Debata, której nie było
Miała miejsce wczoraj [6.07.2020]. Marcin Makowski z WP.pl {TUTAJ} tak opisał sytuację:
"Trudno uznać kogokolwiek za zwycięzcę dwóch prezydenckich "debat" korespondencyjnych. Łatwo wskazać za to przegranego. To polskie społeczeństwo, które nie doczekało się, i już zapewne nie doczeka, realnego starcia między Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim. Tak tworzy się niebezpieczny dla mediów i demokracji precedens. Poniedziałkowy wieczór był jak polityczne doświadczenie z pogranicza "Misia" Barei i "Dnia Świra" Koterskiego. Żeby śledzić odpowiedzi prezydenta Warszawy oraz prezydenta Polski, trzeba było mieć włączane albo dwa telewizory na raz, albo dwa telewizyjne streamy na laptopie. Jednym uchem łowić słowa Andrzeja Dudy z Końskich, drugim Rafała Trzaskowskiego z Leszna. Zatopić się w kakofonii obietnic, oskarżeń, spinów i narracji.
Zastanawiam się, czy sami uwierzylibyśmy jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, że coś takiego może się wydarzyć? Czy nie popukalibyśmy się w czoła, gdyby ktoś pokazał nam scenariusz komedii, w której dwóch kandydatów na najważniejszy urząd w państwie organizuje symultanicznie "debaty" z samym sobą, ustawiając obok pusty pulpit - czekający równocześnie na przeciwnika, który nie ma i od początku nie miał zamiaru się pojawić?".
Wbrew temu, co napisał Marcin Makowski, ów korespondencyjny pojedynek wygrał przede wszystkim prezydent Duda. Po pierwsze miał prawie dwa razy większą widownię. Według portalu Wirtualnemedia.pl {TUTAJ}:
"Łącznie 3,78 mln widzów oglądało poniedziałkową debatę wyborczą, którą zorganizowała Telewizja Polska w Końskich (wziął w niej udział tylko Andrzej Duda). Z kolei zorganizowaną w Lesznie „Arenę” z udziałem Rafała Trzaskowskiego śledziło 2,08 mln osób - wynika z raportu Wirtualnemedia.pl.".
Po drugie Duda miał lepszą scenografię. Trzaskowski siedział w ciemnym pomieszczeniu wyglądającym na zakurzone. Mowil też nieskładnie i "lal wodę'. Duda odpowiadał rzeczowo na pytania. Ja oglądałam Dudę, tylko czasem zaglądając do konkurencji. Duda zdecydowanie robił lepsze wrażenie. Potwierdził je bloger Matka Kurka [Piotr Wielgucki] w swej dzisiejszej notce {TUTAJ}:
"Przy dwóch konkurencyjnych imprezach zawsze się powyrównuje zasięg, ale też atrakcyjność, co w tym przypadku sprowadza się do: „o czym mówi się częściej”. Choćby nie wiem jak zaklinać rzeczywistość, to absolutnym zwycięzcą jest debata w Końskich. Od rana w TVN24 praktycznie w ogóle nie pokazują konferencji w Lesznie i mdlejąca Burzyńska, która jest jedynym kojarzonym z konferencją incydentem, też się na powtórki nie załapała. Absolutnym tematem numer jeden są szczepionki na „śmiertelnego wisusa” i bardzo przemyślana wypowiedź Andrzeja Dudy, który oświadczył, że każdy Polak powinien sam decydować, czy chce się zaszczepić. O niczym innym od wczoraj się nie mówi i trudno o dobitniejszą ocenę rangi obu wydarzeń niż ta, że śmiertelny wróg porzuca swoją „debatę”, z której nic nie wynikało, a zajmuje się „debatą” konkurencyjną. Tym samym konkurs na „debatę” zostaje rozstrzygnięty i to głosami wyborców Trzaskowskiego oraz widzów TVN24.".
Na koniec swego tekstu Matka Kurka stwierdza:
" Kto zatem wygrał debatę i czyja debata była lepsza? Wygrał ten, kto pozyskał nowe głosy i taki zysk ma wyłącznie Andrzej Duda i ta debata była lepsza, o której się głośnie mówi.".
Zgadzam się z tym.
- elig - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. To kolejny znak czasu rewolucji
Wbrew temu, co pisze cytowany powyżej Pan Marcin Makowski zdecydowanym wygranym jest polskie społeczeństwo, przynajmniej tak mi się wydaje w tej chwili.
Cóż bowiem się stało? Otóż Pan Rafał Trzaskowski zdał sobie sprawę, że bez uznania dla śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie wygra. Zaczął też mówić nie tylko o solidaryzmie społecznym i innych takich rzeczach, których do końca nie rozumie. On nie mógł dopuścić do debaty z nami, bo jak tu po takiej deklaracji nie odpowiedzieć na pytanie dookreślające, za co konkretnie tak szanuje Lecha Kaczyńskiego. Nie sądzę również by wiedział on co to jest solidaryzm społeczny. Nam to pojęcie wydaje się oczywiste ale jego zrozumienia dla osób nie wychowanych w tradycji patriotyczno-chrześcijańskiej jest niezwykle trudne i nie jest to z mojej strony żadne szyderstwo ani kpina.
Zwróćmy uwagę na to, że Katolicka Nauka Społeczna, której jednym z fundamentów jest właśnie pojęcie solidaryzmu społecznego, jest wszędzie poza Polską całkowicie marginesem myśli społecznej i politycznej, że wywodzące się z niej ruchy chadeckie nie mają już poza nazwą żadnych w zasadzie związków z chrześcijaństwem. Jest ona po prostu niezrozumiała i jeżeli jakiś chadek miałby dyskutować o niej z nami, to szybko okazało by się, że nie wie o czym mówi, że tylko udaje chadeka, że jest człowiekiem bez tożsamości.
Jeszcze trudniejsze do zrozumienia jest pojęcie patriotyzmu. Jak można z jednej strony dbać o swoje państwo i jego interesy a z drugiej nie być wrogiem innymi państw i nie chcieć się ponad nie wywyższyć. Tak więc nie można się z książek nauczyć ani solidaryzmu społecznego ani patriotyzmu. To kwestia tradycji wyniesionej z dzieciństwa. Przy czym celowo nie mówię o domu rodzinnym a używam szerszego pojęcia, bo w dzieciństwie można się tego nauczyć nawet "ze źródeł zewnętrznych". Oczywiście najlepiej jeśli jest to dom rodzinny ale może to również być religia, mogą to być koledzy i koleżanki. By zrozumieć nas trzeba poznać znaczenie fundamentalnych dla nas pojęć i dopiero w ich kontekście poznawać świat.
Od dawna było wiadomo, że nie mamy z nimi o czym rozmawiać, bo mówimy różnymi językami, ale w tym roku po raz pierwszy stało się jawne, że oni o tym też wiedza i też uważają że my nie mamy o czym z nimi rozmawiać.
Co rozsądniejsi z ich mentorów bardzo nad tym boleją. Dość charakterystyczny dla środowiska ogólnie mówiąc masońskiego, w zasadzie jego nieoficjalny rzecznik Pan Olechowski zaproponował zorganizowanie jednak debaty na jakimś neutralnym gruncie, przez jakąś niezależna instytucje. Tyle, że już nie ma takich, nie ma już żadnej łączności instytucjonalnej między nami a nimi. Również w prasie niemieckiej Pan Michnik jak b y nie było tłumaczył się z tego, że podziały w Polsce są tak głębokie i oddalał od siebie zarzuty o ich stworzenie mówiąc, ze zaczęły się one 220 lat temu. To dla elit europejskich jest wbrew pozorom problem krytyczny. Oni żyją w kulcie konsensusu a sytuacja, która wytworzyła się w Polsce powoduje, ze zgoda między formacjami w jakiejkolwiek sprawie może być tylko wtedy, gdy obie strony zaczną szukać prawdy, że tylko prawda może być realnym kompromisem.
W życiu praktycznym problem ten objawia się tym, że w takiej sytuacji jak jest w Polsce nie ma nikogo, kto mógłby przedstawić ich poglądy i ich interesy zapleczu politycznemu strony najprawdopodobniej dzierżącej na dłużej władzę w Polsce, bo ci co mieli by ochotę to zrobić nie mają płaszczyzny do dyskusji z nami. Można tą sytuacje porównać do sytuacji adwokata, który przedstawia racje klienta nie na sali sądowej a żonie przy kolacji. To porównanie wydaje mi się być o tyle właściwe, że oni widzą społeczeństwo w ten sposób, że są jacyś aktywiści z różnych stron i są ludzie, którzy oceniają poszczególne strony życia politycznego. Oni są sądem a politycy, dziennikarze i ogólnie mówiąc aktywiści adwokatami stron. Jak wszyscy są jakąś stroną sporu to nie ma do kogo mówić. W poniedziałek ludzie podzielili się na tych, którzy słuchają Dudy i tych którzy słuchają Trzaskowskiego. Nie mieli by oni nic przeciwko temu, bo nawet do tego dążyli ale nie przypuszczali, że nas może być więcej, ze sami określili się jako mniejszość a dążąc do naszej marginalizacji zamknęli sobie drogę do zdobycia większości. Tutaj też odwołam się do porównania. W czasach, gdy budowano w Polsce statki czasami zdarzały się sytuacje, w których robotnik mający zespawać jakiś duży zbiornik zaczynał swoją prace od środka i w rezultacie zaspawywał się w nim i nie miał już wyjścia bez pomocy z zewnątrz. Było to możliwe, bo te zbiorniki były bardzo duże i zanim zaczęło brakować powietrza to już w zasadzie nie było z niego wyjścia. Wydaje się, ze właśnie to zrobiła Platforma. Stąd apel Olechowskiego, stąd propozycja Tuska, by Kaczyński poszedł z nim na długi spacer, by porozmawiać o dawnych czasach. Tyle, że ze względu na stan zdrowia Kaczyński, nawet gdyby chciał, to i tak na żaden spacer nie mógł by się wybrać a zwłaszcza nad długi. To złożenie nierealnej zupełnie propozycji jest chyba symboliczne. Oni realnych propozycji już nie mają.
uparty