Z Babelsberga do Hollywoodu - IV

avatar użytkownika Tymczasowy

Jak wspomnialem, zydzi wniesli do amerykanskiej kultury filmowej innowacyjnosc, co bylo rownoznaczne z nowoczesnoscia. Jednoczesnie, przyniesli ze soba swoj sposob patrzenia na swiat i odczuwanie zycia. Tu kierunek byl inny, mozna rzec, odwrotny - nihilizm i dekadentyzm. Szczegolnie bylo to widoczne w jednej z dziedzin, filmach nazywanych u nas "kryminalami". W skrocie ktos napisal to tak:

"Zydzi wstrzykneli ponury Weltschauung (wizje swiata) w jasne horyzonty i szczesliwe zakonczenia (happy endy) w filmach produkowanych w Hollywood, odrobine zla, ktore rozkwitlo w okresie powojennym, co bystrzy francuscy krytycy filmowi nazwali filmem NOIR (czarnym)".

Tak wiec moj tekst na temat wklad zydow z Niemiec, a dokladniej, jednego rezysera, Fritza Langa, skoncentruje sie na tym stylu sztuki filmowej. Niby bede zawezal, ale przeciez mowa  w istocie o pierwocinach ulubionych przez wielu (wlacznie ze mna) "kryminalow". Taka wiedza pozwala na wylapywanie roznych cech/watkow tego stylu we wspolczesnych filmach o zbrodniach, przestepcach i policjantach/detektywach. Przykladowo, nie beda zastanawiali bohaterowie scigajacy przestepcow, zwykle samotni, z problemami (glownie alkoholowymi) czy ciemny, niewyrazny obraz akcji, bywa, ze z deszczem. Akurat to utrudnia mi ogladanie filmow.

Geniusz filmowy F.Lang urodzil sie w 1890 r. w Wiedniu, zmarl w Beverly Hills w 1976 r. Troche studiowal budownictwo ladowe na Politechnice Wiedenskiej. Bral udzial w I wojnie swiatowej w armii austriackiej, na mniej wymagajacym froncie wschodnim. Tam byl czterokrotnie ranny, w tym w prawe oko. Pozostalo mu tylko jedno oko, co nie moglo byc ulatwieniem w tworzeniu obrazow filmowych. Z  WWI wyszedl w stopniu porucznika.

Lang w 1931 r. nakrecil film pt. "M", ktory mozna uznac za jego "magnum opus"; inaczej mowiac, "meisterwerk". Tak sadzi wielu krytykow filmowych, uwazajac "M" za jeden z kilku najlepszych "kryminalow" w historii kina swiatowego. Sa tez tacy, dla ktorych to dzielo jest najlepszym dzielem w dziejach kinematografii nalezacej do "Noir". A filmie, element po elemencie, jedna cecha po drugiej, to ciag innowacji skladajacych sie na wielkie dzielo. Tam prawie wszystko bylo "pierwsze". Film nie jest zbyt znany polskiej publicznosci (i nie tylko polskiej), wiec dam zarys fabuly. Tak sie to prosze Panstwa wszystko zaczynalo.

Kluczowa postacia jest grasujacy w Berlinie maniakalny morderca Hans Beckert grany przez Petera Lorre. Akurat jest to niemiecki aktor, ktoremu udalo sie zrobic kariere w Hollywoodzie. Pracujac dla wytworni Warner Bros. gral w legendarnej "Casablance" i innym dziele "Noir" - "The Maltese Falcon" ("Sokol Maltanski"). Tenze Beckert zabija male dziewczynki. I tu pierwsza innowacja, zadna zbrodnia nie jest pokazana. Pozostaja jedynie znaki, symbole. Ale skutki nie sa ulotne, seryjne morderstwa wywoluja histerie w ludziach, w powietrzu stolicy Niemiec unosi sie paranoja. A co do sposobu prezentacji, z jednej strony mamy zblizenia twarzy mordercy, z drugiej - paniczne reakcje spolecznosci. Jednostka vs. spoleczenstwo przy pomocy swietnego montazu.

Lang nazwal swoj film dokumentem. To pozniej podchwycili amerykanscy filmowcy. Najbardziej jest to widoczne w calej fali bialo-czarnych filmow policyjnych udajacych dokumenty, ktorej apogeum wystepowalo wlatach 1940. Policja posuwa sie kilkoma kierunkami sledztwa, zas swiat przestepczy Berlina bardzo zaniepokojony presja policji, w celu jej unikniecia, sam prowadzi wlasne sledztwo, ktore okazuje sie skuteczniejsze. A to dzieki sieci rozsianych po miescie sieci zebrakow-obserwatorow. Paradoks polega na tym, ze morderce zidentyfikowal niewidomy "obserwator". Mianowicie, rozpoznal Beckerta po melodii, ktora ten, wrecz natretnie gwizdal. Powiedzialbym, padl ofiara wielkiej rewolucji w kinie polegajacej na wprowadzeniu dzwieku. Wszyscy inni rezyserzy upajali sie dzwiekiem i ich aktorzy gadali i gadali, jakby chcieli sie wygadac za lata milczenia w filmie niemym. Morderca gwizdal sobie fragment ze skomponowanego przez Edvarda Griega "Peera Gynta" noszacy tytul: "W Grocie Krola Gor". Mam do tej melodii stosunek nostalgiczny, gdyz  wiele razy bawiac sie z  mala corka chodzilismy dookola pokoju udajac groznych olbrzymow. Bardzo sie to jej podobalo i do dzis pamieta.  Tak czy inaczej, niewidomy zebrak przekazal swoje odkrycie koledze i ten obawiajac sie, ze przestepca moze sie zawieruszyc, napisal kreda na swojej dloni litere "M" (Morder)  i odbil z tylu na ubraniu. Stad tytul filmu.

 

Etykietowanie: