Autorytetem pod żebro, czyli co kto lubi

avatar użytkownika toyah
Tyle się ostatnio zdarzyło rzeczy ważnych, czy choćby tylko ciekawych, że zupełnie niepostrzeżenie narobiłem sobie poważnych opóźnień. Zaglądam dziś rano przy śniadaniu w weekendowy Dziennik a tam, w tym ich Magazynie, artykuł jakiejś Magdaleny Salik zatytułowany Uległość silniejsza od etyki z podtytułem Powtórzono słynny eksperyment Milgrama: wciąż lubimy zadawać ból innym. http://www.dziennik.pl/nauka/article299001/Uleglosc_silniejsza_od_moralnych_hamulcow.html, Tu, na tym blogu, jeszcze wiosną zeszłego roku, była mowa o tym niezwykłym eksperymencie. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, króciutkie przypomnienie. W roku 1963, amerykański psycholog z Yale, Stanley Milgram opublikował artykuł zatytułowany „Behawioralne studium posłuszeństwa”, a oparty na wynikach serii eksperymentów, które sam przeprowadził w roku 1961. Milgram, zainspirowany ledwo co rozpoczętym procesem niemieckiego zbrodniarza Adolfa Reichmanna, postanowił zbadać wpływ autorytetów na zachowanie się ludzi. W wyniku tych badań doszedł do wniosku, że człowiek, odpowiednio zaprogramowany na posłuszeństwo autorytetom i odpowiednio w tym kierunku wytresowany, jest gotów zaakceptować każdą podłość, nawet wbrew sobie, byle tylko „mądrzejsi od niego” takie podłe postępowanie zaakceptowali. Ciekawe przy tym było nawet nie to, że – skądinąd zwykli, dobrzy ludzie – dopuszczali się zła, ale to, że robili to właśnie często kompletnie wbrew sobie, często wręcz przy tym autentycznie się męcząc, ale byli posłuszni, bo posłuszeństwo to wymógł na nich ktoś, kto wcześniej przedstawił się im jako autorytet. Więc dowiadujemy się, że – jak podaje Dziennik – eksperyment powtórzono i okazało się, że wszystko jest tak samo jak kiedyś. Bierzemy zwykłego obywatela, mówimy mu, że ma przed sobą bardzo mądrego profesora, albo kogoś ogólnie szanowanego i wybitnego, a później mu każemy robić najróżniejsze dziwne rzeczy, powtarzać za nami najbardziej idiotyczne opinie, wykonywać najgłupsze możliwe ruchy, a obywatel – tylko dlatego, że uważa, że z mądrzejszymi od niego nie ma co dyskutować – postępuje dokładnie tak, jak sobie tego życzymy. A jeśli ktoś będzie miał wątpliwości, to albo się mu powie, że jest tropicielem spisków, albo ostatecznie przyprowadzi mu się obywatela i on potwierdzi ze zbolałym uśmiechem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W sumie jednak – mimo że zawsze jest miło się dowiedzieć, że to co widzimy i to co wiemy z własnego doświadczenia, jest jakoś podparte naukowo – artykuł w Dzienniku nie tworzy jakiejkolwiek nowej jakości. Gdyby jeszcze miało się okazać, ze pani Salik – pisząc o tym powtórzonym eksperymencie – miała na myśli eksperyment, który przeprowadzono niedawno w Polsce, na żywym, bezbronnym organizmie społeczeństwa, to można by było się tym zainteresować. Choćby z tego powodu, że dobrze by było zobaczyć, jak ludzie pokroju Cezarego Michalskiego czy Roberta Krasowskiego wycofują się rakiem, jęcząc „Ojej, nie wiedzieliśmy że to tak będzie…” Jednak nic z tego. Ci dwaj najprawdopodobniej są wciąż z siebie bardzo zadowoleni i uważają, że jeśli ktoś tu uległ podszeptom złych ludzi, to raczej tacy jak my, niż tacy jak oni. Więc nie byłoby o czym gadać, gdyby nie jedna rzecz. Otóż, jak już wspomniałem, podtytuł artykułu w Dzienniku brzmi Powtórzono słynny eksperyment Milgrama: wciąż lubimy zadawać ból innym. Fakt jest taki, że, według wszelkich relacji dotyczących eksperymentu o którym mowa, niemal żadna z osób wykorzystanych przez Milgrama nie czuła się szczególnie dobrze, realizując narzucony jej program. Wręcz przeciwnie. Wiele z tych osób wręcz prosiło, żeby pozwolić im przestać, ale nacisk był tak duży – połączony wręcz z moralnym szantażem – że się w końcu poddawali. Jednak w niemal każdym wypadku zło rodziło się jakby wbrew tym ludziom, a nie dla ich wygody. Nawet w samym artykule Dziennika jest to stwierdzone explicite: „Milgram wspomina, że większość "nauczycieli" chciała dość wcześnie przerwać eksperyment. Jednak profesor, w rzeczywistości wykładowca biologii, odwodził ich od tego. Najpierw prosił, potem nalegał, że doświadczenie trzeba kontynuować, wreszcie ostrzegał, że uczestnik nie ma wyboru. Pod jego wpływem "nauczyciele" ciągnęli dalej "lekcję". I to nawet wtedy, gdy sami zaczynali odczuwać z tego powodu silny stres.” Więc czemu ktoś w Dzienniku postanowił napisać, że eksperyment Milgrama był o tym, że lubimy zadawać ból innym, a nie – jak było w rzeczywistości – że mamy skłonność do wysługiwania się fałszywym autorytetom? Przecież to głupie. Przecież cały sens tego co przedstawił Milgram polegał właśnie na tym, żeby przestrzec ludzi nie przed złem, które w sobie skrywają, lecz, żeby pokazać nam, że to dobro, które w nas jest, stanowi wielką wartość, której nie powinniśmy się wstydzić nawet wtedy, gdy namawiają nas do tego źli ludzie. Więc dlaczego Dziennik – albo z wyrachowania, albo przez zwykły odruch – próbuje to, co od wielu miesięcy, wraz z innymi specjalistami od dłubania w ludzkich sumieniach, tak bezlitośnie wyprawia, zwalić na nasze sumienia? Dlaczego próbuje nam wmówić, że jeśli dokonujemy w życiu złych wyborów, jeśli dajemy się wykorzystywać i oszukiwać, jeśli dajemy sobą tak głupio manipulować, to nie dlatego, że naprzeciwko nas stanęli bardzo źli ludzie, ale dlatego, że sami jesteśmy jak zwierzęta? Co za perfidia! Banda wyrachowanych zbirów, która w pewnym momencie polskiej historii, postanowiła w najbardziej prymitywny sposób, z wykorzystaniem najbardziej trywialnej wiedzy psychologicznej, podporządkować sobie cały duży odłam społeczeństwa – wykorzystując bezlitośnie naturalny u zwykłych ludzi szacunek do wiedzy i do autorytetu – nagle robi niewinne miny, spuszcza skromnie oczy i mówi, że to co się wokół nas od paru lat dzieje, to wynik naszej naturalnej skłonności do zła. Od lat, przed naszymi oczami przesuwa się cały zestaw tzw. autorytetów – profesorowie, artyści, lekarze, prawnicy, wybitni politycy, czasem nawet dziennikarze – a głos ‘zza kadru’ mówi nam, ze wszystko co oni nam powiedzą, mamy przyjąć i postępować zgodnie z podanym wzorem. I nagle dziś okazuje się, że jeśli słyszymy żarty na temat tego, jak można skutecznie ‘stuknąć’ na przykład Prezydenta, to mamy do czynienia z naszym naturalnym zamiłowaniem do „zadawania bólu innym”. Jest jednak w ostatnio obserwowanym ciągu wydarzeń coś pocieszającego. Mianowicie ta autentycznie naturalna eliminacja tego co złe. Po niejakim Paziku poleciał Ćwiąkalski. Oczywiście z zachowaniem wszelkich proporcji. Bo mimo że fizycznie obaj panowie są – jak to oceniła Toyahowa – do siebie niezwykle podobni, to jednak faktycznie jeden i drugi reprezentują kompletnie inne, że tak powiem, odcienie ciemności. Stąd każdy z nich poniósł karę jak najbardziej sprawiedliwą. I tak jest dobrze.

7 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. @toyah

...człowiek, odpowiednio zaprogramowany na posłuszeństwo autorytetom i odpowiednio w tym kierunku wytresowany, jest gotów zaakceptować każdą podłość, nawet wbrew sobie, byle tylko „mądrzejsi od niego” takie podłe postępowanie zaakceptowali...

 

W Polsce ta teoria ma swoje zastosowanie, z wyjatkiem staystycznym ca 30% społeczeństwa myslacego samodzielnie. Uwazam, ze na tle innych społeczeństw, tresowanych w politporawności, jest to bardzo dobry wynik. OCZYWIŚCIE, NIE JEST TO WYNIK NADZWYCZAJNEJ INTELIGENCJI, ale doswiadczeń Polaków.

 

Co do natury i sprawiedliwości:

@Toyahowa ma bardzo trafne obserwacje - w obu przypadkach natura ujawniła wnętrze na zewnatrz, stąd to podobieństwo i winno być sygnałem ostrzegawczym dla zblizających sie do takich egzemlarzy.

Natura węże jadowite oznaczyła znakiem rozpoznawczym, czasami czyni tak i  u ludzi, z tym, ze często tez kamufluje złe wnetrzne bardzo zachęcającą powierzchownościa, jak u kwiatów-miesożernych.

 

Stąd każdy z nich poniósł karę jak najbardziej sprawiedliwą. I tak jest dobrze.

Niech Ci będzie ;)

 

pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika toyah

2. Maryla

Nawet sam Ćwiąkalski się dość skutecznie - jak na standardowe wymagania - zakamuflował. Dziś w Salonie czytałem jednego, który się chwalił, że on bardzo go kiedyś lubił ze względu na ładny ton głosu, czy jakoś tak. Ciekawe, czy ten co się właśnie powiesił, miał też jakiś dyskretny urok?
toyah
avatar użytkownika Maryla

3. dyskretny urok wisielca i nieśmiałe ogniki dobroci Ćwiakły ;)

ale dzisiaj dzień dyskretnego humoru ;)) Uzupełniacie się z Michaelem przednio;)) A jeszcze poprawił PAKO MEGA COX;) Sebastian "Żel boy" Karpiniuk na miejsce Fredjego Krugera urzędu MS. POLECAM http://coxownia.salon24.pl/381793.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Gemba

4. Posłałem Ci emalię Totahu.

Czekam na odpowiedź. Co Ci się tak troją odpowiedzi na S24?
Maciej Gemba
avatar użytkownika toyah

5. Gemba

Nic nie wiem. Jakie potrójne odpowiedzi?
toyah
avatar użytkownika Gemba

6. Toyahu, pod Twoją ostatną notką na S24

Do Kazka39 "Oczywiście że się zmniejsza. Przecież tu już z nudów można się popłakać." 3x Do alfreda kujota "Właśnie o tym też trochę pisałem. Wyniki tych eksperymentów są na tyle oczywiste, że nie byłoby o czym gadać, gdyby nagle same autorytety nie zaczęły tak bezczelnie obrażać ludzi." 4x Zaglądnij.
Maciej Gemba
avatar użytkownika toyah

7. Gemba

Ja tam za skarby świata nie mogę sie dostać. Jak mi sie w końcu uda, to sobie popatrzę.
toyah