Polityka klimatyczna i globalna sraczka ociepleniowa
*
Rząd powołany w IX kadencji Sejmu jest gotów do otwarcia nowego pakietu strategicznych programów przyszłości Polski. Dla zrozumienia wagi tych projektów kopiuję nieco przeredagowany felieton o globalnej sraczce ociepleniowej, opublikowany ponad dziesięć lat temu. Sprawa jest strategicznie bardzo poważna i dotyczy tylko jednego z fundamentalnych wyborów decydujących o być albo nie być przyszłości Polski. Fakt niby jest bardzo prosty.
Od kilkudziesięciu lat na naszym globie toczy się niszcząca wojna cywilizacyjna, do której elity intelektualne i polityczne nie są przygotowane, wręcz nie rozumieją tego co się dzieje i z tego powodu zachowują się nierozumnie, a polityka europejska jest tak irracjonalna, tak idiotyczna, że aż samobójcza. Wiele jest przyczyn tego zjawiska, jednym z najważniejszych jest "wypieranie nauki przez antynaukowe mity"*).
"Każdy w miarę spostrzegawczy człowiek bez trudu widzi, że świat zmienia się bardzo szybko. Prędkość zmian stale narasta. Zrozumienie świata jest coraz trudniejsze, konieczne jest poważne rozszerzenie języka. Nie idzie o język angielski. Chodzi o język pojęć, trafnie opisujących nowe zjawiska" [link]. Niestety, ten język pojęć zastępowany jest mitologią marketingu politycznego, służącą wszystkim możliwym interesom, za wyjątkiem prawdy.
Takich antynaukowych mitów, beznadziejnych zabobonów wypierających nie tylko naukę, ale nawet zwykły ludzki zdrowy rozsądek jest z dnia na dzień więcej i ta bzdura wdziera się do przestrzeni publicznej dyktując irracjonalne strategie polityki europejskiej. Krytycznym przykładem takiego szaleństwa staje się europejska polityka klimatyczna opanowana przez chorą ideologię fanatycznego ekologizmu, prowadzącego na samobójcze manowce. Dlatego nowy rząd Mateusza Morawieckiego utworzył Ministerstwo Klimatu, ale nie po to, by głupio wtórować mirażom ekologizmu, ale by je nie tylko skutecznie powstrzymać, ale przede wszystkim, by przeciwstawić się jej niebezpiecznym dla polski rozwiązaniom politycznym i prawnym.
Mówiąc krótko cały świat aktywnie uczestniczy w gorącej wojnie cywilizacyjnej i niestety nie tylko europejskie elity polityczne nic z tej wojny nie rozumieją Dziesięć lat temu Unicorn napisał o sraczce ociepleniowej - niestety ten felieton gdzieś zaginął i nie jest osiągalny. Pierwsze zdanie tego felietonu było takie:
"Powszechne mniemanie, że XIX - wieczna rewolucja przemysłowa zapoczątkowała zmiany klimatu na Ziemi, jest fałszywe. Tę zaskakującą tezę na spotkaniu Amerykańskiej Unii Geofizycznej zaprezentowali niedawno Stephen Vavrus oraz John Kutzbach z University of Wisconsin-Madison. (...) Problem polega na tym, że po przeczytaniu tego wprowadzenia zjawisko globalnego ocieplenia robi wrażenie oczywistego, dziwne jest tylko to, że tak długo my, cywilizacja nagich małp niszczymy tę planetę".
Nie każdy z czytelników dostrzega szyderstwo w tym poglądzie, nie widzi, jak bardzo to przekonanie ośmiesza totalitarną religię globalnego ocieplenia.
TOTALITARNA RELIGIA GLOBALNEGO OCIEPLENIA
Historycy i historiozofowie wiedzą, że wojna i wojowanie towarzyszą ludzkiej cywilizacji od jej zarania, rzadziej wspominają o tym, że wojenne atrybuty przysługują całej przyrodzie ożywionej, są raczej przejawem zwykłej konkurencji. Można by zaryzykować twierdzenie, że samo istnienie przyrody, a w niej świata zwierząt oraz świata roślin jest przejawem konkurencji o źródło energii życiowej, o panowanie nad przemianą gazową TLEN <> DITLENEK WĘGLA. Rośliny zjadają ditlenek węgla i zasilane energią słoneczną ładują akumulator energii przyrody, wydalając tlen.. Zwierzęta, jak sępy pożerając te odchody, "zjadają tlen" i inne produkty fotosyntezy, wydalając ditlenek węgla. I tak w kółko, ta wojna toczy się od milionów lat. Ditlenek węgla wydzielały dinozaury i mamuty, tygrysy szablaste, a teraz robią to krowy i myszy, a także wszelkie robactwo, którego nawet nie widać. Są takie kraje, w których więcej dwutlenku węgla wydzielają cierpiące na cieplarnianą sraczkę krowy, niż cały przemysł.
Cały udział cywilizacji homo sapiens w globalnej wymianie gazowej TLEN <> DITLENEK WĘGLA - to około 4% tej wymiany. Mniej więcej, ponieważ światowa naturalna produkcja dwutlenku węgla jest wielkością bardzo zmienną i te 100% globalnej przemiany gazowej TLEN <> DITLENEK WĘGLA raz jest mniejsze, a raz dużo większe. Same oceaniczne wulkany ryftowe, wybuchając albo nie, powodują wahania globalnej produkcji dwutlenku węgla większe niż te zasmarkane 4%, pochodzące z całego wysiłku cywilizacji człowieka ogłupionego.
Ta przemiana gazowa jest od milionów lat przestrzenią konkurencji pomiędzy przyrodą produkującą dwutlenek węgla, a przyrodą pożerającą ten wspaniały gaz. Raz tego towaru jest więcej, a raz mniej. Gdy jest więcej, roślinki pasą się lepiej, gdy jest tego dobra mniej, trudno, chodzą głodne, albo robią to, co zdarza się rosiczkom. Przechodzą zdrajcy do obozu przeciwnika. TW "Rosiczka". Powtarzam, naturalne wahania rozmiaru tego konkretnego rynku gazowego są większe od całej jego produkcji przez całą ludzkość. Dzieje się tak, ponieważ ta przemiana gazowa jest tylko elementem, tylko jednym z ogniwek łańcucha przemian energetycznych zachodzących w skali globalnej.
Wystarczy pozbierać te ogniwka w całość, by okazało się, że udział całej energii produkowanej i zużywanej przez ludzkość w globalnych przemianach energetycznych jest mniejszy od 0,12% [Ludzkość zużywa moc 13 500 GW, na 2050 rok przewiduje się zużycie 35 000 GW. Tymczasem docierająca do Ziemi moc promieniowania słonecznego to 170 000 000 GW]. Sporo z tych 170 000 000 GW jest bezpowrotnie traconych, dlatego udział cywilizacji ludzkiej w globalnym rynku energetycznym jest tak wielki 0,12%
Wniosek jest oczywisty, udział cywilizacji ludzkiej w globalnych przemianach energetycznych ma taki wpływ na naturalne przemiany gazowe i energetyczne jak mucha na konia. Nawet giez tnąc okrutnie końskie dupsko wywoła co najwyżej leniwe opędzanie się ogonem. Globalne ocieplenie już było. Całkiem niedawno Grenlandia była zieloną krainą, rosły tam drzewa i trawa, mieszkali tam Duńczycy, a resztki ich osiedli rozgrzebują pod ustępującymi lodowcami białe niedźwiedzie i archeolodzy. Nikt mi nie wmówi, że tamtejsze globalne ocieplenie spowodowali neandertalczycy kopcąc ogniskami albo smarując ochrą obrazki w jaskiniach. Później, jak pamiętamy było globalne ochłodzenie, Grenlandia zamarzła, a teraz znowu się zazielenia. Komu to przeszkadza? Wracamy do tematu:
TOTALITARNA RELIGIA GLOBALNEGO OCIEPLENIA
Wojna jest jednym z narzędzi konkurencji o przeróżne dobra, towarzysząc przyrodzie ożywionej od chwili jej pojawienia się na Ziemii. Nie tylko zielono umundurowani faceci tyczą granice i bronią ich za żarcie, ale robią to sójki, koty i wszelkie inne palikoty. Już stary zasłużony dla wiedzy wojennej Chińczyk Sun-Tzu pisał o środkach i narzędziach wojny. Propaganda i dezinformacja towarzyszą wojnie od zarania życia. Paw stroszy pióra, indyk się indyczy, a bąk ryczy jak wół dla wprowadzenia przeciwnika w błąd, ogłupienia albo zastraszenia. Wszystkie elementy wojny informacyjnej, propagandy i dezinformacji znane są praktyce i teorii cywilizacji homo sapiens od tysięcy lat. Może nawet ogłupianie ludzi jest w historii prawdziwych wojen ważniejsze od karabinów. Wojna to nie tylko strzelanie, to także interes.
Wojna to business, to duże pieniądze. Pisał to stary Chińczyk, parę tysięcy lat temu, dzisiaj powinniśmy wiedzieć to wszyscy. Strzelanie i bombardowanie to w praktykach wojennych wyjątek, nie reguła. Wojna energetyczna to ostateczność, a czasem nawet tylko patologia. Po czorta batożyć niewolników, gdy sami do zagrody włażą? Skóry szkoda. Później, przy producji abażurów albo damskich torebek dla palikotówien, taka pocięta razami skóra jest do wyrzucenia. Nawet z pozoru prymitywne azjatyckie imperia z powodzeniem stosowały metody wojny informacyjnej, posługiwały się dezinformacją i cybernetyką społeczną. Nawet, a może szczególnie Dżyngs Chan, prymitywny imperator prymitywnego imperium stał się pierwowzorem współczesnych totalitaryzmów. To właśnie on jest wzorem współczesnej UEuropejskiej "tolerancji i wolności" także i religijnej. Dżyngis Chan wspierał wierzenia podbitych ludów, pozwalał na wszelkie praktyki religijne, a nawet je sponsorował, pod jednym wszakże warunkiem - że mogły być instrumentalnie wykorzystywane jako narzędzie sprawowania władzy.
Tę wiedzę Dzyngis Chana doskonale rozumieli i stosowali współcześni totalitarni chanowie. Jeden z pierwszych dwudziestowiecznych satrapów, Lenin twierdził, że "religia jest opium ludu". Mówił to z typową dla lewicy arogancją i pogardą do ludzi i całego dorobku ludzkiej kultury...
Totalitarni imperatorzy i ich fałszywi kapłani zazwyczaj nie rozumieją zjawisk, o których się wypowiadają.
Na przykład, całe lewicowe i poprawne politycznie rozumienie pojęcia tolerancji daje się sprowadzić do takiego jej rozumienia: "Tolerujemy tylko to, co nam służy. Wszystko pozostałe, trzeba zniszczyć".
Prymitywny, totalitarny merkantylizm. Dlatego ani Dżyngis Chan, ani Lenin, Stalin, ani też Hitler razem ze współczesną poprawnością polityczną nie tolerowały i nigdy nie będą tolerować tych religii, które niosą w sobie wartości i siłę wiary, która może przeciwstawić się zniewoleniu podbijanych ludów. Fałszywe religie i fałszywi kapłani, tak. Sraczka globalnego ocieplenia jest przykładem takiej sfałszowanej religii osłaniającej bezczelny rabunek ekonomiczny. Ogromne pieniądze, zarabiane przez międzynarodowych gangsterów ekonomicznych. Rabunek i wysysanie soków z cywilizacji homo stupidis. Mało kto zdaje sobie sprawę, że ta zwariowana ideologia w rzeczywistości jest skierowana przeciwko utrzymaniu energetycznej zdolności cywilizacji ludzkiej do przetrwania na naszym globie.
Międzynarodowi gangsterzy ekonomiczni są jak plasmodium falciparum. Jest im obojętne ilu ludzi zabiją. Jest im wszystko jedno czy umrze jeden murzyn, chory na malarię w Somalii, czy zginie sto milionów ludzi w USA. Im chodzi o to, by żreć teraz i trzymać władzy akurat tyle, by im ktoś żarcia z talerza nie zabrał. I tylko do tego potrzebne są im fałszywe religie i fałszywi prorocy. Przykładem fałszywej religii jest ta osławiona sraczka cieplarniana. Polecam Michaela Crichtona "Państwo strachu".
Przykładem fałszywego proroka w Polsce dziesięć lat temu był tylko Palikot, dzisiaj w 2020 roku takich pozbawionych rozumu polityków jest znacznie więcej i są na znacznie niższym poziomie intelektualnym.
Kiedy teraz toczy się wojna nie tylko przeciwko polskiej niepodległości, ale wymierzona jest przede wszystkim przeciwko polskiej historii i kulturze, z zaciekłą nienawiścią i pogardą walczy przeciwko naszej narodowej tożsamości i chrześcijańskiej tradycji, przeciwko Bożej miłości, ale także przeciwko najważniejszym instytucjom państwa polskiego dążąc do destabilizacji naszej polskiej władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, atak klimatyczny jest szczególnie dotkliwy także i dlatego, że globalne szaleństwo klimatyczne obejmuje już cały świat i staje się szczególnie groźne dla Europy. Ekologia jest nauką zajmujacą się badaniem rzeczywistych zjawisk przyrody, ekologizm jest fanatyczną ideologią ludzi oszukanych przez pozbawionych sumienia oszustów politycznych.
To już nie jest Targowica, ale po prostu ZDRADA. Dlatego klub politycznych kameleonów udających polską opozycję jest już po prostu politycznym "KLUBEM RETARDIAN" im. Vidkuna Quislinga".
TERAZ JEST i WOJNA i ZDRADA
Przypis:
*) "wypieranie nauki przez antynaukowe mity" - polecam lekturę artykułu Agnieszki Kołakowskiej z 2004 roku, zatytułowanego "Polityczna poprawność a mentalność totalitarna" [link]. Teraz przedstawię krótki cytat:
Obalenie komunizmu okazało się dla intelektualistów wyzwoleniem. Wielu z nich szybko zapomniało, że w ogóle było coś takiego, jak komunizm; z ulgą usunęli go ze świadomości i radośnie powrócili do swoich marksistowskich przekonań, rozkoszując się znów miłym poczuciem moralnej wyższości. Imperium sowieckie się zawaliło, komunizm upadł, komunistyczna ideologia się skompromitowała - a jednak na każdym kroku napotykamy apologie komunizmu i kazania na temat zła, jakie niesie ze sobą kapitalizm i "dziki", "niepohamowany" liberalizm ekonomiczny. Co więcej, w każdej sferze życia i na każdym poziomie - nie tylko w dominujących postawach lecz także, w sposób coraz bardziej jaskrawy, w polityce rządów państw europejskich, a w szczególności Unii Europejskiej - widać tryumf ducha dogłębnie antyliberalnego, który mianem liberalnego się określa. Widać też niektóre z tendencji, jakimi odznaczały się dwudziestowieczne reżimy totalitarne: wprowadzanie w życie polityki opartej na ideologii, prowadzącej do skutków odwrotnych od rzekomo zamierzonych, przy jednoczesnym wzmocnieniu państwowego interwencjonizmu i rozrastającej się biurokracji. Jest jedna istotna różnica: nowa totalitarna mentalność jest głęboko antynaukowa; nie głosi nawet wiary w naukę lub w wiedzę. Opiera się na obskurantyzmie i na ignorancji; lansuje ją i pławi się w niej; pragnie "postępu" bez nauki.
Właśnie, chodzi o ten obskurantyzm rzekomej nowoczesności, zwanej ostatnio polityką progresywną. Progresywny obskurantyzm polegajacy na zmuszaniu Marszałka polskiego Sejmu do pokornego przyjęcia tytułu "marszałkini". Wolność polegająca na przymusie. Podobnym oksymoronem jest ekologizm. Nie można chronić przyrody wbrew prawom przyrody.
* * *
- michael - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Wczoraj po południu wpisałem ten felieton i poszedłem na wykład.
Wykładowcą był pan profesor Wojciech Myślecki, który jak się okazało mówił na bardzo podobny temat, ale powiedział więcej o miejscu Polski w przyszłości posługując się globalnym raportem demograficznym Deloitte, przedstawiającym na podstawie badań obraz i prognozy procesu wymiany dominujących w najbliższej przyszłości pokoleń Y i Z i ich nastawień społecznych, oraz streszczeniem długoterminowych strategicznych celów polityki ważnych globalnych sił politycznych, np. Chin albo USA.
Powyższy felieton jest skromnym wycinkiem przestrzeni opisanej w wykładzie Wojciecha Myśleckiego, moja argumentacja pochodzi z innej przestrzeni, ale wnioski są bardzo podobne. Z jednej strony jest to poważna prognoza ostrzegawcza, ale z drugiej strony optymistyczna obserwacja zamiarów politycznych nowego polskiego rządu.
michael
2. Przykładów zaperzonych głupców politycznych mamy wiele
Na przykład głupi jak Robert Winnicki [link]. Nawet najgłupszy z polityków wie, że w sytuacjach kryzysowych, w szybko zmieniających się ciągach zdarzeń należy zachować szczególną uwagę i starannie weryfikować każdą informację.
Doświadczeni politycy wiedzą, że jeśli informację potwierdzają trzy niezależne wiarygodne źródła oraz ta informacja zostanie na nasze zlecenie potwierdzona przez wyspecjalizowane służby, to wtedy można ją uznać za prawdopodobną w stopniu umożliwiającym zaryzykowanie włączenia tej informacji do systemu ewaluacji danych, by umożliwić jej efektywną interpretację.
A Robert Winnicki bez żadnej weryfikacji publicznie posługuje się bez wahania antypolską interpretacją zasłyszanej wiadomości, bez jej zrozumienia i sprawdzenia, motywowany wyłącznie osobistą idiosynkrazją do polskiego Państwa.
Stąd wniosek: Ten polityk jest albo głupi, albo niekompetentny, albo działa w złej wierze. Każda z tych trzech przesłanek jest wystarczająca do zdyskredytowania tego człowieka jako polityka. Taki jest niestety poziom reprezentacji politycznej niektórych partii, na których już postawiłem kreskę - skreślam ich, nie wiążąc z nimi żadnej pozytywnej nadziei.
Lepiej z mądrym stracić, niż ...
michael
3. Zawartość dwutlenku węgla w atmosferze jest zmienna
choć w długookresowych statystykach powoli zmieniając się, jednak trzyma się mniej więcej poziomu, o którym rozmawiamy, choć przez ostatnie dwieście lat rośnie obecnie osiągając poziom 400 ppm.
A co do istoty problemu - nie mogę zaprzeczyć istnienia efektu cieplarnianego, ale za żadne skarby nie umiem znaleźć uzasadnienia przekonania o jego istotnym wpływie na klimat naszego globu, już nie wspominając o wpływie dominującym. Po prostu, czynników wpływających na równowagę klimatyczną naszej planety jest tak wiele, że jest prawie niemożliwe ustalenie, które ze zjawisk przyrody jest tym decydującym.
Mam nieśmiała hipotezę, że tym czynnikiem jest ilość energii słonecznej wpadającej do ziemskiej atmosfery. Przypuszczam, że drugim z tych czynników jest aktywność wulkaniczna i to nie ze względu na ilość emitowanego dwutlenku węgla a z powodu zapylenia atmosfery ograniczającego jej przejrzystość.
Dlatego opowiadania o dramatycznym wpływie ludzkiego śladu węglowego grożącego katastrofą klimatyczną jest antynaukowym mitem. Nawet wtedy gdyby zmiana klimatu byłaby faktem. Jeśli by nawet to globalne ocieplenie występowało rzeczywiście, to wtedy strategia ludzkiej cywilizacji powinna poszukiwać odpowiedzi na następujące pytanie:
Co robić, by przetrwać tę zmianę?
Zauważmy, że w miarę postępującego ocieplenia rośnie zapotrzebowanie naszej ludzkiej cywilizacji na energię, chociażby na klimatyzację. Gdy popatrzymy na historię życia na ziemi, widzimy,że szansę przetrwania mają tylko te gatunki, które potrafią się się do zmian przystosować.
A tymczasem opanowani ekologizmem szaleńcy w trosce o planetę robią wszystko, by nasz gatunek zlikwidować.
Prawda jest następująca - PLANETA PRZETRWA I BEZ NAS, ZATROSZCZMY SIĘ O SIEBIE.
Polityka klimatyczna ma sens wtedy, gdy nasze życie czyni lepszym. Gdy powietrze jest czyste, nam się lepiej oddycha - wtedy polityka klimatyczna jest racjonalna, ponieważ wtedy dbałość o równowagę ekologiczną wynika z troski o naszą, ludzką jakość życia.
Ale ta troska musi być i wyrażana i realizowana zgodnie z prawami przyrody, które trzeba znać i rozumieć. A tymczasem ekologizm i wrzaskliwe kampanie rozhisteryzowanych panienek czynią więcej szkody niż pożytku. Niech przykładem będą australijskie pożary lasów. Tam ogień jest naturalnym i pożytecznym czynnikiem równowagi przyrodniczej. Tam od wieków lasy płonąc odbudowywały swoje naturalne leśne środowisko. I wtedy pojawili się fanatyczni ekologiści, którzy wyobrazili sobie, że należy chronić lasy przed ogniem i wprowadzili surowy zakaz ingerencji ludzi w tę pożarową równowagę. I dopiero wtedy ta równowaga sprawnie działająca przez tysiące lat została zakłócona przez fanatycznych ekologistów, czyli niekompetentnych pseudo ekologów, którzy podpalili Australię.
Mam taka hipotezę, bardzo prawdopodobną. Mianowicie - katastrofalne pożary produkują tak dużo dymu, że może to wpłynąć na globalne zmniejszenie przejrzystości atmosfery tak głębokie, że może to wywołać ochłodzenie globalnego klimatu, tak jak to się zdarzyło po katastrofalnych erupcjach wulkanicznych, np Santoryn (Thera):
W latach 80. XX wieku wulkanolodzy oraz dendrolodzy wykryli zależność pomiędzy wielkimi erupcjami wulkanicznymi a krótkotrwałymi ochłodzeniami klimatu powodującymi przedwczesne przymrozki. Pozostawiają one widoczne ślady w słojach drzew pochodzących z roku erupcji lub z roku następnego. Po odkryciu długowiecznych okazów sosny ościstej w Ameryce Północnej udało się ustalić, iż jedyna potężna erupcja w II. tysiącleciu p.n.e. miała miejsce w roku 1627 (±1 rok) p.n.e. [link].
michael