Rezurekcja 1945

avatar użytkownika Almanzor

W roku 1945 Niedziela Wielkanocna przypadała 1. kwietnia, tak samo jak w roku 2018.

Dobrze tamtą Wielkanoc zapamiętałem. Przeżywałem wtedy piąty rok życia w ciekawych czasach. Zapamiętałem sporo zdarzeń nawet z wcześniej­szego czasu. Chociaż ogląd dziecka jest całkiem inny niż dorosłego, to z biegiem lat okruchy wspomnień dziecięcych dawały mi się dobrze po­łączyć z doskonale datowanymi zdarzeniami z otaczającego mnie wówczas świata. Później, w dorosłym wieku niemal każdy fakt, który widziałem i zapamiętałem jako dziecko udało mi się sprawdzić i potwierdzić porównując z tym co zapa­miętał mój starszy brat, co zapa­miętali rodzice, co opisano w licznych z tamtego czasu pamiętnikach i publikacjach historycznych. Wprawdzie u nas w domu niewiele było rozmów o przeżyciach wojennych ale na zadane pytania zwykle dostawałem wyczerpujące odpowiedzi.

Tutaj dam opis zfarzenia - Rezurekcji 1945 na Grochowie - którego przede mną prawdopodobnie nikt dotychczas nie opublikował.

W ostatnią niedzielę lipca 1944, z obawy przed nadchodzącym frontem, schroniliśmy się w Śródmieściu w mieszkaniu ciotecznej babci Mieczysławy Zdzienickiej przy Złotej 36. Mama bardzo się bała powtórzenia traumy jaką przeżyła z paroletnim moim bratem we wrześniu 1939 podczas dzień i noc trwającego bombardowania kruchych domków Grochowa z armat i z samolotów niemieckich.

Na Złotej w piwnicy z mnóstwem wrażeń przeżyliśmy do października. Wszyscy trzej bracia Mamy, jak wielu, polegli w walce z Niemcami. Ojciec mamy Teofil Sadkowski nie wrócił do nas na Złotą z wyprawy do gospodar­stwa swoich uczniów przy Górczewskiej dokąd się udał w pierwszych dniach Powstania po mleko dla mnie. Po Powstaniu od października '44 przebywaliśmy z mamą u wujków Miśkiewiczów w Milanówku. Ojca Niemcy po Powstaniu zabrali do obozu pracy. Mama mamy - babcia Zosia - nauczycielka, która przed Powstaniem mieszkała koło swojej szkoły przy Fil­trowej, usunięta z domu, po przeżyciu słynnego „zieleniaka” na Ochocie, na którym swoim zegarkiem danym Ukraiń­cowi uratowała jedną z młodych dziewczyn od zgwałcenia przez jego umundurowanych kolegów, trafiła do Łowicza, gdzie jako nauczycielka przeżyła do wiosny '45.

Po ucieczce Niemców z Warszawy, od 17. stycznia 1945 jej mieszkańcy zaczęli wracać. Mama niemal pierwszego dnia po wyzwoleniu nas przez oddziały polskie i Armię Czerwoną przedostała się po skutej lodem Wiśle na Grochów, gdzie zastała nasze przedwojenne mieszkanie całe i omal nieuszkodzone. Od września’44 stacjonowali w nim sowieccy oficerowie. 26 stycznia polscy żołnierze za dwa litry spirytusu dowieźli nas amerykańską ciężarówką z Milanówka na Grochów i wysadzili przy Wiatracznej.

Wspomnę jeszcze o bardzo bliskiej mi osobie, o 20 lat starszym ode mnie moim bracie stryjecznym Jerzym „Bejka” Kobylińskim, partyzancie Armii Krajowej Wojska Polskiego na Wileńszczyźnie, uczestniku we współdziałaniu z Armią Czerwoną wyzwolenia Wilna i jego okolic w operacji "Ostra Brama" - awansowanego w jej trakcie na podporucznika.

Ok 10 lipca 1944. Okolice Wilna. Oddział partyzancki Baza - Miód w Operacji „Ostra Brama”. Jurek „Bejka” Kobyliński, w drugim rzędzie drugi z lewej oparty o karabin i dwóch wizytujących partyzancki oddział oficerów Armii Czerwonej. 
(foto Zygmunt Zniszczyński)

Ok 10 lipca 1944. Okolice Wilna. Operacja „Ostra Brama”. Pojmani jeńcy niemieccy bez lęku oddali zarekwirowane przez partyzantów buty i spodnie. Wszyscy radośni. 
(foto Zygmunt Zniszczyński)

Po ucieczce Niemców do Warszawy powróciło wielu jej mieszkańców. Mało kto z nich miał - jak my - ocalony dom. Wielu zamiesz­kało w gruzowisku zniszczonego totalnie Śródmieścia. Z nami zamieszała babcia Zosia i o 20 lat starszy ode mnie brat stryjeczny Jurek, podporucznik Wojska Polskiego czasu wojny, po powrocie z przymusowej „wycieczki” do Moskwy, w którą go wywieźli wspomniani wyżej sojusznicy po zdoby­ciu ramię w ramię z nimi Wilna i jego okolic w ramach operacji „Ostra Brama” w której walczył pseudo Bejka.

Perfumeria i zakład fryzjerski „Ewaryst” Mieczysławy Zdzienickiej - ciotki mojej Mamy uruchomiony na początku 1945 w „parterowej” Marszałkowskiej.

Firma Ewaryst dobrze była znana przed wojną i podczas okupacji. Babcia Miecia, która po Powstaniu zamieszkała z nami u Miśkiewiczów w Milanówku, tam aby nie być obciążeniem dla gospodarzy zdążyła postawić drewnianą budkę przy stacji kolejki EKD, sprzedającą głównie żywność. Po powrocie do Warszawy niemal natychmiast uruchomiła swój zakład w starym jego miejscu w parterowej po wojnie Marszałkowskiej z dwoma czy trze­ma fotelami fryzjerskimi i z ogród­kiem z tyłu pomiędzy gruzami. Pamiętam jak nad wejściem świecił wielki neon „Ewaryst”. Teraz są tam domy towarowe „Cen­trum”.

Szybko pojawiła się w Warszawie przeróżna przed­siębiorczość, a najszybciej handel. W naprawionych parterach i na chodni­kach poja­wili się warszawscy kupcy. 

U kwiaciarki przed Wielkanocą 1945 w przy zbiegu Marszałkowskiej i Sikorskiego (teraz Aleje Jerozo­limskie) można się było zaopatrzyć w palemki dla świętowania Niedzieli Palmowej, a także kupić kwiatek dla siebie lub komuś sercu bliskiemu.

Rezurekcja 1945 na Grochowie

W wielkanocną niedzielę, 1. kwietnia 1945, o 6. rano mój Ojciec -„Longin”, którego wspomnienia publikowa­łem w Salonie24, zabrał obu swych synów (8 i 4 lata) na rezurekcję do kościoła parafialnego przy placu Szembeka.

Pamiętam olbrzymi wtedy tłum uczestników. Kilkanaście tysięcy. Wewnątrz kościoła zabrakło dla nas miejsca. Cały plac Szembeka widoczny na tej fotografii z tamtych lat od ulicy Grochowskiej był wypełniony mrowiem ludzi. Zebrali się spontanicznie chociaż wieść o tej rezurekcji zapewne była powszechnie tam znana.

Można było nareszcie się cieszyć, świętować Zmartwychwstanie, można było wreszcie się pokazać i się nawzajem policzyć. Nie groziła łapanka ani rozstrzelanie.

Myśmy stali w środku głębi widocznego placu Szembeka z prawej strony tej fotografii blisko domów przy jezdni ul. Chłopickiego

W pewnej chwili ceremonii rezurekcyjnej ktoś wystrzelił. Były też jakieś wybuchy. Wkrótce wielu mężczyzn zacęło strzelać z pistoletów na wiwat - w górę. Gruchnęła Alleluja, zewsząd rozległy się wybuchy. W jakichś dołach wybuchały licznie specjalnie spreparowane bomby. Strzelali z pistoletów na wiwat obok nas. Strzelali liczni żołnierze w mundurach polskiego wojska, strzelali też cywile. Jakoś strachu swojego wtedy nie zapamiętałem, chociaż strzelanina i huk wokół były głośne. Longin więcej na poranną rezurekcję swoich synów nie prowadzał. Tylko jedną taką rezurekcję miałem w życiu. Starszy syn Longina Jacek, tak jak jego rówieśnicy, nie do­puszczając nas trochę młodszych, każdego roku szykując się do rezurekcji przy­gotowywał jakieś bomby aby zdetonować je podczas Alleluja, ale kończyło się zrobieniem jakichś wybuchów blisko domu. Przez wiele lat rezurekcyjny pora­nek był świętowany gromkimi wybuchami. Teraz świecka ob­rzędowość przeniosła ten zwyczaj na Nowy Rok.

Radość z wolności

Niektórzy dziwią się niekiedy powszechnej wtedy radości z wy­zwolenia nas od Niemców przez Sowiety. Czy mogło wtedy być inaczej, lepiej? Czy mogliśmy liczyć na wyzwolenie przez zachodnich Aliantów? Można było sobie sprawę, że gdyby Niemców z Polski nie przepędzono groziłaby Polakom z wyjątkiem tych co nadawali się na niewolników, przeróbka na mydło w miejscach i na sposób doskonale wypróbowany przez Niemców na Żydach. 
W końcu marca 1945 losy wojny jeszcze nie były przesądzone. Zwłaszcza na zachodzie. Niemcy od ponad roku niedwu­znacznie starali się zawrzeć separatystyczny pokój. Jedni Niemcy z Sowietami by łatwo uzgodnić pokój na swoim zachodzie inni chcieli zawrzeć pokój z zachodnimi aliantami by umacniając się na wschodzie zaproponować nieniszczący narodowo - socjalistycznym Niemcom pokój z Sowietami. Nawet po śmierci Hitlera liczył na to kanclerz Goebbels.

1. kwietnia 1945, kiedy od wschodu Niemiec Armia Czerwona dochodziła do Odry, na zachodzie nasi sojusznicy byli jakoś niemrawi i nie gotowi do przekroczenia granicy z Niemcami. Nieznacznie przesunęli się od „jednego mostu za daleko” pod Arnhem, o któ­ry już we wrześniu poprzedniego roku bili się razem z Anglikami Polacy pod dowództwem gen. So­sabowskiego. Pod Hitlerem były jeszcze Dania, Austria, północne Włochy i północna Jugosławia, cała Austria, cała prawie Holandia, całe Czechy i cały prawie Śląsk.

Polscy żołnierze na froncie dowodzonym przez marszałka Rokossowskiego, przełamywali mocno ufortyfikowany Wał Pomorski, krwawo walczyli o Kołobrzeg. Niemcy bro­nili Festung Breslau, Głogowa, Gdańska, Gdyni. Hitler razem ze Speerem w Berlinie troszczyli się o odsiecz. Ginęli za nich zaciekle oddani młodzi chłopcy z Hitlerjugend. 
Sytuacja na frontach 1. kwietnia 1945 

A w Warszawie można się było świątecznie zebrać. Razem świętować Zmartwychwstanie. Bać się przy tym czy cieszyć? 

Wtedy wszyscy mi znani, przeze mnie obserwowani na tej Rezurekcji szczerze się radowali. Potem były z tą wolnością przeróżne kłopoty - ale to całkiem inna historia.  

Do kościoła przy Placu Szembeka mieliśmy ponad kilometr. 20 minut pieszo. 

Jurek, podporucznik „Bejka” po powrocie z przymusowej „wycieczki”do Moskwy, kilka miesięcy po tej Rezurekcji prowadzi młodszego syna Hani i „Longina” z widocznego z lewej strony fotografii kościoła przy placu Szembeka. W tle dom z na­pra­wio­nym dachem i kilka rozbitych pod­czas oblężenia w 1939 roku domów. Młody człowiek pod pachą niesie zapewne paczuszkę ciastek, które rutynowo kupowane były w nieistniejącej już dziś cukierence przy Grochowskiej.  

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz