TOTALITARYZM - KOMUNIZM - FASZYZM - MISIŁO
michael, pt., 22/09/2017 - 07:01
*
Zbrodnicze formy polityki. 21 września w programie "Minęła 20" diabeł pokazał Misiłę. Totalitaryzm jest zły, komunizm jeszcze gorszy a Misiło przekroczyło wszelkie granice. [link] Katastrofa.
W pierwszej chwili zastanawiałem się nad tym co Michałowi Rachoniowi strzeliło do głowy, by pokazać publiczności takiego porąbanego potwora jak poseł Piotr Misiło. Przecież to brutalne chamstwo, agresywne kłamstwo, trujący ekstrakt pogardy i nienawiści.
Zastanowiłem się i myślę, ze dobrze się stało. Wszyscy musimy usłyszeć sygnały alarmu. Wszyscy musimy wiedzieć co w trawie piszczy. Musimy wiedzieć aż do bólu co się dzieje, musimy dokładnie zdawać sobie sprawę z tego co szykuje wróg. To już nie są żarty. Absolutnie nie można tego alarmu zlekceważyć.
Powiem zwięźle, porównując ze znanymi historii najgorszymi wzorami - propaganda III Rzeszy, to epoka skrzeczących radioodbiorników ledwie transmitujących ochrypły wrzask Adolfa Hitlera i prymitywne hasła propagandy Josepha Goebbelsa. To były proste podziały - hitlerowski rasizm zwany nazizmem, przestrzeń życiowa dla rasy panów. Takie to prymitywne, a doprowadziło do brutalnej wojny światowej, w której zamordowano miliony ludzi.
Tak się stało ponieważ za tym prymitywem i wrzaskiem stała cała "kasta nadludzi" i interes wielkiego niemieckiego biznesu. Dlatego dzisiaj pana Piotra Misiły nie wolno lekce sobie ważyć.
Nie można tego lekceważyć, ponieważ po stronie prymitywnego wrzasku posła Piotra Misiły także stoi "kasta polskich nadludzi" i interes wielkiego niemieckiego biznesu.
Zauważmy, poseł Arkadiusz Mularczyk w bezpośrednim starciu po prostu sobie nie radził. Formalna prawda była bezsprzecznie po stronie Konstytucji oraz ustanowionego przez Konstytucję immunitetu poselskiego:
- Artykuł 105. Ustęp 1. Poseł nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za swoją działalność wchodzącą w zakres sprawowania mandatu poselskiego ani w czasie jego trwania, ani po jego wygaśnięciu. Za taką działalność poseł odpowiada wyłącznie przed Sejmem, a w przypadku naruszenia praw osób trzecich może być pociągnięty do odpowiedzialności sądowej tylko za zgodą Sejmu.
Ale zamiast uczciwej dyskusji mamy brutalny wrzask Piotra Misiły, który jest agresywnym zamachem na jedną z fundamentalnych zasad konstytucji i to pod fałszywym pretekstem obrony konstytucji. Można by to zignorować, można by potraktować to wystąpienie jako wybryk fanatycznego idioty. Ale tak nie jest.
Pana Piotra Misiło nie można lekceważyć, domyślam się, że jest to inteligentny człowiek, który dokładnie wie co robi. Przypuszczam, że pan Piotr Misiło rozumie, że pod pretekstem obrony Konstytucji wszczyna atak na konstytucyjną niezawisłość poselską.
Wystarczy popatrzeć jak świetnie sobie radził w brutalnym ataku na posła Arkadiusza Mularczyka.
Poseł Piotr Misiło nie jest sam, za nim jest cała "kasta polskich nadludzi", sprawa dyscyplinarna jest już prowadzona przez Naczelną Radę Adwokacką, która najprawdopodobniej wiedząc, że łamie konstytucję, posługuje się pokrętnymi prawniczymi pretekstami, zasłania się "skargami licznych osób". Naczelna Rada Adwokacka także nie jest sama. Stowarzyszenie "Iustitia" właśnie wykluczyło wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka [link].
Czy Naczelna Rada Adwokacka zdaje sobie sprawę z tego, że hitlerowski faszyzm realnie zaczął się pod pretekstem zamachu na Reichstag?
27 lutego 1933?
* * *
- michael - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
20 komentarzy
1. Włączyłem do powyższego felietonu link do programu "Minęła 20"
michael
2. UPARTY - W tej samej sprawie - o początku końca Antypisu
UPARTY, "O niezależności sędziowskiej i początku końca Antypisu" [link]:
michael
3. Misiło
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Szanowny @Michaelu :)
serdeczne podziękowania,my akurat słuchaliśmy "tego" ale warto zrobić to jeszcze raz,ku pamięci
serd pozdrowienia
gość z drogi
5. @ Marylu, ten facet z pewnością jest znakomitym instrumentem
niewątpliwych zbrodniarzy bez sumienia, którzy programują człowieka jak maszynę. Potworność.
Polityczny "słup" masowego rażenia.
michael
6. A oni powoli stają się śmieszni
[link + tweet Dorota Łukaszów]
michael
7. Tomasz Duklanowski, GPC, "Tupeciarz z Polic..."
[link] Gwiazda ciamajdanu o inteligencji ślimaka winniczka
michael
8. Dziwna reguła Unii Europejskiej
michael
9. Roman Giertych - Zrozumiał, że Jarek zmierza do dyktatury
michael
10. Misiło=Zimmerman
Promotor Andrzeja Duda udzielił wywiadu niemieckiej gazecie. „Polska to praktycznie dyktatura”
Promotor pracy doktorskiej Andrzeja Dudy, prof. Jan
Zimmerman, udzielił wywiadu niemieckiemu dziennikowi „Die Welt”. Pada w
nim wiele ostrych słów o sytuacji panującej w Polsce.
W wywiadzie dla niemieckiej gazety profesor nie gryzł się język i
używał ostrych słów. W swoich wypowiedziach odniósł się między innymi do
projektów o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym.
Zimmerman był promotorem pracy doktorskiej Dudy, ale obecnie jest on
jednym z największych krytyków urzędującego prezydenta i jednocześnie
ulubieńców opozycji.
Problemy państwa prawa w Polsce napawają mnie głębokim niepokojem – mówi profesor.
Prof. Zimmerman uważa także, że zmiany które Andrzej Duda wprowadzi
do ustaw, w porównaniu do tych proponowanych przez Ministerstwo
Sprawiedliwości, będą kosmetyczne.
Promotor Dudy uważa też, że większość wykładowców prawa w
Krakowie i innych czołowych uczelni sprzeciwia się łamaniu konstytucji i
innym negatywnym zjawiskom związanym z prawem.
Zimmerman nie omieszkał też oczywiście wspomnieć o kampanii Polskiej Fundacji Narodowej dotyczącej sytuacji w sądownictwie. Owszem, są tacy, którzy są zarozumiali i aroganccy, ale nazywanie ich skorumpowaną „kastą” jest wielką przesadą – mówił.
W kontekście planów rządu dotyczących repolonizacji mediów, profesor także nie wróży sukcesu. Jego zdaniem mają
one już tak wielkie zasoby, a czytelnicy i słuchacze tak przyzwyczaili
się do tych mediów, że rządowi raczej nie uda się przeforsować
radykalnych zmian.
Szczególnie ostre słowa Zimmerman wypowiadał w kontekście obecnej sytuacji w Polsce. Polska jest praktycznie dyktaturą, ale miękką, słabą dyktaturą. (…) To już nie jest demokracja – mówił.
Źródło: dw.com
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. @ Marylu - już bardzo wiele lat przechwytujemy swoje myśli
michael
12. Iluz jeszcze
fenomenow spadnie z ksiezyca na zycie polityczne w Polsce. Misilo, ktory 'bezzskutecznie ubiegal sie o urzad burmistrza Polic" (liczba mieszkancow 41 745) rzeczywiscie wyglada jak przedwojenny amerykanski sprzedawca oleju z weza, ktory leczy wszystko.
Ta kadencja Sejmu chyba jest rekordowa pod wzgledem ilosci cudakow. A z cala pewnoscia pobity zostal rekord Polski w agresji.
13. WSPÓŁCZESNA DEFINICJA KOMUNIZMU
Komunizm jest grupą wpływu, złożoną z ludzi interesu, świadomie i celowo realizujących plan zniszczenia systemów etycznych i społeczno-politycznych w państwach, aż do wrogiego przejęcia władzy politycznej, w stopniu umożliwiającym trwałą degenerację prawa państwowego, w sposób zapewniający tej grupie przejęcie kontroli nad gospodarką, w celu długotrwałej pasożytniczej eksploatacji jej zasobów materialnych i ludzkich, pod ochroną prawa państwowego i międzynarodowego. (-) Cel w niej opisany może być osiągany wszelkimi, dostępnymi środkami.
[link] michael 10.08.2007
Zwracam uwagę na szczególnie groźne skutki definiowania komunizmu jako konkretnej ideologii albo formacji ustrojowej jakiegokolwiek państwa albo organizacji międzynarodowej. Prowadzi to do następującego rezultatu logicznego:
Powszechnie zakłada się, że atrybutem komunizmu jest tylko system poglądów [Ω]. Każdy twór, którego atrybutem nie jest system [Ω], nie jest uznawany za komunizm. Jest to błąd logiczny polegający na nietrafnym wyborze kryterium.
Uzasadnienie:
Prawdziwemu komunizmowi jest obojętne, jakim systemem poglądów będzie się on posługiwał, albo pod jaką formację ustrojową podszywał. Może to być [Ω], albo każdy inny system. Komunizm zmienia deklarowane systemy poglądów jak rękawiczki. Jest mu też zupełnie obojętne, jaki zadeklaruje cel, bo prawdziwy zawsze jest ukryty. Cel deklarowany jest maską i zarazem narzędziem używanym do zniszczenia systemu ideologicznego i ustrojowego atakowanej ofiary. Cel ideologiczny, deklarowany przez komunizm, jest antyideologią, dobieraną stosownie do tej ideologii, która ma być zniszczona. Współczesną maską komunizmu jest "poprawność polityczna" i "zasady równości" we wszystkich dziedzinach życia społecznego.
Używając metafory:
Prawdziwym atrybutem bandyty jest napad, a nie użyta w czasie napadu maska. Bandyta najchętniej do każdego napadu używa innej maski, więc każda z tych masek powinna być traktowana wyłącznie jako maska, a nie jako element rysopisu. Ważnym atrybutem komunizmu, przepraszam – bandyty, jest skłonność do korzystania z takiej maskarady – a nie maska, jako taka.
Nieprawdziwe jest również twierdzenie, jakoby komunizm upadł razem ze Związkiem Sowieckim. Nieprawdą jest, że komunizm nie istnieje, jako problem cywilizacyjny. Przeciwnie, komunizm istnieje, ma się dobrze, nadal się rozwija i jest ważnym sprawcą aktualnych problemów naszej cywilizacji. Komunizm nie upadł, komunizm się schował.
Komunizm XXI wieku, nieco tylko zmienił technikę maskowania, dostosowując się do zmiany warunków. Maskuje się skutecznie, używa nieco innej frazeologii, ale jego istotne atrybuty nie zmieniły się. Komunizm dzisiaj, w 2017 roku, jest nawet agresywniejszy i bardziej destrukcyjny, niż kiedykolwiek. Do przeprowadzenia dowodu sformułuję współczesną definicję, wyprowadzoną z modelu komunizmu, jako formacji pasożytniczej. Przyjmuję hipotezę, że cechy, odkryte przez pruski Sztab Generalny w 1917 roku są rzeczywistymi atrybutami komunizmu. Przedstawiona wyżej definicja jest wersją roboczą, którą zaproponowałem w sierpniu roku 2007, jako wniosek z przedstawionego wcześniej rozumowania.
michael
14. CZY PREZYDENT JEST Z NAMI?
"Oni po prostu odjechali!", czyli kulisy relacji prezes Kaczyński - prezydent Duda. Co będzie dalej?
CZYTAJ TAKŻE: Na łamach nowego numeru „Sieci” wywiad z prezesem PiS. „Czy prezydent jest z nami? Nasze spotkanie pokazało, że są daleko idące różnice zdań”
W listopadzie dokonamy oceny całego rządu i wówczas zapadną decyzje. Ale na razie, patrząc na ogólne wyniki, mogę powiedzieć: jest dobrze – mówi Jarosław Kaczyński podczas rozmowy z Jackiem Karnowskim („Musimy wiedzieć, czy prezydent jest z nami”). Prezes PiS komentuje także aktualne wydarzenia polityczne, również sprawę poparcia Polaków dla działań partii.
Spotkanie z prezydentem pokazało, że możemy rozmawiać, jednocześnie jednak pokazało, że są daleko idące różnice zdań. Czy da się je sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika, który pozwoliłby posunąć sprawę reformy sądownictwa naprzód, tego dziś nie wiem. Zobaczymy, co dokładnie zaproponuje prezydent
- mówi Jackowi Karnowskiemu premier Kaczyński.
W chwili, gdy piszę te słowa, ustawy przygotowywane przez ludzi prezydenta wciąż nie są publicznie znane. Kierownictwo PiS ma jednak dobrą orientację co do zamiarów Andrzeja Dudy na podstawie rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z prezydentem oraz innych źródeł. Z moich informacji uzyskanych od najważniejszych polityków partii rządzącej wynika, że propozycje prezydenta uważane są za nie do przyjęcia. – To blamaż legislacyjny, a do tego propozycja niekonstytucyjna – mówi mi bardzo ważny polityk PiS. Sam Jarosław Kaczyński miał określić prezydenckie ustawy jako „horrendalne rozwiązanie”.
Co konkretnie nie podoba się kierownictwu PiS? Jednoznaczny sprzeciw budzi propozycja odpowiedzi na pytanie, co zrobić, jeśli w parlamencie nie uda się wybrać członków zreformowanej Krajowej Rady Sądownictwa większością 3/5, co jest przecież więcej niż prawdopodobne, zwłaszcza przy założeniu, że będą to osoby wyróżniające się gotowością do wprowadzania zmian, a nie nijakie lub bierne. W takiej sytuacji prezydent chce osobiście wskazywać członków KRS. W rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim miał powiedzieć: „My się jakoś dogadamy”, w domyśle co do decyzji personalnych. Taka deklaracja to jednak dla PiS coś zbyt ulotnego. Tym bardziej że chodzi o sprawę zasadniczą: które kręgi świata prawniczego będą podstawą kadrową nowego rozdania. – Nie chodzi o to, żeby wstawić do KRS „swoich”, bo „swoich” nie mamy. Sędzia pisowski to zjawisko w przyrodzie nieznane, coś jak yeti. Ale są ludzie, którzy nie boją się stawiać prawa ponad interes korporacyjny, i to na nich chcemy się oprzeć – relacjonuje debaty w kierownictwie PiS mój rozmówca.
Jest też inny problem: przyznanie prezydentowi prawa wskazywania członków KRS jest niemal na pewno niezgodne z konstytucją, która jasno i konkretnie mówi, że głowa państwa ma w tej kluczowej dla sądownictwa instytucji jednego przedstawiciela. Pozostałych członków Rady prezydent „powołuje”, a nie wybiera. Gdyby uznać, że może wskazać wszystkich członków KRS, zdaniem wielu prawników konieczna byłaby kontrasygnata premiera lub ministra sprawiedliwości, co sprowadzałoby całe rozwiązanie do absurdu. Według PiS najlepsze byłoby powierzenie wyboru członków KRS – w razie sejmowego pata – Senatowi. Mógłby on również stosować zasadę 3/5, tym bardziej że w izbie wyższej ryzyko klinczu jest minimalne.
Nie do przyjęcia są dla kierownictwa PiS również propozycje dotyczące Sądu Najwyższego. Do zaakceptowania jest jedynie rezygnacja z zasady wygaszenia całego składu SN i wprowadzenie w zamian zmian w wieku emerytalnym sędziów; taka była pierwotna koncepcja Ministerstwa Sprawiedliwości, zakładana jeszcze na etapie budowania ogólnych założeń poprzednich ustaw, zarzucona później w parlamencie. Wątpliwości budzą jednak szczegóły, które sprawiają, że swoje stanowisko zachowałaby I prezes SN Małgorzata Gersdorf. (…) Swoje miejsca pracy zachowałaby także większość sędziów SN – według wyliczeń ośrodka prezydenckiego krótko po przyjęciu ustaw odeszłoby ledwie 40% sędziów. PiS ocenia, że byłoby to jeszcze mniej. W tle jest spór, jak interpretować konstytucyjne umocowanie Sądu Najwyższego. Prezydent uważa, że jest to sąd znajdujący się pod szczególną ochroną konstytucji, bo taka była intencja autorów ustawy zasadniczej. Kierownictwo PiS ma inny pogląd, wskazując, że intencją autorów konstytucji było zabezpieczenie III RP przed wszelkimi istotnymi zmianami, i konsekwentne stosowanie tego typu analizy historycznej wykluczałoby jakąkolwiek poważną reformę. Do tego konstytucja w artykule mówiącym o możliwości zmiany ustroju sądów nie wskazuje SN jako podlegającego wyłączeniu, co oznacza, że parlament ma prawo do daleko idących zmian.
(…)
Co więcej, analizy PiS jednoznacznie wskazują, że propozycje prezydenta dają Sądowi Najwyższemu pewien zakres kontroli konstytucyjnej, co jest nie do zaakceptowania. Oznacza bowiem podważenie całej drogi polityczno-prawnej związanej z bojami wokół Trybunału Konstytucyjnego. SN mógłby wówczas stać się realizatorem i patronem tzw. rozproszonej kontroli ustaw. Nie byłoby żadnej gwarancji, że ustawy przyjęte przez parlament i podpisane przez głowę państwa nie byłyby podważane w sądach powszechnych. W rezultacie władza korporacji prawniczej zamiast zostać ograniczona, mogłaby wzrosnąć. Cały sens zmian zostałby podważony.
(…)
Jak będą wyglądały kolejne kroki większości sejmowej? – Nie chcemy wojny z prezydentem. Będziemy proponowali, by przyjął nasze projekty ustaw poprawione w tych punktach, na których mu zależy, a które są dla nas do przyjęcia – słyszę. Ale muszą to być takie ustawy, które dadzą gwarancję, że sądownictwem, a także Sądem Najwyższym, pokierują ludzie o dobrej reputacji, zdeterminowani, gotowi uzdrowić wymiar sprawiedliwości. PiS jest także gotowe zaakceptować swego rodzaju „autopoprawki” w projektach prezydenta, uwzględniające propozycje ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Oznaczałoby to jednak de facto konieczność napisania ustaw prezydenckich jeszcze raz, niemal od nowa, bo – tu znów cytat – „tego, co proponuje prezydent, punktowo poprawić się nie da”.
W tle sprawy sądów są oczywiście kwestie bardziej zasadnicze, dotyczące przyszłej drogi prezydenta i całego obozu dobrej zmiany. Kierownictwo PiS zdecydowanie odrzuca polityczne uzasadnienie wet, które publicznie prezentują doradcy prezydenta Dudy. Przywoływany przez prof. Andrzeja Zybertowicza argument o zagrożeniu dobrej zmiany „wykolejeniem” w wyniku protestów opozycji uznawany jest za błędną diagnozę. – W krajach o ustabilizowanym systemie demokratycznym nawet ogromne demonstracje nie wywracają władzy. Nawet milionowe marsze nie zmieniają decyzji większości. Demonstracje poprzedzające weta do tego poziomu nawet się nie zbliżyły. W szczytowym punkcie było to maksymalnie 20–25 tys. ludzi. Dużo jak na Polskę, ale wielokrotnie za mało, by nam zagrozić – słyszę od swojego rozmówcy z PiS. A co, jeśli demonstracje przerodziłyby się w jakąś wersję polskiego Majdanu? – To też nic by nie zmieniło. Mielibyśmy miasteczko namiotowe przez dwa lub trzy tygodnie i tyle. Przy wysokim poparciu społecznym nie jest to scenariusz szczególnie groźny – słyszę.
Obóz prezydencki weta tłumaczył także groźbą znacznego pogorszenia wizerunku Polski, przyklejenia nam łatki „drugiej Białorusi”. Dla przywódców PiS to także nie jest usprawiedliwienie. Jarosław Kaczyński wielokrotnie tłumaczył swoim współpracownikom, że każda próba naprawy Polski będzie się wiązała z próbami izolowania kraju i budowania zagranicznej presji. I że trzeba ten okres po prostu przetrzymać. Mówi to także w bieżącym wywiadzie dla „Sieci”. Podmiotowość w relacjach międzynarodowych jest bowiem nie tylko wartością samą w sobie, lecz także warunkiem koniecznym rozwoju kraju. Uznanie, że zagranica ma prawo weta, kończy się korkociągiem śmierci, rezygnacją z kolejnych szans, oznacza utrwalanie peryferyjnej pozycji Polski. Paromiesięczny, a nawet paroletni okres gorszych relacji z innymi krajami to cena, jaką warto zapłacić.
Weta prezydenta uważane są w kierownictwie PiS za wielki błąd polityczny, za dowód braku doświadczenia politycznego głowy państwa. – Ogłaszając swój warunek 3/5 jeszcze w trakcie prac sejmowych, Andrzej Duda złamał fundamentalną zasadę polityki: dał przeciwnikowi nadzieję na zwycięstwo, dał mu tlen – mówi mój kolejny rozmówca z PiS. Inaczej mówiąc: obóz III RP uwierzył w tamtym momencie, że może zwyciężyć, najpierw w tej bitwie, a później w całej wojnie. A tej nadziei już im brakowało po załamaniu się pierwszej fali rzeczywiście relatywnie dużych demonstracji KOD i po fiasku próby wykreowania chaosu wokół ustawy budżetowej.
W szerszym planie pojawiają się obawy o zmarnowanie wielkiej, dziejowej wręcz szansy. Kierownictwo PiS opisuje sytuację następująco: wskaźniki społeczne i gospodarcze są doskonałe, mamy sukcesy międzynarodowe, w tym wizytę Donalda Trumpa. I w takiej sytuacji Andrzej Duda decyduje się na akcję, która może zablokować drogę do kolejnych sukcesów, która wszystko może wysadzić w powietrze.Co gorsza, zagrożenie tym razem wyszło z obozu IV RP, z własnych szeregów. I nie bardzo wiadomo, jaki jest głębszy cel tego wszystkiego. Prezydent ma bowiem podejmować działania politycznie dwuznaczne, zarzuca mu się np. werbowanie młodych posłów PiS z niezłymi wynikami wyborczymi jako pełnomocników ds. referendum konstytucyjnego, co liderzy PiS jednoznacznie odczytują jako możliwy zaczyn jakiegoś rodzaju struktury poziomej, rozbijanie obozu. Zauważane są także bardzo silne zabiegi prezydenta o wciągnięcie „Solidarności” w swoje akcje polityczne. Do tego dochodzą zmiany w otoczeniu prezydenta odczytywane jako wypychanie lub degradowanie ludzi choćby podejrzewanych o lojalność wobec PiS.
Uważnie analizowane są wypowiedzi prezydenckiego rzecznika Krzysztofa Łapińskiego. To, że nie odciął się mocno od dziennikarskiej sugestii, iż powołanie Państwowej Służby Ochrony w miejsce BOR może zaowocować inwigilacją prezydenta, uznano za przekroczenie kolejnej granicy. – Łapiński nas wręcz nienawidzi, a przecież dostał od nas sto szans. Dostawał kolejne, nawet wówczas gdy poprzednie odrzucał lub porzucał – słyszę od bardzo ważnego polityka PiS.
Co ciekawe, Kaczyński nie uważa za realne – suflowanego przez niektórych – zagrożenia ewentualną frondą ze strony Polski Razem Jarosława Gowina, uważanego za polityka bardzo blisko współpracującego z prezydentem. – Gdyby zdecydował się wyjść, zabrałby nam może dwóch posłów. Pozostała siódemka, ósemka, zostałaby z nami – tak oceniał sytuację w gronie najbliższych współpracowników.
Co więc, według PiS, jest politycznym celem Andrzeja Dudy? Możliwość skutecznego kandydowania bez względu na zgodę partii rządzącej, a nawet wbrew niej. Taka taktyka jest odczytywana przez kierownictwo obozu jako skrajnie wręcz egoistyczna, grożąca klęską, destrukcyjna. Co ciekawe, moi rozmówcy – a są to ludzie obserwujący wydarzenia ostatnich dwóch lat bezpośrednio, osobiście w nich uczestniczący – odrzucają zarzuty o rzekome lekceważenie prezydenta. – To całe „Ucho Prezesa”, które chyba rzeczywiście jest operacją socjotechniczną, nie ma nic, ale to nic wspólnego z rzeczywistością. Twierdzenie, że prezydent był w pełni podporządkowany, a potem się zbuntował, to bajka – słyszę.
To Andrzejowi Dudzie przypisuje się odpowiedzialność za nie najlepsze relacje z prezesem PiS. Do pierwszych zgrzytów doszło jeszcze w czasie kampanii wyborczej. Jarosław Kaczyński uznał, że słynne zdanie Agaty Kornhauser-Dudy, wypowiedziane niespełna tydzień przed drugą turą – „Panie prezesie, ja się pana nie boję” – było dość impertynencką, niepotrzebną zaczepką. Później prezydent niespodziewanie zgłosił wątpliwości co do kandydatury Adama Glapińskiego, wieloletniego współpracownika Kaczyńskiego, na prezesa NBP (miał powiedzieć: „To ja się nad tym zastanowię”). Jego postawa wobec upamiętnienia tragedii smoleńskiej także nie pomogła: z planowanej wspólnej wizyty na grobie śp. Lecha Kaczyńskiego w składzie: prezydent, pierwsza dama, Jarosław Kaczyński oraz Marta Kaczyńska, zrobiła się wizyta wyłącznie pary prezydenckiej, bo lider PiS miał rzekomo nie pasować do wizerunku nowego prezydenta; jego doradcy mieli przy tej okazji mówić, że „prezydent nie może mieć żadnego pana”. Andrzej Duda miał też wycofać się z deklaracji o zgodzie na budowę pomnika śp. Lecha Kaczyńskiego przed Pałacem Prezydenckim, proponując w tym miejscu pomnik ofiar katastrofy, co z kolei lider PiS uznał za rozwiązanie bezsensowne, bo przecież w Pałacu pracował jego śp. brat. Pojawiła się natomiast tablica upamiętniająca poległego prezydenta, ale znacznie mniejsza, niż miała być. Jarosława Kaczyńskiego irytowało także pomijanie jego roli w doprowadzeniu do wyboru prezydenta przez różne osoby z otoczenia Andrzeja Dudy, eksponujące w zamian wątki mesjanistyczne.
Coraz rzadziej dochodziło też do spotkań obu polityków, zwłaszcza po tym gdy prezydent zdecydował, że nie będzie przyjeżdżał na spotkania do siedziby PiS na Nowogrodzką. Przełomem we wzajemnych relacjach był jednak 10 kwietnia 2016 r., gdy bez konsultacji z Jarosławem Kaczyńskim prezydent wygłosił przemówienie zawierające apel o wzajemne wybaczenie. Prezes PiS odpowiedział wówczas, że „wybaczenie jest potrzebne, ale po wymierzeniu kary”. Po tym zdarzeniu Kaczyński uznał, że najsensowniejszą odpowiedzią na ambicjonalną postawę prezydenta będzie ograniczenie kontaktów z nim do minimum. W maju 2016 r. doszło do ostatniej przed wetami, długiej, niemal czterogodzinnej rozmowy; to miała być próba „zawrócenia czasu”, podjęta z inicjatywy osób zaniepokojonych rozwojem sytuacji. Ale czasu nie dało się już zawrócić.
Według moich informacji prezes PiS był zdziwiony zachowaniem prezydenta, który wydawał się pogubiony. Chwilę później Duda skierował do Trybunału Konstytucyjnego ustawę o zgromadzeniach, bezskutecznie kwestionując m.in. zapis o rozdzielaniu wrogich sobie demonstracji. Sprawa była o tyle symboliczna, że to Kaczyński był celem prowokacji i ataków Obywateli RP dziesiątego każdego miesiąca na Krakowskim Przedmieściu, więc ruch prezydenta odczytał jako działanie oznaczające brak szacunku dla jego bezpieczeństwa, rodzaj złośliwości.
W PiS boleśnie odebrano także weto wobec ustawy o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, która miała dać państwu pierwsze narzędzia niezbędne do elementarnego uporządkowania „korporacji” samorządowej, niepodlegającej dziś żadnej kontroli, a dysponującej znaczną częścią pieniędzy publicznych. Potem była już sprawa sądów.
Według moich informatorów Jarosław Kaczyński bagatelizuje spory prezydenta z ministrami obrony i sprawiedliwości. Konsekwentnie negatywny stosunek prezydenta do Antoniego Macierewicza uważa za niezrozumiałą „zawziętość” i sądzi, że młodszy od szefa MON prezydent powinien się wykazywać większym szacunkiem wobec niezwykle doświadczonego politycznie, mogącego się pochwalić piękną biografią, ministra. Z kolei napięcie pomiędzy prezydentem a Zbigniewem Ziobrą jest traktowane jako naturalne iskrzenie między ludźmi z tego samego pokolenia, do tego byłymi współpracownikami, których drogi się rozeszły. Zdaniem prezesa PiS nie jest to coś, co powinno wpływać na sprawy wagi państwowej. Tym bardziej że wszelkie wątpliwości co do zawetowanych ustaw Duda mógł zgłosić bezpośrednio Kaczyńskiemu. Wystarczył telefon.
Czy Andrzej Duda będzie kandydatem PiS w kolejnych wyborach prezydenckich? Wszystko zależy od rozwoju sytuacji. Jeśli przeciwko niemu stanie silny kandydat, np. Donald Tusk, wówczas Jarosław Kaczyński udzieli Dudzie pełnego poparcia. Bo mimo wad – to znów cytat z wypowiedzi bardzo ważnego polityka – „decydują nie emocje, ale analiza, a ta wskazuje jasno, że Duda ma zasadniczą zaletę: nie jest Komorowskim”.
Z perspektywy kierownictwa PiS sprawy nie wyglądają więc dobrze. – Oni po prostu odjechali! Co ważne, odjechali teraz, gdy jest szansa na prawdziwą niepodległość, gdy mamy tyle sukcesów. I teraz wszystko próbuje się rozwalić. Ręce opadają! – tak oceniana jest postawa głowy państwa przez liderów PiS. Definiują sytuację następująco: trzeba szybko rozstrzygnąć dylemat – albo prezydent jest z PiS i obóz idzie dalej, albo doszliśmy do granicy tego, co możliwe w tej konstelacji. W tym drugim wypadku do końca kadencji rząd nie będzie podejmował wielkich reform, i skupi się na dobrym zarządzaniu oraz budowaniu poparcia. Wówczas jednak historyczna odpowiedzialność za to zaniechanie spadnie na głowę państwa.
Cały artykuł w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”. Polecam!
[link]
michael
15. MISIŁO W SWOJEJ NĘDZNEJ KRASIE
https://wpolityce.pl/polityka/359349-zawrotna-kariera-delegalizatora-pis
Publicysta „Gazety Polskiej” nie przebiera w słowach, ale trudno żeby był wyrozumiały dla polityka, który przed laty doprowadził do skazania innego dziennikarza, Andrzeja Marka („Wieści Polskie”), w oparciu o niesławny artykuł 212 k.k., zwany w środowisku dziennikarskim „kneblem wolności słowa”.
Przeciwko Misile protestowali wówczas przedstawiciele całego środowiska dziennikarskiego, począwszy od takich gwiazd TVN-u, jak Jolanta Pieńkowska czy Monika Olejnik, po prawicowych felietonistów Macieja Rybińskiego i Marka Króla. Protest przeciwko politykowi z Polic, pogodził nawet ówczesnych redaktorów naczelnych dwóch rywalizujących redakcji: Grzegorza Jankowskiego z „Faktu” i Mariusza Ziomeckiego z „Super Expressu”. Dziennikarze na znak protestu zamykali się w klatce, mającej symbolizować pętanie mediów.
Dziennikarskie żale jednak przebrzmiały, a sam niedoszły radny i burmistrz Polic znalazł nawet pracę w dużej firmie medialnej – został dyrektorem zarządzającym w Platformie Mediowej Point Group SA - wydawcy „Wprost”. Jak informuje „Dziennik Polski” „zasiadał równocześnie jako prezes lub wiceprezes w zarządach kilku spółek zależnych. Z PMPG związany był aż do 2011.”. Później znalazł zatrudnienie w cypryjskiej spółce Elegantus Ltd.
Dziś poseł Misiło, który w swojej stosunkowo krótkiej karierze, zdążył być politykiem Unii Wolności, Platformy Obywatelskiej, reprezentować własny komitet wyborczy, a dziś zasiada w ławach sejmowych z ramienia Nowoczesnej, stara się uchodzić za obrońcę demokracji i wolności słowa, aktywnie protestując m.in. przeciwko reformom sądownictwa. Jak na rasowego „demokratę” przystało, polityk .Nowoczesnej domaga się „delegalizacji PiS-u”. Jako „przejrzysty biznesmen”, nie widział też nic złego w pracy dla spółki zarejestrowanej na Cyprze, czy wydawaniu kilkuset tysięcy złotych z miejskiej kasy, na organizację i promocję koncertu Stanisława Soyki, na który sprzedano… 26 biletów. Sprawa obiła się nawet o prokuraturę. Jednak największą „wtopą” biznesmena Misiły jest niedokończona przez niego budowa Hanza Tower, który według „Dziennika Polskiego”, miał być „najwyższym wieżowcem między Gdynią i Berlinem, a zakończył się na wylaniu fundamentów, które po dziś dzień nie doczekały się wyrastających z nich ścian”. Choć dziennikarze pisali to w 2015 r., do dziś sytuacja obiektu niewiele się zmieniła. Faktem jest, że deweloper rozstał się ze „sprawnym menadżerem” jeszcze pod koniec 2013 roku, najpewniej widząc, że ten nie jest w stanie dokończyć inwestycji. (...)
Kajetan Kutnowski
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. szanowna pani prezes
takie są Ścieżki "kariery " tych z U.W plus PO a głupi LUD wciąż ich wybierał ONI lokowali diengi w rajach podatkowych a nedza w śród polskich dzieci osiągały swoje Himalaje/pamiętamy jak pewien psor kazał dzieciom jeść mirabelki i szczaw,
a dzisiaj ? dzisiaj właśnie przed chwilą pokazano tabelkę wzrostu dochodów w śród rodzin gorzej sytuowanych ,szczególnie tych wielodzietnych Ktoś zapyta jakim cudem,a tak po prostu,bo przestali co niektórzy kraść pod ochronnym parasolem PO i PSLu
CZAS na sprawiedliwość na tych,ktorzy szkodzili Polsce ,czas na ludzi z tamtych złych lat,lat w których kariery mogli robić "eleganciki" typu jak wyżej
gość z drogi
17. Porażka posła Nowoczesnej!
Porażka posła Nowoczesnej! Misiło przegrał wybory na szefa partyjnych struktur w regionie
„Jestem zaskoczony w tym sensie, że to jest pierwsza zmiana na stanowisku szefa regionu” - komentował Ryszard Petru.
Wybory władz regionalnych w Nowoczesnej przyniosły niemałe
zaskoczenie! Dotychczasowy szef regionu zachodniopomorskiego tej partii,
poseł Piotr Misiło, przegrał głosowanie już w pierwszej turze.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
18. nie dziwię się
i to nic a nic :) nawet ci od petru -swetru,też jakiś swój rozum mają,może malutki jak mawiał słynny Kubuś =Puchatek,ale mają
serd pozdr
gość z drogi
19. @gość z drogi
na przykładzie Misiło widac, że partia Petru ani nowoczesna, ani nawet inteligentna nie jest :)
Jak mają zwabić młodych? Na Misiło?
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
20. droga pani prezes :)
"fale Dunaju" na głowinie tego człowieka
na pewno nie porwą Młodych" nie te włosy,nie ten fryz a pustka w środku,też nie zachęca
gość z drogi