Widziane po latach. "Z autobusem Arabów zdradziła go..." ("07 zgłoś się" i przebój Lady Pank)

avatar użytkownika kazef

Pisząc w poprzednim artykule o aborcji, z którą oswajali społeczeństwo twórcy ostatniego odcinka serialu „07 zgłoś się”, przytoczyłem słowa będącej w niechcianej ciąży milicjantki Anny kierowane do porucznika Borewicza: „ja wiem, że ty dużo możesz, miałeś dużo przygód z kobietami". Z wcześniejszych odcinków serialu można się było dowiedzieć o jednej aborcji, ale akurat o takiej, o której nic najpierw nie wiedział Borewicz – mimo że bezpośrednio go dotyczyła.

Borewicz wspomina, że był żonaty z Joanną (Izabela Trojanowska). Małżeństwo zakończyło się rozwodem, bo Joanna związała się z bogatym Libańczykiem, z którym wyjechała do Libanu. Borewicz mówił wobec tego o sobie, że został „porzucony”. W 12 odcinku Joanna odwiedziła Warszawę i zapragnęła spotkać się z Borewiczem zapraszając go do pokoju hotelowego. Podczas rozmowy kobieta zwierza się, że była w ciąży, którą usunęła (nie ujawniła, kto był ojcem dziecka, ale przypuszczalnie był to Borewicz). Z innego fragmentu serialu widz zapamiętał, że Borewicz wspomniał, że żona była wierząca i dostała zezwolenie na ślub z niewierzącym”. Twórcy serialu zadbali zatem o to, aby kobieta, która dla pieniędzy porzuca męża i przeprowadza aborcję, była identyfikowana przez widzów jako wierząca...

Czy ktoś miałby dziś odwagę zapytać Izabelę Trojanowską, o co chodziło w scenie hotelowej?

I jeszcze jedna ważna rzecz.

Niektórzy maczo z PRLu (a za takiego uchodzi w serialu Borewicz) mieli problem z utrzymaniem przy sobie swoich żon i partnerek. Późny PRL był dewizowym rajem dla obcokrajowców, w stołecznych hotelach i restauracjach królowali Niemcy (ci z RFN) czy Szwedzi. Arabów zachęcał do podróży LOT, a na dancingi dowoziły ich busy. Stać ich było na wszystko, płacili twardą, zieloną walutą, a zorganizowany specjalnie dla nich luksus kosztował w przeliczeniu na dolary grosze. Komunistyczne władze i służby kontrolujące półświatek zacierały brudne łapy, bo w zadłużonym kraju brakowało dewiz. Przynętą dla specyficznych turystów były też tanie dziewczyny, nie tylko te wykonujące najstarszy zawód świata, ale też takie, dla których liczyła się kasa – takie jak żona Borewicza.

Ślady traumy zdradzonych samców odnajdziemy w hicie Budki Suflera „Jolka, Jolka, pamiętasz" z 1982 r., gdy schrypiały wokalista wyśpiewuje żale po dziewczynie, która „z autobusem Arabów zdradziła go". Podobny motyw odnajdziemy w przeboju Lady Pank napisanym niemal w tym samym czasie:

 

U "Maxima" w Gdyni

znów cię widział ktoś

Sypał zielonymi

mahoniowy gość (...)

Tańcz głupia, tańcz... (...)

Sama tego chciałaś...
Pewnie coś był wart
zapłacony ciałem
kolorowy slajd

Tańcz głupia, tańcz...

 

Tak sobie myślę, że autorzy tekstów, ale nie tylko oni – także muzycy wykonujący wymienione utwory musieli mieć niezły ubaw. Większość społeczeństwa ledwo wiązało koniec z końcem, wystawało w kolejkach za mięsem, masłem, chlebem – za wszystkim. Panowała powszechna bieda i zniechęcenie socjalistycznym marazmem. A oni kazali młodemu pokoleniu, dzieciom tych biednych ludzi, nucić swoje protest-songi: o Maximie w Gdyni, złotym BMW, mahoniowym gościu, autobusie Arabów... Czy ktoś z nastoletnich dziewcząt i chłopców wiedział, o czym śpiewa powtarzając przebojowe słowa? Czy rozumiał, co nagrywa na magnetofonie, czym się ekscytuje włączając Listę Przebojów Programu III, skacząc pod sceną na koncercie? Autorem tekstu do „Jolki...” był Marek Dutkiewicz (muzyka: Romuald Lipko), słowa do „Tańcz głupia, tańcz” napisał Andrzej Mogielnicki (muzyka: Jan Borysiewicz). Budka Suflera, Lady Pank...

Tak! Musieli mieć niezły ubaw.

 

 

------------------

Poprzednio:

Widziane po latach. Aborcja w serialu "07 zgłoś się"

http://www.blogmedia24.pl/node/83067

19 komentarzy

avatar użytkownika kazef

1. ?

Zna ktoś może jeszcze jakieś przykłady?

avatar użytkownika kazef

2. Uzupełnienie nr 1

Fragment tekstu Czesława Rymanowskiego, "Tańcz, głupia tańcz...", "Prestiż" 2016, nr 8. 


http://prestiztrojmiasto.pl/magazyn/71/kultura/tancz-glupia-tancz   

Jedna z pierwszych piosenek zespołu Lady Pank uczyniła nieśmiertelnym bodaj najbardziej znany, wręcz legendarny trójmiejskich lokal. Stojący nieopodal orłowskiego mola Maxim za czasów PRL-u stanowił artystyczną i towarzyską mekkę. Nie tylko na Wybrzeżu, ale w skali całego kraju. Ulokowany na skarpie, posiadał piękny, przeszklony taras, z którego widać było Bałtyk. Wewnątrz znajdowały się stylowe meble i... rosnące drzewo, którego korona wystawała ponad dach.

Właścicielem tego ekskluzywnego przybytku był doktor nauk humanistycznych Michał Antoniszyn, znany w środowisku pod pseudonimem „Mecenas”, który sprowadził do Polski pierwsze maszyny grające. W latach 80-tych Maxim był miejscem, które niezwykle chętnie odwiedzali nie tylko tamtejsi cinkciarze, marynarze, czy obcokrajowcy, ale także artyści, m.in. Violetta Villas, Bohdan Łazuka, Roman Polański, Günter Grass, a później Cezary Pazura, czy Bogusław Linda. 

Pod klub podjeżdżały nieliczne wówczas w naszym kraju limuzyny, z których wychodziły ubrane w ekskluzywne futra kobiety. Na spędzenie tu wolnego czasu stać było tylko nielicznych, drink kosztował ówczesną przeciętną miesięczną pensję. Tu swoją karierę, jako bramkarz i ochroniarz, rozpoczynał Nikodem Skotarczak „Nikoś”, późniejszy boss trójmiejskiego świata przestępczego. Tu kręcono sceny do seriali „Czterdziestolatek”, „07 zgłoś się” i filmu „Smażalnia Story”. 

Atmosferę panującą w Maximie opisał twórca tekstów Andrzej Mogielnicki, który trafił tam latem 1981 roku. 

- I tak znalazłem się w miejscu dziwnym i intrygującym – opowiadał dziennikarzowi Adamowi Halberowi. - Oczywiście znałem tego rodzaju warszawskie lokale. Dewizowi goście, panienki, waluciarze, pewexowe papierosy, ale tu nagle zobaczyłem to w jakimś nad-wymiarze. Na początku było uroczo. Lokal nad morzem, chyba nawet miał jakieś takie molo, czy pomost, ale kiedy zaczął się zapełniać.... Marynarze, Szwedzi, Arabowie, miejscowe cwaniaczki, głośna muzyka i dziewczyny. Nie tylko prostytutki, także szukające przygód, albo jak to się dziś mówi: sponsora, kilkunastolatki. Popijałem, chłonąłem całe to Panoptikum i nagle otworzyła mi się jakaś szufladka i zacząłem opisywać tamten wieczór w Maximie - mówił Mogielnicki. 

Tańcz głupia, tańcz, / swoim życiem się baw! / Wprost na spotkanie ognia leć! / Tańcz głupia, tańcz, wielki bal sobie spraw! / To wszystko, co dziś możesz mieć..

Tekst powstał do jednego z muzycznych pomysłów gitarzysty Jana Borysewicza, który właśnie, tak jak i Mogielnicki, zakończył swoją współpracę z Budką Suflera. 

Był wulkanem pomysłów – wspominał Mogielnicki Borysewicza. - Przynosił mi na kasecie dziesiątki motywów muzycznych. Jeszcze niegotowych piosenek, ale jakichś motywów, mniej lub bardziej udanych solówek, które po prostu „wyczarowywał”. Miał tak, że brał gitarę do ręki i spod palców płynęła chwytliwa melodyjka.

Obaj panowie mieli już na koncie wspólną piosenkę dla Budki „Nie wierz nigdy kobiecie” i postanowili założyć zespół. Piosenka „Tańcz, głupia tańcz” powstała przy okazji nagrywania drugiego albumu Izabeli Trojanowskiej, której Mogielnicki miał być producentem. Wytwórnia Tonpress wynajęła jesienią 1981 r. najlepsze wtedy w kraju studio nagraniowe w krakowskim Teatrze Stu, zaś wśród muzyków sesyjnych znalazł się także Borysewicz. Podczas sesji wygospodarowano czas na nagranie pięciu piosenek, będącej wtedy jeszcze w projekcie grupy Lady Pank. 

Partię wokalną zaśpiewał już Janusz Panasewicz, który specjalnie na tę okazję wziął przepustkę z wojska i przyjechał w mundurze. Na gitarze grał oczywiście Borysewicz. Pozostałymi muzykami byli, jak twierdzi Mogielnicki „koledzy Janka z Wrocławia”. Rok później ukazał się pierwszy singiel Lady Pank „Minus 10 w Rio”/”Mała Lady Punk”, a w 1983 debiutancki album zespołu zapoczątkowujący jego wielką karierę. 

Co ciekawe, piosenka „Tańcz, głupia tańcz” nie trafiła ani na singla, ani na album zespołu. Była za to pierwszą piosenką Lady Pank, która notowana była na kultowej wówczas liście przebojów programu trzeciego polskiego radia, spędzając na niej pięć tygodni i dochodząc do pozycji siódmej. Do dzisiaj jest jednym z najpopularniejszych utworów zespołu.

A „Maxim”? Lokal zaczął podupadać z końcem PRL-u. Nie było pieniędzy na czynsz, zmieniali się właściciele. W 2004 roku zakończył działalność. Obecnie sukcesywnie niszczeje i w niczym nie przypomina luksusowego przybytku z lat swojej świetności. 



avatar użytkownika kazef

3. Uzupełnienie nr 2

Fragment tekstu Jerzego Jachowicza, Przerwana kariera „Nikosia” w „Las Vegas”, aktualizacja: 13.05.2019 

https://www.tvp.info/42600602/przerwana-kariera-nikosia-w-las-vegas 

Większość karier gangsterskich – o ile to można nazwać karierą – miała swoje źródło w tajnej współpracy w czasach PRL ze Służbą Bezpieczeństwa. (...)
Jednym z nich był Nikodem Skotarczak, pseudonim Nikoś, obwołany przez część mediów królem gangsterów Wybrzeża. (...)
Już jako młody, ledwie 20-latek, zyskał w kręgu półświatka Wybrzeża popularność jako bramkarz w pierwszych w Polsce nadmorskich klubach nocnych. Zaczął w gdyńskiej nocnej knajpie „Maxim”, cieszącej się w latach 70. największą popularnością w Trójmieście. Stałymi bywalcami lokalu byli znani szefowie złodziejskich szajek, paserzy i prywaciarze. 

Ojcem chrzestnym „Nikosia” był słynny ówczesny kryminalista Gdańska Michał Antoniszyn, pseud. Mecenas. W uznaniu dla bystrości „Nikosia” pasował go na szefa gdańskich cinkciarzy, wśród których młody chłopak pełnił rolę kasjera pieniędzy przekazywanych „Mecenasowi” od zysków uzyskiwanych przez handlarzy walutą, obstawiających z reguły peweksy i bazary. „Nikoś” w porozumieniu z kierownikami peweksów szybko zwietrzył dla siebie uboczny interes – przemyt luksusowych alkoholi i zachodnich papierosów. (...)
avatar użytkownika Maryla

4. @kazef

doskonale pamiętam tamten okres czasu, byłam młodą kobietą rozpoczynającą karierę zawodową i co sie z tym wiązało - pracowałam w warszawskiej centrali HZ - kolacje z klientami zagranicznymi w lokalach "z dancingiem". Widziałam masę młodych, pieknych dziewczyn kręcących się wokół "dewizowców". Tak wyglądał wtedy świat, który wabił widokiem zarobienia "zielonych", a szczytem marzeń był ślub z kimkolwiek z zagranicy... żeby sie tylko wyrwać do świata, który mamił obrazkami w kolorowym ekranie kin czy tv.
Oni się nie naśmiewali, opisywali sceny rodzajowe, które widzieli.
Duże miasta, kurorty, targi międzynarodowe w Poznaniu -miejsca gdzie bywali "dewizowcy"

"Późny PRL był dewizowym rajem dla obcokrajowców, w stołecznych hotelach i restauracjach królowali Niemcy (ci z RFN) czy Szwedzi. Arabów zachęcał do podróży LOT, a na dancingi dowoziły ich busy. Stać ich było na wszystko, płacili twardą, zieloną walutą, a zorganizowany specjalnie dla nich luksus kosztował w przeliczeniu na dolary grosze. Komunistyczne władze i służby kontrolujące półświatek zacierały brudne łapy, bo w zadłużonym kraju brakowało dewiz. Przynętą dla specyficznych turystów były też tanie dziewczyny, nie tylko te wykonujące najstarszy zawód świata, ale też takie, dla których liczyła się kasa – tak jak żona Borewicza."

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika kazef

5. @Maryla

Bardzo Ci dziękuję za to wspomnienie. To ważne, bo potwierdzasz, że oni opisali świat, który znali.
Tylko że to był ich świat. Jakiejś wąskiej grupy osób, w dużych miastach. Większość społeczeństwa klepała biedę, żyła na wsiach, w małych i większych miastach. Swiata dansingów, walutowych panienek nie znała. I nawet nie przypuszczała, że istnieje.
Młodzież, która to nuciła, też w zdecydowanej większości nie znała tego życia i tych miejsc.

Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłem serial "07 zgłoś się". Chyba gdzieś na początku lat 80-tych. Jakieś hotelowe restauracje, dancing, alkohol, panienki, striptiz... W kolejnych odcinkach się to powtarzało i zawsze miałem poczucie, że oni pokazują coś nierealnego, że nawet jeśli takie miejsca istnieją, to są bardzo obce, odległe. A w serialu pokazywane były tak często, jakby były zwyczajne, powszechne, jakby je każdy znał i do nich uczęszczał.

avatar użytkownika Maryla

6. @kazef

podobne scenki były w serialu "Czterdziestolatek" - pokazane przez pryzmat "wiejskiego pochodzenia" warszawiaków z awansu.
Tam tez się roiło od takich scen obcych zupełnie oglądaczom ze wsi i małyc miasteczek. To był taki wstęp do serialu rodu Carringtonów, który przenosił w swiat bajki zupełnie obcej nie tylko milionom oglądaczy spoza dużych miast.To był świat baśni nieznany i nieosiągalny, nawet Piasecka Johnson ze swoja karierą nie pasowała do tej baśni, bo to była tylko opowieśc o Kopciuszku.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika UPARTY

7. @Kazef@Maryla

Tak jak Maryla uważam, że te piosenki to był opis aspiracji bardzo wielu w Polsce w tych latach , ale opis wcale nie akceptujący. To nie była żadna promocja a raczej przestroga, choć w słowach łagodna to jednak kategoryczna.
Co do kwestii aborcji w tamtym okresie, to przytoczone fragmenty filmów też raczej były opisem, choć nie krytycznym, powszechnej ówcześnie sytuacji. Na przełomie lat 70-tych i 80-tych studiowałem na Uniwersytecie Warszawskim i byłem przekonany, że aborcja jest w moim jak by nie było środowisku uważana za normalny środek antykoncepcyjny używany przez zarówno kobiety zamężne jak i niezamężne przez osoby "chodzące do Kościoła (zapewne wierzące) jak przez osoby nie związane z Kościołem.
W sprawie aborcji trzeba pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze Kościół Katolicki dopuszczał aborcje do drugiej połowy XIX w i w tradycji aborcja była w pewnych sytuacjach moralnie dopuszczalna! Po drugie rzeczywiście zapłodnienie jest procesem, który trwa. Niby nie długo, bo około 10 godzin, ale jednak jest pewien stan pośredni, zapłodnienie niedokończone. Czyli mamy nie dwa stany a trzy: Kobieta nie będąca w ciąży, kobieta zachodząca w ciążę, kobieta ciężarna. Aczkolwiek pewnie mało kto wie, jak długo trwa wnikanie plemnika w jajeczko, to jednak wiele kobiet jest przekonanych, że zachodzie w ciążę jest procesem, że dziecko powstaje nie od razu. Tak więc jest jakiś moment, w którym można proces zachodzenia w ciąże przerwać i nie jest to jeszcze zabójstwo. Nawet etycy Kościoła Katolickiego nie są zgodni, że za moment poczęcia należy uznać początek procesu wnikania plemnika w jajeczko, czy dopiero powstanie pierwszej komórki. Ja uważam, że należy uznać początek procesu zapłodnienia, ale i ten może się zacząć dość długi czas po stosunku.
Poza tym jest jeszcze kwestia prawa naturalnego. W naturze wszystkie zwierzęta porzucają płody nie udane, w naturze matka ma społeczny ( wobec stada) obowiązek odrzucenia dziecka chorego lub inaczej nieudanego. No, ale my ludzie różnimy się od zwierząt i to prawda. Ale zapobieganie aborcji to rola nie tyle matki a bardziej społeczeństwa, które musi akceptować i uznawać za swoje dzieci nieudane. Tyle że obecnie społeczeństwo nie akceptuje porzucenia urodzonego dziecka przez matkę. Tym bardziej więc nie chcą one rodzić, wolą usunąć dziecko zanim się urodzi. Zwłaszcza, że podejrzewam, iż każde porzucenie dziecka urodzonego musi być dla matki bardzo trudne emocjonalnie. Jeżeli więc społeczeństwo ustanawia jeszcze jakieś dodatkowe przeszkody formalne, to praktycznie uniemożliwia w zdecydowanej większości sytuacji podjęcie takiej decyzji.
Piszę o tym, bo cała dyskusja o aborcji jest moim zdaniem całkowicie chybiona i dla tego nie możemy sobie z tym problemem dać rady. Zgodnie z prawem naturalnym matka ma prawo nie chcieć swojego dziecka natomiast społeczeństwo takiego prawa nie ma. Tak więc to lekarz i tylko on dokonując aborcji zasługuje na potępienie a nie matka!
Tak z resztą było to ujęte w przysiędze Hipokratesa. To lekarzowi nie wolno było podać środka poronnego a nie kobiecie chcieć aborcji!
To jest problem ogólnej kultury prawnej. To nie jest tak, że zawsze obie strony jakiegoś zdarzenia odpowiadają symetrycznie.

uparty

avatar użytkownika kazef

8. @Uparty

Dziękuję za obszerny komentarz. 

Wygląda na to, że poruszył Pana mój tekst. 
Pozostaję przy swoim spojrzeniu na te sprawy, na "aspiracje wielu ludzi" - jak Pan to określił. Ja nigdy nie użyłbym słowa "aspiracje" w stosunku do osób, które handlowały bez skrupułów swoim ciałem, chcąc się wyrwać na zachód. A o takich był ten tekst. Na pewno nie było takich ludzi "wielu". Słowa "aspiracje" używam zawsze w pozytywnym aspekcie, a tu mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem obrzydliwym. 
Porażony jestem tym co Pan napisał o aborcji. Posłużył się Pan fałszywymi poglądami, które gdzieś tam krążą w internecie. Nie ma zgody na to, co Pan napisał. Prawda jest zupełnie inna.
Mój tekst nie dotyczył prawa do aborcji, dlatego nie chcę rozwijać w tym miejscu tego tematu.
Wklejam cytat z jednej stron w internecie, który jak ulał pasuje to Pańskich mitów.


Nauczanie Kościoła a aborcja – fakty i mity

  • Czy Kościół rzymsko-katolicki zawsze zabraniał dokonywania aborcji?

Mit: Jeden z najbardziej ugruntowanych mitów głosi, że do roku 1869 Kościół oficjalnie akceptował aborcję dokonaną przed „osiedleniem” duszy ludzkiej w ciele, co następowało – według dawnych teorii – jakiś czas po poczęciu. (…)

Prawda: Żaden papież, sobór, Ojciec Kościoła czy święty nigdy nie powiedział ani nie napisał niczego, co mogłoby być interpretowane jako poparcie dla aborcji. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Kościół od początku twierdzi, że jest złem moralnym każde spowodowane przerwanie ciąży. Nauczanie na ten temat nie uległo zmianie i pozostaje niezmienne. Bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel lub środek, jest głęboko sprzeczne z prawem moralnym… Aborcja jak i dzieciobójstwo są okropnymi przestępstwami. (nr 2271).(…)

  • Czy dopiero w roku 1869 papież Pius IX orzekł, że aborcja jest morderstwem?

Mit: Zwolennicy aborcji starają się wprowadzić zamieszanie wobec nauczania Kościoła katolickiego, stosując trójstopniową taktykę:
1. Kościół nie zawsze nauczał, że istota ludzka otrzymuje życie w czasie poczęcia.
2. Kościół nie zawsze przeciwstawiał się aborcji.(…)

Prawda: Kościół katolicki zawsze nauczał, że aborcja jest niczym innym jak zabójstwem ludzkiej istoty. Pius IX jedynie usunął ostatecznie podział na płód nie posiadający jeszcze zdolności ruchowych i wykonujący ruchy, wnosząc odpowiedni przepis do prawa kanonicznego. Postępowanie papieża zmierzało do ujednolicenia surowej sankcji za dokonanie aborcji bez względu na stopień rozwoju płodu. Sprawa dotyczyła zatem bardziej uregulowań dyscyplinarnych niż teologicznych.(…)

  • Czy Sobór Watykański II udzielił większej swobody w podejmowaniu moralnych decyzji według własnego sumienia?

Mit: Niektórzy z „wyzwolonych katolików” zarzucają Kościołowi, że całe jego nauczanie sprowadza się do bezwzględnego przestrzegania dogmatów, które stanowią blokadę dla „wolnego” sumienia. (…)

Prawda: Podstawą do pytania: w jaki sposób rozważać wolność sumienia i stosowanie nakazów Kościoła, musi być definicja pojęcia prawo naturalne. W liście do Rzymian (2,12-16) oraz w Księdze Jeremiasza (31,30) powiedziane jest, że „Bóg odciska swe prawo w sercu człowieka”. Według św. Tomasza z Akwinu „Światło naturalnego rozumienia, dzięki któremu potrafimy ocenić co jest dobre, a co złe, będące działaniem prawa naturalnego w człowieku, jest niczym innym jak odciśnięciem Bożego Światła w ludzkiej istocie” (Summa Theologica). Natura Boga jest niezmienna. Prawo naturalne, będące „odciśnięciem Bożego Światła w człowieku”, również nigdy nie ulega zmianie. Nie podlega też dowolnym interpretacjom. Tych stałych zasad nie może zmienić ani papież ani żaden kardynał czy biskup. (…)


https://glosdlazycia.pl/wydanie/wokol-nauki-kosciola/nauczanie-kosciola-a-aborcja-fakty-i-mity/

avatar użytkownika gość z drogi

9. dzięki szanowny Autorze,za ten tekst :)

100krotne dzięki,pokazalismy go naszym dorosłym Synom,by sobie przypomnieli nasze dawne boje z Nimi ,boje o zakaz "propagowania" tych obrazajacych nas,tekstów piosenek zwariowanego "półswiatka"
Synowie sami już mają chłopaków w wieku z tamtych lat i jakoś dziwnie milczeli ,no cóż
"świat nie jest taki zły ,jakby ,..." :))))
Kochani ,
serdeczności z lat dawno niby minionych ,...

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

10. " świat nie jest taki zły,.."

śpiewała niegdyś Halina Kunicka
pamiętacie ?

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

11. Rok 1982

szanowny Autorze :)
uruchomiłeś morze wspomnien,
wspomnien mimo kolejek za Wszystkim i ciągłych komunikatów w reżimowej telewizorni o kolejnych "przestępcach
wspomnien pełnych ciepłych i wręcz wzruszających pamięci o ludziach często anonimowych,
ostrzegających przed tzw "kontrolą siatek"
siatek pełnych marchewek z "warkoczami" a pod spodem papierem powielaczowym,
o paniach ze straganów trzymających dla nas te cuda i o kartonie,który długo stał pod drzwiami mojego biurowego pokoju z karteczkami
potrzebuję dla Krzysia butów zimowych nr 40,albo lekarstwa i witaminy dla "chorych"
oczywiście chorymi byli "pacjenci " polskich aresztów i więzien
dla nas nieżyjący już dawno derektorzy ,latający samolotami do Swiata ,kradli naczynia jednorazowe z samolotowej "kuchni" dla tychże właśnie pacjentów
ukłony również dla naszego zakladowego lekarza za witaminki dla całych rodzin :)
błagał tylko o jedno ,
proszę was ,dziewczyny o rozsądek
wszak całe wojewodztwo nie zachorowało na awitaminozę :)
Kochani,gdzie dzisiaj jesteście,
Wy, nie z naszego Podwórka ?
moze już w Niebie
a moze jeszcze gdzieś zapomniani ,śpicie na Polskich Cmentarzach
Ukłony raz jeszcze i ciepłe mysli dla Wspaniałej Ówczesnej Ludzkiej Solidarności :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

12. szanowny @Kazef a ja dla odmiany

przypomnę piękne i smutne słowa piosenki często przez nas wtedy nuconej

"Za czym kolejka ta stoi? Po szarość, po szarość, po szarość
Na co w kolejce tej czekasz? Na starość, na starość, na starość Co kupisz, gdy dojdziesz?
Zmęczenie .."
pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika kazef

13. @gość z drogi

Cieszę się, że tekst się spodobał i uruchomił "morze wspomnień".
Pozdrowienia dla synów :)

A wie Pani, że jakaś firma wypuściła teraz na rynek buty zimowe "Relax"?

Wyglądają dokładnie jak te z lat 80-tych, zdaje się, że w środku są tak samo zrobione i ciepłe.
Sprzedają je w tych droższych sklepach z obuwiem, kosztują ok, 200 zł, czyli najtańsze nie są. Widziałem w M1 w Czeladzi zna Pani ten sklep :)

Kłaniam się

avatar użytkownika kazef

14. Znalazłem jeszcze jeden ślad

po traumie macho zdradzonego przez żonę z "dewizowcem". W tym przypadku nawet dziecko mu zabrała i wyjechała do USA.
Środowisko zdradzonego macho dziwnie znajome, niczym to u Maxima w Gdyni.
Witać motyw "zdradziła go" z dewizowcem był popularny i odgrzewany. W filmach i tekstach pop-rockowych.
Oto w filmie "Psy" Władysława Pasikowskiego z 1992 r. mamy rozmowę przy stole w restauracji, którą inicjuje 17-letnia, atrakcyjna Angela Wenz (Agnieszka Jaskółka) zwracając się do „Franza” Maurera (Bogusław Linda): "- Ok. Najadłam się. Teraz możesz mnie przelecieć." Pamiętamy, że Bogusłąw Linda gra tu esbeka, który po wieloletniej służbie w wyniku przemian politycznych zostaje skierowany do policji kryminalnej. Dalej rozmowa, w której rozmówcy poznają się wzajemnie, przebiega następująco:
Franz: - Masz jakiś dom, rodzinę?
Angela: - Mówią, że mam ojca księdza. A ty?
F: - Żonę mam. W Ameryce. Zostawiła mnie.
A: - Głupia cipa!
F: - Zabrała mojego syna. Mam jeszcze brata w Auckland w Nowej Zelandii.
A: - To co tu robisz?
F: - Pytasz o brata czy żonę?
A: - O synka.
F: - Porządek tu robię.
A (odwracając głowę za siebie): - Fajny masz ten samochód.
F: - Żony!
A: - Hę, no ja myślę, że nie z pensji "psa" (esbeka - przyp. kazef). Co ci jeszcze zostawiła?
F: - Nic, wszystko mi zabrała.
A: - Dlaczego odeszła?
F: - Normalnie. Bo to... zła kobieta była.
A: - A ty jesteś bez winy?
F: - Ja jestem święty, he, he.. Szkoda bo... Zjesz coś jeszcze?

Co tutaj mamy? Ładna, młoda i bezpruderyjna dziewczyna bez problemu proponuje esbeckiemu macho, że może ją "przelecieć". W miarę rozmowy, okazuje się, że tkwią z niej jakaś kobiece uczucia, gdy dopytuje Franza o synka. Ten jest Angelą coraz bardziej zainteresowany, ale nie chce brnąć w dalszą rozmowę o swojej sytuacji osobistej. Jest biednym, bo zdradzonym, i biednym, bo mało zarabiającym esbekiem. Pod maską twardziela skrywa duszę wrażliwca.
Reżyser buduje w tej scenie sympatię do esbeka (i do esbecji, tak w tej scenie, jak i w całym filmie). Nić twardziela-wrażliwca będzie rozwijana w dalszym rozwoju akcji.

avatar użytkownika gość z drogi

15. szanowny @Kazef,znam ,znam :)

Synowie,też :) a co do Czeladzi,to chyba Budka z niej pochodzi ? :)))
serdeczności z Trójkąta 3 Cesarzy :)

gość z drogi

avatar użytkownika gość z drogi

16. " Nić twardziela-wrażliwca będzie rozwijana w dalszym rozwoju ak

" Nić twardziela-wrażliwca będzie rozwijana w dalszym rozwoju akcji."
i TU jest sedno sprawy,właśnie tak oswajano z dranstwem minionego "sezonu"
pozdr

gość z drogi

avatar użytkownika UPARTY

17. @Kazef

Św. Tomasz z Akwinu i św. Bonawentura twierdzili, że do momentu zagnieżdżenia się duszy nie można mówić o istnieniu nowego człowieka. Co do uznania zarodka za człowieka, to nawet do dzisiaj nie jest takie jasne. Mówi się, w oficjalnych dokumentach Kościoła, że przysługuje mu "godność osoby ludzkiej" ale nie mówi się, że od czasu zawiązania się pierwszej komórki mamy do czynienia z nowym człowiekiem. Niby to subtelna różnica ale jednak jest. O ile dobrze pamiętam, przed 1869 rokiem był już wcześniej wprowadzony całkowity zakaz aborcji, ale obowiązywał tylko bodajże 80 lat w XVI w. Później został rozmyty. Natomiast prawdą jest, że Kościół nigdy nie akceptował aborcji ale to nie znaczy, że z nią zaciekle walczył. Niestety w tej kwestii i po naszej stronie nie jest wszystko klarowne.

uparty

avatar użytkownika kazef

18. @UPARTY

Gdy czytam to, co Pan napisał, to nie wiem, czy należę do Pańskiej "naszej strony". Czy Pańska strona, jest moją.
Podobne argumenty i antykościelne tezy można znaleźć na stronie wyborcza.pl.
Gdy żyli św. Tomasz i św. Bonawentura ludzie nie wiedzieli jeszcze jak przebiega poczęcie i dalszy rozwój człowieka w łonie matki. Wraz z rozwojem tej wiedzy, Kościół uściślał swoją doktrynę, aż do najnowszych czasów i Jana Pawła II, który o aborcji wypowiadał się jasno i po wielokroć.
Przytaczanie poglądów sprzed wieków i odnoszenie ich do dzisiejszej wiedzy i polityczno-etycznych sporów, albo inaczej: krytykowanie refleksji sprzed wieków przez pryzmat dzisiejszej wiedzy, to działania niepoważne i czysty anachronizm.

avatar użytkownika UPARTY

19. @Kazef

Problemem jest to, że ludzie przede wszystkim myślą tym co przekazuje im tradycja. Mało kto aktualizuje swoje poglądy. Tak więc nawet nieprawidłowe poglądy wynikające z tradycji funkcjonują w społeczeństwie bardzo długo. Oczywiście, że poglądy św. Tomasza i św. Bonawentury były nie prawidłowe a z naszego punktu widzenia nawet niekiedy śmieszne ( co do tematu naszej rozmowy, to obaj byli pewni, że dusz żeńska wchodzi do zarodka w innym terminie niż męska!).
I teraz, jest rzeczą oczywistą, że kategoryczne potępienie aborcji było spowodowane odkryciami genetyków i wnioskami z nich płynącymi, że wcześniej po prostu wielu rzeczy nie wiedziano, ale w tradycji stare poglądy zostały.
I teraz jest kwestia podstawowa, czyli relacja miedzy wiedzą a poglądami. W tym zakresie szkolnictwo powszechne od czasu kasaty zakonu Jezuitów całkowicie przyjęło zasadę nadrzędności autorytetu nad obserwacją, nad wiedzą.
Czyli wnioski z badań genetyków nie były podstawą do kwestionowania tradycyjnych autorytetów. Co prawda współczesne autorytety zmieniły zdanie, ale poprzez tradycję poglądy strych dalej funkcjonują.
Tu nie chodzi o to jak osądzimy konkretny czyn tylko o to co zwykli, niezbyt wykształceni ludzie uważają za słuszne i dlaczego, i dalej, jak ich przekonać do słusznego poglądu.
Następnym problemem jest również bardzo trudna kwestia niezmienności Objawienia i zmienności wniosków z...... no właśnie, czy z Niego, czy naszej wiedzy o świecie. Wielu ludzi chciało by żyć w świecie niezmiennym a tylko niektórzy godzą się z tym, że codziennie budzimy się w innym, troszeczkę zmienionym świecie. O tym trzeba pamiętać.

uparty