Różne oblicza totalitaryzmu
Przywykliśmy do uważania za totalitaryzm jedynie takiego systemu opresji, w którym relacje społeczne podszyte są ciągłym strachem przed eskalacją terroru ze strony Bezpieki i uzurpatorskiej władzy czerwonej lub brunatnej. Tymczasem, na co zwrócił uwagę już jakiś czas temu N. Postman w swojej książce "Zabawić się na śmierć", totalitaryzm wcale nie musi przyjmować postaci znanej nam doskonale z wizji G. Orwella.
Równie dobrze bowiem może to być świat prorokowany przez A. Huxleya, w którym mechanizmem generującym trwałą atomizację społeczeństwa nie jest już szczucie, terroryzowanie, inwigilacja itd., lecz dostarczanie coraz to większych przyjemności doprowadzających do całkowitego zniewolenia i zdeprawowania człowieka.
W zabawnym (nie tylko dla dzieci) amerykańskim filmie „Wall:e”, przedstawieni są „obywatele przyszłości”, którzy mają tak znakomicie zorganizowane, zautomatyzowane życie, że właściwie nie ruszają się z wygodnych foteli, w których się poruszają, zaznają najrozmaitszych rozrywek, jedzą, porozumiewają się itd., a wszystko to, by egzystencja była lekka, łatwa i przyjemna, tzn. by nic nikogo nie męczyło, by nie trzeba było się w żadnej sprawie w żaden sposób wysilać. Czy nie jest to swego rodzaju totalitarny ideał, który obecnie z wolna, lecz nieuchronnie realizujemy? Piszę to w nawiązaniu do tekstu hrabiego Pim de Pima (http://www.blogmedia24.pl/node/8094), w którym rozwija on wątek podjęty przeze mnie w Radiu Tyrana, a dotyczący deformowania i dekonstrukcji historii we współczesnej Polsce (http://www.polis2008.pl/).
Usilna i metodyczna praca nad wyjałowieniem świadomości przeciętnego obywatela i skierowaniem jej wyłącznie na takie „tematy”, które Sternicy uważają za warte propagowania, odbywa się, co warto podkreślić, za pomocą całej skomplikowanej machiny państwowej i medialnej. W gruncie rzeczy uzyskaliśmy już taki stopień „oddzielenia się” struktur państwowych od struktur społecznych czy od zwykłych ludzi, że można powiedzieć, iż ponownie kształtuje się (znana nam z peerelu) dychotomia: my – oni. Edukacja na wielu szczeblach zamienia się po prostu w antyedukację, czyli dostarczanie dzieciom i młodzieży niespójnego, zagmatwanego, paradoksalnego, migawkowego itd. obrazu świata (na szczęście w wielu szkołach katolickich to zjawisko jest dostrzegane przez rodziców, którzy mogą przeciwdziałać wdrażaniu idiotycznych programów ministerialnych), zaś środki masowego przekazu dbają - z niebywałą wprost pieczołowitością - by w umyśle zwykłego obywatela podtrzymywać stan wiecznego, przyjemnego „teraz”, stan, w którym nie myśli się w ogóle o historii, a „konstrukcję przyszłości” pozostawia się „ekspertom”. Oczywiście pojawiają się czasem jakieś (kontrolowane przez Sterników) „przebłyski przeszłości”, ale głównie w charakterze ckliwych reminiscencji lub też rozweselających scen z „ukochanych peerelowskich” produkcji typu „Czterej pancerni i pies”, „Stawka większa niż życie”, „Czterdziestolatek” itp.
Można by się zdumiewać tym, że przy istnieniu tak potężnych koncernów medialnych od tylu lat nie zrealizowano ani porządnych seriali historycznych, ani wielkich obrazów kinowych (film „Katyń” wolę przemilczeć, odsyłam zresztą do znakomitej i miażdżącej recenzji prof. J. Trznadla (http://www.jacektrznadel.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=69&Itemid=31)), nie istnieje też coś takiego jak propagowanie wizerunków i życiorysów największych polskich bohaterów XX w., typu Pilecki, Heda, ks. Popiełuszko i in., by wymienić pierwszych z brzegu. Wiemy jednak, że machina medialna nie została w Polsce uruchomiona po 1989 r., by włączyć się w proces „przywracania do życia”, reanimowania (niszczonej metodycznie w komunizmie) świadomości historycznej obywateli, ponieważ sam ten proces (który nawiasem mówiąc wydawał się czymś fundamentalnym przy budowie „nowego państwa”) wcale nie stanowił priorytetu dla większości rządowych gabinetów ostatniego dwudziestolecia. Podkreślano zresztą wielokrotnie, że po pierwsze, zbytnie zagłębianie się w historię, a zwłaszcza w archiwa, prowadzi do wzniecania „nienawiści”, do „polowań na (czerwone) czarownice” i wpędza nas w „polskie piekiełko”. Po drugie, twierdzono, takie ostentacyjne oglądanie się za siebie uniemożliwia żwawy marsz ku lepszemu jutru (swoją drogą, to że akurat doprowadzający Polaków do zapaści cywilizacyjnej komuniści lansowali i lansują hasła typu „wybierzmy przyszłość” stanowi przejaw wyjątkowego wprost chamstwa czerwonych), bo przecież trzeba stawiać nowe domy, rozbudowywać sieci autostrad, wznosić nowoczesne fabryki itd. Po trzecie zaś, choć może nie mówiono tego zbyt głośno, uważano, iż jeśli się człowiek zbytnio zamartwia „polską martyrologią” to zwyczajnie głupieje i coś niebezpiecznego może mu przyjść do głowy (czy ktoś pamięta, jak po wyborze A. Kwaśniewskiego na prezydenta, niektórzy publicyści zadrżeli, by się nie znalazł współczesny polski E. Niewiadomski?).
Nie jest jednak tak, że pozostawiono próżnię. Przeszłość nie została skasowana, jakby nie stało się zupełnie nic. Jakaś propedeutyka historii współczesnej cały czas funkcjonuje – trochę na zasadzie elementarza, a więc przekaz konstruowany jest w taki sposób, by „nie przemęczać”, „nie przeciążać” umysłu odbiorcy, tzn. by „pigułki historii” były lekkostrawne i przyjemne w smaku przy łykaniu. Regularnie, rok w rok przecież przypomina się o wiekopomnym „obaleniu komunizmu”, o „porozumieniu ponad podziałami”, „bezkrwawej rewolucji”, jak też o konieczności dziejowej związanej z wprowadzeniem stanu wojennego przez „generała Jaruzelskiego”. Cofając się dalej, podkreśla się wagę „marca 1968” jako punktu zwrotnego w powojennej historii Polski, a stąd już jest krok do „lekcji o polskim antysemityzmie”, ponieważ przy okazji podkreśla się, że to Polacy, a nie PZPR ze swoją sztandarową „walką z syjonistami”, doprowadzili wtedy do emigracji wielu osób pochodzenia żydowskiego. Dalszy ciąg tej mitologii znamy, więc nie będę go tu przytaczał.
Metoda masowego uczenia historii za pomocą nieskomplikowanej sieci prostych skojarzeń odnosi ten wymierny skutek, że przeciętny Polak więcej wie o „okrągłym stole” aniżeli o powojennym podziemiu antykomunistycznym; że zna lepiej biografię „człowieka, który sam obalił komunizm” aniżeli życie Pileckiego; że potrafiłby bez większego trudu wymienić, jak podejrzewam „premierów” peerelowskich „rządów” oraz „pierwszych sekretarzy PZPR”, natomiast nie potrafiłby podać nazwisk polskich szefów gabinetów ministerialnych z międzywojnia. Z kolei płytka świadomość historyczna poddaje się stosunkowo łatwej presji ze strony oblegających przeciętnego Polaka mediów, które dzień w dzień wiercą mu dziurę w głowie rozmaitymi formami „info-rozrywki” (infotainment).
W tej jednak sytuacji należy dążyć do tworzenia takich form edukacji historycznej, które byłyby łatwodostępne i zarazem profesjonalnie przygotowane, a mogłyby stanowić materiał poglądowy zarówno dla zwykłego obywatela poszukującego porządnej wiedzy o przeszłości, jak i dla nauczycieli, którzy nie chcą poprzestawać na ministerialnych programach euro-urawniłowki. W szkołach – w sytuacji konsekwentnego redukowania ilości lekcji historii, o czym już parokrotnie pisał w „Rz” prof. A. Nowak - można organizować zajęcia pozalekcyjne, kółka zainteresowań, spotkania ze świadkami lub uczestnikami jakichś ważnych wydarzeń. W Internecie zaś należy tworzyć wspólnie, zbierając oczywiście grono specjalistów, encyklopedię historyczną, ogólnie dostępną, stanowiącą przeciwwagę dla zakłamanej wikipedii, która to tylko dlatego, że promowana jest jako „jedyna oferta na rynku”, stała się jakimś „powszechnym źródłem wiedzy”, choć tak naprawdę jest ponurym przykładem zorganizowanej pseudowiedzy.
Jan Paweł II powiedział kiedyś, że demokracja bez wartości może się zamienić w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm. Mamy chyba świadomość, że w Polsce właśnie taką ‘demokrację bez wartości’ od 20 lat się wprowadza i z tego choćby powodu powinniśmy się temu procesowi czynnie przeciwstawiać właśnie poprzez reanimowanie świadomości historycznej Polaków, ta zaś bowiem może być trwałym oparciem dla nowego państwa. Nowego, nie postkomunistycznego.
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
35 komentarzy
1. +
2. encyklopedię historyczną, ogólnie dostępną, stanowiącą przeciwwa
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Poruszyłeś ważny problem Free.
4. Maryla
5. Gemba
6. @ FYM-ie - encyklopedia
7. Znaczenie rzeczownika TOTALITARYZM ...
michael
8. Michael
9. nauka historii wspólczesnej - podstawowym obowiązkiem szkoły!
10. jan nowak1
11. michael
12. FYM-ie,
jerry
13. FYM-ie. Co dziwniejsze, także i w roli ofiar.
michael
14. jerry
15. michael
16. Słusznie, moim zdaniem, zauważa Michael pisząc, że...
17. FYM-ie. Dotykasz bardzo ważnej sprawy.
michael
18. michaelu
19. Koteusz
20. WSPÓŁCZESNA DEFINICJA KOMUNIZMU
michael
21. FYM-ie. czy zauważyłeś, że między nami zwykle brak polemiki?
michael
22. @ Koteusz.
michael
23. Michaelu
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. Marylo ulubiona.
michael
25. To jest ekonomiczny strzał w stopę tego nieszczęsnego portalu.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
26. blog @Toyah
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
27. Dziękuję Marylu. A spróbuj kliknąć w ten link do "Nabucco?"
michael
28. wiem Michaelu
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
29. Tajne komplety?
hrabia Pim de Pim
30. Michaelu, jak wejde cudem na "nowy S 24" to ostania
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
31. Maryloo Free, michaelu!!!!!
32. Jagna
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
33. Witaj Jagna!
michael
34. Ale Jagno, spróbuj nawiązać kontakt tam:
michael
35. michael