Kulturowe zrodla niemieckiego faszyzmu - XVII (Sonderweg)
To niby jak z tym nazizmem i Niemcami bylo, wyssali go z mlekiem matki czy spadl on na nich znienacka jak chmara kosmitow? Czas mija, coraz wiecej ksiazek sie na ten temat wydaje a klarownosci nadal nie ma. Moze nawet metnieje.
Pierwsze interpretacje zrodel faszymu pojawily sie na dobre w czasie II wojny swiatowej. Pozniej kontynuowano to a ozywienie nastapowalo szczegolnie po wydaniu wazniejszych ksiazek na ten temat.Najpierw, by nie zaciemniac sprawy wypada odrzucic mniej wazne kierunki myslenia. Tak wiec mozna uznac wartosci poznawcze takiego ujmowania faszyzmu jako: skutku pojawienia sie amorficznych mas, radykalizmu klas srednich czy efekt patologii kulturowych i spoleczno-psychologicznych. Takze jako reakcja przeciwko nowoczesnosci, z jednej strony, ale takze wprost przeciwnie, jako etap wlasnie modernizacji. Chyba najbardziej wyrafinowane bylo podejscie Ernsta Nolte ("Three Faces of Fascism", (1969), ktory rozwazal Nazizm poprzez pryzmat heglowskiej dialektyki. Wyszlo mu, ze faszyzm jest po prostu "oporem wobec praktycznej transcendencji". Zas 'transcendencja" jest wedlug niego "ludzka tendencja do transformowania zycia lub swiata "immanentnego"". To podejscie metapolityczne, czyli filozoficzna proba scharakteryzowania ostatcznej istoty polityki wywolalo dyskusje w kregach zainteresowanych historykow, politologow i filozofow. Odkladamy je na bok.
Najbardziej oczywistym podejsciem do zrodel faszymu bylo i nadal byc powinno "Sonderweg", czyli "Szczegolna Droga". Jezeli opowiadamy sie po stronie determinizmu w triadzie: determinizm-inedeterminizm-teleologia, dotyczacej prawidlowosci w swiecie, to sprawa staje sie w miare prosta. Jedne wydarzenia determinuja inne a zrozumienie zjawiska musi siegac do przeszlosci. Slowo 'Sonderweg" pojawilo sie w Niemczech w XIX wieku i opisywalo specyficzna, szczegolna droge rozwoju Niemiec. Historiografia przedstawiala przeszlosc kraju jako unikalna w stosunku do innych krajow. Oczywiscie, ze termin ten mial znaczenie pozytywne. Nie stracil go w czasie i po zakonczeniu IOI wojny swiatowej. Teze o unikalnosci historii Niemiec podzielali historycy zarowno ze Stanow Zjednoczonych,Anglii, jak i z Niemiec. Tak jednak bylo tylko do czasu.
W 1960 r. wyszla ksiazka Williama L.Shirera pt. "The Rise And Fall of the Third Reich. A History of Nazi Germany", Simon and Schuster, New York, 1960). Te liczaca 1245 stron ksiazke wydano najpierw w kilkunastu tysiacach egzemplarzy, ale szybko okazalo sie, ze zainteresowanie czytelnikow jest ogromne i w sumie wydrukowano pozniej wiecej egzemplarzy, tak, ze w sumie sprzedano 2 mln. sztuk. Ksiazka wywolala szeroka dyskusje. Nie cala, gdyz byl to kawal wykonanej fachowo dobrej roboty, tylko osmiostronicowa czesc zatytulowana "Korzenie historyczne Trzeciej Rzeszy". Nie wszystkim spodobala sie teza Autora, ktora byla wlasnie Sonderweg. Wlasnie wtedy nazwano ja teza "Od Lutra do Hitlera". Shirer rzeczywiscie zaczal od Lutra, choc nie powolal sie na okreslenie "Od Lutra do Hitlera" widniejace w tytule pracy W.M. McGoverna, "From Luther to Hitler: The History of Fascist-Nazi Political Philosophy" (Cambridge 1941). Zdaniem Shirera nazizm i Trzecia Rzesza byly logiczna kontynuacja niemieckiej historii siegajacej przynajmniej czasow M.Lutra. Wtedy to oraz w wyniku wojny trzydziestoletnej nastapilo zaburzenie rozwoju Niemiec i zaczela sie dewiacja trwajaca kilkaset lat az do 1945 r. Od okoju westfalskiego w 1648 r. zaczelo sie zacofanie politryczne Niemiec. Same zepchnely sie na poziom barbarzynskiej Rosji. Swiatlo wolnosci nie mialo szans na przebicie sie. Niemcy nalozyly same na siebie tyranie wladcow. Jak pisze A.J.P Taylor w swym "The Course of German History",w ciagu ostanich, poprzedzajacych 80 lat Niemcy stali sie poslusznymi poddanymi poswiecajacymi juz wczesniej osiagniete swobody obywatelskie w zamian domagali sie zniewalania innych. "Nazizm reprezentowal najglebsze zyczenia Niemcow". Ilustracja liniowosci patologicznej historii Niemiec byly pierwsze zdania wspomnianego fragmentu ksiazki Shirera. Podaje on, ze na parteitagach w Noirymberdze sprzedawano widokowki ze zdjeciami: Fryderyka Wielkiego, bismarcka, Hindenburga i Hitlera. A pod spodem widnial napis: "To co Krol podbil, Ksiaze uformowal, Marszalek Polny obronil, Zolnierz uratowal i zjednoczyl".
Taka wersja historii zaczela coraz mniej odpowiadac Niemcom z RFN. Jednym z powodow byla konstatacja, ze jesli uzna sie istnienie uksztaltowanego przez wieki "charakteru niemieckiego", takiej "duszy niemieckiej", ktore doprowadzily do faszyamu, to rodzi sie pytanie czy ten "Duch" nie doprowadzi czasem do czegos podobnego w przyszlosci.Historycy niemieccy stopniowo opowiadali sie za inna wersja ujmowania historii swego kraju, a szczegolnie okresu III Rzeszy. Glosza, ze historia Niemiec jest normalna historia, rozwnie dobra jak historia innych krajow, np. Francji i Anglii, zas III Rzesza byla przypadkiem szerszego zjawiska nazywanego totalitaryzmem, ktory byl obecny w roznych krajach. I takie wlasnie ramy teoretyczne nalezy przyjmowac w analizach historycznych. Tyle, ze jak utrzymuje na przyklad Brytyjczyk Roger Griffin ("The Concept that Came Out of the Cold: the Progressive Historicization of Generic Fascism", 2005): Przez cale dekady jedynym przydatnym terminem ogolnym stosowanym w konteksciue takich pytan byl "totalitaryzm", ktory byl uzywany szeroko z taka niejasnoscia definicyjna, ze stal sie zbyt tepym narzedziem dla powaznych celow analitycznych".
Niestety takze tak wyjatkowy i madry papiez jak Benedykt XVI takze opowiedzial sie po stronie nazizmu jako wypadku w historii. Stwierdzil mianowicie, ze pierwszymi ofiarami nazizmu padliu sami Niemcy. Juz wole wielu innych, jak na przyklad Eduard Vermeil, ktorzy twierdzili, ze nazim nie byl jedynie incydentem gdzies na obrzezach niemieckiej historii.
Dzis korzystne jest to, ze zadne stanowisko nie dominuje, zas niedobrze, ze trwa zaciemnianie klarownosci obrazu niemieckiej wersji faszyzmu. Ostatnio coraz bardziej modne jest ujmowanie faszyzmu jako ideologii rewolucyjnej. Faszyzm mial oczyszczac narod ze szkodliwej dekadencji. Co wiecej mial sluzyc odrodzeniu narodu.
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. NASZ WYWIAD. Dr Kopczyński:
NASZ
WYWIAD. Dr Kopczyński: Dzielenie się odpowiedzialnością za Holocaust to
efekt skuteczności niemieckiej polityki historycznej
jedynym państwem (o innych przypadkach nie słyszałem), gdzie istniały
partie i organizacje (i to reprezentowane w parlamencie) mające już
w samej nazwie określenie „antysemicki”, jak Liga Antysemitów Marra czy
Niemieckie Zjednoczenie Antysemickie Fritscha
— mówi portalowi wPolityce.pl dr Mariusz Kopczyński, historyk,
politolog, autor książki „Niemiecki antysemityzm od utopii do nauki.
U źródeł ksenofobii nowoczesnej”.
wPolityce.pl:
Jak układały się na przestrzeni wieków stosunki Niemców z Żydami? Czy
to były czasy pokojowego współistnienia, życia razem czy raczej osobno,
a może te stosunki charakteryzowała wzajemna wrogość?
Dr Mariusz Kopczyński:
Koegzystencja Żydów i Niemców (czy wcześniej Germanów) na jednym
terenie jest bardzo starej metryki. O wiele starszej niż polskie
doświadczenia w tym względzie, datowane na czasy Mieszka III Starego.
Żydzi żyli już w zwartych gromadach w IV w. w rzymskiej prowincji
Germania Interior, zanim jeszcze z germańskich szczepów ukształtował się
naród niemiecki.. I zróżnicowana była to koegzystencja. W średniowieczu
spotykamy Izaaka z Aachen – ważną personę na dworze Karola Wielkiego,
słyszymy o całej wiązce korzystnych przywilejów w czasach Ottonów
i dynastii halickiej, ale i czytamy o masowych pogromach towarzyszących
pochodowi krucjaty ludowej w 1096 r., gdy krzyżowcy rywalizowali
w okrucieństwie z miejscową ludnością niemiecką w ekscesach wobec
żydowskich współmieszkańców. Albo w XIII w., z jednej strony
to popularność pomówień o mordy rytualne czy profanacje hostii -
co możemy określić jako przejawy antyjudaizmu - z drugiej ostra riposta
Fryderyka II Hohenstaufa wobec rozpowszechniania tego typu opowieści.
Jaką rolę w tych relacjach odegrała Reformacja i Oświecenie?
Nie
przeceniałbym roli Reformacji w dziejach niemieckiej nienawiści
do Żydów. Owszem, była ona buntem między innymi wobec uniwersalizmu
Kościoła rzymskiego, z jego wizją jednolitej republica christiana,
a co za tym idzie kładła silny nacisk, począwszy od rugowania łaciny,
na to, co partykularne, narodowe, a więc w Niemczech na to,
co niemieckie. Wpłynęła na rozwój poczucia narodowego. Nadto Luter wydał
w 1543 r. pamflet O Żydach i ich kłamstwach. Ale na bazie tego
wystąpienia założyciela protestantyzmu nie doszło do jakiegoś masowego
wzrostu nienawiści do Żydów czy też do rozpowszechnienia się
pogromów w Rzeszy.
Co do Oświecenia, to na terenach niemieckich
były właściwie dwa równoległe oświecenia - to właściwe oraz żydowskie,
zwane Haskalą i wiązane z nazwiskiem Mosesa (Mojżesz) Mendelssohna,
filozofa i pisarza żydowskiego w Prusach. Oświecenie ze swym
racjonalizmem i naturalizmem to niewątpliwie ważna cezura. Jeszcze wtedy
nie narodził się nowoczesny antysemityzm, ale już pojawiali się jego
prekursorzy, działający na gruncie wrogości do procesu emancypacji
Żydów, jednak nie powstała jeszcze wtedy nowoczesna terminologia,
to klasyczna epoka przejściowa.
Prof. Leon Halban,
wybitny znawca tematu, w „Mistycznych podstawach narodowego socjalizmu”
(tekst przypomniany niedawno w książce pod redakcją Bogumiła i Olgierda Grottów
„Przedhitlerowskie korzenie nazizmu, czyli dusza niemiecka w świetle
filozofii i religioznawstwa” zauważył: „Nauka o predestynacji
i wybraństwie narodu niemieckiego pozostaje, co niejednokrotnie
podkreślano, w zależności od wiary w predestynację i wybraństwo Izraela.
Ale najistotniej wpłynęła na nią reformacja. Skrajne ujęcie nauki [o]
predestynacji, zwłaszcza przez Zwingliego i Kalwina, zostało w różnych
sektach z jednostki przeniesione na grupę, a stąd łatwym już było
obdarzenie i całego ludu godnością wybraństwa”. Czy można uznać,
że stosunki niemiecko-żydowskie są jakoś uwarunkowane przeświadczeniem
o wybraństwie własnej grupy etnicznej? Jaką w tym kontekście rolę pełni
„nauka” o rasach ludzkich?
Trudno odmówić słuszności
temu wybitnemu polskiemu historykowi prawa. Ale ja badam dzieje
niemieckiej nienawiści do Żydów wokół dwóch centralnych zagadnień:
chronologicznie wcześniejszego antyjudaizmu, czerpiącego uzasadnienia
z religii oraz następującego po nim antysemityzmu, motywowanego naukowo.
Antysemityzm nie jest antyjudaizmem w nowej odsłonie, lecz czymś
istotowo odmiennym. Nie potrzebuje on uzasadnień czerpanych z Pisma
Świętego, choćby nie wiadomo jak swoiście interpretowanego. Wszelkie
uzasadnienia, nazwijmy je religijno-predestynacyjnymi, są już passé
w czasach, których dotyczy moja książka. Co nie oznacza,
że po odrzuceniu otoczki religijnej nie mogą oddziaływać na poszczególne
narody również na odcinku antyżydowskim.
Lektura
pańskiej książki pozwala stwierdzić, że jakieś pęknięcie we wzajemnych
relacjach nastąpiło w połowie XIX wieku… Co się wtedy stało?
Tak,
XIX w. to bardzo ważna cezura. Możemy tu podać konkretny rok 1879, gdy
Wilhelm Marr (twórca między innymi samego pojęcia „antysemityzm)
opublikował pracę „Zwycięstwo żydostwa nad germańskością” (Der Sieg des
Judenthums über das Germanenthum). Jest to umowny koniec dominacji
w antyżydowskim dyskursie pojęć antyjudaistycznych, wyprowadzanych
z chrześcijaństwa, gdzie Żyd to Bogobójca, organizator mordów rytualnych
i profanacji hostii. Od Marra zaczyna się nowoczesny antysemityzm
niemiecki: teraz Żyd, choćby ochrzczony (w wierze katolickiej czy
protestanckiej), jest przedstawicielem obcej, antagonistycznej rasy.
Wcześniej była dla Żydów otwarta furtka w postaci chrztu, teraz nie
ma już dla nich żadnego ratunku. Nie w religii, lecz „w rasie leży
świństwo” – jak mawiali nowocześni antysemici. Uważali się
za antysemitów naukowych, gdyż to nauki ścisłe miały, w ich
interpretacji, potwierdzać ich poglądy. Oni wyśmiewali te wszystkie
opowieści o mordach rytualnych itd., nie traktowali ich poważnie.
Patrzyli z góry na dawne antyżydowskie uzasadnienia, traktując je jako
infantylne. Uważali, że frenologia, mierzenie czaszek, pozwoli naukowo
ustalić, kto jest członkiem niemieckiej wspólnoty narodowej, a kto jej
żydowskim wrogiem.
Myśliciele i polityczni działacze
niemieccy drugiej połowy XIX w. tworzą w Pana opinii podstawy, budują
fundament holocaustu zrealizowanego przez praktyków pierwszej połowy
XX wieku. Jakie nazwiska zasługują na przypomnienie w tym kontekście?
Jaka filozofia kierowała tymi ludźmi?
Prowadząc
pogłębioną kwerendę źródłową, stworzyłem listę obejmującą
osiemdziesięciu siedmiu Niemców propagujących nienawiść do Żydów w XIX
wieku. Aby się na niej znaleźć (tak sobie postanowiłem), dany autor
musiał napisać i wydać drukiem co najmniej jedną antysemicką książkę.
Byli wśród nich uniwersyteccy wykładowcy, wpływowi dziennikarze, ale też
ludzie z niższych sfer, znalazł się tam m.in. przedstawiciel rzemiosła
młynarskiego. Antysemityzm niemiecki był zjawiskiem powszechnym. Druga
Rzesza była jedynym państwem (o innych przypadkach nie słyszałem), gdzie
istniały partie i organizacje (i to reprezentowane w parlamencie)
mające już w samej nazwie określenie „antysemicki”, jak Liga Antysemitów
Marra czy Niemieckie Zjednoczenie Antysemickie Fritscha. Z całej tej
gromady wybrałem cztery postacie, którym poświęciłem moją książkę, gdyż
uznałem je za najbardziej miarodajne dla kierunku antysemickiego
w Niemczech, a są nimi: Wilhelm Marr zwany Patriarchą (antysemityzmu),
Theodor Fritsch zwany Katechetą, Eugen Dühring i Heinrich
von Treitschke.
W jaki sposób Niemcy chcieli pozbyć się Żydów ze „swej przestrzeni życiowej”?
Każdy
z wymienionych widział te kwestie nieco odmiennie. Wspólne natomiast
jest ich przeświadczenie, że Żyd to egzystencjonalne zło, a z kimś takim
nie można paktować, albo próbować żyć obok Żydów w całkowitym
oddzieleniu i wmawiać sobie, że „problemu” nie ma. Żydzi to kwestia,
problem (Frage), który trzeba rozwiązać. Filosemici to zdrajcy, a ci,
którzy są obojętni, szybko zorientują się, że przyjęli niewłaściwą
postawę, bo prędzej czy później zostaną przez Żydów wykorzystani.
Ci są pasożytami niszczącymi niemiecki organizm narodowy i wystarczy być
jego częścią, by prędzej czy później poczuć ich jarzmo na własnej
skórze. Poszczególni autorzy z tej czwórki różnią się detalami, ale
czasami są to kwestie zasadniczej natury. Jedni z nich są nastawieni
optymistycznie, wierzą, że zniszczą Żydów, inni to pesymiści, żalący
się, że Niemcy są zbyt słabi, by pokonać potęgę „Izraela”. Co do samego
rozwiązania „kwestii” najdalej idzie Fritsch, który głosi, że gdyby
nawet Żydom stworzyć własne państwo w Azji Mniejszej i tam ich
wyekspediować, to niczego dobrego to nie przyniesie, gdyż Żydzi zmuszeni
by byli do pasożytowania na samych sobie. Skutkiem tego ich państwo
szybko upadnie i wrócą oni tam, skąd wywędrowali, a więc do Niemiec.
Potrzebne jest inne rozwiązanie. Holocaust byłby tu przysłowiową kropka
nad „i”, jednak Fritsch jej nie stawia. To jednak dziewiętnasty wiek,
ludzie nie są jeszcze przygotowani nawet w teorii do ludobójstwa.
Dopiero rzeź, jaką przyniesie I wojna światowa, oswoi ludzi
z zabijaniem, przełamie wewnętrzne opory.
Pańska książka
zadaje kłam twierdzeniom, że holocaust był następstwem swego rodzaju
zbiorowego ataku szału. Że taki atak szału mógł przytrafić się każdej
zbiorowości. Jak w tej perspektywie wyglądają podejmowane już od wielu
dziesięcioleci, ale nagłośnione w Polsce dopiero w ostatnich latach
niemieckie próby „podzielenia się” odpowiedzialnością za holocaust
z innymi narodami, a nawet próby zepchnięcia tej odpowiedzialności
na Polskę i Polaków?
Oczywiście, nie był to żaden szał,
w który Niemcy wpadli pod wpływem agitatora, który przybył z zewnątrz,
z Austrii i siły przekazu jego masowego ruchu. Był to plan, co prawda
niezrealizowany natychmiast, ale plan, a nie jakieś spontaniczne
pogromy, których dopuszczaliby się Niemcy pod wpływem przemów Hitlera.
Dzięki Fritschom czy Marrom grunt intelektualny był już przygotowany.
„Próba
podzielenia się odpowiedzialnością za holocaust z innymi narodami”
to element niemieckiej polityki historycznej, jakże skutecznej. Ale
z tym wiąże się jeszcze jedno – próba obciążenia odpowiedzialnością
za te masowe mordy ideologii nacjonalistycznej jako takiej. Innymi
słowy, wszystkiego dokonali bliżej nieokreśleni naziści, z którymi
chętnie w kwestii „ostatecznego rozwiązania” współpracowali nacjonaliści
krajów podbitych. A że zgodnie z demoliberalną narracją Polacy
to urodzeni nacjonaliści, stąd już prosta droga do pomówień
o współsprawstwo. Tymczasem holocaustu dokonali Niemcy, a nacjonalizm,
który skompromitowali, to nacjonalizm swój własny, niemiecki.
Tym zatem, co nas broni, są nie tylko faktyczne wydarzenia, ale także inna mentalność ufundowana na innej kulturze?
Z cała
pewnością, póki nie zrozumiemy do końca sensu DNA, choćby
co to w praktyce oznacza, że większość Polaków nosi w sobie haplogrupę
R1a1a, a większość Niemców R1b (bo może wszystkie predyspozycje narodowe
są tu zapisane i zdeterminowane), musimy posługiwać się wysoce
niedoskonałymi pojęciami, takimi jak charakter narodowy, mentalność czy
duch narodu. Musimy odwoływać się do kultury, bo w niej te terminy
znajdują swoją manifestację.
Tak czy inaczej sądzę, że Polacy
nigdy nie dokonaliby holocaustu, bo nie było tu przygotowania
intelektualnego, tego wszystkiego, o czym piszę w swej książce,
a co miało miejsce na dekady przed Hitlerem u naszego
zachodniego sąsiada.
Ktoś powie: „A Roman Dmowski i jego ruch?”.
Antysemityzm
Dmowskiego, owszem wszechobecny w jego twórczości (choć nie poświęcił
nigdy Żydom odrębnej książki, tak jak czynili to niemieccy antysemici),
nie prowadzi do ludobójczych konkluzji. To są rozważania w rodzaju:
asymilować ich, czy zmuszać do emigracji (i to nie pogromami, tylko
przez całkowity bojkot towarów żydowskich w Polsce)? Najostrzejsze hasło
endecji, pod którym podpisywała się nawet późna sanacja, która
antysemicką nie była, to „Żydzi na Madagaskar!”. Albo ONR i getta
ławkowe. Były getta dla studiujących Żydów, a nie niemieckie getta
miejskie dla wszystkich przedstawicieli tego narodu i to nie w celu
odciągnięcia ich od studiów budowane.
Żeby przeprowadzić
holocaust, potrzebne jest przygotowanie intelektualne, dekady lat
działania całej armii żydożerców. W Polsce (ani pod zaborami, ani
po 1918 r.) tego zwyczajnie nie było. Nadto holocaust to także olbrzymie
przedsięwzięcie logistyczne. Polacy nie potrafiliby ze swym zmysłem
organizacyjnym (czy jego brakiem?) czegoś takiego przeprowadzić, nawet
gdyby chcieli. A nie chcieli.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl