Gronkiewicz - Waltz niszczy kupców - tekst z jutrzejszego wydania Gazety Polskiej
Anita_C, wt., 27/01/2009 - 14:30
Dwa tysiące warszawiaków ma stracić pracę przez interesy ludzi PO
Gronkiewicz-Waltz niszczy kupców
Wyrzucimy kupców z warszawskiego placu Defilad – zapowiadają władze stolicy, wspierane przez „Gazetę Wyborczą”. A na atrakcyjny teren obiecany wcześniej handlowcom ostrzy sobie zęby miejska spółka MPRO, nadzorowana przez ludzi ze ścisłego otoczenia Hanny Gronkiewicz-Waltz
Do końca stycznia 2009 r. Kupieckie Domy Towarowe mają zniknąć z terenu przy Pałacu Kultury i Nauki, ponieważ rada miasta zdecydowała, że nie przedłuży handlowcom dzierżawy gruntu. Kupcy nie zamierzają jednak ustąpić – czują się oszukani przez urzędników i polityków, którzy chcą zesłać ich na przymusowe bezrobocie (pracę straci ponad dwa tysiące osób).
Przypomnijmy – spór kupców z władzami Warszawy trwa już kilkanaście lat. Początkowo chodziło o uporządkowanie terenu wokół „pałacu”, który na początku lat 90. otoczony był przez liczne stragany i stoiska – bardzo przydatne warszawiakom, ale nieestetyczne. W 1999 r. doszło do tymczasowego porozumienia: miasto utworzyło wraz z handlowcami spółkę KDT (Kupieckie Domy Towarowe), która zobowiązywała się przenieść wszystkie uliczne kramy do tymczasowej hali. Pawilon miał być zbudowany za pieniądze kupców, a po jego postawieniu miały rozpocząć się przygotowania do budowy ładnego obiektu handlowego, który raz na zawsze rozwiązałby problem handlu pod Pałacem Kultury.
Ku zdziwieniu włodarzy miasta, kupcy szybko zebrali 14 mln zł i w ciągu 7 miesięcy sami postawili halę. Następnie – po kilku latach – przedstawili projekt nowoczesnego domu towarowego, opłacony z ich własnej kieszeni (kosztował ponad 5 mln zł, miasto od 1999 r. nie dołożyło ani grosza). Ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński, a potem jego następca Mirosław Kochalski zdecydowanie poparli pomysł wydzierżawienia terenu kupcom, pozytywnie oceniając przedstawiony projekt domu towarowego. Postrzegali inwestycję KDT jako alternatywę dla sieciowych galerii handlowych z zachodnim kapitałem.
Niestety – gdy w grudniu 2006 r. rządy w stolicy przejęła Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO), planowana od wielu lat inwestycja nagle zaczęła miastu przeszkadzać.
> Zaskakująca zmiana strategii
Zaczęło się niewinnie: Andrzej Jakubiak, nowy wiceprezydent Warszawy, zaostrzył w 2007 r. warunki umowy z kupcami, mimo że ci bez żadnej pomocy znaleźli sposób sfinansowania wycenianej na ponad 100 mln zł inwestycji.
Znacznie poważniejsze rozczarowanie czekało jednak przedsiębiorców 10 kwietnia 2008 r. Po kilku latach rozmów władze stolicy postanowiły bowiem w ogóle zerwać z nimi negocjacje, obwieszczając, że KDT... nie wybuduje żadnego obiektu handlowego, ponieważ wieloletnia dzierżawa terenu na placu Defilad kupcom się po prostu nie należy. Wiceprezydent Jakubiak ogłosił za to, że dom towarowy na pl. Defilad postawi Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Ogrodniczych (!) – miejska spółka, która według KRS zajmuje się wszystkim po trochu: prowadzi „sprzedaż detaliczną kwiatów, roślin i nawozów”, konserwuje „tereny zieleni miejskiej”, działa w branży deweloperskiej i budowlanej. MPRO – według planu nowych władz miasta – miało odkupić od kupców gotowy projekt obiektu handlowego, zebrać ponad 100 mln zł na jego budowę (mimo ewidentnego braku środków i możliwości), a następnie wynająć handlowcom z KDT pomieszczenia. Po zaporowych – dodajmy – cenach.
Tylko nieliczni zwrócili wówczas uwagę, że w radzie nadzorczej MPRO zasiadał wówczas Jarosław Kochaniak, wiceprezydent Warszawy i członek rady nadzorczej KDT (z ramienia miasta), doskonale zorientowany w planach kupców, a także w wartości gruntu, który mieli dostać w dzierżawę. Co ciekawe – pięć dni po ogłoszeniu przez miasto nowej strategii wobec zabudowy placu Defilad prezydent Kochaniak odszedł z rady MPRO. Zastąpił go Jarosław Maćkowiak – sekretarz miasta, inny bliski współpracownik Hanny Gronkiewicz-Waltz (oboje znają się z pracy na Uniwersytecie Warszawskim).
> MPRO do prywatyzacji?
Dlaczego to MPRO, a nie KDT, którego liczni pojedynczy udziałowcy przez lata zbierali pieniądze na nowoczesny dom towarowy, ma wybudować obiekt? – Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Ogrodniczych, choć nazwa na to nie wskazuje, ma doświadczenie deweloperskie i niezbędne know-how w przeciwieństwie do udziałowców Kupieckich Domów Towarowych – odpowiada Tomasz Andryszczyk, p.o. rzecznika prasowego stołecznego ratusza.
Kupcy odpowiadają, że działalność deweloperska MPRO nie może być powodem do chwały, bo spółka nawet w czasach znakomitej koniunktury na rynku budowlanym przynosiła niewielkie zyski. Poza tym – wskazują – miejska spółka nie podejmowała się tak ogromnych inwestycji, nie mówiąc o tym, że jej kapitał zakładowy jest kilkakrotnie mniejszy od kapitału zgromadzonego przez KDT. – Nasi udziałowcy zebrali ponad 50 mln zł. Jeśli tylko mielibyśmy gwarancje prawne, że ukończymy obiekt bez przeszkód ze strony urzędników i będziemy mogli w nim handlować, banki od razu przyznałyby nam resztę potrzebnych pieniędzy – zapewnia Dariusz Połeć, prezes KDT.
Nieoficjalnie mówi się, że Kupieckie Domy Towarowe nie mogą dostać w dzierżawę terenu na placu Defilad, gdyż grunt ten przyobiecany został komu innemu. Wbrew temu bowiem, co mówią miejscy urzędnicy, nawet wieloletnia dzierżawa terenu przez KDT nie może doprowadzić do utraty tej ziemi przez miasto – natomiast przejęcie jej przez MPRO, owszem.
– MPRO wymieniona została ostatnio wśród spółek, które mogą zostać wkrótce sprywatyzowane. Wtedy wart kilkadziesiąt milionów złotych grunt w samym centrum Warszawy mógłby zostać odsprzedany, i to bez przetargu – alarmują handlowcy. Rzecznik ratusza przyznaje, że miasto nie wyklucza prywatyzacji MPRO. – Na pewno jednak nie dojdzie do niej w przypadku, gdyby spółka dostała konkretne zadania do realizacji lub była wyposażona w duży majątek, np. w postaci terenów pod inwestycje – zastrzega.
> Esteci z „Gazety Wyborczej”
Poza argumentami, że Kupieckie Domy Towarowe nie mają „doświadczenia i niezbędnego know-how”, a także, że nie można ich „uprzywilejowywać” bezprzetargową dzierżawą na tak długi okres (a co z długoletnią dzierżawą i finansową pomocą dla ITI i Legii Warszawa?), z ust przeciwników KDT pada jeszcze jedno oskarżenie: obecna hala kupców jest brzydka i szpeci centrum stolicy 37-milionowego kraju.
– Niektóre gazety bardzo eksponują ten argument, czyniąc nam z tego zarzut. Tymczasem my również uważamy, że obecna hala nie jest ładna, i też chcemy, aby znikła. Dlatego zebraliśmy 50 mln zł na budowę nowoczesnego, estetycznego obiektu handlowego, który ma stanąć na jej miejscu. Mamy pieniądze i projekt, mamy chęć do pracy, niech urzędnicy nam tylko na to pozwolą – mówi Dariusz Połeć. I dodaje: – Gdy budowaliśmy w 1999 r. obecną halę, zwaną „blaszakiem”, nie mieliśmy żadnych gwarancji, że za trzy lata miasto nie wymówi nam dzierżawy. Nikt o zdrowych zmysłach nie budowałby przecież w takich warunkach eleganckiego centrum handlowego.
Straszenie brzydotą, doskonale służące władzom Warszawy jako pretekst do walki z oddolną inicjatywą kupców warszawskich, upodobała sobie zwłaszcza stołeczna „Gazeta Wyborcza”. Wystarczy przytoczyć tylko tytuły krótkich „obiektywnych” artykułów na temat sporu KDT z miastem: „Szpetne blaszaki zostaną na pl. Defilad” (5 II 2005), „Czy szpetny blaszak kupców zniknie w końcu z centrum” (14 IV 2008), „Wyrzućcie kupców z blaszaka” (7 X 2008), „Ohydny blaszak KDT zniknie z Placu Defilad” (14 X 2008). W jednym z tekstów (4 IV 2006) dziennikarz „GW” cytuje nawet swoją rozmowę z Anną Sikorą, członkiem zarządu KDT, która wprost zapytała go, dlaczego „Gazeta Wyborcza” nie lubi spółki. „Bo blaszak jest brzydki” – odpowiedział jej autor artykułu.
Czy faktycznie „GW” jest tak wrażliwa na brzydotę w centrum miasta, czy może chodzi o coś innego? Postanowiliśmy sprawdzić, co dziennikarze „Wyborczej” sądzą na temat sąsiadującego z halą KDT słynnego Pałacu Kultury i Nauki. Oto, co znaleźliśmy w wydaniu „GW” z 20 grudnia 2004 r.: „Dziś młodzi mieszkańcy Warszawy Pałac najzwyczajniej lubią. PKiN nie budzi już przykrych skojarzeń. [...] Jego kamienny detal, marmurowe wnętrza w porównaniu z komercyjną architekturą biurowców zdają się nabierać szlachetności. To, co dotąd wydawało się prymitywnym socrealizmem, dziś odbieramy jak swoiste wcielenie sztuki dekoracyjnej”.
Grzegorz Wierzchołowski
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz