Walki lotnicze w czasie I wojny swiatowej - I
Lotnictwo z czasow II wojny swiatowej jest swietnie opisane, nakrecono tez spora liczbe filmow. Natomiast lotnictwo wojskowe z czasow I wojny swiatowej znalazlo sie w cieniu. A szkoda, gdyz to byli pionierzy, wszystko sie wtedy rodzilo, samoloty, szkolenie pilotow i taktyka walki. Zrodzily sie wowczas takze obyczaje pilotow, ich pewien niepowtarzalny styl. Elementy tego ostatniego przetrwaly do II wojny swiatowej, choc to nie bylo juz to.
Pierwsi piloci wojskowi byli ludzmi w wieku 22-25 lat i zachowywali sie z wlasciwym wiekowi stylem. Czesto byly to dzieci arystokratow. Lotnictwo bylo zupelnie nowym rodzajem wojska i rygory machiny wojskowej nie zamienily pilotow w normalnych, zdyscyplinowanych zolnierzy. To byl romantyczny okres lotnictwa. Przeciez pierwsze samoloty zdolaly utrzymac sie nad ziemia dopiero kilkanascie lat wczesniej. Ludzkosc wchodzila w nowa epoke technologiczna.
Tamci lotnicy smiercia sie nie przejmowali, bo wiedzieli, ze dlugo nie pozyja. Szkolenie brytyjskiego lotnika w powietrzu trwalo 10-12 godzin. Jakos tam latal, a do tego obok trzymaniu samolotu na wodzy, co nie bylo latwe, trzeba bylo jeszcze strzelac. Na poczatku wojny piloci w 1914 r. mieli szanse przezycia jakies dwa tygodnie. Jezeli ktos dozyl do dnia dziesiatego, to mowiono, ze bedzie OK i przezyje dluzej. Po zestrzeleniu 5 samolotow przeciwnika stawali sie asami. Asy stanowiace elite robily sobie grupowe zdjecia. Te zdjecia nazywano w skrocie NYD (Not Yet Dead), czyli Jeszcze Nie Martwi. Rzadko ktory as przezyl. Wiekszosc superasow dowodztwo staralo sie zrobic "majorami". Oficer tej rangi kierowal szkoleniem, sluzyl na stanowiskach dowodczych w Berlinie, Paryzu czy Londynie. Oni uciekali. Wracali do jednostek i gineli. Czesto dzialal PTSD, oni przestawali byc normalnymi ludzmi. Cierpieli na zaburzenia nerwowe. Wracali i bali sie dalej latac, ale latali, bo taki syndrom ich ogarnal. Latali i gineli bardzo glupio, jakby niczego sie przez lata wojny nie nauczyli.
Ta generacja lotnikow skladala sie bardzo czesto z lekkoduchow, oni igrali ze smiercia. Mozna byloby ich nazwac oryginalami. Mlodzi przystojniacy, luzny styl, tacy wojskowi dandysi. Wielu z nich pilo obficie alkohol (whisky, szampany i koniaki), nawet przed lotem.
Krolowie prtzestworzy byli takze krolami zycia. Szczegolnie w Niemczech. Tam bardzo szybko spece od propagandy zauwazyli, ze mistrzowie walk powietrznych swietnie nadaja sie do podtrzymywania wysokiego morale wojska i spoleczenstwa. Ilez to mozna bylo pisac i mowic o piechocie, ktora zyla w blocie w okopach rozciagajacych sie od Morza Polnocnego w Belgii do Szwajcarii. Listy zabitych zolnierzy siegaly milionow. To byla niezwykle glupia wojna. Lotnicy byli jak gwiazdy filmowe. Kanadyjczycy tez nie skrywali swych bohaterow. Natomiast Anglicy az do 1918 r. podawali tylko imiona bohaterow i pierwsza litere nazwiska.
Lotnicy czasu Wielkiej Wojny bardzo cenili sobie honor (rycerskosc) i dowcip. Jest bardzo duzo opisanych przypadkow zachowan dowodzacych tego pierwszego. Co do honoru, juz na wstepie wygladalo to tak, pierwsze samoloty nie byly uzbrojone, gdyz wygladalo na to, ze karabin maszynowy jest za duzym obciazeniem dla samolotu z malej mocy silnikiem. Samoloty obserwacyjne przeciwnych armii czasem sie spotykaly w powietrzu i nie za bardzo bylo wiadomo jak sie w tej sytuacji zachowac. Byla to jednak wojna i wypadalo jakas krzywde przeciwnikowi wyrzadzic. Zabierano wiec po dwa karabiny a pilot mial tez pistolet. Przy spotkaniu samoloty ustawialy sie rownolegle i piloci i obserwatorzy strzelali do siebie. Szanse trafienia byly male, choc strzelano nawet z paru metrow. Po wystrzeleniu wszystkich pociskow dzentelmeni salutowali sobie i odlatywali kazdy w swoja strone.
Przykladem dowcipu niech bedzie "Latajaca Swinia", ktora polubil 60 Dywizjon, w ktorym sluzyl kanadyjski as lotniczy Billy Bishop. Bishop lubial czesto latac by nawet przed sniadaniem "wrzucic na ruszt kielbase", co przeklada sie na zestrzelenie niemieckiego samolotu. Kiedys, ku swemu zdziwieniu zauwazyl niemiecki samolot kilometry za linia frontu po naszej stronie. Do 1918 r. Niemcy kierowali sie zasada, ze ich mysliwce, a nawet samoloty obserwacyjne trzymaly sie swojej strony po linii frontu. Korzysc z tego byla taka, ze w razie zestrzelenia na ziemi czekali na pilotow przyjazni ludzie. W dodatku, we Francji zdecydowanie przewazaly wiatry z zachodu na wschod. tak wiec nasi piloci wojujacy bardzo czesto po niemieckiej stronie linii frontu musieli wrac pod wiatr. Przy duzej sile wiatru ich predkosc spadala nawet do 30 k./h. Wracajac do "Latajacej Swini", Bishop szybko zauwazyl, ze nie dosc, ze samolot byl po zlej stronie frontu, sam, golutki jak palec, to w dodatku pilot byl nieprzyzwoicie tlusty, wazyl jakies 300 funtow. Korpulentne cialo wylewalo sie z malutkiej kabiny. Jego zdolnosci pilotazowe byly marne. Bishop uznal. ze zestrzelenie "Latajacej Swini" byloby niehonorowe.
Nastepnego dnia Bishop lecial z piatka innych samolotow i znow trafil na "Latajaca Swinie". Koledzy wiedzieli kto zacz, wiec wszyscy agresywnie zanurkowali i zaatakowali Niemca. Celowo strzelali tak, by nie trafic. Nastepnie "w strachu" sie rozpierzchli. Niemiecki pilot to widzial, bo co ktoras kula byla swietlna (tracer). Tak sobie podochocil, ze zaczal ostrzeliwac "czmychajacych" przeciwnikow. Ci konali ze smiechu. Przez jakis czas wiara pielegnowala "Swinie". Nie ma to jak smiech dla zdrowia. Niestety to, co dobre kiedys musi sie skonczyc. Sprawca byl czlowiek, ktory dopiero przybyl do szwadronu. Kolezkowie go nie poinformowali i ten zestrzelil "Latajaca Swinie". Szwadron wzniosl toast na czesc "Swini". Tak to skonczyl sie dobry czas.
Kiedys w czasie sluzby wojskowej w 20 Dywizji Pancernej nasza kompania przychodzi z rana na plac apelowy. A ten wyglada jakos dziwnie. W ciagu nocy byla ulewa i ziemia wszedzie byla rowniutka, ze mozna bylo patykiem pisac, co sie chcialo. Na przyklad napisac nazwisko najglupszego zlewa w dywizji, sierzanta Kulasa z batalionu samochodowego i dodac krotka pozioma kreseczke u gory litery "l". Ale nie tym razem. Caly plac byl zryty, jakby odbywal sie tam turniej gladiatorow. Coz sie okazalo, warta w nocy zlapala w siec zblakanego dzika. Jak juz zlapali, to mu sie przygladneli i wydawalo sie, ze zabawa skonczona. Ilez to mozna sie przygladac jednemu dzikowi? Ktorys z wartownikow okazal sie byc czlowiekiem pomyslowym i wypuscil dzika na wolnosc. No, nie calkiem, bo przeciez warta nadal dyponowala siatke i potrafila sie z nia obchodzic. No wiec do rana lapali dzika i go wypuszczali.
Szkoda dzika, bo pewnie byl przestraszony i sie zmeczyl. Szkoda "Latajacej Swini", bo pewnie stracila niepotrzebnie zycie.
Zdjecie nr 1 - Nieuport 17 produkowany we Francji w pierwszych latach wojny. Uzywany tez przez Brytyjczykow. Na gornym placie karabin maszynowy.
Zdjecie nr. 2 - niemiecki Albatros C III z pierwszego okresu wojny.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. https://www.youtube.com/watch
2. https://www.youtube.com/watch