Pawła i Bartłomieja, którzy weszli na ścieżkę ściśle kryminalną - przemyt papierosów pod egidą "Baraniny"). Kuna i Żagiel handlowali między innymi butami i zegarkami.
Pod koniec lat 80. założyli firmę Polmarck, która jak większość powstających wówczas firm miała w rejestrze uniwersalny zakres działalności.
Dwóch polskich biznesmenów z Wiednia przebywało często w interesach w Warszawie. Zamiast przepłacać w hotelach, wynajęli mieszkanie w "Zatoce Czerwonych Świń". W tym samym apartamentowcu, w którym mieszkał Władimir Ałganow. Podobno po skończeniu swojej kadencji na stanowisku pierwszego sekretarza ambasady zaprosił swoich sąsiadów na pożegnalną kolację.
Wtedy zrodził się pomysł sprowadzenia do Polski zboża z byłych republik radzieckich, a do załatwiania tych kontraktów w Rosji dał się namówić gospodarz. W ten sposób - opowiadał przed komisją orlenowską w sejmie Żagiel - Ałganow został pracownikiem firmy Polmarck. Kuna i Żagiel znali także dobrze Sławomira Wiatra. To on w 1990 roku założył spółkę Mitpol, a udziałowcami w niej zostali wkrótce Kuna i Żagiel. Cała trójka rok później stworzyła w Polsce sieć supermarketów Billa Polska. Kogóż jednak nie znali Kuna i Żagiel? Przede wszystkim Jeremiasza Barańskiego. Ale i innych asów świata gangsterów, jak choćby słynnego Riccarda Fanchiniego, pochodzącego ze Śląska (jego prawdziwe nazwisko: Marian Kozina), uchodzącego za szefa szefów w świecie mafii. Rok temu Fanchini przyjmowany przez bossów podziemia w Europie i Ameryce, między innymi w narkotykowych kartelach południowoamerykańskich, jak ich równorzędny partner, został po latach ścigania po całym świecie złapany przez angielski Scotland Yard. Podobno Kuna i Żagiel szaleli na przyjęciu weselnym Fanchiniego we Włoszech. Pytani przez dziennikarzy o zabawę na weselu odpowiadali z uśmiechem - było tam jeszcze ponad czterysta innych osób, więc nasza obecność nie ma chyba większego znaczenia. W połowie lat 90. Kuna dokonał popularnego wtedy przekrętu. Kupił okrętową blachę w Hucie Częstochowa, z przeznaczeniem na eksport do Jugosławii, dzięki czemu uzyskał ogromny upust w cenie za towar. Po sfałszowaniu papierów eksportowych przewiózł blachę do Stoczni Szczecińskiej, gdzie sprzedał ją z dużym zyskiem. Dostał za to dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy. Nie przeszkadzało to w regularnym umieszczaniu Kuny i Żagla w latach 1993-1995 na listach stu najbogatszych Polaków. Ich nazwiska były też w tajnym notesie "Baraniny", choć obydwaj wypierali się znajomości z nim. Obok nich figuruje Lesław Horbacz, pseudonim "Siwy", przedsiębiorca ze Szczecina, były przemytnik alkoholu i papierosów. Kuna i Żagiel nie wyparli się jednak znajomości z Edwardem Mazurem, słynnym amerykańskim biznesmenem polskiego pochodzenia, oskarżanym o zlecenie zabójstwa generała Marka Papały. Nie ukrywali, że na prośbę Mazura założyli firmę Bicarco po to, by mogła przyjąć jako depozyt pieniądze z FOZZ.
Do tej pory nie opatentowali jeszcze swojego wynalazku. Sprowadza się on do tego, żeby mieć tyle firm i prowadzić tak szeroką działalność, aby żadna kontrola nie była w stanie się w tym połapać. No i daje to gwarancję, że jak w jednej branży zrobi się plajtę, to druga może w tym czasie odnotować hossę. Wszystkich ich firm i udziałów nie wyliczę.
Podam tylko najważniejsze: supermarkety Billa, spółka Mitpol, firma Lexar - produkująca kawę, Rema 2000 - napoje chłodzące, Mabur - supermarkety techniczne, Auskon - branża budowlana. Ta ostatnia miała zapewne powodzenie przed Mistrzostwami Europy w Piłce Nożnej 2008 w Austrii i Szwajcarii. Czy możliwe, by miała zostać bez zajęcia przed Euro 2012 w Polsce?
Ałganow
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Władimir Ałganow, najbardziej znany w Polsce rosyjski szpieg, po przejściu na prawdziwą emeryturę poprosił o przyznanie mu honorowego obywatelstwa polskiego. Piszę "prawdziwą", bo formalnie jest na emeryturze od 1994 roku, ale nie zaprzestał swojej zawodowej działalności. A dlaczego obywatelstwo? Bo jak rzadko który szpieg na papierach dyplomaty Władimir Piotrowicz Ałganow zadomowił się w naszym kraju. Myślę, że odpowiada mu nie tylko klimat przyrodniczy, ale przede wszystkim polityczny. No i ludzie. Weźmy pierwszych z brzegu: Józef Oleksy, Aleksander Kwaśniewski, Sławomir Wiatr, Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel, a ostatnio Jan Kulczyk.
Ten pięćdziesięciosześcioletni dziś leningradczyk był jednym z najdłużej trwających na swoim stanowisku pierwszego sekretarza Ambasady Rosyjskiej w Warszawie dyplomatów. Jako syn oficera armii radzieckiej stacjonującego w latach 50. w NRD, poszedł w ślady ojca. Skończył radziecką szkołę wywiadu, w której mistrzem dla niego był późniejszy zwierzchnik w ambasadzie warszawskiej w latach 1973-1984, rezydent KGB Witalij Pawłów. Po raz pierwszy jego nazwisko w polskich mediach pojawiło się w przedruku raportu oficera rosyjskiego wywiadu relacjonującego sprawę tak zwanej moskiewskiej pożyczki. W raporcie tym, który dotarł do prokuratury polskiej, opisano sytuację, w której pierwszą (600 tysięcy dolarów) i najprawdopodobniej ostatnią ratę tej pożyczki (1 milion 200 tysięcy dolarów) oficerom radzieckim zwrócono w konspiracyjnym mieszkaniu w tak zwanej Zatoce Czerwonych Świń na warszawskim Wilanowie. Pieniądze mieli przekazać w walizce Mieczysław Rakowski i Leszek Miller (ten ostatni zaprzecza). Owo konspiracyjne mieszkanie było własnością niejakiego Władimira Ałganowa. W tamtym czasie (lata 1992-1995), kiedy wybuchła afera moskiewskich pieniędzy, nikt na to nazwisko nie zwrócił uwagi. O jego działaniach wywiadowczych niezłą wiedzę miał kontrwywiad Urzędu Ochrony Państwa. Śledząc jego kontakty, podsłuchując jego rozmowy telefoniczne, nasz kontrwywiad odkrył, że Ałganow, przypomnę: wtedy już oficjalny emeryt, nadal prowadzi działalność szpiegowską. Wynajęcie przez niego mieszkania w "Zatoce Czerwonych Świń", gdzie apartamenty miała też cała śmietanka polskich postkomunistów, nie było przypadkowe. W ramach dobrosąsiedzkich wizyt mógł kontaktować się z politykami ówczesnej SdRP, a nawet "biesiadować" z Józefem Oleksym. Działalność szpiegowską ułatwiało mu zatrudnienie w austriackiej firmie Polmarck, która była dla niego tylko przykrywką. Co ciekawe, głównymi udziałowcami firmy są inni bohaterowie należący do tak zwanego układu wiedeńskiego - Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel. Ałganow miał też świetne kontakty z reprezentującym interesy lewicy w Wiedniu Sławomirem Wiatrem. Kuna i Żagiel byli wspólnikami Wiatra w firmie Mitpol oraz w spółkach Press Service i Saga (specjalność: herbata).
Nazwisko Alganowa stało się powszechnie znane dopiero na przełomie lat 1995-1996, kiedy opinią publiczną wstrząsnęła tak zwana sprawa "Olina". W grudniu 1995 roku ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył Oleksego o to, że jest szpiegiem na rzecz wywiadu rosyjskiego, a jego oficerem prowadzącym jest właśnie Władimir Ałganow. Jednakże w kwietniu 1996 roku prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo. Uznała, że Oleksy jest niewinny, a agent "Olin" nigdy nie istniał. Rok później przypomniano sobie o Ałganowie za sprawą opisanej w dzienniku "Życie" historii wspólnych wakacji Aleksandra Kwaśniewskiego i Ałganowa w nadmorskim kurorcie Cetniewo w 1994 roku. Aleksander Kwaśniewski wszystkiemu zaprzeczył i pozwał nawet gazetę do sądu, z którą po wielu latach procesowania się ostatecznie wygrał. Wcześniej jednak "Życie" opublikowało zdjęcie z partyjnego spotkania w Skierniewicach, na którym wśród kilku innych osób widoczni byli Ałganow i Kwaśniewski. Była to fotka z obchodów 1 maja 1987 roku. Kwaśniewski był wówczas ministrem sportu i wraz z Ałganowem odwiedzili Towarzystwo Przyjaciół Skierniewic. Przypomnę tylko, że gospodarzem partyjnym wizyty w Skierniewicach był Leszek Miller, wschodząca wówczas gwiazda dogorywającego już komunizmu.
Po tych dwóch niefortunnych oskarżeniach, w których Ałganow miał odegrać główną rolę czarnej owcy ("Olin" i Cetniewo), w niedobrym tonie było przypominanie przez media nazwiska Ałganowa. Z niebezpiecznego szpiega zagrażającego Polsce stał się osobą dwuznaczną, ale nie wypadało już straszyć nim dzieci.
I oto po latach nieobecności Ałganow znalazł się absolutnie niespodziewanie na czołówkach wszystkich mediów. Stało się to w lipcu 2003 roku. W tym miesiącu, dokładnie 18, odbyło się słynne wiedeńskie spotkanie
Kulczyk-Ałganow w restauracji Niky's, przy Obere Weissgeberstrasse 6. Jan Kulczyk, jeden z najbogatszych Polaków, miał wtedy mniejszościowe udziały w PKN Orlen. Ale marzyło mu się też rozwinięcie skrzydeł w energetyce. Chciał się zorientować, jakie są szanse korzystania z zasobów energetycznych Rosji, które następnie dystrybuowałby na Bałkany tranzytem przez Polskę. Ałganow przyjechał do Wiednia jako członek rady nadzorczej rosyjskiego Zjednoczenia Elektrowni Atomowych i miał, jak twierdził, uprawnienia do występowania w imieniu tej spółki. Pomysłodawcą spotkania był Marek Modecki, będący w rydwanie Kulczyka. Znał się z Żaglem jeszcze w czasach dzieciństwa. I ten ostatni rok wcześniej poparł pomysł i pomagał przy jego sfinalizowaniu. W końcu więc "biesiadowali" we czwórkę. Żagiel był ze swoim stałym partnerem.
Słynny "obiad wiedeński" zaowocował dwiema aferami. Za pierwszą uznano sam fakt spotkania Kulczyka z Ałganowem. Kwestionowano uprawnienia Kulczyka do kontaktów z Ałganowem i prowadzenia z nim jakichkolwiek rozmów z uwagi na charakter jego niedawnej działalności w Polsce.
Przypomnę tylko, że po wybuchu sprawy "Olina" Ałganow czmychnął z Polski - via słynna Majorka, na której nasz reprezentacyjny szpieg Marian Zacharski, dziś generał na obczyźnie, próbował wydobyć z Ałganowa prawdę o "Olinie" - i więcej się tu już nigdy nie pokazał. Nawet bez oficjalnego nakazu wyjazdu z Polski zdawał sobie bowiem sprawę, że jest w naszym kraju osobą niepożądaną.
Dlaczego więc - zadawano Kulczykowi publicznie pytania - "nie wziął pan płaszcza z szatni" i nie opuścił lokalu (w tym akurat wypadku luksusowej restauracji), kiedy dowiedział się, kto jest jego rozmówcą? A tak naprawdę nie powinien był się nawet zjawić na spotkaniu, bo jego organizatorzy, Andrzej Kuna i Aleksander Żagiel, musieli wcześniej powiedzieć Kulczykowi, z kim będzie prowadził wiedeńskie rozmowy. Niemożliwe było, aby Jan Kulczyk, obracający się na co dzień w świecie biznesu i polityki, nazwiska tego nie znal.
Drugą aferą związaną z tym spotkaniem były wiadomości, jakie przywiózł Kulczyk z Wiednia. A dotyczyły one korupcji na wielką skalę. Otóż Ałganow miał opowiedzieć Kulczykowi, że były minister skarbu Wiesław Kaczmarek i szef Rady Nadzorczej Orlenu Maciej Gierej wzięli 5 milionów dolarów łapówki od rosyjskiego koncernu Łukoil. Łapówka ta miała zagwarantować rosyjskiej firmie wygranie przetargu na przejęcie Rafinerii Gdańskiej. Kaczmarek i Gierej byli oburzeni informacjami Kulczyka. On jednak powiadomił o łapówce ABW Ta próbowała sprawdzić te informacje, ale nie udało jej się nic ustalić. Do dziś więc nie wiadomo, czy rzeczywiście Ałganow opowiadał Kulczykowi o łapówce, czy to może sam Kulczyk tak zinterpretował słowa Ałganowa, aby uderzyć w nielubianego przez siebie Wiesława Kaczmarka. Jakkolwiek by było, Ałganow kolejny raz stał się kamieniem u szyi polskich polityków.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Ściganie aferzystów i
Ściganie aferzystów i korupcji to wg Kalisza : "wykluczenie dużej grupy społecznej". Afery III RP.
Koordynator służb specjalnych Donald Tusk od 11 stycznia 2008. Oceń pracę koordynatora Tuska.
III RP odzyskana - Nietykalni i ścigani przez media i organa państwa.
Tajne konta lewicy, afera zakończyła żywot...
KALENDARIUM FAKTÓW TENDENCYJNYCH
Jerzy Buzek,
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. czerwone atakuje :)
Inwigilowanie polityków lewicy. SLD chce informacji od Tuska
Seremet przedstawili posłom informację na temat "inwigilowania polityków
lewicy"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. Nie było "sieci" na polityków
Nie było "sieci" na polityków lewicy
Zbigniew Ziobro zaprzecza, że w czasach
gdy był ministrem sprawiedliwości, powstała grupa
policyjno-prokuratorska zarzucająca sieć na działaczy lewicy. Taka teza
pojawiła się w artykule Wojciecha Czuchnowskiego w "Gazecie Wyborczej".
Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w latach 2005-2007:
Nie, nie było. Myślę, że ten artykuł, to po prostu nerwowa reakcja na spadek poparcia dla Platformy Obywatelskiej.
Fakty są takie, że gdy byłem prokuratorem generalnym w materiałach śledztwa w sprawie Marka Dochnala były jakieś zeznania obciążające panią prezydentową Jolantą Kwaśniewską i o ile się nie mylę, także inne osoby związane z jej fundacją.
W każdym państwie prawa takie zarzuty są weryfikowane. Nie ma
świętych krów, które uważa się, że są bez grzechu i ponad prawem, więc
po prostu aparat państwa sprawdza jaka jest prawda.
To normalne, że powstaje grupa skupiająca osoby dobierane pod kątem
posiadanych kompetencji, np. prokuratorów znających się na finansach.
Tacy ludzie prowadzą razem śledztwo, i to jest zupełnie naturalne.
Być może pan Czuchnowski przywykł do państwa, w których prowadzi się
śledztwa tylko wobec niektórych, a inni wiedzą, że mogą mieć państwo
polskie w głębokim poważaniu. Za moich czasów tak nie było. Teraz
wróciło stare i pewnie red. Czuchnowski jest z tego zadowolony.
Czy będzie pan reagował na zarzuty „GW”, czy zostawi pan to w spokoju?
Przyjrzę się temu artykułowi. Teraz mogę powtórzyć z naciskiem, że
nie było żadnych nieprawidłowości. Red. Czuchnowski chciałby, aby były
ikony w polskiej polityce, których nie można tknąć.
Innym zarzutem „GW” potwierdzającym „naciąganie sprawy” dla
osiągnięcia efektów propagandowych i politycznych jest fakt, że całe
śledztwo zakończyło się aktem oskarżenia dla jednej osoby – Andrzeja
Kratiuka, prezesa fundacji Jolanty Kwaśniewskiej „Porozumienie bez
Barier”
Już samo to przecież świadczy, że śledztwo było uzasadnione, skoro
prokuratorzy zdecydowali się skierować do sądu akt oskarżenia.
Nie wykluczam jednak, że później te sprawy były „skręcane” i byłoby
tych oskarżonych więcej, tylko że tak się nie dzieje. Znam sporo takich
spraw prowadzonych za moich czasów, które po przejęciu władzy przez PO
zostały w ordynarny sposób umorzone.
Rozmawiał: Sławomir Sieradzki
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Władysław Jamroży, i siedmiu
Władysław Jamroży, i siedmiu innych oskarżonych, zostało uniewinnionych
Sąd Rejonowy w Warszawie po 10 latach procesu uniewinnił Władysława Jamrożego, który był prezesem PZU w czasach AWS.
Tego procesu w ogóle nie powinno być - wynika z ustnego uzasadnienia wyroku uniewinniającego pięciu byłych członków zarządu PZU
S.A. oraz dwóch braci kierujących córką-spółką PZU Development. - Ta
sprawa powinna budzić refleksje i w prokuraturze, i w całym wymiarze
sprawiedliwości. Oskarżeni musieli przez 10 lat żyć z piętnem zarzutów -
mówił sędzia Piotr Maksymowicz.
Proces ciągnął się od 2004 roku (akt oskarżenia z 2003) i dotyczył zakupu w latach 1998-1999 nieruchomości
w wielu polskich miastach pod projektowane przez PZU Centra Likwidacji
Szkód. Według prokuratury członkowie zarządu PZU kupili działki w tych
miastach nie weryfikując ich zawyżonych wycen ze stratą wynoszącą prawie
11 mln zł.
Tymczasem
zdaniem sądu analiza "obowiązków członków zarządu i zmian
organizacyjnych w spółce" w tych latach wskazuje, że ciężar weryfikacji
wycen spoczywał wyłącznie na PZU Development. Co więcej, sędzia
Maksymowicz porównywał wyceny biegłych pracujących dla prokuratury, a
potem innych biegłych, pracujących dla sądu. Wynikało z nich, że w
niektórych przypadkach, np. we Wrocławiu, nieruchomości kupione zostały poniżej ich rzeczywistej wartości rynkowej.
Na koniec prokurator sam złożył wniosek o uniewinnienie oskarżonych
Była to druga z głośnych spraw byłego prezesa PZU Władysława
Jamrożego, która kończy się totalną klęską prokuratury. Jamroży po
odejściu z PZU był jeszcze prezesem Totalizatora Sportowego. Oskarżono
go o narażenie tej spółki na stratę dziesiątków milionów złotych.
Prokuratura umorzyła ją już w 2008 r. Sąd uznał, że słusznie. Jamroży
mówił wtedy Gazecie: - Sprawiedliwość jest nierychliwa, ale jest.
Dziś nam to powtórzył. I dodał: - Nie toczy się przeciwko mnie
już żadna sprawa ani w sądzie, ani w prokuraturze. Fikcją okazały się
zarzuty sprzed lat o jakichś moich tajnych kontach.
W
zakończonej dziś sprawie Jamroży 27 miesięcy przesiedział w areszcie.
Wkrótce będzie mógł wystąpić o odszkodowanie. Mimo krzywd, jakich doznał
ze strony prokuratury, świetnie sobie radził jako biznesmen. Najpierw
zarobił na sprzedaży założonej przez siebie po wyjściu z aresztu
porównywarki cenowej Ceneo, potem sprzedał kolejny portal Ipolisa.pl,
gdzie można było porównywać ceny ubezpieczeń. Dziś, co brzmi
paradoksalnie w kontekście zakończonego procesu, działa na rynku
nieruchomości.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. spotkania Putina z członkami Klubu Wałdajskiego
Józef
Oleksy dopytuje Putina o wejście Rosji do UE. Ten określa to jako
"nierealistyczne" i życzy powodzenia UE w wyjściu z kryzysu
Putin mówił o tym w czwartek podczas spotkania z członkami Klubu
Wałdajskiego, których przyjął w swojej rezydencji w Nowo-Ogariowie koło
Moskwy.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. hucpa trwa
Posłowie badają sprawę specgrupy sprawdzającej ludzi lewicy
Policyjny zespół miał sprawdzać powiązania i majątki ok. tysiąca osób, głównie ludzi z SLD.
Sejmowa komisja sprawiedliwości rozpoczęła dziś i - nie
uzyskawszy pełnych wyjaśnień - odłożyła na miesiąc badanie sprawy
policyjnej specgrupy, która od 2006 r. z katowicką prokuraturą miała
sprawdzać powiązania i majątki ok. tysiąca osób, głównie ludzi lewicy.
Sprawą zajęto się po publikacji w październiku w Gazecie Wyborczej tekstu Dziurawa sieć IV RP na polityków lewicy. Jak w nim napisano, w trakcie toczącego się przed sądem we Wrocławiu procesu szefa fundacji Jolanty Kwaśniewskiej Porozumienie bez barier
Andrzeja Kratiuka i innych oskarżonych o nieprawidłowości finansowe
wyszło na jaw, że katowicka prokuratura badała konta, majątki i
przepływy finansowe około tysiąca znanych i wysoko postawionych osób
kojarzonych m.in. z lewicą.
Według gazety specgrupa na polecenie katowickiego prokuratora Jacka
Więckowskiego przejrzała 250 prywatnych rachunków bankowych, sprawdzono
prawie 1000 osób. Efektem tych działań - podała Gazeta - jest jeden proces, w którym oskarżony jest m.in. Kratiuk.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
9. no cóż,sprawność przeróżnych kancelarii prawnych
może "zniechęciła " co niektórych....;)
a szczególnie prawnicy z kancelarii typu KNS
gość z drogi
10. cynglu Czuchnowski, ujawnij swoje źródła !
Sejmowa awantura o "sieć IV RP na lewicę"-Wojciech Czuchnowski
http://wyborcza.pl/1,75478,12814406,Sejmowa_awantura_o__siec_IV_RP_na_le...
Tłumaczyła się z niej w srodę szefowa katowickiej prokuratury apelacyjnej przed sejmową komisją sprawiedliwości. Zapewniała, że nic nie wie o liście tysiąca osób, głównie związanych z lewicą, na które w czasach rządów PiS zarzucono policyjną sieć. Ale jest dokument z jej podpisem.
Ze starcia z posłami prokurator Iwona Palka wyszła poturbowana. - Lista jest dokumentem mi nieznanym, nic mi o niej nie wiadomo - powtarzała.
Jednak mocno się zmieszała, gdy obecny na posiedzeniu Andrzej Kratiuk (prezes fundacji Jolanty Kwaśniewskiej) pokazał kserokopię zarządzenia prokuratury z jej własnym podpisem. Na mocy tego pisma - tajnego wcześniej - lista znalazła się aktach sądowych. - Jestem kompletnie zaskoczona. Nie przypominam sobie tego faktu, ale jeżeli jest tam mój podpis, to prawdopodobnie tak było - odpowiadała prokurator Palka.
- Nie uwierzę, że lista, na której jest trzech byłych premierów i kilku ministrów, nikogo nie interesowała - komentowała Krystyna Łybacka (SLD) - Czy pani w ogóle nad czymś panuje w prokuraturze? - pytała Anna Grodzka (Ruch Palikota).
Powodem zwołania komisji był artykuł "Gazety" sprzed kilku tygodni. W tekście "Dziurawa sieć IV RP na polityków lewicy" opisaliśmy proces, który toczy się we Wrocławiu. Oskarżycielem jest Jacek Więckowski z katowickiej apelacji. Kratiukowi i siedmiorgu innym osobom zarzuca, że zawyżyli o 30 mln zł transakcję sprzedaży dwóch firm zajmujących się ubezpieczeniami. W 2004 r. kupił je hiszpański Bank Santander. Ma je do dzisiaj. Nie chciał w śledztwie wystąpić jako pokrzywdzony.
Już w czasie pierwszych rozpraw wyszło na jaw kilka faktów budzących wątpliwości co do bezstronności prokuratury. Jednym z nich była odtajniona informacja o powołaniu w 2006 r. specjalnej grupy funkcjonariuszy CBŚ mającej wspierać katowicką prokuraturę. Było w niej 17 policjantów - od przestępczości gospodarczej, zorganizowanej a nawet narkotykowej. Cel: "ujawnienie przestępstw popełnianych przez osoby pełniące funkcje publiczne".
To sformułowanie było kluczem do rozpoczęcia działań sprawdzających wobec ok. tysiąca osób. Na pierwszych miejscach listy znalazły się zarządy dwóch fundacji - Onkologii Doświadczalnej i Klinicznej (zasiadała tam Maria Oleksy, żona b. premiera) oraz Porozumienia bez Barier Kwaśniewskiej.
Grupa przeanalizowała powiązania i majątki polityków: Józefa Oleksego, Jolanty Kwaśniewskiej, Włodzimierza Cimoszewicza, Wiesława Kaczmarka, Marka Belki.
Szef komisji sprawiedliwości Ryszard Kalisz (SLD) wymieniał wczoraj te nazwiska i pytał, dlaczego większość to ludzie związani z lewicą. A Jerzy Kozdroń (PO) określił listę jako "sieć zarzuconą na polityków". - Jak to możliwe, że prokurator apelacyjny nie wie, iż wobec tysiąca osób uchyla się tajemnicę bankową, podsłuchuje się? Czy prokuratora prowadzącego tę sprawę zupełnie nikt nie nadzorował? - pytał.
Działań z czasów rządów PiS bronili posłowie tej partii. Były szef CBA Mariusz Kamiński mówił, że "łatwo wzbudzać tanią sensację" i "nikt nie jest świętą krową". A Iwona Arent krzyczała: - Chcieli wyłapać złodziei!
Zdenerwowana prok. Palka zapewniała, że działania prokuratury i policji nie miały charakteru politycznego, a nikt z wymienionych polityków nie był inwigilowany. Ale ponieważ nie była w stanie odpowiedzieć na pytania o listę, dalszy ciąg wyjaśnień złoży za miesiąc.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. za PAP
Katowicka prokuratura zaprzecza zarzutom, że miała prześwietlać polityków lewicy. Ich nazwiska znalazły się na "liście 1000", stworzonej w ramach jednego ze śledztw, bo osoby te zasiadały w organach tych samych podmiotów, co osoby objęte postępowaniem – zapewnia.
Komunikat w tej sprawie Prokuratura Apelacyjna w Katowicach zamieściła w piątek na swej stronie internetowej. Przedstawia on efekty przeprowadzonej w ostatnich tygodniach analizy śledztw.
Przeprowadzono ją po zarzutach, które pojawiły się w październikowej publikacji w "Gazecie Wyborczej". W artykule pt. "Dziurawa sieć IV RP na polityków lewicy" napisano, że w trakcie toczącego się przed sądem we Wrocławiu procesu szefa fundacji Jolanty Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier" Andrzeja Kratiuka i innych oskarżonych o nieprawidłowości finansowe wyszło na jaw, że katowicka prokuratura badała konta, majątki i przepływy finansowe około tysiąca znanych i wysoko postawionych osób kojarzonych m.in. z lewicą. Według gazety specgrupa na polecenie katowickiego prokuratora Jacka Więckowskiego przejrzała 250 prywatnych rachunków bankowych, sprawdzono prawie 1000 osób.
Jak napisał w piątkowym komunikacie rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach Leszek Goławski, śledztwo w sprawie podejrzenia prania brudnych pieniędzy przez Andrzeja K. zostało wszczęte po doniesieniu Generalnego Inspektora Informacji Finansowej z lutego 2005. r. Postępowanie, kilka miesięcy później umorzone przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie, podjęła na nowo katowicka prokuratura - w sierpniu 2006 r.
Powodem podjęcia śledztwa było – jak podał rzecznik – "ustalenie związków podmiotowych" z innym prowadzonym wówczas śledztwem, w ramach którego już wcześniej, w maju 2006 r., komendant główny powołał grupę operacyjno-śledczą. Miała ona badać m.in. przestępstwa związane z procesem prywatyzacji państwowych spółek.
Podjęte na nowo śledztwo początkowo prowadził katowicki wydział CBŚ zwalczający zorganizowaną przestępczość ekonomiczną, później do sprawy włączono też grupę powołaną przez szefa policji. W grudniu 2007 r. - napisał rzecznik prokuratury – katowicki zarząd CBŚ sporządził analizę, której celem było ustalenie powiązań personalnych i kapitałowych pomiędzy osobami fizycznymi i prawnymi, których dotyczyło zawiadomienie o przestępstwie.
Analizę sporządzono w oparciu o odpisy z Krajowego Rejestru Sądowego, a jej integralną częścią było zestawienie nazwisk, wpisanych do KRS jako osoby reprezentujące 107 podmiotów gospodarczych lub będących ich właścicielami. "Lista 1000" stanowi jedynie załącznik do analizy z grudnia 2007 r. i jest tylko częścią tego dokumentu – wskazał prok. Goławski.
"Osoby nie związane ze śledztwem zostały na niej umieszczone jedynie z tego względu, że zasiadały w organach tych samych podmiotów, co osoby objęte zakresem postępowania przygotowawczego. Celem wymienionej analizy było stworzenie warunków do miarodajnego przesłuchania w charakterze świadków osób, w tym niektórych udziałowców, akcjonariuszy i członków władz podmiotów gospodarczych" - napisał rzecznik.
Podkreślił, że wobec osób z "listy 1000" prokuratura nie występowała do sądu o zgodę na ujawnienie tajemnicy bankowej lub o zarządzenie kontroli lub rejestrację rozmów telefonicznych.
- W związku z tym nie jest prawdziwa informacja zawarta w artykule "Dziurawa sieć IV RP na polityków lewicy", że w postępowaniu sprawdzano "setki", a nawet "tysiące" osób i sprawdzano ich prywatne rachunki bankowe - oświadczył prok. Goławski.
Zaprzeczył też, że w sprawie analizowano majątki polityków lewicy – Józefa Oleksego, Aleksandra Kwaśniewskiego, Włodzimierza Cimoszewicza, Wiesława Kaczmarka i Marka Belki. Takie nazwiska pojawiły się w postępowaniu, bo osoby te pełniły funkcje w tych samych podmiotach, co osoby objęte tym postępowaniem – podał.
Prok. Goławski zapewnił też, że zarówno przeprowadzona przez CBŚ analiza, jak i stanowiąca jej załącznik "lista 1000" nigdy nie była tajna i nie była ukrywana przed Andrzejem K. Dokumenty te były załączone do dwóch aktów oskarżenia, którymi objęto Andrzeja K. - z grudnia 2010 i z marca 2011 r. i oskarżony mógł się z nimi zapoznać.
- Nieprawdziwe jest więc stwierdzenie Andrzeja K., że dokumenty te zostały dołączone do akt dopiero na wyraźne żądanie sądu - oświadczył rzecznik.
Po publikacji w "GW" sprawą zajęła się też sejmowa komisja sprawiedliwości. Na początku listopada podczas posiedzenia komisji szefowa Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach Iwona Palka oświadczyła, że nie wie nic o "liście 1000".
Odnosząc się do posiedzenia komisji rzecznik prokuratury napisał, że w następstwie doniesień "Gazety" poseł Ryszard Kalisz został wprowadzony w błąd co do charakteru i pochodzenia "listy 1000". Posłowi nie przekazano też całej analizy.
Goławski poinformował, że prok. Palka skierowała już odpowiedź na pytania członków komisji. Podtrzymała w niej swe stanowisko, że lista, której kopię otrzymała dopiero na posiedzeniu komisji wcześniej nie była jej znana.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. Jeżeli to prawda, to amatorstwo prokuratury jest zadziwiające.
Biznesmeni i menedżerowie z tzw. listy 1000, stworzonej przez zespół prokuratorsko- policyjny, nie kryją oburzenia – na jakiej podstawie i w jakim celu państwowe służby zbierały o nich informacje.
Jeden z najbogatszych Polaków, czyli Aleksander Gudzowaty (na liście jest też jego syn Tomasz, fotografik), podkreśla kruchość motywacji śledczych.
— Jeżeli to prawda, to amatorstwo prokuratury jest zadziwiające. Tę listę musieli przygotować ludzie bez wyobraźni. Przecież do podjęcia takich działań muszą być jakieś powody. Łamiąc wszelkie reguły, nie można stworzyć dobrego klimatu dla biznesu — mówi właściciel Bartimpeksu.
Tygodnik „Przegląd” opublikował listę 1000 nazwisk, które specjalny zespół prokuratorsko-policyjny objął działaniami sprawdzającymi m.in. przy okazji badania nieprawidłowości przy prywatyzacjach. Lista powstała w 2006 r. w toku prac tajnej grupy powołanej przez Marka Bieńkowskiego, ówczesnego komendanta głównego policji, na potrzeby Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. „Przegląd” skupił się na politycznym aspekcie sprawy.
Tymczasem nazwiska na liście to czołówka polskiego biznesu — szefowie dużych przedsiębiorstw, bankowcy, menedżerowie znani szerokiej publiczności.
— Istnienie takiej listy jest skandaliczne w państwie demokratycznym. Jaka jest podstawa prawna, obiektywny cel, dla którego uruchomiono tajne działania? Mam nadzieję, że komisja sejmowa sprawę wyjaśni, rozsupła ten aspekt polskiego folkloru politycznego — uważa Raimondo Eggink, konsultant i zawodowy członek rad nadzorczych (w 2006 r. zasiadał m.in. w radzie Orlenu), któremu na liście towarzyszy reszta kolegów z rady Orlenu i kilku byłych prezesów koncernu w osobach Zbigniewa Wróbla, Igora Chalupca czy Jacka Walczykowskiego.
Więcej w środowym "Pulsie Biznesu" oraz archiwum PB>>
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. kto przejmie taśmy Gudzowatego?
Zmarł jeden z najbogatszych Polaków
Nie żyje Aleksander Gudzowaty, jeden z najbogatszych Polaków. Miał 74 lata. »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Aleksander Gudzowaty:
Aleksander Gudzowaty: niedokończone transakcje miliardera
Po śmierci Aleksandra Gudzowatego nierozwiązana zostaje sprawa wykupu
jego udziałów w EuRoPol Gazie, które chcą przejąć PGNiG i Gazprom.»
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
15. Aleksander Gudzowaty spoczął
Aleksander Gudzowaty spoczął w sobotę na cmentarzu prawosławnym w Warszawie. Na pogrzeb przybyli politycy i inne znane postacie.
Na ostatnie pożegnanie Aleksandra Gudzowatego przybyli m.in. były premier, lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller, a także były szef Urzędu Ochrony Państwa Gromosław Czempiński.
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/warszawa/trumne-z-gudzowatym-niesli...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. Nie było korupcji, nie ma
Nie było korupcji, nie ma sprawy Marka Ungiera
Nie było korupcyjnej propozycji ani zagrożenia życia Aleksandra
Gudzowatego - orzekł ostatecznie sąd, uniewinniając przyjaciela
biznesmena i b. szefa kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego.
"Aleksander Gudzowaty w sensie subiektywnym mógł mieć poczucie
zagrożenia. W oczywisty sposób wiązało się to z kierunkiem prowadzonych
przez niego interesów, jednak z zeznań świadków nie wynika, by zostało
potwierdzone realne zagrożenie dla jego życia i zdrowia"- takim
stwierdzeniem skończył się proces Marka Ungiera, b. szefa Kancelarii
Prezydenta i Lecha Jaworowicza, przyjaciela Gudzowatego.
W poniedziałek, dwa tygodnie po śmierci biznesmena, Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił apelację prokuratury i potwierdził wyrok uniewinniający obu oskarżonych.
Sprawa należała do najbardziej kuriozalnych procesów
politycznych, jakie toczyły się w ostatnich latach. Dotyczyła wydarzeń,
które miały rozegrać się wiosną 2003 r. na imieninach u Jaworowicza.
Gudzowaty razem z żoną i współpracownikami był tam gościem. Dwa lata
później zgłosił do ABW,
że Jaworowicz sugerował mu, że jeśli chce, by skończyły się jego
kłopoty z władzami, musi dać "1 do 3 mln dolarów łapówki" synowi
premiera Leszka Millera, który w imieniu ojca ma "załatwiać takie
sprawy".
List Gudzowatego trafił do ABW, która zrobiła z niego zawiadomienie o przestępstwie i skierowała do prokuratury.
Jaworowicz, b. kierowca rajdowy, a latach 90. jeden z
najbogatszych ludzi w Polsce, o sprawie dowiedział się jeszcze później,
bo w 2006 r., gdy śledztwo zaczął opisywać nieistniejący już "Dziennik".
Dochodzenie zakończyło się po czterech latach. W akcie
oskarżenia prokurator Andrzej Michalski połączył dwie osoby Jaworowicza i
Ungiera. Skąd Ungier? Otóż gdy był on ministrem, miał zniszczyć list
Gudzowatego do prezydenta ze skargami na prześladowania ze strony służb
specjalnych. Jaworowicz był więc oskarżony o "powoływanie się na wpływy w
zamian za udzielenie korzyści majątkowej". Ungier - o "usunięcie
dokumentu".
W trakcie trwania procesu przed sądem stanęło 35 świadków. Wśród nich prezydent Aleksander Kwaśniewski,
b. premier Leszek Miller z synem, b. premier Józef Oleksy, b. szefowie
wszystkich służb specjalnych, uczestnicy przyjęcia, dziennikarze i -
wielokrotnie- sam Aleksander Gudzowaty. Biznesmen sprawiał kłopot
prokuraturze, bo nie był zadowolony z tego, jaki kształt przyjął akt
oskarżenia. Uważał, że Ungier i Jaworowicz nie powinni być sądzeni, bo
"byli tylko ręką, a nie mózgiem" operacji przeciwko niemu. On i jego
podwładni zmieniali zeznania w sprawie wydarzeń na przyjęciu i listu,
który miał zniszczyć Ungier. W pewnym momencie okazało się, że list miał
kilka wersji, w tym jedną złożoną u notariusza.
Sąd
stwierdził, że głównym dowodem w sprawie są zeznania Gudzowatego i jego
współpracownika Jana Bisztygi. Wszyscy inni dowiedzieli się o rzekomej
korupcji po kilku latach. Zaś zeznania biznesmena i Bisztygi są
sprzeczne, a innych dowodów brak.
W trakcie procesu
wyszło, że pracownicy Gudzowatego sporządzali na jego polecenie notatki,
które potem dostarczono prokuraturze. Nie uznano tego za mocny materiał
dowodowy. W jednym wypadku data na notatce była wcześniejsza niż
zdarzenie, którego dotyczyła.
Wyrok w pierwszej instancji
zapadł 14 marca 2012 r. Aleksander Gudzowaty miał w sprawie status
pokrzywdzonego, ale nie chciał być oskarżycielem posiłkowym. Sąd
stwierdził, że "mówiąc o zagrożeniu swojego życia, podawał bardzo ogólne
informacje, a dopytywany nie potrafił wskazać źródła tego zagrożenia". W
wyroku czytamy też, że " Materiał dowodowy nie wykazał, by jakikolwiek
wątek dotyczący zagrożenia bezpieczeństwa został potwierdzony".
Dla oskarżonych najważniejsze jednak było, że sąd uznał, iż są
niewinni. I od tego wyroku prokurator się odwołał. W poniedziałek po raz
kolejny usłyszeli: "niewinny". W ostatnich słowach Jaworowicz
przypomniał, że do momentu gdy dowiedział się o oskarżeniach, myślał, że
przyjaźni się z Aleksandrem Gudzowatym. Ze względu na niedawną śmierć
biznesmena ani on, ani Ungier nie chcieli oceniać jego działań. Ungier
skupił się na prokuratorze Michalskim, który jego zdaniem powinien
ponieść "osobistą odpowiedzialność za sprawę". - Nie ma korupcji i
niszczenia dokumentów. Jest sprawa wybujałej ambicji prokuratora. Wstyd
mi, że w państwie prawa coś takiego jest możliwe - mówił b. minister.
Wyrok uniewinniający jest już prawomocny i nie ma od niego odwołania.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. W piątek 10.05.13 w salonach
piątek 10.05.13 w salonach EMPIK i RUCH dostępny będzie najnowszy numer
polsko-niemieckiego magazynu REGION - EUROPA zawierający m.in. moje
nowe artykuły. Jeden tradycyjnie o
polskich autostradach, a drugi dla odmiany o... "Jak kraść - Łatwo!" -
informujący dlaczego normalny przedsiębiorca w Polsce jest uważany za
nieudacznika i często szykanowany przez np. urzędy skarbowe a oszust i
gangster urasta do rangi "wzorca przedsiębiorczości". Polecam również
ostatni wywiad z Aleksandrem Gudzowatym -"Polska w rękach mafii", tekst
Janusza Szewczaka - "Grecja, Cypr i ....Polska?", artykuł o szkodliwych
świetlówkach i procedurach unijnych, które doprowadziły do zakazu
sprzedaży zwykłych żarówek - "Energooszczędna śmierć", a także wywiad z
pisarką i podróżniczką, Beatą Pawlikowską - "Bolndynka o sobie".
Fragmenty artykułów na www.region.com.pl
Beata Steć: Powiedział Pan, że w Polsce nie ma przyjaciół, a za granicą tak. Czym różnią się Polacy od innych ludzi?
Aleksander Gudzowaty: Mają inny system wartości.
Posiadanie pieniędzy za granicą jest oceniane pozytywnie i jest
normalne. Posiadanie pieniędzy w Polsce jest kłopotem, ponieważ pokutuje
teoria, że pierwszy milion trzeba ukraść. Ja próbuję to wyjaśnić w moim
blogu, że nie ukradłem pieniędzy, tylko zarobiłem je najprostszym
sposobem i sam byłem zaskoczony wielkością zarobku. Ale jakoś to innych
nie przekonuje. Przez to, że zacząłem od dziedziny gazu, na którą
licencje wydawały „mafie” w postaci urzędników państwowych, służb i
bandziorów, ciągle mnie z tego biznesu próbowali usunąć. Posuwali się do
nieładnych zachowań, przede wszystkim zrobili wokół mojej osoby czarny
PR. Teraz z tym walczę. Bezczelność panów przy kolejnym rządzie jest tak
silna, a konsekwencja tak wielka, że postanowiłem zacząć pisać, co o
tym myślę. Po pierwsze ujawniłem, w jaki sposób zarobiłem pieniądze.
Byłem człowiekiem, który w Polsce płacił wszystkie podatki, nie
korzystałem z żadnych rajów podatkowych. Nawet oszczędności, które mam
za granicą, są opodatkowane w Polsce. Chciałem ujawnić tą pozytywną
stronę działalności. Ale myślę, że to i tak za dużo nie pomogło. Taśmy
Oleksego były strasznym uderzeniem. Dochodzę do wniosku, że to było
wymierzone przeciwko mnie, bo straciłem na tym ja, a nie Oleksy, który
został bohaterem.
B.S.: Dlaczego te taśmy były nagrywane?
A.G.: Zrobiły to służby, bo chciały mnie zgnoić.
Po pierwsze ja Oleksego na obiad nie zaprosiłem. On mi przypomina
takiego węgorza posmarowanego smalcem. Tak o nim powiedział Rakowski,
nie ja to wymyśliłem. Ale on się zachowuje jak ślizgacz. „Jak można
zaprosić i podsłuchiwać?” – taka właśnie fama o mnie poszła. To
zjednoczyło środowisko dziennikarskie przeciwko mnie. Okazało się, że to
mój szef ochrony podsłuchiwał parę osób, również i mnie. Postanowiłem z
tą mafią walczyć. Ja jestem przedwojenny, inaczej zostałem wychowany,
mam inne pojęcie honoru i godności. Poza tym chcieli mi porwać i zabić
dziecko. To są rzeczy niewybaczalne. I nikogo to nie dziwi. Nikt się nie
zastanowił, czy ja nie mam racji. Oni wiedzą, że ja mam rację, ale
pełni bojkotują moją osobę. Dziennikarze z TVN mówili w 100% nieprawdę w
„Superwizjerze”. Tak się zastanawiam, jak Walter z TVN mógł do tego
dopuścić, ale dopuścił i sprawa jest w sądzie. Zaskarżyłem ich na 2 mln
zł, które chcę przeznaczyć dla dzieci z nowotworem. Na razie sąd nakazał
im wycofanie wszystkich materiałów z tej audycji. Zastanawiam się, jak
dziennikarze mogli świadomie (bo wiedzieli, że to jest nieprawda) puścić
ten materiał. I teraz pytam się: komu TVN służy naprawdę? Bo interes w
tym miała tylko mafia i służby. Tam dostarczycielem informacji był mój
były szef ochrony, który się okazał oficerem tych służb. Jeśli służby
mają takich oficerów, to niech pan Bóg przejmie nad nami opiekę.
B.S.: Czym jest tzw. Loża Minus Pięć, o której tak często Pan wspomina na swoim blogu?
A.G.: Ja tak nazywam mafię, bo to jest piąty
poziom piekła. Uważam, że to są wszyscy ci, co żerują na Polsce. Niech
Pani zobaczy: 17 lat prywatyzujemy Polskę. I pieniądze z prywatyzacji
pokrywają długi kolejnych rządów. Ci ludzie nie potrafią rządzić.
Podpierają się prywatyzacją. Prywatyzacja powinna służyć Polsce, a nie
orłom w kształcie wrony. Pieniądze powinny być gromadzone na funduszu
rozwoju narodowego kraju, żeby wzmocnić państwo, a rządzący to
przejadają. Tymi ludźmi powinien zająć się prokurator.
B.S.: Jednak ktoś na nich głosuje…
A.G.: Społeczeństwo nie ma wyboru. W taki sposób
zawładnęli Polską, że zabezpieczyli sobie wszystkie odwroty: poprzez
służby aż po system głosowania dla nich dogodny. Nie ma jednomandatowych
okręgów wyborczych. Głosy pochodzą z ramienia partii i to wszystko jest
powiązane i uzależnione od szefa i jego sitwy. Zatem nie można
powiedzieć, że ludzie mają wybór, bo na ten wybór wpływają slogany, a to
jest lipa. Politycy to są ludzie, którzy niczego nie potrafią. Ja na
swoim blogu życzę im, żeby tacy sami lekarze ich leczyli, jak oni są
gospodarzami Polski. Jak można było tyle sprywatyzować i wszystko
przepieprzyć? Mówiono nam, że lepiej to funkcjonuje jak jest w
prywatnych rękach. Ale jednocześnie stworzyli ustawę kominową, która tak
naprawdę eliminuje dobrych ludzi z zarządzania mieniem państwowym.
Nikogo nie dziwi, że w spółkach prywatnych zarabiają duże pieniądze.
Foto: Waldemar Gruna
Całość w wydaniu, które ukaże się 10.05.13 w salonach EMPIK i RUCH.
Źródło: Twój REGION Europy nr17
http://www.region.com.pl/polska-w-rekach-mafii
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
18. Sąd: Nie będzie zwrotu
Sąd: Nie będzie zwrotu prokuraturze sprawy Dochnala i Petera V.
finansowe znanego lobbysty Marka Dochnala oraz zwanego przez media
"kasjerem lewicy" szwajcarskiego bankowca Petera V. nie będzie zwrócona
prokuraturze - zadecydował dzisiaj Sąd Apelacyjny w Warszawie. SA
podkreślił, że proces powinien zacząć się niezwłocznie i sprawnie się
toczyć.
W lutym 2012 r. katowicka prokuratura
apelacyjna oskarżyła 52-letniego Dochnala o nielegalne unikanie
opodatkowania ponad 20 mln dolarów, uzyskanych za doradztwo przy prywatyzacji Polskich Hut Stali i Huty Częstochowa.
W 2003 i 2004 r. w porozumieniu z inwestorem - firmą LNM Holdings -
lobbował on na rzecz ich sprzedaży, za co otrzymał prowizję 20,9 mln
dolarów (wówczas ok. 81 mln zł).
Według prokuratury
przestępstwo polegało na tym, że wykorzystując niuanse szwajcarskiego
prawa, Dochnal chciał uniknąć 60 proc. opodatkowania pieniędzy. Zamiast
na konto należącej do lobbysty firmy Blue Aries Capital przekazano je na
jego prywatny rachunek, dzięki czemu nie zostały opodatkowane. W
mechanizmie kluczowy był udział ówczesnego pracownika szwajcarskiego
banku Petera V., który zaakceptował przelew, mimo że nie zgadzał się
odbiorca.
Nie do końca udany przekręt
Oskarżono też pełnomocnika należącej do Dochnala firmy
Krzysztofa P., który za namową pozostałych oskarżonych miał przygotować
fałszywe dokumenty. Choć na fakturach odbiorcą pieniędzy była firma
lobbysty, zamiast jej konta umieszczono tam numer jego prywatnego konta.
Przestępstwo nie do końca się udało, ponieważ część tych środków
Dochnal przelał później na inne konta w Polsce i w innych bankach. Te
pieniądze - dzięki współpracy prokuratury z urzędem kontroli skarbowej -
udało się opodatkować.
Dochnalowi i Krzysztofowi P.
grozi do 10 lat więzienia, a V. - do 15 lat więzienia. Prokuratura
wycofała zaś zarzut "prania brudnych pieniędzy", który był jedną z
głównych podstaw przedłużania aresztu wobec lobbysty.
"Uporządkować" i "wyselekcjonować" pod kątem przydatności
W lutym br. Sąd Okręgowy w Warszawie
z urzędu postanowił zwrócić prokuraturze tę sprawę (połączoną z inną
sprawą Dochnala za unikanie płacenia podatków). SO polecił prokuraturze
"uporządkować" materiał z prawie 100 tomów akt, "wyselekcjonować" je pod
kątem przydatności do procesu (SO kwestionował np. przydatność
billingów V.) oraz przetłumaczyć niektóre akta na jęz. polski.
Prokuratura odwołała się do SA, wnosząc o uchylenie tej decyzji.
Prok. Tomasz Tadla mówił w SA, że nie ma mowy o "bałaganie" w aktach.
Powołał się na sześć zrealizowanych wniosków Polski w tej sprawie o
pomoc prawną ze Szwajcarii. - Polski prokurator nie ma wpływu na sposób,
w jaki szwajcarski prokurator dobiera dokumenty; nam nie wolno ich
usuwać czy "porządkować" - dodał. Podkreślił, że billingi pozwoliły
ustalić kontakty V. w Polsce przed jego zatrzymaniem w 2008 r., a w
aktach sprawy są tłumaczenia wskazanych akt.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. Zabrał wiele tajemnic III RP do grobu.
Konstanty Miodowicz nie żyje
Polityk Platformy Obywatelskiej miał 62 lata.
Współtwórca służb specjalnych
W latach 1990–1996 pracował w
Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Urzędzie Ochrony Państwa, gdzie jako
szef kontrwywiadu współtworzył służby specjalne.
W 2001 r. przystąpił do Platformy Obywatelskiej. Do sierpnia 2008 był przewodniczącym zarządu świętokrzyskich struktur.
W
lipcu 2004 roku wybrano go do komisji śledczej powołanej do zbadania
afery Orlenu. W Sejmie VII kadencji zasiadał w Komisji Spraw
Wewnętrznych i Komisji do Spraw Służb Specjalnych.
Był synem byłego szefa OPZZ Alfreda Miodowicza.
Adwokat Wojciech Brochwicz, przyjaciel Konstantego Miodowicza i jego zastępca w zarządzie kontrwywiadu UOP, wspomina zmarłego:
"Kostek Miodowicz był jednym z najbardziej prawych ludzi, jakich znałem. Wielki patriota, antykomunista, od lat młodości walczył o wolny kraj i zapłacił za to cenę, bo siedział też w więzieniu.
Walnie przyczynił się do budowy służb specjalnych wolnej Polski, był wieloletnim dyrektorem zarządu kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Miałem zaszczyt uważać się za jego przyjaciela.
Miodowicz trafił do szpitala na początku maja, po tym, jak zasłabł
podczas spaceru w Busku-Zdroju. Przeszedł operację neurochirurgiczną i
od tego czasu był hospitalizowany.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. 19:51Rostowski: nie
Rostowski: nie skorzystam z usług OFE, ZUS jest bezpieczniejszy
skorzystam z usług OFE - powiedział w "Faktach po Faktach" minister...
czytaj dalej »
Bezczelny Kaczyński
W "Faktach po Faktach" Rostowski odniósł
się też do słów Jarosława Kaczyńskiego z niedawnego wywiadu dla
"Rzeczpospolitej", w którym stwierdził że "duża część przedsiębiorców
jest byłymi członkami nomenklatury" PRL. Minister finansów nazwał te
określenia "szokującymi" i "gorszącymi". - Polska w ciągu ostatnich 5
lat, dzięki przedsiębiorcom zwiększyła udział w eksporcie o 10 pkt.
proc. W Europie nie ma drugiego kraju z tak dobrym wynikiem -
powiedział.
-
To osoby, które potrafiły "wydrzeć" klientów firmom z krajów bogatszych
i bardziej zasobnych. I on (Kaczyński - red.) ma jeszcze czelność
nazwać tych ludzi, w pewnym sensie, pasożytami? - nie krył zdziwienia
Rostowski. - To dzięki nim pozycja Polski tak wzrosła w ciągu ostatnich
kilku lat - podkreślił.
"Nie chcę dać się wciągnąć w młóckę"
opluwanie się, niszczenie autorytetów, snucie insynuacji, podejrzeń
-...
czytaj dalej »
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Jarosław Kaczyński zasugerował
szczególny stosunek prezydenta do Wojskowych Służb Informacyjnych, które
- jego zdaniem - były "filią rosyjskiego wywiadu wojskowego" oraz jego
dziwne związki ze służbami specjalnymi.
- Te związki są takie
same jak w przypadku pana premiera Kaczyńskiego, bo pan premier też
nadzorował służby - powiedział Komorowski. - Największe związki ze
służbami specjalnymi miałby Antoni Macierewicz, bo nimi kierował.
Prezes
PiS krytycznie wypowiedział się także o prezydenckim otoczeniu, prof.
Tomaszu Nałęczu i gen. Stanisławie Kozieju, zarzucając im PZPR-owską
przeszłość. Komorowski skomentował te słowa, tłumacząc, że w ogromnej
liczbie polskich rodzin znajdzie się ktoś z legitymacją PZPR. - Myślę,
że gdyby pan prezes Kaczyński dobrze poszukał, ja mógłbym mu pomóc
ewentualnie, to znajdzie też we własnej rodzinie osoby, które były i
wojskowymi i członkami PZPR, jak gen. Koziej.
"Nie widzę zagrożeń dla emerytów"
Prezydent
zapytany o zdanie na temat zmian w OFE powiedział, że jeszcze nie zna
projektu rządu, ale poprosi o ocenę prawników i ekspertów, których
zadaniem będzie wyjaśnienie wszystkich wątpliwości. Powiedział, że
postara się, by w jego kancelarii o OFE rozmawiali specjaliści, a nie
politycy.
- Patrzę na problem zmian w OFE głównie od strony tego,
co to będzie oznaczało dla polskich emerytów oraz dla polskiej
gospodarki - powiedział Komorowski. - Na razie nie widzę zagrożeń jeśli
chodzi o polskich emerytów, nie widzę też specjalnie szansy, aby to
otwierało drogę do korzystniejszych emerytur w przyszłości.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
21. Kaczyński w rozmowie z
Kaczyński
w rozmowie z Ziemcem: "Chcemy przekonać wszystkich, że warto Polskę
zmienić. Dziś rządzą ludzie, którzy ani w sensie intelektualnym, ani
moralnym, nie są przygotowani do rządzenia"
"WSI to była część aparatu peerelowskiego najbardziej związana z
Moskwą. Nie było innej części tak mocno związanej ze Związkiem
Sowieckim."
- mówił prezes PiS w RMF FM, oceniając poczynania Bronisława Komorowskiego.
Kaczyński był pierwszym gościem nowego programu Krzysztofa
Ziemca. Prezes Prawa i Sprawiedliwości odpowiadał na pytania dotyczące
planów swojej partii, posunięć po ewentualnych wygranych wyborach, jak
również o zamieszaniu, jakie wywołały jego wypowiedzi o biznesie.
Początek rozmowy dotyczył właśnie tych słów. Kaczyński nie ukrywał zdziwienia oburzeniu, jakie wywołały jego słowa:
- podkreślał prezes PiS.
Ziemiec pytał również o to, jak Kaczyński wyobraża sobie współpracę z
urzędującym prezydentem oraz skąd w jego ostatnich wypowiedziach
pojawiły się słowa krytyki wobec Bronisława Komorowskiego:
- tłumaczył Kaczyński.
I dodawał, że stanowisko Komorowskiego wobec WSI było bardzo pozytywne:
- dodawał.
Szef Prawa i Sprawiedliwości odnosił się także do pierwszych
decyzji po ewentualnym zwycięstwie. Oceniał również postać Zyty
Gilowskiej:
- oceniał.
Kaczyński podkreślił, że aktualnie rządzący zwyczajnie nie nadają się do sprawowania władzy w Polsce:
- mówił.
I dodawał:
- podkreślił prezes PiS.
Jarosław Kaczyński nawiązał także do współpracy z ugrupowaniem Zbigniewa Ziobry:
- zakończył.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
22. Święczkowski: w Polsce mamy
Święczkowski: w Polsce mamy do czynienia z serią tajemniczych zgonów
W Polsce niestety również mamy do czynienia z serią tajemniczych zgonów osób wpływowych, które mogły się stać zagrożeniem dla potężnych grup interesu – mówi w rozmowie z tygodnikiem "Do Rzeczy" Bogdan Święczkowski. Były szef ABW obawia się też, że może ich być więcej. - To śmiertelny splot - mówi.Ta seria przypomina to, co dzieje się za wschodnią granicą. Nie tylko w Rosji, ale także poza jej granicami, giną co rusz osoby, które mogą okazać się zagrożeniem dla reżimu bądź interesów służb specjalnych o postkomunistycznym rodowodzie – mówi Święczkowski. Podając przykłady tajemniczych zgonów w Rosji, odnosi się również do Polski.
- Mamy (w Polsce – red.) klasyczne zabójstwa, tak jak w przypadku Krzysztofa Olewnika czy b. ministra sportu Jacka Dębskiego, jak i dziwne samobójstwa np. Ireneusza Sekuły, Andrzeja Leppera, Jeremiasza Barańskiego czy Sławomira Petelickiego – mówi. Do tej grupy dodaje jeszcze "niewyjaśnione wypadki" i "nagłe ataki chorób" jak na przykład w przypadku Konstantego Miodowicza.
- W dojrzałych demokracjach takie serie zgonów właściwie się nie zdarzają. Dość powiedzieć, że przykładowo w Niemczech w ciągu ostatniego ćwierćwiecza było tylko jedno samobójstwo polityka podobnej rangi – przekonuje.
Były szef ABW wskazuje też na błędy, jakie popełniono podczas śledztw w tych sprawach. – Najczęściej dotyczyły one tzw. zgonów weekendowych. Jeżeli sekcji zwłok osoby zmarłej dokonuje się dopiero po upływie dwóch dób, bo Zakład Medycyny Sądowej nie pracuje w weekend, to każdego doświadczonego prokuratora, funkcjonariusza służb czy policjanta ogarnia pusty śmiech – mówi.
Święczkowski obawia się też, że "seria zgonów" w Polsce się jeszcze nie skończyła. – W Polsce wciąż żyje wiele osób, które mają podstawy, by obawiać się o swoje bezpieczeństwo. (…) Liczba afer, niejasnych powiązań, związków polityki, służb i biznesu, wielkie przetargi mogą stanowić swoistego rodzaju śmiertelny splot – kończy.
Cały wywiad w tygodniku "Do Rzeczy".
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/swieczkowski-w-polsce-mamy-do-czynienia-z...
"Do Rzeczy": tajemnicze zgony III RP
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Do-Rzeczy-tajemnicze-zgony-III-RP...
Mord i śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach są stałym elementem polityki wolnej Polski. Struktury państwa nie chcą i nie potrafią znajdować przestępców zlecających zabójstwa osób próbujących naruszyć polityczno-biznesowo-przestępcze interesy - czytamy w tygodniku "Do Rzeczy".
Gazeta przytacza dwa przykłady, które - jej zdaniem - przedstawiają stopień zaawansowania zepsucia struktur państwa. Tygodnik przypomina, że tuż po zabójstwie gen. Marka Papały zostaje zatrzymany polonijny biznesmen Edward Mazur. Ostatecznie zostaje on jednak wypuszczony na wolność. "Do dziś nie wiemy, czy Edward Mazur miał jakikolwiek związek z zabójstwem, czy nie, bo żadna późniejsza próba ekstradycji się nie powiodła, nie mógł więc stanąć przed polskim sądem. Jednak ostentacja, z jaką kontaktował się z elitami władzy człowiek znajdujący się w kręgu podejrzanych o zlecenie najcięższych zbrodni, świadczy o ich zdemoralizowaniu" - pisze tygodnik.
Druga sprawa to śmierć Andrzeja Leppera. Według oficjalnej wersji śledztwa były szef Samoobrony popełnił samobójstwo. Nie stwierdzono udziału osób trzecich. Sprawa jest zamknięta, choć większość jego znajomych w to, że się powiesił z własnej woli nie wierzy. Sam Lepper miał plany zrezygnować z polityki i być "bliżej domu".
Jak zauważa "Do Rzeczy", są to tylko dwa charakterystyczne przypadki, w których widzimy, że struktury państwa zachowują się co najmniej dwuznacznie. "A przecież chodzi o śmierć osób, które sprawowały najważniejsze funkcje państwowe" - zaznacza tygodnik.
W rozmowie z magazynem, były zastępca prokuratora generalnego prok. Kazimierz Olejnik przyznaje, że gdzieś nad naszymi głowami, nad organami państwa, są siły, które prowadzą ogromne interesy. - Ludzie tam działający usuną z drogi każdego, kto może im zaszkodzić - mówi. Jego zdaniem tę grupę stanowią ludzie dawnych służb, politycy i wielki biznes. - Państwo nie próbuje zidentyfikować tej grupy. Brakuje mu chęci i determinacji - zaznacza.
"Najbardziej jaskrawymi przypadkami są sytuacje, w których dokonywano egzekucji przedstawicieli władzy. Tak wyglądała zarówno sprawa zabójstwa gen Marka Papały, jak i śmierć byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Przed takimi zbrodniami państwo staje bezradnie" - puentuje tygodnik.
W sprawie tajemniczych zgonów wypowiada się w rozmowie z Cezarym Gmyzem również były szef ABW Bogdan Święczkowski. Przyznaje otwarcie, że w Polsce wciąż żyje wiele osób, które mają podstawy, by obawiać się o swoje bezpieczeństwo. - Wiele z nich korzysta z osobistej ochrony. Wielu postarało się o pozwolenie na broń. Nie dziwi mnie to wcale. Liczba afer, niejasnych powiązań, związków polityki, służb i biznesu, wielkie przetargi mogą stanowić swoistego rodzaju śmiertelny splot - mówi Święczkowski.
Źródło: "Do Rzeczy"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
23. Tygodnik Lisickiego
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. Kalendarz polski
Kalendarz polski codzienny
Piotr Szubarczyk
Profesor Walerian Pańko był prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Nie tylko jego śmierć budzi do dziś poważne wątpliwości, ale także to, co się po tej śmierci działo.
Ukończył prawo na Uniwersytecie Wrocławskim i pracował tam naukowo, potem na Uniwersytecie Śląskim. Był doradcą NSZZ „S”. W stanie wojennym internowany. W 1989 r. wszedł do Sejmu kontraktowego z listy OKP. 23 V 1991 r. mianowany na prezesa NIK.
7 października 1991 r. zginął w wypadku samochodowym na trasie Warszawa – Katowice. Mimo iż świadkowie mówili o wybuchu poprzedzającym kolizję, winą za wypadek obarczono kierowcę rządowej lancii (ekspert tego nie potwierdził), który się uratował. Sąd skazał go na 3 lata więzienia w zawieszeniu. Wkrótce zmarł…
Profesor zginął w okresie prac nad reorganizacją NIK. Zajmował się aferami: rublową, alkoholową, FOZZ i „prywatyzacją”. „Wypadek” zdarzył się po przesłaniu raportu o aferach gospodarczych w Polsce, cztery dni przed wystąpieniem profesora w Sejmie. Miał złożyć informację o FOZZ! Dzisiaj wiadomo, że FOZZ zajmowały się postsowieckie, wojskowe służby specjalne.
Był wierny najwyższym wartościom. Kiedyś powiedział: „Pozostaje jeszcze sprawa miłości do Ojczyzny. Jakże rzadko mówimy o niej i do niej się przyznajemy. Jakże rzadko odwołujemy się do niej, do woli i energii społecznej, która z patriotyzmu wypływa. Wolimy wierzyć w mechanizmy systemu politycznego i gospodarczego. W ’prawa demokracji i rynku’. To ważne. Ale jest jeszcze człowiek, który w te ’prawa’ musi uwierzyć. Jakieś uczucie musi go do tego popchnąć. Zasady prawa bankowego i handlowego, tworzenie spółek z kapitałem, zasady ’wejścia’ do Europy itp. To ważne. Ale gdyby tak więcej uczucia”… Profesor Pańko –niepoprawny idealista – nie nadawał się na szefa NIK w okresie „transformacji”… Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie.
http://www.naszdziennik.pl/wp/56033,smierc-za-prawde.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
25. 2006-07-14
Rozmowa z Henryką Bochniarz, prezesem Boeinga na Europę Środkową i Wschodnią, prezydentem Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan o niebezpiecznych związkach polityki z biznesem.
Money.pl: Jak się zostaje szefem w tak ogromnej firmie jak Boeing?
(..)
W maju przyszłego roku kończy się moja kadencja (prezydenta PKPP Lewiatan - przyp. red.) i nie planuję starać się o następną. Zależy mi na tym, aby ta zmiana warty przebiegła jak najłagodniej i myślę, że się uda, bo po stronie biura jest ogromna determinacja, żeby mi pomóc. (..)
Money.pl: Właśnie. Jak Pani sobie radziła, gdy wyciągano, że jako minister przemysłu dawała Pani zlecenia firmie Marka Dochnala, albo że rozwój swojej firmy zawdzięcza Pani koneksjom?
H.B.: Jak się coś robi, to nie ma siły, aby to wszystkim pasowało i każdy ma swoją interpretację. Sto pięćdziesiąt razy mówiłam, że nie znałam Dochnala i że to nie była moja decyzja, ale i tak co jakiś czas komuś się to przypomina. Zawsze wolę wiedzieć, co się o mnie mówi i weryfikować, jak było naprawdę. Natomiast drobnymi złośliwościami czy totalnymi nieprawdami staram się nie zajmować. Oczywiście, jest mi przykro, jak przeczytam coś nieprawdziwego na swój temat, ale wiem, że trzeba się trzymać swoich planów i celów, jeśli jest się do nich przekonanym.
Polska jest takim krajem, że cokolwiek Pani wymyśli - czy to jest nowy kolor samochodu czy inny smak lodów - to zaraz się znajdzie całą armia ludzi, którzy będą mówili: "kompletnie bez sensu, nic z tego nie wyjdzie". Dlatego jak się coś chce zrobić, nie można się zajmować złośliwą krytyką. (..)
Money.pl: Nie będę pytać, dlaczego Pani nie wystąpiła z partii, bo to jedno z pytań najczęściej Pani zadawanych. Ale interesuje mnie, jak Pani - osoba z ogromną wiedzą ekonomiczną, twardo stojąca na ziemi radziła sobie z akceptacją komunistycznej rzeczywistości, w której gospodarka była groteską.
H.B.: Nie miałam poczucia rozdwojenia jaźni, zauważałam rzeczy absurdalne, ale uważam, że trzeba zmieniać Polskę w ramach ówczesnego systemu, bo wydawał się on wieczny. Oczywiście, mając dzisiejszą wiedzę uważam, że powinnam była oddać legitymację partyjną. Ale wtedy zabrakło mi wyobraźni, nie brałam pod uwagę, że komunizm może się skończyć. Ponadto nie miałam duszy rewolucjonisty, nie nadawałam się do noszenia sztandarów.
Money.pl: Dziś także nie jest Pan rewolucjonistką?
H.B.: Nie. Lubię planować i doprowadzać sprawy do końca. A wracając do tematu partii, to potem już nigdy do żadnej nie wstąpiłam, choć wiele osób mnie namawiało i mimo tego, że demokraci pl. poparli moją kandydaturę w wyborach.
Money.pl: Niemniej jest Pani kojarzona z kręgiem osób wywodzących się z Unii Wolności.
H.B.: Tak, bo wiele mnie z nimi łączy, przede wszystkim wspólnota poglądów. (..)
http://manager.money.pl/ludzie/wywiady/artykul/henryka;bochniarz;wicepre...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
26. Nowy alfabet polskiej mafii: przewodnik po gangsterach
"Nowy alfabet mafii" odsłania kulisy przestępczego półświatka Polski. Jak doszło do powstania mafii? Czy "Pruszków" i "Wołomin" to wymysł polityków? Na ile przeżarte korupcją są policja, prokuratura i politycy? Ewa Ornacka i Piotr Pytlakowski kontynuują rozpoczęty przed kilku laty reporterski zapis wydarzeń, które składają się na historię polskiej mafii.
Kto zabił generała Marka Papałę? Kto wydał wyrok na Pershinga i pociągnął za spust? Czy nakłania się gangsterów do zmieniania zeznań oferując niższe wyroki? Kto stoi za przyznaniem Andrzejowi Z. ps. Słowik ułaskawienia prezydenckiego i do czyjej kieszeni powędrowało z tego powodu 150 tysięcy dolarów? Dlaczego w śledztwie dotyczącym zabójstwa generała Papały wciąż nie wszczęto postępowania przeciwko emerytowanemu generałowi SB, podejrzanego o udział w przemycie i handlu narkotykami?
Na te i wiele innych pytań odpowiadają... sami gangsterzy. Autorom "Nowego alfabetu mafii" udało się dotrzeć do tych ze świata mafii, którzy nigdy wcześniej nie zgodzili się na rozmowę z dziennikarzami. Książka o bezwzględnych ludziach, pełna krwawych historii, korupcji i wieloletnich procesów. Czy ujawni najciemniejsze sekrety skrywane dotąd przed opinią publiczną?
http://ksiazki.wp.pl/gid,16037714,tytul,Nowy-alfabet-polskiej-mafii-prze...
Dziennikarz
TVP pyta o rady dla "wolnej od siedmiu lat Polski", gen. Dukaczewski
odpowiada: "Nie trzeba było likwidować WSI! (...) Służby zdewastowano w
okresie IV RP!"
"Te służby zdewastowano w okresie IV RP. Ich odbudowa to nie kwestia czterech lat, ale całego pokolenia! (...) Mamy kłopot."
Proces córki Cimoszewicza przeciwko "Wprost". SN uchylił karę 4 mln dolarów
Córka Włodzimierza Cimoszewicza nie dostanie pięciu milionów dolarów odszkodowania od tygodnika "Wprost". Sąd Najwyższy orzekł, że wyrok amerykańskiego sądu będzie mógł być wykonany w Polsce, ale nie w całości.
Sprawa dotyczy procesu, jaki po publikacji tygodnika "Wprost" ("Konspiracja Cimoszewiczów" z 2005 roku) wytoczyli redakcji córka byłego premiera Włodzimierza Cimoszewicza Małgorzata i jej mąż Russell J. Harlan.
W tekście zarzucono córce Cimoszewicza i jej rodzinie nadużycia finansowe w związku z zakupem za pośrednictwem ojca akcji Orlenu. W 2009 r. sąd w Chicago uznał, że informacje tygodnika były nieprawdziwe i miały charakter znieważający. Właściciel tygodnika miał zapłacić z tytułu udowodnionej szkody 750 tys. dolarów Małgorzacie Cimoszewicz i 250 tys. dolarów jej mężowi. Dodatkowo uznano, że odszkodowanie karne powinno wynieść w tej sprawie 4 mln dolarów. Oboje chcieli uznania tych wyroków w Polsce.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
27. Kryzys 3 września br. na
Kryzys
3 września br. na Forum Ekonomicznym w Krynicy
premier Donald Tusk ogłosił zakończenie kryzysu gospodarczego. Właściwie
w Polsce to on się nie zakończył, z tego prostego powodu, że go „nie było”. W ten oto sposób również kryzys gospodarczy dołącza do rzeczy i zjawisk, których „nie ma” - podobnie jak Wojskowych Służb Informacyjnych, czy izraelskiej broni jądrowej.
Cały artykuł »
W następstwie aresztowania wiosną 2008 roku szwajcarskiego finansisty
Petera Vogla, co tak naprawdę nazywał się Piotr Filipczyński i na
przepustkę z więzienia, gdzie odbywał karę 25 lat za morderstwo ze
szczególnym okrucieństwem, w 1983 roku wyjechał z Polski do Szwajcarii,
gdzie został wielkim finansistą, ujawnione zostały tajemnice państwowe,
m.in. fakt, że generałowi Gromosławowi Czempińskiemu jakiś Turek ukradł
ze szwajcarskiego konta milion dolarów, a generał nawet tego nie
zauważył. Za karę rozpętana została afera hazardowa, której, jak już
wiemy, „nie było”, ale która zachwiała rządem premiera Tuska,
zmuszając go do rezygnacji z kandydowania w wyborach prezydenckich w
roku 2010, które, jak pamiętamy, wygrał wzbudzający większe zaufanie
wywiadu wojskowego marszałek Bronisław Komorowski. Teraz premier Tusk
próbuje podreperować sobie reputację nie tylko po „pomyłce” ministra Rostowskiego, w następstwie której trzeba było nie tylko „zawiesić”
próg ostrożnościowy w ustawie o finansach publicznych, nie tylko
nowelizować ustawę budżetową, ale szukać ponad 20 miliardów, których w
swoim czasie nie mógł również znaleźć Edward Gierek.
Za rządów premiera Tuska dług publiczny powiększył się grubo ponad 300
miliardów złotych, ale to nie z powodu kryzysu, którego przecież „nie było”,
to znaczy - oczywiście był, ale nie u nas - tylko dlatego, że kraj
rośnie jak na drożdżach, a skoro rośnie kraj, to i dług razem z krajem,
to chyba jasne, no nie? Nie tylko jasne, ale w dodatku zgodne z zasadą
zrównoważonego rozwoju, według której wszystko powinno rosnąć
równomiernie. Nie tylko zresztą o reputację chodzi, chociaż o nią
oczywiście też - ale także, a może nawet przede wszystkim - o
zapowiedziane na 14 września demonstracje central związkowych.
Ogłoszenie niemal w przeddzień tych demonstracji zakończenia kryzysu,
którego w dodatku „nie było”, obliczone zostało na pozbawienie wspomnianych demonstracji powagi i ciężaru gatunkowego, bo skoro kryzysu „nie było”,
a dzięki zbiorowej mądrości partii tylko patrzeć, jak kraj wejdzie na
szybką ścieżkę dynamicznego rozwoju, to po co tu demonstrować? Przeciwko
czemu i przeciwko komu?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
28. Talibowie w Klewkach i 28 lat więzienia
Premier Donald Tusk nie musi przepraszać Bogdana Gasińskiego, autora informacji o "talibach w Klewkach", za rzekome naruszenie jego dóbr osobistych - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie.
Sąd nieprawomocnie oddalił pozew Gasińskiego, w którym twierdził on, że Tusk sprokurował alarm bombowy w stołecznym sądzie, aby nie było mediów na rozprawie, gdy w 2011 r. Tusk zeznawał jako świadek w jego procesie karnym. Według pozwu w ten sposób Tusk miał wpłynąć na to, że proces toczył się nieprawidłowo, co Gasiński uznał za naruszenie swych dóbr osobistych. Adwokat Tuska zaprzeczał temu; wnosił o oddalenie pozwu.
Wymierzono mu w sumie 28 lat więzienia
Dzisiaj sąd uznał, że nie można doszukać się naruszenia dóbr osobistych powoda w całej sprawie. Jak mówiła sędzia Bożena Chłopecka w uzasadnieniu wyroku, zarządzona przez sąd ewakuacja miała na celu ochronę osób w związku z alarmem bombowym.W styczniu 2011 r. premier zeznawał w Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście jako świadek w procesie Gasińskiego, oskarżonego o fałszywe zeznania w sprawie rzekomej korupcji pięciu polityków PO (w tym Tuska) i SLD. To Gasiński był bowiem źródłem informacji dla Andrzeja Leppera, który w 2001 r. z mównicy Sejmu oskarżył o korupcję Tuska, Włodzimierza Cimoszewicza, Andrzeja Olechowskiego, Jerzego Szmajdzińskiego i Pawła Piskorskiego (Leppera skazano za to zniesławienie na rok i trzy miesiące więzienia w zawieszeniu).
"Pozwany w całości zaprzecza"
Zeznania Tuska w sądzie poprzedził alarm bombowy. "Ewakuacja sądu spowodowała, że media nie zauważyły, iż w procesie kryminalnym w charakterze świadka uczestniczył premier Donald Tusk, co jest, trzeba przyznać, wydarzeniem wyjątkowym" - napisała wtedy "Polityka". Według niej Tusk przez dwie godziny odpowiadał na pytania Gasińskiego; sąd niektóre uchylał jako niezwiązane ze sprawą.
Po tym Gasiński (jego sprawę o fałszywe zeznania umorzono z powodu przedawnienia) pozwał Tuska. Reprezentujący premiera mec. Grzegorz Wójtowicz mówił wcześniej, że powód nawet nie uprawdopodobnił swych twierdzeń, którym "pozwany w całości zaprzecza". Adwokat dodał, że Gasiński nie wykazał, jakie jego dobra osobiste Tusk miał naruszyć i w jaki sposób. - Uprawnienia oskarżonego w procesie karnym nie są tożsame z dobrami osobistymi z kodeksu cywilnego - oświadczył adwokat.
Podawał się za dziennikarza
Gasiński - b. zootechnik z gospodarstwa rolnego w Klewkach pod Olsztynem firmy Inter Commerce, będącej własnością biznesmena Rudolfa Skowrońskiego (od kilku lat poszukiwanego) - zasłynął z opowieści o afgańskich talibach lądujących w Klewkach i o wągliku, który miał się tam rzekomo znajdować. Bywał w Sejmie, spotykał się z Lepperem jesienią 2001 r., zanim ten ówczesny wicemarszałek Sejmu wygłosił z trybuny wystąpienie oskarżające polityków.
Gasiński miał liczne inne kłopoty z prawem. Wiele sądów w całej Polsce skazało go za nieopłacenie rachunków za hotele, gdzie przebywał, podszywając się m.in. pod dziennikarzy. Na swoim koncie ma blisko 30 wyroków skazujących go za różne przestępstwa - w większości wyłudzenia i poświadczenia nieprawdy. W 2011 r. Sąd Najwyższy utrzymał karę 10 miesięcy więzienia za ucieczkę z prokuratury, gdy wyskoczył przez okno łazienki, wykorzystując nieuwagę policjantów.
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,14783430,Tusk_nie_musi_przepraszac_au...
Sprawa Andrzeja Pęczaka. Były poseł chory, sąd zaczeka z rozprawą ponad miesiąc
Obrońca przedstawił zwolnienie lekarskie poświadczone przez biegłego
sądowego, iż oskarżony ze względu na stan zdrowia nie może uczestniczyć w
rozprawach do 7 listopada.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
29. To byli ludzie, którzy pewnie
To byli ludzie, którzy pewnie wiedzieli za dużo. Polityczne zgony w dziwnych okolicznościach
Tylko w ciągu niewiele ponad dwudziestoletniej historii III RP okoliczności wielu zgonów do dziś nie zostały wyjaśnione.Giełda nazwisk ludzi
wybitnych, wpływowych lub znanych, którzy zginęli w mętnych
okolicznościach nie napawa optymizmem. Często ich śmierć uznano za
samobójstwo, innym razem za nieszczęśliwy wypadek. Ale wszystkie
nazwiska łączy jedno: do tej pory nie wyjaśniono ani dokładnych
przyczyn, ani dokładnych okoliczności ich zgonów albo wyjaśnienia są -
delikatnie mówiąc - mało wiarygodne. Zwolennicy teorii spiskowych mogą
wymieniać nazwiska tych nieszczęśników jednym tchem. Od szefa policji,
generała Marka Papały, przez Jeremiasza Barańskiego ps. "Baranina",
znanego mafioza, aż po Barbarę Blidę, posłankę SLD. Na liście
opublikowanej przez jednego z blogerów gloryfikujących teorie spiskowe
widnieje łącznie ponad dwieście nazwisk.
Oczywiście trudno powiedzieć, ile jest prawdy w oskarżeniach
rzucanych przez ludzi, którzy wszędzie widzą podstęp. Ale jedno jest
pewne - niektóre przypadki są co najmniej dziwne.
Śmierć za śmiercią, a w tle FOZZ
Prof. Walerian Pańko z Uniwersytetu Śląskiego piastował funkcję
prezesa NIK. 7 października 1991, 22 lata temu, jechał drogą szybkiego
ruchu z Warszawy do Katowic. Dzień przed 50. urodzinami miał wygłosić
wykład inauguracyjny dla studentów. Niestety, nie zdążył tego zrobić. W
jego służbową lancię uderzył samochód marki BMW. Znany i ceniony
profesor zginął na drodze. A po nim zaczęli ginąć inni.
Kilka dni przed swoją śmiercią prof. Pańko chciał przedstawić raport
dotyczący Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, który został
wymyślony do spłaty zadłużeń państwowych. Skala nadużyć nie budziła
wątpliwości. Okazało się, że środki trafiały do ludzi związanych ze
służbami specjalnymi. Zarówno do tych, którzy związali się z Wojskowymi
Służbami Informacyjnymi, jak i agentów z czasów PRL. Ale żeby wszystko
dokładnie zrozumieć, trzeba się cofnąć trzy miesiące wstecz.
Michał Falzmann pracuje w NIK od trzech miesięcy. Ma dopiero 38 lat i
niewielki staż, ale błyskawicznie udaje mu się wykryć nieprawidłowości.
Chce informacji objętych tajemnicą bankową. Chodzi mu o obroty i stany
środków pieniężnych FOZZ. Mijają dwa dni i młody pracownik NIK umiera na
zawał serca. To wersja oficjalna. Później okaże się, że Skarb Państwa
stracił z powodu afery FOZZ 119,5 mln dol., 9,6 mln marek niemieckich,
16,8 mln franków francuskich i 125 mln franków belgijskich. O takich
kwotach mówi akt oskarżenia.
Mija trzy i pół miesiąca od śmierci Falzmanna. Wracamy z powrotem na
ekspresówkę do Katowic. Jest poniedziałkowy poranek. Służbowa lancia
mknie w kierunku miasta. Na miejscu pasażera, tuż obok kierowcy, siedzi
żona profesora Urszula. Na tylnej kanapie Walerian Pańko i Janusz
Zaporowski, szef Biura Informacyjnego Kancelarii Sejmu. Dojeżdżamy do
Słostowic. Nagle samochód zjeżdża na przeciwległy pas ruchu i rozpada
się na dwie połówki. Kierowcy i kobiecie udaje się przeżyć. Pasażerowie z
tylnej kanapy nie mają szans.
Z relacji świadków wynikało, że słyszeli wybuch. Eksplozja miała
nastąpić tuż przed utraceniem kontroli nad autem. Podobno przy wraku
widziano torbę z wypaloną dziurą. A to dopiero początek. Policjanci,
którzy jako pierwsi dotarli na miejsce wypadku, utopili się później
podczas łowienia ryb. Zginął też biegły wykonujący ekspertyzę dla
śledczych. Za mało przypadków? W niewyjaśnionych okolicznościach zaginął
również klucz do sejfu prezesa NIK. Kiedy się odnalazł, skrytka była
oczywiście pusta. Żadnych dokumentów, kartek, pieniędzy, notatek.
Niczego! Nie wspominając o tym, że w dniu pogrzebu profesora ktoś włamał
się do jego mieszkania w budynku rządowym w Warszawie. (..)
amobójca strzela sobie w brzuch
23 marca 2003 r. Centrum Warszawy. Przed dwiema kobietami otwierają
się drzwi do warszawskiego biura poselskiego Ireneusza Sekuły. Były
wicepremier sam wcześniej skontaktował się z żoną i córką. W każdym
razie oczom pań musiał się ukazać dramatyczny widok. W ciele 57-latka
utkwiły trzy kule. Dwie po lewej stronie klatki piersiowej i jedna w
brzuchu.
Sekuła od razu trafił do szpitala. Nie omieszkał wspomnieć
lekarzowi, że postrzelił się sam. Zresztą później potwierdzą to
kryminolodzy. Stan pacjenta? Ciężki. Ledwo zakończyła się operacja, a
lekarze odebrali anonimowy telefon. Ktoś był zainteresowany stanem
zdrowia parlamentarzysty. Tymczasem poszkodowany zapewniał żonę, że nic
się nie dzieje i nikogo się nie obawia. Ale fakty są takie, że Sekuła
zdołał napisać listy pożegnalne chociażby do współpracowników. Poseł i
były członek PZPR w szpitalu przeżył miesiąc. Nawet prokurator nie
zdążył go przesłuchać.
Akta sprawy nie wskazują w sposób niebudzący wątpliwości, że
udzielono mu (Ireneuszowi Sekule - red.) pomocy lub namówiono do
samobójstwa" - to uzasadnienie prokuratora sprzed 13 lat. W ciągu dekady
przeprowadzono dwa śledztwa. Oba okazały się nieskuteczne.
Pierwsze śledztwo dotyczyło powiązań biznesowych Ireneusza Sekuły,
jego firm i innych biznesmenów. Podobno poseł chciał szybko pożyczyć 5o
tys. dol. Chodziło o szybką spłatę pożyczki na procent. Z zeznań
świadków wynikało, że Sekuła obawiał się zastrzelenia, miał depresję i
odsunęli się od niego dawni przyjaciele. Ciekawym tropem okazały się
słowa jednego z byłych współpracowników posła. Mężczyzna twierdził, że
jego partner biznesowy zginął za długi. Wyrok miała wykonać mafia
pruszkowska. Ale śledczy nie dali mu wiary z dwóch powodów: po pierwsze,
przychodził zeznawać pod wpływem alkoholu, po drugie, był na liście
dłużników posła.
W toku dochodzenia do oficerów prowadzących sprawę trafił anonim.
Wynikało zeń, że Sekuła miał budować zaplecze finansowe byłych członków
PZPR. Ex-wicepremier miał na oku wiele interesów, miał również
współpracować z Henrykiem Stokłosą. I to mogło mu zaszkodzić. Podobnie
jak w przypadku prof. Pańki w grę zaczęły wchodzić pieniądze
defraudowane przez komunistów. Przypadek? Być może.
Natomiast nieprzypadkowe były zeznania świadków koronnych, Piotra W.
i Jarosława M. ,,Masy". Ci dżentelmeni związani z mafią przyznali, że
obiło im się o uszy, że Sekuła był winien Bogusławowi B. milion dolarów
jeszcze z początku lat 90. W egzekucję długu zaangażował się
,,Pershing", a po jego śmierci Mirosław D. ,,Malizna" i jego syn. Na
zwrot długu miał naciskać sam Andrzej Z. ,,Słowik". Jak twierdził
świadek koronny ,,Malizna" i jego potomek, mieli być u Sekuły. Mieli się
szamotać, a broń miała wystrzelić. Ale sąd nie dał wiary tym zeznaniom.
(...)
Przypadki chodzą po ludziach
Marek Karp urodził się w Zamościu, ale w jego żyłach płynęła
błękitna krew, a jego ród związany był z Wielkim Księstwem Litewskim. W
pamięci Polaków już na zawsze pozostanie jako pomysłodawca i wieloletni
dyrektor rządowego Ośrodka Studiów Wschodnich, który pod koniec 1990 r.
powołał premier Tadeusz Mazowiecki.
Do zadań OSW należało
dostarczanie informacji władzom odnośnie działalności Litwy, Białorusi i
Ukrainy, jak również innych krajów bloku radzieckiego.
Marek Karp uległ ciężkiemu wypadkowi siedem lat temu, 13 sierpnia 2006 r.Jego auto
zostało potrącone przez TIR-a o białoruskich numerach rejestracyjnych.
Świadkowie wypadku twierdzili, że wyglądało to jak egzekucja. Samochód
miał śledzić auto Karpia, a przed uderzeniem wcale nie hamować. Mężczyzna
zmarł 12 września w warszawskim szpitalu MSWiA. Co ciekawe, tuż przed
jego śmiercią miało odwiedzić go dwóch agentów. Do tej pory nikt nie
wie, dla jakiej organizacji działali.
Pojawiają się nawet informacje, że Karp zdołał wyjść ze szpitala, a później pobito go na parkingu. A to nie koniec rewelacji.
Ciekawych informacji dostarczyła "Gazeta Wyborcza". Dziennikarze
gazety potwierdzili tezę o zamachu, przytaczając odpowiednie wypowiedzi
odnoszące się do wypadku. Zresztą z ich ustaleń wynikało, że sam
dyrektor OSW obawiał się o swoje życie. Dlaczego? Być może ze względu na
wiedzę odnośnie powiązań biznesowych z Rosją. - Ta wiedza mogła być
niebezpieczna. Mógł wejść z kimś w konflikt - komentował "Gazecie" jeden
z anonimowych oficerów ABW.
Jak twierdzi Witold Gadowski, dziennikarz tygodnika "wSieci",
małżeństwo państwa Karpiów spotykało się z pogróżkami. Niektórych
ludziom zależało, żeby Marek Karp zaniechał swojej działalności
związanej z OSW. Wątpliwości wzbudza też samo śledztwo. Sprawca
wypadku, Siergiej Zhuk, został szybko przesłuchany i zwolniony po
godzinie. Nikt nie pomyślał o zarekwirowaniu dokumentów ani zatrzymaniu
mężczyzny. Dlatego trudno się dziwić, że od tamtej pory ślad po nim
zaginął.
Naturalnie, podobnych przypadków jest o wiele więcej. Analiza
poszczególnych wypadków, samobójstw i tajemniczych zaginięć może
przyprawiać o ból głowy. Problemem jest także dostęp do materiałów
archiwalnych, które w wielu przypadkach znikają jak kamfora. Podobnie
jak ludzie, którzy mieli jakikolwiek związek ze sprawą. Prawda jest
taka, że teorie spiskowe będą obecne w życiu publicznym dopóki, dopóty
nie poznamy wszystkich odpowiedzi. A może rzeczywiście istnieje jakiś
układ, któremu nikt nie może się narazić? Aż strach odpowiadać na to
pytanie.
T.Semik, J. Szczepański
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
30. Afera WGI. Poszkodowani przed
Afera WGI. Poszkodowani przed sądem opowiadają o praktykach firmy
- Składałem wniosek o wypłatę pieniędzy, a tu nagle się dowiaduję, że mam jakieś śmieciane obligacje - mówi Jacenty S., jeden z poszkodowanych.
Sąd przesłuchał także innych poszkodowanych.
Wszyscy - jak mówili - zainwestowali w WGI wskutek namowy agenta
ubezpieczeniowego, znajomego lub wręcz - jak zeznała jedna z
przesłuchanych - przyjaciela, któremu można było zaufać. Początkowo nic
nie wzbudzało ich podejrzeń, bo wykazywane przez WGI zyski były
umiarkowane, a samą grupę uwiarygodniały osoby znane z pierwszych stron gazet.
Z WGI zawarli umowy pośrednictwa finansowego
na rynku Forex, czyli rynku walutowym, a dalej - jak wynikało z zeznań -
nie mieli pojęcia, co się działo z ich pieniędzmi. Nie wiedzieli, że
gdy WGI SA przekształciła się w WGI Dom Maklerski, to oszczędności ich
życia poszły na zakup obligacji innej spółki należącej do grupy - WGI
Consulting. Nie mieli pojęcia, że ta z kolei lokowała ich pieniądze - za
pośrednictwem WGI Europe
- w amerykańskiej instytucji finansowej Wachovia Securities. Nie byli
świadomi tego, że za część ich pieniędzy - w sumie ok. 10 mln dolarów -
zostały kupione i miały być remontowane w Stanach Zjednoczonych
mieszkania dla najuboższych. Nie wiedzieli też, że część ich
oszczędności spółka WGI Europe pożyczyła dwóm oskarżonym - Maciejowi S. i
Łukaszowi K., którzy byli udziałowcami w tej spółce i zarazem nią
zarządzali.(..)
W sumie odzyskał niecałe 22 tys. zł, z tego
8,9 tys. zł wypłaciła mu KPWiG z funduszu gwarancyjnego. Wszystko, co
odzyskał, wydał już na prawników. We wtorek prosił sąd o zwrot kosztów
przyjazdu na przesłuchanie - 48 zł za bilet na busa i 4,40 zł za bilet
na warszawskie metro.
Akt oskarżenia przeciwko trzem oskarżonym -
Maciejowi S., Łukaszowi K. i Andrzejowi S. - wniosła Prokuratura
Okręgowa w Warszawie, oskarżając ich o wyrządzenie szkody majątkowej w wielkich rozmiarach w łącznej wysokości prawie 248 mln zł. Tyle mieli stracić klienci WGI. Wszystkim grozi maksymalnie 10 lat więzienia.
We wtorek Maciej S. powiedział w sądzie, że pożyczki te zostały wykorzystane zgodnie z prywatną wolą
jego i Łukasza K. Pieniądze te nigdy nie zostały zwrócone. Maciej S.
tłumaczył to późniejszymi wydarzeniami związanymi z upadłością spółek
należących do WGI oraz zajęciem prywatnych majątków należących do niego i
do Łukasza K.
KNF zeznaje w sprawie WGI (RELACJA)
Dziś
zeznawał Marek Szuszkiewicz, obecnie dyrektor departamentu firm
inwestycyjnych w Komisji Nadzoru Finansowego. Na sali rozpraw, jak
zwykle, był wysłannik pb.pl.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
31. Szefowie spółki King & King
Szefowie spółki King & King zostali uniewinnieni od zarzutu przywłaszczenia kilkudziesięciu milionów złotych od firm kontrolowanych przez Ryszarda Krauzego. Na karę więzienia w zawieszeniu skazano za to byłego sekretarza ambasady RP w Kongu.
Kilka dni temu przed sądem w Warszawie zakończył się proces Ryszarda Ż. i Pawła S., szefów warszawskiej spółki King & King. Biznesmeni odpowiadali za przywłaszczenie ponad 30 mln zł od należącej do Ryszarda Krauzego firmy Petrolinvest. Wiceprezesowi tej spółki zarzucono natomiast działanie na szkodę firmy. Ż. i S. oraz współpracownik miliardera zostali uniewinnieni.
Szefom K&K wymierzono tylko grzywnę za to, że nie prowadzili ksiąg rachunkowych. Karę więzienia w zawieszeniu sąd wymierzył jedynie Marianowi W., byłemu sekretarzowi ambasady RP w Kongu. Został skazany za przekroczenie uprawnień. Dyplomata napisał bowiem do władz Konga notę zapewniającą, że K&K to wiarygodna firma, która tworzyła rachunek naftowy w Polsce. Wyrok nie jest prawomocny, prokuratura zwróciła się do sądu o pisemne jego uzasadnienie i zapowiada apelację.(..)
Warszawska prokuratura umorzyła to śledztwo, ale Prokuratura Krajowa uznała, że śledczy nie zbadali kilku wątków. W 2007 r. sprawę przeniesiono do Katowic, a zaangażowani w nią oficerowie ABW ustalili, że kontrolowane przez Ryszarda Krauzego spółki Ulrich SA, Petrolinvest oraz Prokom w latach 1999-2006 przekazały K&K prawie 50 mln zł. K&K zwróciła zaledwie 15 mln zł. Zdaniem prokuratury reszta trafiła na konta w USA i w Kongu, nie wiadomo, co się z tymi pieniędzmi stało. Prokuratura zarzuciła też szefom K&K, że w latach 1999-2006 nie prowadzili ksiąg rachunkowych, przez pięć lat nie składali też sprawozdań finansowych. W 2001 r. wysokość jej zobowiązań 368 razy przekraczała wartość aktywów. Zgodnie z kodeksem spółek handlowych szefowie firmy powinni zgłosić jej upadłość.(..)
Na kanwie tej sprawy w 2010 r. zarzuty działania na szkodę swojej firmy przedstawiono też Ryszardowi Krauzemu. We wrześniu 2006 r. jego Prokom Investments udzielił K&K kolejnej, trzymilionowej pożyczki. Miliarder nie zasiadł jednak na ławie oskarżenia, bo kiedy sprawą miał zająć się sąd, zmieniono przepisy. Działanie na szkodę firmy stało się przestępstwem ściganym z oskarżenia prywatnego.(..)
Read more: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,14839390,Wyrok__Nie_oszukali_spolek_...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
32. Zmarł Wiktor Kubiak - tajemniczy "ojciec chrzestny" Donalda Tusk
http://niezalezna.pl/47747-zmarl-wiktor-kubiak-tajemniczy-ojciec-chrzest...
Nie żyje Wiktor Kubiak - menadżer kilku polskich piosenkarek, a także postać powiązana z komunistycznymi służbymi specjalnymi i jeden z inspiratorów powstania Kongresu Liberalno-Demokratycznego, pierwszej partii Tuska.
O śmierci Wiktora Kubiaka poinformowała Edyta Górniak, która właśnie Kubiakowi zawdzięcza swoją karierę muzyczną. Ale przed działalnością w branży rozrywkowej Kubiak zajmował się nieco innymi sprawami.
Poseł Unii Polityki Realnej, nieżyjący już Lech Próchno-Wróblewski, który był członkiem tzw. „komisji Ciemniewskiego” (badającej procedury wprowadzenia w życie uchwały lustracyjnej), tak scharakteryzował KLD i Kubiaka:
1990 r. – na 18. piętrze Marriotta mieści się apartament wynajmowany przez Wiktora Kubiaka, służący mu jako biuro firmy Batax. O Wiktorze Kubiaku będzie wkrótce głośno, jako o sponsorze musicalu „Metro”, lansującym skutecznie Edytę Górniak (brzmi elegancko). Ale póki co apartament Kubiaka to miejsce spotkań liderów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. Czy to oficjalne biuro, czy nieformalnie użyczany przez przyjaciela lokal, mało kto dziś już pamięta. W każdym razie Donald Tusk i Paweł Piskorski czują się tu jak u siebie w domu. Wiktor Kubiak jest w ich otoczeniu kimś szczególnym. Podczas programowej narady twórców KLD w Cetniewie ląduje helikopter z Kubiakiem, który w asyście liderów tej partii pozdrawia głowiących się nad programem liberałów i po odebraniu honorów odlatuje.(…)
Tajemniczość potęguje fakt, że Kubiak to obywatel szwedzki. Absolwent ekonomii i prawa wyjechał tam w 1965 r. „W Szwecji zajmowałem się biznesem. Nigdy nie pracowałem dla innych. Pośredniczyłem, organizowałem kolekcje mody, zajmowałem się transportem” – czytamy. Od 1986 r., mając szwedzki paszport, Kubiak robi interesy w PRL. Dalej dowiadujemy się, że Kubiak to przedstawiciel firmy Batax Ltd. z siedzibą na pięknych Bahamach, zajmującej się bankowością oraz właściciel przedsiębiorstwa zagranicznego Batax PZ. Gdy chodzi o politykę – honorowy członek Kongresu Liberalno-Demokratycznego, z którego nadania został pełnomocnikiem ministra ds. przekształceń własnościowych Janusza Lewandowskiego w sprawie Thomson-Polkolor. Także „New York Times”, pisząc 12 kwietnia 1992 r. o sponsorze „Metra”, zauważa, że Kubiak finansował KLD.
Kubiaka opisywał także pochodzący z Gdańska Krzysztof Wyszkowski, jeden z założycieli Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i „Solidarności”:
Dzisiaj wydaje mi się, że Tusk bardzo wcześnie zorientował się w roli tajnych służb w „transformacji” PRL w III RP i, co odróżniałoby go od większości ludzi Solidarności, którzy za głównego animatora „transformacji” uważali SB, dostrzegł fundamentalną rolę WSW/WSI. Przypuszczenie to wyprowadzam m.in. z bardzo bliskich stosunków, nawet przyjaźni, jaką nawiązał wówczas z Wiktorem Kubiakiem, wybitnym agentem WSW.
Ten bliski współpracownik Grzegorza Żemka, znanego jako „mózg” afery FOZZ, w latach 80. zajmował się nielegalnym transferem z Zachodu urządzeń elektronicznych objętych zakazem eksportu do krajów komunistycznych. W tym czasie zwerbowano do biernej współpracy przy odbiorze oficjalnie prywatnych paczek z żywnością, w których ukrywano np. układy scalone, liczną grupę osób, które następnie znalazły się w elicie polityczno-kulturowej III RP. Część z tych ludzi przyczyniła się do sukcesu KLD.
W r. 1989 Kubiak objawił się, jako ktoś zupełnie inny – biznesmen zainteresowany wspieraniem środowisk politycznych. Ofiarowywał swą pomoc np. śp. Michałowi Falzmanowi, działaczowi Solidarności i członkowi redakcji pisma „CDN – Głos Wolnego Robotnika”. Falzman wyczuł, z kim ma do czynienia, i odrzucił propozycję. Tusk, który albo tego nie wyczuł, albo mu to nie przeszkadzało, przyjął pomoc. Za objaw zawarcia kontraktu można zapewne przyjąć moment, w którym „Przegląd Polityczny”, z wydawanego metodami podziemnymi brudzącego palce biuletynu, przeobraził się w eleganckie pismo drukowane na kredowym papierze, a KLD wprowadził się do nowych biur, do których wniesiono nowiutkie czarne meble.
Współpraca rozwijała się znakomicie – Tusk organizował spotkania KLD w zajmującym całe piętro biurze Kubiaka w Hotelu Mariott, a Kubiak w fotelu pełnomocnika ministra prywatyzacji. Firma „Batax”, której WSW używało do operacji na Zachodzie, cieszyła się pełnym zaufaniem Tuska.
Szkopuł w tym, że WSW nie była służbą suwerenną, a tylko oddziałem GRU, czyli sowieckiego wywiadu wojskowego. Co wiedzieli agenci WSW/WSI, wiedzieli również Rosjanie. Trzymanie pieczy nad młodymi talentami politycznymi, którzy w rekordowo szybkim tempie znaleźli się w elicie władzy III RP, z pewnością było zadaniem, którego nie zlekceważyli.
Kim był Wiktor Kubiak? Jego nazwisko i przegląd najważniejszych z jego aktywności można znaleźć w raporcie z likwidacji WSI. Firma „Batax”, której Kubiak był właścicielem, odgrywała istotną rolę w działalności komunistycznego wywiadu wojskowego (Zarząd II Sztabu Generalnego). To właśnie przy użyciu tej firmy wywiad przeprowadzał operacje finansowe, znane jako „Akredytywa” i „Portfolio”. Środki finansowe pochodziły z Central Handlu Zagranicznego. Znamy kulisy kilku takich transakcji, a to dzięki materiałom ze sprawy Żemka (Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego). Z akt wynika, że na mocy decyzji Żemka, działającego jako pełnomocnik oddziału Banku Handlowego w Luksemburgu, firma „Batax” uzyskała kredyt w wysokości 32 mln dol. Grzegorz Żemek pełnił w tej filii banku stanowisko Dyrektora Wydziału Kredytowego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
33. ad rem sp Sekuły
to ludzie z Sosnowca wiele mogli by opowiedzieć o działaniach tego pana i o ludziach otaczających go, a byłyby to bardzo ciekawe nazwiska :(i "miejsca pracy wspierających działalność tą działalność,....od policji PO najwyższe...
był też ciut póżniej pewien epizod ,który wstrząsnął lokalnym społeczeństwem...
ci co pamiętają tzw aferę z Mariuszem SZ...w roli głównej i pewnym "byznesmenem" sosnowieckim w roli"niechlubnej"
wiedzą o co" idzie "
pozdr
gość z drogi
34. ad rem". Szefowie spółki King & King"
to ci sami,ktorzy próbowali przejąć Gazetę Polską....jakże oni przypominali mi działania pewnego NFI,zwanego NFI Jupiter SA...obserwowałam wtedy zmagania Gazety z King Kongami wspierając Ją swoimi wpisami, i doświadczeniem...bardzo bolesnym...bo świeże jeszcze leżały przede mną akta dowodzące jak niszczono moją Spółkę...ale cóż ,sądy bały sie takich jak NFI, a Kancelarie KNR skutecznie broniły interesów swych "KLIENTÓW"
a więc Fakty,fakty i jeszcze raz fakty...
pozdr
gość z drogi
35. "Zmarł Wiktor Kubiak - tajemniczy "ojciec chrzestny" Donalda Tus
ten obok Ojca Chrzestnego,to Kto ?
a no własnie KTO?
i znowu kłaniają się czasy Sekuły i dziwne interesy chyba z Estnią,póżniej jeszcze dziwniejsze czasy Transformacji zwanej złodziejską a ukoronowanie ..to
Bank PKO SA
pytanie więc,kto jest czyim Ojcem Chrzestnym?....staje się MOCNO czytelne...:)
gość z drogi
36. ad rem
Droga Gość z Drogi... Twój wpis (odnośnie I.Sekuły) prowadzi na ciekawe strony.. Jak to się wszystko zazębia...
37. @Maryla,
Czy wiadomo, co było przyczyną śmierci Wiktora Kubiaka...?
38. @nadzieja13
nie podano, ale zapewne przyczyny naturalne, wszak ci ludzie nie sa nieśmiertelni :)
Zadne pieniądze świata nie zapewniają nieśmiertelności.
Dlatego tak wciąż walczą z Bogiem i ponaglaja naukowców, pozwalajac im na doświadczenia na ludziach.
Więcej o Kubiaku
http://www.se.pl/rozrywka/plotki/nie-zyje-wiktor-kubiak-kim-byl-i-co-osi...
http://www.fakt.pl/nie-zyje-wiktor-kubiak-pierwszy-menadzer-edyty-gornia...
http://muzyka.interia.pl/pop/news/wiktor-kubiak-producent-metra-nie-zyje...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
39. @Maryla,
Przynajmniej to jedno jest pewne. Nieśmiertelności sobie nie zapewnią..
PS Jakoś młodo odszedł..
40. @NadziejTAK :) musi się zazębiać...bo TAK wygądała wtedy Polska
niestety...ale gdy my czyli Solidarność próbowaliśmy jakoś odnależć się w nowej rzeczywistości,to oni już wtedy dzielili ten tort zwany..... POLSKA
Wciąż mam wrażenie jakby to było wczoraj ,mimo,że upłynęło tyle lat...
Najbardziej boli,że pokonali nas....i mimo,ze "seryjny" niektórych z nich znalazł ich we własnych biurach...czy domach...to Polska ucierpiała ...bardzo...
nie żyje wspaniały bojownik o prawdę najtrudniejszą śp,Michał Fallzmann,W.Pańka,czy M.Karp i wielu innych a ich prześladowcy mają się wręcz doskonale ,żyjąc na nasz koszt...
Nie żyje również
mój Prezydent,wtedy Minister odpowiedzialny za NIK,On wiedział wszystko.ale Buzek ten co to na wózek odwołał GO ,gdy jechał do Katowic,by poznać prawdę...jakaż to była prawda,że zagrażała Buzkowi i jemu POdobnych ?
pozdr
gość z drogi
41. @Droga Gość z Drogi..
Oni Was nie pokonali. I to nie uda im się nigdy. Pięknie mówił o tym śp. Jerzy Popiełuszko..
Nie zwyciężą. Nigdy.
Boli bardzo, że Polska została rozgrabiona. Żal Wspaniałych, uczciwych ludzi. Żal Ich nadziei, pracy, marzeń. Ich Rodzin.. Żal pokoleń obecnych i przyszłych..
Ale .. nadejdzie dzień zapłaty. Tego nie unikną. I nie zdołają umknąć, nawet za szczerozłote bramy.
Pozdrawiam nocnie:)
42. Droga Przyjaciółko :)
Pięknie napisałaś,ale ja już nie wierzę w sprawiedliwość na Ziemi
Zbyt wiele widziałam,zbyt wiele starań i wysiłku wspaniałych ludzi poszło na marne...taki juz widac nasz Człowieczy Los... :)
i tylko jednego mi zal ,ze nie umiem im wybaczyć...po prostu nie umiem...zmarnowali marzenia,wysiłek ,poświecenie Ludzi,dla marnych paru srebników...widziałam wielki wysiłek Ludzi z UOPu i w Sądach ,nawet i w Prokuraturze...Ludzi,którzy chcieli dojść do prawdy,by ukrócić złodziejski proceder i pamiętam ich smutne oczy ,gdy wracali od szefów,mówiąc ...nie da rady,TO nie przejdzie...ONI też cierpieli,wielu z nich wtedy myślało jak my..ale ręce i działania krepowali ci ...z Cienia...
serdeczności nocne ,droga Przyjaciółko i Dobrego Nowego Dnia ,jak mawiał Świety Starzec...Dobrego Tobie i Wszystkim :)
gość z drogi
43. Na Dobranoc, dla Ciebie
Ja też coraz częściej przestaję wierzyć w sprawiedliwość tutaj... Ale za chwilę znów się podrywam, bo przecież do tego prowadzą ich bezdroża. Nie - nasze.
Sprawiedliwość ich dosięgnie. O to jestem spokojna. Tam - będą nadzy.
Napisałaś powyżej też:
"Nie żyje również mój Prezydent"
Wyszukałam wiersz ks. G. Łomzika
"Motto"
Jak ziarno
najpierw obumiera
aby się zrodził
piękny kłos
tak czasem
musi zginąć ktoś
by ludzkość
posłyszała głos
By świat
na chwilę się zatrzymał
i ci co żywi
idą dalej
gdzieś na dnie serca
usłyszeli
to co wspomnienia
szeptają z oddali
Niech białe
znowu mądrość znaczy
czerwone
niech podkreśli krew
niech nie zapomną
nigdy już Polacy
kim tak naprawdę
był prezydent Lech
Dobrej Nocy:) i Dobrego Dnia:)
A Święty Starzec czuwa i wie..
44. Dobrej Nocy i Dobrego DNIA :)
i dzięki za wiersz...a ON,mój Prezydent,niech wie,że nie zginął na marno...My pamiętamy i wciąż wołamy.. i .Pytamy KTO i Dlaczego...?
Mój Prezydencie kiedy dzwoniłam do Twojej Kancelarii dawno temu,gdy byłeś jeszcze ministrem,Ty natychmiast wyruszyłeś w drogę...ale niestety...odwołano Cię...o czym ze smutkiem poinformowała mnie Twoja sekretarka...
Gdy pisałam do Ciebie,prosząc byś ponownie ubiegał się o Urząd Prezydenta...odpowiedziałeś...ale Bóg,miał inne zamiary wobec Ciebie...Śpij spokojnie ....teraz MY odpowiadamy na każde kłamstwo,na każde draństwo ...pamiętając Twoje słowa...i oddanie Polsce... :)
Droga @Nadziejo13:)
śpij spokojnie i ucałuj Małego Polaka :)
gość z drogi
45. i jeszcze Jedno
Gdy zginął mój Prezydent weszłam zrozpaczona na rosyjskie strony..pgdzie było mnóstwo zwyczajnego,ludzkiego współczucia...pamiętam szczególnie jeden artykuł ...mówiący,że Polski Prezydent zginął w oparach łupków...nie we mgle smoleńskiej ale w oparach łupków...póżniej szukałam tego wpisu,ale ślad po nim zaginął zupełnie...
podobnie było,gdy w zamachu przed laty zginał czeczeński przywódca,wcześniej pisząc w sieci,byśmy się nie martwili,bo Oni nam pomogą...nie zdążył pomóc...zamordowali GO przez komórkę ,teraz żałuje,że nie skopiowałam tego wpisu...niestety został już tylko w mojej pamięci....
zbliżające się Świeto Zmarłych niech więc będzie również westchnieniem serdecznym w Jego Intencji...On również jest w pochodzie śmiertelnych Ofiar...seryjnego Mordercy
gość z drogi
46. Premier Tusk w ABW:
Premier Tusk w ABW: upamiętnienie Konstantego Miodowicza
Premier Tusk odwiedził siedzibę Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Wizyta związana była z oficjalnym odsłonięciem tablicy pamiątkowej i nadaniem Auli w ABW imienia płk. Konstantego Miodowicza.
Konstanty Miodowicz był jednym z twórców polskich służb specjalnych po 1989 r.
- To była wzruszająca chwila jako przyjaciela Kostka, współpracownika i partnera w wielu ważnych państwowych sprawach. Był dla mnie przyjacielem i ważną postacią życia publicznego i państwowego w Polsce – powiedział premier Tusk po odsłonięciu tablicy pamiątkowej.ABW podobnie jak inne służby w wolnej demokratycznej ojczyźnie to te miejsca, gdzie służba wymaga nieprawdopodobnego hartu ducha i wyjątkowego poziomu etycznego – zaznaczył Donald Tusk.
Spotkanie zostało uświetnione wystawą plansz ze zdjęciami i dokumentami z różnych okresów życia pułkownika.
W spotkaniu, poza premierem, uczestniczyli: rodzina Konstantego Miodowicza, szef i zastępcy szefa ABW oraz szefowie służb: Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
https://www.premier.gov.pl/wydarzenia/aktualnosci/premier-tusk-w-abw-upa...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
47. Aleksander Gudzowaty:
Aleksander Gudzowaty: niedokończone transakcje miliardera
Po śmierci Aleksandra Gudzowatego nierozwiązana zostaje sprawa wykupu jego udziałów w EuRoPol Gazie, które chcą przejąć PGNiG i Gazprom.»
EuRoPol Gaz bez zarządu. Gazprom uniemożliwił wybór nowych członków
Kryzys w EuRoPol Gazie. Do dymisji podał się wiceprezes spółki, a
jego następcy nie udało się wyłonić z powodu sprzeciwu Gazpromu. Następnie rezygnację złożył też prezes.»
Nowa wojna Gazpromu z PGNiG. Paraliż spółki od jamalskiej rury: nie ma prezesa i zastępcy
Dobrut i Jamka reprezentowali w zarządzie EuRoPol Gazu PGNiG.
Konsekwencje są poważne – „w tym stanie prawnym nie jest spełniony statutowy wymóg czteroosobowego składu zarządu spółki EuRoPol Gaz” – napisał PGNiG w komunikacie.
PGNiG ma 48 proc. EuRoPol Gazu, Gazprom też 48 proc., a Gas Trading – 4 proc. (w Gas Trading Bartimpex rodziny Gudzowatych ma 36,17 proc., PGNiG 43,41 proc., a Gazprom 15,88 proc.).
Z relacji PGNiG wynika, że polscy akcjonariusze chcieli dokonać wyboru nowych członków zarządu EuRoPol Gazu, ale „zostało to uniemożliwione przez przedstawicieli spółki Gazprom, którzy opuścili obrady”. Kolejne walne odbędzie się 12 listopada, czyli we wtorek.
Warto przypomnieć, że to zamieszanie właśnie wokół EuRoPol Gazu i „niedoinformowanie” przedstawicieli rządu w sprawie rozmów tej spółki z Gazpromem zaowocowało w kwietniu m.in. odwołaniem Grażyny Piotrowskiej- Oliwy ze stanowiska PGNiG oraz dymisją ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
48. Proces Dochnala i
Proces Dochnala i Petera
V.Warszawski sąd odmówił umorzenia na wniosek obrony procesu Petera V. –zwanego „kasjerem lewicy” szwajcarskiego bankowca oskarżonego o pomoc w przestępstwie finansowym znanemu lobbyście Markowi Dochnalowi. Ich proces ma ruszyć 17 grudnia. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wniosek obrońcy V. podczas wczorajszego tzw. wstępnego posiedzenia przed rozpoczęciem procesu V. i Dochnala oraz dwóch innych oskarżonych.
W sprawie WGI nadzór zeznaje niejawnie
Sto
pytań do… Pamiętacie jeszcze taki telewizyjny talk-show? Dziś w
warszawskim Sądzie Okręgowym kolejne posiedzenie w sprawie WGI.
Sprawa WGI nabrała rozpędu. Do końca marca
przyszłego roku sąd już rozpisał terminy 16 posiedzeń. Na liście osób,
które mają być przesłuchane jest obecnie 61 świadków i 5 biegłych. Wśród
świadków znajdują się nazwiska m.in. Tomasza Szapiro, Dariusza
Rosatiego, Witolda Orłowskiego, Richarda Mbewe, Henryki Bochniarz czy
Bohdana Wyżnikiewicza.
Na poprzedniej rozprawie 15 listopada wyjaśnienia
składał poszkodowany Wojciech L. Jak większość poszkodowanych, którzy
składali wcześniej zeznania, wskazywał, że jego zaufanie do grupy WGI
brało się m.in. przez nazwiska osób z nią związanych – ekonomistów,
profesorów i autorytetów. Zainwestował 815 tys. zł, wcześniej jednak
zażądał pisemnej opinii prawnej, co stanie się z jego pieniędzmi w
przypadku hipotetycznej upadłości WGI. Sporządził ją mec. Zbigniew
Basak, który później był przewodniczącym rady nadzorczej WGI DM (również
będzie przesłuchany). Jak mówił przed sądem, w opinii było napisane, że
środki powierzone przez niego na rachunki WGI w przypadku upadłości
zostają wydane do syndyka , a on jako klient WGI może na zasadzie art.28
par.1 prawa upadłościowego żądać ich wydania i wyłączenia z masy
upadłości jako osobie mającej do nich bezpośrednie prawo. Tuż przed
ogłoszeniem upadłości WGI DM jego rachunek według informacji WGI opiewał
na 927 tys. zł. Z informacji KPWiG wynikało jednak, że na jego
rachunkach było jedynie 44 tys. zł.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
49. Afera Banku Śląskiego:
Afera Banku Śląskiego: miliarderzy w kilka sekund
Sprawa Śląskiego zaczęła się, gdy w styczniu 1994 r. podczas debiutu
na warszawskiej giełdzie cena akcji (6,75 mln starych zł) przebiła o
13,5 razy cenę emisyjną (500 tys. zł). – To wielka wpadka tych,
którzy przygotowywali prospekt i wycenę akcji
– oceniał ówczesny minister prywatyzacji
Wiesław Kaczmarek z SLD, krytykując kolegów
nie tylko z własnego rządu, ale i z własnej
partii.
Odpowiedzialność za wycenę
spadała na Ministerstwo Finansów kierowane przez
Marka Borowskiego z SLD i jego zastępcę Stefana
Kawalca, który pozostał w rządzie w spadku po
solidarnościowych ekipach.Krytyka pod adresem
Borowskiego była w pewnym sensie nietrafiona, bo
jedną z pierwszych decyzji, jakie podjął po
objęciu stanowiska ministra, było
unieważnienie ogłoszonego przez poprzednika
przetargu dla dużych inwestorów na Bank
Śląski – z powodu niesatysfakcjonujących
ofert.
Jednak gorączka otaczająca
sprzedaż Śląskiego była ogromna. Bank
uważano za jedną z najlepszych firm w Polsce:
miał świetne wyniki i najbardziej rozbudowaną
sieć biur maklerskich. Na inwestora strategicznego
wybrano holenderski ING, a Polacy brali pożyczki,
zbierali pełnomocnictwa i stali w wielogodzinnych
kolejkach, by stać się
współwłaścicielami Śląskiego.
Złożono wówczas najwięcej zapisów w
historii giełdy – ponad 820 tys. – więc
drobni inwestorzy dostali tylko po trzy akcje na
głowę. Znacznie większe pakiety trafiły w
ręce zarządu i pracowników samego banku, dla
których przeznaczono do wykupu specjalną pulę
aż 10 proc. akcji, częściowo po
preferencyjnych cenach.
Trudno się dziwić, że
giełdowy debiut wzbudził takie emocje. – To
afera na miarę FOZZ! Ministerstwo oddało bank za
bezcen, a straty idą w biliony złotych –
grzmiał szef sejmowej komisji przekształceń
własnościowych Bogdan Pęk z PSL, za
którego sprawą powołano specjalną
podkomisję do zbadania tej sprawy. Na dodatek szybko
okazało się, że na pierwszych rekordowych
sesjach akcje zbyć mogli niemal wyłącznie
pracownicy Śląskiego. Niektórzy
członkowie zarządu, który gremialnie
pośpieszył z wyprzedażą walorów, z
dnia na dzień stali się wówczas miliarderami.
Prokuratura rozpoczęła dochodzenie, czy władze
Banku zawarły porozumienie w celu sztucznego
zawyżenia kursu akcji, a Komisja Papierów
Wartościowych odebrała Śląskiemu
licencję na prowadzenie biura maklerskiego. –
Świadectw jest ponad 800 tys., a ich potwierdzaniem
zajmowało się tylko pięć osób
– wyjaśniał przewodniczący Komisji
Lesław Paga, który twierdził, że w biurze
panował bałagan, nie przestrzegano procedur i w tej
sytuacji zarząd powinien był poprosić o
opóźnienie debiutu. Oskarżenia te bardzo
oburzyły hołubionych do tej pory kierowników
banku. – Żaden z członków zarządu
nie sprzedał dużego pakietu akcji na pierwszej
sesji – oświadczył prezes
Śląskiego, który faktycznie nie zbył
swojego pakietu, ale – jak się okazało
– tylko dlatego, że chciał za jedną
akcję prawie 10 mln zł i nie znalazły one
nabywcy. Wkrótce podał się do dymisji, a rada
banku zdymisjonowała dwoje członków
zarządu.
Sprawa Śląskiego zaczęła się, gdy w styczniu 1994 r. podczas debiutu
na warszawskiej giełdzie cena akcji (6,75 mln starych zł) przebiła o
13,5 razy cenę emisyjną (500 tys. zł). – To wielka wpadka tych,
którzy przygotowywali prospekt i wycenę akcji
– oceniał ówczesny minister prywatyzacji
Wiesław Kaczmarek z SLD, krytykując kolegów
nie tylko z własnego rządu, ale i z własnej
partii.
Odpowiedzialność za wycenę
spadała na Ministerstwo Finansów kierowane przez
Marka Borowskiego z SLD i jego zastępcę Stefana
Kawalca, który pozostał w rządzie w spadku po
solidarnościowych ekipach.Krytyka pod adresem
Borowskiego była w pewnym sensie nietrafiona, bo
jedną z pierwszych decyzji, jakie podjął po
objęciu stanowiska ministra, było
unieważnienie ogłoszonego przez poprzednika
przetargu dla dużych inwestorów na Bank
Śląski – z powodu niesatysfakcjonujących
ofert.
Jednak gorączka otaczająca
sprzedaż Śląskiego była ogromna. Bank
uważano za jedną z najlepszych firm w Polsce:
miał świetne wyniki i najbardziej rozbudowaną
sieć biur maklerskich. Na inwestora strategicznego
wybrano holenderski ING, a Polacy brali pożyczki,
zbierali pełnomocnictwa i stali w wielogodzinnych
kolejkach, by stać się
współwłaścicielami Śląskiego.
Złożono wówczas najwięcej zapisów w
historii giełdy – ponad 820 tys. – więc
drobni inwestorzy dostali tylko po trzy akcje na
głowę. Znacznie większe pakiety trafiły w
ręce zarządu i pracowników samego banku, dla
których przeznaczono do wykupu specjalną pulę
aż 10 proc. akcji, częściowo po
preferencyjnych cenach.
Trudno się dziwić, że
giełdowy debiut wzbudził takie emocje. – To
afera na miarę FOZZ! Ministerstwo oddało bank za
bezcen, a straty idą w biliony złotych –
grzmiał szef sejmowej komisji przekształceń
własnościowych Bogdan Pęk z PSL, za
którego sprawą powołano specjalną
podkomisję do zbadania tej sprawy. Na dodatek szybko
okazało się, że na pierwszych rekordowych
sesjach akcje zbyć mogli niemal wyłącznie
pracownicy Śląskiego. Niektórzy
członkowie zarządu, który gremialnie
pośpieszył z wyprzedażą walorów, z
dnia na dzień stali się wówczas miliarderami.
Prokuratura rozpoczęła dochodzenie, czy władze
Banku zawarły porozumienie w celu sztucznego
zawyżenia kursu akcji, a Komisja Papierów
Wartościowych odebrała Śląskiemu
licencję na prowadzenie biura maklerskiego. –
Świadectw jest ponad 800 tys., a ich potwierdzaniem
zajmowało się tylko pięć osób
– wyjaśniał przewodniczący Komisji
Lesław Paga, który twierdził, że w biurze
panował bałagan, nie przestrzegano procedur i w tej
sytuacji zarząd powinien był poprosić o
opóźnienie debiutu. Oskarżenia te bardzo
oburzyły hołubionych do tej pory kierowników
banku. – Żaden z członków zarządu
nie sprzedał dużego pakietu akcji na pierwszej
sesji – oświadczył prezes
Śląskiego, który faktycznie nie zbył
swojego pakietu, ale – jak się okazało
– tylko dlatego, że chciał za jedną
akcję prawie 10 mln zł i nie znalazły one
nabywcy. Wkrótce podał się do dymisji, a rada
banku zdymisjonowała dwoje członków
zarządu.
Najbardziej wrzało jednak nie na
salonach finansowych, lecz politycznych. Premier Waldemar
Pawlak z PSL nie mogąc uprosić Borowskiego, by
zwolnił Kawalca, wykazał się
zaskakującą stanowczością i sam go
zdymisjonował. Na to drzwiami trzasnął
Borowski, który utrzymywał, że bank
sprywatyzowano prawidłowo. – Poseł Pęk
jako zootechnik powinien pojąć, że gdy na
straganach wyłożymy tylko kilka jabłek, to
sprzedamy je nawet po milionie. Z pewnością na
miano głupca zasłużyłby ten, kto
domagałby się, by po tej cenie sprzedawać
cały zbiór – atakował adwersarza z PSL.
Ten obstawał, że bank można było
sprzedać drożej, gdyby nie uparto się przy
inwestorze strategicznym, a do udziału w podejmowaniu
decyzji nie dopuszczono osób materialnie
zainteresowanych minimalizacją ceny emisyjnej, czyli
zarząd banku. Pęk zaprzeczał jednak
krążącym po Sejmie plotkom, że
widział analizowaną przez prokuraturę
listę 2100 osób, które nabyły więcej
niż trzy akcje, i że znajdują się na niej
nazwiska wielu prominentów. Istnieniu tzw. listy
Pęka zaprzeczał także NIK kierowany przez
Lecha Kaczyńskiego, który skontrolował
prywatyzację Śląskiego. NIK uznał
natomiast, że operację przeprowadzono źle, a
porażka ta ma wielu ojców: zarząd banku,
Komisję Papierów Wartościowych, zarząd
giełdy, ministrów finansów i
urzędników z tego resortu. Wisienką na torcie
było to, że doradzający w prywatyzacji
francuski bank Paribas otrzymał premię za sukces
– 1,7 mln dol.
W związku z tym sukcesem trzem osobom
– w tym Kawalcowi – prokuratura postawiła
zarzuty przekroczenia uprawnień i niedopełnienia
obowiązków. Po kilku latach procesu sąd
umorzył postępowanie. W procesach cywilnych
odszkodowania zaczęli jednak wygrywać nabywcy akcji
banku za niestaranność przy prywatyzacji. Na
powrót do rekordowej ceny akcji z debiutu trzeba
było bowiem poczekać 10 lat.
Do sprawy po latach wróciła
też śledcza komisja bankowa, która po raz
kolejny wypunktowała błędy przy prywatyzacji,
ale wiele nowego do sprawy nie wniosła. Czyli wychodzi
na to, że chceli dobrze, a wyszło tak jak
zwykle.
Nic tak nie psuje państwa jak
brak pamięci o skandalach
Małgorzata Werner, we współpracy z Centrum Cyfrowym przygotowuje bazę reakcji władz na
afery w III RP, pisze również doktorat na ten temat
Historia spięcia w pewnej przyjaźni: Dlaczego Krzysztof Kilian zrezygnował z szefowania PGE?
Z Tuskiem Bielecki i Kilian
tworzyli trio, w którym rozstrzygano: kogo mianować, kogo odsunąć, a
kogo wyciąć. Ale to było kiedyś. Teraz w gronie tym zrobiło się ciasno.
Za ciasno. Ze skutecznie funkcjonującego tercetu został duet. Wycięto
Kiliana. Potężny szef jednej z najważniejszych państwowych spółek przed kilkoma dniami zrezygnował ze swojej funkcji.
Rozkrok
Tusk stworzył rząd słaby, mający świecić światłemJest marzec 2012 r. Krzysztof Kilian, od lat zanurzony po uszy w
wielkim biznesie, przejmuje szefostwo nad Polską Grupą Energetyczną
(PGE). To jedna z najpotężniejszych państwowych spółek, gigant rynku
energii. Kilian jej prezesem zostaje, mając za plecami potężne wsparcie
premiera. Jednak w ciągu kilku następnych miesięcy szczęśliwa dotąd dla
Kiliana karta zaczyna się odwracać. Rozpoczynają się tarcia między nim a
kolejnymi ministrami skarbu - Mikołajem Budzanowskim i Włodzimierzem
Karpińskim. Skutki tych kiełkujących napięć miały objawić się w
niedalekiej przyszłości. Premierowi, znanemu z duszenia w zarodku
wszystkiego, co niesie za sobą znamiona niesubordynacji, wynoszący się
na niezależność Kilian przestał w pewnym momencie pasować.Z Tuskiem Kilian i Bielecki tworzyli trio, w którym decydowano: kogo mianować, a kogo wyciąć. Ale to było kiedyś
Poszło o strategię. Kilian chciał zredukować liczbę strategicznych
(czytaj: kosztownych) inwestycji PGE, na których z kolei bardzo zależało
Tuskowi. Publicznie skrzyżowali opinie w kwestii budowy elektrowni
atomowej, poszukiwań gazu łupkowego, później rozbudowy Elektrowni Opole.
Najkrócej rzecz ujmując: Tusk był za tymi inwestycjami, Kilian -
przeciw. Dla prezesa PGE te inwestycje źle wyglądały w giełdowych
komunikatach firmy.
Stanął w rozkroku: czy dbać o interes finansowy swojej firmy, czy brać
pod rozwagę perspektywiczne działania rządu. Zaczął zgłaszać obiekcje. W
odpowiedzi - wedle osób orientujących się w relacjach obu panów - Tusk w
pewnym momencie przestał wysyłać Kilianowi sugestywne sygnały. Po
prostu na jednym ze spotkań rzucił wprost: Nie będzie elektrowni, to nie
będzie też ciebie.
Kilian wydawał się nie do ruszenia. Niegdyś jeden z najbliższych
współpracowników premiera. Były druh Tuska jeszcze z czasów, gdy razem
współzakładali na Pomorzu Kongres Liberalno-Demokratyczny, pierwszą
trampolinę do ich przebojowej, jak okaże się później, politycznej (w
przypadku Kiliana także biznesowej) kariery. Kiedy Donald Tusk wybił się
na jej wyżyny, Kilian towarzyszył mu w kluczowych momentach: to z nim
premier konsultował decyzje dotyczące obsady poszczególnych ministerstw w
swoim rządzie, to jego sugestii słuchał, gdy trzeba było zająć się
budową strategii na dalsze lata rządzenia. Był on i Jan Krzysztof
Bielecki. "Nadministrowie", jak ich wówczas nazywano. Złośliwie, ale z
respektem. Z tylnego siedzenia doradzali szefowi rządu w sprawach dla
kraju najważniejszych: obejmujących całą gospodarkę, a zwłaszcza te jej
segmenty, które dotyczą najpotężniejszych, strategicznych spółek Skarbu
Państwa. To również oni stali za projektem "autorskiego" rządu premiera z
2007 roku.
odbitym od lidera, wszystkie siły rzucił natomiast do swojej
kancelarii. Tak powstało oficjalne grono najbliższych współpracowników
premiera: znajdzie się tam miejsce i dla Sławomira Nowaka, i dla Tomasza
Arabskiego, Michała Boniego oraz Rafała Grupińskiego. W tle ludzie od zadań specjalnych: Zbigniew Derdziuk i Igor Ostachowicz. Jednak za tłem wciąż stoją
oni: Kilian i Bielecki. Jakby nierozłączni. Gdy pytam moich rozmówców,
znających dobrze Tuska z tamtych czasów, o relacje przewodniczącego PO z
Kilianem, ci natychmiast wpisują w kontekst swoich rozważań właśnie
Bieleckiego. - Trio Tusk - Kilian - Bielecki tworzyli swoiste centrum
decyzyjne Platformy. Realne, choć ukryte. Mimo że ci dwaj ostatni nie
pełnili wówczas żadnych partyjnych funkcji - twierdzi Paweł Piskorski,
dawny znajomy tria z czasów KLD. I dodaje: - Nawet Jan Rokita, pełniący
niegdyś funkcję wiceprzewodniczącego PO, nie miał dojścia do ucha
premiera tak dobrego jak Kilian i Bielecki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
50. ? walka buldogów ?
Trzy twarze gen. Czempińskiego
Kim jest Gromosław Czempiński? As wywiadu, lew salonowy, biznesmen milioner?
Człowiek cienia
Ciemne okulary trochę mu przeszkadzają. Tłumaczy, że zdenerwował
się, gdy zobaczył tyle osób. Prosi, aby nie robić mu zdjęć.
- Przez 20 lat byłem człowiekiem cienia, potrzebuję czasu, by się psychicznie przygotować do wyjścia - mówi Czempiński.
Jest 7 grudnia 1993 roku. Pierwsze spotkanie nowego szefa UOP z posłami i dziennikarzami.
- To była szopka! Wieczorem spotkałem go, gdy brylował na otwarciu salonu sprzedaży mercedesów należącego do Sobiesława Zasady - oburza się Siemiątkowski, wówczas poseł SLD.
Po odejściu z UOP Czempiński znajdzie się w radzie nadzorczej
Fabryki Samochodów Ciężarowych STAR w Starachowicach, którą przejmie
Zasada.
- Czempiński lubił bywać. W ten sposób wyrabiał sobie pozycję i
łapał kontakty. To typ szefa, który przychodzi rano, przegląda pocztę,
zleca zadania i bierze do ręki kalendarz. Sprawdza, z kim pójść na
lunch, a do kogo na przyjęcie - uważa Siemiątkowski.
- Gromosław był dynamiczny, niespokojny. Miał w sobie energię,
ciągle go coś pędziło. Być może zanim musiał odejść ze służby, już się
do tego przygotowywał - zastanawia się Jasik, wówczas wiceminister spraw
wewnętrznych.
Po dwóch stronach stołu
- Ma pewną wiedzę - odpowiada mi Jan Kulczyk,
gdy pytam, dlaczego doradza mu Czempiński. Jest 2000 rok. Obaj urzędują
w tym samym budynku, generał - nad gabinetem miliardera. Kulczyk
wyjaśnia, że znają się ze studiów w poznańskiej Wyższej Szkole
Ekonomicznej.
Po odejściu z UOP Czempiński przyszedł do Kulczyka i
zaproponował założenie firmy oferującej zabezpieczenia aut. Miały to być
przekaźniki, które w razie kradzieży namierzą auta przez satelitę.
Kulczykowi spodobał się pomysł i założył firmę Mobitel. Zaangażował w
niej Czempińskiego. Generał chwalił się, że dzięki niemu Mobitel został
udziałowcem spółki WAPARK. W 1998 roku władze Warszawy wybrały ją do
zarządzania płatnymi parkingami. Później generał zasiądzie w jej radzie
nadzorczej.
Gdy w 2000 roku rozmawiam z Kulczykiem, przygotowuje się do
transakcji życia. Wspólnie z France Télécom kupi większościowy pakiet
akcji w Telekomunikacji Polskiej SA. Za 35 proc. akcji zapłacą 18,6 mld
zł!
Wtedy jeszcze nie wiem, że w transakcji bierze udział również
generał Czempiński. Ale... po drugiej stronie. Zaangażował go bank ING
Barings doradzający Ministerstwu Skarbu, które sprzedaje akcje TP SA.
Rzecznik prasowy ING Barings wyjaśni, że zadanie generała to "zachęcanie
inwestorów".
Każdy ma swojego generała
Jest lipiec 2004 roku. Spotykam się z Czempińskim.
Pracuje dla 12 firm, w tym sześciu własnych. Policzyłem, że w tygodniu na jedną firmę starcza mu pół dnia.
Po rozstaniu z Kulczykiem generał miał mnóstwo pomysłów. Wszedł w
skład rady nadzorczej BRE Banku, jednego z największych w Polsce. A w
2003 roku pracę zaproponowała mu międzynarodowa firma doradcza Deloitte.
Czym się tam zajmuje? "Jest doradcą zarządu w zakresie spraw
strategicznych" - informowała rzeczniczka prasowa.
Co robi w innych firmach? Generał wylicza: dostarcza i
weryfikuje informacje, pomaga zdobyć kontrakty, w negocjacjach
rozszyfrowuje intencje drugiej strony. Twierdzi, że ludzie przychodzą do
niego po pomoc, gdy mają w firmach kłopoty.
- Sprząta pan? - pytam.
- To nie tak. To nie jest moje główne zajęcie - odpowiada.
Wrzesień 2005. "Czy każdy szanujący się przedsiębiorca ma
swojego generała?" - pyta Czempińskiego dziennikarz miesięcznika "Nowy
Przemysł".
"- Jest to pewien skrót myślowy, ale to prawda. Zatrudnienie
kogoś z nas powoduje, że konkurencja nie ma komfortu, obawia się, że
mamy przewagę (...) Szukamy u przeciwników słabych stron. Liczy się
skuteczność" - odpowiada.
Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu, zasiadał z generałem w
radzie nadzorczej fabryki opakowań blaszanych Forcan w Tczewie.
Twierdzi, że dawni agenci sprawdzają się w biznesie.
- Gromosław potrafi budować relacje międzyludzkie, a to jest
kluczowe w biznesie. Ma tę umiejętność z racji tego, kim był. Biznes
rozgrywa się na podstawie relacji, zaufania, rekomendacji. Konkursy i
przetargi to czasem tylko makieta - twierdzi były minister.
Przypuszcza, że generał świadomie wykorzystuje otaczającą go legendę.
- Dla niektórych ważne jest, aby po prostu porozmawiać z Czempińskim, a próżność można wykorzystać - mówi Kaczmarek.
Przejdź do pełnej wersji artykułu
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
51. Gudzowaci chcą wreszcie wyjść
Gudzowaci chcą wreszcie wyjść z EuRoPol Gazu
W czwartek kolejna runda walki PGNiG z Gazpromem o skład zarządu EuRoPol Gazu. W tle toczą się rozmowy z Gudzowatymi.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
52. Winni ciągle są na szczytach
Winni ciągle są na szczytach władzy
Z Urszulą Pańko, wdową po Walerianie Pańce, prezesie
NIK, i byłą wicedyrektor Biura Informacji Kancelarii Sejmu rozmawia
Mariusz Staniszewski. Całość opublikowana została w 44. wydaniu Do
Rzeczy.
Poznamy kiedyś prawdziwe okoliczności śmierci pani męża?
Nie.
Dlaczego?
Dla dwa lata temu Solidarność napisała do prezydenta Bronisława
Komorowskiego apel, by korzystając z dostępnych procedur i kompetencji,
postarał się pomóc w wyjaśnieniu okoliczności śmierci Walerka. Według
nich – podobnie jak zdaniem IPN – jego śmierć powinna zostać uznana za
ostatnią zbrodnię komunistyczną. Na ten wniosek nie ma jednak odzewu,
podobnie zresztą jak na podobny złożony pięć lat wcześniej. Ta śmierć
jest ciągle niewygodna, a ludzie, którzy za nią stali, nadal są w
polskiej polityce. Na najwyższych szczeblach.
Wie pani, kim oni są?
Wiem, ale nie powiem. Boję się procesów, przecież nie jestem w stanie
udowodnić swoich słów. Będą robili ze mnie osobę niespełna rozumu.
Zresztą cieszę się, że mąż nie mówił mi wiele o swojej pracy. Pewnie
dlatego jeszcze żyję.
A co mówił?
Powtarzał: „Ula, wielu ludzi, którzy byli naszymi przyjaciółmi, też tam jest”.
Tam, czyli gdzie?
W FOZZ. On miał ich za uczciwych, ale okazało się, że nie tacy byli. To
go bardzo przygniatało, pożerało. Dostawał anonimy, pogróżki. Sytuacja
była nie do zniesienia, Walerek popadał w depresję. Poszłam wtedy do
psychologa, który to potwierdził. Razem z doktorem tworzyliśmy plan
strategiczny, żeby go od tego odciągnąć. To go przerosło. Nie w sensie
zawodowym, ale charakterologicznym. Z jego podejściem do życia nie był w
stanie sprostać takiemu zadaniu.(..)
Pani nie wierzy w oficjalną wersję wydarzeń?
Oczywiście, że nie. Kierowca nie jechał za szybko – choć tak twierdzi
sąd, który skazał go na więzienie i nikt nie chciał go ułaskawić. Czy 90
km/godz. na gierkówce dla lancii to dużo? Siedząc z przodu, widziałam
go, jak odbijał mi się w lusterku bocznym. Z ruchu warg wyczytałam, że
mówił do mnie: „Kocham cię”. I właśnie wtedy usłyszałam eksplozję.
Samochód został rozerwany na dwie części i przeleciał na drugi pas
ruchu. Karetka zabrała nas razem. Jechaliśmy bez sygnału. W szpitalu
czekałam, aż zacznie się operacja męża, ale oni mogli już tylko pomóc
mi. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zaprowadzili mnie do sali, gdzie
Walerek leżał na stole. Położyłam się obok niego. Był już martwy i
widziałam, jak sinieje od paznokci. Nie wiem, jak długo tak leżałam. Ja
wtedy też umarłam, choć żyję. A właściwie żyję, bo nie umarłam. Polska
straciła wtedy wielkiego patriotę, ale co tam. Ja straciłam miłość
mojego życia.
Dlaczego akurat wtedy to się wydarzyło?
Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie, bo przecież śledztwo nie
doprowadziło do wskazania winnych. Ważne jest jednak, że Walerek kilka
dni później miał przedstawić Sejmowi informację na temat FOZZ.
To był raport?
W dużej mierze opierał się na ustaleniach, jakich dokonał
Michał Falzmann, który zresztą też nie żyje. Tam były ważne nazwiska
uwikłane w afery. Walery miał w Katowicach przyjaciela Romana i kiedyś
powiedział mu: „W kieszeni marynarki mojego popielatego garnituru jest
kluczyk do sejfu. Pamiętaj o tym. Jakby coś mi się stało, weź ten
kluczyk i ujawnij dokumenty”. Gdy Roman usłyszał o wypadku, przyjechał
do szpitala, ale kluczyka już nie było. A sejf był pusty. Tam były
oryginalne sprawozdania Falzmanna.
Ciekawie na procesie WGI
Poniedziałkowy plan sądu na kolejną rozprawę to przesłuchanie pięciu świadków. Na sali, jak zwykle, jest wysłannik pb.pl.
Maciej S., Łukasz K. oraz Andrzej S. są oskarżeni o wyrządzenie 1,2 tys.
klientów szkody w wielkim rozmiarze, którą akt oskarżenia określa jako
248 mln zł. Proces ruszył po siedmiu latach śledztwa. Do końca marca
przyszłego roku sąd już rozpisał terminy 14 kolejnych posiedzeń. Na
liście osób, które mają być przesłuchane jest obecnie 61 świadków i 5
biegłych. Wśród świadków znajdują się nazwiska m.in. Tomasza Szapiro,
Dariusza Rosatiego, Witolda Orłowskiego, Richarda Mbewe, Henryki
Bochniarz czy Bohdana Wyżnikiewicza.
Apelacja ws. śląskiej mafii paliwowej
W
marcowym wyroku w I instancji Sąd Okręgowy w Katowicach skazał
wszystkich 20 oskarżonych na kary więzienia, od 10 miesięcy do 6,5 roku -
w części przypadków w zawieszeniu. W kilku przypadkach sąd zasądził
przepadek korzyści z przestępstwa.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
53. Sprawa śląskiej mafii
Sprawa śląskiej mafii paliwowej. Krzysztof Rutkowski wnosi o uniewinnienie
Detektyw powiedział, że od 25 lat walczy z bandytami i jego powrót za
kratki nie byłby w interesie społecznym. Teraz ciągle odbudowuje firmę,
która ucierpiała po jego aresztowaniu.
Na ławie oskarżonych zasiadł także Rutkowski
(zgodził się na podawanie nazwiska), któremu prokuratura zarzuciła
m.in. pranie brudnych pieniędzy i powoływanie się na wpływy w
instytucjach państwowych. Został przez sąd I instancji skazany na 2,5
roku więzienia i zobowiązany do zwrotu Skarbowi Państwa 2,9 mln zł
pochodzących z przestępstwa. Rutkowskiemu sąd okręgowy przypisał także
udział w grupie przestępczej M. Prokuratura - z uwagi na przedawnienie
części zarzutów - wniosła o wymierzenie Rutkowskiemu kary 2 lat i 3
miesięcy więzienia.
Zdaniem oskarżenia, Rutkowski miał
uczestniczyć w praniu pieniędzy wyłudzonych przez M., polecając
pracownikom swego biura wystawienie faktur na 2,5 mln zł za fikcyjne
usługi na rzecz jego firmy. W związku z zarzutami spędził w areszcie 9
miesięcy i - jak powiedział w środę przed sądem - było to dno piekła. Ocenił, że wpadł w tryby festiwalu zatrzymań.
Prokurator Wanda Ostrowska odpowiadała, że
wyjaśnienia M. są w pełni wiarygodne i poparte innymi dowodami.
Odwołania od wyroku z I instancji sąd będzie rozpoznawał do czwartku,
być może tego samego dnia zapadnie wyrok.
Według ustaleń prokuratury i sądu
okręgowego, gang śląskiego barona paliwowego zajmował się wyłudzaniem
podatku VAT i akcyzy, a szef grupy z przestępstw korupcyjnych i płatnej
protekcji uczynił codzienność. Prokuratorskie postępowanie w tej sprawie
zostało zamknięte w kwietniu 2007 r. Proces ruszył w listopadzie 2008
r. Henryk M. już w czasie śledztwa przyznał się do zarzutów. Zaczął
współpracować z prokuraturą w czasie trwającego blisko pięć lat
aresztowania. W procesie, podobnie jak pozostali podsądni, odpowiada z
wolnej stopy.
Śmierć Barbary Blidy. Kazimierz Kutz zapłaci za swoje słowa o Ziobrze
Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał apelację polityka, który żądał nie tylko przeprosin, ale i pieniędzy.
Sprawa jest pokłosiem telefonicznego
wywiadu, jakiego senator Kutz udzielił w 2011 r. na stronę internetową
Newsweeka; wywiad cytowany był też na stronach tvn24. Komentując tam
projekt raportu sejmowej komisji śledczej do zbadania okoliczności
śmierci Blidy i odnosząc się do ironicznych wypowiedzi b. premiera Jarosława Kaczyńskiego i Ziobry (b. ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego) o tym dokumencie powiedział: Oni zamordowali niewinną kobietę.
Projekt ten stawiał tezę, że b. premier z PiS i b. minister
sprawiedliwości powinni stanąć przed Trybunałem Stanu za złamanie
konstytucji (wniosek o to złożono).W odpowiedzi Kaczyński i Ziobro pozwali
Kutza żądając od niego przeprosin i zadośćuczynienia na cel społeczny.
Obaj twierdzili, że Kutz naruszył ich dobra osobiste
m.in. w ten sposób, że zarzucił im dokonanie zbrodni zabójstwa Blidy.
Ziobro zażądał przeprosin i wpłaty 50 tys. zł zadośćuczynienia na
stowarzyszenie Katon.Wyrok jest prawomocny i oznacza, że wkrótce na stronach internetowych
Newsweeka i tvn24 powinno ukazać się oświadczenie Kutza z przeprosinami
dla Ziobry. Prawnicy obu stron wkrótce mają uzgodnić szczegóły.
Krzysztof Rutkowski prawomocnie skazany na 1,5 roku więzienia ws. paliwowej
Krzysztof Rutkowski skazany: Właściciel firmy detektywistycznej
Krzysztof Rutkowski został skazany na 1,5 roku więzienia sprawie
„śląskiej mafii paliwowej”, która wyłudziła od państwa prawie 500 mln
zł. Prokuratura zarzuciła mu m.in. pranie pieniędzy pochodzących z
przestępstwa.
Prokuratura zarzuciła Rutkowskiemu udział w grupie Musialskiego, pranie
brudnych pieniędzy i powoływanie się na wpływy w instytucjach
państwowych. Przez sąd I instancji został skazany na 2,5 roku więzienia i
zobowiązany do zwrotu Skarbowi Państwa 2,9 mln zł pochodzących z
przestępstwa. Sąd odwoławczy skazał go za pranie pieniędzy, ale uznał,
że nie działał w grupie Musialskiego. Poza karą pozbawienia wolności
wymierzył mu 90 tys. zł grzywny.
Rutkowski, który przyszedł na ogłoszenie orzeczenia nie krył zadowolenia z wyroku. Z uśmiechem pozował fotoreporterom.
Śląski "baron paliwowy" Henryk Musialski skazany prawomocnie na 6 lat więzienia
6 lat więzienia to prawomocny już wyrok dla Henryka Musialskiego,
zwanego śląskim baronem paliwowym. Kierowany przez niego gang wyłudził
od państwa prawie 500 mln zł. Orzeczenie wydał w środę Sąd Apelacyjny w
Katowicach.
Sąd apelacyjny potwierdził większość tych ustaleń. Nieznacznie jednak złagodził karę pobawienia wolności i obniżył grzywnę - do 210 tys. zł.
Szef grupy jeszcze w czasie śledztwa przyznał się do zarzutów. Zaczął
współpracować z prokuraturą w czasie trwającego blisko pięć lat
aresztowania. W procesie, podobnie jak pozostali podsądni, odpowiadał z
wolnej stopy. Nie odwoływał się od wyroku z I instancji, zrobiła to
prokuratura.
Historia śląskiej mafii paliwowej RAPORT DZIENNIKA ZACHODNIEGO
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
54. władca żyrandoli i ojciec chrzestny PO
Były szef WSI: Na raporcie Macierewicza skorzystali terroryści i obce wywiady
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Macierewicz
stanie przed sądem i odpowie za swoje grzechy - mówił Andrzej Rozenek
z...
czytaj dalej »
Zdaniem Andrzeja Rozenka (TR) w związku z powołaniem zespołu, który
miałby ocenić weryfikację i likwidację WSI przez Antoniego Macierewicza,
"na PiS padł blady strach". - Doskonale wiedzą, co grozi Antoniemu
Macierewiczowi, za to co popełnił. (...) jest winny rozmontowania
polskiego wywiadu wojskowego, jest winny, że naraził na poważne skutki
naszych żołnierzy, którzy stacjonują m.in. w Afganistanie - stwierdził
poseł TR. W jego ocenie do tych skutków miały należeć "m.in. utrata
życia i zdrowia".
- Źle przeprowadził weryfikację służb
specjalnych, doprowadzając do tego, że nowi agenci, nowi funkcjonariusze
WSI pochodzili m.in. z jednostek harcerstwa. Ja nie mam nic przeciwko
harcerzom, ale uważam, że polska racja stanu wymaga tego, żebyśmy mieli
profesjonalne służby - ocenił Rozenek.
Z kolei gen. Marek
Dukaczewski, były szef Wojskowych Służb Informacyjnych, stwierdził, iż
"jest pozytywnie zaskoczony", że PiS przejęło komisję, bo jego zdaniem,
do tej pory partia "starała się przykryć sprawę milczeniem". - Dzięki
temu jest duże zainteresowanie mediów - mówił. W jego ocenie doprowadzi
to do powrotu dyskusji na temat sposobu weryfikacji WSI. - Mam nadzieję,
że także komisja sejmowa ds. służb specjalnych się nią zajmie w celu
wyjaśnienia nieprawidłowości - powiedział.
Dukaczewski przyznał,
że chętnie stanąłby przed komisją, nawet pod przewodnictwem PiS i "jest
otwarty, żeby stanąć twarzą w twarz" z Antonim Macierewiczem.Generał ostro ocenił działalność byłego przewodniczącego zespołu
zajmującego się weryfikacją wojskowych służb specjalnych i stwierdził,
że ma na jego temat "bardzo negatywne zdanie". Jak mówił, Macierewicz
wprowadził w błąd rezydenta i premiera. -Zapewniał
na konferencji w lutym 2007 roku, że na każde słowo napisane w raporcie
są dowody. Niestety, prokuratura wojskowa 99 proc. (spraw) zamknęła
prawomocnymi umorzeniami - argumentował Dukaczewski.
Ocenił również, że "publikacja raportu ws. WSI była ujawnieniem tajemnicy niezwykle istotnej dla bezpieczeństwa państwa".
-
Macierewicz zawarł tam bardzo wiele informacji, w tym o operacjach
wywiadowczych o kontrwywiadowczych, które były prowadzone i które w
efekcie doprowadziły do odczuwalnych strat. Przekazanie tego typu
wiadomości do informacji publicznej na pewno nie służyło Polsce.
Skorzystali na tym terroryści, przedstawiciele obcych, nie do końca
przyjaznych nam służb. I tego typu działanie (...) można traktować jako
udział w obcym wywiadzie - stwierdził Dukaczewski.
Z kolei Andrzej
Rozenek podkreślił, że Twój Ruch "nie powiedział ostatniego słowa". -
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Macierewicz stanie przed sądem i
odpowie za swoje grzechy - zapowiedział.
Kownacki:
"Sprawdzimy, dlaczego Bronisław Komorowski głosował przeciwko
rozwiązaniu WSI, a teraz nie publikuje aneksu do raportu".
"Pomysł powołania zespołu, który zajmować miał się działaniami
komisji weryfikacyjnej, to była de facto inicjatywa Stowarzyszenia SOWA.
W tej sprawie było ogromne zaangażowanie gen. Dukaczewskiego, płk.
Polkowskiego".
Afera Stella Maris. Baron SLD o Ryszardzie Krauze: "Hola, hola, jak to nic nie wiesz?!"
- Dlaczego nikogo nie zastanawia, że afera dała się we znaki głównie
lewicy, a najważniejszym podejrzanym stał się nagle baron SLD Jerzy
Jędykiewicz, mimo że to przede wszystkim afera kościelna? - pyta
polityk, któremu grozi 3,5 roku więzienia
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
55. „Forbes” otrzymał z
„Forbes” otrzymał z wiarygodnych źródeł informację, że do Polski przylatuje Marek Dochnal, który aktualnie przebywa w Chinach gdzie z powodzeniem prowadzi interesy w branży energetycznej. Znany lobbysta,
zostanie 17 grudnia przesłuchany w charakterze oskarżonego na pierwszej
rozprawie procesu, na który on sam czeka od dawna. Obecność Dochnala
jest warunkiem tego, że cała sprawa ruszy z miejsca, na czym zresztą
oskarżonemu podobno bardzo zależy, bo uważa, że jest niewinny.
W tzw. procesie Dochnala zostały połączone dwie sprawy. Pierwsza dotyczy przestępstw natury czysto podatkowej. Druga prowizji za doradztwo przy prywatyzacji Polskich Hut Stali i Huty Częstochowa. Obie są wynikiem śledztwa przeciwko Markowi Dochnalowi, które prowadziła przez 10 lat katowicka Prokuratura Apelacyjna.
Zobacz: Vogel utajnia proces Dochnala
Akty oskarżenia przeciwko
lobbyście zostały sporządzone dopiero w 2012 roku. Katowicki prokurator
Tomasz Tadla zarzucił Dochnalowi mi.in. pranie brudnych pieniędzy (umorzony, zarzut stanowczo odrzucony przez szwajcarską prokuraturę) oraz nielegalne przywłaszczenie ponad 20 mln dolarów, uzyskanych za doradztwo przy prywatyzacji Polskich Hut Stali i Huty Częstochowa.
Z akt sprawy wynika, że w 2003 i 2004 r. w porozumieniu z inwestorem – firmą LNM Holdings
– Dochnal lobbował na rzecz ich sprzedaży, za co otrzymał prowizję 20,9
mln dolarów (wówczas ok. 81 mln zł). Według prokuratury przestępstwo
miało polegać na tym, że wykorzystując niuanse szwajcarskiego prawa,
Dochnal chciał uniknąć 35 proc. opodatkowania pieniędzy. Zamiast na
konto należącej do lobbysty firmy Blue Aries Capital
przekazano je na jego prywatny rachunek w szwajcarskim banku. Dzięki
przeprowadzeniu tej operacji pieniądze nie zostały opodatkowane.
http://forbes.onet.pl/dochnal-wraca-do-sadu,artykuly,167967,1,1.html
WGI od kuchni, czyli zeznają pracownicy
W tym roku to już ostatnia rozprawa przeciwko byłym menadżerom Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI).
Na kolejnych dwóch terminach przesłuchiwany będzie Marek
Szuszkiewicz, dyrektor z KNF, zaraz potem zeznawać zaczną tzw. wielkie
nazwiska - czyli m.in. członkowie rad nadzorczych. Na początek prof.
Tomasz Szapiro i Richard Mbewe. Wkrótce sędzia przekaże terminy rozpraw
do czerwca, lub września.
W zeszły czwartek 12 grudnia sąd okręgowy w procesie odwoławczym
uniewinnił pracowników Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) – poprzedniczki
Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG) - od zarzutów karnych.
Proces wytoczyła grupa poszkodowanych przez WGI, argumentując, że sąd
nie przeprowadził wszystkich dowodów, nie zapoznał się w całości z
uzasadnieniem aktu oskarżenia i nie ocenił prawidłowo dowodów. Zarzuty
zostały oddalone w całości, a każdy z wnioskujących ma zapłacić 1 tys.
zł kosztów sądowych.
Natomiast w czwartek, 19 grudnia sąd
okręgowy rozpozna zażalenie na postanowienie prokuratora o umorzenie
śledztwa przeciwko Andrzejowi S. (był podejrzany o ukrywanie
dokumentacji WGI DM i utrudnianie w ten sposób postępowania
upadłościowego), a także w sprawie ujawniania danych osobowych klientów
City Gold, fałszowania wyciągów bankowych i poleceń przelewów,
poświadczania nieprawdy w dokumentach finansowych, a także w sprawie
nadużycia uprawnień i niedpoełnienie obowiązków przez syndyków WGI DM i
WGI Consulting.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
56. Lobbysta i „kasjer lewicy” na
Media wiele razy pisały o domniemanych związkach Dochnala i Petera V. ze sprawą rzekomych szwajcarskich kont polityków lewicy.
Proces Marka Dochnala i "kasjera lewicy"
Są oni oskarżeni o nielegalne unikanie opodatkowania ponad 20
mln dolarów przez znanego lobbystę. Nie przyznają się do zarzutów.
Dochnalowi i Krzysztofowi P. grozi do 10 lat więzienia, a V. - do 15 lat więzienia. Prokuratura wycofała zarzut prania brudnych pieniędzy wobec Dochnala w tej sprawie.
W lutym br. Sąd Okręgowy w Warszawie zwrócił
prokuraturze sprawę (połączoną z inną sprawą Dochnala za unikanie
płacenia podatków). SO polecił prokuraturze uporządkować materiał z prawie 100 tomów akt i wyselekcjonować je; SO kwestionował np. przydatność bilingów V. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił tę decyzję.
W listopadzie br. SO odmówił umorzenia
procesu, jak chciała obrona. Adwokat V. mec. Jerzy Jamka mówił, że
warunkiem sądzenia kogokolwiek jest karalność danego czynu i w kraju,
gdzie został popełniony i tam, gdzie trwa proces. W Szwajcarii czyn
zarzucany V. nie jest przestępstwem, jak w Polsce - dowodził.
Argumentował, że tamtejszy bank nie wdrożył postępowania wobec V.; nie
było też żadnego śledztwa.
Przeciw wnioskowi obrony był prok. Tomasz Tadla. - Prokuratura szwajcarska nie wykonałaby polskiego wniosku o pomoc prawną, gdyby nie zachodziła sytuacja podwójnej karalności - oświadczył. Podkreślił, że czyn zarzucany V. popełniony był i w Zurychu, i w Polsce.
Sędzia Izabela Szumniak uznała, że wymóg podwójnej karalności jest spełniony.
Z końcem 2014 r. przedawnia się karalność sprawy podatków. Prok. Tadla liczy na szybki proces.
Prawomocnie już zakończono proces Dochnala
za korupcję. Skazano go na 3 lata i 6 miesięcy więzienia oraz 450 tys.
zł grzywny. Prokuratura zarzuciła mu wręczenie w 2004 r. ówczesnemu
posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi korzyści majątkowych i osobistych na
łączną kwotę ponad 800 tys. zł w zamian za informacje o prywatyzacji
przedsiębiorstw. Dochnal spędził niemal cztery lata w areszcie.
Europejski Trybunał Praw Człowieka przyznał mu za to 8800 euro
odszkodowania.
Media wiele razy pisały o domniemanych
związkach Dochnala i Petera V. ze sprawą rzekomych szwajcarskich kont
polityków lewicy. Według Gazety Wyborczej katowicka prokuratura badała konta, majątki i przepływy finansowe około tysiąca znanych osób kojarzonych m.in. z lewicą.
V. w latach 70. nazywał się Piotr
Filipowski vel Filipczyński. Jako 17-latek zamordował 75-letnią kobietę w
celach rabunkowych. Skazano go na 25 lat więzienia. W 1983 r. wyjechał
do Szwajcarii. Według prasy miał być zwerbowany przez służby specjalne
PRL, które umożliwiły mu wyjazd. Podjął pracę w bankach szwajcarskich. W
1998 r. Polska uruchomiła procedurę ekstradycyjną. V. został zatrzymany
w Szwajcarii i przekazany Polsce w celu odbycia reszty kary. Trafił do
aresztu; jego prawnicy wnieśli o ułaskawienie; ułaskawił go prezydent
Aleksander Kwaśniewski. W 1999 r. V. wrócił do Szwajcarii. Śledztwo w
sprawie jego ułaskawienia umorzono.
SKW: Tłumaczenie raportu dot. likwidacji WSI zgodne z prawem
Szef SKW potwierdził, że tłumaczenie raportu z likwidacji WSI
było zgodne z prawem – powiedział poseł Marek Opioła z sejmowej komisji
ds. służb specjalnych. Poseł dodał, że wszystkie umowy z tłumaczami
raportu zostały podpisane po jego publikacji w Monitorze Polskim.
Wszelkie zarzuty wobec tłumaczki raportu na język rosyjski są
nieuprawnione. To obywatelka polska, która dobrze wykonała swoją pracę –
powiedział poseł.
“Raport opublikowano w połowie lutego 2007 r., umowy na kolejne
tłumaczenia są z marca, kwietnia i następnych miesięcy. Poinformował nas
o tym szef SKW ppłk Piotr Pytel” – powiedział poseł Marek Opioła.
- Na dzisiejszym posiedzeniu Komisji ds. Służb Specjalnych wszystkie
oskarżenia, które były wysunięte do pana ministra Antoniego Macierewicza
(że rzekomo raport został przekazany przed publikacją do tłumaczenia)
okazały się nieprawdziwe. Dzisiaj pan ppłk Pytel przedstawił nam umowy,
które zostały podpisane na tłumaczenia w jeszcze innych językach:
ukraińskim, angielskim. To jednoznacznie wskazuje, że to tłumaczenie
było po lutym, czyli po publikacji w Monitorze Polskim raportu z
likwidacji WSI – stwierdził poseł Marek Opioła.
Przypomnijmy: według publikacji tygodnika “Wprost” raport z
likwidacji WSI został przetłumaczony jeszcze przed publikacją dokumentu
po polsku, a tłumaczyć go miała zatrudniona bez przetargu Irina O.,
Rosjanka.
Cała ta zakłamana akacja medialna podsycana przez polityków PO,
Twojego Ruchu i SLD to próba ataku na ministra Antoniego Macierewicza” –
powiedział poseł Marek Opioła.
- Jedno wielkie kłamstwo. Pani Olga jest obywatelką państwa
polskiego, mieszka tutaj od wielu, wielu lat, jest żoną dyplomaty. Te
informacje mówiące o tym, rzekomo wokół Rosjan są nieprawdziwe.
Wszystkie tego rodzaju informacje, które w tym czasie pojawiły się w
przestrzeni medialnej są nieprawdziwe. Pani tłumacz dostała dokument
jawny, do przetłumaczenia, były dwie umowy podpisane w marcu i w czerwcu
– i w związku z tym jest to wyłącznie akcja, która ma zmierzać ku temu,
by atakować tylko i wyłącznie ministra Antoniego Macierewicza, poprzez
to, co robią byli żołnierze WSI, poprzez sferę polityków byłego Ruchu
Palikota, PO i SLD – ocenił poseł.
Suchodolska: I kto tu rządzi
Nareszcie się wyjaśniło, dlaczego do tej pory (licząc od 1989 r.) tylko
dwóch polityków zostało skazanych przez Trybunał Stanu. Podczas gdy
takich, którzy by na to zasługiwali, wydawało się być dużo więcej. »Otóż minister nic nie może. Więc za nic nie odpowiada. Dotyczy to także
wiceministrów oraz dyrektorów instytucji publicznych niższych stopni. To
nie ja zwariowałam. Takie stanowisko – w każdym razie jeśli chodzi o
ściganie winnych nieprzestrzegania dyscypliny finansów publicznych –
przedstawił resort finansów. Ponoć dlatego, że za szefa większość
decyzji podejmują urzędnicy, więc nie ma się co go czepiać.
Afera paliwowa. Małgorzata Ostrowska, była posłanka SLD, uniewinniona od zarzutu korupcji [ZDJĘCIA]
Małgorzata Ostrowska była posłanka SLD w czwartek została
oczyszczona z zarzutów dotyczących korupcji. Kobieta była wiązana z tzw.
aferą paliwową. - Nie ma konkretnego dowodu na to, że doszło do
przekazania korzyści majątkowej - powiedział sędzia Marek Kaźmierczak.
Gadowski: „PO wybory będzie chciała wygrać za pomocą służb. To pierwsza lokomotywa wyborcza układu rządzącego”.
„Służby polskie są skoncentrowane jedynie na szukaniu haków na
opozycję. To już nie jest szafa Lesiaka, to jest gigantyczna maszyna,
zmierzająca do rozbijania, dezintegracji, szukania materiałów
kompromitujących na ludzi i struktury opozycyjne”.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
57. Główny proces Dochnala w
Główny proces Dochnala w cieniu awantury o książkę Doroty K.
Witold Głowacki
Markowi Dochnalowi teoretycznie grozi 10 lat więzienia. Teoretycznie -
bo w jego najpoważniejszym procesie karnym, który zaczął się dopiero w
drugiej połowie grudnia, wyrok musi zapaść do końca tego roku. Później
przedawnią się główne zarzuty, które postawiono znanemu lobbyście i jego
współpracownikowi - Peterowi V., ochrzczonemu swego czasu mianem
"kasjera lewicy".
Obaj odpowiadają przede wszystkim za próbę uniknięcia opodatkowania
blisko 21 mln dolarów, które otrzymał Dochnal w charakterze prowizji za
udział w prywatyzacji Polskich Hut Stali i Huty Częstochowa. Polegać to
miało natym, że pieniądze zamiast na konto firmy Dochnala trafiły na
jego prywatny rachunek.By taka operacja mogła się w ogóle odbyć, potrzebna była pomoc zaufanego bankowca - stąd udział w sprawie Petera V.Prokuratura, której jeszcze wiosną zeszłego roku sąd nakazał
"uporządkowanie" niezwykle rozbudowanych akt sprawy Dochnala i V.,
zdaje się mieć dość niewielkie szanse na doprowadzenie do wyroku
skazującego - przede wszystkim ze względu na termin przedawnienia.
Sprawa jest skomplikowana, materiał dowodowy rzeczywiście rozległy, a
oskarżeni i obrona nie muszą stawać na głowie, by proces przeciągnąć. I
to mimo że oskarżyciel prok. Tomasz Tadla liczy na szybkie postępowanie
przed sądem.
Wiele więc wskazuje na to, że sprawa Dochnala i V. może się skończyć
na niczym, co w kontekście wieloletniej historii tego śledztwa zdaje
się dość bulwersujące.
Sikorski
ramię w ramię z palikociarnią atakuje Macierewicza i żąda komisji
śledczej. "Zawiodły procedury państwowe, decyzja prokuratury jest dla
mnie niezrozumiała!"
"Są dwa aspekty sprawy: skandaliczny sposób likwidacji WSI, a po
drugie: jak mogło dojść do tak kuriozalnego uzasadnienia decyzji o
umorzeniu?!"
Prof.
Krasnodębski: „Komorowski usiłował wywrzeć presję na prokuraturę,
sugerując, że nie powinna umorzyć postępowań przeciw Macierewiczowi”
„To niedopuszczalne zachowanie, które wykracza poza kompetencje prezydenta.”
Prof. Szapiro i dr Mbewe zeznają o WGI
Na
czwartkowe posiedzenie sądu w sprawie przeciwko zarządowi WGI wezwani
zostali m.in. byli członkowie rad nadzorczych spółek z grupy.
Z grupą związani byli nie tylko prof. Szapiro czy dr Richard
Mbewe, których przesłuchanie zostało zaplanowane na dziś, ale także
prof. Dariusz Rosati, dr Bohdan Wyżnikiewicz, prof. Witold Orłowski czy
dr Henryka Bochniarz.
Profesor ekonometrii Tomasz Szapiro jest ekonomistą,
a od 2012 r. rektorem Szkoły Głównej Handlowej (SGH) i kierownikiem
Zakładu Analizy i Wspomagania Decyzji w Instytucie Ekonometrii tej
uczelni. Od 2004 r. zasiadał w nadzorze WGI SA, a po przekształceniu -
WGI Dom Maklerski.
Dr
Richard Mbewe był głównym ekonomistą DM WGI, a po jego upadłości - Domu
Kredytowego Notus. Pracował w Polsce jako oficer łącznikowy Banku
Światowego. Obecnie pracuje w Afryce.
Na czwartek wezwani zostali
także Włodzimierz S., ojciec oskarżonego prezesa i cz łonek rady
nadzorczej WGI SA przed wprowadzeniem do niej ekonomistów. Obecnie
zasiada w radach nadzorczych spółek Łopuszańska Nieruchomości SA i
Polam-Warszawa
SA. Był członkiem rady nadzorczej WGI przez otrzymaniem przez nią
licencji DM. Potem rodzice szefów WGI usunęli się, ustępując miejsca
autorytetom z dziedziny gospodarki. Miłośnik golfa, był właścicielem
pola golfowego w Rajszewie, gdzie grano m.in. o Puchar Prezydenta
Aleksandra Kwaśniewskiego, którego sponsorem były spółki grupy WGI. W
2005 r. do wygrania był Jaguar.
Czwartym wezwanym świadkiem jest prawnik Zbigniew B., również cz łonek rady nadzorczej.
Odnaleźliśmy dra Mbewe
Na
czwartkowe posiedzenie sądu w sprawie przeciwko zarządowi WGI wezwani
zostali m.in. byli członkowie rad nadzorczych spółek z grupy. Wśród nich
Richard Mbewe, który - jak ustalił pb.pl - nie zerwał związków z
Polską.Dr Richard Mbewe był głównym ekonomistą DM WGI, a po jego upadłości -
Domu Kredytowego Notus. Pracował w Polsce jako oficer łącznikowy Banku
Światowego. Obecnie pracuje w Afryce. Jest dyrektorem w Gladrich Investment Limited
i to właśnie on, w imieniu swojej spółki, podpisywał kontrakty z
polskim Izodomem 2000, gdy miesiąc temu premier Donald Tusk przebywał z
wizytą w Zambii. Próbowaliśmy się skontaktować z ekonomistą, ale kontakt
urwał się po pierwszy pytaniu dotyczącym WGI.
Mbewe i Szapiro nie zeznawali w sprawie WGI
Na
czwartkowe posiedzenie sądu w sprawie WGI wezwani zostali m.in. byli
członkowie rad nadzorczych spółek z grupy. Richard Mbewe nie pojawił
się. Wiemy, gdzie jest.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
58. Piotr Gontarczyk, „Agent Oleksy”, artykuł ukazał się w „Gazecie
„Nigdy i niczyim agentem nie byłem”, czyli jak Józef Oleksy kłamał na temat swojej przeszłości. Jego przypadek pokazuje głęboką patologię wymiaru sprawiedliwości
http://niezlomni.com/?p=7682
Kiedy
w 1995 r. szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył urzędującego premiera z
SLD o współpracę z rosyjskim wywiadem, ten z sejmowej trybuny
zapewniał: „nigdy i niczyim agentem nie byłem – mówię to, Józef Oleksy, w
Sejmie Rzeczypospolitej”. Oleksy kłamał, o czym wiedziałby każdy
obywatel, gdyby wcześniej przeprowadzono w Polsce rzetelną lustrację.
W końcu lat 60. Józef Oleksy był studentem ostatniego roku Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. To
była jedna z dwóch – obok Uniwersytetu Warszawskiego – najważniejszych
warszawskich uczelni cieszących się zainteresowaniem Zarządu II Sztabu
Generalnego ludowego WP. Funkcjonariusze komunistycznego
wywiadu wojskowego działali perspektywicznie: było prawdopodobne, że
studenci takich kierunków jak prawo, stosunki międzynarodowe czy
ekonomia znajdą zatrudnienie w rozmaitych ministerstwach i centralach
handlu zagranicznego PRL. A praca w tych instytucjach stwarzała dobre
warunki do rozbudowy tzw. krajowego aparatu wywiadowczego, który w
przyszłości można było przerzucić na Zachód. Naturalną
okolicznością, która dawała możność selekcji kandydatów i ewentualne
nawiązanie kontaktów, była zasadnicza służba wojskowa, obowiązująca
wszystkich obywateli PRL. Oficerów wywiadu umieszczano więc w Wojskowych
Komendach Uzupełnień, którym podlegał SGPiS i UW. Tam mogli swobodnie
przeglądać akta poborowych i wybierać tych, których uznali za
przydatnych dla wywiadu. Poszukiwano prezentujących przyzwoity poziom
intelektualny, a przede wszystkim znających języki i lojalnych wobec
ideologii i władz PRL.
Jednym z oficerów prowadzących działalność
typowniczo-werbunkową wśród studentów był płk Zbigniew Żółtaniecki. To
właśnie on w czasie przeglądania akt poborowych zwrócił uwagę na Józefa
Oleksego. Ówczesny student V roku handlu zagranicznego miał dobrą opinię, był człowiekiem inteligentnym i znającym języki.
Jeszcze
w maju 1969 r. płk Żółtaniecki przeprowadził wstępną rozmowę z Oleksym,
która potwierdziła trafność typowania. Kandydat był inteligentny,
rzutki, pryncypialnie ustosunkowany do Polski Ludowej.
Poskarżył się nawet na grupę studentów, z którymi niedawno był w
Finlandii. Jego zdaniem, nie zostali oni politycznie przygotowani do
wyjazdów za granicę i w rozmowach z gospodarzami nie bronili należycie
polityki i ustroju PRL. Jego twardy marksistowski światopogląd
korespondował z głęboką traumą, jaką było dla niego wspomnienie o
trzyletnim pobycie w seminarium duchownym. Oleksy traktował to jako
poważną plamę na swoim marksistowskim życiorysie. Na wszelki wypadek
ostrzegł przedstawicieli wojska, że możliwe są uwagi pod jego adresem o
rzekomych powiązaniach z kołami klerykalnymi.
Żółtaniecki zaproponował rozmówcy, że zamiast do „zwykłego”
wojska zostanie przekwalifikowany do „wojsk rozpoznawczych” i tam
odbędzie stosowne szkolenie. Oleksy wyraził zgodę, twierdząc,
że chętnie znajdzie się w służbie, w której jego wiedza umiejętności i
zdolności byłyby najbardziej przydatne i najpełniej wykorzystane. Miał
tylko wątpliwość, czy szkolenie i współpraca z wywiadem nie będzie mu
przeszkadzać w karierze. Sprawa kariery stanie się potem jednym z
ważniejszych, obok problemów finansowych i mieszkaniowych, tematów
rozmów przyszłego lidera SLD z wywiadem.
AWO
Zadania AWO dzieliły się na dwa zasadnicze bloki: czas „P” (pokoju) i
czas „W” (wojny). Kluczowy oczywiście był ten drugi, na który cały czas
przygotowywano agentów tej jednostki. Tuż przed uderzeniem wojsk Układu
Warszawskiego na Zachód z rozmaitych peerelowskich placówek na
Zachodzie mieli „urwać się” wywiadowcy AWO i stworzyć kilkuosobowe
mobilne grupy wywiadowcze pozostające w łączności z krajem. Inni ich
członkowie mieli zostać przerzuceni z kraju. Ponieważ część z nich była
naukowcami, pracownikami central handlowych i przedsiębiorstw na stałe
utrzymującymi kontakty z Zachodem (placówki naukowe, „Orbis” czy PLL
LOT), liczono, że ich kolejny przyjazd nie wzbudzi zainteresowania.
Aleksander Gudzowaty i Józef Oleksy
Agentów AWO szkolono analogicznie jak w sowieckim GRU. W
skład programu zajęć wchodziły podstawy funkcjonowania rezydentury w
terenie zurbanizowanym (zbieranie informacji wywiadowczych, pisanie
meldunków, obsługa „martwych” skrzynek, itp.). Absolwenci kursu
przechodzili też szkolenie w wykrywaniu obserwacji, posługiwaniu się
bronią i obsługi radiostacji.
Grupy Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego miały działać na
obszarze, na który planowano atak ludowego WP w ramach podziału zadań
obowiązujących w siłach zbrojnych Układu Warszawskiego (północne Niemcy,
Dania i Benelux). W ich skład miał wchodzić szef siatki – rezydent,
kilku wywiadowców i radiotelegrafista utrzymujący łączność z centralą.
Ich głównym zadaniem miało być obserwowanie ruchów sztabów dużych
jednostek wojskowych oraz jednostek dysponujących bronią masowego
rażenia, szczególnie taktyczną bronią nuklearną. To za pomocą
jej siły NATO zamierzały powstrzymać drugi rzut wojsk Armii Sowieckiej
(kilkadziesiąt tysięcy pojazdów mechanicznych i kilka milionów
żołnierzy) podążający z głębi ZSRS. Warunkiem zwycięskiej kampanii wojsk
UW zmierzającej do opanowania Europy było właśnie unieszkodliwienie
NATO-wskiego systemu dowodzenia i broni masowego rażenia. Zamierzano
tego dokonać głównie za pomocą uderzeń lotnictwa i oddziałów specnazu. W
chwili wybuchu wojny informacje wywiadowcze na temat dyslokacji
wybranych obiektów miały dostarczać grupy wywiadowcze, w tym także AWO.
Konstanty Malejczyk
W czasie pokoju głównym zadaniem Agenturalnego Wywiadu
Operacyjnego było szkolenie i utrzymywanie w gotowości zespołów
wywiadowczych na czas „W”. W tym celu w okresie pokoju
prowadzono bieżącą działalność wywiadowczą. Agenci AWO podróżujący na
Zachód mieli zbierać informacje o tzw. sytuacji kontrwywiadowczej. Chodziło
o sposób kontroli w portach i na granicach, dokumenty niezbędne przy
poruszaniu się po poszczególnych krajach, a także panujące tam obyczaje.
Informacje te były konieczne, by przygotować kolejnych agentów do pracy
na Zachodzie.
Innym zadaniem wykonywanym przez ludzi AWO w czasie pokoju
była działalność typowniczo-werbunkowa. Chodziło o to, że przeszkoleni
agenci wywiadu mogli wskazać osoby ze swojego środowiska, które
ewentualnie mogły być wykorzystane przez Zarząd II, a nawet typować
potencjalnych agentów spośród obcokrajowców.
Podwójne znaczenie miało zbieranie rozmaitych informacji na temat
funkcjonowania systemów stypendialnych i obsady placówek naukowych za
granicą. Ich znajomość dawała szansę uplasowania tam „swoich” ludzi, ale
też stworzenia właściwej „legendy” dla tych, którzy mieli być
przerzuceni na Zachód tuż przed rozpoczęciem działań wojennych.
„Piotr” alias „Olaf”
23 stycznia 1970 r. kpt. Zbigniew Żółtaniecki przeprowadził rozmowę werbunkową z Oleksym.
Andrzej Milczanowski
Warto wspomnieć, że już w czasie rozmowy werbunkowej nowy
agent podjął aktywną współpracę. Wytypował on kolejnego kandydata do
werbunku, Andrzeja Sokoła, kolegę z uczelni i ówczesnego II sekretarza
Komitetu Uczelnianego PZPR. „Piotr” przeszedł pierwszą lekcję
szpiegowskiego rzemiosła. Został pouczony o podstawowych zasadach konspiracji, których miał przestrzegać w kontaktach z oficerami AWO. Ustalono
też sposób nawiązywania kontaktu. Jako podstawowe miejsce spotkań
wyznaczono kawiarnię „Mokotowska”, a rezerwowe – „Świteziankę”.
Przedstawiciele Zarządu II mieli w razie potrzeby wywołać spotkanie
telefonicznie. Gdyby nagłego kontaktu potrzebował Oleksy, miał wysłać
list na fikcyjny adres, który w rzeczywistości był skrzynką adresową
wywiadu. Termin stacjonarnego przeszkolenia wywiadowczego na razie nie
został ustalony. Tymczasem „Piotr” skończył z wyróżnieniem studia,
został asystentem na SGPiS i rozpoczął błyskotliwą karierę w PZPR.
Zgodnie z wcześniejszą deklaracją nie chciano przeszkadzać mu w robieniu
kariery. Na przeszkodzie stanęły również kwestie zdrowotne.
Przez następne miesiące Oleksy spotykał się z oficerami AWO w
kawiarniach i lokalu kontaktowym o kryptonimie „Katarzyna”. Oficerem
prowadzącym „Piotra” był płk Z. Steć, posługujący się wobec agenta
nazwiskiem „Styk”.
„Piotr” wykonywał głównie drobne zadania związane przede wszystkim z
działalnością typowniczo-werbunkową. Na zamówienie funkcjonariuszy
Zarządu II przygotował też opracowanie na temat powiązań ekonomicznych
Francji i RFN. Z własnej inicjatywy dostarczył również ulotki
kolportowane na uniwersytecie w Strasburgu. Niedługo potem
otrzymał pierwsze wynagrodzenie, za które we wrześniu 1971 r. wystawił
pokwitowanie: „Oświadczam, że tytułem nagrody za wykonaną pracę oraz
funduszu na podtrzymanie i rozwinięcie kontaktów z obywatelami NRF,
otrzymałem 2000 zł (dwa tysiące). Piotr”.
Władimir Ałganow
Wkrótce sytuacja Oleksego ustabilizowała się na tyle, że mógł
on pójść na kilkutygodniowy, stacjonarny kurs AWO. W stosownej notatce
jego oficer prowadzący napisał: „proponuję przewidzieć wywiadowcę do
szkolenia na kursie rezydentów w 1973 r. Biorąc pod uwagę, że wywiadowca
z własnej inicjatywy wykonywał zadania wywiadowcze i był do nich
indywidualnie przygotowywany w czasie spotkań oraz możliwość
wykorzystania go do pracy w okresie pokoju przemawiają za tym, że
wywiadowca podoła wymogom programu kursu”.
Anatomia (małego) szpiega
Ostatecznie Oleksy trafił na stacjonarne szkolenie
Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego wiosną 1973 r. W pracy
„zalegendowano” jego zniknięcie powołaniem do wojska.
Zaopatrzony w dokumenty na fikcyjne nazwisko, trafił do tajnego obiektu
wywiadu na terenie Warszawy. Ale warunki konspiracji, w jakich odbywało
się szkolenie, były raczej liche. Ze względu na dużą jednorodność
środowiska, z którego werbowano nowych wywiadowców (głównie młodzieżowy
aktyw kilku uczelni warszawskich), niektórzy z kursantów znali swoje
prawdziwe nazwiska. Oleksy spotkał na przykład na kursie kolegę z SGPiS,
Wojciecha Hübnera. Na kolejnych trafiał potem zarówno w swojej pracy
zawodowej, jak i działalności partyjnej.
W Zarządzie II doceniono horyzonty intelektualne i dobre wyniki w szkoleniu „Piotra”.
Ze względu na to poproszono go o uwagi o kursie. Ostrożnie ważył słowa,
był jednak dość surowy – krytykował przeteoretyzowanie zajęć,
schematyczność, nie najlepszą organizację, brak dostępu do biblioteki i
pomocy naukowych i kiepski sprzęt, który wyglądał wręcz żałośnie wobec
tego, co można było zobaczyć na filmach szpiegowskich w telewizji. Uznał
też za błąd fakt, że na kursie nie było odpowiedniego szkolenia
polityczno-ideowego.
Po ukończeniu kursu Oleksy został zaliczony do rezerwy AWO na
czas „W”. W związku z tym odbywano z nim przepisowe, w miarę regularne
spotkania w warszawskich kawiarniach „Świtezianka”, „Pod Arkadami”,
„Zielona” Gęś”, „Pod Krokodylem” oraz w lokalach kontaktowych. W sumie
miało ich być nie mniej niż kilkanaście. Ich głównym celem było
– jak charakterystycznie dla tego środowiska napisał jego oficer
prowadzący płk Steć – aktualne „zoriętowanie się” w sytuacji wywiadowcy.
Na spotkaniach tych Oleksy sam wychodził z inicjatywą
prowadzenia działalności typowniczo-werbunkowej, wykorzystując swoje
możliwości na uczelni. W notatce służbowej płk Steć zapisał:
Oleksy dostarczał materiały o wytypowanych przez siebie
studentach, a także sprawozdania studentów z praktyk zagranicznych. W
1974 r. po raz kolejny otrzymał za to pieniądze. Własnoręcznie wystawił
pokwitowanie na 1500 zł. W 1977 r., przede wszystkim ze względu na nie
najlepszy stan zdrowia wywiadowcy, jego kolejny oficer prowadzący kpt.
Reczkowicz zaproponował wycofanie go z sieci AWO i przekwalifikowanie na
„adresówkę”. Tego rodzaju agenci wywiadu wojskowego służyli jako
skrzynka kontaktowa dla korespondencji z agentami na Zachodzie. Szerokie
kontakty zagraniczne Oleksego miały powodować, że listy wysyłane na
jego adres nie wzbudzą zainteresowania służb specjalnych NATO.
Początkowo „Piotr” wyraził zgodę na przekwalifikowanie, ale na następnym spotkaniu w lutym 1978 r. coś wyraźnie pękło. Zdenerwowany
Oleksy, wówczas pracujący już w KC PZPR, powiedział, że miał rozmowę z
wysokim funkcjonariuszem MSW, który dał mu do zrozumienia, że zna
charakter jego kontaktów z wojskowym wywiadem. Przyszły lider
postkomunistycznej lewicy niedwuznacznie zażądał, by „wyprowadzić go z
akt znajdujących się poza wywiadem wojskowym”.
Kierownictwo AWO postanowiło zrealizować prośbę agenta. „Odblokowano”
go w ewidencji operacyjnej MSW, wcześniej rozwiązując współpracę. Na
ostatnim spotkaniu „Piotr” własnoręcznie podpisał dokument.
Jego teczkę skierowano do archiwum.
Afera „Olina”
W latach 80. Oleksy pracował w KC, ale ok. 1983 r. jego akcje mocno spadały.
Nie na długo jednak, do łask wrócił w 1987 r., gdy objął funkcję I
sekretarza KW PZPR w Białej Podlaskiej. Dwa lata później został
ministrem w rządzie Mieczysława F. Rakowskiego, potem posłem na Sejm X
kadencji PRL i pierwszego demokratycznie wybranego Sejmu III RP
(1991–1993). Oleksego nie było na tzw. liście Macierewicza,
sporządzonej w 1992 r., bo nie obejmowała ona tajnych współpracowników
wojskowych służb specjalnych.
Dawny komunistyczny Zarząd II SG WP zmienił nazwę na WSI, ale
przez następne lata pozostał sowiecko-komunistycznym skansenem
funkcjonującym praktycznie poza zasięgiem państwa. Oleksy mógł być spokojny, że sprawa jego przeszłości nie wyjdzie na światło dzienne. Kiedy postkomuniści wygrali wybory, w 1993 r., został marszałkiem Sejmu, następnie premierem.
Jeden z wysokich funkcjonariuszy UOP, który wówczas prowadził
tę sprawę, płk Marian Zacharski, rozmawiał na temat przeszłości lidera
SLD z ówczesnym szefem WSI gen. Konstantym Malejczykiem – tym samym,
który na początku lat 70. odbierał z AWO informacje operacyjne zdobyte
przez Oleksego w sprawie Jana Bobko. Według słów płk. Zacharskiego
Malejczyk ukrył przed nim sprawę agenta AWO „Piotra”.
Ale czas na działania operacyjne UOP w listopadzie 1995 r. dobiegał
końca. Inny lider SLD, Aleksander Kwaśniewski, nieznacznie pokonał Lecha
Wałęsę w wyborach prezydenckich. To miało szybko i radykalnie zmienić
sytuację polityczną w kraju, bo na mocy tzw. małej konstytucji MSW
znajdowało się właśnie w gestii prezydenta. Nie było
wątpliwości, że działania operacyjne UOP zostaną za chwilę sparaliżowane
przez postkomunistów, bowiem wśród czołowych liderów SLD, którzy w
związku z prowadzoną sprawą znajdowali się w kręgu zainteresowań UOP,
były nazwiska Leszka Millera, Stanisława Cioska i Kwaśniewskiego –
prezydenta elekta.
Późniejsze wydarzenia potoczyły się zgodnie ze scenariuszem przewidzianym przez Milczanowskiego. Przywódcy SLD byli zdeterminowani, chodziło przecież o „być albo nie być” postkomunistycznej formacji. Wkrótce
po objęciu urzędu przez Kwaśniewskiego szefem UOP został Zbigniew
Siemiątkowski. Mając pełnię władzy politycznej w kraju i kontrolę nad
służbami specjalnymi, liderzy SLD błyskawiczne rozwiązali sprawę
„Olina”. Prokuratura rozpoczęła oficjalne śledztwo, WSI wystąpiły w nim w
roli „eksperta”, który podważył wiarygodność rosyjskich dokumentów
zdobytych przez UOP. Komisja sejmowa ds. służb specjalnych –
złożona w większości z postkomunistów i obradująca równie gładko jak
potem „hazardowa” – błyskawicznie oczyściła Oleksego z zarzutów,
doszukując się „poważnych zaniedbań UOP” i „brudnej, politycznej
prowokacji”. Pisma prokuratury z tego okresu – bardziej propagandowe
pamflety niż dokumenty organów ścigania – sugerowały możliwość
rozprawienia się z Zacharskim. Ten w ostatnim dniu urzędowania prezydenta Lecha Wałęsy otrzymał generalskie szlify, ale niedługo potem musiał uciekać z kraju.
Co prawda Oleksy w końcu podał się do dymisji, ale z jego
wyjaśnień wynikało, że padł ofiarą „politycznej intrygi” i zwykłej
naiwności. Teczkę agenta AWO „Piotra” znało wówczas wąskie grono
oficerów WSI. Że „coś jest na rzeczy”, dawał publicznie do zrozumienia
były minister obrony narodowej Jan Parys, który nie mógł mówić więcej ze
względu na tajemnicę państwową. Nazwa „AWO” pojawiła się nawet w
„Gazecie Polskiej” w artykule Anity Gargas. Ale to wszystko: teczka
agenta AWO „Piotra”, która mogła Oleksemu nieco pokrzyżować linię
obrony, nie została przez WSI ujawniona nawet organom ścigania.
Lustracja
Przed sądem obrona utrzymywała, że kontakty z wojskiem
wynikały z powszechnego obowiązku obrony, a jej klient nie był żadnym
agentem służb specjalnych PRL, tylko przeszedł zwykłe szkolenie w
„wojskach rozpoznawczych”. Lustrowany miał w przeszłości mieć
wątpliwości co do charakteru swoich kontaktów z wojskiem, ale rzekomo
usłyszał solenne zapewnienie, że nie był agentem od szefa MON w swoim
rządzie Stanisława Dobrzańskiego oraz wspomnianego już szefa WSI,
Kazimierza Głowackiego. Ten drugi twierdził wówczas publicznie, że nazwa
„Agenturalny Wywiad Operacyjny” to jakieś niefortunne tłumaczenie nazwy
„jednostki rozpoznawczej”. Jego słynna wówczas wypowiedź, że „agentura
operacyjna wywiadu nie ma nic wspólnego z tajną częścią wywiadu
wojskowego” wydaje się znamienitą ilustracją poziomu wiarygodności,
stosunku do III RP i morale szefa WSI.
Nieźle wyuczone, choć także kompletnie kłamliwe zeznania
złożyli wezwani „świadkowie” – oficerowie AWO. Cała linia obrony legła w
gruzach, kiedy już z IPN (teczkę Oleksego dostarczyły do sądu
lustracyjnego WSI, które potem nie kwapiły się specjalnie do współpracy z
rzecznikiem) pozyskano podstawowe instrukcje operacyjne i dokumenty
regulujące funkcjonowanie AWO. Nie było wątpliwości, że jest to jeden z
wydziałów Zarządu II Sztabu Generalnego WP, który nie był bliżej
niesprecyzowaną, „źle przetłumaczoną” jednostką „rozpoznania
wojskowego”, lecz, zgodnie ze swoją nazwą, posługującą się agenturą,
regularną jednostką wywiadu wojskowego PRL.
Warto pamiętać, że najważniejsze dokumenty dotyczące Oleksego były
wówczas tajne i wobec milczenia rzecznika interesu publicznego Oleksy
mógł dość swobodnie – „dziwiąc się absurdalnym zarzutom”, „nie wiedząc, o
co chodzi”, „doszukując się politycznej prowokacji”, kreować poza salą
sądową „medialną rzeczywistość”.
Najwyższa Farsa
Wyrok sądu lustracyjnego z grudnia 2004 r. został podtrzymany w apelacji i niedługo potem sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Oleksy dalej podtrzymywał w mediach, że agentem nie był, a stanowisko rzecznika to „farsa”, która „ma podtekst polityczny”.
Ale na wszelki wypadek, widząc, że z wywiadu wojskowego to się raczej
„wojsk rozpoznawczych” zrobić nie da, przed rozprawą w SN jego obrona
wdrożyła w życie „plan awaryjny”. Zaprzyjaźnione z liderem SLD
media ogłosiły, że teczka Oleksego jest… sfałszowana, bo zerwano w niej
pieczęć i podrzucono dokumenty powstałe po 1978 r. Według obrońcy
Oleksego mec. Tomczyka, Głowacki zeznawał, iż teczka jest w oczywisty
dla niego sposób sfałszowana – donosił „Wprost” – „doszło do zerwania
pieczęci usunięcia pewnych kart w to miejsce włączenia innych, a
następnie ponownego zaplombowania tą samą pieczęcią”.
Sprawa rzekomego fałszowania akt Oleksego była mistyfikacją wymyśloną
na potrzeby toczącego się postępowania lustracyjnego. Chodziło o to, że
już po zamknięciu teczki wywiadowcy „Piotra” do jego akt po 1978 r.
dołączono kilka pism tzw. manipulacyjnych, które wypłynęły w tej sprawie
w późniejszym okresie. Dołączenie ich na końcu teczki było rutynowym
zabiegiem, stosowanym nie tylko w archiwum Zarządu II SG WP. Dobrze
wiedzieli o tym funkcjonariusze WSI, na czele z byłym szefem tej służby,
Głowackim.
Okazało się jednak, że żaden „plan awaryjny” nie był tu potrzebny.
Owe „działanie w uzasadnionym błędzie”, jako żywo
przypominające znaną z historii „pomroczność jasną”, stało się hitem
innych spraw lustracyjnych, w których po latach procedowania
wreszcie można było „oczyścić” wpływowych (jak na przykład Robert
Mroziewicz) polityków oraz kolegów sędziów, których kłamstwo lustracyjne
wydawało się oczywiste. Do tych drugich należała m.in. sędzia Barbara
Ćwikowska, która po latach służby w SB „w uzasadnionym błędzie” nie
przyznała się, że była funkcjonariuszką SB.
Wyrok Sądu Najwyższego z 2007 r. ostatecznie zamknął sprawę
agenta „Piotra”, który triumfował w mediach jako kolejna ofiara
„lustracyjnych pomówień”. Ale prześladował go pech, bo niedługo później
wybuchła sprawa z tzw. taśmami Oleksego, na których ten, posługując się
knajackim językiem, opowiadał m.in. o rzekomym nielegalnie zdobytym
majątku przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Zaszkodziło mu to u kolegów i w
mediach bardziej niż wcześniejsze, publiczne oskarżenia o pracę dla
rosyjskiego wywiadu i agenturalną współpracę z wywiadem wojskowym PRL.
Piotr Gontarczyk, „Agent Oleksy”, artykuł ukazał się w „Gazecie Polskiej”
Powrót Marka Dochnala
Marek Dochnal wrócił do gry. I zaczął robić z Chińczykami intratne interesy przy państwowych przetargach.
W 2004 roku został aresztowany pod zarzutem skorumpowania ówczesnego
barona SLD posła Andrzeja Pęczaka, żeby uzyskać wpływy ministerstwie
skarbu. Został za to skazany. Dziś dalej staje przed sądem oskarżony
o przestępstwa podatkowe. Choć publicznie zapewnia, że mieszka i robi
interesy w Chinach po cichu wrócił robić interesy do Polski. Jak
ustaliliśmy, Dochnal i jego współpracownicy pracują na rzecz chińskiej
firmy, która wygrywa przetargi w państwowych Polskich Sieciach
Energetycznych.
Syn jednego z najbardziej znanych polskich biznesmenów zaatakowany nożem
do awantury, w wyniku której dwóch mężczyzn odwieziono z ranami kłutymi
do szpitala. Sprawca jest w rękach policji, a jeden z poszkodowanych to,
jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, syn znanego gdyńskiego
biznesmena, Ryszarda Krauzego, jednego z najbogatszych Polaków.
Wojskowe służby nie zapominają
W najnowszym numerze tygodnika „wSieci”
Jerzy Jachowicz tłumaczy, dlaczego były szef MSW i likwidator WSI
powinien otrzymać Order Orła Białego.
Bójka pijanych mężczyzn, czy próba zastraszenia biznesmena? Syn Ryszarda Krauze dźgnięty nożem w Sopocie
Pijany syn miliardera dostał nożem - donosi Fakt. Ktoś chciał zastraszyć miliardera? - pyta Super Ekspres.
Ślak: W 2015 r. wyprodukujemy paliwo z alg
W tym roku Bartimpex sprzeda akcje Gas-Tradingu - mówi Grzegorz Ślak, prezes Wratislavii-Bio i Bartimpeksu. »
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
59. Sąd nakazał ponowne zbadanie
Sąd nakazał ponowne zbadanie sprawy WGI
warszawskiej Prokuratury Okręgowej o umorzeniu śledztwa w sprawie 10
zarzutów dotyczących m.in. fałszowania dokumentów i wyprowadzania
majątku przez zarząd Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. Chodzi o 10 wątków wyodrębnionych przez warszawską prokuraturę z głównej
sprawy karnej, jaka od września toczy się przed tym samym sądem - Sądem
Okręgowym w Warszawie - przeciwko trzem członkom
zarządu WGI DM: Łukaszowi K., Andrzejowi S. i Maciejowi S. Wszystkim
grozi maksymalnie 10 lat więzienia.Prokuratura Okręgowa w Warszawie wyodrębniła w tej sprawie 10 wątków i
po ich zbadaniu umorzyła śledztwo z powodu: braku danych dostatecznie
uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa,
braku znamion czynu zabronionego, niewykrycia sprawcy przestępstwa i
znikomej społecznej szkodliwości czynu.
Chodziło m.in. o zarzut fałszowania przez rok, od kwietnia 2005 r. do
kwietnia 2006 r., dokumentów składanych przez WGI DM do ówczesnej
Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (obecnie Komisja Nadzoru
Finansowego).
W poniedziałek pełnomocnik KNF przekonywała w sądzie, że warszawska
prokuratura nie powinna była umarzać śledztwa w tej sprawie. Nie
zgadzała się z prokuraturą, że członkowie zarządu WGI DM nie
odpowiadają za źle funkcjonujący system komputerowy. Przekonywała, że
świadomie działali w taki sposób, by klienci WGI dostawali inne dane o
stanie swojego rachunku niż wynikało to z raportów
przesyłanych przez WGI do Komisji.
Pełnomocnik KNF nie przekonały też argumenty prokuratury, że w tamtym
czasie nie było żadnych regulacji prawnych dotyczących przekazywania
klientom informacji o stanie ich rachunków. Przyznała, że
faktycznie nie było wtedy takich regulacji, "ale przecież - jak mówiła
przed sądem - obowiązkiem było przekazywanie danych rzetelnych,
odzwierciedlających rzeczywisty stan rachunków klientów".
Jeszcze więcej zarzutów do prokuratorskiego postanowienia wyliczył w
poniedziałek mec. Artur Drózd, pełnomocnik jednej z klientek WGI.
Absurdem nazwał przyjęcie przez prokuraturę za wiarygodne zeznań
członków zarządu WGI, że usiłowali sprzedać WGI Dom Maklerski
zagranicznej spółce WGI Europe Ltd, bo w Polsce organy władzy
uniemożliwiały im prowadzenia działalności.
Drózd zarzucił też prokuraturze, że nie zbadała, czy powodem obciążenia
jednej z podwarszawskich nieruchomości hipoteką na rzecz ojca jednego z
oskarżonych była faktycznie pożyczka, czy raczej kryła
się za tym chęć wyprowadzenia majątku i tym samym pokrzywdzenia klientów
WGI, którzy nie mogą domagać się sprzedaży tej nieruchomości, by
dochodzić swoich należności. Pierwszeństwo ma bowiem ojciec
oskarżonego, na rzecz którego została ustanowiona hipoteka.
Zdaniem Drózda prokuratura nie powinna też była umorzyć śledztwa w
sprawie ukrywania przez zarząd WGI kopii dokumentacji elektronicznej
(tzw. backup-ów), czyli kopii archiwizacyjnych z danymi o
działalności maklerskiej WGI. Prokuratura umorzyła śledztwo w tym
zakresie, bo - jak mówił w poniedziałek Drózd - stwierdziła, że są inne
dowody. Tymczasem - jego zdaniem - na podstawie kopii
archiwizacyjnych można ustalić dokładny przebieg operacji księgowych.
Pełnomocnik powołał się tu na zeznania głównego informatyka WGI, który
kilka dni temu został przesłuchany przez sąd.
We wszystkich sprawach podnoszonych w poniedziałek przez pełnomocników
Sąd Okręgowy uchylił postanowienie prokuratury i przekazał jej sprawę do
ponownego rozpoznania. To samo zrobił z jeszcze innymi
trzema zarzutami przedstawionymi na piśmie.
Natomiast uznał za uzasadnione umorzenie śledztwa w sprawie trzech zarzutów w sprawie WGI.
Pęczak skazany na 3 lata więzienia i grzywnę
Na karę 3 lat więzienia oraz 120 tys. zł grzywny skazał we
wtorek Sąd Rejonowy w Pabianicach b. posła SLD Andrzeja Pęczaka, którego
prokuratura oskarżyła o korupcję.
Proces przed pabianickim sądem trwał od listopada 2008 r. Na poczet
kary sąd zaliczył Pęczakowi pobyt w areszcie, w którym przebywał 25
miesięcy. Oprócz kary więzienia i grzywny, sąd zakazał b. posłowi
zajmowania stanowisk w administracji publicznej na okres pięciu lat. Sąd
orzekł także przepadek osiągniętych przez oskarżonego korzyści
majątkowych w łącznej kwocie ok. 470 tys. zł.
Uzasadniając wyrok sąd uznał, iż zebrany materiał dowodowy potwierdza
winę b. posła. Według sądu potwierdziły to m.in. wyjaśnienia składane
przez innych oskarżonych w tej sprawie – Marka Dochnala i jego
współpracownika. Sędzia Jacek Olszowiec zwrócił uwagę, że w toku
postępowania Pęczak do większości zarzutów nie ustosunkował się, odmówił
składania wyjaśnień. Zdaniem sądu, nie było więc możliwości ich
weryfikacji i dlatego “sąd nie miał powodu ich odrzucić”.
Jak mówił sędzia dopiero na ostatniej rozprawie Pęczak częściowo
przyznał się do winy, ale odmówił odpowiedzi na pytania sądu. Olszowiec
zwrócił jednak uwagę, że zebrany przez prokuraturę materiał nie do końca
jest przekonywujący, i nie ze wszystkimi zarzutami się zgadza. Dlatego
ostatecznie sąd uznał, że Pęczak przyjął ponad 475 tys. zł. Po
ogłoszeniu wyroku obecny na sali b. poseł nie chciał rozmawiać z
mediami.
EuRoPol Gaz bez zarządu. Znowu
2014-01-29 Polscy
członkowie kierownictwa spółki nie mają prawa wykonywać swoich
obowiązków. Zakazał im tego polski sąd na wniosek samego… EuRoPol Gazu. »
Rosjanie chcą sparaliżować zarząd EuroPolGazu
Rosjanie chcą sparaliżować skład zarządu EuroPolGazu za pomocą
przepisów, które miały chronić interesy polskiego PGNIG, udziałowca
koncernu – napisał jeden z dzienników. Mowa o tzw. zasadzie krzyżowej
reprezentacji.
Warszawski Sąd Okręgowy pozbawił prezesa EuroPolGazu Kazimierza
Nowaka i wiceprezesa Tomasza Flisa prawa do reprezentowania spółki. Co
ma zabezpieczyć roszczenia EuroPolGazu wobec polskich członków zarządu i
akcjonariuszy tej spółki.; PGNIG i Gas-Trading.
Wedle statusu EuroPolGazu w sprawach biznesowych spółki mogą
występować tylko członkowie zarządu wspólnie wybrani przez PGNiG i
Gazprom. Uchwały zarząd podejmuje głosami wszystkich członków. Natomiast
wyłącznie PGNiG ma prawo do wyboru prezesa i jednego wiceprezesa,
Gazprom mianuje dwóch pozostałych wiceprezesów.
Tak więc orzeczenie sądu komplikuje działania zarządu. Wcześniej
problemy ze zmianą polskich przedstawicieli w zarządzie stwarzał
Gazprom. Od samego początku było wiadomo, że Rosjanie będą utrudniać
wiele spraw zarządu – mówi poseł Piotr Naimski, były wiceminister
gospodarki.
- Od jesieni zeszłego roku faktycznie rzecz biorąc trwa taki pat
decyzyjny. Strona polska postanowiła go przełamać, mianując swoich
przedstawicieli. Strona rosyjska zaskarżyła to do sądu. Myślę, że bardzo
ciekawe jest uzasadnienie tego orzeczenia sądowego. Ciekawy jest także
dalszy bieg sprawy. Fakt jest taki, że zarząd EuroPolGazu jest
ubezwłasnowolniony. Tym czynnikiem, który prowadzi do tego decyzyjnego
patu i niemocy jest strona rosyjska. Cóż to za problem, który będzie
musiał być rozwiązywany w – zawsze przecież trudnych – rozmowach
polsko-rosyjskich – mówi poseł Piotr Naimski.
PGNiG obecnie prowadzi czynności procesowe – poinformował przedstawiciel koncernu.
Zła passa Ryszarda Krauzego wciąż trwa. Kiedy się skończy?
Swoje imperium zaczął budować
pod koniec lat 80., inwestując zarobione w Niemczech 35 tys. dol.
Wyjechał tam na kontrakt jako pracownik Centrali Handlu Zagranicznego
Polservice. W Niemczech zatrudniała go wówczas również Mole
Lederwarenhandel Gesellschaft mbH zajmująca się handlem wyrobami
skórzanymi. W tym czasie także jego matka Irena Krauze pracowała w RFN
jako dyrektor oddziału firmy Poltrans Hamburg zajmującej się spedycją. Potem przez wiele lat Irena Krauze doradzała synowi w prowadzeniu interesów.
Po powrocie do kraju Krauze założył Prokom, wokół którego zbudował
największą grupę informatyczną w Polsce, zajmującą się głównie
informatyzacją sektora publicznego. Jednym z jej największych
kontraktów, zawartych pod koniec lat 90. jest kontrakt na informatyzację
ZUS, a do jej klientów należą m.in.: MON, Ministerstwo Finansów, MEN,
GUC, NIK, KRUS, KGHM, PKO BP,
Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, TP SA, PKP, Poczta
Polska, RUCH SA. Ogromne firmy i ogromne pieniądze, które za tym idą.
To wtedy Krauze trafił na
listę najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", o jego wpływach i
koneksjach krążyły legendy. "Starał się mieć dobre stosunki ze
wszystkimi. Nie tylko z rządzącymi, którzy dopuszczali go do najlepszych
konfitur. Był uczciwy wobec partnerów, co w biznesie nie jest takie
oczywiste; raz dane słowo traktował poważnie. Związał ze sobą
najlepszych ludzi z polityki i gospodarki. Ma własne służby specjalne
oparte m.in. na byłych ubekach, własne wojsko: byłych oficerów GROM. Ma
radio, a nawet wyższą uczelnię. Nie korzysta z publicznego transportu,
podróżuje prywatnym odrzutowcem. Finansuje sportowców, filmowców,
związkowców, katolików i żydów.Bo rzeczywiście, Krauze jest
członkiem Polskiej Rady Biznesu, nie szczędził pieniędzy ani dla kultury
ani dla sportu. Stworzył Radę Fundacji Ryszarda Krauze i objął
mecenatem m.in. Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka
Chopina, Mistrzowską Szkołę Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy oraz
powstające w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich. W 2006 r. Krauze
kupił budynek, w którym mieści się muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego
Jana Pawła II w Wadowicach i przekazał go na własność archidiecezji
krakowskiej. To czas, kiedy wszyscy chcieli z nim robić interesy. Miał
pieniądze i gest.
Perypetie Krauzego z
prokuraturą i śledczymi zbiegły się w czasie z jego biznesową decyzją o
zainwestowaniu w ropę. Inwestycja okazała się nietrafiona. Biznesmen
stracił na niej grube miliony. Sam Krauze przestał też czuć się tak
pewnie jak dotąd. Okazało się, że mimo znajomości w świecie polityki,
biznesu, służb specjalnych, jak każdy inny może stanąć oko w oko ze
śledczymi.
Warszawska Grupa Inwestycyjna: co wniosą zeznania Bochniarz i Orłowskiego?
2014-02-12
8
lat śledztwa, blisko 1,5 tysiąca poszkodowanych osób, 320 mln zł strat –
tak wygląda bilans śledztwa w sprawie Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej.
To pierwsza głośna sprawa dotycząca działalności parabanków. »
Do dziś nie wskazano, czy poszkodowani padli ofiarą zorganizowanego
oszustwa, czy też, jak chce prokuratura, utracili swoje środki wskutek
niegospodarności członków zarządu WGI DM S.A. W najbliższy czwartek w
charakterze świadków będą przesłuchani Witold Orłowski i Henryka Bochniarz – członkowie rady nadzorczej WGI TFI S.A. - spółki córki WGI Dom Maklerski.
Organy ścigania nie podjęły wątku oszustwa, gdyż jego sprawdzenie
wymagałoby pracy analitycznej polegającej na śledzeniu przepływów
finansowych WGI Dom Maklerski i rekonstrukcji ich modelu finansowego.
Dopiero na tej podstawie można było postawić zarzuty, wskazując, że
firma nigdy nie zarządzała aktywami
w sposób umożliwiający osiągnięcie "gwarantowanych" stóp zwrotu i
spłacała poprzednich klientów z wpłat następnych, przeznaczając różnicę
na prywatne wydatki organizatorów procederu. „Nie widzę śladu
działalności operacyjnej ABW, która zdemaskowałaby mechanizm działania
WGI. Akt oskarżenia dowodzi, że również nadzorująca ABW prokuratura nie
poradziła sobie z tym tematem i skupiła się na rzeczach, które nie
oddają istoty sprawy” - twierdzi mec. Robert Nogacki.
W toczącym się właśnie procesie WGI Dom Maklerski
trzech członków zarządu: Maciej S., Łukasz K. i Andrzej S. jest
oskarżonych o niegospodarność, za co grozi im 10 lat więzienia. Każdy z
oskarżonych twierdzi, że nie ma majątku, a wszystko, co posiadał jest
zabezpieczone przez prokuraturę. Czy winni malwersacji pieniędzy
klientów WGI kiedykolwiek odpowiedzą własnym majątkiem? Czy zeznania
Henryki Bochniarz i Witolda Orłowskiego wniosą nowe światło do sprawy i
czy kiedykolwiek uda się odtworzyć pełną historię działalności WGI?
Jedną z największych zagadek toczącego się obecnie procesu jest fakt, iż mimo nadzoru organów państwa nad działalnością domu maklerskiego WGI
i obecności w jej strukturach osób uznawanych publicznie za autorytety
ekonomiczne doszło do stworzenia struktury przypominającej piramidę
finansową i utraty środków tysięcy osób.
Inwestorów do WGI
przyciągnęły niewątpliwie znane nazwiska. We władzach pięciu spółek
zależnych m.in. WGI TFI S.A. zasiadali eksperci ze świata biznesu i
finansów tj. Dariusz Rosati, Witold Orłowski, Bohdan Wyżnikiewicz i
Henryka Bochniarz. (..)
Dr Bochniarz i prof. Orłowski o pracy w WGI
Dwoje
członków rady nadzorczej WGI TFI – dr Henryka Bochniarz i prof. Witold
Orłowski – będzie w czwartek zeznawać w warszawskim sądzie w sprawie
przeciwko członkom zarządu WGI.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
60. FOZZ: matka wszystkich afer
http://biznes.onet.pl/fozz-matka-wszystkich-afer,18493,5603194,5597121,5...
Największa afera III RP, uważana za praźródło wielu innych afer, do dziś ma niewyjaśnione tajemnice. Pisano o niej książki i setki artykułów, kręcono filmy. Politycy różnych opcji oskarżali się nawzajem o udział w aferze lub jej tuszowanie. Gigantyczne, trudne nawet do oszacowania pieniądze bezpowrotnie gdzieś wsiąkły. Żeby wyjaśnić, czym był FOZZ, trzeba sięgnąć do dziejów PRL. Mieliśmy wtedy ogromny dług zagraniczny z epoki Gierka. Ustawą z 15 lutego 1989 r. powołano FOZZ, Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Oficjalnie miał spłacać zadłużenie, faktycznie skupywał pokątnie polskie długi na rynku wtórnym, taniej niż wynosiła ich nominalna wartość.
Rynkowa cena długu wynosiła wtedy 22 centy za 1 dolara, a wielu wierzycieli wolało odzyskać część należności niż nic. Było to niezgodne z prawem międzynarodowym, wymagało więc maksymalnej dyskrecji – dlatego powierzono całą operację wojskowym służbom specjalnym. Dyrektorem Funduszu został Grzegorz Żemek, współpracownik tych służb. W radzie nadzorczej FOZZ, powołanej w marcu 1989 r., znaleźli się m. in. wiceminister finansów Janusz Sawicki oraz późniejszy prezes NBP Grzegorz Wójtowicz. Później zresztą okazało się, że niewiele mieli do powiedzenia. Jak tłumaczył Janusz Sawicki – „statut FOZZ, nadany przez rząd Mieczysława Rakowskiego, dawał dyrektorowi Funduszu możliwości prowadzenia niektórych operacji w ścisłej tajemnicy, nawet przed radą nadzorczą”.
Gdy powstał rząd Mazowieckiego, do rady nadzorczej FOZZ wszedł nowy wiceminister finansów, znany z niekonwencjonalnej fryzury Wojciech Misiąg.
Odkrycia Falzmanna
Na trop olbrzymich nadużyć w Funduszu i wokół niego wpadł jako pierwszy urzędnik Izby Skarbowej Michał Falzmann. Opisał swe odkrycia w prasie. Wszedł w skład zespołu kontrolerów NIK, którzy przez pół roku „prześwietlali” FOZZ. Usunięci z kierownictwa Funduszu Żemek i jego zastępczyni Janina Chim założyli tymczasem - wraz z Dariuszem Przywieczerskim - firmę Trading Assets Company z kapitałem założycielskim 5 mld starych złotych.
W maju 1991r. śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura. Wyszło na jaw, że FOZZ wiele transakcji załatwiał „na gębę”, bez dokumentacji pisemnej. Przekazywał, praktycznie bez żadnej kontroli, ogromne środki firmom krajowym i zagranicznym. Powierzył np. 60 mld starych złotych Bankowi Inicjatyw Gospodarczych, wystawił na rzecz Banku Handlowego weksle na 3,5 biliona starych złotych (z polecenia wspomnianego już Janusza Sawickiego). Zawarł 16 umów, które zalegalizowały kredytowanie wielu firm, m. in. Universalu, którego dyrektorem był Dariusz Przywieczerski. Jakby tego było mało, FOZZ finansował też kampanię wyborczą Przywieczerskiego, gdy ten kandydował do Senatu. Część rozdawanych hojnie kredytów nie miała żadnych zabezpieczeń, a dobrzy wujkowie z FOZZ nie domagali się spłat.
Taki sam, delikatnie to określając, bałagan panował w sferze operacji zagranicznych. Za pośrednictwem Banku Handlowego i Banku Rozwoju Eksportu wyprowadzano za granicę wielkie kwoty. Ok. 100 mln dolarów trafiło na konta spółek w rajach podatkowych, w 9 krajach europejskich i w USA. Zasilone środkami z FOZZ firmy wkrótce ogłosiły niewypłacalność.
W raporcie „Działalność dewizowa Banku Handlowego” jego autorka, inspektor Halina Ładomirska, ujawniła nielegalne operacje dewizowe, fałszowanie bilansu banku i innych dokumentów. Wnioski są szokujące: w latach 1991-92 bank działał na szkodę polskiej gospodarki, co spowodowało straty w wysokości 5-10 mld dolarów! Jak widać, trudno nawet ustalić wielkość strat(…..)
Rządzący
w natarciu, czyli o zamachach na prawa obywateli, inwigilacji,
rozpaczliwej walce ze zbliżającą się klęską i perypetiach rodu
Dukaczewskich...
"Choć praktyka rządzących kieruje ich w tę samą stronę, w jaką
podążał Janukowycz (zanim zaczął zabijać), opinia publiczna zdaje się
wciąż sądzić, że Polską rządzą wzorowi demokracji, a cały świat
demokracji powinien uczyć się od elit III RP. Dawka środków
znieczulających, jaką podano polskiemu społeczeństwu, jest pokaźna..."
Atmosfera robi się duszna od dawna. Czy wybory są dziś bezpieczne?
W refleksji nad polską rzeczywistością warto spojrzeć również na
zaplecze... Na początku lutego mieliśmy wydarzenie bardzo znaczące.
Znana spółka Prokom Investments zmieniła kadrę kierowniczą. Wycofał się z
niej Ryszard Krauze, sprzedając udziały tajemniczemu inwestorowi. Skutkiem tego jest przecięcie władzy nad spółką przez Marcina Dukaczewskiego, syna gen. Marka Dukaczewskiego, byłego szefa WSI.
Czy ma to związek z narastająca kampanią polityczną środowiska,
którego twarzą stał się Marek Dukaczewski? Czy WSI zyskają nowe wsparcie
w postaci środków byłej firmy polskiego oligarchy?
Niszczenie kolejnych obszarów wolności i swobód oraz patologizacja
życia publicznego w Polsce za rządów Donalda Tuska jest coraz
poważniejsza. Choć praktyka rządzących kieruje ich w tę samą
stronę, w jaką podążał Janukowycz (zanim zaczął zabijać), co jasno
płynęło z komentarzy i doniesień dot. Ukrainy, opinia publiczna zdaje
się wciąż sądzić, że Polską rządzą wzorowi demokracji, a cały świat
demokracji powinien uczyć się od elit III RP.
Dawka środków znieczulających, jaką podano polskiemu społeczeństwu, jest – jak widać – całkiem pokaźna...
Afera korupcyjna w górnictwie
Kolejnych 12 osób usłyszało zarzuty w śledztwie dotyczącym
korupcji przy załatwianiu kontraktów na sprzęt lub usługi w górnictwie –
poinformowała ABW. Dotąd podejrzanych jest 27 osób. Łączna kwota
łapówek przekracza 9 mln zł.
Sprawa dotyczy nie tylko pracowników śląskich kopalń węgla
kamiennego, ale także spółek: KGHM Polska Miedź i Lubelski Węgiel
Bogdanka.
- To pokłosie działań rozpoczętych w 2006-2007 roku zwalczających
mafię węglową. Cieszmy się, że agencja i prokuratura przynajmniej w tym
wątku kontynuuje zwalczanie mafii węglowej. Pamiętajmy, że jest to
olbrzymi problem dla państwa polskiego, olbrzymi problem dla górnictwa.
Być może, gdyby skutecznie zlikwidować mafię węglową, nie byłoby
problemu z górnikami, z nierentownością kopalń i z całym przemysłem
górniczym. Walczmy z korupcją, ale nie tylko w tej dziedzinie życia, ale
w każdej, bo obecne państwo Donalda Tuska jest toczone trądem korupcji –
mówił Bogdan Święczkowski, były szef ABW.
Postępowanie w tej sprawie prowadzi katowicka delegatura Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego wspólnie z tamtejszą Prokuraturą Apelacyjną.
Kulczyk najbogatszym Polakiem. Kto jeszcze w rankingu Forbesa? [GALERIA]
Forbes opublikował listę stu najbogatszych Polaków. Pierwsze
miejsce nieprzerwanie zajmuje Jan Kulczyk, z majątkiem szacowanym na
11,3 mld zł. Kto jeszcze z Wielkopolski znalazł się na prestiżowej
liście? Sprawdźcie!
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
61. Wielka afera łapówkowa.
Wielka afera łapówkowa. Kluczowy świadek nie żyje
Zeznania
tego człowieka rozpętały największe śledztwo w sprawie korupcji w tej
branży. Nie stanie on jednak przed sądem - jego ciało znaleziono w
katowickim hotelu.Nie żyje kluczowy świadek w jednej z największych korupcyjnych afer w Polsce. Andrzej J. był jednym z najbardziej znanych biznesmenów branży węglowej - kierował m.in Voest Alpine Technika Górnicza i Tunelowa. W 2012 pojawił się w ABW
i opowiedział o funduszu łapówkowym dla prezesów kopalń i spółek
węglowych. Pieniądze z niego umożliwiły jego firmie sprzedaż kombajnów
górniczych. Dzięki tym zeznaniom prokuratura postawiła zarzuty 27 osobom, które dostały ponad 9 milionów złotych w kopertach. W zamian za ujawnienie afery miał być tylko głównym świadkiem.
Jak ustaliła „Gazeta Wyborcza”, ciało świadka zostało znalezione w czwartek w katowickim hotelu Cubus. Pracownicy hotelu natknęli się na wiszące zwłoki Andrzeja J. Prokuratura sprawdza teraz, czy ktoś namówił go do targnięcia się na swoje życie lub pomógł mu się powiesić.
Zeznania Andrzeja J. zaszkodziły m.in. Maksymilianowi K.,
byłemu prezesowi Katowickiego Holdingu Węglowego, a potem Kompanii
Węglowej (to największa spółka wydobywcza w Europie). Andrzej J.
twierdził, że kiedy Maksymilian K. kierował holdingiem, wziął 418 tys.
zł łapówek. Rekordzistą miał być Leszek J., były prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Dostał od V-A 1,8 mln zł łapówek. Wśród podejrzanych są również Mirosław K., były prezes Kompanii Węglowej, Marek J., były wiceprezes Południowego Koncernu Energetycznego, Andrzej S., były dyrektor kopalni Mysłowice, Stanisław T., były dyrektor kopalni Pniówek, Jerzy K., były dyrektor kopalni Staszic, czy Jerzy M., były dyrektor zakładu logistyki materiałowej JSW.
Pekaes kupiony na wagę
10.03.2009 15:22
, ostatnia aktualizacja
23.04.2010 15:26
Jak mając 30 lat, przejąć firmę wartą 158 mln złotych? Wystarczy znać Jana Kulczyka i wiceministra skarbu
http://www.forbes.pl/artykuly/sekcje/sekcja-wydarzenia/pekaes-kupiony-na...
W całej sprawie chodzi o przejęcie przez nikomu nieznaną spółkę AKJ
Management kontroli (kosztem 158 mln zł) nad największym polskim
spedytorem, notowanym na giełdzie Pekaesem Auto-Transport.
AKJ to
powstały kilka miesięcy temu fundusz inwestycyjny o kapitale
założycielskim w wysokości 500 tys. zł, założony przez Alicję i
Kazimierza Wagów. W radzie nadzorczej zasiadają Christine Waga i Dorota
Bianciardi, z domu Waga. Prezesi AKJ - Alicja oraz Kazimierz - to żona i
syn prawej ręki dr Jana Kulczyka - Jana Wagi, prezesa Kulczyk Tradex. O
tym, że Pekaes ma nowych właścicieli, napisała pod koniec października
"Gazeta Wyborcza", podkreślając rolę Jana Kulczyka. My w tym czasie
przyglądaliśmy się biznesowo-politycznej stronie przedsięwzięcia,
szukając odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób mrówka kupiła słonia.
Do
przejęcia Pekaesu 5 października 2005 r. została powołana spółka celowa
AKJ Management Logistyka (AKJ ML). Jej udziałowcami (komandytariuszami)
zostały AKJ, należąca do Kulczyk Holding firma
Synerproject oraz trzeci, nieujawniony inwestor. Tajemnicą pozostaje
także poziom zaangażowania poszczególnych podmiotów, ale nieoficjalnie
wiadomo, że podzielili się udziałami po równo. Pierwszym krokiem AKJ ML
było wezwanie dotychczasowych akcjonariuszy do sprzedaży swoich udziałów
w Pekaesie. Celem było uzyskanie 50 proc. minus jedna akcja spółki. I
jak się okazało, cena, 9,50 zł za jeden walor (wówczas kosztowały
poniżej 9 zł), była wystarczająco atrakcyjna dla wszystkich i AKJ był
zmuszony ogłosić ponad 40-proc. redukcję zapisów. Wynika z tego, że
akcje giełdowego spedytora chcieli sprzedać prawie wszyscy jego dotychczasowi udziałowcy: Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK) mający 33 proc., PTE Commercial Union 18,3 proc. i PZU Życie - 8,1 procent.
Skąd AKJ ML zdobył potrzebne mu na inwestycję 158 mln złotych?(..)
Powrót syna marnotrawnego
http://biznes.onet.pl/powrot-syna-marnotrawnego,18496,4002402,prasa-detal
29 lis 10, 13:53 Forbes
Juliusz Cezar powiedział kiedyś, że lepiej być pierwszym we wsi niż drugim w Rzymie. Po pięciu latach poszukiwań za granicą Jan Kulczyk przypomniał sobie, gdzie i jak zdobywał fortunę.
W 2004 r. Agencja Wywiadu poinformowała, że Jan Kulczyk zaoferował rosyjskiemu Łukoilowi pomoc w kupnie Lotosu (czemu sam zainteresowany zaprzeczał). Minimalizując obawę, że przy jego pomocy Rosjanie przejmą kontrolę nad strategiczną branżą z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju, Ministerstwo Skarbu Państwa pozbyło się Kulczyka i jego ludzi z Orlenu. Biznesmena wezwano do złożenia wyjaśnień przed komisją ds. zbadania afery w Orlenie. W atmosferze podejrzeń i niedomówień udał się na dobrowolną emigrację do Londynu. Liderzy idącej ku władzy koalicji PO–PiS radzili mu, żeby już z niej nie wracał, a ówczesny premier Marek Belka stwierdził, że przez jakiś czas trudno będzie znaleźć w Polsce polityka, który poważy się na robienie interesów z Janem Kulczykiem.
Ten czas minął, a takim politykiem okazał się minister skarbu Aleksander Grad. W prywatyzacyjnym przetargu na zakup Enei, jednej z trzech największych grup energetycznych w Polsce, Kulczyk otrzymał od Grada wyłączność na negocjacje ze Skarbem Państwa i ma duże szanse sfinalizować transakcję. Sprzyjają mu okoliczności: minister jest pod presją. Już raz odwołał przetarg na Eneę i nie może tego zrobić po raz wtóry, bo mocno zadłużone państwo potrzebuje gotówki. W wyniku kryzysu przychody, zyski, a co za tym idzie, wyceny firm energetycznych spadły, nikt w branży nie kwapi się z wykładaniem naprawdę dużych pieniędzy. Kulczyk daje najwięcej, przebił oferty rywali – francuskie koncerny energetyczne Suez i EDF.(..)
Decyzja racjonalna, bo najlepsze interesy robił na styku państwowe–prywatne w kraju pochodzenia, a nie przez pięć lat działalności za granicą. W pierwszym odruchu zaczął szukać ropy. To mógłby być jego wielki powrót z aktywem, którego w polskich warunkach i tak by nie kupił. Szybko się zorientował, że na kupowaniu roponośnych działek nie zarabia się tak łatwo jak na prywatyzacjach. Próbował więc wrócić do starej strategii robienia interesów z państwem, ale nie udało się kupić ani prywatyzowanego na Ukrainie producenta nawozów sztucznych OPZ, ani libijskiego koncernu paliwowego Tamoil.
W tym ostatnim przypadku nie wystarczyło nawet to, że w kontakty w Libii inwestował przez sześć lat, poznał libijskiego pułkownika Muammara Kaddafiego i jego syna Sejfa, typowanego na sukcesora. Najlepszą zagraniczną transakcją Kulczyka była zamiana mniejszościowych udziałów w Kompanii Piwowarskiej na warte 5,4 mld zł akcje notowanych w Londynie browarów SABMiller. Kulczyk zyskał płynność, warunek konieczny, by mógł myśleć o powrocie do gry w polskie prywatyzacje.
Ale pieniądze to nie wszystko. Musiał zainwestować w swój wizerunek, tak by przestał budzić w kraju negatywne emocje. Zaczął od budowy nowej biznesowej struktury. Swojski tandem – Jan Waga, Jarosław Pączek z Kulczyk Holding, zastąpiła ekipa zagranicznych finansistów: Richard Brekelmans (wcześniej MeesPierson), Johan Dejans (wcześniej ING), Michael Verhulst (wcześniej ABN AMRO), Stefan Krieglstein (wcześniej CAIB) oraz Manoj Narender Madnani. Całość spiął Dariusz Mioduski, prawnik wykształcony na Harvardzie, największy w Polsce spec od energetyki.
Dom byłego szefa FOZZ na sprzedaż
Komornik szuka kupca na dom Grzegorza Żemka.
24 kwietnia odbędzie się licytacja nieruchomości położonej na
warszawskim Mokotowie przy ul. Tyrreńskiej. Cena wywoławcza
dwukondygnacyjnego budynku o powierzchni 270 mkw. to ponad 1,1 mln zł.
Faktycznie według wyceny jego wartość to ponad 1,5 mln zł. Budynek przy
Tyrreńskiej to dom z historią. Należy do Grzegorza Żemka, byłego
dyrektora Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego (FOZZ).Uznawany za jednego z największych aferzystów III RP dostał na niego
przydział ze spółdzielni mieszkaniowej „Związkowiec” w marcu 1989 r.,
tuż po powstaniu FOZZ. Czy nieruchomość, w której mieszkał były szef
FOZZ, to atrakcyjny kąsek dla potencjalnych nabywców? — Dziś bardzo
trudno sprzedać tego typu nieruchomości. To drugie podejście do sprzedaży tego budynku.Żemek za aferę FOZZ został skazany na 12 lat więzienia (wyszedł na
wolność na początku 2013 r.). Musi spłacić wraz z odsetkami około 200
mln zł.
Śledztwo w sprawie TP, Stoen i LOT na finiszu
Katowicka
prokuratura chce do połowy roku przesłać do sądu akt oskarżenia w
głośnej sprawie rzekomej korupcji przy prywatyzacji trzech spółek
Jak zaczynali najbogatsi Polacy?
http://life.forbes.onet.pl/jak-zaczynali-najbogatsi-polacy-archiwalne-zd...
Na liście najbogatszych Polaków można znaleźć wiele
ciekawych biografii. Wśród polskich miliarderów są m.in. kierowca
rajdowy, były producent pasty BHP, dwóch senatorów…
Jan Kulczyk swojego pierwszego miliona nie zarobił, a dostał go od ojca. W 1981 r. wkroczył w świat biznesu, zakładając wraz z Henrykiem Kulczykiem, doświadczonym biznesmenem polonijnym, firmę Interkulpol,
sprzedającą m.in. pastę BHP. Siedem lat później Jan Kulczyk wszedł do
branży motoryzacyjnej, budując w Polsce sieć dystrybucji samochodów marki Volkswagen. Pierwszy duży przetarg na dostawę 3 tysięcy samochodów dla Policji i UOP wygrał w 1991 roku.
Do pozycji najbogatszego Polaka
i majątku sięgającego 12 miliardów złotych na koncie doprowadził
Kulczyka zmysł do udanych inwestycji. W 1993 roku przejął prywatyzowany
Lech Browar Wielkopolski. Część udziałów 1996 roku odsprzedał koncernowi
SAB, który następnie wraz z Kulczykiem przejął Tyskie Browary Książęce.
W 1999 roku oba browary zostały połączone w Kompanię Piwowarską. W 2009
r. biznesmen zamienił 28 proc. akcji Kompanii Piwowarskiej na niecałe 4
proc. udziałów drugiego co do wielkości koncernu piwowarskiego świata
SABMiller. Do dziś warte około 7 mld złotych akcje SAB Millera pozostają
głównym aktywem biznesowym Jana Kulczyka. Na zdjęciach znalezionych w
archiwum widać Jana Kulczyka obok Jana Wejcherta i Jerzego Staraka.
Wszyscy trzej zaczynali od firm polonijnych, a w 1992 r. założyli Polską
Radę Biznesu. Wśród założycieli byli też m.in. Zbigniew Niemczycki,
Ryszard Krauze, Piotr Buchner.
iewiele wiadomo o tym, jak powstawał majątek Zygmunta Solorza-Żaka.
W wywiadzie udzielonym w 1995 r. przyznawał, że jeszcze przed
transformacją zarabiał na przewożeniu paczek z Niemiec. Później
sprowadzał do polski samochody z NRD. W media zainwestował już w latach
90. Polsat, z początku nadający z Holandii, narodził się w 1992 roku. Z
programem trafiającym do szerokiej publiczności rozwijał się w
błyskawicznym tempie i szybko przejął jedną trzecią rynku. Zarobione
pieniądze biznesmen z powodzeniem reinwestował. Wkrótce rozszerzył
obszar działania poza media, najpierw przejmując Invest Bank, następnie
tworząc Towarzystwo Emerytalne Polsat. W 1999 roku uruchomił platformę
satelitarną Polsat 2 Cyfrowy, która dała początek dzisiejszej grupie
medialnej Cyfrowy Polsat. W 2004 roku objął 40 procentowy pakiet akcji
Elektrimu, a w 2011 roku w wyniku rekordowej transakcji - przejął
Polkomtel.
Od dwóch lat odkryciem listy najbogatszych Polaków według "Forbesa" jest German Efromovich, pochodzący z Boliwii i robiący interesy głównie w Brazylii miliarder. Zdobył niedawno polskie obywatelstwo, powołując się na pochodzenie przodków.
Tymczasem w Ameryce Południowej żyje inny miliarder, który powinien trafić na tę listę. To Samuel Klein, który wyjechał do Boliwii i dalej do Argentyny. Ma 91 lat i wraz z synami oraz wnukami kontroluje majątek wart ok. 2 mld dolarów. Tym samym, z opiewającą na 6,4 mld zł fortuną, przedsiębiorca mieszkający w Sao Paulo zająłby 5. miejsce w rankingu polskich krezusów. Samuel Klein urodził się w Zaklikowie, niedaleko stalowej Woli. Zaczynał biznes w 1952 roku od sprzedawania pościeli i ręczników rozwożąc je powozem od domu do domu. Pięć lat później założył sklep z wyposażeniem domu pod marką Casa Bahia. Dziś sieć ma ponad 600 placówek w samej Brazylii, odwiedza ją ponad 23 mln klientów rocznie.
Po drodze do obecnej fortuny, miliarder inwestuje w technologię i zostaje największym partnerem IBM w Brazylii.
Więcej w "Pulsie Biznesu".
----------------------------------------------------
Za 3,5 mld dol. firma Mercuria Energy (dawniej J&S) kupi dział fizycznego handlu ropą naftową od amerykańskiego banku JPMorgan Chase.
Ta transakcja otwiera nową epokę przed szwajcarską spółką Mercuria Energy, która rozpoczęła działalność dwie dekady temu jako jeden z dostawców ropy naftowej do rafinerii w Płocku, a potem błyskawicznie została na wiele lat głównym dostawcą rosyjskiej ropy naftowej do rafinerii w Polsce i na Słowacji. Stopniowo spółka ta zaczęła rozwijać interesy w globalnym handlu energią i obecnie jest jedną z pięciu największych na świecie firm handlujących surowcami. A jej znaczenie wzrośnie po przejęciu interesu od banku JPMorgan. Portfel kontraktów tego banku na fizyczne dostawy ropy naftowej ma wartość ok. 1,7 mld dol., a na dostawy gazu - ok. 800 mln dol., informowała agencja Platts.
Transakcja zostanie sfinalizowana w trzecim kwartale tego roku - zapowiedział amerykański bank. O możliwości sprzedaży tego interesu JPMorgan Chase poinformował latem zeszłego roku. Bank tłumaczył tę decyzję możliwością wprowadzenia w Stanach Zjednoczonych przepisów, które dla ukrócenia spekulacji na rynku energii nie pozwolą bankom kontrolować elektrowni, rafinerii ropy naftowej oraz wielkich hurtowni surowców energetycznych. JPMorgan zapowiedział też, że po sprzedaży działu fizycznego handlu ropą naftową nadal będzie świadczyć tradycyjne usługi bankowe na rynku surowców.
Read more: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,15649122,Dawne_J_S_kupilo_dzial_hand...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
62. Stokłosa nie pójdzie do
Stokłosa nie pójdzie do więzienia. Sąd uchylił wyrok, bo "sędziowie byli uprzedzeni"
Do rozpoznania
Obrońcy Stokłosy przekonywali, że sędziowie, którzy skazali ich klienta,
byli do niego uprzedzeni. Domagali się uchylenia wyroku i skierowania
sprawy do ponownego rozpoznania.
Zarzut jest poważny: naruszenie prawa oskarżonych do obrony. Sąd
nie rozpoznał niektórych wniosków dowodowych, które składali obrońcy.
Zamknął proces, choć wyjaśnienia chciał składać jeszcze Ryszard S., były
poznański sędzia, którego miał skorumpować Stokłosa. Przed zamknięciem
procesu sędziowie mieli też obowiązek zapytać, czy strony wnoszą o
uzupełnienie dowodów. Nie zrobili tego.
Skąd takie błędy?
Sędzia Janusz Szrama stwierdził tylko, że sędziowie orzekający w tej
sprawie dali się ponieść emocjom. - Zabrakło chłodnej głowy -
skomentował.
Szrama nie wyjaśnił, co miał na myśli.
Trwający cztery lata proces Stokłosy kończył się jednak w napiętej
atmosferze. Pracownicy jego firm pikietowali przed sądem z
transparentami:: "Dlaczego sąd odrzuca dowody niewinności w sprawie
Stokłosy?", "Chcemy tylko sprawiedliwości". Do internetu trafiły też
wtedy prywatne komentarze jednego z sędziów Mariuszi Sygreli. Nagrała je
jedna ze stacji telewizyjnych. - Podjął próbę samobójczą. Szkoda, że
nieskuteczną. W tej sytuacji byłoby łatwiej - mówił na nagraniu sędzia o
jednym z oskarżonych Ryszardzie S.
"Zatracił dystans"
Sędzia Janusz Szrama skrytykował też warszawskiego prokuratora
Roberta Kiełka, który oskarżał Stokłosę, a potem jeździł na rozprawy. -
Zatracił dystans, a jego kontakty ze świadkami są niesmaczne i
kompromitujące - stwierdził sędzia.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
63. Mafia paliwowa w Polsce
Mafia paliwowa w Polsce rośnie w siłę
Już co szósty litr oleju napędowego w Polsce sprzedawany jest w szarej strefie. Budżet z tego tytułu stracił w 2012 r. ponad 4 mld zł, głównie z podatku VAT – podaje jeden z dzienników.
Chociaż w ubiegłym roku średnia roczna cena oleju napędowego spadła o
19 groszy w stosunku do 2012 r., to zużycie paliw w Polsce było o 4
proc. mniejsze niż rok wcześniej, a diesla nawet o 6 proc. To efekt
działań mafii paliwowej.
Bogdan Święczkowski, były szef ABW, mówi, że mafia ta w żadnym kraju UE nie osiąga takich zysków jak w Polsce.
- Pytanie, co jest powodem, że ta mafia paliwowa może w Polsce od
wielu lat swobodnie funkcjonować, a władze państwa nie potrafią lub nie
chcą zmienić prawa w taki sposób, aby zyski mafii paliwowej zostały
zredukowane do minimum. Proszę pamiętać, że kiedy była wola polityczna,
zlikwidowano mafię spirytusową, zlikwidowano zorganizowaną przestępczość
o charakterze zbrojnym czy też ograniczono znacznie jej działalność. Z
mafią paliwową jest podobnie. Słusznym może być domniemanie, iż
interesy, układy, grupy interesów powodują, że takich przepisów prawa
nie można wprowadzić, że nie można wprowadzić takich zmian, aby
ograniczyć funkcjonowanie mafii paliwowej – mówił były szef ABW.
Z raportu przygotowanego na zlecenie Polskiej Izby Gazu Płynnego
szacuje się, że w 2012 r. co najmniej 12,6 proc. oleju napędowego w
Polsce sprzedano w szarej strefie.
-------------------------------------------------------------------
Patologie trzeba piętnować – z Mariusze Zielke, dziennikarzem śledczym i pisarzem o jego nowej książce „Formacja trójkąta” rozmawia Mateusz Rawicz.
http://niezlomni.com/?p=9277
MATEUSZ RAWICZ: – Pana nowa książka, „Formacja trójkąta”
zaczyna się od zabójstwa prezesa Giełdy Papierów Wartościowych w
Warszawie. Były prezes GPW, Ludwik Sobolewski nie zginął, ale został
odstrzelony medialnie. Podobieństwo zamierzone czy przypadkowe?
MARIUSZ ZIELKE: – Celowe. Jak zawsze starałem się
nawiązać do rzeczywistych wydarzeń i poprzez fabułę i fikcyjną akcję
ocenić rzeczywistość. Dla mnie ta sytuacja nie była taka oczywista i
część mediów opisywała ją moim zdaniem zbyt jednostronnie. Nie chodzi mi
o obronę prezesa giełdy, ale o zwrócenie uwagi na ponowne
wykorzystanie służb specjalnych i mediów w sporze politycznym i
biznesowym. Kulisy tej sprawy są bardzo ciekawe, stąd można było z nich
czerpać. Tak więc ta cała akcja z wojną prezesa giełdy z ministrem
skarbu była bardzo inspirująca i od niej zaczęła się historia powieści
„Formacja trójkąta”.
- Jaka była rola służb w odwołaniu prezesa?
MARIUSZ ZIELKE: - Opisanie tego wprost bez dowodów
byłoby pomówieniem, za to mogę swobodnie spekulować na temat roli służb w
tego typu sprawach w fabule fikcyjnej, w powieści. I to robię. Wiele z
moich obserwacji dziennikarskich przeniosłem do fikcyjnej fabuły
„Formacji trójkąta”. Zachęcam do przeczytania i wyciągnięcia własnych
wniosków. Służby specjalne są bardzo potrzebne w państwie prawa,
ale nie można ich wykorzystywać w żadnych sporach politycznych i w
prawie żadnych sporach biznesowych. A to niestety u nas miało miejsce
wielokrotnie. Nie staram się narzucać czytelnikowi jednej drogi
interpretacji, jednej prawdy. Raczej zachęcam na spojrzenie na sprawy z
różnych perspektyw.
- Rozumiem, ale pan Ludwik Sobolewski nie może chyba narzekać, jest teraz szefem giełdy papierów wartościowych w Bukareszcie.
MARIUSZ ZIELKE: - Za to minister skarbu niedługo po
odejściu prezesa giełdy stracił stanowisko i tu też można spekulować,
czy konflikt z prezesem nie odbił się czkawką. To naprawdę była
niezwykle ciekawa sprawa z wieloma tajemnicami i kluczami do odkrycia.
Pokazywała świetnie polskie piekiełko. Celowo nie oceniam, kto w tej
sprawie był zły, a kto był dobry. W książce pokazuję różne możliwe
interpretacje i podejście zarówno do osób, jak i instytucji. Przy czym
trzeba zaznaczyć, że w książce nie ma opisu prawdziwych postaci, nie
jest to wprost przeniesione: prezes giełdy to ten, minister skarbu: ten
drugi. To są fikcyjne postaci, które mają symbolizować pewne
społeczne postawy, ich odbiór, wpływy, zachowania, itd. Nie można ich
bezpośrednio przenosić i równać do postaci z rzeczywistości.
- Przez kilkanaście lat pisał Pan o patologiach naszej
gospodarki, więc doskonale zna Pan jej negatywne strony. Co trzeba
zrobić, żeby nasza gospodarka stała się normalna? W jaki sposób można
odpolitycznić spółki Skarbu Państwa?
MARIUSZ ZIELKE: - Patologie to nie tylko nasza
specjalność, są wszędzie. Na pewno trzeba starać się o tym rozmawiać,
nagłaśniać je i piętnować, bo to jedna z dróg, żeby łapówkarzom czy
niekompetentnym ludziom na stanowiskach było zwyczajnie wstyd pchać się
na stanowiska. Taka nieuchronność odpowiedzialności medialnej jest
bardzo ważna, a to mocno szwankuje. W zasadzie jedyną drogą jest
prywatyzacja, ale to też nie gwarantuje niczego, bo przecież w
prywatnych firmach nie brakuje patologii. No i część przedsiębiorstw ma
jednak strategiczne znaczenie dla państwa, więc ewentualna prywatyzacja
wywołuje duże emocje. To chyba zależy od jakości klasy politycznej i
wybieranych przez nich menedżerów, czy sytuacja ulegnie poprawie.
Politycy powinni ponosić odpowiedzialność polityczną a biznesmeni
biznesową, wtedy będzie normalniej, choć całkowicie normalnie to chyba
nie będzie.
- W 2005 r. jako pierwszy pisał Pan o infoaferze, która
wybuchła pod koniec ubiegłego roku. Dlaczego żadne służby przez tyle
czasu nie reagowały?
MARIUSZ ZIELKE:
- Dlaczego system zamówień publicznych jest niewydolny i korupcjogenny?
MARIUSZ ZIELKE: - Mamy system wydawania pieniędzy, a nie zaspokajania potrzeb i to jest największy ból. Druga
sprawa to bardzo kiepska ustawa, wielokrotnie nowelizowana o
zamówieniach. Trzecia to rola handlowców i prawników, którzy na dalszy
plan odsunęli prawdziwych fachowców. W efekcie wszystko od początku jest
źle pomyślane, przeprowadzana i wykonywane. Oczywiście to nie jest tak,
że wszystkie projekty to samo zło. Nie, one są naprawiane w trakcie,
ludzie je realizujący chcą przecież mieć też satysfakcję, ale sposób
zamawiania, opisywania i kupowania skomplikowanych projektów, jakimi są
projekty informatyczne jest zły.
Bohaterowie największych afer gospodarczych mogą pozostać bezkarni
prawnych bohaterowie największych afer gospodarczych mogą pozostać
bezkarni - pisze "Puls Biznesu".
W lipcu 2015 roku wchodzą w życie nowe przepisy Kodeksu postępowania karnego.
Najwięcej kontrowersji budzi konieczność włączania do sprawy jako
dowodu tak zwanych "opinii prywatnych", czyli sporządzonych na zlecenie
oskarżonego. Zwłaszcza w sprawach gospodarczych może to stawiać w
uprzywilejowanej sytuacji oskarżonych, których status materialny pozwoli
na zasięganie takich opinii, nawet za granicą, bez względu na koszty -
tłumaczy Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej.
Tymczasem budżet
tej instytucji jest bardzo ograniczony. W 2013 roku przy ponad milionie
prowadzonych śledztw wydatki na biegłych wyniosły prawie 60 milionów
złotych. Martyniuk dodaje, że chodzi również o dostęp do najlepszych
biegłych. Po zmianie przepisów ten czas oczekiwania na biegłych na pewno
się wydłuży, bo takich ekspertyz prawdopodobnie trzeba będzie robić
więcej - mówi.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
64. Grabek, król żelatynyMówiono
Grabek, król żelatyny
Mówiono wtedy, że rząd pośliznął się na żelatynie. Była to jedna z głośnych afer lat 90., pierwsza wpadka ekipy AWS-UW i wielka porażka wymiaru sprawiedliwości.
(..) Szybko został jednym z najbogatszych ludzi w Polsce (1992 – drugie miejsce na liście tygodnika „Wprost”). Wiedział, jaką sprężynę nacisnąć, żeby osiągnąć, co chciał. Stał się mistrzem w załatwianiu kredytów. „Imperium Kazimierza Grabka zbudowały największe polskie banki: Pekao SA, BGŻ i Bank Handlowy. Na początku lat 90. Grabkowi udzielono ogromnych kredytów, czasami na telefon, bez zabezpieczeń, z pogwałceniem obowiązujących procedur” – pisał Leszek Kraskowski w „Rzeczpospolitej”.
W Głuchowie królowi żelatyny zaczął się palić grunt pod nogami: grójecka prokuratura oskarżała go o zatruwanie środowiska, prokuratura w Radomiu zajęła się jego niespłaconymi kredytami. Konsekwentnie nie stawiał się na przesłuchania i rozprawy. Ale biznes musiał kręcić się dalej – Grabek kupił 96 proc. akcji fabryki żelatyny w Puławach. Żeby „obłaskawić” załogę, utworzył spółkę pracowniczą. Jako nowy właściciel zobowiązany był zainwestować w firmę 10 mln zł. Wykręcił się z tego bardzo pomysłowo: sam sobie odsprzedał know-how, czyli technologię produkcji i dorzucił do tego dolarowy kredyt z Pekao SA.
Niedługo potem przejął fabrykę żelatyny w Brodnicy, dziś woj. kujawsko-pomorskie. Jak się potem okazało, za pośrednictwem podstawionego człowieka, metodą „na słupa”. Stał się w ten sposób monopolistą w produkcji żelatyny w Polsce.
Zabójcze priony
Mało mu było sukcesów – postanowił zablokować import i opanować cały polski rynek żelatyny, wart ok. 50 mld dolarów rocznie.
Krok po kroku zbliżał się do celu. Doprowadził do zaostrzenia norm sanitarnych na żelatynę z importu: ta z Rosji i reszty Wspólnoty Niepodległych Państw zawierała ponoć za dużo bakterii (na wypadek, gdyby krajowa żelatyna Grabka zawierała ich jeszcze więcej, przestano wpuszczać do jego firm inspektorów sanepidu). W interesie Grabka premier Pawlak chciał przeforsować zakaz eksportu skrawków skór wołowych, żeby były tańsze – co nie powiodło się z powodu protestu ministra sprawiedliwości Cimoszewicza. Mimo to Pawlak pod koniec urzędowania wprowadził opłaty wyrównawcze na importowaną żelatynę, dzięki czemu ta krajowa podrożała o 80 proc. Kolejny rząd, Oleksego, podniósł cło na żelatynę z 15 do 56,2 proc.(..) W grudniu 1997 roku rząd Buzka wprowadził całkowity zakaz importu żelatyny, nawet wieprzowej, bo – według ekspertyz dostarczonych przez Związek Producentów Żelatyny, za którym krył się Grabek – w tej galaretowatej substancji mogły czaić się priony BSE.
Media z „Gazetą Wyborczą” na czele (pamiętny artykuł „Władza w galarecie”) uderzyły na alarm. Zaczęły pytać, w czyim interesie leży ten zakaz, kto i dlaczego za nim lobbował. Wkrótce wyszło na jaw, że stosowny wniosek przedłożył rządowi wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Tomaszewski, „silny człowiek” AWS. Był to początek końca jego kariery politycznej. Do odejścia z rządu zmusiły go nieco później oskarżenia lustracyjne.
Sam Grabek przyznał nieopatrznie, że mimo zakazu nadal sprowadza surowiec z Niemiec. Tym samym ściągnął sobie na głowę kontrolę, ta zaś wykazała, iż puławską fabrykę trzeba zamknąć z powodu łamania norm sanitarnych.
Król żelatyny przeniósł się więc do Zgierza. Na nazwisko córki, potem również żony, zdobył w sumie 9 mln zł kredytów z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska – oficjalnie na budowę zakładu utylizacji odpadów poubojowych. Za te pieniądze postawił kolejną fabrykę żelatyny z małym zakładzikiem utylizacji, kredytów jednak nie spłacał…
Grabbing, czyli lobbing
„Grabkowi nigdy nie zarzucono wręczania łapówek, sugerowano co najwyżej wpłaty na fundusze wyborcze” – twierdzi portal forsal.pl. Jeśli to prawda, to najwyraźniej „obstawiał” różne partie, miał świetne relacje z kolejnymi rządami. Stosował zwykle te same metody: wdzierał się do gabinetów polityków, zasypywał różne instytucje napisanymi na jego zlecenie ekspertyzami. Lobbing w wydaniu Grabka nazwano grabbingiem. Im bardziej jednak cywilizował się polski kapitalizm, tym mniej zostawiał przestrzeni Kazimierzowi Grabkowi – człowiekowi, który notorycznie lekceważył prawo i truł środowisko naturalne.
Wymiar sprawiedliwości okazał się bezradny wobec Grabka i takich jego chwytów, jak dostarczane taśmowo zwolnienia lekarskie, wnioski o zmianę obrońcy czy o przeniesienie procesu do innego sądu, nieodbieranie korespondencji, zasypywanie sądu zażaleniami. Ilustruje to wybór wiadomości prasowych z lat 2005-2007(..)
Kazimierz Grabek nie został prawomocnie osądzony do dziś!
Afera żelatynowa była pierwszą dużą wpadką rządu Jerzego Buzka, zapowiedzią następnych afer, które w końcu doprowadziły do tego, że ani AWS, ani UW nie weszły do nowego Sejmu. Okazało się, że elity postsolidarnościowe, które szły do władzy pod hasłem wartości chrześcijańskich i uzdrowienia państwa, nie są wcale bardziej odporne na pokusy korupcyjne i niezdrowe powiązania polityki z biznesem, niż ich rywale z SLD.
http://biznes.onet.pl/grabek-krol-zelatyny,18520,5610023,2,news-detal
SLD chce uchwały Sejmu o ochronie dobrego imienia żołnierzy WSI
Politycy Sojuszu chcą, aby Sejm uznał decyzję o likwidacji tej
formacji za pochopną, nieodpowiedzialną i szkodliwą dla bezpieczeństwa narodowego.
pochopną, nieodpowiedzialną i szkodliwą dla bezpieczeństwa narodowego.
Sejm wyraża żołnierzom i pracownikom WSI
podziękowanie za ofiarną służbę Ojczyźnie. Sejm uznaje decyzję o
likwidacji WSI za pochopną, nieodpowiedzialną i szkodliwą dla
bezpieczeństwa narodowego, Sejm wyraża ubolewanie z powodu krzywd
moralnych, jakich doznali żołnierze WSI w związku z procesem likwidacji
tej instytucji - napisano w projekcie uchwały, którą politycy SLD przedstawili w środę na konferencji prasowej.
W projekcie podkreślono też, że wszyscy
winni obniżenia poziomu bezpieczeństwa polskich żołnierzy służących w
kraju i na zagranicznych misjach powinni zostać pociągnięci do
odpowiedzialności.
Stanisław Wziątek (SLD) przekonywał na
konferencji w Sejmie, że uchwała o ochronie dobrego imienia żołnierzy i
pracowników WSI jest potrzebna. Sprawa
godności, szacunku, poszanowania munduru, roli jaką funkcjonariusze WSI
realizowali w systemie bezpieczeństwa państwa nie może przejść bez echa - podkreślił.
Jak dodał, żołnierze i pracownicy WSI oczekują, że polski Sejm powie wobec nich jedno ważne słowo: przepraszam.
Zdaniem Wziątka, na potrzeby partykularnych interesów zlikwidowano dobrze działającą służbę, a likwidacja WSI naraziła system bezpieczeństwa państwa, a przede wszystkim bezpieczeństwo polskich żołnierzy.
- WSI pokazało, że jest skuteczne,
pracując zarówno na rzecz polskich sił zbrojnych w kraju, jak i na
rzecz polskich żołnierzy, którzy pełnili misje w Afganistanie i wielu
innych miejscach świata - mówił Wziątek.
Były szef WSI gen. Marek Dukaczewski ocenił,
że środowisko, które reprezentuje, zostało skrzywdzone sposobem, w jaki
została przeprowadzona weryfikacja i likwidacja WSI. Naruszono cześć, dobre imię, honor munduru wojska polskiego - przekonywał.
Rzecznik SLD Dariusz Joński zaapelował do polityków PO o poparcie projektu uchwały. W
2006 roku PO i PiS ręka w rękę głosowały za likwidacją WSI. To
głosowanie to wyrzut sumienia dla Platformy. Apelujemy do polityków PO,
aby poparli projekt uchwały w sprawie ochrony dobrego imienia żołnierzy i
pracowników WSI. Czas na rehabilitację - podkreślił.
Wojskowym Służbom Informacyjnym - powołanym
w 1991 r., a rozwiązanym jesienią 2006 - PiS zarzucało wiele
nieprawidłowości, m.in. brak weryfikacji z PRL, tolerowanie szpiegostwa
na rzecz Rosji, udział w aferze FOZZ, nielegalny handel bronią. Opisano
je w upublicznionym w lutym 2007 r. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego
raporcie sygnowanym przez Antoniego Macierewicza (PiS).
W opisanych sprawach wszczęto śledztwa;
dużą ich część prokuratury umorzyły. Wiele osób, które poczuły się
pomówione stwierdzeniami raportu, pozwało do sądu MON. Odszkodowania,
zadośćuczynienia i publikacja przeprosin w prasie kosztowały resort ok.
1,2 mln zł.
W styczniu Twój Ruch złożył wniosek o
powołanie komisji śledczej ws. działań Macierewicza jako wiceszefa MON i
szefa SKW. TR chce, aby komisja zbadała okoliczności, jakie
towarzyszyły powstaniu projektu ustawy o likwidacji WSI i weryfikacji
ich kadr oraz stworzeniu i publikacji raportu z weryfikacji WSI (tzw.
raportu Macierewicza), a także samej weryfikacji kadr WSI przez Komisję
Weryfikacyjną.
Ekonomiczne gwiazdy zeznawały ws. WGI
Członkowie
rady nadzorczej Domu Maklerskiego Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej
zostali wezwani dziś na świadków w procesie członków zarządu finansowej
spółki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
65. "Czterech. Browchwicz, Miodowicz, Niemczyk, Sienkiewicz",
Instrukcja 0015 to nazwa jednego z wewnętrznych dokumentów Urzędu Ochrony Państwa z 26 października 1992 r., ujawnionego prasie w marcu 1993 r. przez posła klubu parlamentarnego Porozumienia Centrum Jarosława Kaczyńskiego. W instrukcji 0015/92 zezwalano na korzystanie z innych źródeł niż oficjalne publikacje w celu zbierania informacji na temat działań organizacji politycznych w Polsce.
Po ujawnieniu przez J. Kaczyńskiego instrukcją zajął się Trybunał Konstytucyjny, ale w związku z wycofaniem się z niej przez UOP sprawę umorzono. Nie zakończyło to jednak politycznych dziejów nazwy i treści "Instrukcji 0015", ponieważ dla partii prawicowych związanych z PC oznaczała ona koronny dowód najpierw na inwigilację prawicy, później na istnienie układu.(..)PIOTR NIEMCZYK: Nie było drugiego dna ani spisku. Trzeba pamiętać tamte czasy. Były dwa główne problemy. Pierwszy to wspomniana już prywatyzacja. Byliśmy w UOP-ie zalewani donosami o tym, że w zasadzie każda prywatyzacja to kradzież i złodziejstwo. A druga sprawa to sytuacja społeczna - nieustanne strajki, akcje protestacyjne. Nawet robiliśmy wykresy pokazujące, ile jest tych strajków, bo baliśmy się, że jak przekroczą pewien poziom krytyczny, to gospodarka i państwo zostaną zdestabilizowane. (..)
A kto napisał "Instrukcję 0015"?
Ja jestem autorem, w tym sensie, że została przygotowana na podstawie moich wytycznych i ja ją podpisałem jako szef Biura.
Była dosyć irytująca w formie.
To prawda. Została napisana w starym stylu, a więc ubeckim żargonem, w którym człowieka nie nazywa się człowiekiem, tylko osobowym źródłem informacji.
A pan się pod tym podpisał.
Rozumiem jednak, że nie ja osobiście wkurzyłem tego, który ją wyniósł na zewnątrz. Bo gdyby tak było, wyniósłby za mojej bytności w Biurze. A stało się to już po moim odejściu.
Dlaczego zdecydował się wynieść akurat ten dokument?
Podejrzewam, że być może był to jedyny dokument, z którego dałoby się wyciągnąć wnioski, że wnikamy w dane środowiska. Przy czym zaznaczę, że moim zdaniem nikt w Biurze nie miał tego typu wątpliwości. Więc całą tę akcję przeprowadzono w wyniku złej woli.
Są dowody na to, że tego nie robiliście?
Gdybyśmy wtedy łamali prawo, stosując środki, technikę operacyjną, nie mając do tego uprawnień, wszystkie kolejne rządy by nam sprawę wyciągnęły. Nikt nigdy takich papierów nie pokazał. Cała ta szafa Lesiaka to jest w ogóle jakiś żart, który z BAiI nie ma nic wspólnego.
Grzegorz Chlasta,
"Czterech. Browchwicz, Miodowicz, Niemczyk, Sienkiewicz",
http://www.polskatimes.pl/artykul/3401193,jak-chlopaki-z-opozycji-tworzy...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
66. W jaki sposób zginął
W jaki sposób zginął Mieczysław Wilczek, minister przemysłu w latach 1988-1989 w ostatnim rządzie PRL? Jak ustaliliśmy, wczoraj do prokuratury wpłynęły akta w tej sprawie. Z naszych informacji wynika, że autor ustawy o działalności gospodarczej z ‘88r. miał wyskoczyć z okna swojego mieszkania w Warszawie.
— potwierdziła portalowi wPolityce.pl Renata Mazur,
rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Na razie śledczy nie
chcą dywagować o ewentualnych motywach targnięcia się na życie
Mieczysława Wilczka ani nie ujawniają innych szczegółów postępowania.
Ma ono na celu sprawdzenie, czy ktoś nie przyczynił do śmierci byłego ministra.
Wiemy, że Wilczka znaleziono przed blokiem na Saskiej Kępie 30 kwietnia rano, dzień przed długim weekendem. Po kilku godzinach pojawiła się krótka wiadomość o jego śmierci, ale nie podawano, że chodziło o domniemane samobójstwo.
Mieczysław Wilczek miał 82 lata.
CZYTAJ TAKŻE: Zmarł Mieczysław Wilczek, autor „konstytucji” polskiej przedsiębiorczości
http://wpolityce.pl/polityka/194476-ujawniamy-mieczyslaw-wilczek-popelnil-samobojstwo-takie-zalozenie-przyjela-prokuratura
Dariusz Rosati o pracy w WGI (RELACJA)
Po
miesięcznej przerwie, wracamy na salę sądową, gdzie toczy się proces
przeciwko członkom zarządu WGI. Na piątek 16 maja, sędzia wezwała
pięcioro świadków, w tym Dariusza Rosatiego, posła, b. członka RPP.
Co wiadomo o akcji CBA przeciwko Kwaśniewskim. O co chodzi z "butami w rozmiarze europejskim"?
Mariusz
Kamiński, były szef CBA, opowiedział wczoraj w Sejmie o akcji agenta
Tomka przeciwko Kwaśniewskim. W jej trakcie miało dojść do nadużyć. Po
wysłuchaniu Kamińskiego, posłowie nie zabrali mu immunitetu. Dlaczego?
Co wiadomo o prowokacji z willą w Kazimierzu?
Kwaśniewskich zaczęli sprawdzać po słowach Oleksego
Za uchyleniem immunitetu głosowało 216 posłów, przeciw było 160,
a 46 wstrzymało się od głosu. Aby Kamiński stracił immunitet, konieczne
było jednak aż 231 głosów. W całej sprawie najbardziej szokuje chyba
to, że część posłów z partii nieprzychylnych PiS zagłosowała na korzyść
Kamińskiego bądź wstrzymała się od głosu (lub nie głosowała w ogóle), co
także mu się przysłużyło.
Czemu odbyło się głosowanie? O odebranie Kamińskiemu immunitetu wnioskowała Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga,
która chciała postawić posłowi PiS zarzut przekroczenia uprawnień
podczas czynności operacyjnych CBA w czasach, kiedy nim kierował.
Kamiński mówił, że chodzi o akcję dotyczącą zakupu willi w Kazimierzu
Dolnym, w posiadanie której wcześniej mieli nielegalnie wejść Jolanta i
Aleksander Kwaśniewscy. Były szef CBA twierdzi, że ma dowody obciążające
Kwaśniewskich w tej sprawie.
"Kupili całe piękne wzgórze"
Reflektory CBA zostały skierowane w stronę byłej prezydenckiej
pary po rozmowie Józefa Oleksego z Aleksandrem Gudzowatym z 2006 r.,
która ujrzała światło dzienne rok później. Oleksy mówił w niej m.in. o
nabyciu przez Kwaśniewskich willi w Kazimierzu nad Wisłą. Problem w tym,
że według niego Kwaśniewscy zakupili ją ze środków ukrytych przed
fiskusem.
- Kupili przecież w Kazimierzu całe wzgórze od
Jaśka Wołka. To jest ten artysta. Byłem tam. Piękne. (...) Teraz on
(Kwaśniewski) ma dołączyć jeszcze na kolejne 10 tysięcy, ale nie
uzbiera, żeby nie wiem jak się naharował, to nie uzbiera tyle, ile
potrzebuje na wylegitymizowanie tego. Jedyną karą boską za ewentualne
tego typu nieuczciwości jest niemożność wylegitymizowania tych pieniędzy
- mówił Oleksy. Stenogramy z jego rozmowy z Gudzowatym publikował chociażby Dziennik.pl.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
67. Seremet: Majątek
Seremet: Majątek Kwaśniewskich ma pokrycie w dochodach
Andrzej Seremet
zapowiedział w TVN24, że prokuratura przedstawi opinii publicznej
uzasadnienie decyzji o umorzeniu postępowania dotyczącego majątku
Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich.
Seremet stwierdził, że prokuratura rozważa ujawnienie części niejawnej
decyzji ws. Kwaśniewskich, ale na pewno nie zostaną przedstawione
podsłuchy rozmów telefonicznych. - Powodem umorzenia było to, że nie
wykazano ani nie zdołano zebrać takich dowodów, które wskazywałyby
na to, że państwo Kwaśniewscy, bo w tym kierunku szło postępowanie,
nie poddawali opodatkowaniu dochodów - mówił Seremet. Dodał, że nie zebrano również dowodów, że "zakup willi miał być ukryciem
wartości, które miałyby pochodzić z jakiegoś czynu nielegalnego".
- W obu tych aspektach prokurator nie zebrał dowodów, które mogłyby
stanowić podstawę do sformułowania zarzutów - podkreślił Seremet. Jego
zdaniem, nie ma żadnych przesłanek, aby wznowić śledztwo w sprawie
majątku Kwaśniewskich. - Nie widzę podstaw, żeby wracać do tej sprawy
- zaznaczył.
Majątek Kwaśniewskich ma pokrycie w dochodach. Ujawnią uzasadnienie umorzenia, podsłuchów nie
decyzji o umorzeniu postępowania dotyczącego majątku Aleksandra i
Jolanty...
czytaj dalej »
Komisja śledcza ws. Kwaśniewskich? Niesiołowski: Żadnej komisji nie będzie
Stefan Niesiołowski zapewnił w TVN24, że nie będzie "żadnej komisji ws. Kwaśniewskich".Stefan Niesiołowski nie zgadza się z opiniami ( m.in. Grzegorza
Schetyny), że należy rozważyć powołanie komisji w tej sprawie.
- Nie zgadzam się z tym. Nie trzeba rozważać - mówił. stwierdził
w "Kropce nad i" Stefan Niesiołowski. Jak dodał, - Grzegorz Schetyna
w tej sprawie się myli - dodał. - Ta komisja dzisiaj zamieniłaby się
wyłącznie w popis, powtórkę dotychczasowych występów pana Kamińskiego.
I oczywiście skończyłaby się niczym, bo komisje sejmowe - ani jedna,
poza komisją ws. Olewnika, bo była apolityczna - wszystkie inne
zakończyły się awanturą - przekonywał.
Niesiołowski: Nie będzie komisji ws. Kwaśniewskich. "Mielibyśmy powtórkę z awantur"
Komisji śledczej ws. Kwaśniewskich nie będzie -
stwierdził w "Kropce nad i" Stefan Niesiołowski. Jak przekonywał, taka
komisja...
czytaj dalej »
Kantor, Kulczyk, Pinczuk... Kwaśniewski i wielkie pieniądze. Serial bez końca
rozpalają wyobraźnię Polaków. Zaczęło się od doniesień mówiących o tym,
że były prezydent jest doradcą prezydenta Kazachstanu Nursułtana
Nazarbajewa - i natychmiast pojawiły się pytania: za ile? Później była
chwila przerwy. Kwaśniewski zaangażował się w misję uwolnienia Julii
Tymoszenko na Ukrainie i trudnych pytań dotyczących jego dochodów nie
było.
kim współpracuje. Jednym z jego współpracowników jest Wiktor Pinczuk,
ukraiński oligarcha, którego majątek "Forbes" oszacował w tym roku na 3
mld dol. Kwaśniewski jest przewodniczącym zarządu założonej przez niego
Fundacji "Yalta European Strategy". To niejedyny taki think tank, z
którym były polski prezydent jest związany. Pełni on także funkcję
przewodniczącego Europejskiej Rady ds. Tolerancji i Pojednania, której
fundatorem jest Wiaczesław Mosze Kantor, rosyjski biznesmen, którego
majątek szacuje się na ponad 2 mld dol. Ich znajomości smaczku dodaje
to, że Kantor jest współwłaścicielem firmy Acron, która od dłuższego
czasu próbuje przejąć udziały w polskiej Grupie Azoty. W tym tygodniu
gruchnęła wiadomość, że Rosjanom udało się zwiększyć w niej udziały o
ponad 2 proc. i łącznie posiadają ich już ponad 20 proc.
Komisja ws. majątku Kwaśniewskich? "Zasłona dymna nad zarzutami Kamińskiego"
Sejmowa komisja śledcza ws. majątku Kwaśniewskich -
czego domaga się PiS - byłaby tylko "zasłoną dymną nad zarzutami
Mariusza...
czytaj dalej »
"Słowa Oleksego nielogiczne i niewiarygodne". Tak umarzano sprawę Kwaśniewskich
zobacz więcej »
www.fakt.pl)">www.fakt.pl)">
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
68. Afera podsłuchowa
Afera podsłuchowa
Ktoś nielegalnie nagrał spotkania szefa MSW, prezesa Banku
Centralnego, byłego ministra transportu. Taśmy są kompromitujące. Czy
to zamach stanu obliczony na obalenie rządu Donalda Tuska?
Marek Belka, szef NBP, obiecał ministrowi spraw wewnętrznych
Bartłomiejowi Sienkiewiczowi wsparcie PO przy finansowaniu deficytu
budżetowego w zamian za odwołanie Jacka Rostowskiego. Scenariusz ten został zrealizowany.Kompromitujących nagrań ma być jeszcze więcej. Chodzi m.in. o
rozmowy szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego z Janem Kulczykiem oraz
wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem.
12:30
Jakubas o aferze: to jest nowa grupa oligarchiczna, która urosła w polityków
się jak właściciele tego państwa. To jest chyba jakaś nowa grupa...
czytaj dalej »
WideoOleksy: Jeśli nagrania są dziełem obcych służb, no to czarna rozpacz
Gdyby autorami
sprawy były służby spoza Polski, to byłaby czarna rozpacz - powiedział
Józef Oleksy, odnosząc się do podsłuchanej rozmowy prezesa NBP Marka
Belki i ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza.
„Newsweek”: W ciągu pół roku Jan Kulczyk spotykał się z politykami 7 razy
Dziennikarze tygodnika „Newsweek” ustalili, że oprócz spotkania szefa
NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego z Janem Kulczykiem w restauracji Amber
Room, doszło również do innych spotkań polskiego miliardera z
politykami. »
Jan Kulczyk
Jak donosi „Newsweek”, w ciągu ostatniego pół roku Jan Kulczyk spotkał się z najwyższymi urzędnikami, w tym z premierem, siedem razy.
Były rzecznik rządu Paweł Graś wiosną tego roku spotkał się z Janem Kulczykiem
dwa razy. Jak donosi tygodnik, za rachunki zapłacił Jan Kulczyk, zaś po
spotkaniach Pawła Grasia nie powstała żadna notatka służbowa. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów informuje, że spotkania dotyczyły „głównie sytuacji na Ukrainie”.
Tygodnik „Newsweek” zaznacza, że Jan Kulczyk stara się o kupno państwowego Ciechu. >>> Czytaj więcej na ten temat
>>> Czytaj też: Co jeszcze opublikuje "Wprost"? Do redakcji dotarły kolejne nagrania
"Wprost": źródłem nagrań jest biznesmen
Źródłem informacji o nagraniach, które
składają się na aferę taśmową, jest biznesmen - poinformował
tygodnik "Wprost". Dziś ujawniono kolejną część stenogramów
rozmów polityków.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
69. Cimoszewicz o Sikorskim:
Cimoszewicz o Sikorskim: „Obraził Murzynów i Polaków. Powinien
podać się do dymisji. Cała afera to dowód amatorszczyzny różnych służb
państwa”
"Działania BOR-u to od lat pusty śmiech.
ABW także jest nic niewarta. Namnożono służb, wyposażono je w nadmierne
kompetencje, pozwalając im inwigilować miliony spośród nas, a ci gamonie
nie potrafią uprzedzić głupawych polityków, żeby nie chodzili po
knajpach i nie ględzili tam, co im ślina na język przyniesie".
http://wpolityce.pl/polityka/201884-cimoszewicz-o-sikorskim-obrazil-murzynow-i-polakow-powinien-podac-sie-do-dymisji-cala-afera-to-dowod-amatorszczyzny-roznych-sluzb-panstwa
Czy ta nagrana rozmowa utrudni Polsce prowadzenie polityki zagranicznej? Niezależnie od tego, kto będzie szefem MSZ.
-
Tak. Szybka nominacja wiarygodnego ministra może jednak pomóc. Moim
zdaniem trzeba jeszcze raz poprosić Rotfelda. On to wyprostuje.
Nałęcz: zgadzam się z Cimoszewiczem w sprawie dymisji Sikorskiego
funkcjonowanie i będzie mu szkodziła za granicą - ocenił w "Jeden na
jeden" doradca prezydenta.
zobacz więcej »
Spółdzielnia biznesmenów, kelnerów i wątek wschodni. Kto nagrywał?
kilka wątków w śledztwie. Jednym z nich jest udział wschodnich służb
specjalnych - dowiedział się portal tvn24.pl.
czytaj dalej »
Spróbuj pomyśleć Kto upilnuje strażników?
Jeśli pojawią się jakieś konsekwencje, to wobec
podsłuchujących – o ile oczywiście zostaną wykryci. A to właśnie wydaje
się mało prawdopodobne, bo do energicznego śledztwa zabrała się Agencja
Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Biuro Ochrony Rządu, których
funkcjonariusze przez wiele tygodni, a może nawet miesięcy, niczego nie
zauważyli, chociaż podobno restaurację „Pod Pluskwami” wielokrotnie
sprawdzali. Jeszcze raz potwierdziła się zasadność pytania, jakie
stawiali już starożytni Rzymianie – kto mianowicie upilnuje strażników,
zwłaszcza w sytuacji, gdy nie jest do końca jasne, komu naprawdę ci
wszyscy tajniacy służą. Wiadomo, że przede wszystkim sobie,
przerabiając okupowany kraj na swój obraz i podobieństwo. W rezultacie z
roku na rok III Rzeczpospolita zaczyna coraz bardziej przypominać
organizację przestępczą o charakterze zbrojnym. Taka metamorfoza obecnej
formy polskiej państwowości wychodzi naprzeciw oczekiwań sąsiadujących z
nami państw poważnych, więc nie jest wykluczone, ze bezpieczniacy po
prostu dla tych państw pracują. (..) W tej sytuacji powierzenie Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego, Biuru Ochrony Rządu, czy prokuraturze zadania wykrycia
sprawców podsłuchów nie tylko skierowane jest na ochronę łajdactw
dygnitarzy, ale również – na zatuszowanie całej sprawy, podobnie jak
sprawy Józefa Oleksego. Jak pamiętamy, oskarżony był on o szpiegostwo na
rzecz Rosji, ale chociaż minęło od tamtej pory aż 18 lat – nikt nie
został pociągnięty do odpowiedzialności. Zarówno bowiem bezpieczniackie
watahy, jak i Umiłowani Przywódcy wiedzą, że dopóki będą wysługiwać się
swoim protektorom z państw poważnych, to włos im z głowy nie spadnie.
Dlatego afera podsłuchowa zupełnie wyciszyła sprawę emerytur, jakie
Polska już od przyszłego roku będzie wypłacać ocalałym z holokaustu
Żydom z Izraela i diaspory. Jak wiadomo, głosowały za tym wszystkie
kluby i koła poselskie, co pokazuje, że w sprawach naprawdę ważnych,
porozumienie ponad podziałami osiągane jest natychmiast i bez trudu.
Stanisław Michalkiewicz
Afera PZU: bezkarni politycy
To jedna z najgłośniejszych afer III RP. Skarb państwa stracił grube miliardy, a nikomu włos z głowy nie spadł. »
Rząd AWS-UW, na czele którego stał Jerzy
Buzek, prywatyzował, co się dało. W 1999 roku minister skarbu w tym
rządzie, Emil Wąsacz, sprzedał za 3 mld zł 30 proc. akcji państwowego PZU konsorcjum holenderskiej firmy
Eureko i rodzimego BIG Banku Gdańskiego. Z wyceną PZU był istny cyrk.
Jak wynika ze sprawozdania sejmowej komisji śledczej do zbadania
prawidłowości prywatyzacji PZU, powołani przez ministra doradcy zaczęli
od 2 mld zł, po gwałtownych protestach w Sejmie podwoili tę kwotę i w
końcu doszli do 10 mld zł. Tymczasem wartość aktywów spółki PZU SA i jej
spółek zależnych wynosiła wtedy 28 mld zł, a niezależni eksperci
szacowali wartość rynkową całej firmy na 34-52 mld zł.
Eureko było spółką holdingową, która nigdy nie sprzedała żadnej polisy.
Miała tylko mniejszościowe udziały w paru towarzystwach
ubezpieczeniowych, co dawało jej 1,5 proc.
europejskiego rynku, czyli dwa razy mniej niż PZU. To ważne, bo według
przyjętej wcześniej przez Radę Ministrów „Strategii prywatyzacji PZU”
wolno było sprzedać państwowego ubezpieczyciela jedynie inwestorowi
branżowemu, czyli firmie ubezpieczeniowej. „Żaba połknęła bociana” –
pisali wówczas publicyści.
Następny po Wąsaczu minister skarbu, Andrzej Chronowski, wystąpił do
sądu z powództwem o unieważnienie umowy prywatyzacyjnej. Niedługo jednak
utrzymał się na stanowisku. Zastąpiła go Aldona Kamela-Sowińska, która
wycofała pozew i podpisała aneks do umowy. Według niego Eureko miało
nabyć przed końcem 2001 roku dodatkowe 21 proc. akcji. Postanowień
aneksu nigdy nie wykonano, trwała już bowiem awantura wokół PZU, a
wkrótce AWS poniosła sromotną klęskę wyborczą.
Pod rządami SLD, w styczniu 2005 roku, powołano sejmową komisję śledczą
ds. zbadania prawidłowości prywatyzacji PZU. Mimo oczywistych różnic
politycznych komisja pracowała dość zgodnie i na ogół trzymała się
faktów.
Pan Talone w westybulu
Przed sejmową komisją zeznaje Marian Krzaklewski, w poprzednim rozdaniu
szef „Solidarności” i AWS, kierujący „z tylnego siedzenia” rządem
Jerzego Buzka. Posłowie pytają o jego wakacje w Portugalii latem 1999
roku, kiedy spotkał się z prezesem Eureko, Joao Talone.
- Gdy dojechałem już na miejsce zakwaterowania, to mój znajomy gospodarz
powiedział, że na drugi dzień będzie kolacja, na której będzie on
prawdopodobnie ze swoimi najbliższymi (…) i że będą jeszcze osoby, które
on zaprosił. Być może, że wymienił nazwisko, ono nic mi nie mówiło –
wyjaśnia Krzaklewski podczas przesłuchania. Dopiero po kolacji
zorientował się, z kim ma do czynienia. - I pan Talone, już w westybulu,
czyli takim korytarzu, poinformował mnie, że jest przedstawicielem
firmy, która chce inwestować w Polsce. I pamiętam, wręczył mi bardzo
ogólny folder tej firmy. Ja nie wiem, nie mam tego, chyba to zostawiłem
nawet w Portugalii. (…) Prawdopodobnie Eureko, nie wiem… – opowiada
posłom.
Nie należy jednak myśleć, że Krzaklewski z rodziną zwyczajnie spędzał
urlop w Portugalii. Nie, on wybierał się do hiszpańskiego Santiago di
Compostela. Miał tam „wystąpienie do europejskiego zgromadzenia
młodzieży na pamiątkę spotkania młodzieży z Ojcem Świętym”.
Dowiedziawszy się o tym, Talone powiedział: „Nie ma problemu,
dostarczymy panu samolot”. Ale Krzaklewski nie dał się skorumpować. - I
nie skorzystałem z tego. I pożyczonym od znajomych samochodem jechałem
do Santiago di Compostela – wspominał.
Kiedy pan Talone wciskał folder i samolot panu Krzaklewskiemu,
prywatyzacja PZU już trwała. Warto dodać, że Marian Krzaklewski był
zainteresowany stworzeniem Telewizji Familijnej z udziałem zakonu
franciszkanów i największych spółek skarbu państwa, w tym PZU. Katolicko-solidarnościowe przedsięwzięcie medialne zakończyło się jednak wielką klapą.
Polityczne kłusownictwo?
Z czasem wyszły na jaw sensacyjne szczegóły, takie jak nocne spotkanie w
Ministerstwie Skarbu z udziałem Joao Talone i polskich prominentów,
utrącenie konkurencyjnej oferty firmy AXA poprzez podmianę stron czy
sfałszowanie daty w umowie prywatyzacyjnej.
We wrześniu 2005 roku posłowie jednogłośnie przyjęli raport, w którym
uznali, że w całej operacji naruszono aż 19 aktów prawnych i że
odpowiada za to kilkanaście osób, którymi powinna zająć się prokuratura.
Komisja stwierdziła, że odpowiedzialność polityczną ponosi Jerzy Buzek.
Zażądała też postawienia przed Trybunałem Stanu Emila Wąsacza i Aldony
Kameli-Sowińskiej.
Ta ostatnia uznała to za „polityczne kłusownictwo”, zagroziła nawet
członkom komisji, że poda ich do sądu, czego jednak w końcu nie zrobiła.
Ostatecznie stanął przed TS tylko Wąsacz. Zarzucono mu niedopełnienie
obowiązków przy prywatyzacji PZU, Telekomunikacji Polskiej
i Domów Towarowych Centrum. Rozprawa przed Trybunałem w listopadzie
2006 roku skończyła się decyzją o umorzeniu postępowania z powodu
uchybień formalnych. Teoretycznie sprawa wróciła do ponownego
rozpatrzenia, praktycznie od 8 lat pozostaje w zawieszeniu.
We wrześniu 2006 roku Wąsacza zatrzymało CBŚ. Wywołało to lawinę krytyki
w mediach, bo przecież od lat stawiał się na wszystkie przesłuchania w
prokuraturze i nie zamierzał uciekać z kraju. Sąd uznał zatrzymanie za
bezpodstawne.
Emil Wąsacz jest dziś prezesem zarządu firmy Stalexport Autostrady SA.
http://wpolityce.pl/gospodarka/201803-o-tym-jak-minister-tamborski-polska-chemie-sprzedal-tego-w-stenogramach-wprost-nie-przeczytacie-w-tle-sprawy-duet-kantor-kulczyk
Kwaśniewski zaniżył swoje dochody, ale przestępstwa nie było
Prokuratura ujawniła uzasadnienie decyzji o umorzeniu śledztwa w sprawie Aleksandra i Jolantę Kwaśniewskich.
Aleksander Kwaśniewski zaniżył dochody. Odtajniono dokumenty
Podstawą
wszczęcia postępowania była nielegalnie nagrana rozmowa. Polityk SLD
twierdził, że Kwaśniewscy są bardzo bogaci, ale ukrywają część majątku.
Prokuratorskie śledztwo
wykazało, że państwo Kwaśniewscy nie mieli willi za 1,5 mln zł w
Kazimierzu Dolnym - jej właścicielką była znajoma Jolanty Kwaśniewskiej.
Ujawniono
też przy tym, że co prawda w 2006 roku Aleksander Kwaśniewski zaniżył
swoje dochody, ale dwa lata później wszystkie należne podatki miał zwrócić.
Chodziło głównie o wynagrodzenia za wykłady i spotkania za granicą.
W 2006 roku były prezydent zarobił ponad 880 tys. zł. O jaką kwotę zaniżył swój dochód, nie podano.
"Rząd słania się jak bokser po ciosie"
Cimoszewicz: To tak ma się do Watergate jak "Wprost" do "The Washington Post"
Niesiołowski: Nie będzie komisji ws. Kwaśniewskich. Mielibyśmy powtórkę z awantur
stwierdził w "Kropce nad i" Stefan Niesiołowski. Jak przekonywał, taka
komisja...
czytaj dalej »
Wipler: Kwaśniewscy powinni dostać zarzuty. Kalisz: nie było żadnej sprawy Kwaśniewskich
- Byłem wstrząśnięty nie tym, że ludzie, którzy sprawują
najważniejsze stanowiska w Polsce kradną, ale tym, że jest to tak...
czytaj dalej »
Od Grobelnego po Amber Gold: oto największe afery finansowe w Polsce
przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza nie brakowało w Polsce głośnych
afer finansowych, a nazwiska ich bohaterów pamiętamy do dziś. Oto
największe z nich.
Grupa Inwestycyjna powstała w 1999 r. Zajmowała się zarządzaniem
aktywami oraz inwestowaniem na rynku walutowym i przyciągała inwestorów
obietnicami ogromnych zysków. W 2005 r. dostała zgodę ówczesnej Komisji
Papierów Wartościowych na zarządzanie aktywami klientów, jednak już rok
później ją utraciła. Nadzór zarzucił WGI m.in. wprowadzanie klientów w
błąd co do stanu ich rachunków i nieprzestrzeganie reguł
przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy. W 2013 r., po siedmiu latach
śledztwa, rozpoczął się proces trzech członków zarządu WGI Domu
Maklerskiego. Prokuratura oskarżyła ich o szkody sięgające niemal 248
mln zł. Pieniądze klientów wypłacali jako pożyczki pod własne
inwestycje, zabezpieczali nimi też kredyty.
>>> Jakie są najpopularniejsze metody prania brudnych pieniędzy w Polsce?
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
70. Gwiazda: Grupa trzymająca władzę istnieje
Rozmowa z Andrzejem Gwiazdą, legendarnym działaczem opozycji antykomunistycznej w PRL.
Stefczyk.info: Jak Pan ocenia rządową aferę taśmową? Co w Pana ocenie jest w tej sprawie najważniejszego?
Andrzej Gwiazda: Ta sprawa to niewątpliwie istotna lekcja dla społeczeństwa. Po latach, dzięki kolejnej aferze mamy dowód, że grupa trzymająca władzę rzeczywiście istnieje, że podejmuje decyzję poza rządem. To stawia pytanie, czy rząd nie jest już marionetką, czy nie jest jedynie wykonawcą decyzji, które zapadają gdzie indziej. Cała sprawa ma oczywiście charakter sensacyjny, ale mam nadzieję, że w tej atmosferze nie zagubimy rzeczy sensownych.
Czyli jakich?
Przede wszystkim ta afera stawia pytanie, kto ma aferałów osądzać. Będziemy czekać, aż zrobią to media, czy władza wykonawcza? Czy społeczeństwo zrzeknie się prawa do oceniania co jest dopuszczalne, a co nie, co jest właściwe, a co nie? W tej aferze mamy klasyczny przykład tych dylematów. Jest grupa, która planuje przestępstwo.
O kim Pan mówi? O jakim przestępstwie?
To przestępstwo godzi w nas wszystkich, mowa bowiem o dodrukowaniu pieniędzy. Można wykazać, że to jest kradzież, ponieważ to obniża wartość pieniądza, czyli obniża wartość emerytur, pensji i kapitału biznesmenów. Mamy więc grupę planującą kradzież. I grupę, którą to ujawnia. Ona też popełnia przestępstwo. Tylko społeczeństwo, nie posłowie czy urzędnicy, albo prawnicy ma prawo i kompetencje, by orzec, która z tych grup ma rację. Czy ci, którzy przestępstwo ujawniają, czy też ci, którzy zostali nagrani? Prawa oceny tej sytuacji społeczeństwo nie może się wyrzec. Nie możemy tego scedować na nikogo innego.
Te dwa przestępstwa można porównywać? Czy to nie jest nadużycie?
Zgodnie z prawem za nagrywanie rozmów grożą maksymalnie 2 lat więzienia. Jaką karą jest zagrożona kradzież 30 miliardów? Tego nie wiemy. Tylko to zestawienie pokaże różnice tych przestępstw. Ujawnione rozmowy są bogate językowo, ale również budują pewne ramy, co dzieje się na różnych szczeblach władzy. Mamy rozmowę na szczycie władzy, czyli taśmę Marka Belki i Bartłomieja Sienkiewicza. To jest górne piętro państwowej struktury decyzyjnej. Oni mówią, jak twierdzi premier, o państwie. I rzeczywiście mówią o polityce państwa.
Ale co mówią...
Mówią o możliwości obejścia konstytucji, czyli ominięcia zasadniczego prawa w Polsce. Wystawiają najważniejszą ustawę do wiatru. Mamy jednak i drugi, dolny pułap rządzenia. Mówię o rozmowie Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem. I tu słyszymy: „co wy, moją żonę kontrolujecie?” To już zerowy poziom, poziom przekupek. Obszar między tymi poziomami wypełniają inne rozmowy, być może będzie ich więcej. I społeczeństwo musi poświęcić czas, by to śledzić, ale nie dać się zepchnąć do roli obserwatora.
Mówił Pan o kradzieży pieniędzy, tymczasem część komentarzy wskazywała, że dodruk pieniądza nic nie daje...
Rzeczywiście słyszeliśmy takie opinie, że dodrukowanie pieniędzy nic nie daje. Jednak daje, jak każda kradzież to daje złodziejowi profity. To krzywdzi okradanego i daje wielkie korzyści kradnącemu. Rzeczywiście w dłuższej mecie druk pieniądza, czyli psucie pieniądza, jest zawsze szkodliwe. Powoduje inflację i zmniejszenie kont bankowych, emerytur i bieżących pensji. Jednak tym, którzy drukują daje tyle, ile oni wydrukują.
Jak społeczeństwo powinno wyrazić swoją ocenę tej sytuacji? Potrzebne są szybkie wybory?
Społeczeństwo może wszystko, społeczeństwo może rozpędzić parlament. Tu jednak wchodzi polityka. Widać bowiem słuszną obawę, że przeprowadzenie wyborów pod takim nadzorem... Pamiętajmy, że komisja wyborcza zakazała jakichkolwiek kopii wyników wyborów. To jest otwarcie drogi do oszustwa. Nie wiem, czy takie oszustwo było, ale droga została otwarta. Uniemożliwiono kontrolę prawidłowości liczenia głosów. Przeprowadzenie szybkich wyborów przy takiej komisji jest sprawą absurdalną. Komisja zablokowała możliwość kontrolowania wyborów.
Rozmawiał Stanisław Żaryn
Czytaj oryginalny artykuł na: http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/gwiazda-grupa-trzymajaca-wl...
Nałęcz: Wotum zaufania nie załatwia sprawy. Aferę taśmową trzeba wyjaśnić i wyciągnąć konsekwencje
Ona nas wszystkich zaskoczyła, także prezydenta. Prezydent stoi na
straży stabilizacji i bezpieczeństwa państwa. Więc oczywiście prezydent
poczuł się postawiony w stan alertu. Choć realne możliwości działania ma
rząd. Prezydent swoimi działaniami dopinguje rząd, nie chcąc go
jednocześnie stawiać w trudnej sytuacji.
Myśli Pan, że rząd pod wodzą Donalda Tuska poradzi sobie z tą ciężką dla
siebie sytuacją?
To jest bardzo ciężkie zadanie, ale jeśli nie Tusk, to kto sobie z tym
poradzi? Nie sądzę, żeby sobie z tą sytuacją poradził Jarosław
Kaczyński, który nawet w tych okolicznościach koncentruje się na tym,
aby rozprawić się z konkurencją w opozycji. Jarosław Kaczyński chce
wykorzystać to przesilenie, aby udowodnić, iż jest tylko jedna opozycja w
postaci PiS, a pozostali to, jak to mówią członkowie PiS: łże-opozycja.
Więc nie sądzę, żeby Jarosław Kaczyński przy takiej filozofii
uprawiania polityki podjął się zadania wyjaśnienia i przeciwdziałania
tego typu zjawiskom, jak nielegalne podsłuchiwanie polityków,
biznesmenów, czyli ludzi życia publicznego.
Lista 100 najbogatszych: na podium bez zmian, ale dalej niespodzianki
Jan Kulczyk z majątkiem przekraczającym 13 mld zł po raz kolejny
otwiera Listę 100 Najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost"....
czytaj dalej »
Sprawa WGI zwalnia na wakacje (RELACJA)
Na koniec rozprawy dobra wiadomość:n biuro łącznikowe FBI za
pośrednictwem Ministerstwa Sprawiedliwości potwierdziło adres
zamieszkania Romana Śledziejewskiego, maklera Wachovii, który blisko
współpracował z WGI. Będzie go można wezwać na świadka
Ostatni dziś, piąty świadek Rafał P., lat 41, bankowiec.
W WGI pracowałem przez 3-4 miesiące w 2005 r. Była to umowa zlecenie,
panowie S i K. zaproponowali mi uczestnictwo w projekcie WGI,
uznaliśmy, że przez pierwsze miesiące zbadamy możliwość współpracy
trwałej. Gdyby współpraca była pozytywna, zatrudniono by mnie jako
dyrektora inwestycyjnego, odpowiedzialnego za inwestowanie. Potem
dostałem pracę w banku i nie mieliśmy od tego czasu kontaktu.
Prokurator: co było w pańskich obowiązkach?
- Szeroko rozumiane doradztwo. WGI inwestowało na forex, ja miałem tu
spore doświadczenie. Miałem testować, oceniać platformy transakcyjne,
analizować strategie inwestycyjne, nadzór merytoryczny nad adeptami
sztuki inwestowania na foreksie, przegląd analiz makroekonomicznych,
które powstawały w firmie.
Sędzia czyta zeznania świadka z 2007 r. Szefów WGI
poznał w 1999 r., ale nie zaczęli wówczas współpracowań. Według niego
założyciele WGI nie byli przygotowani merytorycznie do tak ryzykownej
działalności, potrzebowali ludzi z doświadczeniem. W 2004 r. nie miał
pracy, więc zatrudnił się w WGI, wówczas to była duża firma o silnej
pozycji rynkowej i medialnej. Po wejściu do firmy uznał, że WGI jest
słabo przygotowany do prowadzenia inwestycji. Maciej S. i Łukasz K.
prowadzili głównie sami transakcje,
nie dzielili się strategią inwestycyjną. Zespół był słaby
merytorycznie, kosztem marketingu. Świadek uważa, że wyniki były
ustalane ręcznie przez Macieja S. i komunikowane firmie oraz klientom.(..)
"schnapsgate"
To była jedyna afera w III RP, której sprawców osądził Trybunał Stanu. O
Trybunał otarł się nawet sam Leszek Balcerowicz. NIK wycenił wtedy
straty Skarbu Państwa na prawie 2 bln ówczesnych złotych.
U schyłku PRL rząd Rakowskiego próbował, z
różnym skutkiem, „urynkowić” gospodarkę socjalistyczną. Pod koniec 1988
roku minister współpracy gospodarczej z zagranicą w tym rządzie, Dominik
Jastrzębski, zniósł koncesje na import alkoholu. Osoby prywatne,
sprowadzające alkohol na własny użytek, miały płacić jedynie niewielkie
cło.
Gdy tylko nowe przepisy weszły w życie, przez granicę ruszyły konwoje
cystern z alkoholem. Według zasady „kto pierwszy, ten lepszy” – kto
wcześniej wiedział o decyzji Jastrzębskiego, ten wyprzedzał konkurencję.
Rynek był wygłodzony, Polacy mieli za sobą wiele lat alkoholu na kartki
(niepijący wymieniali go na czekoladę dla dzieci) i pokątnego pędzenia
bimbru, niczym w filmie „Poszukiwany, poszukiwana”.
W sierpniu 1989 roku podniesiono krajowe ceny wyrobów spirytusowych, co
sprawiło, że ich import stał się jeszcze bardziej opłacalny. Jak to się
działo, że hektolitry wysokoprocentowych trunków stawały się – na
papierze - alkoholem na własny użytek? Importerzy stosowali różne
chwyty, np. „na wesele córki”. Czasem ordynarnie fałszowali faktury.
Przy działalności na większą skalę opłacało się założyć cały łańcuch
spółek, które „czyściły” sprowadzany z zagranicy alkohol.
Powołanie rządu Mazowieckiego niczego na tym rynku nie zmieniło.
Karawany cystern nadal ciągnęły przez przejścia graniczne, a celnicy –
niekoniecznie za darmo – brali za dobrą monetę wyjaśnienie, że to
wszystko „na własny użytek”. Owszem, rząd parę razy uszczelniał
przepisy, ale natychmiast znajdowano nowe luki i furtki prawne:
możliwość sprowadzania alkoholu bez żadnych ograniczeń przez „osoby
zagraniczne” albo „w obrocie niehandlowym”. Od listopada 1989 roku
towary sprowadzane przez składy celne obłożone były niższym cłem. Dla
bogacących się w ekspresowym tempie importerów nie był to żaden problem –
skierować rzekę alkoholu przez składy celne.
Dzwonek alarmowy
W lipcu 1990 roku opublikowany został alarmujący raport NIK. Szacował on
straty budżetu państwa z tytułu importu alkoholu na prawie 2 biliony
ówczesnych złotych. Ubocznym skutkiem „schnapsgate” był spadek produkcji
alkoholu w Polsce.
„NIK przesadza” – uspokajali przedstawiciele rządu. Szybko, jeszcze w lipcu, wprowadzili kontyngenty na import
alkoholu, co położyło tamę niekontrolowanej rzece promili. Ale i tak
doszło do awantury w Sejmie, uwieńczonej powołaniem komisji
nadzwyczajnej do zbadania sprawy importu alkoholu. Przewodniczył jej
ówczesny szef Poselskiego Klubu Lewicy Demokratycznej, Włodzimierz
Cimoszewicz.
W tamtych czasach obrady komisji nie były medialnym show, popisem
sejmowych lanserów, transmitowanym przez liczne stacje telewizyjne i
radiowe. Komisja pracowała za zamkniętymi drzwiami. Przesłuchała legion
świadków, w tym ministrów obu rządów, Rakowskiego i Mazowieckiego, oraz
kolejnych szefów Głównego Urzędu Ceł.
Zdumiewające, że żaden kompetentny urzędnik państwowy nie potrafił
choćby z grubsza oszacować ilości sprowadzonego alkoholu. Owszem, szef
GUC zeznał, iż 75 proc. faktur było sfałszowanych przez „firmy krzaki”.
Ale nikt nie określił, jakie straty poniosło z tego tytułu państwo.
Komisja nie znalazła dowodów, że wysocy urzędnicy odpowiedzialni za tworzenie i stosowanie prawa czerpali z tego osobiste
korzyści. Byłoby dziwne, gdyby takie dowody znalazła – nie miała
własnego „aparatu śledczego”, musiała polegać na ustaleniach prokuratury
i służb specjalnych, które w tamtym okresie dopiero przepoczwarzały się
w instytucje demokratycznego państwa.
W raporcie końcowym z czerwca 1991 roku komisja uznała, że aferze winni
są wicepremierzy i ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę, celnicy i
policja. Wszyscy oni wykazali „niekompetencję, lekceważenie bądź wręcz
nieświadomość własnych powinności”. Według komisji, przed Trybunałem
Stanu powinni stanąć: wicepremier i minister finansów w rządzie
Mazowieckiego, Leszek Balcerowicz; kolejni ministrowie spraw
wewnętrznych w tym rządzie – Czesław Kiszczak i Krzysztof Kozłowski, a
także były prezes Głównego Urzędu Ceł, Jerzy Ćwiek.
To była ważna konkluzja: politycy i urzędnicy państwowi, nawet ci z
najwyższych szczebli, odpowiadają nie tylko za działania intencjonalne,
nacechowane złą wolą, obliczone na osobiste korzyści. Odpowiadają także
za niedbalstwo. Za beztroskie pozostawienie luk prawnych, z których
korzystają przemytnicy i inni przestępcy.
Czytaj dalej: Balcerowicz zbyt zajęty, żeby trafić przed Trybunał Stanu
Zobacz również: "A Balcerowicz wyciął nam numer..."
Rettinger: Nie wierzę w rząd światowy. Ale mam wrażenie, że ktoś powiedział nie dla polskiego tytanu
miliarderami. I nie ma zamiaru dzielić się ze społeczeństwem, a nawet
unikają wydawania pieniędzy i płacenia podatków w kraju, który ich
wzbogacił. Takie mechanizmy opisuję w „Klasie”, z przerysowaniem
właściwym dla thrillerów - mówi pisarz i scenarzysta Dominik W.
Rettinger.
„Klasa” nie jest Pańską pierwszą książką, ale zdaje się, że już niedługo
po premierze została świetnie odebrana. Dlaczego jest tak wyjątkowa?
Nie wiem czy jest dobrze odbierana, ale słyszę, że dobrze reagują na nią
czytelnicy. Starałem się napisać ją tak, jak pisze się scenariusz filmu
sensacyjnego. Chodziło o to, żeby cały czas skupiała uwagę, prowokowała
do dalszej lektury. Przed wywiadem powiedział pan, że przeczytał
„Klasę” w dwa dni. Słyszałem wiele takich opinii od czytelników. Moim
zdaniem odbiorcy są zainteresowani, bo „Klasa” jest o wielkim
nieeksploatowanym polskim bogactwie, o przekrętach, korupcji i związkach
wielkiego biznesu z politykami.
wszystkich, więc książka trafia do Polaków czujących, że w ich kraju
dochodzi do zakulisowych gier. Chociaż nie twierdzę, że akcja jest
rzeczywista. W końcu to thriller, a nie rozprawa socjologiczna czy
polityczna.
Dlaczego padło akurat na Suwalszczyznę? W Polsce mamy co najmniej kilka
miejsc, które nadają się na miejsce akcji powieści sensacyjnej.
Tylko tam występują takie złoża tytanu. Zresztą nie tylko tytanu. W
ocenie fachowców tamtejsze bogactwo jest warte więcej niż wszystkie
kopalnie złota na świecie. Tylko wartość tytanu jest szacowana na jakiś
bilion dolarów. Eksploatacja wyłącznie tego surowca pokryłaby wydatki na
rozwój kraju. Mam na myśli chociażby edukację, czy służbę zdrowia.
Podniesienie poziomu całego społeczeństwa.
Dodajmy, że tytan nie jest jedynym bogactwem naturalnym tamtych ziem.
Oczywiście. Na Suwalszczyźnie są rudy żelaza, wanad, molibden. Cała
tablica Mendelejewa. Pewien inżynier, geolog i ekonomista – jeden z
wielu ludzi, którzy próbowali przekonać polskie rządy do eksploatacji
tych złóż – mówi, że miliony lat temu mógł tam uderzyć meteoryt. Stąd
niezwykłe nagromadzenie naturalnych bogactw. Póki co nikt ich nawet nie
tknął. A na pewno od czasów PRL.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
71. Rząd do Gudzowatego: za
Rząd do Gudzowatego: za wyjście z EuRoPol Gazu zgoda na gazociąg
2009-11-05
Gaz za głowę Gudzowatego
2012-10-05
Kto i co kupił, czyli Kulczyk Gudzowaty – bardzo tajemnicza transakcja gazowa
Najbogatszy Polak kupił od Bartimpeksu projekt gazociągu Bernau – Szczecin. Może nim popłynąć rosyjski gaz z Nord Streamu.
Choć do jego sprzedaży doszło w wakacje, to szczegóły transakcji były trzymane w ścisłej tajemnicy. Aleksander Gudzowaty, właściciel Bartimpeksu,
jeden z twórców i udziałowców projektu Bernau – Szczecin, już kilka
tygodni temu potwierdził sprzedaż projektu, na który składają się m.in.
precyzyjne plany budowlane, działki i pozwolenia na budowę. Nie chciał
jednak zdradzić tożsamości kupca. – Już przez sam fakt, że
poinformowałem o transakcji, miałem problemy z prawnikami. Nic więcej
nie mogę zatem zdradzić – wyjaśnił nam.
Więcej światła na tę
tajemniczą transakcję rzucił niespodziewanie Jan Chadam. To on w
czwartek powiedział o transakcji Kulczyka z Gudzowatym, czym mocno
zaskoczył obu biznesmenów.
W centrali grupy Kulczyk Holding zapanowała konsternacja. Dariusz Mioduski, prezes Kulczyk Investments,
w rozmowie z DGP nie zaprzeczył, by faktycznie doszło do zawarcia
takiej umowy. Odmówił jednak jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie.
Aleksander Gudzowaty przekonuje z kolei, że nie miał pojęcia, iż projekt
gazociągu sprzedał firmie powiązanej z grupą Kulczyk Holding. –
Widziałem się z Kulczykiem i nie mówił, że jest zainteresowany taką
inwestycją. Poza tym dlaczego miałby przede mną ukrywać ten fakt? –
dziwił się Gudzowaty.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy,
twierdzą, że przy tego typu transakcjach, zwłaszcza dokonywanych przez
tak głośne nazwiska, cisza jest pożądana. Ich zdaniem w tym przypadku
tajemniczość może mieć jednak inną przyczynę. – Rurociągiem Bernau –
Szczecin do Polski mógłby być sprowadzany rosyjski gaz z Nord Streamu,
czyli magistrali omijającej nasz kraj i wybudowanej przy sprzeciwie
Polski. To oznaczałoby, że znów kupowalibyśmy surowiec od Gazpromu, ale
zamiast bezpośrednio ze Wschodu, to przez niemieckiego pośrednika, z
Zachodu – twierdzi jeden z analityków rynku gazu.
Jaka miałaby
być w tym wszystkim rola Gaz-Systemu? Na razie nie wiadomo. Aleksandra
Gudzowatego zaskoczyło to, że spółka ta myśli o współpracy z nowym
właścicielem Bernau – Szczecin. – Proponowaliśmy sprzedaż projektu
Gaz-Systemowi, ale nie był nim zainteresowany – przyznał.
W
Gaz-Systemie podkreślają z kolei, że rozważane są także dwie inne
koncepcje budowy gazociągu, który połączyłby nas z Niemcami. – Możemy
taki projekt zrealizować sami – zaznaczył prezes Chadam. Według niego
Gaz-System mógłby wybudować rurociąg o przepustowości minimum 6 mld m
sześc. gazu rocznie na odcinku Lwówek – Szczecin. Z kolei niemiecki
partner dobudowałby łącznik do Lwówka. – Rozmawiamy już o takiej
współpracy z niemieckim operatorem OGE – tłumaczył nam Chadam. Nie
wykluczył również, że Gaz-System zdecyduje się na wykupienie od PGNiG
projektu Boernicke – Police, bliźniaczego i konkurencyjnego dla Bernau –
Szczecin.
Jan Kulczyk planuje rewolucję na polskim rynku gazu
Już w 2018 roku może zostać oddany do użytku gazociąg
Bernau-Szczecin - powiedział portalowi wnp.pl Zbigniew Prokopowicz,
prezes zarządu Polish Energy Partners. Zbudowanie gazociągu oznaczałoby
ogromne przetasowania na polskim rynku gazu i najpewniej uderzyłoby w
interesy PGNiG.
Kaczmarek: Miller nie ma moralnego mandatu do pouczania władzy. Sam popełniał podobne błędy
O krawatach od Jana Kulczyka, niepamięci Leszka Millera,
biznesach Kwaśniewskiego, zagubionym w rozmyślaniu nad swoją wielkością
Ryszardzie Kaliszu mówi Wiesław Kaczmarek, były minister skarbu w
rządzie Millera.
Dochnal wraca do więzienia
Decyzją sądu powinien stawić się w areszcie i odsiedzieć jeszcze pięć
miesięcy. Tyle brakuje mu do zakończenia kary, jaką w 2012 r. wymierzył
mu sąd w Pabianicach za korumpowanie byłego posła SLD Andrzeja Pęczaka. Wyrok Dochnal usłyszał w czerwcu 2012 r. Poza karą więzienia otrzymał
450 tys. grzywny. Sąd uznał, że w 2004 r. wręczył byłemu posłowi SLD
Andrzejowi Pęczakowi ponad 500 tys. zł łapówki. Pęczak miał pomagać
Dochnalowi przy sprzedaży Polskich Hut Stali koncernowi LNM Holdings,
przy prywatyzacji Grupy G8 i Huty Częstochowa.
To nie jedyny
kłopot lobbysty i finansisty, jak się przedstawia Dochnal. W Warszawie
trwa proces, w którym jest oskarżony o przywłaszczenie 20 mln dolarów
i pranie brudnych pieniędzy.
Powrót do więzienia mocno
ograniczy aspiracje Marka Dochnala. Niedawno bowiem, po latach pobytu
w Chinach, wrócił on do Polski z planami robienia intratnych interesów.
Falenta udzielił wywiadu Money.pl: "Baniak chciał, żebym mu sprzedał
Składy Węgla. Jego żona była w radzie nadzorczej Hawe"
Spotykamy się kilka tygodni po jego spektakularnym zatrzymaniu.
Wcześniej funkcjonariusze ABW zatrzymali też menedżerów z kontrolowanej
przez niego spółki Składy Węgla. - Kontrolerzy ze skarbówki ciągle siedzą w firmie, piją kawkę i nie wiedzą, co robić. Lista zarzutów jest długa, ale brak jakikolwiek dowodów
- podkreśla Marek Falenta i jednocześnie zapowiada całkowite wycofanie
się z biznesu. W rozmowie z Money.pl o wrobienie go w aferę oskarża
byłych górników, którzy robią interesy na pośrednictwie w handlu węglem.
- A rząd nie chce mieć problemu ze związkowcami z tej branży,
którzy jako jedyni są teraz w stanie wyjść na ulicę, palić opony pod
Sejmem i blokować ulice - przekonuje Falenta. Opisuje też swoje spotkanie z wiceministrem skarbu Rafałem Baniakiem w restauracji Sowa i Przyjaciele. Podkreśla, że nie zamierza się ukrywać. Nie życzy sobie, by pisano o nim Marek F.
opublikowano: 4 września 2014, 11:00
Potwierdzają się ustalenia tygodnika „wSieci”
związane z aferą taśmową - wiele wskazuje na to, że główną „zwierzyną”,
jaka miała zostać upolowana, miał być Jan Kulczyk.
CZYTAJ TAKŻE: Taśmy na Kulczyka - ukryte nagrania to bomba atomowa!
Do sprawy opisanej przez „wSieci” wraca dziś dziennik „Fakt”, który
donosi, że prokuratorzy prowadzący sprawę tzw. nielegalnych podsłuchów
mają w swoich rękach aż sześć nagrań z najbogatszym Polakiem. To z kolei
oznacza, że Kulczyk nie wykupił swoich taśm - a przynajmniej nie wszystkie.
Jak czytamy, śledczy mają w swoich rękach aż 1500 godzin
nagrań - ich bohaterzy pochodzą z wielu środowisk; w tym z
kręgów politycznych i biznesowych.
— czytamy w „Fakcie”.
Prokuratorzy nie dają jednak gwarancji, że żadne ze wspomnianych
nagrań nie „wypłynie” - śledczy nie mają bowiem pewności, czy w drugim
obiegu nie funkcjonują kopie taśm. Czyżby czekała nas kolejna
odsłona afery podsłuchowej?
http://wpolityce.pl/polityka/212261-1500-godzin-rozmow-i-6-tasm-z-udzial...
Syndyk o sprawie WGI (RELACJA)
Dziś zeznania będzie składał Tadeusz Kretkiewicz, syndyk Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
72. kolejne resortowe dziecko witane z fanfarami
http://www.pb.pl/3884534,72690,bogowie-wyniosa-syna-miliardera
Przez lata Piotr Woźniak-Starak żył na uboczu sukcesów ojca miliardera, właściciela m.in. Polpharmy. Co najwyżej śledziły go internetowe serwisy plotkarskie, donosząc o romansie z jedną z aktorek lub o jego „trzech firmach w Los Angeles”.
— Od 2005 r. pracuję i mieszkam w Polsce. Owszem, 11 lat spędziłem za granicą, jednak firm w Kalifornii nie mam. Zawsze wiedziałem, że moje miejsce jest w Polsce — tłumaczy właściciel Watchout Productions.
Nakręcony przez jego firmę Watchout Productions film „Bogowie” to zdaniem rynku niemal murowany sukces. Kosztował 6 mln zł, jednak pierwsze recenzje i wysoki budżet marketingowy wskazują, że milionowa widownia nie będzie niespodzianką. Próg rentowności obrazu to około 0,6 mln widzów.
W „Bogów” zainwestowała nie tylko Polpharma, ale także m.in. Agora oraz właściciele Promedu, dystrybutora aparatury medycznej. Biznesplan zakłada, że „Bogowie” przyniosą 10-30 proc. zysku i pozwolą zbudować kolejne relacje z koproducentami, by robić filmy z jeszcze większym budżetem. Za kilkanaście miesięcy powinniśmy zobaczyć „Consuellę” z budżetem 8-12 mln zł w reżyserii Jana Komasy.
— To będzie prawdziwe kino akcji. Udowodnię, że da się zrobić w Polsce. Ponieważ realne sceny pościgów i wybuchy są droższe od efektów komputerowych, to i budżet musi być odpowiednio wyższy — podkreśla właściciel Watchout Productions.
Cały artykuł w Pulsie Biznesu lub internetowym Pulsie Biznesu Premium.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
73. rosyjski gaz przez niemiecką rurę
Polska spółka pomoże Ukrainie sprowadzać więcej gazu z Zachodu. Będzie nowy gazociąg
na lepsze zaopatrzenie Kijowa w błękitne paliwo. Polska Polenergia chce
zainwestować w to przedsięwzięcie kilkaset milionów złotych.
Polenergia współpracuje już w tej sprawie z Naftohazem i niemieckimi operatorami. Jak wyjaśnia członek zarządu spółki Radosław Dudziński, dzięki tej inwestycji Ukraina będzie mogła otrzymywać więcej gazu z Zachodu. Pierwszy z odcinków połączyłby gazociąg biegnący koło Berlina z polską infrastrukturą
w okolicach Świnoujścia. Drugi odcinek zacznie się w Drozdowiczach na
granicy polsko-ukraińskiej i będzie prowadził do miejscowości Bilcze
Wolica. Rozmówca Informacyjnej Agencji Radiowej
dodaje, że efekty tej inwestycji będą widoczne najwcześniej za kilka
lat. Jego zdaniem realna data uruchomienia polsko-niemieckiego odcinka
to koniec 2018 roku. Uruchomienie części ukraińskiej może nastąpić rok
później. Firma deklaruje, ze po wybudowaniu polskiego odcinka gazociągu odsprzeda go Gaz-Systemowi.
Kulczyk zbuduje nowe gazociągi, które zaopatrzą Ukrainę?
niemiecko-polskiej oraz polsko-ukraińskiej, dzięki którym Ukraina byłaby
w stanie otrzymywać w przyszłości miliardy metrów sześciennych gazu z
Zachodu. Spółka chce realizować inwestycję z ukraińskim Naftohazem.
Jan Kulczyk planuje rewolucję na polskim rynku gazu
Już w 2018 roku może zostać oddany do użytku gazociąg
Bernau-Szczecin - powiedział portalowi wnp.pl Zbigniew Prokopowicz,
prezes zarządu Polish Energy Partners. Zbudowanie gazociągu oznaczałoby ogromne przetasowania na polskim rynku gazu i najpewniej uderzyłoby w interesy PGNiG.
Polenergia doda gazu Europie
Spółka
Jana Kulczyka chce połączyć naszą, niemiecką i ukraińską sieć
przesyłową. Wcześniej jednak do pomysłu musi przekonać rząd.
Gaz-System gotowy na budowę 2000 km gazociągów
nowych gazociągów w zachodniej, południowej i wschodniej części Polski.
Dzięki tzw. specustawie o terminalu LNG operator jest spokojny o sprawną
realizację inwestycji.
Afera gruntowa z wyrokiem
Sąd orzekł, że były powody do wszczęcia operacji
specjalnej CBA i wprowadzenie agenta pod przykryciem w tzw. aferze
gruntowej.
14.11.14 RECENZJE: „Afery czasów Donalda Tuska” (książka, 2014).
Te prawie 250 pokrytych drukiem stron, które chcę tutaj przybliżyć,
to efekt mojej wizyty na stoisku z książkami, na tegorocznym FOGu.
Niestety nie potrafiłem się oprzeć i nie jest to jedyna pozycja, którą
nabyłem (pozostałe muszą z braku czasu czekać na swoją kolej), przez co
mój portfel został poważnie uszczuplony he, he… Celem autorów książki
było ukazanie patologii obecnej ekipy rządzącej „bez przemilczeń i
niejasności” i myślę, że w dużej mierze im się to udało. Każdy słyszał o
aferze stoczniowej, hazardowej czy Amber Gold, jednak w reżimowych
mediach przedstawiane były ogólnikowo, unikano personaliów i powiązań z
platformiarzami, w szczególności z Donkiem aka Słońce Peru. Tu mamy
pełen obraz sytuacji, kulisy przekrętów, przytoczone są kompletne
rozmowy aferzystów spod znaku PO, a nie tylko niewielkie fragmenty.
Po przeczytaniu tego wszystkiego, człowiek nie może się nadziwić,
jakim cudem w tych sprawach tak na prawdę nikt nie został osądzony i
skazany, a nazwiska takie jak Nowak i Tusk jeszcze długo funkcjonowały
(niektóre nadal) w polityce. Dobra, może nie tyle dziwi (bo wiadomo
jakiego pokroju są to ludzie), co wkurwia…
Tu
jak na dłoni widać zastosowanie dla słów „Jedno prawo dla nas, drugie
prawo dla nich”. Schetyna wraca do rządu, tylko czekać aż jego koledzy z
afery hazardowej, Chlebowski i Miro zrobią to samo. Cytując tego
ostatniego, „Polska to dziki Kraj”. Tak – dziki, bo w normalnym Kraju
dawno byście odsiadywali karę w pudle.
Oprócz najgłośniejszych afer, autorzy starali się ukazać rolę w całym
tym burdelu, polskich i obcych służb specjalnych, ich upolitycznienie,
celowe osłabianie przez neokomunę, obsadzanie stanowisk swoimi
„towarzyszami” itd. Nie dziwi potem, że ABWehra zajmuje się inwigilacją i
prześladowaniem środowisk nacjonalistycznych, sądy fetują absurdalnie
wysokie wyroki za kilka okrzyków na wykładach stalinowskich oprawców, a
prawdziwe bagno mają pod nosem i nic z tym nie robią. I nie zrobią nic,
dopóki ten układ będzie trwał. Książka napisana jest językiem dość
przystępnym i czyta się w miarę szybko. Nie ma wiele bełkotu
prawniczego, często cechującego tego typu publikacje. Niestety jak na
dłoni widać pro pisowskie sympatie autorów, działalność Kaczyńskich
przedstawiona jest jako panaceum na problemy naszego Kraju. Ja tego nie
łyknąłem. Zresztą każdy ma swój rozum i powinien myśleć samodzielnie.
Polecam wszystkim, tym bardziej, że wybory samorządowe za pasem.
http://drogalegionisty.pl/?p=11120260#more-11120260
Przestępcy pod parasolem służb. O tym, jak SB zbudowała w Polsce mafię
Chociaż
początki przestępczości zorganizowanej sięgają współpracy cinkciarzy z
esbekami jeszcze z lat 80., to już dekadę wcześniej agenci
wykorzystywali kryminalistów.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
74. Żaryn: Matematyczny dowód na
Żaryn: Matematyczny dowód na „seryjnego samobójcę”?
„Prezentowane zestawienia tajemniczych, a powiązanych ze sobą zgonów nie dają się łatwo zbyć”.
„Prezentowane zestawienia tajemniczych, a powiązanych ze sobą zgonów nie dają się łatwo zbyć”.
Kolejna ofiara
seryjnego samobójcy – to niezwykle często powtarzane hasło przy okazji
tajemniczych zgonów. Słyszy się je szczególnie przy okazji śmierci osób
niewygodnych czy groźnych dla wpływowych środowisk III RP. Coraz
powszechniejsza staje się w Polsce teza, że za szeregiem śmierci stoją
znani głównie z czasów PRL-u „nieznani sprawcy”.
W Polsce podobne
stwierdzenia zderzają się jednak zawsze z oskarżeniami o oszołomstwo czy
spiskowość, jednak prezentowane w internecie zestawienia tajemniczych
zgonów nie dają się tak łatwo zbyć.
W serwisie Pokazywarka
zestawiono kilka samobójczych serii. Okazuje się, że historia III RP
naznaczona jest samobójczymi ciągami – tajemniczymi zgonami, dotyczącymi
jednego wątku czy tematu.
Wśród przykładów pokazanych na stronie warto zacytować:
Seria Olewnika, związana z porwanym i zamordowanym w 2003 roku biznesmenem z Płocka, Krzysztofem Olewnikiem.
W tej sprawie „samobójstwo” popełnili:
- Wojciech Franiewski (zm. 19.06.2007) – śmierć w więzieniu, zabójca Krzysztofa Olewnika
- Sławomir Kościuk (zm. 04.04.2008) – śmierć w więzieniu, zabójca Krzysztofa Olewnika
- Robert Pazik (zm. 19.01.2009) – śmierć w więzieniu, zabójca Krzysztofa Olewnika
- Mariusz K. (zm.
13.07.2009) – samobójstwo, strażnik który w czerwcu 2007 roku pełnił
dyżur w olsztyńskim więzieniu, gdy Franiewski powiesił się w celi.
Zgodnie z oficjalnymi przekazami te wszystkie zgony to typowe samobójstwa. Sprawy zostały umorzone.
W serii Papały wymienia się śmierć:
- Artur Zirajewski
ps. Iwan (zm. 03.01.2010) – płatny morderca, jeden z głównych świadków w
sprawie zabójstwa komendanta głównego policji Marka Papały.
- Jeremiasz Barański – powiązany z gangiem pruszkowskim przestępca, zamieszany w zabójstwo Papały, „samobójstwo” w celi.
- Ireneusz Sekuła -
minister i znany poseł na Sejm - samobójstwo, 3-krotnie strzelił siebie w
brzuch 29.04.2000 r. człowiek związany z Pershingiem i mafią.
Kolejna seria, zdaje się najbardziej przejmująca, seria Falzmanna. Michał Falzzman,
inspektor NIK-u, który nagłośnił aferę FOZZ został zdaje się
zamordowany. Wiele wskazuje, że został on otruty, w ramach zemsty za
nagłośnienie rabunkowych patologii w Funduszu. Jego śmierć otworzyła
następną serię zgonów.
W związku z FOZZem zmarli:
- Jacek Sz.- oskarżony w sprawie FOZZ - umarł w 1993r.
- Walerian Pańko -
Prezes NIK i szef Felzmanna – zginął wkrótce po nim w tajemniczym
wypadku samochodowym 7.10.1991 r. (z jego sejfu zniknęły ważne dokumenty
w sprawie FOZZ).
- Policjanci
przybyli jako pierwsi na miejsce przypadku Pański. Oficjalnie utonęli
kilka miesięcy później podczas weekendowego wypoczynku.
- Kierowca W. Pańsko został... skazany na więzienie i wkrótce... również zmarł.
Podobne serie zgonów
dotyczą m.in. śmierci Andrzeja Leppera, sprawy Smoleńska, pokazując, że
podobne problemy występują również zupełnie współcześnie.
Te zestawienia
wskazują jednoznacznie, że w Polsce dzieją się rzeczy zaskakujące.
Nagłe, tajemnicze zgony i ich nagromadzenie w konkretnych sprawach rodzą
podejrzenia. Wydaje się, że jest nieprawdopodobne, by w tych sprawach
występowało nagromadzenie samobójstw. A jeśli tak, powstaje pytanie, co
stoi za powiązanymi ze sobą zgonami.
Dzięki matematyce
można obliczyć prawdopodobieństwo, że dana osoba się zabije. W Polsce w
2013 roku miało miejsce 6097 samobójczych śmierci. A zatem ryzyko, że
ktoś się zabije wynosi (38 mln Polaków/6 tys. samobójstw) jak 1:6333.
Prawdopodobieństwo, że cztery powiązane ze sobą osoby się zabiją wynosi
zatem jak 1:160856254258321. Wydaje się, że jest to zaskakująco mało prawdopodobne.
Widząc te wyniki nie
sposób nie spytać: czy to matematyczny dowód na istnienie „seryjnego
samobójcy”? A może jest jakieś inne wytłumaczenie?
Stanisław Żaryn
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
75. Nie żyje b. premier Józef
Nie żyje b. premier Józef Oleksy
marszałek Sejmu i b. szef SLD Józef Oleksy - poinformował PAP sekretarz
generalny Sojuszu Krzysztof Gawkowski. Miał 69 lat.
„Gangi kosmopolityczne rozkradły Polskę”. Oleksy ujawnił patologie III RP i lewicy
"Ujawnione przez Oleksego mechanizmy
działania lewicy, podejrzenia, zarzuty i opinie są warte nagłaśniania i
wyjaśniania. Pokazują rzetelniejszy obraz III RP niż oficjalny przekaz".
To dzięki jego szczerości w rozmowie z Aleksandrem Gudzowatym
opinia publiczna mogła poznać wiele ciekawych faktów i opinii o lewicy
oraz III RP.
Przypomnijmy kilka z nich:
— mówił o przemianach w Polsce Oleksy.
Dodawał, że „przekręty szły”.
— mówił Gudzowatemu.
Wiele miejsca poświęcił swoim politycznym znajomym:
O Leszku Balcerowiczu wspominał:
Jeszcze ciekawiej było, gdy rozmowa zeszła na Aleksandra Kwaśniewskiego i jego żonę:
O sposobie zarządzania finansami SLD również nie miał dobrego zdania.
— mówił biznesmenowi.
Słuchacze rozmów Oleksego z Gudzowatym mogli również przekonać się, jak działa otoczenie byłego premiera Leszka Millera:
Również ciekawy jest wątek dotyczący syna Leszka Millera:
Rozmowa Gudzowaty Oleksy przez chwilę stała się tematem numer jeden
polskiej debaty publicznej. Jednak jak zwykle skupiano się na wątkach
pobocznych. Rzetelnej analizy tego, co o polskiej lewicy oraz III RP powiedział Oleksy zabrakło. A szkoda.
Ujawnione przez Oleksego mechanizmy działania lewicy, podejrzenia,
zarzuty i opinie są warte nagłaśniania i wyjaśniania. Pokazują one zdaje
się rzetelniejszy obraz III RP niż oficjalny przekaz.
Co znajduje się w dziennikach Oleksego? Brudziński: Będą miały ogromną siłę rażenia
Według "Faktu"
dzienniki Józefa Oleksego mogą być polityczną bombą. - Wspomnienia
byłego premiera będą miały ogromną siłę rażenia. Uważam, że w sferze
politycznej Oleksy mógł nie mieć zahamowań - mówi poseł PiS Joachim
Brudziński.
Minuta ciszy w Sejmie ku czci Józefa Oleksego
Sejm
uczcił minutą ciszy pamięć byłego premiera, Józefa Oleksego. Marszałek
Izby Radosław Sikorski przypomniał, że zmarły polityk był szefem rządu,
wicepremierem, marszałkiem Sejmu i...
Rząd uczcił minutą ciszy pamięć Józefa Oleksego
https://www.premier.gov.pl/multimedia/zdjecia/rzad-uczcil-minuta-ciszy-p...
Przed
wtorkowym posiedzeniem rządu Ewa Kopacz i ministrowie uczcili minutą
ciszy pamięć Józefa Oleksego. Były premier zmarł 9 stycznia po ciężkiej
chorobie.
Pogrzeb Józefa Oleksego. Spocznie na wojskowych Powązkach
Msza święta pogrzebowa zostanie odprawiona 16 stycznia o godz. 12 w
katedrze WP przy ul. Długiej - podała dzisiaj Kancelaria Sejmu. Około
godz. 14 mają się rozpocząć uroczystości pogrzebowe na Cmentarzu
Wojskowym na Powązkach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
76. NOBILITACJA KOMUCHÓW CZY STRACH PRZED ARCHIWUM?
Donald Tusk przyjedzie do Polski. Mimo krytyki
Szef Rady Europejskiej weźmie udział w pogrzebie byłego premiera Polski Józefa Oleksego.Tusk nie zabierał głosu po śmierci Oleksego, który jeszcze kilka
miesięcy przed śmiercią nie szczędził krytyki ówczesnemu premierowi. Informacja o tym, że szef Rady Europejskiej weźmie udział w pogrzebie
związanego z lewicą polityka znalazła się w tygodniowym kalendarzu
aktywności Donalda Tuska.
Choć Maria Oleksy, żona zmarłego chciała by pochowano go na cmentarzu w Wilanowie, ostatecznie zmieniła zdanie. Józef Oleksy spocznie na warszawskich Powązkach, najbardziej prestiżowej nekropolii stolicy.
Jak ustalił Fakt Maria Oleksy, uległa namowom politycznych współpracowników jej byłego męża z lewicy i zgodziła się, by pogrzeb odbył się na Powązkach. Wcześniej z obawy przed protestami działaczy prawicy chciała pogrzebać męża na cmentarzu w Wilanowie. Msza żałobna odbędzie się w piątek o 11. w w warszawskiej Katedrze, a orszak żałobny ruszy o godz. 14. Nie wiadomo co dokładnie przekonało wdowę do zmiany zdania. Pewne jest jednak, że politycy wszystkich opcji na wiadomość o śmierci Oleksego wypowiadali się o nim w samych superlatywach. Chwalili go nie tylko politycy lewicy, ale i przeciwnicy polityczni z PO. Najbardziej zadziwił wszystkich Lech Wałęsa, który na antenie TVP Info, wyznał, że żałuje, że nie zdążył Oleksego przeprosić za oskarżanie go o bycie rosyjskim agentem.
------------------------------------------
Resortowe dzieci w strukturach europejskich
Ich ojcowie robili karierę w PRL‐u, one w urzędach europejskich. Córka b. szefa WSI, córka dziennikarza „Trybuny Ludu” skrywającego rolę KGB w zamachu na papieża Jana Pawła II czy córka byłego pracownika komunistycznego Ministerstwa Sprawiedliwości i dyplomaty III RP – to niektóre przykłady resortowych dzieci ulokowanych w strukturach europejskich – pisze Maciej Marosz w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Urzędy europejskie okazały się cichą i dostatnią przystanią nie tylko dla polityków z górnej półki, którzy współtworzyli opresyjne komunistyczne państwo lub współpracowali z organami odpowiedzialnymi za represje. Drugi garnitur unijnych urzędników również nie pozostaje wolny od związków z okresem komunizmu.
Marzenna Guz-Vetter, córka b. dziennikarza „Trybuny Ludu” Eugeniusza Guza, pracuje obecnie w przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Niemczech. Na placówce w Berlinie przebywa od 2008 r. i jest odpowiedzialna za kwestie polityki sąsiedzkiej i polityki rozszerzeniowej Unii Europejskiej. W latach 2005-2008 była szefem Sekcji Politycznej Reprezentacji Komisji Unii Europejskiej w Polsce. Przed zatrudnieniem w Komisji UE Marzenna Guz-Vetter była redaktorem Polskiego Radia i korespondentem „Gazety Wyborczej” na Węgrzech.
Jej ojciec Eugeniusz Guz, dziennikarz „Trybuny Ludu”, za swoje zasługi dla komunistycznej władzy trafił na „listę Kisiela” – tekst Stefana Kisielewskiego opublikowany w 1984 r., składający się z nazwisk najbardziej zaangażowanych propagandystów. Guz zasłynął także książkami o zamachu na papieża Jana Pawła II w 1981 r. W swoich publikacjach podważał sowieckie ślady tej akcji. Przy okazji ukazania się w 2006 r. kolejnej jego książki o tym samym wydźwięku dziennikarze ujawnili, że Guz przez 3t był zarejestrowanym TW peerelowskiej bezpieki.
Z kolei doradcą medialnym EPP – grupy europarlamentu, do której należy koalicja PO-PSL – jest Agata Byczewska, córka znanego jeszcze z PRL‐u prawnika i dyplomaty Iwo Byczewskiego oraz aktorki i radnej PO Warszawy Anny Nehrebeckiej-Byczewskiej. Iwo Byczewski był wieloletnim pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości PRL. Odszedł stamtąd w roku 1982. W 2012 r. od szefa MSZ-etu Radosława Sikorskiego dostał posadę ambasadora RP w Tunezji.
W instytucjach europejskich polskim reprezentantem jest też córka b. szefa WSI Bolesława Izydorczyka. Monika Izydorczyk została ulokowana w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Na początku 2013 r. zatrudniona była w MSZ-ecie jako st. specjalista spraw międzynarodowych w kwestiach równości płci, a także ideologii gender. Wcześniej zatrudniał ją Urząd ds. Integracji z UE w roli specjalistki od analiz politycznych. Jej ojciec Bolesław Izydorczyk to b. szef Wojskowych Służb Informacyjnych, szkolony przez GRU oficer wojskowego wywiadu PRL‐u. Przeszedł również formację w sowieckiej Akademii Dyplomatycznej.
http://niezalezna.pl/63170-gpc-ujawnia-resortowe-dzieci-w-strukturach-europejskich
"pamiętniki Józefa Oleksego"
Oleksy nie zostawił po sobie pamiętników. "Polityczna bomba" to wymysł tabloidów
Od kilku dni niektóre media informują o tym, że zmarły 9 stycznia Józef Oleksy, były premier i marszałek Sejmu, zostawił po sobie pamiętniki, które "trzymał w sejfie", a które są " polityczną bombą".
Mają ich się bać politycy, którzy z nim współpracowali, bo zawierają "ostre i surowe" rozliczenia z niektórymi osobami.
Te informacje nie są prawdziwe.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,17249741,Oleksy_nie_zostawil_po_sobie_pamietn...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
77. Służby Specjalne
Film, którego nie było
http://youtu.be/IrI_5bSytxw
78. Niesiołowski: przeklęci lustratorzy zrobili krzywdę Oleksemu
Chcę iść na pogrzeb Józefa Oleksego i złożyć biało-czerwone kwiaty na jego grobie - za tę wielką krzywdę, którą mu zrobili ci przeklęci lustratorzy; ci specjaliści od szczucia - ocenia w "Ustalmy Jedno" Onetu Stefan Niesiołowski (PO), były wicemarszałek Sejmu. - Ta cała szczujnia, nie tylko jemu zrobiła krzywdę. Przeciwko tej szczujni chcę położyć biało-czerwone kwiaty. Ta szczujnia dalej szczuje – mówi polityk.
Jak podkreśla Niesiołowski, były premier Józef Oleksy był jednym z najsympatyczniejszych, najinteligentniejszym i najbardziej przenikliwych polityków. - Jest zasługą Oleksego to, że Polska jest demokratyczna, bo był przy Okrągłym Stole - dodaje Stefan Niesiołowski.
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/ustalmy-jedno-niesiolowski-prze...
Pogrzeb Józefa Oleksego w piątek
Miał też Oleksy swoistego pecha: liczba katastrof w jego
życiu politycznym znacznie przekracza normę. W Polsce ludowej, jako
wyróżniający się młody działacz, na „uzdrowicielskim” IX zjeździe PZPR
został szefem centralnej komisji kontroli partyjnej – za co oczywiście
zapłacił wywaleniem z KC na zjeździe X, który z uzdrawianiem zerwał. W
1995 roku, w dość prostacko zmontowanej prowokacji, Andrzej Milczanowski
– szef MSW, będącego wówczas tzw. „resortem prezydenckim” – na
polecenie prezydenta Lecha Wałęsy oskarżył go o szpiegostwo na rzecz
Rosji.
Tak naprawdę, jedyną jego winą była
przyjacielskość wobec całego świata, także Władimira Ałganowa, który
miał stać się najsłynniejszym obcym szpiegiem w historii Niepodległej
Rzeczpospolitej – oraz to, że to w nim, a nie w Aleksandrze
Kwaśniewskim, obóz Wałęsy dostrzegał prawdziwe niebezpieczeństwo
„powrotu komuny”. „Sprawa Oleksego” wybuchła chwilę po zwycięstwie
Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Ale kiedy wysocy
oficerowie MSW przygotowywali tę prowokację z fragmentów raportów z
innych spraw, nikt nie spodziewał się, że Kwaśniewski – młody komuch bez
większych wyczynów w życiorysie – może wygrać z Lechem Wałęsą. Stąd też
ostrze prowokacji, obliczonej na zniszczenie „raz na zawsze” partii
postkomunistycznej w Polsce, wymierzone było w premiera i
najpopularniejszego z liderów SLD, Józefa Oleksego.
Podobnie
absurdalny los spotkał go dekadę później, kiedy w 2005 roku sąd
lustracyjny uznał go za „kłamcę lustracyjnego”, który zataił służbę w
Agenturalnym Wywiadzie Operacyjnym. Dwie instancje uznały Oleksego za kłamcę
lustracyjnego, dopiero Sąd Najwyższy umorzył sprawę, uznając, że Oleksy
działał w warunkach błędu, albowiem konsultował się z szefem WSI, który
powiedział mu, że zasadnicza służba w AWO nie podlega lustracji.
Dwa
lata później, Oleksego trafiły tzw. „taśmy Gudzowatego” – podczas
prywatnej popijawy z przedsiębiorcą, nagranej, a potem upowszechnionej
przez ochronę szefa Bartimpexu, Oleksy wyrażał złośliwości pod adresem
kolegów z partii.
Czytaj dalej: http://polish.ruvr.ru/2015_01_14/Pogrzeb-Jozefa-Oleksego-w-piatek-2153/
W Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe Józefa Oleksego. Przed mszą kondolencje rodzinie złożyli m.in. prezydent Bronisław Komorowski, premier Ewa Kopacz i były prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Po nabożeństwie nastąpi odprowadzenie zmarłego na Cmentarz Wojskowy na Powązkach. Pożegnanie w Domu Pogrzebowym na cmentarzu odbędzie się ok. godz. 13.40. Pogrzeb rozpocznie się ok. godz. 14.
Obok prezydenta Komorowskiego, premier Kopacz, b. prezydenta Kwaśniewskiego, w uroczystościach uczestniczą także m.in. szef SLD, b. premier Leszek Miller, b. premier i b. szef PSL Waldemar Pawlak oraz prezydenta Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Józef Oleksy - były premier, były marszałek Sejmu i były szef SLD - od kilku lat chorował na nowotwór. Zmarł w ubiegły piątek. W czerwcu skończyłby 69 lat.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
79. Kwaśniewski żegna Oleksego:
Kwaśniewski żegna Oleksego: postać symboliczna dla naszego pokolenia
zobacz więcej »
Józef Oleksy spoczął w piątek na Powązkach. Zgodnie z
życzeniem rodziny byłego premiera pożegnał Aleksander Kwaśniewski.
Wcześniej w Katedrze Polowej Wojska Polskiego odbyła się msza święta.
Prezydent Bronisław Komorowski odznaczył pośmiertnie byłego premiera
Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.
Około godziny 14 na wojskowych Powązkach
rozpoczął się pogrzeb Józefa Oleksego. Byłego premiera pożegnał
Aleksander Kwaśniewski, który wygłosił mowę oraz odczytał list od
przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Martina Schulza. Córka Józefa
Oleksego przeczytała z kolei wiersz Cypriana Kamila Norwida "Po balu".
Oleksy został odznaczony "w uznaniu wybitnych zasług dla
transformacji ustrojowej Polski za osiągnięcia w działalności państwowej
i publicznej".
Mszę świętą celebruje abp metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź wspólnie z księżmi diecezji tarnowskiej i siedleckiej.
"Zaskarbił szacunek i wdzięczność"
-
Żegnamy wybitnego polityka, współtwórcę III RP, marszałka Sejmu i
premiera rządu. Zostawił trwały, czytelny, mocny ślad w historii naszej
ojczyzny. Zaskarbił szacunek i wdzięczność - mówił abp Głódź.
Metropolita
gdański podkreślił, że antyklerykalizm nie stanowił wyróżnika postawy
Józefa Oleksego, nie przeszkadzał mu krzyż w Sejmie, nie przyklaskiwał
antykościelnym bataliom.
Arcybiskup wspomniał, że Oleksy urodził
się w katolickiej rodzinie i gdyby komuniści w przededniu jego
maturalnej klasy nie zamknęli niższego seminarium, do którego
uczęszczał, zapewne poszedłby dalej rozpoczętą wtedy drogą. - Tak się
jednak nie stało - dodał.
Przypominał o drodze Oleksego w PRL,
karierze w PZPR. - U schyłku życia tamte wybory tłumaczył oportunizmem i
pragmatyzmem, ambicją, pragnieniem życiowego i zawodowego sukcesu.
Relatywizował swoją postawę. Twierdził, że można było wtedy żyć w
swoistej etycznej magmie, bez stawiania sobie zasadniczych pytań. Czy to
nie były zbyt proste diagnozy? Może o tym wątku swej drogi opowie we
wspomnieniach, które zdążył napisać. Rozliczy tamten czas i ludzi.
Wyjaśni. Wytłumaczy - powiedział metropolita gdański.
Według abp.
Głódzia Oleksy "nie był jednym z janczarów dawnego systemu, tych z
pierwszej linii walki ideologicznej i politycznej", szedł drogą, którą
lewica włoska nazywa "tertia via" - "droga dialogu" i był politykiem o
dużej wrażliwości społecznej.
"Pozostał człowiekiem lewicy"
Po
1989 r. - mówił metropolita gdański - Oleksy "nie przestawił ideowej
zwrotnicy". - Pozostał człowiekiem lewicy. Pragnął ją przebudować,
usunąć z niej toksyny ideologicznego zacietrzewienia, uwolnić od balastu
złej przeszłości - powiedział abp Głódź. Przypomniał, że w III RP
Oleksy zajmował wysokie stanowiska państwowe, stał na czele Sejmu,
rządu, przewodził swej formacji.
- Bywało przecież, że
doświadczał, i to w nader bolesny sposób, tego, o czym przed wiekami
mówił psalmista: "Ostre jak węże ich języki, a jad żmijowy pod ich
wargami". Ponosił klęski, z których, wydawać się mogło, trudno było się
podźwignąć. On to jednak potrafił. Powracał na scenę politycznego życia -
powiedział apb Głódź.
"Zachował szacunek dla przeciwnika"
Podczas mszy głos zabrali marszałek Sejmu Radosław Sikorski i premier Ewa Kopacz.
-
W pamięci parlamentarzystów zapisał się jako człowiek pracowity, pełen
energii, który z zaangażowaniem i odpowiedzialnością podejmował swoje
obowiązki. Był lubiany i szanowny przez uczestników życia politycznego,
uważany był za polityka wyważonego, dobrego negocjatora, otwartego na
ludzi - mówił Sikorski, podkreślając, że cenił go za dialogi i poczucie
humoru.
- Panie marszałku Józefie Oleksy, żegnam pana w imieniu Sejmu Rzeczpospolitej. Spoczywaj w pokoju - dodał Sikorski.
Premier Kopacz, wspominając Oleksego, podkreślała szacunek dla jego
postawy w momentach dla niego najtrudniejszych, gdy "polityka sięgnęła
po najcięższe argumenty".
- W takiej chwili jak dziś odchodzą
różnice, a zostaje pamięć o człowieku, który bronił swoich racji,
zachowując szacunek dla przeciwników (...) i urok przyzwoitego oponenta,
który do życia politycznego wprowadził dżentelmeńską zasadę dyskusji,
który swoim życiorysem wpisał się w pełną wyzwań i prób historię Polski.
Za to wszystko dzisiaj, panie premierze, dziękuję - powiedziała premier
Kopacz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
80. Dzięki Marylo
Przypomnialem sobie w tym blogu i komentarzach, przez kilka godzin tu czytanych, kawał historii.
Akurat te zapiski w przeciwieństwie do wielu historii pisanych teraz od nowa przemawiają prawdą i autentyzmem.
Podziwiam wspólczesny zachwyt wszystkich polityków wszystkich środowisk śp Józefem Oleksym. Widziałem faceta z bliska dwa razy. Pierwszy raz w Sejmie w restauracji u Hawełki do której na kawę zaprosił mnie ówczesny poseł PiS Paweł Poncyljusz. Przy każdym stoliku gwar i wesołe rozmowy. Jeden tylko Oleksy siedział sam w kącie przy czteroosobowym stoliku i coś przez godzinę smutno sączył. Nikt nawet na niego nie spojrzał. Miałem chęć podejść do niego zagadać i pocieszyć. Szkoda że górnolotne sprawy antysocjalistyczne które (skutecznie skądinąd) omawiałem z P.Poncyljuszem zajęły mnie za bardzo i Oleksemu wtedy nawet nie rzekłem "dzień dobry".
81. i tylko gaz wciąż rosyjski, a zarabiają Niemcy
Karski apeluje o wsparcie gazociągu Bernau-Szczecin
Europoseł Karol Karski zwrócił się do KE
z interpelacją ws. możliwości wsparcia budowy gazociągu
Bernau-Szczecin. Rurociąg byłby strategicznym elementem korytarza
gazowego Zachód – Wschód.
W interpelacji europoseł Karol Karski pyta Komisję Europejską o
możliwości wsparcia budowy tej inwestycji oraz o inne rozwiązania, które
zwiększyłyby niezależność energetyczną krajów UE od Rosji.
- Chodzi o dostawy nośników energii. Trzeba wiedzieć, że jak
największa ilość połączeń rurociągów gazowych, i naftowych daje nam
możliwość sprowadzania nośników energii w sposób bardziej
zdywersyfikowany. Biorąc pod uwagę politykę bezpieczeństwa, w zakresie
współpracy energetycznej w UE, należałoby sądzić, że KE powinna być
zainteresowana tego typu problematyką. Rurociąg Bernau-Szczecin będzie
łączyć rurociągi istniejące na terenie Niemiec polskim systemem
energetycznym. W takiej sytuacji mielibyśmy możliwość większego
zdywersyfikowania dostaw surowców energetycznych – mówi europoseł Karol Karski.
Długość gazociągu wynosiłaby 150 kilometrów. 85 procent zlokalizowane byłoby na terytorium Niemiec. Powstałby w okolicach Polic.
"Afera Borata" - śmiali się Austriacy. Przestali, gdy zobaczyli prawdę
Rachat Alijew, były zięć, a potem wróg dyktatora Kazachstanu, został wczoraj znaleziony martwy w austriackim więzieniu.
To kolejna kazachska afera, z którą musi się uporać Wiedeń.
- Wątpię, by to było samobójstwo - twierdzi Klaus Ainedter, jeden z adwokatów Alijewa. Jego klient, podejrzany o morderstwo i tortury, od pół roku siedział w areszcie tymczasowym w dzielnicy Wiednia Josefstadt. We wtorek miał zeznawać przed sądem w procesie przeciw dwóm współwięźniom z tej samej celi
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75477,17479493,Tajemnicza_smierc_w_Austrii.html#ixz...
Miało być złoto i miedź, są puste jurty i konta
Spółka zależna MSX Resources straciła prawo do udziałów w spółkach, poszukujących surowców w Mongolii.
Dariusz Górecki i Maciej Chorążak, występujący pod szyldem
luksemburskiego funduszu Tarantoga Capital, wprowadzili nas w błąd i nie
zapłacili mongolskim partnerom, przez co straciliśmy prawa do udziałów w
złożach surowców - tak spółka MSX Resources, której notowania zostały w
tym tygodniu zawieszone za brak raportu kwartalnego, tłumaczy przyczyny opóźnienia w jego publikacji.
III RP odzyskana dla Michnika. Amber Gold , BGŻ, KNF, LOT ...
Ch.., dupa i kamieni kupa - Blogmedia24
Kierwiński: SKOK-i mogą być jedną z największych afer finansowych
Jestem
przekonany, że SKOK-i mogą być jedną z największych afer finansowych
w 25-leciu - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM szef gabinetu politycznego
Ewy Kopacz Marcin Kierwiński
----------------------------------------------
O SKOK Wołomin i wątku Piotra P. zamieszanego w pobicie wiceszefa KNF pisaliśmy na portalu niezalezna.pl w grudniu 2014 r. Piotr
P., członek rady nadzorczej SKOK Wołomin, to były agent Wojskowych
Służb Informacyjnych, bliski współpracownik płk. Aleksandra Lichockiego
(ostatniego szefa Zarządu I Szefostwa WSW) i były prezes Fundacji Pro
Civili. Fundacji poświęcone zostały obszerne fragmenty
Raportu z Weryfikacji WSI, a istotne miejsce w nich zajmuje obecny
prezydent RP, a ówczesny minister obrony
narodowej, Bronisław Komorowski.
CZYTAJ WIĘCEJ: Zlecenie zabójstwa wiceszefa KNF. W tle WSI i agent inwigilujący prawicę
- Tenże Polaszczyk okazuje się, że jest w bliskiej komitywie z panem prezydentem Komorowskim. Chciałbym
się dowiedzieć, chciałbym, żeby dziennikarze zapytali dzisiaj pana
prezydenta Komorowskiego, czy prawdą jest, że pan Polaszczyk bywał
w Pałacu Prezydenckim - mówił w poniedziałek Kurski. Od tego czasu nikt jednak prezydenta Komorowskiego o tę sprawę nie pytał.
Kilka miesięcy temu również tygodnik "W Sieci" piórem Wojciecha Surmacza
opisywał relacje, jakie łączą Piotra P. z synem Bronisława
Komorowskiego. - Piotr P. zainicjował tam działalność grupy
kilkudziesięciu spółek, skupionych dzisiaj wokół Celtic Property
Development, która przejęła kontrolę nad terenami dawnej fabryki
traktorów. Prokurentem Maddy Investments, podmiotu blisko
współpracującego z tą grupą, jest Tadeusz Komorowski, syn polskiego
prezydenta. Może prokuratura zbada działalność P. i wołomińskiej
spółdzielni wojskowej również w tym kontekście? - pisał Surmacz.
Autor niejako "wywołany do tablicy" zwrócił uwagę, że od czasu
publikacji tych informacji nie było żadnych sprostowań podanych faktów:
http://niezalezna.pl/65182-wraca-temat-relacji-komorowskiego-z-wsi-co-ma...
SKOK-i: mógłby być bufor dla parabanków, a jest problem
Obecnie dostępne źródła nie podają wyników sektora bankowego
z początku lat 90., ale boom kredytowy, jaki miał wówczas miejsce,
skończył się wysypem złych długów, bankructwami części banków i koniecznością dokapitalizowania państwowych banków. Na stronach internetowych
KNF historia wyników sektora bankowego zaczyna się w 1993 r. Cały
system bankowy miał wówczas stratę przekraczającą 400 mln zł (kwota z
uwzględnieniem denominacji, jaką przeprowadzono z początkiem 1995 r.,
ale w ujęciu nominalnym – dziś należałoby ją pomnożyć przez cztery).
Banki państwowe straciły ponad ćwierć miliarda ówczesnych złotych, a
ujemny wynik banków spółdzielczych zarówno w 1993, jak i w 1994 r.
zbliżał się do 200 mln zł. Wypłaty środków gwarantowanych
przez BFG nie pokazują jednak całości strat w SKOK-ach. Jak wynika z
danych KNF, gdyby kasy podały informacje
o swojej sytuacji finansowej w pełni uwzględniając wytyczne nadzoru, to
okazałoby się, że według stanu na koniec września ub.r. ich fundusze
własne to minus 250 mln zł, a niedobór w stosunku do wymogów
regulacyjnych przekracza miliard złotych. Dziś nie wiadomo jednak, w
jakiej części straty są efektem nieudolnego zarządzania ryzykiem w
kasach, w jakiej ewentualnego celowego działania, a w jakiej – jak
argumentują zwykle przedstawiciele SKOK-ów – zmieniających się ciągle
regulacji w odniesieniu do tego segmentu rynku finansowego.
Kolejni świadkowie w sprawie WGI (RELACJA)
Trzy
osoby zostały wezwane na dzisiejszą rozprawę w sprawie przeciwko szefom
Warszawskiej Grupie Inwestycyjnej. Zeznawać będzie jednak najwyżej
dwóch.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
82. PGNiG złożyło wniosek do
PGNiG złożyło wniosek do UOKiK w sprawie kontroli nad Bartimpex i Gas-Trading
(PGNiG) i jego spółka zależna Gas Assets Management (GAM) złożyły
wniosek do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) w sprawie
przejęcia przez GAM kontroli nad Przedsiębiorstwem Handlu Zagranicznego
Bartimpex oraz przejęcia przez obie spółki kontroli nad Gas-Trading,
podał Urząd.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
83. Zbigniew Ziobro przed
Zbigniew Ziobro przed Trybunał Stanu. Na kampanię wyborczą
Komisja odpowiedzialności konstytucyjnej chce rekomendować postawienie przed TS byłego ministra sprawiedliwości.
konstytucyjnej zamierza zarekomendować Sejmowi postawienie przed
Trybunałem Stanu byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
środę. Byłby to początek finalizowania długiego procesu stawiania
Ziobry przed Trybunałem, trwającego od 2008 r. Wniosku w sprawie prezesa
PiS Jarosława Kaczyńskiego posłowie nie zdążą już rozpatrzyć do końca
tej kadencji.
Za walkę z "układem"
Byłemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i Zbigniewowi Ziobrze
Trybunał grozi za to, że w czasach swoich rządów (2005-07) ścigali
mityczny "układ", naruszając przy tym prawo i konstytucję.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,17760720,Zbigniew_Ziobro_przed_Trybunal_Stanu__Na_kampanie.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
84. Minuta ciszy w Sejmie. Na
Minuta ciszy w Sejmie. Na wniosek SLD posłowie uczcili pamięć Barbary Blidy w przeddzień 8. rocznicy jej śmierci
Była posłanka SLD i minister budownictwa
popełniła samobójstwo 25 kwietnia 2007 r.. Prokuratura chciała postawić
jej zarzuty związane z korupcją przy handlu węglem.
Była posłanka SLD i minister budownictwa popełniła samobójstwo 25 kwietnia 2007 r., kiedy funkcjonariusze ABW przyszli przeszukać jej dom w
Siemianowicach Śląskich i zatrzymać ją na polecenie Prokuratury
Okręgowej w Katowicach. Miały jej zostać przedstawione zarzuty w
śledztwie dotyczącym tzw. afery węglowej. Sprawę śmierci Blidy badała sejmowa komisja śledcza.
Komisja odpowiedzialności konstytucyjnej za Trybunałem Stanu dla Ziobry
–
To jest sąd kapturowy na Zbigniewem Ziobrą, proces inkwizycyjny –
powiedział Arkadiusz Mularczyk komentując decyzję komisji
odpowiedzialności... więcej
Mieliśmy do czynienia z wpływaniem ministra sprawiedliwości zarówno na
policję, CBŚ, ABW i CBA. I trzeba uznać, że jest to prawdziwe zagrożenie
dla funkcjonowania demokratycznego państwa – powiedział Robert
Kropiwnicki z PO, przewodniczący komisji odpowiedzialności
konstytucyjnej. Podkreślił, że przyjęcie wniosku, że postawienie Ziobry
przed Trybunałem Stanu jest zasadne, to pierwszy etap procedury. Drugi
będzie polegał na przyjęciu sprawozdania, w którym znajdzie się
szczegółowe odniesienie do poszczególnych zarzutów. Sprawozdanie to ma
zostać przyjęte 14 maja.
Chwilę przed tym, kiedy komisja podjęła decyzję, jej posiedzenie
opuścili posłowie PiS i Zjednoczonej Prawicy. Jak mówili, to protest
przeciwko odrzuceniu wniosków dowodowych złożonych przez obronę.
Arkadiusz Mularczyk powiedział dziennikarzom, że odrzucenie wniosków to
hucpa i sąd kapturowy. – Nie mogliśmy w tym dłużej uczestniczyć. To jest
sąd kapturowy na Zbigniewem Ziobrą, proces inkwizycyjny, którego celem
jest postawienie Ziobry przed TS wbrew wszelkim zasadom prawa. Jest nam
wstyd, że w polskim parlamencie w taki sposób sądzi się byłego
Prokuratora Generalnego. To białoruskie standardy – powiedział
Mularczyk. W podobnym tonie wypowiadał się poseł PiS Jarosław Zieliński,
dla którego to hańba i hucpa polityczna.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
85. Rządy Polski i Niemiec
Rządy Polski i Niemiec omawiały budowę nowych transgranicznych gazociągów?
"Kwestie energetyczne i sprawa połączeń gazowych" miały być jednym z
tematów poniedziałkowych konsultacji rządów Polski i Niemiec, jak
jeszcze w poniedziałek rano zapowiadała PAP.
Jednak w
komunikacie wydanym po konsultacjach przez Centrum Informacyjne Rządu
nie ma najmniejszej wzmianki na temat połączeń gazowych między Polską i
Niemcami. Natomiast wiadomo, że wicepremier Janusz Piechociński
rozmawiał w ramach międzyrządowych konsultacji z wicekanclerzem,
ministrem gospodarki i energetyki Niemiec Sigmarem Gabrielem. Wydany po
tym spotkaniu komunikat resortu gospodarki jest ogólnikowy.
Nie udało nam się ustalić, czy Piechociński i Gabriel rozmawiali o
budowie kolejnego transgranicznego gazociągu: z Bernau pod Berlinem do
Szczecina i Polic. Projekt takiego gazociągu w przeszłości promował
przedsiębiorca Aleksander Gudzowaty, polski partner Gazpromu. Obecnie do
planów budowy tej rury proponuje wrócić firma Polenergia, kontrolowana
przez fundusz Kulczyk Investments. Jednak do tego projektu powinna
dołączyć nadzorowana przez Ministerstwo Gospodarki państwowa firma
Gaz-System, która zgodnie z przepisami ma wyłączność na zarządzanie
gazociągami przesyłowymi w Polsce. Jest jeszcze jeden problem. Obecnie
budowa gazociągu z Niemiec na Pomorze Zachodnie mogłoby utrudnić
planowaną rozbudowę gazoportu w Świnoujściu, gdyż obecnie rurami w tym
rejonie Polski nie można by przetransportować całości surowca z
rozbudowanego gazoportu i rury Bernau - Szczecin.
Wyrok ws. afert WGI
Akt oskarżenia przeciwko trzem oskarżonym - Maciejowi S., Łukaszowi K. i
Andrzejowi S. - wniosła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, oskarżając
ich o wyrządzenie "szkody majątkowej w wielkich
rozmiarach" w łącznej wysokości prawie 248 mln zł. Tyle mieli stracić
klienci WGI. Wszystkim grozi maksymalnie 10 lat więzienia.
zł i 175 tys. zł grzywny skazał w środę Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli
trzech byłych szefów spółki WGI Consulting, oskarżonych o złamanie
Kodeksu spółek handlowych i nieprawidłowości księgowe.
W sprawie zgłosiło się blisko 1,5 tys. poszkodowanych wierzycieli,
którzy szacują swoje straty na co najmniej 247 mln zł. Proces ws. WGI DM
toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie, a szefowie
firmy są oskarżeni o wyrządzenie szkody majątkowej w wielkich
rozmiarach, za co grozi do 10 lat więzienia.
W środę Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli zakończył poboczny proces ws.
WGI, dotyczący spółki-córki, WGI Consulting, powołanej w 2005 r., która
rok później została postawiona w stan upadłości.
W 2012 r. prokuratura oskarżyła b. prezesa WGI Consulting, 39-letniego
dziś Macieja S. oraz wiceszefów spółki Łukasza K. i Arkadiusza R. o to,
że w obliczu upadłości uregulowali zobowiązanie jedynie
12 obligatoriuszom, których faworyzowali względem innych wierzycieli -
wypłacili im 2,9 mln zł. Mieli też - wbrew przepisom ustawy o
rachunkowości - nie prowadzić ewidencji obligacji własnych po tym,
jak przestała to robić ich spółka-matka - WGI Dom Maklerski.
Ponadto prokurator zarzucił oskarżonym, że podawali w księgach
rachunkowych nierzetelne dane, nie wykazywali ujemnego salda, nie
wykazywali też zakupu zagranicznych obligacji, wreszcie też nie
sporządzili sprawozdania finansowego spółki za 2005 r. i nie złożyli
wniosku o upadłość WGI Consulting mimo że były ku temu ustawowe powody.
Za tak opisane przestępstwa z Kodeksu spółek handlowych i
ustawy rachunkowości groziła kara grzywny, ograniczenia wolności lub
pozbawienia wolności do 2 lat.
W środę sąd uznał winę oskarżonych za 4 z 5 zarzutów. Łącznie sąd skazał
Macieja S. i Łukasza K. na rok i dwa miesiące więzienia w zawieszeniu
na 4-letni okres próbny (prokurator wnosił o 2-letni
okres próbny, ale zdaniem sądu było to zbyt łagodne). Ponadto S. miałby
zapłacić 200 tys. zł grzywny i ponad 50 tys. zł różnych opłat sądowych.
Arkadiusz R. został skazany na łączną karę 175 tys. zł
grzywny i obowiązek poniesienia ponad 50 tys. zł kosztów oraz opłat
sądowych.
Sąd uchylił zakaz opuszczani kraju i zatrzymanie paszportów wobec trzech szefów Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej.
Większość oskarżycieli posiłkowych sprzeciwiła się temu od razu, ale reprezentujący część
poszkodowanych radca prawny Dariusz Okolski poprosił o czas na
ustosunkowanie się do wniosku. Dziś właśnie przedstawił swoje
stanowisko. Podobnie jak pozostali przedstawiciel poszkodowanych
sprzeciwił się zgodzie na wyjazd i wydanie paszportów szefom WGI.
Zwracał uwagę, że uchylenie środka zapobiegawczego
jest możliwe tylko w przypadku ustania przyczyny jego ustanowienia, a
ta przesłanka nie zachodzi w sprawie WGI. Zakaz wyjazdu ma bowiem
zabezpieczyć właściwy przebieg postepowania.
- Zakaz opuszczania kraju jest środkiem
zapobiegawczym o charakterze nieizolacyjnym. Oskarżeni nigdy nie byli
zatrzymani. Oskarżeni maja rodziny w Polsce. Brak jest przesłanek
wyjazdu dla celów zdrowotnych – mówił Dariusz Okolski.
Podkreślił, że uchylenie zakazu byłoby sprzeczne z
zasadami współżycia społecznego, moralności i poczucia sprawiedliwości
każdego poszkodowanego w sprawie WGI. W sprawie WGI toczą się trzy
postepowania karne przed sądem i trzy przygotowawcze w prokuraturze.
Zabezpieczenia w postaci hipotek uznał za fikcyjne, m.in. ze względu na
ruchy własnościowe dokonane na willi jednego z oskarżonych stanowiącej
zabezpieczenie i brak wartości spółki, której majątek stanowi
zabezpieczenie. Podkreślał też, że 200 tys. zł poręczenia majątkowego od
każdego oskarżonego jest niewspółmierne do straconych przez klientów
WGI 340 mln zł.
Groźba wojny gazowej z Rosją. KE chce, by Polacy w całości kontrolowali Gazociąg Jamalski
Grozi nam wojna gazowa z Rosją. To czarny scenariusz w sporze o spółkę,
która jest właścicielem polskiej części gazociągu Jamał-Europa. Polski rząd powinien zaangażować się w tę sprawę. To dobry moment, by wymóc na Moskwie ustępstwa.
MOSKIEWSKI WYBUCH
Eksperci są zgodni.
Propozycje KE, gdyby wykonać je od razu, mogłyby w obecnej zaognionej
sytuacji międzynarodowej doprowadzić do prawdziwej polsko-rosyjskiej
gazowej wojny. Choć wynik tego konfliktu nie musi być dla nas
jednoznacznie fatalny. Dlaczego?
Taśma Bronisława Komorowskiego
http://www.tajne24.pl/tasma-bronislawa-komorowskiego/
Czego dotyczyła rozmowa prezydenta Bronisława Komorowskiego z biznesmenem Krzysztofem W.? Jak powstało nagranie? Odpowiedzi na te pytania znajdują się w nieopublikowanym materiale, który w 2011 roku trafił do kierowanej przez Pawła Lisickiego redakcji „Rzeczpospolitej”.
Ubiegłoroczna tzw. „afera taśmowa” zaabsorbowała opinię publiczną i media. Opublikowane przez tygodnik „Wprost” nagrania z rozmowami najważniejszych osób w państwie, polityków i dziennikarzy dotyczyły lat 2011-2013. Prawdziwa afera miała jednak wybuchnąć znacznie wcześniej niż w 2014 roku bo w połowie 2011 – tuż przed wyborami parlamentarnymi.
Do redakcji dziennika „Rzeczpospolita” kierowanej wówczas przez Pawła Lisickiego trafił tekst zatytułowany „Co kryje archiwum pana Krzysia?” dotyczący zarekwirowanego przez policję „archiwum” haków na najważniejsze osoby w państwie. Wśród nagrań z tysiącami godzin zarejestrowanych rozmów najważniejszych ludzi w państwie znajdowała się m.in. taśma z 2007 roku zawierająca rozmowę wpływowego biznesmena z Bronisławem Komorowskim.
Materiał do redakcji „Rzeczpospolitej” trafił za pośrednictwem Piotra Nisztora – tego samego, który w 2014 roku przyniósł taśmy z lat 2011-2013 do redakcji tygodnika „Wprost”. Dlaczego tytułujący się „Niepokornym” Paweł Lisicki nie zdecydował się na publikację materiału, którego treść wskazywała, że na PiS były zbierane haki?
PGNiG przejmuje kontrolę nad Bartimpexem
zależna PGNiG) kontroli nad Przedsiębiorstwem Handlu Zagranicznego
Bartimpex, a także przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo i GAS
Assets Management nad spółką Gas-Trading
7 mln kaucji od każdego z szefów WGI?
Zaledwie
kilkanaście minut trwała dzisiejsza rozprawa w sprawie Warszawskiej
Grupy Inwestycyjnej (WGI). To wynik jednego zdania jakie wygłosił
świadek Mirosław G.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
86. Przerzut Żydów z ZSRR przez
Przerzut Żydów z ZSRR przez polski wywiad. Bohaterowie afery Art B ślą tajemnicze zaproszenia
Andrzej
Gąsiorowski i Bogusław Bagsik, bohaterowie afery Art-B stoją za
tajemniczą konferencją o operacji polskiego i izraelskiego wywiadu z lat
90.- donosi portal tvn24.pl
Jak pisze tvn24.pl konferencja ma dotyczyć akcji "Most".
Operacja 'Most' to kryptonim operacji przerzutu Żydów z ZSRR do Izraela w
latach 1990-1994 tranzytem przez lotniska w Polsce przy pomocy służb
specjalnych Izraela i Polski. Była realizowaną z ogromnym ryzykiem
największą i najtrudniejszą w historii tajną misją polskich służb specjalnych. Miała na zawsze pozostać ściśle chronioną tajemnicą - piszą organizatorzy w zaproszeniu.
Na konferencji mają się pojawić przedstawiciele rządu Polski i Izraela, resortu służb specjalnych, chrześcijańskich wspólnot religijnych, środowisk żydowskich, firm komercyjnych, ośrodków akademickich, korpusu dyplomatycznego oraz mediów.
Organizatorzy powołują się na szereg znanych postaci z życia publicznego. Wśród nich jest profesor Roman Kuźniar, doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.
– Jestem zaskoczony i zdumiony. Nic o tym nie wiem – mówi w rozmowie z dziennikarzem tvn24.pl.
Zaskoczony był również Marek Biernacki, który koordynuje pracę polskich służb specjalnych. Zlecił on służbom sprawdzić dokładnie tę sprawę.
ZOBACZ TEŻ: Bohater największej afery III RP wrócił z Izraela do Polski>>>
Najsłynniejsi aferzyści III RP i byli oficerowie wywiadu. Organizują konferencję o exodusie Żydów
Bohaterowie afery Art-B o tajnej operacji polskiego i izraelskiego wywiadu z początku lat 90.
czytaj dalej »
Jak informują w zaproszeniu organizatorzy, relacja z konferencji ma
być transmitowana do 500 mln widzów w ponad 200 krajach świata.
Zaproszeni na nią mieli zostać przedstawiciele rządu Polski i Izraela,
resortu służb specjalnych, chrześcijańskich wspólnot religijnych,
środowisk żydowskich, firm komercyjnych, ośrodków akademickich, korpusu
dyplomatycznego oraz mediów.
Obok Andrzeja Gąsiorowskiego jako
współorganizator spotkania wymieniony jest mecenas Marek Zarządzki z
organizacji byłych oficerów Wywiadu Polska. Zapowiedziani są również
znamienici goście, np. Lea Shemtov - wiceprzewodnicząca Knesetu czy
generał Roman Jagiełło - były szef służb specjalnych w Izraelu.
W
warszawskiej ambasadzie Izraela usłyszeliśmy: "wiemy o konferencji,
nasz przedstawiciel weźmie w niej udział, ale nie jesteśmy
organizatorem". Nasz rozmówca potwierdził również, że w konferencji
rzeczywiście weźmie udział była wiceszefowa Knesetu.
– Nie
pamiętam w mojej pracy parlamentarnej tak specyficznej treści
zaproszenia. To raczej zajęcie dla instytucji państwowych, nikt z
poważnych polityków nie wybierze się na tę konferencję. W mojej ocenie
ona szkodzi także relacjom polsko-izraelskim – mówi nam Jerzy Polaczek,
wiceprzewodniczący sejmowej komisji spraw wewnętrznych.
Bagsik, Gąsiorowski i… Żagiel
Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski stworzyli na początku lat 90.
holding Art-B. Ich najsłynniejszy "wynalazek" to tzw. oscylator. Na czym
polegał?
Wystarczyło założyć lokatę, pobrać potwierdzony przez
bank czek, przekazać go do innego banku, zrealizować i założyć tam
lokatę, pobrać kolejny czek, zrealizować i założyć lokatę, i tak w
kółko. Informacja o tym, że czek został zrealizowany, a pieniądze już
pobrane z konta w danym banku i przekazane do kolejnego, szła pocztą. To
trwało, więc te same pieniądze były oprocentowane w kilku miejscach
równocześnie. Dzięki temu w krótkim czasie Bagsik i Gąsiorowski
dysponowali majątkiem wartym kilkaset milionów złotych. Ich tropem
ruszyły służby specjalne i wkrótce z biznesmenów stali się aferzystami:
poszukiwano ich międzynarodowymi listami gończymi.
Bogusław Bagsik
wpadł w Szwajcarii. Wrócił do Polski w kajdankach i został skazany na
dziewięć lat więzienia, które odsiedział. Inaczej potoczyły się losy
Andrzeja Gąsiorowskiego, który ukrył się w Izraelu – mieszkał w pięknej
nadmorskiej Cezarei. W 2013 roku przedawniły się zarzuty wobec niego.
Przed kilkoma tygodniami pierwszy raz pojawił się publicznie w Polsce
– w Sejmie na konferencji poświęconej "wolności w biznesie".
Nietuzinkową
postacią jest również biznesmen Andrzej Żagiel, którego nazwisko
pojawia się wśród współorganizatorów konferencji. Toczyło się wobec
niego kilka śledztw, łączony był z tzw. ośrodkiem wiedeńskim, stawał
przed sejmową komisją śledczą, wyjaśniającą kulisy afery wokół Orlenu.
Były prezes Art-B: zaczęto nas ścigać, bo premier sobie tego zażyczył
zobacz więcej »
- Po próbie spłacenia Ursusa zaczęto nas ścigać, bo
premier Jan Krzysztof Bielecki sobie tego zażyczył. Nie wiem, dlaczego
postanowił nas wykończyć, trzeba zapytać Bieleckiego. Zostałem zapytany,
skąd wziąłem pieniądze i spokojnie wszystko opowiedziałem premierowi –
powiedział w „Piaskiem po oczach” Andrzej Gąsiorowski, biznesmen, były
prezes Art-B.
Andrzej Gąsiorowski razem z Bogusławem Bagsikiem stworzyli na początku lat 90. holding Art-B.
Jak mówił ten pierwszy w piątek w "Piaskiem po oczach", holding zajmował
się m.in. finansowaniem tajnej operacji przerzutu Żydów z ZSRR do
Izraela pod kryptonimem Most.
W
środę portal tvn24.pl informował o tym, że Gąsiorowski i Bogusław
Bagsik organizują w Warszawie konferencję poświęconą właśnie tej
operacji.
- Ja w operację Most wszedłem w 1985 roku. Kiedy
poszła informacja, że gen. Jaruzelski podpisał układ, który był wtedy
tajny, o tym, że Polska zgadza się na współudział w operacji
wypuszczenia Żydów ze Związku Radzieckiego przez Polskę tranzytem,
zacząłem tym mocno żyć. Czyli lobbing, wspieranie, angażowanie innych
ludzi do tej operacji - mówił Gąsiorowski na antenie TVN24.
Podkreślił,
że to nie on decydował o tym, kto będzie zajmował się operacją Most. -
Zostaliśmy oddelegowani przez Ministerstwo Obrony Narodowej - mówił.
Doprecyzował, że Art-B miało pomóc w nawiązaniu kontaktów pomiędzy
Polską a Izraelem. - Jest to normalną procedurą, że rządy wrogich sobie
krajów posługują się pośrednią formułą. Myśmy to wypełnili - ocenił.
Afera Art-B
Gąsiorowski odniósł się do tzw. afery Art-B. Pod
koniec lat 80. razem z Bagsikiem wymyślili tzw. oscylator - korzystając
z luki w prawie finansowym, wielokrotnie oprocentowywali te same
pieniądze w różnych bankach. Omijając prawo, mieli zarobić w ten sposób
4,2 biliona ówczesnych złotych (420 milionów dzisiejszych złotych).
Śledztwo w tej sprawie umorzono w 2014 roku.
- Bielecki (ówczesny
premier - red.) określił nas jako niebezpieczną grupę i najpierw
wykańczał nas metodami operacyjnymi, a potem dorobił do tego ideologię.
Ja mam dane, że przed postawieniem nam zarzutów Bielecki nakazał spotkać
się służbom i ludziom z banków z przedstawicielami USA w sprawie
deportacji – mówił Gąsiorowski.
Zauważył, że w sprawie oscylatora
"do dzisiaj żaden z banków nie wniósł roszczeń". - Ten główny bank, Bank
Handlowo-Kredytowy (zdaniem prokuratury główny pokrzywdzony, BHK
pokrywał czeki Art-B - red.) na mocy umowy przejął akcje Art-B i
likwiduje je do dzisiaj. Bank nie upadł, ale jest likwidowany i jedynym
majątkiem jest Art-B, które jest likwidowane przez 23 lata - zaznaczył.
Pytany
o to, skąd znał metodę oscylatora, Gąsiorowski odparł, że "pomysł ten
był szeroko stosowany w Polsce". - Tutaj można było nabyć tę wiedzę -
stwierdził.
Ucieczka do Izraela
W 1991 r. właściciele
Art-B uciekli do Izraela, którego obywatelstwo uzyskali. Trwały tam
negocjacje z polskimi prokuratorami i likwidatorem Art-B w sprawie
zwrotu części ich zobowiązań. Izrael odmówił ekstradycji Bagsika i
Gąsiorowskiego. Bagsik został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany
Polsce i skazany w 2000 r., m.in. za oscylator, na 9 lat więzienia. Na
poczet kary zaliczono mu areszt i wyszedł w 2004 r.
Bagsik
twierdził, że oscylator nie był przestępstwem i nikt na nim nie
stracił. W lipcu przed Sądem Okręgowym w Kaliszu rusza proces Andrzeja
Gąsiorowskiego. Oskarżony jest jednak nie za oscylator, tylko za
przywłaszczenie pieniędzy własnej spółki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
87. witam szanowna Pani Prezes
w doskonałym wątku...wątku afery z przed laty...
Młodzi nie bardzo wiedzą o co chodzi a starsi troszkę już zapominają...a mnie szlak trafia jak widzę aferzystę z przed laty jak śmieje się nam prosto w twarz i robi za celebrytę..
wot Polska Nasza i "nienasza..."
Panie Gąsiorowski..my jeszcze pamiętamy tamten CZAS...zbyt dobrze pamiętamy...za jedno tylko należy się panu...dziękuję,a mianowicie za skompromitowanie pewnego dawnego premiera...a dzisiaj doradcę..ale to wszak awantura tylko w rodzinie...czas miniony,czas przeszły i wszystko się już przedawniło,a szkoda,
bo w normalnym Kraju ten pan powinien o szóstej rano wyjśc w kajdankach...
wieczorne pozdrowienia
gość z drogi
88. Witam Pani Zofio
pamięć ludzka jest ulotna, a media, które powstały z "grzechu pierworodnego" niechętne do pamiętania gangsterom ich przestępstw.
Bezczelność Gąsiorowskiego mniej mnie rusza, niz bezczelność Piaseckiego i spółki.
Zapraszając promują gangsterów i doskonale o tym wiedzą.
Ale kogo to obchodzi poza uczciwymi ludźmi ?
Dla przypomnienia gangsterka z ostatnich 8 lat rządów PO-PSL ZEBRANA "Z GRUBSZA"
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/prezydent-bronislaw-komorowski-czlowiekie...
~m : Pyta pan, panie Michnik, jak to się stało? Ano stało się, nie naraz,ale się stawało powoli i systematycznie.
42 powody:
1) Afera taśmowa
2) Afera hazardowa
3) Afera wyciągowa
4) Afera stadionowa
5) Afera autostradowa
6) Afera stoczniowa
7) Afera AmberGold
8) Afera Elewarru
9) Afera z informatyzacją MSW
10) Afera z budową gazoportu w Świnoujściu oraz dostawami gazu z Kataru
11) Afera z budową elektrowni atomowej (od 5 lat trwa "wybieranie" jej lokalizacji, a kasa dla zarządów specjalnych spółek leci)
12) Afera z opóźnieniem publikacji przez Rządowe Centrum Legislacji ustawy o rajach podatkowych
13) Grabież Polakom połowy oszczędności emerytalnych zgromadzonych w OFE (153 mld zł)
14) Wydłużenie obowiązku pracy (wieku emerytalnego) o 7 lat u kobiet i 2 lata u mężczyzn
15) Rozrost biurokracji (sto tysięcy nowych etatów)
16) Drastyczny wzrost zadłużenia kraju (z 530 mld zł do blisko 1 bln zł)
17) Podniesienie VAT-u na wszystko
18) Podwyższenie o 1/3 składki rentowej (ZUS) dla przedsiębiorców
19) Zamrożenie na 8 lat kwoty wolnej od podatku, kwot uzyskania przychodu oraz progów podatkowych
20) Podniesienie akcyzy na paliwo
21) Likwidacja ulg podatkowych (budowlana, internetowa)
22) Zmniejszenie o 1/3 zasiłku pogrzebowego
23) Wprowadzenie nowego podatku paliwowego - tzw. opłaty zapasowej
24) Nałożenie na Lasy Państwowe haraczu w postaci podatku od przychodu (a nie dochodu!)
25) Prace nad wprowadzeniem podatku smartfonowego i tabletowego
26) Prace nad wprowadzeniem podatku audiowizualnego
27) Przyjęcie zabójczego dla polskiej gospodarki pakietu klimatycznego
28) Zgoda na wprowadzenie do Polski GMO
29) Przyjęcie ustawy o ograniczeniu dostępu obywateli do informacji publicznej
30) Przyjęcie ustawy o ograniczeniu wolności zgromadzeń
31) Przyjęcie ustawy o "bratniej pomocy" (tzw. ustawa 1066)
32) Spuszczenie w sejmowym klozecie kilku milionów podpisów złożonych pod obywatelskimi inicjatywami referendalno-ustawodawczymi
33) Utajnienie raportu o nieprawidłowościach w ZUS do jakich doszło w latach 2008 - 2013
34) Próba nocnej zmiany Konstytucji RP, która umożliwiłaby sprzedaż Lasów Państwowych
35) Doprowadzenie do tragicznego stanu publicznej służby zdrowia (czekanie po kilka lat na wizytę u lekarza specjalisty)
36) Podpisanie z Rosją niekorzystnej umowy gazowej (najdroższy gaz w Europie)
37) Blisko 3-letni paraliż legislacyjny w sprawie wydobywania gazu łupkowego
38) Drenaż Funduszu Rezerwy Demograficznej
39) Wyprzedaż majątku narodowego za ponad 65 mld zł (w tym spółek strategicznych takich jak Azoty Tarnów);
40) Ograniczenie potencjału militarnego
41) Brak przemyślanej i suwerennej polityki zagranicznej
42) Wszechobecny nepotyzm i kolesiostwo (tysiące stanowisk opłacanych z publicznej kasy dla platformianych kolesi)
Bez żartów, panie Michnik. To są pzrestępstwa, tak a propos
zwiń
Projekt Bernau — Szczecin w zamrażarce
Kluczowy element strategii kontrolowanej przez Jana Kulczyka Polenergii jest zamrożony. Wybory zamknęły partnerom usta.
Gazociąg Bernau-Szczecin: kluczowa inwestycja firmy Kulczyka zamrożona
Spółce brakuje kluczowej umowy – z Gaz-Systemem, czyli jedynym operatorem krajowego systemu przesyłowego.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
89. Szanowna pani prezes,dzięki za ten rejestr grzechów
właśnie go drukuję i rozdam moim na Osiedlu....gotowiec super...wszak pamięć ludzka jest ulotna a szczególnie lemingów... :)
z takim rejestrem przewinień nasi powinni chodzić na każde spotkanie z meRdiami i rozdawać je
każdemu,nawet i zwolennikom prawej strony Polski...
to ściąga doskonała i wyjątkowo potrzebna teraz...
słuchając Borowczaka w w jednej ze stacji telewizyjnych...stwierdziłam ze smutkiem,że zaczynam wstydzić się swoich "solidarnościowych korzeni"
ciekawe,co by na ten spektakl chamstwa i cynizmu powiedział dawno nie widziany Obibok na własny koszt...
Polska w remoncie,ktoś powiedział,ja dodam
...POLSKA w rozkładzie...
od Wąsacza PO GRADA
...ot prawdziwe gradobicie i zbijanie forsy na własny szczot,by żyło się lepiej beksom beatom,sławkom od zegarków i im POdobnym...
Im więcej będziemy o tym pisać i przypominać,tym lepiej dlaPolski,pamiętajmy,że Młodzi,którzy wchodzą w wiek dorosły mają po dwadzieścia lat i rodzili się w czasach schyłku XX wieku...
czasach,o których jedni zapomnieli,a inni niewiele zrozumieli...
Czasy Złodziejskiej Transformacji zaowocowały...takim właśnie peowskim zniszczeniem Polskiej Gospodarki,Polskich Banków i zamazaniem moralności i etyki,najlepszym tego przykładem były zmiany w Kodeksie Handlowym Spółek,Kodeksie z przed wojny mówiącym o rzetelności sumiennego KUPCA,,,jakże te słowa nie licowały z postępowaniem Baksików,Gąsiorowskich,czy Krauze
p.s Piasecki zapraszając człowieka "persona non grata" okazał niesamowitą "inteligencję inaczej"
serdeczne pozdrowienia z drogi i Szczęść Boże Polsce i Blogmedia24.pl :)
gość z drogi
90. Polska za 100 mln zł przejęła
Polska za 100 mln zł przejęła kontrolę nad Jamałem. Za plecami Rosjan
Ponad
100 milionów złotych zapłaciła spółka PGNiG za przejęcie kontroli nad
polską częścią gazociągu jamalskiego – dowiedziało się Radio ZET.Transakcję przeprowadzono bez wiedzy i udziału Rosjan, którzy są współwłaścicielami rury.
Spółka Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo przelała pieniądze w
piątek na konto Bartimpexu, który jest współwłaścicielem EuRoPol Gazu.
Udało się to dzięki pomysłowi Grzegorza Ślaka, prezesa Bartimpexu,
autora pomysłu na przeprowadzenie transakcji, która pozwoli na sprzedaż
pakietu kontrolnego akcji bez zwoływania walnego zgromadzenia
akcjonariuszy.
Uzyskanie kontroli nie daje co prawda polskiej spółce przewagi w
zarządzie czy radzie nadzorczej EuRoPol Gazu (tu siły Polska i Rosja są
podzielone równo na połowę), ale w wypadku jakichkolwiek problemów na
ich poziomie, zapewni przewagę na walnym zgromadzeniu EuroPolGazu.
Wówczas głosy rozłożą się 52 do 48 na korzyść PGNiG.
Przejęcie kontroli nad EuRoPol Gazem - tylko prestiżowe
polskiego odcinka gazociągu jamalskiego, nie ma w tej chwili znaczenia
praktycznego, jedynie prestiżowe - uważa b. prezes PGNIG Marek
Kossowski.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
91. Jan Kulczyk nie żyjeNie
Jan Kulczyk nie żyje
żyje biznesmen Jan Kulczyk - poinformowała rzeczniczka Kulczyk
Investments, Marta Wysocka-Antonsen. Miał 65 lat. Przyczyną śmierci
polskiego biznesmena były powikłania pooperacyjne. Jak podaje RMF FM,
bezpośrednią przyczyną śmierci był zator żylno-płucny. Kulczyk miał
trafić do wiedeńskiej kliniki w piątek, po tym, jak źle się poczuł.
Lekarze rozważali założenie mu by-passów.Kulczyk był
właścicielem koncernu Kulczyk Holding. Od kilku lat był regularnie
klasyfikowany na pierwszym miejscu w rankingu najbogatszych Polaków. Był
też współzałożycielem Polskiej Rady Biznesu.Jak podaje wyborcza.pl,
Jan Kulczyk zmarł w Wiedniu na skutek komplikacji po drobnym zabiegu
kardiologicznym. Według informacji gazety, biznesmen dzisiaj miał wyjść
ze szpitala, miał już ponoć poumawiane spotkania.
Założone przez niego
nowe przedsiębiorstwo Kulczyk Investments, dawniej Kulczyk Investment
House, ma liczne udziały w wielu spółkach światowych, między innymi w
Neconde Energy Limited, wydobywającej ropę naftową w Nigerii, czy
Kulczyk Oil Ventures, zajmującej się poszukiwaniem ropy i gazu na
terenie Sułtanatu Brunei, Syrii i Ukrainy.
Ostatnią wielką
inwestycją biznesmena był zakup od Skarbu Państwa Ciechu. W planach Jan
Kulczyk miał sprowadzanie taniej energii elektrycznej z elektrowni
atomowej Chmielnicki na Ukrainie i przesyłanie jej do krajów Unii
Europejskiej.
W ujawnionych zeznaniach jeden z kelnerów twierdzi, że Sikorski zabiegał o urząd unijnego komisarza do spraw energetyki, by "móc bezpośrednio nadzorować inwestycje na Ukrainie prowadzone przez Jana Kulczyka".
Spotkania Jana Kulczyka z:
Pawłem Grasiem (kilka spotkań) – dotyczące przejęcia przez Jana Kulczyka firmy CIECH S.A. na warunkach stawianych przez Kulczyka
Janem Krzysztofem Bieleckim – dotyczącym możliwości dotarcia przez Jana Kulczyka do grona zaufanych ludzi premiera Donalda Tuska
Radosławem Sikorskim – dotycząca obecnej sytuacji politycznej i gospodarczej
na Ukrainie w perspektywie robienia interesów przez Jana Kulczyka na
Ukrainie wspólnie z RP (Kulczyk miał być osobą inicjującą działania).
Radosław Sikorski podczas tej rozmowy wyraża swoją przychylność
propozycjom Kulczyka oraz dodatkowo wiąże z tymi planami własne plany
tj. zamierza zostać Unijnym Komisarzem ds. Energetyki – aby mógł czuwać
nad tymi inwestycjami i mieć z tego korzyści.
Od pasty
BHP do autostrad i akcji piwnego giganta. Jak powstawało imperium
Kulczyka
Jan Kulczyk lubił powtarzać, że miał szczęście, bo pierwszego miliona dolarów nie ukradł, tylko...
Balcerowicz żegna Kulczyka. "Wielki przedsiębiorca i społecznik"
"W Polsce (Jan
Kulczyk - red.) był atakowany, zwłaszcza przez antyliberalne kręgi,
w proporcji do swoich osiągnięć" - napisał w specjalnym komunikacie
do mediów prof. Leszek Balcerowicz.
„Kulczyk był wybitnym inwestorem, ale w Polsce go zagryziono”
– Był nie tylko wybitnym polskim inwestorem, ale człowiekiem, który
budował kapitał na swojej ogromnej wiedzy, intuicji i wyobraźni.... więcej
"Jan Kulczyk był wielkim przedsiębiorcą, który osiągał sukcesy zarówno
w Polsce jak i za granicą. Finansował też bez ostentacji wiele
społecznych inicjatyw" - czytamy w komunikacie Balcerowicza.
"Nie da się napisać rzetelnej historii przemian po 1989 roku bez
uwzględnienia roli Jana Kulczyka" - pisze były minister finansów.
Stanisław Janecki
Kilka pytań do polskiego wywiadu i kontrwywiadu w związku ze śmiercią Jana Kulczyka
Jan Kulczyk działał w strategicznych
sektorach, ważnych dla polskiego państwa i „osłona” czy monitoring
wywiadu oraz kontrwywiadu nie są w jego wypadku żadną sensacją czy czymś
nienormalnym.
Nowy fakty w sprawie śmierci Jana Kulczyka. Nie pojechał do Wiednia na zabieg kardiologiczny
informacje dotyczące okoliczności śmierci Jana Kulczyka. Polski
biznesmen pojechał do kliniki w Wiedniu na nieskomplikowany zabieg -
wbrew wcześniejszym doniesieniom nie był on jednak związany z
kardiologią – dowiedział się reporter RMF FM Tomasz Skory. Ta operacja
się udała. Potem doszło jednak do zatoru żylno-płucnego, który był
przyczyną śmierci Kulczyka.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
92. Wildstein o śmierci Kulczyka:
Wildstein o śmierci Kulczyka: To co odwala TVN i inne gazety wyborcze to są jakieś grube jaja
Dawid Wildstein uważa, że to, co dzieje się w mediach mainstreamowych po śmierci Jana Kulczyka, to absurd.
— tłumaczy Wildstein.
I dodaje:
W jego ocenie media Kulczyka traktują jak „Koelio 3 RP”.
— wskazuje dziennikarz.
— kpi publicysta.
Kończy brutalnym pytaniem:
wrp
Wysokie podatki dla najbogatszych? "Niemoralne". Sześć cytatów z miliardera Jana Kulczyka
Jan Kulczyk nie żyje
Jan Kulczyk, najbogatszy Polak, nie żyje. ''To był drobny zabieg, dziś miał wyjść ze szpitala"
"Był pachnący placek, wyprasowane koszule, dzieci z piątkami w zeszytach." Historia rodziny Kulczyków
Jan Kulczyk, Dominika Kulczyk, Grażyna Kulczyk, Joanna Przetakiewicz (Kapif/Akpa/WBF)
http://www.plotek.pl/plotek/56,79592,18445004,najblizsza-rodzina-jana-kulczyka-kto-jest-kim.html#Prze
Cesarz odszedł, imperium żyje. Jak Jan Kulczyk budował swoje wpływy?
znaleźć branżę, w której najbogatszy Polak nie robiłby interesów. I to
globalnych. Zmarł Jan Kulczyk, jeden z najbardziej przedsiębiorczych,
ale i najbardziej kontrowersyjnych biznesmenów.Działalność biznesowa Jana Kulczyka właściwie od początku pod wieloma
względami przypominała funkcjonowanie czeboli, konglomeratów, którym
południowokoreańska gospodarka zawdzięczała dynamiczny rozwój pod koniec
ubiegłego wieku. Zostały utworzone jeszcze w latach 70. na bazie
prywatnych spółek, najczęściej przy wsparciu państwowych (i wojskowych)
władz.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
93. Istnieją też
programy ochrony świadków...
Niczego nie twierdzę, tylko przypominam.
94. @guantanamera
to nie ten przypadek. Mnie interesuje teraz jedno - Polska udzieliła gwarancji jako państwo pod biznesowe działania Kulczyka w Afryce i ciort wie, gdzie jeszcze. Co teraz będzie? Czy ktoś nie upomni się u nas Polaków o zapłatę tego żyra?
Tusk na Czarnym Lądzie. Mało kto wie, jaką potęgą gospodarczą jest Nigeria- powiedział premier
Był tam, gdzie były pieniądze. Zobacz, jak Jan Kulczyk robił interesy z państwem
Kulczyk nie musiał zaczynać od zera, bo pierwszy milion – jak mawiał –
dostał od ojca. A potem jak nikt potrafił robić interesy z państwem. Jeszcze w czasie PRL w latach 80. udało mu się zbudować niemały biznes.
Od eksportu pasty bph przez import maszyn rolniczych aż do sprowadzania
samochodów koncernu Volkswagen – jak na gospodarkę centralnie sterowaną
był prawdziwym magnatem. „Gazeta Wyborcza” pisała we wrześniu 1993 r.,
że za 40 proc. akcji Browarów Wielkopolski Kulczyk płaci 200 mld zł i
zobowiązuje się do inwestycji o wartości 150 mld zł. Po denominacji to w
sumie 35 mln.
Finanse i telekomunikacja
Po
wejściu w biznes browarniczy Kulczyk działał w biznesie
ubezpieczeniowym (był mniejszościowym akcjonariuszem państwowej Warty,
pod koniec lat 90. przejął nad nią kontrolę, odkupując udziały od Skarbu
Państwa) i bankowym (w 1997 r. razem z Wartą odkupił od państwa jedną
czwartą akcji Powszechnego Banku Kredytowego, które rok później sprzedał
austriackiemu Creditanstalt; był też udziałowcem Volkswagen Bank Polska
– tu udziału państwa nie było, była natomiast kontynuacja współpracy z
niemieckim koncernem).
Sporo zamieszania
wywołało jego zaangażowanie w telefonię komórkową. Także tu nie zabrakło
styku biznesu i państwa. W połowie lat 90. Kulczyk był jednym z
inicjatorów powołania Polskiej Telefonii Cyfrowej, jednej z trzech
(początkowo dwóch) firm, które przez wiele lat dzieliły się tym rynkiem w
Polsce. Wszystkie trzy zostały utworzone przez państwowe firmy. Kulczyk
był jednym z nielicznych partnerów tych przedsięwzięć. Podobno to
dzięki niemu PTC otrzymała potrzebną do działania koncesję. Biznesmen
miał niespełna 5-proc. udział w spółce uzyskany kosztem kilkunastu
milionów złotych. Po kilku latach okazało się, że ma też opcję taniego
odkupu akcji PTC od państwowego konglomeratu Elektrim. Gdy wybuchła
burza wokół tej informacji (Elektrim należał wówczas do największych
firm notowanych na warszawskiej giełdzie, a mniejszościowi udziałowcy
nie wiedzieli o umowie), Kulczyk zgodził się zrezygnować z kupna akcji w
zamian za 100 mln zł. Później zarobił też na sprzedaży akcji PTC
Elektrimowi i na tym, że swój pakiet państwowej spółce sprzedała
kontrolowana przez niego Warta. PTC działała pod marką Era. Dziś to T-Mobile Polska, firma należąca do grupy Deutsche Telekom.Telekomunikacja
spodobała się poznańskiemu biznesmenowi na tyle, że wkrótce kolejny raz
spróbował sił w tej branży. W 2000 r. wsparł France Telecom
w staraniach o udział w prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej. Francuzi
przez dłuższy czas starali się odkupić mniejszościowy pakiet od Skarbu
Państwa, ale udało się dopiero, gdy stworzyli konsorcjum z Kulczykiem.
Ten nie wyłożył własnych pieniędzy, tylko uzyskał pożyczkę, którą
gwarantowało FT. Współwłaścicielem TP pozostał do 2004 r., gdy sprzedał
akcje France Telecom.FT to obecnie Orange. Telekomunikacja Polska po zakończeniu prywatyzacji kilka lat temu zmieniła nazwę na Orange Polska.(..)Po drodze było jeszcze kupno mniejszościowego pakietu w kontrolowanym
przez państwo Orlenie (jedną z konsekwencji było przesłuchanie przez
posłów na posiedzeniu komisji śledczej w sprawie Orlenu) czy założenie,
wspólnie m.in. z państwowymi Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi,
firmy Polenergia. Od połowy minionej dekady Kulczyk nie wchodził jednak w
nowe transakcje z polskimi państwowymi partnerami. Epoka największych
prywatyzacji była już właściwie zakończona, a w 2005 r. do władzy doszło
PiS, które robiących interesy w III Rzeczypospolitej traktowało,
łagodnie mówiąc, z pewną podejrzliwością (co nie oznacza, że Kulczyk
marnował czas: budował grupę zajmującą się wydobyciem surowców, głównie w
Afryce, razem z amerykańskim partnerem uruchomił fundusz inwestujący w
nieruchomości). Spróbował dopiero za rządów Platformy Obywatelskiej.
Pierwsze podejście – do prywatyzacji grupy energetycznej Enea –
zakończyło się niepowodzeniem. Lepiej poszło w ubiegłym roku, gdy
pojawiła się okazja do przejęcia Ciechu.(..)
Doktor prekursor
Piotr Aleksandrowicz
http://www4.rp.pl/Wywiady-i-opinie/308019939-Doktor-prekursor.html
Pani premier uznała za stosowne dać nekrolog Janowi Kulczykowi. Jak wiadomo, pan Jan Kulczyk stworzył fundamenty swojego majątku na kontraktach z państwem. Kupował firmy państwowe jako przyzwoitka, wspólnie z inwestorem zagranicznym, a potem odsprzedawał swoje udziały. Browary kupił jako inwestor polski, ale też sprzedał zagranicznemu. Umiejętność składania takich transakcji miał wybitną.
Jeden z biografów twierdził, że „złośliwie" nazywano go jednym z oligarchów. Dlaczego „złośliwie"? Jeśli oligarchowie to członkowie niewielkiej grupy wywodzącej się często z elit majątkowych i sprawujących niedemokratycznie władzę w państwie, to Kulczyk przez kilka lat takiej definicji odpowiada. Z jego kontaktami z kolejnymi ekipami rządowymi, zatrudnianiem ministrów i stawianiem do raportu najwyższych przedstawicieli władzy.
Ale jeśli tak, to nekrolog pani premier wydaje mi się dość dziwaczny.(...)
http://wpolityce.pl/polityka/261185-kolonie-w-kolonii-kulczyk-doskonale-...
(..)
Wszystko, co kupował w Polsce, dzięki wsparciu zaprzyjaźnionych finansowo polityków, Kulczyk sprzedawał po jakimś czasie zagranicznym inwestorom inkasując wysoką kupiecką premię. To jego zbójeckie prawo, które akceptowali, oczywiście bezinteresownie, wszyscy prezydenci: od Wałęsy po Kwaśniewskiego - razem dwóch. A że nieszczęścia nie mogą chodzić parami, to dołączył do nich Komorowski, wznosząc się na francuskich śmigłowcach bojowych w przestworza absurdu III RP. No cóż, walka kasowa narasta wraz z agonią pomunizmu. (..)
Co dalej z imperium Kulczyków? Zmiany na Liście 100 najbogatszych Polaków "Wprost"
Na rozkręcenie własnego biznesu ojciec przekazał Janowi Kulczykowi
milion dolarów. Teraz najbogatszy Polak pozostawia dzieciom majątek
wartości ponad 16 mld zł. Choć nikt nie mówi o tym...
Z potwierdzonych znanych osób w ostatniej drodze Jana Kulczyka wezmą udział:
Anna Komorowska (pierwsza dama RP), Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy, Lech Wałęsa, Małgorzata Omilanowska (minister kultury), Horst Koehler (były prezydent Niemiec i Międzynarodowego Funduszu Walutowego).
Gmyz: Taśmy Kulczyka wstrząsną polityką
„Mam nadzieję, że ujrzą one światło dzienne” - powiedział dziennikarz śledczy.
przed swoją śmiercią mógł zaproponować nawet 100-200 tys. za każdą
nagraną rozmowę. Oferta mogła dotyczyć konwersacji milioneranz byłym
rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem, byłym ministrem transportu Sławomirem
Nowakiem, szefem NIK Krzysztofem Kwiatkowskim, a także byłym ministrem
sportu Andrzejem Biernatem.
Kulczyka żegna rodzina, świat biznesu i polityki. Kwaśniewscy, Olejnik, Starak...
Miliardera pożegnali najbliżsi oraz przedstawiciele świata biznesu, polityki i show-biznesu.
Udział w pogrzebie zapowiedali m.in. pracownicy Muzeum Żydów Polskich
(Kulczyk wsparł 20 mln zł dokończenie budowy muzeum) i Polskiego
Komitetu Olimpijskiego.Na liście gości znaleźli się byli prezydenci Lech Wałęsa i Aleksander
Kwaśniewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego Małgorzata
Omilanowska oraz Leszek Miller, były premier, szef SLD.
-----------------------------------------------
Anna Komorowska od dwóch tygodni jest w Radzie Fundacji PZU
Jak podaje Radio Zet, członkowie Rady mają jednak wpływ na to, które projekty z dziedziny edukacji, kultury czy pomocy społecznej zostaną sfinansowane. W ubiegłym roku do wydania było ponad 80 mln złotych.
Radio Zet przypomina, że Anna Komorowska jako pierwsza dama wspierała działalność i inicjatywy Fundacji PZU. Komorowska objęła w marcu swoim patronatem honorowym Kongres Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Partnerem strategicznym była Fundacja PZU.
Fundacja jest też finalistą konkursu o tytuł "Dobroczyńca Roku 2015".
Gala finałowa objęta była honorowym patronatem prezydenckiej pary.W radzie będzie kontrolować wielomilionowe wydatki fundacji -
dowiedziało się Radio ZET. Wszyscy zasiadający w Radzie pracują tam
jednak społecznie i nie dostają wynagrodzenia Oprócz Anny Komorowskiej
do Rady Fundacji PZU trafili także Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum
Powstania Warszawskiego oraz red. nacz. tygodnika "Polityka", Jerzy
Baczyński.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
95. @Maryla
"Polska udzieliła gwarancji jako państwo pod biznesowe działania Kulczyka w Afryce i ciort wie, gdzie jeszcze. Co teraz będzie?"
Powinno być staranne śledztwo.
Jest sporo do wyjaśnienia. I tyle samo do ukrycia.
96. Były wiceminister obrony
Były wiceminister obrony szefem polsko-rosyjskiego gazociągu
EuRoPol Gaz zarządzającej tranzytowym gazociągiem jamalskim został były
wiceminister obrony Marcin Idzik. Posadę w radzie EuRoPol Gazu dostał
szef PO w Radomiu Zbigniew Banaszkiewicz.
EuRoPol Gazu na nową trzyletnią kadencję przez walne zgromadzenie
akcjonariuszy tej spółki, które obradowało 17 września w Warszawie -
poinformowało w czwartek wieczorem Polskie Górnictwo Naftowe i
Gazownictwo.
Read more: http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,18845495,byly-wiceminister-obrony-szefem-polsko-rosyjskiego-gazociagu.html#ixzz3m2MhKqMn
W Sejmie otwarto salę im. Józefa Oleksego
Dodano: 10.10.2015 [10:22]
Jedna z sal w Sejmie
nosi od wczoraj imię Józefa Oleksego, byłego działacza komunistycznej
PZPR i pierwszego sekretarza Komitetu Wojewódzkiego w Białej Podlaskiej.
W latach 1970–1978 był on tajnym współpracownikiem wojskowego
Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego. Mimo to podczas ceremonii nadania
imienia sali Małgorzata Kidawa-Błońska pochwaliła Oleksego jako
"państwowca".
Marszałek Sejmu z PO stwierdziła też, że Oleksy był człowiekiem kulturalnym i otwartym.
Ale przyglądając się jego karierze, trzeba stwierdzić, że ta otwartość
dotyczyła przede wszystkim struktur totalitarnego państwa
komunistycznego.
Józef Oleksy odd 1969 do 1990 r. należał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Wstąpił więc do partii zaraz po rozpoczęciu przez nią antysemickiej nagonki. Zasiadał też w prezydium zarządu głównego Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. W latach 1970–1978 był tajnym współpracownikiem wojskowego Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego -
tajnej komórki wywiadowczej powstała w latach 60. XX w. jako część
struktury Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli wywiadu
wojskowego PRL.
Oleksy pełnił również funkcję sekretarza komitetu uczelnianego PZPR w
Szkolej Głównej Planowania i Statystyki (dziś Szkoła Główna Handlowa). W
1977 r. przeszedł do pracy w aparacie partyjnym w Wydziale Pracy
Ideowo-Wychowawczej KC PZPR. Od 1981 r. do X Zjazdu kierował biurem
Centralnej Komisji Rewizyjnej PZPR. W latach 1987–1989 pełnił funkcję I
sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Białej Podlaskiej.
Na uhonorowanie Oleksego zareagował na swoim profilu na Facebooku
historyk Sławomir Cenckiewicz, przypominając dorobek tego "państwowca":
Sławomir Cenckiewicz podkreślił też, że charakterystyczne dla elit III
RP jest z jednej strony czczenie takich postaci jak Oleksy, a z drugiej -
mieszanie z błotem tak zasłużonych antykomunistów i patriotów jak
Antoni Macierewicz
http://niezalezna.pl/71762-w-sejmie-otwarto-sale-im-jozefa-oleksego-wieloletniego-komunistycznego-agenta-i-aparatczyka
Karaibski urlop Komorowskiego. Na jachcie miliardera, bez ochrony BOR
Komorowski korzysta z uroków życia byłego prezydenta. Ostatnio wybrał
się w wielki rejs po Morzu Karaibskim. Na taki urlop zabrał go
właściciel telewizji Polsat, miliarder Zygmunt Solorz-Żak.
Skazany za wyłudzenie ponad 400 mln zł pracuje dla znanego prawnika
Józef Jędruch, były szef KFI Colloseum, skazany za wyłudzenie ponad 400
mln zł z państwowych spółek energetycznych, jest dyrektorem do spraw
rozwoju w kancelarii prawniczej prowadzonej przez profesora Marka
Chmaja, słynnego konstytucjonalisty
Cały tekst: http://katowice.wyborcza.pl/katowice/1,35063,19019222,skazany-za-wyludzenie-ponad-400-mln-zl-pracuje-dla-slynnego.html#ixzz3oa85HaKP
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
97. Jak Kulczyk Ciech kupował. Z
Jak Kulczyk Ciech kupował. Z wezwaniem jest jak z zaproszeniem. KI Chemistry zapłaciło 837,5 mln zł
(..)W środę, prawie półtora roku po sprzedaży spółki funduszowi Kulczyk
Investments, funkcjonariusze CBA na polecenie Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie
weszli do GPW i zażądali od prezesa giełdy, a wcześniej wiceministra
skarbu Pawła Tamborskiego dokumentów związanych ze sprzedażą Ciechu.
Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie możliwych nieprawidłowości przy
sprzedaży tej spółki.
Chomikowane akcje
Akcje Ciechu od 2005 roku są notowane na Giełdzie Papierów
Wartościowych. Odbyła się wtedy tak zwana komercjalizacja spółki, czyli
wprowadzenie jej na giełdę przy zachowaniu przez państwo pakietu
kontrolnego (38,72 proc. akcji). Resztę akcji kupiły wtedy fundusze
inwestycyjne, OFE oraz inwestorzy indywidualni.
Skarb państwa zachował tyle akcji, ile wystarczyło, by decydować
o losach spółki, ale z myślą o jej sprzedaży w przyszłości. Państwo
chomikowało akcje Ciechu aż dziewięć lat. Do momentu, gdy pojawiła się
oferta ze strony funduszu Kulczyk Investments.
Przejęcie kontroli
nad Ciechem mogło się odbyć tylko przez wezwanie giełdowe. To jeden z
najbardziej transparentnych sposobów sprzedaży spółki, jego reguły
opisane są w ustawie o ofercie publicznej. Ten, kto zamierza kupić akcje
od innych akcjonariuszy, musi ogłosić dokładnie, ile, w jakiej cenie i w
jakim czasie chce to zrobić.
O wezwaniu nie można osób
postronnych informować wcześniej - tak by wszyscy mieli równy dostęp do
informacji, a oferowana cena nie może być kosmiczna - musi być to
średnia cena jednej akcji na giełdzie
z ostatniego półrocza. Powołana do tego celu przez Kulczyk Investments
specjalna spółka KI Chemistry ogłosiła, że chce odkupić od
dotychczasowych inwestorów 66 proc. akcji po 29,5 zł za każdą. Dla
porównania: w tym czasie dom Maklerski PKO BP wyceniał akcje na 25,79
zł, ale już ING Securities na 38,9 zł. W chwili ogłoszenia wezwania
średnia cena z siedmiu biur maklerskich wynosiła 33 zł, czyli więcej niż
dawał Kulczyk.(..)
Read more: http://wyborcza.biz/Gieldy/1,114507,19037578,jak-kulczyk-ciech-kupowal.html#ixzz3oug2WDOF
Będą kary więzienia w zawieszeniu za korupcję w górnictwie?
przed sądem w Rudzie Śląskiej prokurator dla trzech mężczyzn
oskarżonych o korupcję w handlu węglem. Całej trójce przedstawiono
zarzuty w śledztwie, w którym miała je usłyszeć także Barbara Blida.
-------------------------------------------------
- Działania tych ludzi, hochsztaplerskie, częstokroć stojące na
pograniczu zgodności z prawem, jak też ich sposób bycia i życia
wywołują fatalne reperkusje w społeczeństwie. Dlatego jako prawnik
widzę je szczególnie wyraziście i staram się piętnować te szkodliwe
zjawiska przy każdej okazji - Jan Kulczyk, producent pasty BHP, o tych,
co chcą robić szybko i bez skrupułów wielkie pieniądze, sierpień 1984
Jest sierpień 1984. Magazyn "Inter-Polcom", pismo izby
zrzeszającej firmy polonijne, prezentuje sylwetki ojca i syna - Henryka
i Jana Kulczyków. "Obaj - ojciec i syn - są nieprzejednanymi wrogami
tych wszystkich, którzy przyszli do ruchu jedynie po to, by
wykorzystując go jako tarczę robić szybko i bez skrupułów wielkie
pieniądze" - pisze miesięcznik, informując, że Jan Kulczyk "uznaje,
podobnie jak ojciec, tylko tzw. uczciwy biznes".
"Wolę jadać łyżką przez całe życie aniżeli
chochlą przez cały tydzień" - mówi młody Kulczyk i pryncypialnie
potępia tych, którzy chcą szybko się dorobić: "Ludzi, o których cały
czas mówimy, Kościół nie naprawi, resocjalizować ich się nie da.
Chodziłoby więc o to, aby przepisy prawa, finansowe zwłaszcza, nie
zostawiały furtek umożliwiających bezkarne działanie niebieskim ptakom,
którzy, nie ma co ukrywać, ciągną jak ćmy do światła zawsze i wszędzie
tam, gdzie są pieniądze. Jeśli im się zamknie te furtki, jeśli przepisy
dla wszystkich będą mieć jednakową interpretację, preferującą
uczciwość i rzetelność, to, zapewniam pana, amatorzy słodkich jabłek
zrywanych cudzymi rękami nie we własnym ogródku szybko opuszczą nasz
ruch".
"Prawo musi doprowadzić do takiej sytuacji - co
Jan Kulczyk podkreśla ze szczególnym naciskiem - w której uczciwość
będzie się opłacać" - podsumowuje dziennikarz.
Operacja Ren
Jan Kulczyk lubi dziś powtarzać w mediach, że
miał szczęście - pierwszego miliona nie musiał ukraść, bo dostał go od
ojca. Henryk Kulczyk, podczas wojny żołnierz AK, wyjeżdża do Berlina
Zachodniego w 1956 roku. Zakłada firmę Aussenhandelsgesellschaft GmbH.
Firma importuje z PRL grzyby, jagody i runo leśne.
W latach 70. Edward Gierek i kanclerz Niemiec
Helmut Schmidt doprowadzają do zbliżenia w stosunkach PRL i RFN.
Porozumiewają się m.in. w sprawie współpracy gospodarczej. W efekcie
powstaje kilkadziesiąt polsko-niemieckich firm. - Jednocześnie
Departament II MSW rozpoczyna Operację Ren, czyli zabezpieczenie
kontrwywiadowcze ich działalności - mówi Antoni Dudek, historyk z IPN.
W latach 70. Henryk Kulczyk eksportuje z Niemiec
do Polski maszyny rolnicze, a do Niemiec z Polski sprowadza płody
rolne. Jest także przedstawicielem na Polskę amerykańskiego koncernu
kontenerowego SEA-LAND. W Berlinie zakłada Klub Polonijnych Kupców i
Przemysłowców BERPOL. Kieruje sekcją polską przy Niemieckiej Izbie
Przemysłowo-Handlowej.
Dlaczego władze PRL pozwalają emigrantowi
Henrykowi Kulczykowi na prowadzenie tak rozległych interesów w Polsce
Ludowej? Romuald Szperliński, w latach 80. właściciel firmy polonijnej
Introl i dobry znajomy Kulczyków, a dziś prezes Wielkopolskiego Klubu
Kapitału, nie ma wątpliwości. - Henryk Kulczyk mógł dużo pomóc przez
dyplomatów czy misję wojskową w Berlinie. Miał tego typu związki i nie
było to tajemnicą.
Co do charakteru kontaktów Henryka Kulczyka nie
ma wątpliwości Antoni Dudek. - Z całą odpowiedzialnością mogę
powiedzieć, że prowadząc takie interesy Henryk Kulczyk musiał mieć
związki ze służbami specjalnymi PRL i misją wojskową w Berlinie
Zachodnim. To oczywiste. Po 1977 roku do Berlina przyjeżdża Jan
Kulczyk. Zaczyna prowadzić interesy ojca.
Producent pasty BHP
Zanim urodzony w 1950 roku Jan Kulczyk trafił do
Berlina, przeniósł się z rodzinnej Bydgoszczy do Poznania. Dostał się
na prawo na Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Razem z nim studiowali w
tym czasie m.in. przyszła premier Hanna Suchocka, wicepremier w jej
rządzie Paweł Łączkowski, dyrektor poznańskiej opery Sławomir Pietras
(Kulczyk poprze go w przyszłości jako kandydata SLD na prezydenta
Poznania), Zdzisław Dworzecki, w latach 90. dyrektor poznańskiej
filharmonii, i tenisista Wojciech Fibak.
W 1972 r. Kulczyk rozpoczyna studia doktoranckie
w Instytucie Nauk Politycznych UAM. Później rozpoczyna pracę w
Instytucie Zachodnim (PAN), gdzie w 1975 r. broni doktorat z prawa
międzynarodowego u profesora Alfonsa Klafkowskiego. Pisze o stosunkach
pomiędzy NRD i RFN. Potem kończy jeszcze Podyplomowe Studium Handlu
Zagranicznego Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. W 1977 wyjeżdża do
Stanów Zjednoczonych, a stamtąd do ojca, do Berlina Zachodniego.
Na zielonej rejestracji
W 1982 r. wchodzi w życie ustawa, która umożliwia
działanie w PRL tzw. firmom polonijnym. Nowe prawo ma być dowodem, że
junta stanu wojennego stara się naprawdę reformować gospodarkę.
Jedną z pierwszych firm polonijnych - Interkulpol
- zakładają Henryk i Jan Kulczyk. 1983 r. magazyn "Inter-Polcom"
zamieszcza relację z gospodarskiej wizyty urzędników w trzech
wielkopolskich zakładach Inter-Polcomu - w Komornikach, Zamysłowie i
Konarzewie. Kulczykowie opowiadają o tym, co produkują: domki
weekendowe na eksport, akumulatory i środki czyszczące, w tym słynną w
czasach PRL pastę BHP. Ta ostatnia ma z pewnością duży zbyt - robotnicy
otrzymują ją w ramach zakładowych przydziałów. Czapą firm polonijnych
jest Polsko-Polonijna Izba Przemysłowo-Handlowa Inter-Polcom. Zdaniem
Antoniego Dudka władze wymyśliły ją po to, by kontrolować firmy
polonijne. Statut izby im to gwarantuje.
W latach 80. Jan Kulczyk zasiada w jej władzach.
Jest m.in. członkiem zarządu, zastępcą prezesa, a wreszcie prezesem.
Blisko współpracuje z Andrzejem Malinowskim, ówczesnym wiceministrem
handlu wewnętrznego. Członkostwo w izbie teoretycznie jest
nieobowiązkowe, w praktyce jednak należą do niej wszystkie polonijne
spółki. - Przywileje wynikające z bycia w izbie polegały na tym, że
mieliśmy samochód na zielonej rejestracji, co pozwalało kupować paliwo
bez kartek i ograniczeń. Mogliśmy otrzymać też stałe paszporty, których
nie trzeba było zwracać - mówi Romuald Szperliński, wówczas członek
izby.
Podczas zjazdu izby w czasie stanu wojennego w
1982 roku Henryk Kulczyk w specjalnym przemówieniu protestuje przeciwko
zachodnim sankcjom nałożonym na juntę Jaruzelskiego: "Nigdy bardziej
niż dziś nie czuliśmy się związani z Macierzą w potrzebie i
zdeterminowani na przyjście jej z taką pomocą gospodarczą, na jaką nas
stać". I dodaje, zwracając się do PZPR-owskich oficjeli: "Uważamy się
bowiem za takich samych Polaków, jak wy panowie tutaj. Te postawy
nakazywały wam tu siedzącym Polakom - z Australii, USA, Anglii, Kanady i
z Polski podejmować rezolucje przeciwko restrykcjom gospodarczym,
podjętym przeciwko Polsce w pobudkach politycznych".
Jan Kulczyk przy różnych okazjach podkreśla
współpracę izby z PRON: "W odnowicielskim ruchu społecznym, jakim jest
Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego, widzimy potężnego
sprzymierzeńca". Postawa Kulczyków zostaje doceniona przez władze. Krzyż
Komandorski Orderu Odrodzenia Polski przyznaje Henrykowi Kulczykowi
generał Wojciech Jaruzelski.
Jak Kulczyk panią oficer rekomendował
Firmy polonijne nie podobają się wielu
towarzyszom. Dla partyjnego betonu są odstępstwem od doktryny. Sygnały
o przykręcaniu śruby pojawiają się w 1983 roku. Wtedy szefową izby
została Jadwiga Łokkaj, posłanka PZPR z Sosnowca, oficer LWP. Jej
kandydaturę zgłosił i rekomendował Jan Kulczyk: "Chciałbym ze szczególną
satysfakcją przedstawić sylwetkę osoby, która cieszy się naszym
zaufaniem oraz szacunkiem i zaufaniem władz. Jest nią oficer Wojska
Polskiego, kawaler Krzyża Virtuti Militari, długoletni kierownik wielu
centralnych urzędów i instytucji państwowych, poprzednio prezes Zarządu,
a obecnie przewodnicząca Rady WSS Społem - pani Jadwiga Łokkaj".
W firmach polonijnych w latach 80. siedzi niemal
cała późniejsza czołówka biznesu III RP, m.in. Ryszard Krauze, Zdzisław
Montkiewicz, Jerzy Starak, Piotr Buchner, Zbigniew Niemczycki, Jan
Wejchert. Z tych czasów Kulczyk zna się też z Jolantą i Aleksandrem
Kwaśniewskimi. Kwaśniewską poznaje w czasie, gdy przyszła prezydentowa
pracuje w polsko-szwedzkiej firmie polonijnej PAAT, z której
właścicielem dobre układy ma Kwaśniewski.
Polski biznes afrykański
Pierwszy wielkim interesem Kulczyka w III RP jest
w 1991 roku dostawa samochodów dla policji i UOP. Kierowane przez
Andrzeja Milczanowskiego MSW zamawia je bez otwartego przetargu w firmie
Kulczyka, który jest przedstawicielem Volkswagena w Polsce. Kontrakt
na 3 tysiące samochodów wart jest 150 milionów złotych. W 1992 r.
Kulczyk odbiera Nagrodę Kisiela przyznawaną przez tygodnik "Wprost".
Mówi: "Uważam, że polskie przedsiębiorstwa powinny zostać w naszych
rękach. Natomiast dopełnieniem prywatyzacji powinna być sprzedaż
majątku firmom zagranicznym".
Promowanie polskiego kapitału stanie się głównym
hasłem, którym będzie się posługiwał Kulczyk budując swą potęgę. Na
początku lat 90. Polska Rada Biznesu, której jest wiceszefem, proponuje
wprowadzenie preferencji dla polskiego kapitału. W efekcie, gdy
minister prywatyzacji Janusz Lewandowski ogłasza przetarg na Browary
Wielkopolskie, mogą startować w nim tylko krajowi biznesmeni. Przetarg
wygrywa we wrześniu 1993 firma Kulczyka Euro Agro, która kupuje 40 proc.
akcji browaru.
Miesiąc później akcjonariusze Lecha uchwalają
podwyższenie kapitału. Skarb państwa rezygnuje z zakupu nowych akcji.
Kulczyk staje się większościowym udziałowcem i przejmuje władzę nad
browarami. W połowie 1996 r. Kulczyk informuje, że browar ma nowego
udziałowca - jest nim SAB, wielki koncern z RPA, który już w 1993 r., za
czasów Lewandowskiego, starał się o kupno browarów od państwa.
Minister mówi publicznie, że czuje się wystawiony do wiatru, bo Kulczyk
kupował browary zapowiadając stworzenie "polskiej grupy".
Ludzie Wałęsy u Kulczyka
W pierwszej połowie lat 90. Kulczyk nie jest w
Poznaniu kojarzony z SLD. - Nam przedstawiał się jako liberał, który
mógłby zapisać się do takiego trochę lepszego UPR-u. Kiedy do władzy
doszło po raz pierwszy SLD, zatrudniał w swoich firmach ludzi, którzy
stracili rządowe posady - wspomina poznański prawicowy polityk. Byli to
przede wszystkim ludzie związani z kancelarią Lecha Wałęsy. Kulczykowi
doradzał Gromosław Czempiński, szef UOP z lat 1993-1996 (UOP podlegał
wtedy MSW, czyli "resortowi prezydenckiemu" obsadzanemu przez Lecha
Wałęsę).
Gdy firma Euro Agro Centrum walczy o Browary
Wielkopolskie, jej prezesem zostaje Jan Waga. Na przełomie lat 70. i 80.
Waga był kierownikiem wydziału w KW PZPR w Katowicach,
wiceprzewodniczącym Centralnego Związku Spółdzielni "Samopomoc
Chłopska". Bratem Jana Wagi jest admirał Romuald Waga, w latach 1989-96
dowódca Marynarki Wojennej. Ma związki z kancelarią Lecha Wałęsy.
Kolejne osoby związane z Wałęsą w firmach
Kulczyka to Krzysztof Białowolski, w 1991 r. wiceminister przemysłu, w
1993 jeden z założycieli BBWR, i Antoni Furtak, w latach 1991-93 poseł
Porozumienia Ludowego, szef sejmowej komisji rolnictwa. Obok nich
pojawiają się też ludzie, z którymi Kulczyk robił interesy w PRL:
Andrzej Kacała, w latach 1968-83 wiceminister rolnictwa (PZPR), i
wspomniany Andrzej Malinowski, wiceminister handlu wewnętrznego z lat
80.
Z Wartą politykiem być warto
Kolejnym interesem Kulczyka jest prywatyzacja
Towarzystwa Ubezpieczeniowego Warta. Pierwsze akcje Warty Kulczyk kupuje
w 1993 roku. W pięć lat później przejmuje kontrolę nad towarzystwem.
Po prywatyzacji we władzach Warty zatrudnienie znajdują byli i aktualni
urzędnicy - pięciu wiceministrów, kilku doradców ministrów, ekspert
walutowy RWPG w Moskwie, zastępca kierownika wydziału KC PZPR. "Gazeta
Wyborcza" zwraca uwagę na kwalifikacje wiceprezesów firmy: pierwszy -
doktor Akademii Spraw Wewnętrznych; drugi - nauki zakończył w szkole
średniej; trzeci - dyrektor asystent, całe życie przepracował w wojsku i
NIK.
W 1996 r. szefem Warty zostaje Andrzej Witkowski,
prezes Polskiego Związku Motorowego, w PRL wieloletni etatowy działacz
organizacji młodzieżowych, w latach 80. dyrektor w URM i doradca
wicepremiera. W 1998 r. następcą Witkowskiego zostaje Agenor Gawrzyał,
dawny członek władz KLD, jeden z zaufanych współpracowników Kulczyka,
który z Aleksandrem Gawronikiem współtworzył sieć kantorów wymiany
walut.Do rady nadzorczej Warty trafiają w różnym czasie m.in. Waldemar
Dąbrowski (obecny minister kultury), doradca ekonomiczny prezydenta
Kwaśniewskiego Ryszard Ławniczak i Katarzyna Zimmer-Drabczyk, pracownica
Komisji Krajowej "Solidarności".
Autostrada na gwarancji
Kilka dni przed wyborami parlamentarnymi z 1997,
przegranymi przez SLD i PSL, minister transportu Bogusław Liberadzki
podpisuje koncesję dla spółki Jana Kulczyka na autostradę A2. Przetarg
organizuje rządowa Agencja Budowy i Eksploatacji Autostrad. Na wniosek
ministra Liberadzkiego jej szefem został Andrzej Patalas, wcześniej...
prezes i współudziałowiec spółki Kulczyka. Budowa trasy A2 długo nie
może się rozpocząć. Kulczyk ogłasza, iż warunkiem rozpoczęcia prac jest
wsparcie finansowe rządu. Domaga się gwarancji skarbu państwa na 220
milionów dolarów. W 2001 r. spółka Autostrada Wielkopolska dostaje
gwarancje państwa na pożyczkę w wysokości 267 milionów euro. Jest to
największa gwarancja udzielona przez rząd prywatnemu przedsięwzięciu.
Patriotyzm w telekomunikacji
W imię wspierania polskiego kapitału Kulczyk
zarabia też ponad miliard złotych na sprzedaży akcji Polskiej Telefonii
Cyfrowej Era GSM. Do przetargu startuje wspólnie z Elektrimem, dawną
centralą handlu zagranicznego. Zdominowany przez SLD i PSL sejm stawia
warunek - polski kapitał musi mieć co najmniej 51 procent udziałów w
spółce. Z powodu braku konkurencji Kulczyk kupuje akcje za 16 milionów
złotych. W maju 1999 sprzedaje je za 825 mln zł - z przebiciem 5
tysięcy procent! Wspieranie "narodowych interesów" pomaga też Kulczykowi
za rządu Jerzego Buzka. "Byłoby dziwne, gdyby narodowy operator nie
miał polskiego kapitału" - tak biznesmen z Poznania uzasadnia swój
udział w prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej S.A. Akcje TP S.A. kupuje
konsorcjum Kulczyk Holding i France Telecom. Jak pisano, minister
skarbu Emil Wąsacz sugerował Francuzom, że dobrze byłoby, gdyby "w
naszym narodowym operatorze telefonicznym oprócz zagranicznego był
także inwestor polski".
Firmy Kulczyka tworzą Kulczyk Holding, którego
właścicielem w 90 procentach jest - przynamniej na papierze - Grażyna
Kulczyk, mająca z mężem wspólnotę majątkową. Ekonomiści nie mają
wątpliwości, skąd wziął się sukces Kulczyka. - Żeby dojść tak szybko do
tak dużego bogactwa, konieczne byłoby kosmiczne tempo obrotu
niewyobrażalnych kapitałów - uważa Zyta Gilowska, profesor ekonomii,
posłanka PO. - Jeśli przyjrzeć się interesom Kulczyka, to tak naprawdę
jest on pośrednikiem. Gdyby próbować precyzyjnie zdefiniować to, co
robi, należałoby użyć określenia: politycznie koncesjonowana bankowość.
Charakterystyczne wydaje mi się to, co przeczytałam w polskiej prasie,
że ogłaszający od lat listy najbogatszych ludzi na świecie amerykański
magazyn "Forbes" nie umieścił ostatnio na niej Kulczyka, uzasadniając
to faktem, że nie może ustalić wielkości jego kapitału z racji na małą
przejrzystość jego interesów.
Oligarcha nierosyjski
- Kulczyk nie jest typowym oligarchą w stylu
rosyjskim. Jest autentycznym mecenasem kultury, to nie podlega dyskusji.
Musimy uważać, by wyjaśniając dokładnie sprawę Orlenu nie stworzyć
wrażenia, że Kulczyk traktowany jest u nas jak w Rosji Chodorkowski -
mówi Marcin Libicki, poznański poseł PiS. Kulczyk potrafi dyskutować nie
tylko o biznesie, także o operze i malarstwie. Kulczykowie wspierają
festiwal teatralny Malta, galerię Arsenał, "Gazetę Malarzy i Poetów".
Poznańskiej Akademii Muzycznej kupili harfę.
Jan Kulczyk przewodniczy Radzie ds. Wspierania
Badań Naukowych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Słynie też z
bardzo dobrych kontaktów z ludźmi Kościoła. Jak ustaliliśmy, wspierał
nie tylko remont Jasnej Góry, ale i Ostrowa Tumskiego w Poznaniu, na
którym stoi poznańska katedra, spotkania młodzieży nad Jeziorem
Lednickim organizowane przez dominikanina ojca Jana Górę.
Stracił instynkt i Gromosława
1999 rok. W ceglanych budynkach poznańskiego
Starego Browaru działa "Blues Club", miejsce koncertów zespołów
grających punka i heavy metal, ulubiony lokal motocyklistów. Do kultowej
knajpy przychodzą co weekend setki młodych ludzi. Znienacka lokal
zostaje zamknięty, a teren ogrodzony płotem. Wśród bywalców rozchodzi
się plotka, że teren wykupiła Grażyna Kulczyk. Bywalcy klubu
kilkukrotnie rozbierają płot. Pracownicy firmy Kulczykowej stawiają go z
powrotem. Sprawa wykupu od miasta po kontrowersyjnej cenie kolejnej
działki pod budowę Centrum Handlu, Sztuki i Biznesu "Stary Browar"
stanie się powodem afery, która zachwieje w cztery lata później
wizerunkiem Kulczyków. Ale nie tylko ona.
Gdy w lutym 2002 r. arcybiskup poznański Juliusz
Paetz zostaje oskarżony o molestowanie kleryków, Kulczyk oraz rektor
UAM Stefan Jurga odwiedzają hierarchę w jego pałacu. Kilka dni później
26 rektorów i prorektorów poznańskich uczelni, ludzi kultury i
biznesmenów, wystosowuje list otwarty broniący arcybiskupa.
Kulczykom zdarzają się też przygody mniejszego
kalibru. 3 grudnia 2003 media zostają poinformowane, że około godziny 17
do Starego Browaru wejdzie milionowy gość. Jak zapowiedziano, może nim
być każdy. Na powitanie wychodzi sama Grażyna Kulczyk z bukietem
kwiatów, który wręcza eleganckiej pani w futrze. Jest nią Alicja
Kornasiewicz, za rządów Buzka wiceminister skarbu, która negocjowała
sprzedaż Kulczykowi 35 proc. akcji TP SA. - To naprawdę był przypadek -
przekonuje w mediach Grażyna Kulczyk.
Dlaczego Kulczyk zaczął popełniać błędy?
Dawni współpracownicy podkreślają, że jego obecna
zażyłość z Leszkiem Millerem czy Aleksandrem Kwaśniewskim jest czymś
innym niż jego poprzednie romanse z władzą. - Kulczyk nigdy nie robił
tego na chama, demonstracyjnie, tylko po cichu, elegancko. Coś się stało
- mówi były współpracownik najbogatszego Polaka. - Stracił instynkt.
Po jaką cholerę było afiszowanie się z przyjaźnią z Millerem i
Kwaśniewskim, których władza właśnie się rozsypuje? - mówi inny z
naszych informatorów.
- W 2001 roku przyszedłem na promocję Skody w
poznańskiej operze. Na scenie stały nowe modele samochodów, występowali
artyści, przemawiał Kulczyk. Zorganizowane z rozmachem podobne imprezy
widziałem w Ameryce. Ale rozejrzawszy się po widowni na sali,
zdębiałem. Najgorszy beton. Powiedziałem sobie, że więcej moja noga na
imprezach Kulczyka nie postanie - wspomina nasz rozmówca.
Były współpracownik Kulczyka twierdzi, że
początkiem kłopotów biznesmena było rozstanie z Gromosławem Czempińskim.
- Czempiński miał wyczucie i pilnował go, żeby nie robił głupot i
pomagał mu przejść gładko przez wszystkie mielizny. Kiedy go zabrakło,
zaczęły się problemy.
Dorota Kania o Janie Kulczyku
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
98. CBA wkracza do Gaz-Systemu.
CBA wkracza do Gaz-Systemu. Podejrzenie o milionowe defraudacje
Biura Antykorupcyjnego zatrzymali dwie osoby pełniące kierownicze
funkcje w Gaz-Systemie - państwowym operatorze gazociągów.
5 lat więzienia dla b. szefa Art-B ws. piramidy finansowej
Bogusławowi B., skazanemu wcześniej w aferze Art-B, w sprawie wyłudzeń
za pomocą tzw. piramidy finansowej. Sąd nałożył na B. i drugiego
oskarżonego obowiązek naprawienia wielomilionowej szkody.
Cimoszewicz: Sędziowie TK mogą przesłać prezydentowi przysięgę na piśmie
Sędziowie powinni wystąpić na drogę sądową przeciwko Skarbowi Państwa i
domagać się wypłaty wynagrodzenia. Po drugie mogliby podpisać przysięgę
na piśmie i przesłać ją prezydentowi. W tej sprawie prezydent jest
notariuszem. To, co robi, jest bezprawne - mówił dziś w TVN24 były
premier i były minister sprawiedliwości Włodzimierz Cimoszewicz.
- Uchwalona została ustawa PiS-owska, przyjęto te nieszczęsne bezprawne uchwały, które unieważniają wybór pięciu sędziów przez poprzeni parlament
i tych faktów nikt nie odwróci. Jedyny kompromis byłby możliwy wtedy,
gdyby dwóch sędziów wybranych parę miesięcy temu do stanowisk
zwalniających się w TK w grudniu złożyło w tej chwili rezygnację -
mówił. Ale to zależy wyłącznie od tych ludzi - tłumaczył.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,19272130,cimoszewicz-sedziowie-tk-moga-przeslac-prezydentowi-przysiege.html#ixzz3t0ah0euw
Kulczyk i Solorz-Żak na celowniku NIK
Skontrolowano 15 największych prywatyzacji o łącznej wartości 13,3 mld
zł, przeprowadzonych przez Ministerstwo Skarbu Państwa w latach
2012-2014.
Jedną z kontrolowanych spółek był Ciech, który kupił od państwa
w połowie zeszłego roku Jan Kulczyk. W ocenie izby Ministerstwo Skarbu
dopuściło się przy tej transakcji niegospodarności i braku należytej
dbałości o interesy państwa. Chodzi o cenę sprzedaży akcji Kulczykowi
ustalonej na poziomie 31 zł za papier. Zdaniem NIK była zbyt niska jak
na ówczesną wartość spółki. Inspektorzy przyczepili się również
do firmy, która doradzała ministerstwu przy całym procesie sprzedaży.
Była to spółka ING Securities z holdingu OFE ING – posiadającego 8,65
proc. akcji Ciechu. Zdaniem NIK to jawny konflikt interesów.
Kolejny zarzut to niegospodarność państwa przy
sprzedaży 85 proc. akcji dwóch kopalń węgla brunatnego za łączną cenę
175,5 mln zł (KWB Konin za 108,18 mln zł i KWB Adamów za 67,32 mln zł).
Obydwie kopalnie w połowie 2012 r. kupił od państwa kontrolowany przez
Zygmunta Solorza- -Żaka Zespół Elektrowni PAK.
NIK twierdzi,
że Skarb Państwa odsprzedał swoje udziały po zaniżonej cenie. ,,Wartość
księgowa kopalni Adamów na 31 grudnia 2011 r. wynosiła 144,6 mln zł.
Spółka ta posiadała wolne środki obrotowe w wysokości 65,2 mln zł,
nie była zadłużona, a prowadzona przez nią działalność była rentowna”
– informuje w raporcie NIK. Izba pisze też o kontrowersyjnych
działaniach Ministerstwa Skarbu, które miało zlecać doradcy
prywatyzacyjnemu kolejne aktualizacje wycen, tak żeby rekomendować coraz
niższą wartość KWB Adamów. W końcu ustaloną ją na tak atrakcyjnym
poziomie, że nowy nabywca mógł ją zaakceptować i kopalnię kupić.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
99. Tajne konta polityków.
Tajne konta polityków. Rekordzista Jacek Piechota
http://gf24.pl/blog/2015/12/27/tajne-konta-politykow-rekordzista-jacek-p...
j.pinski@gazetafinansowa.pl
l.pietrzak@gazetafinansowa.pl
Współpraca: Grzegorz Jakubowski
g.jakubowski@gazetafinansowa.pl
Na początku czerwca 2007 r. do polskiej Prokuratury Krajowej trafiły dane około 30 kont w szwajcarskich bankach (m.in. EFG Bank, Coutts Bank), w których jako właściciele figurowali znani polscy politycy (przede wszystkim z SLD), a także wysocy rangą funkcjonariusze tajnych służb (m.in. były szef Urzędu Ochrony Państwa gen. Gromosław Czempiński). Na kontach zgromadzono równowartość około 200 mln zł – ustaliła „Gazeta Finansowa”.
(...)
Pomoce prawne uzyskane ze Szwajcarii stanowią materiał dowodowy w sprawie przeciwko Markowi D. i Piotrowi V., jaka toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Jeżeli chodzi o rachunek bankowy założony na nazwisko Jacka Piechoty, to w tym zakresie prowadzone było śledztwo w Prokuraturze Apelacyjnej w Katowicach o czyn z artykułu 299 §1 i 5 kodeksu karnego (pranie brudnych pieniędzy w grupie przestępczej – red.) i zostało zakończone 31 października 2014 r. umorzeniem, wobec uznania, iż czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego. Część materiałów z tego postępowania została wyłączona do odrębnego postępowania, które jest nadal na biegu – informuje Leszek Goławski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach. Postępowanie to dotyczy prania brudnych pieniędzy. Prokuraturze Apelacyjnej w Katowicach znane jest tylko jedno konto należące do Jacka Piechoty, bądź na niego założone i było na nim 100 tys. USD przelane 27 września 1999 r. – Poprosiliśmy o pomoc skąd te pieniądze wpłynęły, ale Szwajcarzy nam nie odpowiedzieli. Napisali tylko, że był to przelew wewnętrzny i na tym koniec – dodaje Goławski. Zaznacza, że było kilka ponagleń o pomoce prawne. Dopiero 13 kwietnia 2013 r. Szwajcarzy odpowiedzieli, że co do tego nie mają informacji (tylko, że był to przelew wewnętrzny). Pełnomocnikiem do tego rachunku był nieżyjący już ojciec Petera V. Tadeusz Filipczyński.
Nie wiadomo, co prokuratura robi z kontami prominentów przekazanymi do Polski w 2007 r. przez Szwajcarów. Prokuratura Krajowa odsyła w tej sprawie do Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, ta z kolei do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, a ta kolei „nie ustaliła żadnego postępowania” i odsyła do… Prokuratury Krajowej. – Z tego, co wiem to jeszcze były prowadzone w Warszawie sprawy w tym zakresie. To była zbiorcza informacja, która przyszła. Gdzie to zostało jeszcze potem rozesłane to mi jest w tej chwili trudno powiedzieć – mówi prok. Goławski.
Kto i dlaczego schował dokumenty przysłane przez Szwajcarów? – Przez 8 lat rządów koalicji PO-PSL sprawa szwajcarskich kont polityków była systematycznie zamiatana pod dywan – twierdzi jeden z prokuratorów znających sprawę. Jego zdaniem Prokuratura Apelacyjna w Katowicach nie otrzymała danych dotyczących kont zarejestrowanych na Jacka Piechotę, które przysłano do Polski w czerwcu 2007 r.
(...)
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
100. „Wymienimy prokuratorów,
„Wymienimy prokuratorów, którzy nie zdają egzaminu. Jeżeli będzie trzeba, będę podejmował interwencję”
–
Wymienimy tych prokuratorów, którzy nie chcą walczyć z przestępczością i
tolerują zamiatanie spraw pod dywan. Tych, którzy odpowiadają np. za...
Wymienimy tych prokuratorów,
którzy nie chcą walczyć z przestępczością i tolerują zamiatanie spraw
pod dywan. Tych, którzy odpowiadają np. za sprawę Amber Gold albo sprawę
SKOK Wołomin – powiedział minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w
„Dziś wieczorem”. Zapytany, czy da gwarancję, że nie będzie dzwonił do
prokuratorów, odpowiedział, że jeżeli trzeba będzie podejmować
interwencję, w ramach prawa będzie to robił. – Ponieważ bierzemy za to
odpowiedzialność – dodał.
Min. Zbigniew Ziobro zadeklarował, że wymieni tych prokuratorów, którzy
nie zdają egzaminu. Podkreślił, że gdyby prokuratura wywiązała się ze
swoich zadań m.in. w sprawie Amber Gold, życie wielu ludzi nie zostałoby
zniszczone. – Dziesiątki tysięcy Polaków zachowałoby oszczędności. Ta
afera zrujnowała ich życie. A pośrednią przyczyną tego był brak działań
państwa – przekonywał.
Afera WGI. Zapadł drugi ważny wyrok w jednej w najgłośniejszych afer finansowych w Polsce
Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że szefowie WGI Consulting nie
są winni czterem, a jedynie trzem przestępstwom, za które skazał ich
kilka miesięcy temu sąd pierwszej instancji. Jednocześnie zmniejszył
wymiar kary finansowej dla skazanych.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
101. Dlaczego sąd szkolił się u
Dlaczego sąd szkolił się u oskarżonego ws. Elektromisu?
Krzysztofa S. Biznesmen, oskarżony przed laty w aferze Elektromisu, wg
świadków ABW stał się bliskim znajomym poznańskich sędziów, prokuratora,
adwokatów. Miał gościć ich na zakrapianych imprezach w swojej willi.
Przy pomocy znajomych prawników miał także wyciągać z więzień "ważnych"
skazańców.
Spółki związane z Krzysztofem S. prowadziły m.in. holding Onyks oraz
pałac w Wąsowie. To właśnie do tych miejsc, do pracy, na podstawie umów z
poznańskim aresztem śledczym, trafiali więźniowie. Na przykład były
policjant z brygady antyterrorystycznej skazany za brutalne wymuszenia
albo radca prawny skazany w aferze związanej z przejmowaniem kamienic.
jednym z głównych oskarżonych w aferze Elektromisu. Jego wątek, wskutek
błędów proceduralnych sądu, został umorzony z powodu przedawnienia. W
grudniu napisaliśmy, że po tym umorzeniu sąd nabył nieruchomość od
spółki kontrolowanej przez Krzysztofa S. W dawnej fabryce lamp,
położonej daleko od centrum Poznania, utworzono potem jeden z sądów
rejonowych.
Nie była to jedyna transakcja poznańskiego sądu ze spółkami Krzysztofa
S. Jak ustaliliśmy, w ostatnich latach poznański Sąd Apelacyjny
organizował szkolenia i imprezę jubileuszową w pałacu w Wąsowie. Pałac
należy do kolejnej spółki związanej z Krzysztofem S. Władze sądu
zapewniają, że nie wiedziały o związku Krzysztofa S. z pałacem z
Wąsowie.
Więcej o śledztwie ABW, które zakończyło się kontrowersyjnym umorzeniem
oraz o działalności Krzysztofa S. w piątkowym wydaniu "Głosu
Wielkopolskiego"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
102. Co PO obiecała Rosjanom?
Co PO obiecała Rosjanom?
PO kilka miesięcy przed wyborami planowała zrezygnować na rzecz Rosji
z udziałów kontrolnych w strategicznym dla Polski gazociągu jamalskim.
Rosjanie mieli też obiecane, że dostaną od EuRoPol Gazu pieniądze ze
zgromadzonego zysku. PGNiG, czyli Państwowe Górnictwo Naftowe i Gazowe, państwowy koncern
zarządzający strategicznymi dla bezpieczeństwa Polski dostawami gazu.
Do 9 grudnia 2015 r. prawie rok kierował nim Mariusz Zawisza. Wcześniej
zarządzał firmą bez związku z branżą gazową: Polską Grupą Energetyczną
Dystrybucja. EuRoPol Gaz – polsko-rosyjska spółka. PGNiG kontroluje
w niej 52 proc. udziałów – bezpośrednio 48 proc. i pośrednio przez
spółkę Gas-Trading – 4 proc. Rosyjski gigant Gazprom ma 48 proc. Spółka
zarządza gazociągiem jamalskim, którym Rosjanie dostarczają do Polski
i Niemiec gaz z Syberii. Jest bardzo ważna dla polskiego bezpieczeństwa,
nie tylko energetycznego. W zarządzie EuRoPol Gazu zasiada dwóch
Polaków i dwóch Rosjan. Wszystkie decyzje wymagają jednomyślności.
Od pół roku prezesem jest Polak – młody menedżer Marcin Idzik, który
wcześniej kierował spółką zbrojeniową PHO i pracował w MON. Szef rady
nadzorczej to doświadczony w branży gazowej Rosjanin – Aleksander
Miedwiediew, wiceprezes Gazpromu, zaliczany do zaufanych samego
Władimira Putina.
Na podstawie dokumentu podpisanego przez Gawlika rada nadzorcza
EuRoPol Gazu 17 września powołuje nowy zarząd i zmienia radę.
W ministerstwie wybucha skandal. – Czerwiński dostaje szału – wspomina
osoba, która zna kulisy wydarzeń. O nominacji dla Idzika
do strategicznej spółki dowiaduje się bowiem od dziennikarza przez
telefon. W rozmowie z „Wprost” przyznaje, że nikt nie konsultował z nim
zmian w EuRoPol Gazie. Czerwiński uważa, że Gawlik co najmniej nadużył
zaufania. Degraduje go, odbierając mu kompetencje nadzoru nad spółkami,
ale nie usuwa ze stanowiska. Dlaczego? Ma czerwone światło od partii.
Zbliżają się wybory, a Gawlik jest jednym z kandydatów. Na skandal PO
nie może sobie pozwolić. Czerwiński tego nie dementuje. Mówi, że nie
mógł usunąć Gawlika. Nie chce powiedzieć „Wprost”, z jak wysoka szły
naciski. Zdymisjonował za to dyrektor Woś. PGNiG nie podpisał też
kontraktu z Idzikiem i tak jest do dziś.– Co mogłem zablokować,
zablokowałem – mówi Czerwiński. ABW ostrzegała go, że między
akcjonariuszami EuRoPol Gazu, czyli polskim PGNiG i Gazpromem, zapadły
ustalenia, które mogą mieć bardzo niekorzystne dla Polski konsekwencje.
Czerwiński nie chce powiedzieć, jakie to były zagrożenia. Informacje,
jakie uzyskał, miały charakter tajny. Potwierdza tylko, że ryzyko było
naprawdę duże. Chodzi przede wszystkim o negocjowanie przez prezesa
PGNiG i wiceprezesa Gazpromu korzystnego dla Rosjan zrównania udziałów
polskiej i rosyjskiej strony w EuRoPol Gazie i o podział zysku, jaki
przez lata wypracowała spółka. To niebagatelna kwota – 1,2 mld zł.
Rosjanom zależy na wypłacie dywidendy, a jeszcze bardziej, by uzyskać
zgodę na pożyczkę. PGNiG idzie na współpracę.
Dziennikarka "niepokornych" Dorotę Kanię skazana za wyłudzenie 270 tys. zł od rodziny Dochnala
Sąd skazał Kanię na 2 lata więzienia (w zawieszeniu) za powoływanie się na wpływy w rządzie PiS i wyłudzenie pieniędzy. "Dorota Kania dopuściła się zamachu godzącego w prawidłową działalność
instytucji państwowych, a powodem jej działania była chęć osiągnięcia
korzyści majątkowej" - orzekł Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi.
Stwierdził też, że "wymierzona kara odzwierciedla zarówno stopień
społecznej szkodliwości czynu, jak również spełni cele zapobiegawcze i
wychowawcze".
W uzasadnieniu wyroku sąd miażdżąco
podsumował postawę Doroty Kani, specjalistki od oskarżeń o związki z
bezpieką oraz korupcję, od kilku lat gwiazdy "Gazety Polskiej".
"Pod koniec 2005 r. zaproponowała Aleksandrze Dochnal transakcję -
w zamian za pożyczkę miała użyć wpływów w PiS, ówczesnej...
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,19578884,wyrok-na-dziennikarke-niepokornych-dorote-kanie-za-wyludzenie.html#ixzz3zD9ixBdy
23 marca 2016 r.
Jak runęła bursztynowa piramida. Historia upadku Amber Gold
Amber Gold – piramidy finansowej, która pozbawiła części majątku ponad
12 tys. Polaków. Projekt, który miał być innowacyjną receptą na szybkie...
ODPOWIEDZIALNOŚĆ PAŃSTWA WS. AMBER GOLD, czyli jak spółka Amber Gold stała się synonimem „demokratycznego państwa p
„Jedynie komisja śledcza mogłaby ujawnić prawdę o Amber Gold”
–
Tylko dziecko może uwierzyć, że ta dwójka ludzi wymyśliła taki wielki
przekręt finansowy rzędu 850 milionów. Musieli stać za tym jacyś... więcej
Sprawa Wąsacza o prywatyzację PZU wraca do sądu
sądu wraca sprawa ministra skarbu w rządzie AWS Emila Wąsacza ws.
niedopełnienia obowiązków przy prywatyzacji PZU w 1999 r.; w czwartek
sąd II instancji uznał odwołanie prokuratury i uchylił decyzję o
zawieszeniu procesu na czas postępowania przed Trybunałem Stanu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
103. Wyrok ws. mafii węglowej:
Wyrok ws. mafii węglowej: Korupcja się przedawni?
mafii węglowej z lat 90. To będzie finał głośnego śledztwa, w którym
zarzuty miała usłyszeć m.in. Barbara Blida.
Wyrok w pierwszej instancji, zapadł pod koniec ubiegłego roku w sądzie w
Rudzie Śląskiej. Czekamy na apelację.
Sąd skazał wówczas na 2,5 roku bezwzględnej kary więzienia i 90 tys. zł
grzywny 63-letniego dziś Wiesława K., byłego wiceprezesa Rudzkiej Spółki
Węglowej. Był oskarżony o przyjęcie 420 tys. zł.
Z kolei byłemu wiceprezesowi Nadwiślańskiej Spółki Węglowej, dziś
67-letniemu Jerzemu H., za przyjęcie 140 tys.
grzywny. Kara w zawieszeniu - ze względu na przyjętą korzyść, która w
myśl przepisów nie była „znacznej wartości”, bo za taką uznaje się ponad
200 tys. zł.
Łapówki, w latach 90. w branży górniczej nazywane prowizjami, wręczała
prezesom spółek węglowych Barbara Kmiecik, śląska Alexis. Płaciła za
przychylność i płynność dostaw węgla, którym handlowała jej firma na
potężna skalę. Płaciła za każdą tonę ok. 1,5 zł, a sprzedawała go w
milionach ton.
Trzeci z oskarżonych w tej sprawie, były współpracownik Barbary Kmiecik,
dziś 61-letni Jacek W., został oskarżony o wręczanie łapówek. Skazany
na 2,5 roku bezwzględnego pozbawienia wolności i 90 tysięcy złotych
grzywny.
Od wyroku sądu w Rudzie Śląskiej odwołała się prokuratura i wszyscy
oskarżeni. - Sąd tej sprawie nie podołał, nie udźwignął jej -
przekonywała mecenas Magdalena Urbańska. Apelację rozpoznaje Sąd
Okręgowy w Gliwicach.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
104. Kary więzienia za korupcję w
Kary więzienia za korupcję w górnictwie – prawomocne
dwóch b. wiceprezesów spółek węglowych, skazanych w I instancji za
przyjmowanie wysokich łapówek od handlującej tym surowcem agencji
Barbary Kmiecik oraz jej wspólnika, który miał im wręczać pieniądze. Sąd Okręgowy w Gliwicach tylko nieznacznie zmienił wcześniejszy wyrok
sadu rejonowego. Całej trójce oskarżonych postawiono zarzuty w tym samym
śledztwie, w którym miała je usłyszeć Barbara Blida. Dotyczą lat
1994-1998.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
105. "Od Wąsacza PO Grada,czyli GRADOBICIE"
był kiedyś taki tytuł w nieistniejcej już niestety Gazecie Nasya Polska
gość z drogi
106. przepraszam ale zgłupiała mi klawiatura
czyżby tak reagowała na Grada i GRADObicie :)
/serdeczne Zdrowaś Maryja za spokój twórczyni Gazety , ś.p pani Marii/
gość z drogi
107. PROKURATURA @PK_GOV_PL
PROKURATURA
@PK_GOV_PLMS PG
@ZiobroPL: Jest kilkadziesiąt nowych postępowań w sprawie reprywatyzacji w W-wie i działań "niezależnej" prokuratury.#reprywatyzacjaMaryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
108. Co zostało z Bartimpeksu?
Co zostało z Bartimpeksu? Ostra walka o pozostałość po imperium Gudzowatego
lata po śmierci Aleksandra Gudzowatego jego spadkobiercy wciąż walczą o
kontrolę nad rodzinnym imperium. A raczej nad tym, co po nim zostało.Teoretycznie wszystko wydawało się proste. Jeszcze na długo przed
śmiercią Aleksandra Gudzowatego głównym udziałowcem Bartimpeksu został
Tomasz Gudzowaty, najstarszy syn przedsiębiorcy. W jego rękach znajduje
się 3450 akcji. 69 proc. wszystkich wyemitowanych.Kolejne 1300 należało do Aleksandra Gudzowatego. Dotyczące ich
postępowanie spadkowe wciąż nie jest zakończone. To współwłasność
spadkobierców. Wprawdzie Tomasz Gudzowaty ma w niej połowę udziałów, to
decyzją sądu akcjami zarządza Dorota Gudzowaty, druga żona Aleksandra.
Do niej i do Michała Gudzowatego, drugiego syna zmarłego przedsiębiorcy,
również należy połowa udziałów we współwłasności.
Akcjonariusze odwołali zarząd Bartimpeksu z Grzegorzem
Ślakiem na czele, zdymisjonowali także radę nadzorczą. Niemal 100 proc.
akcji Akwawitu na początku 2015 r. zostało sprzedanych za 1,5 mln zł
zarejestrowanej w Poznaniu rok wcześniej firmie Asterex sp. z o.o. „W
efekcie sprzedaży akcji Akwawitu spółka poniosła stratę w wysokości 112
mln zł, która została rozpoznana w wyniku 2014 r. w wyniku utworzenia
odpisu aktualizacyjnego, bez wpływu na wynik 2015 r.” – możemy
przeczytać w sprawozdaniu zarządu Bartimpeksu z działalności w 2015 r.
Sprawę badała Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu. Nikomu nie postawiono
zarzutów.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
109. Krauze, Kulczyk, Solorz-Żak,
Krauze, Kulczyk, Solorz-Żak, czyli trudne relacje najbogatszych z władzą
Ryszard Krauze trafił na celownik prokuratury. Chodzi sprawę
bezprawnej reprywatyzacji terenu, na którym znajduje się centrum
handlowe Wola Park i budowana jest stacja II linii metra.
To nie pierwszy przypadek, gdy stali bywalcy list najbogatszych Polaków
trafiają pod lupę służb.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
110. Były wiceminister skarbu
Były wiceminister skarbu wśród zatrzymanych przez CBA w sprawie prywatyzacji Ciechu
osób, w tym b. wiceminister skarbu, zostało zatrzymanych w sprawie
prywatyzacji Ciechu – poinformowało CBA. Według nieoficjalnych
informacji PAP, straty mogły sięgnąć nawet 110 mln zł.
Były prezes GPW Paweł T. zatrzymany. Rozkręca się śledztwo w sprawie prywatyzacji Ciechu
To efekt śledztwa w sprawie nieprawidłowości podczas prywatyzacji spółki Ciech.
Śledztwo ws. umów na budowę autostrady A2
Prokuratura na polecenie ministra sprawiedliwości Zbigniewa
Ziobry zajmie się sprawą umów na budowę autostrady A2. To rząd PO-PSL
zawarł kontrowersyjne umowy z firmą założoną przez Jana Kulczyka.
Śledczy mają wyjaśnić, w jakich okolicznościach doszło do przyznania
spółce Autostrada Wielkopolska koncesji na 40 lat.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
111. Gorąco wokół imperium
Gorąco wokół imperium Kulczyków. PiS uderza z dwóch stron
W ciągu kilkunastu godzin biznesowe imperium Kulczyków otrzymało
dwa silne ciosy: prokuratura zaczęła się przyglądać Autostradzie
Wielkopolskiej, a CBA ruszyła z aresztowaniami w sprawie prywatyzacji
Ciechu. W branży huczy od plotek, skąd to nagłe zainteresowanie służb.
Ciech spada po zatrzymaniu Pawła T. Kulczykowie liczą straty
Majątek rodziny Kulczyków stopniał o ponad 50 mln zł w kilka
godzin po tym, jak podano informacje o zatrzymaniu sześciu osób w
sprawie prywatyzacji Ciechu. W poniedziałek akcje spółki poszły mocno w
dół w czasie, gdy cała giełda szybko szła w górę.
Rzecznik ministra Kamińskiego : Zatrzymania ws.
Ciechu to pewien przełom. "Zeznania mogą otworzyć nowe wątki i wskazać
na…
"Wydaje się sprawą oczywistą, że prywatyzacja tak ważnej spółki
powinna być objęta monitoringiem służb specjalnych, takich jak CBA, czy
ABW. Wydaje…
Minister Wąsik o kulisach śledztwa ws. Ciechu: Jest duże, obejmuje mnóstwo materiałów i może być rozwojowe...
"Spodziewaliśmy się, że pan Schetyna będzie odwracał kota ogonem i twierdził, że to polityczne śledztwo i nagonka na opozycję".
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
112. "Najdroższa autostrada w
"Najdroższa autostrada w Europie". Prokuratura zajmie się zbyt wysokimi opłatami na A2
ponownie zajmie się sprawą wypłaty spółce Autostrada Wielkopolska
rekompensat za przejazdy ciężarówek autostradą A2 ; prokuratur generalny
Zbigniew Ziobro polecił podjęcie na nowo...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
113. Śledztwo w sprawie Gromosława
Cz. zostało przedłużone. To jedno z najbardziej poważnych i najbardziej
skomplikowanych postępowań prokuratorskich w Polsc ...
Były szef UOP Gromosław Cz. oraz jeden z inicjatorów założenia
Platformy Obywatelskiej, który jest podejrzany o korupcję oraz
posiadanie broni bez zezwolenia jest jednym z zamieszanych w tę sprawę.
- Przeciwko Gromosławowi Cz., podejrzanemu o przestępstwo z art.
229 § 1 k.k. i inne uprzejmie informuję, że w dalszym ciągu pozostaje
ono na biegu. W toku tego śledztwa, wobec Gromosława Cz. zostało wydane
postanowienie o przedstawieniu zarzutów, o przestępstwa z art. 229 § 1
k.k. i art. 229 § 4 k.k. w zw. z art. 12 k.k. oraz z art. 263 § 2 k.k. w
związku z udzielaniem przez niego, w okresie od 24 czerwca 2002 roku do
21 maja 2003 roku, korzyści majątkowej znacznej wartości osobie
pełniącej funkcję publiczną oraz posiadaniem, bez wymaganego zezwolenia,
broni palnej.Po raz ostatni postępowanie zostało przedłużone
przez Zastępcę Prokuratora Generalnego, a termin śledztwa został
zakreślony do 30 września 2018 roku - poinformowała prowadząca śledztwo Prokuratura Regionalna w Katowicach w rozmowie z portalem niezalezna.pl. Jest to jedno najpoważniejszych oraz najbardziej skomplikowanych
postępowań prokuratorskich w Polsce. Dotyczy nieprawidłowości i korupcji
przy największych polskich prywatyzacjach – STOEN, PLL LOT oraz
Telekomunikacji Polskiej. Akta śledztwa w sprawie nieprawidłowości przy
największych polskich prywatyzacjach liczą bez załączników kilkaset
tomów. Wśród zgromadzonych materiałów znajdują
się m.in. tysiące dokumentów uzyskanych w ramach pomocy prawnej m.in. z
Cypru, ze Szwajcarii, z Liechtensteinu i Hongkongu. Dzięki tym
dokumentom katowickim śledczym udało się zgromadzić informacje o
zarejestrowanych w rajach podatkowych spółkach uczestniczących w
polskich prywatyzacjach, a także wyciągi z zagranicznych kont
bankowych, przez które przepływały podejrzane środki. Przypomniał portal
niezalezna.pl.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
114. Gadowski: Nigdy nie skazano
red. Doroty Kani "Gry tajnych służb" dotyczyła układu zamkniętego, jakim
był Fozz. Jaka jest geneza powstania funduszu? Kto br ...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
115. nie żyje już ani M.Falzmann
ani prof Przystawa,ale ci którzy pamiętają tamte lata wiedzą,ze TO był praPOczątek Amber Gold i i nie tylko tej "akcji specjalnej"
ale Młodym warto przypomnieć,jak to czerwone dynastie uwłaszczały sie na Naszym Polskim Majątku
gość z drogi
116. Dworczyk: GetBack to typowa
Dworczyk: GetBack to typowa afera elit III RP. Są tam osoby związane z PO, z biznesmenami funkcjonującymi w III RP
Pan [sędzia] Żurek często powoływał się na standardy unijne, więc chyba
powinien być zadowolony z tego, że w tej sprawie [oświadczenia
majątkowego] dzieją się rzeczy zgodne z tymi standardami
— powiedział w „Sygnałach dnia” (Program I Polskiego Radia) szef KPRM Michał dWORCZYK.
— przypomniał.
— dodał minister.
Odnosząc się do postawy I Prezes SN, zaznaczył:
Padły również pytania o GetBack.
— podkreślił Michał Dworczyk.
Szef KPRM wymienił nazwiska Leszka Czarneckiego, Alicji Kornasiewicz i Arkadiusza Myrchy.
— zauważył.
— dodał minister.
Powiązania afery GetBack z Izraelem. Markow: brat zatrzymanego Piotra B. jest współpracownikiem naczelnego rabina Polski
W ubiegłym tygodniu CBA zatrzymała byłego prezesa
GetBacku Konrada K. Do zatrzymania doszło na lotnisku, a Konrad K. miał
wracać właśnie z Izraela. Zatrzymany został także współpracownik Konrada
K. – Piotr B.
Zarówno Konrad K., jak i Piotr B. trafili do aresztu na trzy
miesiące. Konrad K. usłyszał zarzuty: próby wyłudzenia pożyczki w
wysokości 250 milionów złotych, wyrządzenia szkody majątkowej na rzecz
spółki w wysokości 15 milionów złotych. Za to grozi mu do 10 lat.
Z kolei Paweł B., przedstawiciel podmiotu gospodarczego i
współpracownikowi Konrada K., usłyszał zarzut wyrządzenia spółce
windykacyjnej szkody na kwotę minimum 7 milionów złotych.
Jak informuje Eugene Markow brat zatrzymanego w sobotę w związku z
aferą #GetBack Piotra B., Paweł B. (zdjęcie po lewej) jest
współpracownikiem naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha – podaje na Twitterze Stanislas Balcerac.
Jak informuje @ejmarkow brat zatrzymanego w sobotę w związku z aferą #GetBack Piotra B., Paweł B. (zdjęcie po lewej) jest współpracownikiem naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha. pic.twitter.com/1biwYqMA2f
— Stanislas Balcerac (@sbalcerac) June 19, 2018
The undeniable affiliation between Piotr B, Andrzej Gaśiorowski, Bogusław Bagsik, Art-B, and Israel.
Attachment, for your information [Important]. pic.twitter.com/0vKLJqscKv
— Eugene J. Markow (@ejmarkow) June 18, 2018
Piotr B. zasiadał w zarządzie Fundacji Dziedzictwa Kulturowego i
Przemysłowego, która fundacja w 2016 roku zorganizowała dwudniowy wyjazd
lubelskim samorządowców i przedsiębiorców do Izraela.
Spółka GetBack zajmuje się zarządzaniem wierzytelnościami. Powstała w
2012 r., a w lipcu 2017 r. jej akcje zadebiutowały na Giełdzie Papierów
Wartościowych w Warszawie w ramach przeprowadzonej pierwszej oferty
publicznej.
W kwietniu GPW, na wniosek KNF, zawiesiła obrót akcjami GetBack.
Stało się to po tym, gdy 16 kwietnia rano firma podała, że prowadzi
negocjacje z PKO BP oraz Polskim Funduszem Rozwoju ws. finansowania w
wysokości do 250 mln zł. Z komunikatu spółki wynikało, że informację
uzgodniono „ze wszystkimi zaangażowanymi stronami”.
PKO BP i PFR zdementowały informacje, że prowadzą takie rozmowy. To
wywołało reakcję KNF. W efekcie rada nadzorcza GetBack odwołała ze
skutkiem natychmiastowym Konrada K. ze stanowiska prezesa spółki.
Źródło: PAP/Twitter/NCzas
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
117. FOZZ, GetBack, Amber Gold,
FOZZ, GetBack, Amber Gold, czyli 13 największych afer finansowych w Polsce
RP" po wielu latach trafił do Polski, gdzie odsiedzi karę za
wyprowadzenie z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego ok. 1,5 mln
dolarów.
Czy był to rzeczywiście największy przekręt w najnowszej historii
Polski? Na pewno jeden z wielu. Przypominamy największe skandale
gospodarcze, które wstrząsały naszym krajem w ostatnich trzech dekadach
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
118. FOZZ, Przywieczerski, Sawicka
FOZZ, Przywieczerski, Sawicka i jeden sędzia... Szef rządu przypomina: "Tu te kropki się łączą".
Premier przypomniał znaczący ciąg zdarzeń… Dariusz Przywieczerski
(„mózg afery FOZZ”), dostał wyrok 3,5 roku więzienia, który później
został złagodzony do 2,5 roku. W składzie orzekającym był sędzia Paweł
Rysiński, który wydał też wyrok uniewinniający dla posłanki
PO Beaty Sawickiej.
— stwierdził premier.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
119. Tajemnicza śmierć Jana
Tajemnicza śmierć Jana Kulczyka. Jak do niej doszło? ABW sprawdza KAŻDE doniesienia o jego obecności w egzotycznych krajach
– Jak to się dzieje, że najbogatszy Polak jedzie na
operację serca w zwykłym miejskim szpitalu w Wiedniu, a nie w jakiejś
bardzo ekskluzywnej klinice, gdzie byłby otoczony wyjątkowo dobrą
opieką? – odpowiedział pytaniem na pytania dziennikarza TVP Info
Jarosław Gowin. Sprawdzając szczegóły oraz wypowiedzi pracowników ABW
proszących o anonimowość, jak również podpierając się zwykłym zdrowym
rozsądkiem, można mieć jak najbardziej przypuszczenia, że miliarder
wciąż żyje.
Czy największy polski biznesmen, udziałowiec w największych
koncernach, dobroczyńca żydowskiego muzeum Polin i „oficjalnie” (jak
powiedział niegdyś Gowin) nieżyjący Jan Kulczyk może żyć? Wypowiedzi
anonimowych pracowników Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dają do
myślenia.
Jeszcze dwa lata temu ABW sprawdzało dosłownie każdą informacje na
temat możliwego pobytu Jana Kulczyka w krajach bliższych i dalszych.
„Gazeta Finansowa” podała jako jeden z przykładów Cypr. Ze źródeł gazety
wynika, że najczęściej padają informacje o egzotycznych krajach.
– Kulczyk jest kluczem do wszystkiego. Prywatyzacje, Bronek, Platfusy, Ruskie. Jakby on zaczął gadać, mielibyśmy wszystkich – mówił w 2016 jeden z niedawnych nominatów na wysokie stanowisko w ABW.
Jak mówią bliscy miliardera i jego wieloletni wspólnicy, dr Jan
Kulczyk „był zbyt próżny, by zmieniać swój wygląd”. Ponadto wielu
wspólników Kulczyka zakładało, że – w atmosferze przekonania, że PiS
wygra wybory i zniszczy „układ III RP”, którego Kulczyk był symbolem –
ten pójdzie na wojnę z aparatem państwa, by uchronić swoje imperium.
Oprócz wielkiego majątku miał za sobą szerokie kontakty sięgające nawet
polityków z USA.
– Jednak Kulczyk nie szykował się do wojny. Według naszych
informacji na jego decyzję wpłynęła wizyta dwóch „smutnych panów” z
Agencji Wywiadu. Oficerowie przekazali mu, że nie będą w stanie dłużej
go chronić. I dziękują za lata wzajemnej owocnej współpracy. Tydzień po
tej rozmowie największy z polskich oligarchów zaczął oficjalnie
przedstawić swojego syna jako następcę i dziedzica. Po miesiącu poleciał
do publicznego szpitala w Wiedniu na nieplanowaną wcześniej operację.
29 lipca 2015 r. media podały, że najbogatszy Polak zmarł. Czy jednak na
pewno? – czytamy w gf24.pl.
Co również niezwykle ciekawe wcześniej Jan Kulczyk poddał się
eksperymentalnej terapii w USA. Prowadził ją urodzony w Teheranie prof.
Shahrokh Shariat, szef kliniki urologii przy wiedeńskiej Allgemeines
Krankenhaus der Stadt. Metoda ta polegała na niszczeniu komórek
nowotworowych prądem z ładunkiem do 3 tys. woltów. Metoda ta jest
zakazana w Austrii. Informacje o tym fakcie opublikowali dziennikarze z
redakcji „Heute”.
Rok później biznesmen udał się na zabieg usunięcia węzłów chłonnych z
okolic biodra i uda. Według „Heute”, „prosty zabieg wydłużył się do
sześciu godzin, a podczas jego trwania pojawiły się komplikacje. Doszło
do uszkodzenia jednej z tętnic udowych”. Do zespołu dołączył chirurg
naczyniowy. Kulczyk pozostał na sali pooperacyjnej aż sześć dni.
– Przyczyna jego śmierci nie ma nic wspólnego z operacją. Poszło
dobrze i skutecznie, pacjent był zadowolony. To smutne, że próbuje się
fałszywymi pogłoskami zdyskredytować mój zespół, bez szacunku dla
cierpień rodziny – powiedział „Heute” prof. Shariat. „Fakt” zauważa, że lekarze mieli uszkodzić mu tętnicę udową.
Pojawiają się wątpliwości, czy w trumnie rzeczywiście znajdowały się
szczątki doczesne miliardera. Zgodnie z prawem, przed wyjazdem do Polski
trumna ze zwłokami Jana Kulczyka musiała zostać zapieczętowana. Po
opuszczeniu Austrii nie wolno jej było otwierać.
– Ciało jest składane do trumny z wkładem cynkowym. Wkład jest
zalutowany, a wieko trumny zamknięte. Nie wolno – według prawa
konsularnego – otwierać trumny po przywiezieniu jej na miejsce – wyjaśniał Adam Ragiel, balsamista z Polskiego Centrum Szkolnictwa Funeralnego.
Pomijając powyższe fakty, zastanawia fakt śmierci w wieku 65 lat
najbogatszego człowieka w Polsce (nomen omen sytuacja idealna dla ZUS-u z
powodu akurat rozpoczętego wówczas wieku emerytalnego), który udał się
na nieplanowaną wcześniej prostą operację, podczas której pojawiły się
powikłania i zmarł. Ciała w trumnie publika nie widziała. Natomiast
służby bezpieczeństwa skrupulatnie sprawdzają każde doniesienie o
rzekomej obecności miliardera gdziekolwiek na świecie…
Tak czy inaczej, sam Jan Kulczyk zniknął z życia publicznego. Majątek
został zachowany i przejęty przez spadkobierców z rodziny. Imperium
zostało ocalone. A czy dowiemy się w przyszłości czegoś nowego? Czas
pokaże.
Źródła: gf24.pl/bezc.pl/se.pl/fakt.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
120. Jakie biznesy prowadził SKOK
Jakie biznesy prowadził SKOK Wołomin
który rządził wołomińską kasą, inwestował grube miliony na wielu
polach: od mediów i turystyki przez firmy produkcyjne... po krematorium -
podaje we wtorek "Puls Biznesu".
Czołowe postaci systemu bankowego III RP, ludzie służb PRL i osoby powiązane m.in. z PO – to oni pobierali pieniądze z GetBack
Afera GetBack odsłania kolejne twarze - są to czołowe postaci
systemu bankowego III RP, ludzie służb PRL, a także osoby powiązane
m.in. z Platformą Obywatelską. O tym, kto wzbogacił się i uwiarygadniał
działania spółki, która oszukała na obligacjach tysiące Polaków,
napisali dziennikarze tygodnika "Sieci".
Szef komisji ds VAT: Od 2016 roku luka VAT-owska skokowo maleje
miała rozszerzyć badany okres do roku 2018, co proponuje opozycja,
mogłaby nie zdążyć zakończyć prac przed końcem kadencji - mówił w
czwartek dziennikarzom szef komisji ds. VAT Marcin Horała (PiS).
Platforma zadłużyła także przyszłe pokolenia
Mówimy o aferze VAT, która swoim
rozmiarem przerasta wszystkie inne afery finansowe razem wzięte, jakie
znamy z najnowszej historii Polski – stwierdza dr Marian Szołucha
O jakiej skali strat możemy mówić?
– Z osławionych 262 miliardów złotych – wyliczonych przez firmę PwC,
podane później do wiadomości także przez Ministerstwo Finansów można by
sfinansować przez 10 lat program „Rodzina 500+”, wybudować setki
kilometrów autostrad, wydatnie dozbroić polską armię innymi słowy,
zmienić naszą rzeczywistość.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
121. Liberalny establishment w
Liberalny establishment w natarciu! Wraca termin "grupa trzymająca władzę", który ma obrzydzić "dobrą zmianę"
— napisał na Twitterze publicysta.Terminu „grupa trzymająca władzę” użył m.in. poseł Platformy
Obywatelskiej Cezary Tomczyk, domagając się powołania ws. KNF komisji
śledczej, podczas konferencji prasowej przed resortem finansów.
— powiedział Tomczyk.
Pojęciem tym posłużyła się również posłanka Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz.
— napisała Gasiuk-Pihowicz.Teraz z „grupą trzymającą władzę” wraca „Newsweek” pod batutą Tomasza Lisa.
Dworczyk: Rola Leszka Czarneckiego musi być wyjaśniona
Szef KPRM odniósł się do nagrań dotyczących KNF.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
122. Tajemniczy zamek Kulczyka we
Tajemniczy zamek Kulczyka we Francji. Zwykli ludzie nie mają do niego dostępu [ZDJĘCIA]
Jan Kulczyk był dla Polaków tajemniczą postacią. Duży
majątek odziedziczył po ojcu, który sprzedawał polskie towary w
Niemczech za PRL. Wielu nie wierzy, że odbywało się to bez ingerencji
służb.
Sam Jan Kulczyk już w III RP zbił ogromny majątek na interesach z
państwem polskim, a jak wiadomo gdzie wielkie pieniądze państwowe tam
służby są zawsze obecne. Także śmierć Kulczyka jest bardzo zagadkowa.
Jego majątek również był skrywany przed oczami rodaków, w tym m.in.
zamek Chateau de Madrit na francuskim wybrzeżu.
Średniowieczny zamek na francuskim lazurowym wybrzeżu, położony
niedaleko Nicei, Chateau de Madrit był własnością Jana Kulczyka, ale nie
wiadomo dokładnie od kiedy. Jego wartość szasowana jest na
kilkadziesiąt milionów euro.
Na tym zamku Winston Churchill pisał swoje słynne pamiętniki, a
miliarder Arystoteles Onassis oświadczył się byłej żonie prezydenta USA
Jacqueline Kennedy.
Zamek jest oczywiście zabytkiem, ale został urządzony bardzo nowocześnie i luksusowo, na potrzeby współczesnych magnatów.
Na części dachu zamczyska znajduje się basen, obok lądowisko dla
helikopterów. Z zamku usytuowanego tuż nad skalnym urwiskiem, rozciąga
się piękny widok na zatokę. Podobno Jan Kulczyk lubił tutaj spędzać
czas.
Próżno jednak szukać zdjęć zamku i jego wnętrz w sieci. Najwyraźniej
jest to pilnie strzeżona tajemnica, zarezerwowana tylko dla jego
właścicieli i najbogatszych potencjalnych kupców.
Brama Chateau de Madrit . Foto: google maps
Chateau de Madrit .
Chateau de Madrit .
Chateau de Madrit .
Otwarta brama Chateau
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
123. Żona Kulczyka poucza jak
Żona Kulczyka poucza jak dochodzić do majątku. Uciekła z nowym biznesem do Szwajcarii, bo Warszawa nie dała jej 7 milionów
Grażyna Kulczyk – miliarderka, która rozwiodła się z
Janem Kulczykiem w 2005 roku dostając sporą część majątku – otwiera w
Szwajcarii muzeum. Poucza przy tym jak prowadzić biznes, by się
wzbogacić. Muzeum pierwotnie miało powstać w Warszawie, ale miasto nie
zgodziło się łożyć 7 milionów złotych na utrzymanie placówki. Coż za
wspaniały pomysł na biznes – brać z kieszeni Warszawiaków grube miliony…
Muzeum otwarte przez Grażynę Kulczyk znajduje się w Susch w
Szwajcarii. W rozmowie z money.pl przyznaje, że otworzyła placówkę w
miejscu, gdzie żyje wielu koneserów sztuki przekazujących sobie kolekcje
z pokolenia na pokolenie.
– To tak, jak dostać się w paszczę lwa – nie dosyć, że na
obczyźnie, to jeszcze nie buduję swojego muzeum na pustyni kulturalnej.
Muszę być tak samo dobra albo i lepsza, by oni mnie uszanowali. To jest
wyzwanie – powiedziała Grażyna Kulczyk.
Miliarderka, która olbrzymi majątek otrzymała podczas rozwodu z
nieżyjącym już Janem kulczykiem, podkreśliła, że stara się możliwie
najgłębiej wejść w temat, gdy otwiera nowy biznes.
– Nie inwestuję w tematy, które są mi zupełnie obce. Wchodząc na
nowy teren, staram się nadrobić wiedzę. Inaczej będzie to dla mnie
stracony czas i pieniądz – powiedziała.
Muzeum sztuki było marzeniem Grażyny Kulczyk. Placówka ma ponad 1,5
tys. metrów kwadratowych powierzchni wystawienniczej. Znajdują się w
niej biblioteka i sala wykładowa oraz biura.
Oficjalne otwarcie muzeum nastąpi 2 stycznia 2019 roku. Inwestycja
miała być początkowo realizowana w Warszawie jednak miasto nie zgodziło
dokładać się do inwestycji 7 mln złotych na utrzymanie placówki.
Prawda, że wspaniały biznes? Wyciągnąć od warszawskich podatników 7 milionów… Dobrze, że to nie wyszło.
Źródło: se.pl
Co skrywa tajemnicza willa Kulczyka w Alpach? „Pałac i bunkier wykuty w skale”. Siedem pięter niewyobrażalnego luksusu [ZDJĘCIA]
Tu miał zamieszkać Jan Kulczyk, ale nie zdążył. Luksusowa
posiadłość położona w szwajcarskim St. Moritz zwana The Lonsdaleite”
jest warta ok. 185 mln dolarów!
Willa „The Lonsdaleite” usytuowana jest na wzgórzu Suvretta niedaleko wyciągów narciarskich St. Moritz w szwajcarskich Alpach.
Standard niesamowitej posiadłości można podziwiać w filmie „Secret
Lives of the Super Rich” czyli „Sekretne życie najbogatszych”, który
został wyemitowany przez stację CNBC.
Według prowadzącego program dom został wystawiony na sprzedaż za 185
milionów dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje 660 milionów.
Willa ma posiadać ogromne okna, przez które można podziwiać panoramę
Alp. W domu znajduje się też stylowa biblioteka, a jedna ze ścian w
jadalni została pokryta 24-karatowym złotem!
Obiekt ma 7 pięter – w większości wykutych w skale. Dysponuje własnym podziemnym jeziorem i spa o powierzchni 1000 m2.
Ściany w sypialni ozdobione są kaszmirem, łazienki zbudowano z
rzadkiej odmiany marmuru. Budowla liczy siedem pięter, na jednym z nich
urządzono SPA, piwniczkę na wino i małą salę kinową.
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
Źródło: msn.com
To
miała być ostatnia kryjówka Kulczyka. „Alpejski pałac i bunkier wykuty w
skale”. Miliarder zbudował tam siedem pięter niewyobrażalnego luksusu
[ZDJĘCIA]
Tu miał zamieszkać Jan Kulczyk, ale nie zdążył. Luksusowa
posiadłość położona w szwajcarskim St. Moritz zwana The Lonsdaleite”
jest warta ok. 185 mln dolarów!
Willa „The Lonsdaleite” usytuowana jest na wzgórzu Suvretta niedaleko wyciągów narciarskich St. Moritz w szwajcarskich Alpach.
Standard niesamowitej posiadłości można podziwiać w filmie „Secret
Lives of the Super Rich” czyli „Sekretne życie najbogatszych”, który
został wyemitowany przez stację CNBC.
Według prowadzącego program dom został wystawiony na sprzedaż za 185
milionów dolarów, co w przeliczeniu na złotówki daje 660 milionów.
Willa ma posiadać ogromne okna, przez które można podziwiać panoramę
Alp. W domu znajduje się też stylowa biblioteka, a jedna ze ścian w
jadalni została pokryta 24-karatowym złotem!
Obiekt ma 7 pięter – w większości wykutych w skale. Dysponuje własnym podziemnym jeziorem i spa o powierzchni 1000 m2.
Ściany w sypialni ozdobione są kaszmirem, łazienki zbudowano z
rzadkiej odmiany marmuru. Budowla liczy siedem pięter, na jednym z nich
urządzono SPA, piwniczkę na wino i małą salę kinową.
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
źródło: Senada Adzem
Źródło: msn.com
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
124. Bronisław Wildstein
Oszuści czy biedacy, czyli o dziedzicach Kulczyka. Mają mi zapłacić koszty procesu, ale tego nie robią
żył, ale spadkobiercy kontynuowali go po jego śmierci. Nieboszczyk
to Jan Kulczyk, a spadkobiercy to jego dzieci, Dominika i Sebastian
Kulczykowie, oraz wielka firma, której są współwłaścicielami – Kulczyk
Investments. Sąd orzekł, że powodowie mają zapłacić mi koszty procesu.
Kłopot w tym, że nie tylko tego nie robią, lecz komornik nie jest
wstanie ściągnąć należności.
Ale po kolei. W 2014 r. jedna z bardziej renomowanych kancelarii
prawnych w Polsce, SPCG (Studnicki, Płeszka, Ćwiąkalski, Górski),
reprezentująca interesy Kulczyka zwróciła się do Telewizji Republika,
której byłem wówczas prezesem i naczelnym, o „sprostowanie” oraz
przeprosiny. Chodziło o materiały na temat dwuznaczności dotyczących
kupna większości akcji Ciechu od skarbu państwa przez firmę zależną
od Kulczyk Investments, a także podejrzenia co do nacisku, który Kulczyk
wywierał na media, aby nie publikować podsłuchów jego rozmów.
Żądanie
było o tyle zadziwiające, że dotyczyło wyłącznie nas, a o sprawie
mówiły też inne media. Widocznie ludzie Kulczyka uznali, że najlepiej
uderzyć w równie słabą ekonomicznie, co niepokorną politycznie,
telewizję. Ponieważ o naciskach Kulczyka mówił naczelny „Wprost”,
a dwuznaczności wobec prywatyzacji Ciechu były tajemnicą poliszynela,
odmówiłem. Kulczyk podał nas do sądu.
Rozstałem się z Republiką czy też raczej ona rozstała się ze mną. Pod
nowym kierownictwem „sprostowała” oraz przeprosiła, a ja, który tego
nie zrobiłem, zostałem sam na placu boju. Kulczyk, a potem jego
spadkobiercy żądali ode mnie setek tysięcy złotych zadośćuczynienia oraz
ogłoszenia pokajań w wybranych przez siebie mediach – proszę zgadnąć
których – co kosztowałoby kolejne setki tysięcy.
Z jednej strony
fakty miałem po swojej stronie. Dodatkowo wypłynęły podsłuchy, w których
Kulczyk oferuje się, że popracuje w Niemczech nad usunięciem naczelnego
„Faktu” Grzegorza Jankowskiego i… słowa dotrzymuje. Wprawdzie to inna
sprawa, ale wskazywała modus operandi Kulczyka w stosunku do mediów,
a więc pośrednio potwierdzała rewelacje naczelnego „Wprostu”. A sprawa
Ciechu doprowadziła do zatrzymania grupy zaangażowanej w jej
prywatyzację. Miało dojść do nierzetelnej wyceny wartości akcji, a także
poświadczenia nieprawdy w dokumentach, które stanowiły podstawę decyzji
o sprzedaży firmy.
Fakty faktami, a sądy III RP to co innego.
Jako osoba doświadczona w tej mierze wiedziałem, że jeśli trafię
na sędziów pokroju Łączewskiego czy Tulei, będę miał się z pyszna.
Miałem
szczęście. Sędzia drugiej instancji przeczytał uzasadnienie, którego
słuchałem z autentycznym zainteresowaniem. Nie dlatego, że było po mojej
myśli, ale dlatego, że stanowiło analizę różnych aspektów sprawy
i pokazywało jej szeroki kontekst. Gdyby tacy sędziowie
dominowali w Polsce…
Koszty sprawy ponieść mają powodowie.
Wynoszą one ok. 8 tys. zł – honorarium oraz wydatki adwokata – i nie
stanowią dla nich chyba szczególnej kwoty, dla mnie są już znaczące.
Ponieważ
powodowie nie płacą, zwróciliśmy się do komornika, który podjął
działania. Okazało się, że trójka powodów, która dysponuje
wielomiliardowym majątkiem, nie ma w Polsce niczego – poza kontem
Dominiki Kulczyk, na którym nie ma jednak środków, aby zapłacić
ową sumę.
Nowe taśmy Kulczyka. Biznesmen do Kwiatkowskiego: Wysyłają mi anonimy, chodzą po różnych ludziach z wpływami typu Kwaśniewski
Portal tvp.info ujawnił nagranie zarejestrowane - jak twierdzi stacja
- 10 czerwca 2014 r. w restauracji Amber Room. Na taśmach znajduje się
zapis rozmowy szefa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego
i biznesmena Jana Kulczyka.
Jak podaje portal, Kwiatkowski i Kulczyk rozmawiali wówczas o planach inwestycyjnych na Ukrainie.
— donosi TVP Info.
— mówił Kulczyk podczas rozmowy z Kwiatkowskim.
— pytał Kulczyk.
— mówił Kwiatkowski.
Kulczyk zapytał: „Czy z Pawłem (Grasiem - PAP) porozmawiać?”.
— zaznaczył Kwiatkowski.
Szef NIK dodał:
Jak podał portal,
z informacji Prokuratury Krajowej wynika, że „Prokuratura Okręgowa
w Warszawie prowadziła postępowanie w sprawie stosowania w okresie
od 18.08.2011 r. do 05.07.2014 r. gróźb bezprawnych wobec Jan Kulczyka
w celu zmuszania go do określonego zachowania”.
— poinformowała portal tvp.info rzeczniczka Prokuratury Krajowej Ewa Bialik.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
125. Proces byłego szefa spółki
Proces byłego szefa spółki Art B i jego wspólnika na finiszu. „Są oskarżeni o wyłudzenie ponad 33 milionów złotych”
Przed warszawskim sądem okręgowym dobiega końca proces
dotyczący działalności spółki Digit Serve założonej przez Bogusława B.,
znanego z afery Art-B, oraz Macieja G., byłego prezesa spółki powiązanej
z DS. W poniedziałek zeznawał jeden z ostatnich świadków.
Bogusław B. i Maciej G. są oskarżeni o wyłudzenie za pomocą piramidy
finansowej od około 170 inwestorów 33,5 mln zł. Ich proces ruszył w
grudniu 2012 r., a zakończył się w listopadzie 2015 r. wyrokiem pięciu
lat bezwzględnego więzienia dla byłego szefa Art-B i roku więzienia w
zawieszeniu dla Macieja G. Sąd nakazał im również naprawienie
wielomilionowej szkody poprzez zapłatę pokrzywdzonym określonych kwot.
W styczniu 2017 r. Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok ze względu na
nieprawidłowości w ustaleniu dotyczącym wysokości szkód wyrządzonych
poszczególnym pokrzywdzonym. We wrześniu 2017 r. proces ruszył więc od
nowa. Bogusław B. i Maciej G. nie przyznali się do winy i odmówili
składania wyjaśnień. Grozi im po 12 lat więzienia.
W poniedziałek w warszawskim sądzie okręgowym zeznawał jeden z
ostatnich świadków – była pośredniczka finansowa, współpracująca ze
spółką Digit Serve. Stwierdziła, że pozyskiwała klientów, rekrutując ich
głównie wśród rodziny i znajomych z domu maklerskiego, a o produkcie
finansowym, jaki oferowała DS, dowiedziała się od kolegi, który
przedstawił go „jako subkonto jednego z banków”.
Spółka DS w latach 2005-2007 miała obiecywać inwestorom wysokie zyski
z rynku forex. W rzeczywistości nie dokonywała żadnych inwestycji.
Oskarżeni mieli wprowadzać inwestorów w błąd, zawierając z nimi umowy
przez siatkę pośredników. Mieli zarządzać kapitałem wpłacanym przez
klientów w zamian za odsetki. „Spółka zarabiała na różnicy walutowej (…)
Miałam oferować nawet 52 procent rocznie” – mówiła w sądzie była
pośredniczka finansowa.
Jak zeznała, udało się jej pozyskać kilkunastu inwestorów, za co
mogła otrzymać około 180-200 tys. zł. „Zyski z pośrednictwa miały
wynosić 50 procent w skali roku” – stwierdziła.
Dopytywana przez sędzię i pełnomocników, co się stało, kiedy
pieniądze przestały napływać, i jak było z wypłacaniem odsetek,
powiedziała: „Dzwoniłam do innych pośredników, co się dzieje, dlaczego
nie ma pieniędzy. Szukaliśmy ich”. Miała też odbyć kilka spotkań z
Bogusławem B.
Sędzia odczytała protokoły z jej wcześniejszymi zeznaniami: „Nie
wiem, co przekonało mnie do wiarygodności DS (…) Bogusława B. poznałam
na gali boksu”. Podczas jednego ze spotkań B. miał je opowiadać, że
„jest dobrze poukładany” w jednym z banków i „ma przekupionego
prokuratora”, dlatego „będzie siedział od 48 godzin do góra sześciu
miesięcy, ale zapłacił 300 tysięcy i nie powinien siedzieć”.
Po wysłuchaniu przesłuchaniu tego świadka sędzia wyznaczyła kolejny termin rozprawy na 25 marca.
W warszawskim sądzie okręgowym we wrześniu 2016 r. ruszył proces, w
którym Bogusław B. i inna osoba są oskarżeni o „pranie brudnych
pieniędzy”. Chodzi o 2,7 mln euro, pochodzące z oszustwa dokonanego na
szkodę szwajcarskiej spółki. Według prokuratury, pieniądze, których
dotyczy ta sprawa, wpłacono w styczniu 2014 r. na rachunek bankowy w
Polsce.
Sprawa spółki Art-B była najgłośniejszą aferą początków III RP. B. ze
wspólnikiem Andrzejem Gąsiorowskim mieli, omijając prawo za pomocą tzw.
oscylatora (czyli wielokrotnego oprocentowania tych samych pieniędzy w
różnych bankach), zarobić 4,2 bln ówczesnych zł (420 mln dzisiejszych). W
1991 r. wspólnicy uciekli z Polski i osiedli w Izraelu. Bogusław B.
został w 1994 r. zatrzymany w Szwajcarii, wydany Polsce i skazany w 2000
r. na dziewięć lat więzienia.
W 2014 r. prokuratura prowadząca sprawę Gąsiorowskiego umorzyła z
powodu przedawnienia wątek śledztwa dotyczący oscylatora. Do sądu trafił
akt oskarżenia wobec Gąsiorowskiego w sprawie przywłaszczenia w latach
1990-91 mienia spółki Art-B. Zarzut mówił o niemal 71,8 mln zł – w
przeliczeniu na obecne złotówki. W 2015 r. Sąd Okręgowy w Kaliszu
umorzył ten wątek ze względu na przedawnienie. Gąsiorowski – który
zgodził się na podawanie nazwiska – mówił, że żałuje, iż został
pozbawiony możliwości stwierdzenia przez sąd jego niewinności.
Kulczykowie, Sołowow, Solorz i inni. Rekordowa ilość Polaków na liście miliarderów opublikowanej przez magazyn „Forbes”
Magazyn „Forbes” opublikował listę najbogatszych ludzi na
świecie. Znalazły się na niej osoby, których majątek przekracza 1
miliard dolarów. Na liście jest 7 Polaków. To rekord.
Lista „World`s Billioners” obejmuje aktualnie 2124 nazwiska osób z
całego świata. Pośród nich jest 7 osób z Polski i jest to najwyższy
wynik w historii. Dodatkowo 2 kolejne osoby z naszego kraju zbliżają się
do granicy posiadania majątku w wysokości 1 miliarda dolarów.
Najwyższe, 588 miejsce na liście, zajmuje rodzeństwo, Dominika i
Sebastian Kulczykowie, z majątkiem wycenionym na 3,8 mld dolarów.
Drugi z pośród Polaków, Michał Sołowow jest 729 miejscu z majątkiem
3,2 mld dolarów. Byłby najwyżej gdyby przyjąć podział „na osobę”. Warto
zauważyć, że jako jedyny z polskich miliarderów systematycznie pnie się w
górę listy.
Trzeci jest właściciel Polsatu, Zygmunt Solorz. Z majątkiem 2,8
miliarda dolarów zajął 859 miejsce. Zanotował jednak spory spadek, bo w
poprzednim roku był na miejscu 488.
Na miejscu 1650 znaleźli się ex aequo Dariusz Miłek, właściciel CCC, i
Jerzy Starak, właściciel Polpharmy. Ich majątki obliczono na 1,4 mld
dol.
Ostatni z Polaków znajduje się na 1867 miejscu. Jest nim Tomasz
Biernacki, właściciel sieci marketów Dino, którego majątek wynosi 1,2
mld dolarów. Jest najmłodszym ze wszystkich sklasyfikowanych Polaków.
Tomasz Biernacki ma 46 lat.
Polskim miliarderom daleko do czołówki rankingu „World`s Billioners”.
Pierwsze miejsce zajmuje właściciel Amazona, Jeff Bezos, z majątkiem w
wysokości 112 miliardów dolarów. Drugi jest Bill Gates z Microsoft z 90
miliardami dolarów „na koncie”, a ostatnie miejsce na pudle zajmuje
słynny inwestor giełdowy Warren Buffett, którego majątek wyceniono na 84
miliardy.
W pierwszej dziesiątce jest 7 Amerykanów, Francuz (Bernard
Arnault/Louis Vuitton Moët Hennessy), Hiszpan (Amancio Ortega/Zara) i
Meksykanin (Carlos Slim Helu/Telemex). Pierwszy Chińczyk, Ma Huateng,
jest na miejscu 17 z majątkiem 42,5 mld dolarów.
Źródło: forbes.com
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
126. Cimoszewicz zostawił ruinę w
Cimoszewicz zostawił ruinę w dzierżawionej leśniczówce. Internauci komentują: "To silniejsze od niego". KOMENTARZE
Cimoszewicz, były premier rządu SLD i kandydat Koalicji Europejskiej
do PE, zostawił z wynajmowanej w Puszczy Białowieskiej leśniczówki.
Zdjęte framugi w drzwiach, powyrywane gniazdka, a nawet zerwana boazeria
– to obraz, który miał zostawić po sobie polityk.
Cimoszewicz wynajmował leśniczówkę przez 17 lat. W tym czasie robił
w niej wszystko, co mu się podobało - postawił na działce garaże
samochodowe i zbiornik na płynny gaz LNG, co było szczególnie
niebezpieczne. Cimoszewicz miał również wydzielić sobie swój fragment
Puszczy, uiszczając opłaty tylko za niemal połowę terenu.
Wyprowadzając
się z leśniczówki, były premier miał zabrać z niej m.in. meble i piec.
Jak podaje pismo, z budynku powyrywano gniazdka i instalację
elektryczną, zabrano drzwi i parapety, zerwano boazerię.
Alonzo Mourning
@AlonzoMourning1
Sowieci, jak wyjeżdżali z Polski, kradli i zostawiali po sobie syf. Cimoszewicz genów nie oszuka. To silniejsze od niego. Sowiecki gen. #Leśniczówka
Wiktor Kos
@wiktorkoss
Zdewastowane przez Czerwonoarmijców obiekty po radzieckich bazach wojskowych. Wypisz wymaluj Leśniczówka Cimoszewicza. Te azjatyckie kacapy mają to po prostu w genach.
Cimoszewicz: Izba "Towarzystwo Gospodarcze Polska-Rosja” kończy działalność
"Towarzystwo Gospodarcze Polska-Rosja”, której prezesem był b. premier
Włodzimierz Cimoszewicz kończy swoją działalność. "W tej chwili działają
likwidatorzy, którzy w najbliższym czasie doprowadzą sprawę do końca” –
przekazał PAP polityk.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
127. Resortowe dzieci. Biznes » W
korzenie biznesu III RP. Czy przedsiębiorcy zajmujący czołowe pozycje w
rankingach budowali swój biznes na zdrowych podstawach czy
wykorzystywali kontakty ze służbami specjalnymi?
Po mediach, służbach i
politykach autorzy bestsellerowej serii „Resortowych dzieci”
postanowili przyjrzeć się środowisku polskiego biznesu. Poznamy
błyskotliwych wizjonerów wolnego rynku, budowniczych finansowych potęg i
rodzinnych korporacji biznesowych. Tylko niektórzy z nich ujawnili
swoją współpracę ze służbami specjalnymi i przyznają się do niej
otwarcie w Wikipedii. Niektórzy z bohaterów książki znaleźli się w niej
ze względu na współpracę swoich rodziców z SB. Stawiamy pytanie, na ile
ten fakt wpłynął na ich sukcesy finansowe?
W pierwszym rozdziale „Resortowych Dzieci. Biznes.” autorzy opisują
program polskiej transformacji w wersji w jakiej został zrealizowany, a
przypisywany jest Jeffreyowi Sachsowi i George’owi Sorosowi. Mało kto
wie jednak, jak program ten powstawał i kto sprowadził amerykańskiego
ekonomistę do PRL-u.
Drugi rozdział poświęcony został „matce wszystkich afer” czyli
aferze FOZZ. W aferze FOZZ nic nie było przypadkowe: na czele funduszu
stanął człowiek komunistycznego wywiadu wojskowego, a w jego władzach
byli politycy, którzy przez całe lata odgrywali istotną rolę w życiu
publicznym. Śledztwo powierzono zaufanemu prokuratorowi i przez lata
robiono wszystko, aby winni gigantycznej defraudacji nigdy nie ponieśli
zasłużonej kary.
Kolejne rozdziały, począwszy od trzeciego, opowiadają historię powstawania polskich fortun.
„Resortowe dzieci. Biznes”
Premiera: 5.06.2019
Autorzy: Dorota Kania, Jerzy Targalski, Maciej Marosz
Więcej informacji o książce: https://resortowe-dzieci.pl/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
128. Tajne służby PRL decydowały o
Tajne służby PRL decydowały o fortunach i powszechnej biedzie w pierwszej dekadzie III RP. Kolejny tom „Resortowych dzieci”
związane z ekstradycją ze Stanów Zjednoczonych do Polski Dariusza
Przywieczerskiego, zwanego „mózgiem” afery FOZZ. Ścigany międzynarodowym
listem gończym od 2006 r., dopiero po ponad 12 latach, w eskorcie
policji amerykańskiej wylądował w kraju na początku września 2018.
Wprost z lotniska został przewieziony do więzienia na warszawski
Służewiec, aby odsiedzieć wyrok 3 i pół roku, zasądzony w 2005 r.
Kolejna książka z cyklu „Resortowe dzieci”, tym razem poświęcona
„Biznesowi” jest jedną z najbardziej wstrząsających w tym cyklu.
Z zegarmistrzowską precyzją opisuje historie swoich bohaterów,
by opowiedzieć prawdziwą historię ostatnich dekad, w której bezwiednie
jako społeczeństwo uczestniczyliśmy. Będąc jednocześnie obiektami
eksperymentów ekonomicznych, często zamienionych w ich ofiary.
Autorzy
przypominają fragment z życia Przywieczerskiego, ważny
bo charakterystyczny dla setek dawnych działaczy partyjnych z czasów
PRL, którzy błyskawicznie przedzierzgnęli się z gorliwych obrońców
komunistycznych porządków w biznesmenów, tworzących prywatne potęgi
finansowe i ekonomiczne w wolnej Polsce. Piszę o tym fragmencie,
bo akurat wracamy pamięcią do wydarzeń czerwcowych 1976 r.
w Radomiu i Ursusie.
Otóż w czerwcu 1976 r. Dariusz
Przywieczerski został wysłany „po linii partyjnej” z KC (Komitet
Centralny PZPR – dop. JJ) do Radomia, aby zbadać nastroje przed wzrostem
cen żywności, przygotowywanym przez ekipę ówczesnego przywódcy państwa
Edwarda Gierka. Jak można się było spodziewać, po ogłoszeniu podwyżek
robotnicy Radomia, w tym największych zakładów pracy w mieście -
„Waltera” – wyszli w proteście na ulice. Wówczas z radiowęzła rozległy
się słowa Przywieczerskiego:
To niby drobiazg, epizod
na drodze życiowej Przywieczerskiego. Jednakże odbija się w nim III RP,
jako epoka, w której ludzie szczególnego gatunku, albo ci, zanurzeni
w tajnych służbach PRL, albo wysoko postawieni w nomenklaturze partii
komunistycznej, robili zawrotne kariery jako biznesmeni w wolnej Polsce.
Do wielu tajemnic, które decydują do dziś o kształcie III RP, a więc
także obecnym, autorzy dorzucili – pewnie jeszcze nie pełną do końca –
tajemnicę udziału służb specjalnych w budowaniu podstaw ekonomicznych
i finansowych wolnej Polski. Archiwa IPN, w oparciu o badanie których
powstała książka, nie pozostawiają wątpliwości. Demontaż socjalizmu
w sferze finansów i ekonomii rozpoczęły służby specjalne i to one nadały
kierunek tzw. reform Balcerowicza.
Oficjalnie, to różne gremia rządowe i jego przedstawicielstwa
wybierały rozwiązania jakie przeprowadzano w okresie transformacji
ustrojowej, tyle że za tymi gremiami i przedstawicielstwami kryli się
oficerowie wywiadu i kontrwywiadu cywilnego i wojskowego bądź ich tajni
współpracownicy, niekiedy od końca lat 60.
W „Resortowych
dzieciach. Biznes” wśród kilkunastu nazwisk, którym poświęcone
są kolejne rozdziały, znajdujemy wiele głośnych od lat postaci
przewijających się przez doroczne listy najbogatszych Polaków. Kulczyk,
Gawronik, Sekuła, Niemczycki, Czarnecki, Starak.
W kilku przypadkach twórcy książki rzucają nowe światło na niektóre z nich.
Jednakże
najbardziej fascynującym odkryciem jest postać pierwszego rozdziału
książki. W niej właśnie i jej otoczeniu bliższemu i dalszemu najpełniej
odbija się to, czym w sferze finansów i gospodarki były czasy PRL
i pierwsze lata III RP. Świadomie nie ujawniam tego nazwiska, aby
zachęcić do sięgnięcia do książki.
Już tylko sama
to postać i cały ten świat, w którym się obracała, który miał na nią
wpływ i na który ona sama oddziaływała, zasługuje w pełni na oddzielną
książkę. Bo jest ona niczym samodzielna planeta krążąca w kosmosie,
składającym się z dziesiątek planet jej podobnych. Tyle,
że niewidocznych nieuzbrojonym okiem. Dopiero szkło powiększające
umożliwia zobaczenie ich roli w nadaniu prawdziwych konturów III RP.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
129. Prokuratura potwierdza. Piotr
Prokuratura potwierdza. Piotr Woźniak-Starak, mąż Agnieszki Szulim, wypadł z łodzi na Mazurach. Trwa druga doba poszukiwań
producent filmowy Piotr Woźniak-Starak. Informację przekazał PAP
rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie Krzysztof Stodolny. „O godz. 4
nad ranem otrzymaliśmy zgłoszenie, że motorówka pływa po jeziorze i
może zakłócać spoczynek żeglarzy. Po przybyciu na miejsce policjanci z
ratownikami Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego stwierdzili,
że na pokładzie […]
Tragedia na Mazurach. Kim jest Piotr Woźniak-Starak? Jak zdobył fortunę i Agnieszkę Szulim? [ZDJĘCIA]
Jeziorze Kisajno. Znaleziono tam pustą motorówkę, którą wcześniej
pływały dwie osoby. Jedną z nich miał być Piotr Woźniak-Starak. Kim jest
mąż znanej prezenterki telewizyjnej Agnieszki Woźniak-Starak dawniej
Szulim? Piotr Woźniak-Starak jest postacią znaną w polskim show biznesie. Urodził się w 1981 r., jest synem Anny Woźniak-Starak i pasierbem Jerzego Staraka, znanego biznesmena działającego w branży farmaceutyczno-kosmetycznej, do którego należą takie firmy jak Nutricia i Colgate-Palmolive oraz Polpharma i warszawska Polfa. […]
Potężny majątek rodziny Staraków. Kim są i jak dorobili się miliardów?
Dysponuje majątkiem szacowanym na sześć miliardów złotych. Jego pasierb
Piotr, syn drugiej żony Anny Woźniak-Starak, na koncie również
zgromadził miliony i co najważniejsze – bez wydatnego udziału bogatych
rodziców. Do biznesowego imperium Jerzego Staraka należą przede
wszystkim firmy farmaceutyczne. W skład majątku rodziny wchodzi gigant
na […]
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
130. Ranking najbogatszych Polaków
Ranking najbogatszych Polaków 30-lecia „Wprost”:
Sebastian Kulczyk – 9 mld zł
Pod uwagę brany był szczytowy moment dla każdego z miliarderów po
upadku komuny. Niech jako przykład posłuży Leszek Czarnecki. W 2011
dysponował majątkiem w wysokości 7,5 mld zł. „Wprost” przeliczył, ile
byłby warty ten majątek dziś, uwzględniając inflację czy tempo wzrostu
gospodarczego. I wyszło, że 8,9 mld zł.
Całą stawkę zdeklasował Jan Kulczyk. Na drugim miejscu znalazła się
Barbara Piasecka-Johnson, dziedziczka fortuny po Johnie Sewardzie
Johnsonie, spadkobiercy koncernu Johnson&Johnson.
Trzecie miejsce zajął Zygmunt Solorz, właściciel m.in. Cyfrowego
Polsatu. W czołowej „10” znalazła się tylko jedna osoba, która majątku
dorobiła się w XXI wieku. To Tomasz Biernacki, właściciel supermarketów
Dino.
90., wykorzystując zmiany ustrojowe. Nie licząc spadkobierców fortuny po
Kulczyku, Sebastianie i Dominice, którzy oficjalnie majętni stali się
po śmierci ojca.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
131. Huta Pokój z szansą na
Właściciel się znalazł i czeka na spotkanie w sprawie sprzedaży akcji.
Reprezentująca go kancelaria wysłała dokumenty do Ministerstwa Energii,
Węglokoksu i wspomnianej Huty.
akcji będzie kosztować. Ratowanie śląskiej huty będzie możliwe, ale
kosztowne. Ile? O tym żadna ze stron nie mówi.
skazanego później na sześć lat więzienia za wyłudzenia. Później te same
akcje trafiły do egzotycznego inwestora - do spółki wszedł gruziński
biznesmen z izraelskim paszportem Boris Bannai. Bannai jeszcze przed
emigracją do Izraela nosił nazwisko Baniaszwili i również w polskich
mediach funkcjonuje pod tymi dwoma nazwiskami. Po dziesięciu latach
także za nim wysłano list gończy.
Wypuszczenie
przez międzynarodowe organy ścigania listów gończych za przewodniczącym
rady nadzorczej Huty Pokój Borisem Bannai i jego synem ma związek
właśnie z Hutą. Rodzina usłyszała zarzuty wyprowadzenia majątku -
właśnie w postaci akcji Huty Pokój. Do tego prokurator przekonywał, że
odpowiadają za pranie brudnych pieniędzy.
Bannai
został nawet złapany w 2012 roku w Namibii - miał tam działający biznes
- kopalnie manganu. Do Polski jednak nie trafił, ekstradycji nie było.
Nazywany przez media "królem diamentów" został w Afryce.
W
tym samym czasie próbę ratowania Huty podjął Węglokoks - ostatecznie od
2017 roku spółka jest prawomocnym właścicielem większościowym, co
musiały potwierdzać sądy. Węglokoks wraz z Hutą Łabędy posiada łącznie
51 proc. udziałów w spółce, 9 proc. należy do osób fizycznych. Pozostałe
40 proc.? Zniknęło wraz z egzotycznymi inwestorami.
Węglokoks
już od dłuższego czasu chce w zasadzie repolonizować Hutę Pokój i w ten
sposób zapewnić jej dalsze działanie. Jeszcze kilka tygodni temu przed
siedzibą firmy strajkowali pracownicy zakładu. Boją się o miejsca pracy,
więc wyszli z transparentami na ulicę.
Tym bardziej, że Huta Pokój powstała w 1840 roku i jest jednym z największych pracodawców w Rudzie Śląskiej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
132. Miller: Wybór Czarzastego i
Miller: Wybór Czarzastego i mandat Kwiatkowskiego to symboliczny koniec afery Rywina
Włodzimierza Czarzastego na wicemarszałka Sejmu i mandat poselski
Roberta Kwiatkowskiego to symboliczny koniec tzw. afery Rywina - ocenił
we wtorek były premier, europoseł Leszek Miller.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
133. Miejska spółka taksówkowa w
Miejska spółka taksówkowa w Warszawie z historią sięgającą 1951 r. sprzedana prywatnej platformie zrzeszającej taksówkarzy. W imieniu stołecznego samorządu transakcję przeprowadziły Miejskie Zakłady Autobusowe. Przewoźnik utajnił wynegocjowaną cenę . Organem nadzoru w spółce iTaxi, którą nabyła Miejsce Przedsiębiorstwo Taksówkowe (MPT), jest Jan Łukasz Wejchert, syn Jana Wejcherta, założyciela TVN-u
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl