Czytane po latach. O Stefku i myszce małej z wiersza Marii Konopnickiej
O większego trudno zucha,
Jak był Stefek Burczymucha,
- Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź... to dostoję!
Któż z nas nie zna tego krotochwilnego wierszyka Marii Konopnickiej? Opublikowany po raz pierwszy jeszcze w XIX wieku, w roku 1895, w zbiorze „Szczęśliwy światek” opowiadał o chłopcu, który lubi się przechwalać i popisywać swoją odwagą, podczas gdy w finale okazuje się, że jest z nim nieco inaczej…
Tydzień temu byłem u rodziny na wsi. Murowany, piętrowy dom, ogrzewany z pieca przez kaloryfery. Prawdziwa, polska wieś; jeszcze kilkanaście lat temu gospodarz przy gospodarzu, prace w polu, łąki i pastwiska, las do wyrębu, hodowle krów i świni. Dziś młodzi wyjechali, wieś się wyludniła, rolników, którzy zajmują się uprawą ziemi można policzyć na palcach jednej ręki.
Usłyszałem od cioci, że idzie zima, skończyły się upały. Nastał czas, gdy różne zwierzątka pchają się do domów w poszukiwaniu pożywienia i ciepła. „U mnie też już, tu gdzie siedzimy, biegała mysz – mówi ciocia. – Wyłożyłam trutkę, parę dni temu leżała zdechła w kuchni. I teraz mam spokój”. Zmęczony trzygodzinną jazdą po polskich szosach postanowiłem się położyć. Długim korytarzem udałem się do pokoju położonego z drugiej strony domu. Stały tu dwa łóżka, dosunięte do ściany i do siebie krótszymi bokami. Na jednym z nich leżały, jedna na drugiej, czyste kołdry i poduszki. Położyłem się na tym drugim, nakryłem się kołdrą, przyłożyłem głowę do poduszki. I prawie od razu poczułem ten zapach. Wącham poduszkę. Nic. Wącham kołdrę. Coś wyczuwam. Odsuwam lóżko. Nic nie widać, nic nie czuć. Kładę się znów. Zapach wraca, jeszcze bardziej intensywny. Wstaję. Odsuwam drugie łóżko. Nic. Odwracam głowę na stos kołder i poduszek. Coś czernieje na samym dole. Jest. Leży. Wołam ciocię.
Pościele ze sterty nadawały się do natychmiastowego prania. Jedna kołdra od razu do wyrzucenia. Zawył odkurzacz, mycie podłogi, łóżek. Było z tym roboty. Takiej dosyć gorączkowej i okraszonej niewybrednymi słowami.
Wracam do wierszyka Marii Konopnickiej. Do jego zakończenia. Stefek Burczymucha naczytał się książek podróżniczych i awanturniczych. Bardzo popularnych wtedy i długo potem. Juliusza Verne’a, Jacka Londona, Marka Twaina. Fascynacja egzotyką, odkrywaniem dzikich krajów i niezdobytych ostępów. Pokonywaniem odległości i trudów, nieustraszoną walką z drapieżnikami. Przygody dzielnych odkrywców, traperów i marynarzy.
Idzie ojciec, służba cała,
Patrzą... a tu myszka mała
Polna myszka siedzi sobie
I ząbkami serek skrobie!...
Cóż za wstyd! Przestraszyć się niewinnej, sympatycznej myszki? Zbłaźnić się przed tatą i całą służbą! Zwróćmy uwagę, że Stefek był synem z bogatego, może arystokratycznego czy też szlacheckiego rodu, skoro tej służby przyszło sporo. Więc sromota tym większa. Spać na sianie i przestraszyć się myszy… Małej myszy, bo te zwierzęta są przecież małe.
W dzieciństwie zdarzyło mi się spać w stodole na sianie. Kładło się na kocu, było bardzo miękko. Kiedyś czytałem na sianie „Rycerza tawerny” Sabatiniego. Pamiętam jak na jednym z wiejskich wesel cała dzieciarnia, gdzieś około północy szła do stodoły, do sąsieka na siano. Miło i wesoło. Nikt nie myślał, że mogą tu biegać myszy, pająkami i drobnymi owadami nikt się przecież nie przejmował. Szczęśliwy światek.
A dziś? Może dziś Stefek Burczymucha uchodziłby za bardzo odważnego chłopca już tylko dlatego, że postanowił przespać się na sianie? Może nie wzbudziłby żadnego zdumienia tym, że wystraszył się „myszki małej”? Mamy XXI wiek, czasy się zmieniły. Chyba warto i pod takim kątem przyglądać się niektórym utworom obecnym w dziecięcej lekturze i wyobraźni. Choćby po to, by zadumać się nad starożytną maksymą: O tempora, o mores!
STEFEK BURCZYMUCHA
O większego trudno zucha,
Jak był Stefek Burczymucha,
- Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź... to dostoję!
Wilki?... Ja ich całą zgraję
Pozabijam i pokraję!
Te hieny, te lamparty
To są dla mnie czyste żarty!
A pantery i tygrysy
Na sztyk wezmę u swej spisy!
Lew!... Cóż lew jest?! - Kociak duży!
Naczytałem się podróży!
I znam tego jegomości,
Co zły tylko, kiedy pości.
Szakal, wilk,?... Straszna nowina!
To jest tylko większa psina!...
(Brysia mijam zaś z daleka,
Bo nie lubię, gdy kto szczeka!
Komu zechcę, to dam radę!
Zaraz za ocean jadę
I nie będę Stefkiem chyba,
Jak nie chwycę wieloryba!
I tak przez dzień boży cały
Zuch nasz trąbi swe pochwały,
Aż raz usnął gdzieś na sianie...
Wtem się budzi niespodzianie.
Patrzy, aż tu jakieś zwierzę
Do śniadania mu się bierze.
Jak nie zerwie się na nogi,
Jak nie wrzaśnie z wielkiej trwogi!
Pędzi jakby chart ze smyczy...
- Tygrys, tato! Tygrys! - krzyczy.
- Tygrys?... - ojciec się zapyta.
- Ach, lew może!... Miał kopyta
Straszne! Trzy czy cztery nogi,
Paszczę taką! Przy tym rogi...
- Gdzie to było?
- Tam na sianie.
- Właśnie porwał mi śniadanie...
Idzie ojciec, służba cała,
Patrzą... a tu myszka mała
Polna myszka siedzi sobie
I ząbkami serek skrobie!...
- kazef - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
8 komentarzy
1. .
Oczywiście na wszystkich ilustracjach i na kadrach z filmu na rzutnik z lat 80-tych myszka przedstawiona jest jako uśmiechnięte, sympatyczne zwierzątko.
2. @kazef
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. @Maryla
Mógłbym długo opowiadać o moich różnych przygodach z myszkami. Jak się mieszka na wsi człowiek do tego normalniej podchodzi. Nie boi się. Te Twoje owczarki to chyba musiały być mieszczuchy :)
4. @kazef
a były:) obydwie z Warszawy, Pola spod Grójca, to w komitywie z myszkami.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
5. dzięki za przypomnienie uroczego wiersza :)
i serdeczne pozdrowienia
Budrysowo :)
gość z drogi
6. @gość z drogi
Również dziękuję. Wiersz znakomity, mknie do przodu.
7. Nalezy chowac zywnosc
Kiedys pracowalem w budynku polozonym tuz na skraju zalesionej doliny ze strumyczkiem. Rozne zwierzaczki tam mieszkaly wlacznie z jedna sarna. Najpierw zajalem sie mewami. Z rana rzucalem im zywnosc. One sa dobrze zorganizowane. w newralgicznych miejscach (latarnie, dachy) siedza zwiadowcy. Nagle jedengo ptaka robi sie kilkdaziesiat i pokrywa parking utrudniajac samochodom wjazd do podziemnego garazu.
Potem mimo ostrzezen zajalem sie zwierzaczkami. Bralem zywnosc z restauracji (czasem cale paczki przeterminowanej) , ktora tez byla w biurowcu, i rozmieszczalem na skraju krzakow. Szlo dobrze. Nie trwalo to dlugo. W szybkim tempie nastapila inwazja myszy na budynek. Siedzi sobie facet na kibelku, a tu mu mysz hop z buta pod nogawke i po nodze wedruje do gory. Musiala wiec nastapic masakra myszy i skonczylo sie dokarmianie. Trzeba sluchac przestrog.
8. @Tymczasowy
"Rozne zwierzaczki tam mieszkaly wlacznie z jedna sarna"
Biedna, samotna. A może były chociaż dwie?