Czy Wojsko Polskie spelnilo swoje obowiazki w 1939 r. - III

avatar użytkownika Tymczasowy

W 1939 r. Niemcy przystapili do wojny z Polska dobrze przygotowani od strony koncepcyjnej;ich plan wojny nosil nazwe "Fall Weiss". Nie mozna tego powiedziec  o  naszej armii. Sztab Glowny mial przygotowany od dawna plan wojny z Rosja, ale takiego planu nie mial w odniesieniu do Niemiec. Takiego dokumentu na pismie zabraklo.  Wprawdzie zwyklo sie nazywac plan mobilizacyjny "W"  (od nazwiska glownego autora, plk. dypl. Jozefa Wiatra) opracowywany w latach 1935-1938 r.,planem wojny z Niemcami, ale nigdy nie mogl byc traktowany jako plan wojny. By zaslugiwac na to miano musialby zawierac znacznie wiecej czynnikow.

Pewien wysilek koncepcyjny podjeto wczesna wiosna 1939 r., kiedy bylo juz za pozno. W dniu 23 III 1939 r.  wydano "Wytyczne dla inspektorow armii zachodnich", ale to mogl byc tylko zalazek planu wojny. Swoje koncepcje mial Wodz Naczelny marszalek Smigly-Rydz, dzielny dowodca z wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., ale  niezbyt chetnie sie nimi dzielil. W pierwszych dniach wrzesnia 1939 r. wyprowadzil sie z Warszawy i szybko zerwla sie lacznosc wojsk z nim.

Pospiesznie sporzadzony plan traktowal o obronie polskiego terytorium. Dla naszych sztabowcow bylo jasne, ze  decydujace znaczenie beda mialy  uderzenia okrazajace armii niemieckich z kierunku poludniowego i z polnocy. Uderzenie z zachodu bylo mniej grozne dla losow kampanii. Skrzydla okrazenia mialyby sie zamykac na stolicy Polski. I w zasadzie tak sie to z grubsza odbylo.

Wedlug zalozen, polskie wojsko mialo prowadzic dzialania defensywne. Cofajac sie w sposob zorganizowany  nasze armie mialy zadawac jak najwieksze straty przeciwnikowi i w sprzyjajcych okolicznosciach kontratakowac. W ten sposob  mozna byloby zyskac czas na  podjecie dzialan przez wojska francuskie i w mniejszym stopniu, brytyjskie, przeciwko Niemcom.  Po nieuniknionej przegranej bitwie granicznej  nasze wojska powinny sie przesunac na dobra linie obrony oparta na rzece Wisle oraz Narwi na polnocy i Dunajcu a pozniej Sanie. Ostatnim etapem obrony powinien byc tzw. przyczolek rumunski.

Nasi stratedzy nie przewidzieli, poziomu  agresywnosci wojsk niemieckich, gwaltownosci jego ataku, a takze zdolnosci wspoldzialania  niemieckich jednostek piechoty z artyleria, wojskami pancernymi oraz lotnictwem. Do tego potrzebna byla porzadna lacznosc i Niemcy ja mieli. Polacy nie. 

Zdolnosc szybkiego przemieszczania sie  wojsk niemieckich pozwalala na  wymijanie punktow, osrodkow oporu i zachodzeniu  od tylu  naszych wojsk. Niech przykladem bedzie sytuacja, w ktorej niemiecka 2. Dywizja Pancerna miala zaatakowac gorska doline broniona przez liczne baterie artylerii przeciwpancernej. Niemiecki dowodca von Thoma wyslal czolgi lesistymi wzgorzami zachodzac od tylu nie spodziewajacych sie tego obroncow. Nie stracil przy tym ani jednego czolgu.

Bitwa graniczna (1-3 IX) zostala przegrana w szybkim tempie. Nie ulega watpliwosci, ze  mogla trwac dluzej. Wezmy tylko pod uwage artylerie.  Mielismy jej znacznie mniej niz Niemcy, ale wciaz bylo to 4 300 dzial i haubic. W bitwie granicznej  mniej niz dwie trzecie polskiej artylerii przewidzianej do obrony otworzylo ogien do przeciwnika.  A przeciez  teren byl dobrze znany i przewidziano miejsca przekroczenia granicy przez jednostki wojsk niemieckich. W 1935 r. czterech polskich generalow: Tadeusz Kutrzeba, Wladyslaw Bortnowski, Juliusz Rommel i Leon Berbecki  przeprowadzilo studia w terenie na najbardziej zagrozonych odcinkach  pogranicznych.

Wycofywanie sie artylerii bylo bardzo ryzykowne. Jej jednostki mogly byc atakowane przez czolgi, samoloty, nie mowiac juz o piechocie. Gen. Heinz Guderian w swojej ksiazce pt. "Panzer Leader", Ballantine Books, NY 1961, str.53. umiescil taka wzmianke: "Polski pulk kawalerii maszerujac w kierunku Wisly zostal okrazony przez nasze czolgi i zostal calkowicie zniszczony; tylko dwa dziala zdolaly otworzyc ogien". Az prosi sie o pytanie, dlaczego nie zrobily tego zalogi pozostalych dzial. Jezeli byl to pulk artylerii lekkiej, to mowa o ponad trzydziestu lufach.

Niemiecki podoficer opisal scene z drogi odwrotu jednostki takze nalezacej do Armii "Pomorze" (odcinek Tuchola-Swiecie"):  "Bardzo depresyjny obraz. Wozy taborowe jedne na drugich, kolo nich martwe konie ciagle w uprzezy, gory amunicji, karabinow i duza ilosc dzial. Oprocz tego porozrzucana masa bagnetow, masek przeciwgazowych i innego rodzaju ekwipunku". (Richard Hargreaves, "Blitzkrieg Unleashed: The German Invasion of Poland, 1939", 2010, str. 137.

Wycofywanie sie wcale nie bylo latwe. Ze wzgledu na lotnictwo niemieckie odbywalo sie noca. Mozna sobie wyobrazic  odwrot pulku piechoty, kilkaset  wozow, z tysiac koni. W sumie kolumna na ponad 10 km. A jesli wycofywala sie dywizja piechoty ze swoimi 2230 furmankami i 7 500 konmi?  Jezeli skrzyzowala sie jej trasa z trasa innej jednostki wojskowej, to nastepowal  wielki balagan. W nocy slabo widac, lacznosc tez slaba, wiec nic dziwnego, ze zdarzalo sie, ze  nasze oddzialy walczyly miedzy soba. Niech przykladem bedzie boj stoczony noca przez tylne oddzialy wycofujacej sie 41 Dywizji Piechoty (DP) z  nadchodzaca 33 DP.  W ten sposob, noca 6 IX ciezko ucierpialy dwa bataliony. O takie zdarzenia  latwo, gdy zolnierz byl bardzo zmeczony, na przyklad, tygodniowym marszem i spanikowany. Przecietnie, zolnierz piechoty mial na sobie 30 kg. wszystkiego "co mu Ojczyzna dala" i do tego karabin z 120 sztukami amunicji oraz  3 granatami. 

Zaskakujace jest, ze polska kawaleria nie posuwala sie do tylu szybciej niz piechota. Konie byly rasowo dobierane tak, by jezdzcy ladnie wygladali. Wcale nie szlo to w parze z wytrzymaloscia. 

napisz pierwszy komentarz