Struktura społeczna a niewdzięczność polityczna cd. Czyli dlaczego PiS utracił elektorat

avatar użytkownika UPARTY

Zastanawiając się nad związkiem między strukturą społeczną a funkcjonowaniem państwa, naszego państwa, trzeba zwrócić uwagę jak szczególną rolę odgrywają w Polsce prywatne firmy zwłaszcza te, co obsługują obsługujące budżet.

Z politycznego punktu widzenia są one niezbędnym ogniwem, ogólnie mówiąc komunikacji wewnątrz formacji Antypisu. Przed mniej więcej 10 laty, jeszcze przed 2015 rokiem spotkałem właściciela dużej piekarni i licznych sklepów z pieczywem., oczywiście układowej, bo pamiętam na przełomie lat 80-tych dostał on wsparcie finansowe w postaci możliwości zakupu weksli enerdowskich wystawionych na różne podmioty w Rosji. Niemcy Zachodnie, jeszcze przed oficjalnym zjednoczeniem płaciły za nie kwotę nominalną w markach zachodnich ale do wykorzystania na zakup niemieckich produktów. To pozwoliło mu wyposażyć nowa piekarnię i mógł później rozwinąć produkcje już w oparciu kredyt bankowy pod zastaw posiadanych maszyn. Nie pamiętam od kogo kupił on te weksle, ale wydaje mi się że podobnie jak wielu innych od Konsomołu Zachodniosyberyjskiego. W trakcie rozmowy żalił się on, że nie może zwolnić z pracy ostatniego pisuara jakiego ma, bo jest on, a w zasadzie ona, odpowiedzialna za smak pieczywa i nikt poza nią nie potrafi utrzymać stabilnego smaku ciasta, z którego wypieka się chleb i resztę wyrobów. Poza nią wszyscy mają już prawidłowe antypisowskie poglądy. Jego problem polegał na tym, że w stosunku do tej osoby musiał zachowywać się inaczej niż wobec reszty pracowników, z obawy by ta pani się nie obraziła i sobie nie poszła precz. Krótko mówiąc musiał ją szanować, a to go bolało.

 

Z kolei u mnie w firmie jakoś nie mogą utrzymać się w pracy osoby o niepisowskich poglądach a ci co nie szanują chrześcijaństwa, nawet jeśli jakimś cudem zdecydowały się u mnie zatrudnić, to nie dłużej niż po dwóch tygodniach same z pracy rezygnują. Wiem to od jednej z pracownic, która po wielu latach pracy wyznała, że jak przyszła do pracy, to początkowo, na etapie rekrutacji, była zachwycona firmą, nieco później, po rozpoczęciu pracy była przerażona stosunkami w firmie, bo były zupełnie inne niż te, które znała. Zastanawiała, gdzie ona trafiła i chciała już zrezygnować z pracy ale ponieważ akurat chwiało się jej małżeństwo, to postanowiła jeszcze trochę popracować. Po kilku miesiącach stwierdziła, że pracuje się jej lepiej niż w kiedykolwiek poprzednio. Z tym, że była ona osobą wierzącą.

Czyli, dla tych co pracują u wspomnianego piekarza pisowcy to jakaś egzotyczna mniejszość, jakieś dziwadła a dla tych co pracują u mnie platformersi to…. powiedzmy nic dobrego, natomiast Pis to coś wspaniałego? No właśnie, w pierwszej kadencji tak było, ale w drugiej już nie!

 

Podaje te dwa przykłady by pokazać jak charakter miejsca pracy wpływa na poglądy pracowników. Również sytuację w kraju oceniają głównie przez to, co widzą w pracy. Jak widzą, że polityka rządu dewastuje rynek, że nadmiernie utrudnia im pracę i ich dorobek deprecjonuje, to przestają lubić PiS i co więcej w swoim środowisku przestają go zachwalać.

Wydaje mi się też, że to nie tyle propaganda kształtuje poglądy polityczne ludzi a bardziej stosunki w miejscu pracy. To w połączeniu z opiniami ludzi pracujących w firmach antypisowskich powoduje powstanie wrażenia, że obie partie bardzo się upodobniły i że nie będzie nic złego jeśli PiS zniknie w ogóle.

 

Po to by zobaczyć problem z Antypolskimi trzeba przeanalizować zarządzają oni pieniędzmi budżetowymi dla utrwalenia swojej formacji. Ale jak to robią? Wszyscy wiedzą, że poprzez tzw. „układy” . Trzeba więc wrócić do trochę już wyświechtanego hasła zwalczania układu. Hasło jest rzeczywiście wyświechtane ale problem jest istotny i jak najbardziej aktualny.

 

 

Wyjaśnienie problemu zacznę od prawdziwej anegdoty.

 

Znajomy moich rodziców był dobrze ustawionym architektem i przy jakiejś okazji przyszedł do nich w goście dość mocno wstawiony, w świetnym humorze. Ja będąc dzieckiem, były to lata 60-te, oczywiście podsłuchiwałem o czym mówią dorośli i stąd wiem jak przebiegała rozmowa. Mama zobaczywszy znajomego w takim stanie zrobiła stosowną minę, więc znajomy architekt zaczął się tłumaczyć. Powiedział, że wraca z ogłoszenia wyników konkursu na projekt jakiejś dużej inwestycji i nie mógł wykręcić się z oblewania sukcesu. Mama więc uprzejmie, ale chłodno, zainteresowała się i zapytała „Wygrałeś?”, na co on odpowiada, że nie, że wygrał ktoś tam inny, „my przecież tak zrobiliśmy projekt, by nie miał szansy”. To Mama się zdumiała, i zapytała czemu znajomy jest w tak świetnym humorze. A on odpowiedział, że „tak się umawiamy, że wygrywamy konkursy po kolei, a następny w kolejce jestem ja i już wiem, że będzie to większy projekt” i dodał „teraz to inni złożą projekty do odrzucenia”. Myślę, że na trzeźwo niczego takiego by nie powiedział.

W tej kwestii zresztą niewiele się przez te ponad pół wieku zmieniło.

 

Dzięki CBA i konsekwencji zarówno Kamińskiego jak i Wąsika już od dwóch lat ten mechanizm nie funkcjonował zbyt dobrze a w każdym razie nie zawsze. Znajomi mający firmy budowlane wyspecjalizowane w budowach infrastrukturalnych ( można powiedzieć serce układu) zaczęli się już ponad rok temu skarżyć na konkurencję cenową, której wcześniej nie było. Skarżyli się, że do głosu doszły firmy spoza układu i układ zaczął pękać, bo ryzyko kontroli CBA powodowało, że nie można było tych ofert wyrzucić do kosza i teraz sami nie wiedzieli, kto wygra który przetarg, bo wszyscy zawsze składali jak najlepsze oferty.

Po prostu katastrofa i wszyscy pracownicy tej i podobnych firm tak zaczęli postrzegać rzeczywistość. Dla nich rządy PiS`u to katastrofa. Jednak trwało to za krótko by dało pozytywne efekty i tylko gdzie nie gdzie znalazły się firmy spoza układu, z rynku pozabudżetowego, które miały pieniądze by podejść do przetargu. O ile mojej pracownicy starczyło kilkanaście tygodni, by stwierdzić, że pracuje się jej lepiej o tyle w przypadku firmy czas na zorientowanie się, że nowa rzeczywistość wcale nie jest gorsza a może nawet lepsza musi wynosić wiele miesięcy i raczej należy go liczyć w latach.

 

Teraz do tego dochodzi kwestia podnoszenia płacy minimalnej i katastrofalnych tego skutków.

Przytoczę znowu autentyczną rozmowę z pracownicą. Otóż w czasie strajku nauczycieli jedna z pracownic, której siostra jest nauczycielką oburzała się w pracy na strajkujących. Po pierwsze dla tego, że marnowali jej dziecku młodość i obniżali poziom wykształcenia ale był i drugi argument, finansowy. Mówiła ona tak, owszem ja mogę się godzić na o wiele trudniejszą i cięższą pracę ale chce za nią mieć więcej, niż ci co mają łatwiejszą. Dlaczego więc oni mają mieć prawie tyle co ja. Ona świetnie wiedziała ile pracuje siostra ( matka, też nauczycielka, była już na emeryturze) i nie wierzyła w dyrdymały o ciężkiej pracy nauczycieli.

To samo dotyczyło i innych pracowników, którzy mieli w swoim otoczeniu zatrudnionych na minimalnej płacy. Odbierali to jako niesprawiedliwość ze strony PiS`u i głośno o tym w pracy mówili.

W ten sposób fakt, że pracowali w „pisowskiej firmie” i byli zadowoleni z pracy przestał nakłaniać ich otoczenie do pozytywnego stosunku do PiS`u. Oni też zaczęli twierdzić w rozmowach prywatnych, że PiS nie jest wcale taki dobry. W rezultacie elektorat PiS`u bardzo stopniał.

 

Drugim problemem związanym z podnoszeniem płacy minimalnej jest obniżenie się ogólnego poziomu życia i spadek konsumpcji co widać po spadku sprzedaży detalicznej.

By to wyjaśnić trzeba zobaczyć jak ludzie zarządzają swoimi budżetami. Otóż dzielą oni na części. Pierwsza to płatności obowiązkowe czyli, czynsz, raty kredytów, ubezpieczenie samochodu, stałe wydatki na leki i obowiązkowe koszty szkoły dla dzieci ( głównie chodzi o tzw. komitet rodzicielski) itp. Druga grupa to wydatki niezbędne, czyli żywność, komunikacja, pozostałe wydatki szkolne i podstawowe ubrania. Te zawsze podlegają minimalizacji.Trzecia, to fundusz swobodnej decyzji, czyli wakacje, lepsze ubrania, lepsza żywność, jakieś wyposażenie mieszkania i oszczędności.

 

Czyli, de facto o poziomie życia decydują wydatki z pierwszej grupy. Im one są wyższe, tym mniej zostaje na wydatki pozostałe. Czyli, jeżeli rośnie czynsz, raty kredytów i obowiązkowe koszty szkoły to ludzie muszą ten wzrost skompensować wydatkami z innej grupy zaczynając od trzeciej a w tym oznacza to np. rezygnację z zakupu lepszej żywności. Ograniczenie wydatków z trzeciej grupy widać gołym okiem. O ile jeszcze kilka lat temu w centrach handlowych przed każdymi świętami były liczne stoiska z wędliną produkcji rzemieślniczej, to teraz jest co najwyżej jedno. Oznacza to, że firmy prywatne produkujące wędliny droższe ale lepsze na skutek podniesienia płacy minimalnej straciły rynek zbytu ze wszystkimi tego konsekwencjami a pozostałym wcale nie podniósł się poziom życia a wręcz się obniżył.

Przed wyborami Prezes Glapiński z rozbrajająca szczerością stwierdził, że on nie wie dlaczego spada sprzedaż detaliczna skoro jest większa podaż pieniądza. To ja mu wyjaśnię a przy okazji i ewentualnym czytelnikom. Otóż zwłaszcza czynsz i obowiązkowe opłaty szkolne są mnożnikiem płacy minimalnej. W praktyce koszty administrowania budynkiem, to przede wszystkim koszty pracy rozliczanej godzinowo i koszty energii. Jeżeli rośnie urzędowa stawka godzinowa to i rośnie czynsz. Przy czym podstawą wyliczeń są nie realne a planowane koszty pracy i to one są dodatkowo obciążone procentowym narzutem na koszty administracyjne wyliczane na podstawie płacy minimalnej. Czyli jeżeli płaca minimalna rośnie o np. o 10% a narzut wynosi 100% to koszt czynszu wzrasta o 20%. Jeżeli zaś stawka urzędowa pozostała by bez zmiany to i planowany narzut byłby bez zmiany a płaca realna za wykonanie tego, co niezbędne wzrosła by o te same 10%, to ta wypłata była by już bez narzutu, bo to byłby rozliczane jako dopłata do czynszu na pokrycie dodatkowych wydatków. Czyli podniesienie płacy realnej dawało by odbicie w czynszu tylko w postaci realnie wypłaconej kwoty, już bez narzutu, czyli mniej niż połowę tego, co jest spowodowane wzrostem płacy minimalnej.

I te zaoszczędzone pieniądze trafiły by do trzeciej grupy wydatków, czyli funduszu swobodnej decyzji i zwiększyły by sprzedaż detaliczną podnosząc poziom życia. Mamy więc odpowiedź dlaczego spada sprzedaż detaliczna i niestety dalej chyba będzie spadać.

Czyli samo porównanie podaży pieniądza ze stopami kredytowymi nie pozwala na ocenę sytuacji rynkowej i stąd zakłopotanie Prezesa Glapińskiego.

Najgorsze w tym wszystkim, że Antypis ma szansę całkowicie pozbawić nas reprezentacji politycznej. Wystarczy żeby nie robił nic, żeby system ekonomiczny ustabilizował się na nowym poziomie a urok naszej małej stabilizacji spowoduje trwałą niechęć do rewolucyjnego PiS`u, do tych niepodległościowych oszołomów.

 

 

Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. UPARTY

Pana pojęcie o szefowaniu pracowników zatrzymało się na pojęciu trudno nawet określić, jakiego okresu, ale przedwojennego warsztatu rzemieślniczego.
Pracowałam "na etacie" w firmach państwowych i prywatnych przez 25 lat i nigdy nie spotkałam się u nikogo z moich współpracowników takiego myslenia o pracy, jaka Pan prezentuje w projekcji myśli niby Pana pracowników. To jakaś aberracja. Pracownik idzie do pracy, aby zarobić na koszty życia i wynagrodzenie jest postawą. W korporacjach międzynarodowych, a Pan nie ma korporacji, stosuje sie szkolenie ideologiczne i pracownik wie, że nie może sie wychylić ze swoimi poglądami.
Pan ma fobię od słynnego spotkania z Lublinie, która uparcie zasmieca Pana mysli.
Ale nic z tego nie wynika, bo nie są to prawdziwe analizy.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika UPARTY

2. @ Maryla

Rzeczywiście jestem pracodawca od kilku pokoleń i część tradycji rzemieślniczej dalej w mojej firmie jest obecna. Co do pracy w korporacji i szkolenia ideologicznego, to sam nigdy nie pracowałem, ani w korporacji ani nigdzie, bo nigdy nie pracowałem. Nie mniej moja córka w ramach trochę spóźnionego buntu postanowiła pójść do pracy do dużej korporacji i nawet kilka lat tam przepracowała.
Oczywiście, że wynagrodzenie jest podstawą, ale też na rynku są stawki zwłaszcza dla fachowców, a dobry fachowiec poza branżami zanikowymi ma duże możliwości wybrania sobie pracodawcy i każdego będzie miał podobne stawki, nawet samochody są podobnej klasy a ubezpieczenie zdrowotne jest w tej samej firmie. Różnią się tylko benefity. Jeden oferuje fitness, drugi karnet weekendowy do domków na wsi albo co innego.
Natomiast Pani stwierdzenie, że w korporacji stosuje szkolenie ideologiczne jest oczywiście prawdziwe i powiem więcej w każdym zakładzie, nawet najmniejszym, wręcz musi się ono odbywać, bo inaczej nie powstanie zespół. I przedstawiłem jak to wygląda w małych firmach i jakie to ma znaczenie polityczne. Trzeba też pamiętać, że z 17 mln zatrudnionych tylko ok. 5 mln pracuje w firmach zatrudniających ponad 20 osób, w firmach, które muszą prowadzić pełną dokumentacje statystyczną. Reszta pracuje w małych firmach, gdzie stosunki są co do zasady takie jak to przedstawiłem. W innych firmach prywatnych, czy nawet w korporacjach, które rozwinęły się z firm rzemieślniczych też w formie szczątkowej ale takie stosunki panują. Tak jest w całej Europie i Japonii. Piekarz, o którym pisałem zatrudnia kilkaset osób, to jest już duża firma ale sposób myślenia nie zmienił się.
W wielu firmach, nawet w korporacjach, np. jest zwyczaj "śniadań roboczych", oczywiście tylko dla kierownictwa, na których omawiane są bieżące zadania firmy. Jest oczywiste nawiązanie do tradycji jeszcze sprzed rewolucji przemysłowej, gdzie szef, mówiąc językiem dzisiejszym, jadł razem z pracownikami śniadanie. W Niemczech takie śniadania robocze odbywają się we wszystkich firmach z tradycjami o tej samej godzinie, czyli o 10, choć obecnie już nie codziennie.
Natomiast stosunki pracy firmach państwowych były rzeczywiście inne, co wiem od pracowników, którzy kiedyś w nich pracowali, ale to była patologia, która się nie sprawdziła.

uparty