O społecznej szkodliwości powszechnego stosowania standardów
stagaz1, ndz., 08/02/2009 - 15:10
Jest taki fragment w „Lalce”, w którym stary Szlangbaum poleca Wokulskiemu usługi pewnego handlowca, dość podejrzanej proweniencji. Rekomenduje go mniej więcej w te słowa, piszę z pamięci : "to bardzo porządny katolik, tylko jemu nie można dać zaliczki do ręki". Ta cudna fraza mi się przypomniała, kiedy w ubiegłym tygodniu wysłuchałem w radio tok.fm komentarzy naszych publicystów na temat chybionych nominacji do nowej administracji amerykańskiej.
Jak wiadomo, parę osób, w tym senator Tom Daschle, kandydat na na reformatora służby zdrowia, zostało przekonanych przez Baracka Obamę do rezygnacji. Powody ich falstartu w rządzie można by określić eufemistycznie, jako rażący brak przesądów na temat swoich finansowych zobowiązań wobec państwa. Moje wspomnienie z powieści Prusa spowodowane została w szczególności opinią Adama Szostkiewicza do tego wydarzenia.
Najkrócej rzecz ujmując, komentator ten stwierdził, iż "zostaje przekreślony plan polityczny Obamy, tylko dlatego, że Daschle ma tam sto kilkadziesiąt tysięcy dolarów spóźnionych do zapłacenia". Nieco później dokonał publicysta „Polityki” syntezy zjawiska mówiąc, że "ten neopurytanizm amerykański prowadzi do tego, że traci się bardzo dobrych ludzi ze strachu przed opinią publiczną".
W tym miejscu muszę się zwierzyć, że Szostkiewicza postrzegam jako klasycznego przedstawiciela gatunku, o którym Łukasz Warzecha pisze, że obcowanie z nim zalicza do "doświadczeń entomologicznych". Chodzi po prostu o to, że należy się takiemu okazowi uważnie przyglądać, najlepiej odpowiednio uzbrojonym okiem, lecz nie należy przeceniać jego brzęczenia.
Z tym, że pozostając w sferze owadzich analogii, trzeba przyznać, że poza niezbyt uciążliwym brzęczeniem owady mają do spełnienia różne role w przyrodzie, często całkiem pożyteczne. Osobiście uważam, że podobną funkcję pełni w mediach Szostkiewicz i wg mojej prywatnej teorii spiskowej stanowi on, podobnie jak kilku innych osobników z tego gatunku, rodzaj miarodajnego przekaźnika trendu aktualnie obowiązującego w tzw. elicie michnikowszczyzny. Trochę analogicznie jak naszym parlamencie, gdzie wybrany osobnik jest obserwowany przez mniej gramotnych kolegów klubowych i wg jego podniesionej kończyny górnej orientują się jak głosować.
W tym konkretnym przypadku wydaje się, że chodzi o nieprzezwyciężoną niechęć wyżej wymienionej elity do traktowania jej członków na równi z resztą tubylców. Zaś przypadek Toma Daschle et consortes i reakcja prezydenta są tak ważne, gdyż pokazują przepastną różnicę establishmentu amerykańskiego i polskiego, a przede wszystkim ich stosunku do zobowiązań wynikających z definicji elity.
I to właśnie usiłuje zamazać komentator, przekonując nas o wyższości profesjonalizmu nad standardami, tak jakby to były ogień i woda. Trzeba przyznać, że nasza rodzima praktyka pokazuje, iż obawy Szostkiewicza są słuszne i kamień na kamieniu nie pozostałby z rządu Tuska ani popierających go salonowych autorytetów, gdyby zastosować kryteria amerykańskie.
Traf chciał, że w tym samym czasie na temat polskiego establishmentu wypowiedział się prezydent Kaczyński przy okazji rocznicy okrągłego stołu: „To nie idzie o to, że każdy członek tego establishmentu to jest człowiek, który robi coś nikczemnego. Nie, tam wolno być uczciwym. Ale wolno też być nieuczciwym i nikomu nic do tego. (...) Jest takie zjawisko, chyba dość osobliwie polskie. Ale ten establishment miał wiele cech, których się nie dało akceptować i bez wątpienia wyłącznie rządy PiS-u usiłowały jego rolę zakwestionować, choćby przez wprowadzenie zasady równouprawnienia”.
- stagaz1 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. choćby przez wprowadzenie zasady równouprawnienia
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Maryla
3. stagaz1
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Maryla