"Okrągły stół" jako legalizacja peerelu
FreeYourMind, pt., 23/01/2009 - 09:47
Kiedyś, przed kilkunastu laty, na jednym weselu trafiła mi się okazja pogadania (po paru głębszych, rzecz jasna) z jednym z pradawnych „dyrektorów zjednoczenia” (młodzi pewnie nie wiedzą, co to były zjednoczenia, więc niech sobie poszukają w historii gospodarczej peerelu), no i – ma się rozumieć – zeszliśmy na problemy polityczne. Ja zacząłem rzewnie od popularnego wówczas hasła (a i po dziś dzień w niektórych środowiskach ono się pojawia) „nie ma jak za komuny”,
chcąc wprawić mojego interlokutora w błogi nastrój wspomnień złotych lat, niestety jednak wyczuł w moim głosie jakąś fałszywą nutę (to w ogóle ciekawa rzecz, że ilekroć w komunistycznym środowisku mówię „nie ma jak za komuny”, to od razu ktoś patrzy na mnie spode łba, nie wiedzieć czemu), no i najeżył się z lekka, sądząc, że ja się za jakieś rozliczenia mam zamiar wziąć. Tymczasem ja pragnąłem wyrazić swój niekłamany podziw dla całej skomplikowanej komunistycznej machiny w ówczesnym państwie, mówiąc mojemu sąsiadowi przy weselnym stole, że wszystko to od samego początku było nielegalne. Nie da się bowiem ukryć, że nie istniały żadne podstawy prawne pozwalające zaistnieć „Polsce Ludowej”, czyli, innymi słowy, wszystkie instytucje, „dekrety”, a następnie „ustawy”, „kodeksy”, to była jedna wielka uzurpacja i bezprawie. Pomijam już kwestie agenturalności osób tworzących rozmaite „struktury władzy” sowietyzowanego kraju nad Wisłą, jak też kwestie zatrudniania w strukturach służb specjalnych, wymiaru sprawiedliwości oraz milicji – zwykłych bandytów – choć też są istotne. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że struktury państwa „ludowego” są nielegalne, to właściwie czymś drugorzędnym pozostaje to, czy obsadzają je „pożyteczni idioci”, czy też zwykli przestępcy (czasami jedno, tj. pożyteczny idiotyzm, idzie w parze z drugim, tj. przestępczością, oczywiście), mimo że dla obywateli skutki ich działań mogą się różnić pod względem represyjności.
Dobrze, tylko co mi na to powiedział mój rozmówca? Zaperzył się i odparował, że przed II wojną światową władze i państwo polskie też powstały w nielegalny sposób i też były nielegalne. Oczywiście nie miał racji, ale tego wątku w tej chwili rozwijać nie muszę. Wystarczy powiedzieć (w bardzo dużym skrócie), iż czym innym jest odzyskiwanie niepodległości w sposób zbrojny i zapewnienie warunków do funkcjonowania swobód obywatelskich i normalnego rozwoju państwa, a czym innym tworzenie dublujących legalne struktury państwa (w czasie II wojny istniejące zarówno poza granicami okupowanego kraju, jak i na jego terenie) organizacji i przyznawanie im mocy „państwotwórczych” ukierunkowanych na tworzenie satelity okupanta i na zniewolenie obywateli. Jeśli jeszcze dodamy, że te organizacje powstają na terenie jednego z okupantów, a następnie, dzięki osłonie armii okupacyjnej, rozpoczynają działalność „legislacyjno-polityczną”, to nie powinniśmy mieć najmniejszych wątpliwości, co do statusu prawnego takiego państwa i jego struktur.
Ważniejszy jest wszak inny wątek, który warto podjąć w kontekście utrwalającej się mitologii wokół tzw. „obalenia komunizmu” i dwudziestolecia tego „obalenia”. Otóż musimy sobie powiedzieć jasno: „okrągły stół” dokonał rzeczy, która nie udała się samym komunistom przez kilkadziesiąt lat – zalegalizował peerel. Jeśli nikt tego jeszcze głośno nie powiedział, to ja to chcę powiedzieć. Po pierwsze, uznano legalność władz peerelu, po drugie uznano legalność peerelowskiego systemu, po trzecie, zakonserwowano przejściowy stan rzeczy w sposób prawno-polityczny. Postąpiono zatem tak, jakby policja przybyła do dzielnicy opanowanej przez mafię i ustaliła z ojcami chrzestnymi, że owszem, mafia już nie będzie zabijała, ale zostawi sobie pewne rewiry do swojej działalności, a poza tym będzie z policją żyła w zgodzie i nawet urządzi się wspólne, mafijno-policyjne patrole na ulicach dla bezpieczeństwa obywateli.
Kiedy czyta się te coraz bardziej baśniowe opowieści protagonistów ówczesnych „rewolucyjnych przemian”, to można dostrzec zjawisko zacierania się pamięci (z biegiem lat to proces naturalny nie tylko dla tak wybiórczych pamięci, jak T. Mazowieckiego czy A. Michnika) oraz coraz większego zamazywania się istoty rzeczy. Mazowiecki w swoim wykładzie, do którego link podaję poniżej, posuwa się do takiego twierdzenia, że pod koniec lat 80. mieliśmy do czynienia z „polską pieriestrojką”. To nawet nie takie złe określenie, jeśli uznamy, że tak jak w Związku Sowieckim, pieriestrojka służyła takiej transformacji systemu komunistycznego, by zapewnić mu (a ściślej jego mundurowym beneficjentom) lepszą wydolność ekonomiczną, a jednocześnie zachować pełnię władzy w rękach Bezpieki, co widać w Rosji po dziś dzień i to nawet bez czytania książek A. Litwinienki czy wywiadów W. Bukowskiego. Podejrzewam jednak, że Mazowieckiemu nie o to chodziło, skoro mówi:
„Po pierwsze, nie było żadnych tajnych ustaleń w Magdalence. Wszystko, co było w Magdalence dyskutowane, jest ujawnione w publikacjach, o których wspomniałem. Po drugie, to nieprawda, że za długo trzymaliśmy się ustaleń Okrągłego Stołu. Przecież już w tym 1989 roku powstaje rząd z niekomunistycznym premierem. To dalekie odejście poza ustalenia Okrągłego Stołu. Przy Okrągłym Stole sądziliśmy, że przejściowy stan będzie się utrzymywać trzy, cztery lata. Okazało się, że utrzymywał się on trzy miesiące.
Dobrze, tylko co mi na to powiedział mój rozmówca? Zaperzył się i odparował, że przed II wojną światową władze i państwo polskie też powstały w nielegalny sposób i też były nielegalne. Oczywiście nie miał racji, ale tego wątku w tej chwili rozwijać nie muszę. Wystarczy powiedzieć (w bardzo dużym skrócie), iż czym innym jest odzyskiwanie niepodległości w sposób zbrojny i zapewnienie warunków do funkcjonowania swobód obywatelskich i normalnego rozwoju państwa, a czym innym tworzenie dublujących legalne struktury państwa (w czasie II wojny istniejące zarówno poza granicami okupowanego kraju, jak i na jego terenie) organizacji i przyznawanie im mocy „państwotwórczych” ukierunkowanych na tworzenie satelity okupanta i na zniewolenie obywateli. Jeśli jeszcze dodamy, że te organizacje powstają na terenie jednego z okupantów, a następnie, dzięki osłonie armii okupacyjnej, rozpoczynają działalność „legislacyjno-polityczną”, to nie powinniśmy mieć najmniejszych wątpliwości, co do statusu prawnego takiego państwa i jego struktur.
Ważniejszy jest wszak inny wątek, który warto podjąć w kontekście utrwalającej się mitologii wokół tzw. „obalenia komunizmu” i dwudziestolecia tego „obalenia”. Otóż musimy sobie powiedzieć jasno: „okrągły stół” dokonał rzeczy, która nie udała się samym komunistom przez kilkadziesiąt lat – zalegalizował peerel. Jeśli nikt tego jeszcze głośno nie powiedział, to ja to chcę powiedzieć. Po pierwsze, uznano legalność władz peerelu, po drugie uznano legalność peerelowskiego systemu, po trzecie, zakonserwowano przejściowy stan rzeczy w sposób prawno-polityczny. Postąpiono zatem tak, jakby policja przybyła do dzielnicy opanowanej przez mafię i ustaliła z ojcami chrzestnymi, że owszem, mafia już nie będzie zabijała, ale zostawi sobie pewne rewiry do swojej działalności, a poza tym będzie z policją żyła w zgodzie i nawet urządzi się wspólne, mafijno-policyjne patrole na ulicach dla bezpieczeństwa obywateli.
Kiedy czyta się te coraz bardziej baśniowe opowieści protagonistów ówczesnych „rewolucyjnych przemian”, to można dostrzec zjawisko zacierania się pamięci (z biegiem lat to proces naturalny nie tylko dla tak wybiórczych pamięci, jak T. Mazowieckiego czy A. Michnika) oraz coraz większego zamazywania się istoty rzeczy. Mazowiecki w swoim wykładzie, do którego link podaję poniżej, posuwa się do takiego twierdzenia, że pod koniec lat 80. mieliśmy do czynienia z „polską pieriestrojką”. To nawet nie takie złe określenie, jeśli uznamy, że tak jak w Związku Sowieckim, pieriestrojka służyła takiej transformacji systemu komunistycznego, by zapewnić mu (a ściślej jego mundurowym beneficjentom) lepszą wydolność ekonomiczną, a jednocześnie zachować pełnię władzy w rękach Bezpieki, co widać w Rosji po dziś dzień i to nawet bez czytania książek A. Litwinienki czy wywiadów W. Bukowskiego. Podejrzewam jednak, że Mazowieckiemu nie o to chodziło, skoro mówi:
„Po pierwsze, nie było żadnych tajnych ustaleń w Magdalence. Wszystko, co było w Magdalence dyskutowane, jest ujawnione w publikacjach, o których wspomniałem. Po drugie, to nieprawda, że za długo trzymaliśmy się ustaleń Okrągłego Stołu. Przecież już w tym 1989 roku powstaje rząd z niekomunistycznym premierem. To dalekie odejście poza ustalenia Okrągłego Stołu. Przy Okrągłym Stole sądziliśmy, że przejściowy stan będzie się utrzymywać trzy, cztery lata. Okazało się, że utrzymywał się on trzy miesiące.
I wybory, i utworzenie rządu, którym kierowałem, są następnym krokiem do przejęcia władzy, czego przy Okrągłym Stole nie przypuszczano. Więc nie jest prawdą, że trzymano się zbyt długo ustaleń Okrągłego Stołu. Życie je przekraczało i myśmy w tym brali aktywny udział. Jeżeli natomiast krytykuje się na przykład to, że za późno czy zbyt długo nie robiłem zmiany w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i w MON, kiedy byłem premierem, to proszę mnie tym obciążać, a nie Okrągły Stół. To wynikało z mojej oceny sytuacji, z mojej oceny przygotowania do przejęcia przez nas tych ministerstw, a nie z żadnych tajnych ustaleń Okrągłego Stołu.
Dlatego jeżeli mamy być uczciwi, jeżeli 20-lecie ma przełamać te nieprawdy i przełamać tę barierę wzajemnego niezrozumienia, to trzeba spojrzeć prawdziwie, jak było: Okrągły Stół był wielkim krokiem, wielkim otwarciem. Był naturalnie kompromisem, ale kompromisem, który stanowił otwarcie do dalszych rozwiązań. I te przyszły szybciej, niż myśleliśmy.”
(http://wyborcza.pl/1,88975,6193434,Nie_trzymalismy_sie_Stolu.html)
Mazowiecki tłumaczy zatem nam, niedowiarkom, jakie skokowe zmiany zachodziły w Polsce, choć jakoś pomija takie fakty, jak majstrowanie przy ordynacji w trakcie „kontraktowych wyborów” (między jedną turą a drugą), wybór „prezydenta Jaruzelskiego” i desygnowanie przez niego „premiera Kiszczaka”. Mantra o „pierwszym niekomunistycznym premierze” brzmi dla mnie zgoła fantastycznie w sytuacji, gdy resorty siłowe były w rękach członków WRON-u. Mazowiecki mógłby jeszcze wspomnieć, jaki miał wtedy stosunek do Układu Warszawskiego i stacjonowania wojsk sowieckich w Polsce, no ale przecież nie można wymagać zbyt wiele, skoro pamięć potrafi płatać figle nie tylko „niekomunistycznym premierom”. Nawiasem mówiąc, warto zajrzeć do radiowej rozmowy R. Bugaja z Mazowieckim (na „dwudziestolecie”, naturalnie), której przysłuchiwałem się niedawno i w której ten ostatni oburzał się na nazywanie junty Jaruzela „organizacją przestępczą” i jej sądzenie z tego tytułu (http://www.polskieradio.pl/jedynka/debaty/debaty.aspx?c=7&id=498 ).
To zresztą może być clue całej sprawy. Przekonuje się nas przecież od lat, że prowadzono mozolne negocjacje, po których powstało nowe państwo. Taka wersja przynajmniej obowiązuje oficjalnie. Co więcej, dorzuca się zwykle hasło „pacta sunt servanda”, co ma stanowić wyjaśnienie, dlaczego nie doszło do jakiegokowiek poważnego rozliczenia komunizmu i czerwonych zbrodniarzy. Zauważmy przy okazji, że Mazowiecki powyżej zaznacza, że „nie trzymali się Stołu”, jak to zatytułowała „GW”, a więc, że w pewnych sferach możliwe było odejście od „negocjacyjnych ustaleń”, czyli od „umów” – pytanie, dlaczego tylko w niektórych sferach? Mniejsza jednak z tym. Podkreślanie jakiejś wagi umów służy bowiem nie tylko „usprawiedliwieniu” przerażającej indolencji „obalaczy komunizmu”, ale też – na co chcę szczególnie zwrócić uwagę – dalszej legalizacji statusu peerelu i jego zarządców. Nic dziwnego, że z marszu niemalże komuniści przystąpili do zagospodarowywania najrozmaitszych obszarów „niekomunistycznego państwa”, no i poza „uwłaszczeniem” uzyskali całkowicie legalną reprezentację polityczną, a następnie (po wielokroć) realny wpływ na rządzenie III RP.
Mimo że w zapisach konstytucyjnych pojawiły się po iluśtam latach zakazy dotyczące propagowania komunizmu, to przecież nikomu z „obalaczy komunizmu” nie przyszło do głowy, by zwyczajnie po zakończeniu „negocjacji” w 1989 r. zdelegalizować partię komunistyczną (oraz organizacje satelickie) i zakazać działalności politycznej jej (ich) członkom (zwł. wyższego szczebla). To rozwiązanie, które można by uznać za pre-dekomunizację mogłoby od razu uzdrowić sytuację polityczną w kraju, uniemożliwiając pchanie się do parlamentu wszelkiej rogacizny z wypalonym na czole znakiem czerwonej gwiazdy, rogacizny, której miejsce jest w oborach, nie zaś w fotelach sejmowych czy senackich. No ale, jak wiemy, „obalaczy komunizmu” takie rozwiązania wcale nie interesowały, ponieważ „umowy zobowiązywały” o wiele dłużej niż, jak mówi Mazowiecki, „3 miesiące”. „Umowy” te obowiązują, niestety, do dziś, co widać po parasolu ochronnym, pod jakim skryci są komuniści, wojskówka i bezpieczniacy od 20 lat.
O co chodzi z tym dotrzymywaniem umów? Ktoś może powiedzieć, że jeśli się z kimś negocjuje i się coś wynegocjuje, to potem należy się zachować godnie i nie łamać ustaleń. Pozornie tak. Problem jednak w tym, z kim negocjujemy i w jakich okolicznościach. Jeśli ktoś przetrzymuje zakładników i grozi ich zabiciem, to negocjujemy zwykle po to, by uratować życie niewinnych ludzi i odwlec jak najdłużej sytuację, w której porywacze stracą nad sobą kontrolę. Jednocześnie jednak, o ile to możliwe, urządzamy zwykle (tajną dla drugiej strony) akcję zmierzającą do odbicia zakładników. Względy wyższe przemawiają za tym, że obiecujemy przestępcom w trakcie takich negocjacji rzeczy, których tak naprawdę nie zamierzamy spełnić (uwolnienie kogoś z więzienia, zapłacenie wysokiego okupu, podstawienie helikoptera umożliwiającego ucieczkę itp.) i nikt też (ze zdrowo myślących ludzi) do negocjatorów nie ma potem pretensji, że po schwytaniu porywaczy pakują ich do więzienia. Co więcej, nawet sami porywacze wiedzą, że skoro przegrali, to domaganie się przez nich „egzekwowania umów” jest nonsensem, ponieważ oni sami złamali jakiekolwiek umowy, decydując się na porwanie ludzi i przetrzymywanie ich dla przestępczych celów.
Właśnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia u schyłku peerelu – komuniści byli przestępcami, zbrodniarzami, a co gorsza, ludźmi przetrzymującymi w represyjnym systemie całe społeczeństwo polskie. O ile więc negocjowanie można było z nimi podjąć (choć może lepsze byłoby siłowe przejęcie władzy), to należało potraktować je tak, jak negocjacje z porywaczami. Tymczasem mitologia „okrągłego stołu” nie tylko przedstawia obie strony negocjacji jako „równe” czy „partnerskie”, ale i legalne. „Pacta” zawarte przy „okrągłym stole” należało uznać jako zawarte ze zbrodniarzami i w bardzo specyficznym kontekście (troska o zniewolonych, przetrzymywanych bezprawnie w komunizmie, obywateli; obecność sowieckich wojsk okupacyjnych; podporządkowanie „ludowego” wojska i „ludowych” sił bezpieczeństwa Moskwie itd.). Tymczasem uznano je jako porozumienie niemalże równoprawnych stron. W ten sposób dokonano rzeczy niebywałej i skandalicznej – zalegalizowano peerel z całą jego infrastrukturą, zaś III RP konsekwentnie skonstruowano jako jego polityczno-prawną kontynuację.
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
42 komentarzy
1. Ładnie się mój post zbiegł
2. @FYM
3. Malta
4. Czuma: Jestem wdzięczny
basket
5. A teraz Chlebowski mówi o dystansie cywilizacyjnym, jaki dzieli
michael
6. FYM!
Errata
7. Basket
8. Drogi autorze
janekk
9. FYM
10. TrustMe
basket
11. basket
12. michael
13. Errata
14. janekk
15. TrustMe
16. tak to widzę...
17. FYM-e - a to czytałeś? Znów JKM o Tobie...
18. TrustMe. Siła nas i siła w nas. Tak mawiają.
michael
19. Dominik
20. jan.nowak1
21. michael
22. Free!
23. FYM
24. ależ z Ciebie FYM naiwniak! chcesz żeby łykali haczyk...
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://bez-owijania.blogspot.com/ - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
25. Jagno
26. triarius
27. Michael, Basket
28. FYM
29. TrustMe
30. Przy okazji
31. Miko
32. Witaj FYM - z tym głosowaniem na blog roku coś jest nie tak
Marie
33. Marie
34. FYM
35. Nie interesują mnie inni uczestnicy tego konkursu,
Marie
36. Miko
37. FYMie
również na http://giz3.salon24.pl/
38. Głosujcie bo FYM nam spada...
39. Pisałam już do FYM, że z tym głosowaniem jest coś nie tak
Marie
40. jan.nowak1
41. jan.nowak1
42. FYM (Libertas)