Nie rozumiem "totalnej opozycji" i jej zwolenników!
Nie wiem. Być może jestem jakiś niedzisiejszy.
Zostałem wychowany w przeświadczeniu, że powinienem zdobyć wszechstronne wykształcenie, nauczyć się języków obcych oraz nabyć umiejętność myślenia poprzez zrozumienie poglądów innych i skonfrontowaniu ich z moimi. Dodatkowo mówiono mi, żebym nigdy nie poddawał się opinii większości, ale doszukiwał się argumentów tej większości przeciwnych. Bo wtedy - jak mawiali moi mentorzy - na podstawie różnych poglądów będę umiał wyciągnąć wnioski i ukształtować swoje zdanie i ogląd rzeczywistości.
Wraz z o wiele młodszym ode mnie bratem i rodzicami jedliśmy niedzielne obiady pełne dyskusji. Było tak szczególnie wtedy, gdy ja miałem 12 lat i w sierpniu 1980 roku wybuchły strajki w całej Polsce. Ojciec słuchał Wolnej Europy i Głosu Ameryki a ja - dzięki rodzinie - poznawałem prawdę o Katyniu i czytałem "Rewolucję bez Rewolucji" L. Moczulskiego oraz "Folwark Zwierzęcy" G. Orwella. Do tego napatoczył się Witkacy, jego sztuki i powieść "Nienasycenie". Nawet było tak, że jeden z wierszy Witkacego przystrajał moją ścianę obok Lombardu i Republiki G. Ciechowskiego. Czytałem wtedy wszystko, co mogłem i pisałem streszczenia tych książek. Może dlatego tak łatwo było mi podczas nauki języka polskiego... nie miałem żadnych problemów, podobnie jak w przypadku historii, którą uwielbiałem.
Pamiętam 13 grudnia 1981 roku. Brak Teleranka i moja ministrancka posługa wraz z czytaniem Słowa Bożego, podczas niesamowitej i milczącej Mszy Świętej. Następnie nosiłem opornik i wybijałem szyby w komisariatach MO - śmieszne dzisiaj a wtedy bardzo niebezpieczne. Później - w roku 1983 - w Częstochowie witałem św. Jana Pawła II na Mszy Św. dla Młodzieży, byłem na pogrzebie bł. Jerzego Popiełuszki i na wszystkich spotkaniach z naszym papieżem. Tak się kształtowałem i tak czuję to ukształtowanie do dzisiaj. To ukształtowanie to Polska, myślenie po polsku i dbanie o polską rację stanu, o polską tradycję, wiarę katolicką, niepodległość, suwerenność, honor i godność naszego narodu. Tego wszystkiego nie może zanegować nikt, nawet najbardziej "postępowe" lemingi.
Mój o wiele starszy i niestety już nieżyjący przyjaciel mawiał: "Jeżeli w ciągu roku nie przeczytasz co najmniej 200 książek, to będziesz się cofał w swoim intelektualnym rozwoju". Powiedział to podczas jednej z naszych ogniskowych i żeglarskich biesiad, zakrapianych czerwonym wytrawnym winem i dobrym koniakiem wraz z pieczonymi rybami. Pracowaliśmy wtedy razem w firmie winiarskiej. Zaśmiałem się i stwierdziłem, że nie jest to możliwe, bo będzie brakować czasu i nieraz trzeba odpocząć a nie ślęczeć nad jakąś książką. Wtedy zaprosił mnie do swojego domu usianego regałami z książkami. Przeczytał je wszystkie a ja do dziś korzystam z jego biblioteczki i staram się przeczytać choć 30-40 książek w ciągu roku.
Swego czasu ucząc na ćwiczeniach studentów ekonomii starałem się poznać ich światopogląd. Gdy mi się to udało to tworzyłem ich jednorodne grupy pod względem ich poglądów w obszarze nauk ekonomicznych. I wtedy artykułowałem im zadanie na zaliczenie: każda z grup ma stać się piewcą innej i macie dyskutować używając tej innej argumentów. Było to dla nich arcytrudne, ale dzięki temu nauczyli się myśleć szeroko, znając wszystkie inne argumenty i poglądy. Poza tym wymagałem umiejętności poprawnego pisania i werbalnej prawidłowej polszczyzny.
To była stara szkoła, gdzie nawet najlepszy nauczyciel był dumny, że wychował jeszcze lepszego od siebie ucznia. Cieszył się mając jednocześnie poczucie własnej wiedzy, umiejętności i doświadczenia. Dziś jest to niemożliwe, bo nie ma w większości takich nauczycieli a ci, co są - wiedząc o swojej małości - premiują gorszych od siebie, miałkich ludzi w każdej dziedzinie.
I takie miałkie elity dziś mamy, szczególnie po stronie tzw. "totalnej opozycji". Obecnie rządzący muszą jednak być spadkobiercami normalności, normalności, o której napisałem powyżej. Podziwiam ich, bo naprawdę duża ilość PiS (ZP) naprawdę nosi znamiona mężów stanu. Tylko czy prawdę wszyscy? Jeżeli nie to musimy dalej walczyć.o polskość. !
A czy można być zdrajcą swojej narodowej tożsamości? No tak! Tusk i wszyscy z PO nie są zdrajcami, bo nie są duchowo Polakami! Podobnie jak dziwni ludzie spod znaku żydowskiego środowiska GW czy sowieckiego WSI. Oni nie są nami, nie są dumnymi Polakami.
P.S.
Liczę na prawą dyskusję
http://krzysztofjaw.blogspot.com/
kjahog@gmail.com
- Krzysztofjaw - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Wychowanie
lepszego od siebie ucznia bywa czasami ryzykowne, ale niewatpliwie warto i trzeba. Chocby nawet ryzykujac wlasny prestiz. Pamietam dwa takie ryzykowne przypadki. Oba z KUL-u.
I. Nie chcialem sie nudzic ograniczeniem do kilku podstawowych przedmiotow, wiec wybieralem rozne seminaria i wyklady monograficzne. Za kazdym razem inny, wymagajacy temat. Od III roku w gore.No i trafilo sie, na jednen z nich przychodzila sobie dziewczyna sredniej urody za to wielkiej erudycji. Przynosila sobie na zajecia po kilka grubasnych tomow w roznych jezykach. Znala; angielski, niemiecki i francuski. Rzadko zabierala glos i robila to bardzo zyczliwie. Dzieki niej moglem sie dowiadywac o niektorych niuansach omawianych teorii.
II Na zajecia z metodologii zaczal wpadac jakis student z jakiegos innego kierunku, moze ekonomii, i ja mu na to pozwalalem. Zadawal mi pytania na granicach moich mozliwosci. Raz uratowalem sie odbitkami xero tekstow anglojezycznych, bardzo zmatematyzowanych, ktore nie za bardzo potrafilem pojac. Chlopak bardzo sie ucieszyl. chyba wystarczyy mu do pracy magisterskiej i moglem dalej sobie zyc spokojnie uchodzac za uczonego pelna geba.
2. Umysł (jawnie) totalny; nowość po otwartym i zamkniętym ?
Nie jestem tak wszechstronnie i gruntownie przygotowany do tej dyskusji jak autor, Krzysztofjaw, dlatego tylko na marginesie, jeśli można… .
Pierwszym, który zapowiedział „totalność” na polskiej scenie politycznej, był D. Tusk. Uczynił to na 7-10 dni przed końcem kampanii wyborczej w 2007 r., zapowiadając taki właśnie charakter dalszej walki swego obozu do dnia samych wyborów.
Określenie to słyszałem w jego ustach tylko ten jeden raz, ale nie muszę tu dowodzić, że totalna walka z PiS nie ustała przez 8 lat po tych wyborach. Chyba żadna publiczna wypowiedź samego Tuska z okresu jego premierostwa nie była zmarnowana przez zaniechanie kopnięcia wroga politycznego (insynuacją, kłamstwem, poniżeniem), wręcz tylko do tego celu zmierzała, a wszystko inne było w każdej wypowiedzi tylko zagajeniem. Przejście od zagajenia do ciosu, ze 100% pewnością, sygnalizowały zwroty (wypowiadane z zająknięciami zakłopotanej niewinności): „nie chcę być złośliwy, ale…”, „nie będę przesadnie (krytyczny / niesprawiedliwy / surowy / itp.) jeżeli powiem…”, etc.
Zatem totalizm zapowiedziany przez G. Schetynę w 2016 r. to nic nowego, choć nastąpiła otwartość pod tym względem, a metody dostosowano do nowego, opozycyjnego położenia i nowych potrzeb.
I dalej, tylko na marginesie… .
Szokujących przykładów, które ilustrują poziom umysłowy (zwłaszcza totalniaków) nie brakuje nam, mimo to pozwolę sobie wrócić do jednego, rozebrać ten przypadek na czynniki. Bo choć jasne jest, że źródłem idiotyzmu jest idiota i – jak to się pisuje – „tyle w tym temacie”, to pozwolę sobie spojrzeć jak ono bije.
Weźmy słynne zawołanie: „dość dyktatury kobiet”, niesłusznie – jestem pewny – uważane za przejęzyczenie, choć tak czy owak, łatwo byłoby o szeroką zgodę, że wyszło z głowy… nienawykłej do koncentracji, „nowoczesnej”.
Moim jednak zdaniem jest ono wynikiem kojarzeń i spontanicznego wchodzenia w koleiny sylogizmu, którego mechanika już od niemowlęctwa samoczynnie uruchamia się bez wiedzy o prawach logiki formalnej.
Tyle tylko, że taki zarodek (niech mi tu będzie wolno użyć tego określenia) inteligencji, gdy uda mu się przetrwać w stanie „nieoszlifowania” do późnych lat, składa sylogizm w słynne już zawołanie w oparciu o następujące fakty:
1.) kobiety są w Polsce dyskryminowane i poniżane (dostatecznym na to dowodem jest stwierdzenie niepodważalnego faktu sprawowania władzy przez „PiS”);
2.) dyskryminację i poniżenie (w świetle światłej, tj. „nowoczesnej” nauki) zawsze niesie dyktatura w przypadku sprawowania jej przez prawicę;
3.) władza J. K. jest sprawowana w Polsce po dyktatorsku – wszak Prezes PiS (jakże celnie zauważa się) to tylko jeden człowiek (na którego zmarszczenie brwi rząd dosłownie nawet pada na kolana, co w świetle kamer odsłaniają miesięcznice),
ergo:
dyskryminacja to dyktatura a dyktatura to dyskryminacja.
Stąd właśnie: dyskryminacja kobiet to dyktatura kobiet.
No, to już dalej (bez przejęzyczenia): „dość dyktatury kobiet!”, co ma ogólniej wyrażać wezwania: „dość dyskryminacji kobiet”; „dość poniżania kobiet”; odbieranie im wolności pisowską metodą 500 +, też dość!
3. Totalniacy nie są idiotami!
Oni po prostu myślą od drugiej strony. Jeżeli w centrum wszechświata postawimy postawimy siebie samego (lub ogólnie mówiąc człowieka) i będziemy wszechświat poznawać od tej strony, niejako oddalając się od siebie samego to bardzo szybko zauważymy, że te dalsze rejony wszechświata są dla nas obojętne i nie ma co się nad nimi zastanawiać. Które rejony wszechświata są "dalsze"? Pytanie jest oczywiste, te które nie mają znaczenia dla bieżących naszych interesów. Praktycznie rzecz biorąc, jak się taki totalniak dobrze zastanowi, to żaden drugi człowiek nie ma dla niego stałego znaczenia, często nawet rodzice czy dzieci, nie mówiąc o żonie/mężu. Oczywiście nie ma tez żadnej ważnej instytucji. W końcu najważniejszy jest interes samego środka wszechświata, czyli jego samego.
Dlaczego w Ewangelii jest powiedziane, że Prawda na świat przyszła wraz z Jezusem Chrystusem? Bo na świat, by go poznać trzeba patrzeć z całkowitym pominięciem interesu własnego, ustanawiając punkt odniesienia poza tym światem! Oznacza to, że słuszna jest intuicja totalniaków o tym, że ludzie wierzący całkowicie pomijają ich interesy, bo uważają, że trzeba w opisie świata pomijać wszystkie interesy bieżące, definiowane subiektywnie.
Tak więc jesteśmy ich wrogami totalnymi, bo w ogóle nie myślimy o ich potrzebach.
Oczywiście jest to całkowita nie prawda, ale oni o tym nie wiedzą, bo nie potrafią logicznie myśleć.
Otóż cała nasza wiedza o świecie, wszechświecie, to jedna wielka implikacja.
Wyjaśnię to na przykładzie dociekliwego dziecka, któremu rodzice każą założyć czapkę przed wyjściem z domu.
Dialog wygląda mniej więcej tak:
-Załóż czapkę!
-Po co ?
-Bo jest zimno i żebyś nie zmarzł
-Dlaczego jest zimno, a wczoraj było ciepło?
-Bo Ziemia jest "kopnięta" i raz Słońce świeci mocniej, a raz słabiej i sa pory roku, które się zmieniają
-A dlaczego Ziemia jest "kopnięta"
-Bo był Wielki Wybuch i ....
- A dlaczego był Wielki Wybuch?
I tu dochodzimy do pewnego problemu, ponieważ uświadamiamy sobie, że tego nie wiemy i by zakończyć dyskusje z dzieckiem możemy mu zaproponować albo klapsa, albo po prostu nakazujemy założyć czapkę, bo odpowiedzi na to pytanie nie znamy.
Nie mniej jednak cała nasza wiedza o świecie nas otaczającym w wydaniu materialistycznym jest właśnie implikacją przedstawioną powyżej od końca i niejako przy okazji, uświadamiamy też sobie, że jedyne co wiemy to, że pierwszy poprzednik tej implikacji jest na pewno fałszywy, bo go nie ma w tym ciągu rozumowania.
Czyli, wszystkie wnioski z niego płynące są niedorzecznościami i każdy z nich ma wartość logiczną "jeden" identyczną z wartością logiczna prawdy. Czyli w kategoriach materialistycznych nie ma pojęcia prawdy!
Jeżeli zaś na początku rozumowania postawimy stwierdzenie, że "wierzę iż..." i rzeczywiście będziemy wierzyć, to pierwszy poprzednik całej implikacji okazuje się prawdą, więc jest możliwe, przynajmniej teoretycznie, oddzielenie prawdy od niedorzeczności.
Stąd też dziwna z pozoru obietnica, iz jeżeli będziemy mieć wiarę choćby jak ziarenko gorczycy, to będziemy góry przestawiać i krzaki sadzić na środku morza. Z perspektywy czasu staje się to jasne, jeżeli będziemy działać racjonalnie, każdy nasz czyn będzie uzasadniony logicznie, to na tyle nauczymy się posługiwać światem materialnym, że rzeczywiście zbudujemy sobie maszyny, które mogą przestawić góry i opracujemy technologie umożliwiające sadzenie roślin na morzu.
Nie mniej w wymiarze społecznym rzeczywiście myślimy z pominięciem interesu subiektywnego. Oczywiście zaspokojenie naszych potrzeb jest nieuchronnym skutkiem naszego działania ale nie jest jego źródłem.
Jeżeli więc dochodzi do zbyt dużego rozwarstwienia ekonomicznego to wtedy wielu ludzi zaczyna obwiniać nasz sposób myślenia winą za biedę powszechną i coraz więcej ludzi jest przekonanych, że te zasady są tylko propagandą, bo tak na prawdę dobrze żyją ci co myślą tylko o sobie, więc też tak chcą! Przy czym pojęcie biedy jest zawsze względne.
Odrzucają więc wszelkie rozumowania, które nie zaczynają sie od osoby. Czyli nie myślą o Bogu, nie myślą o państwie, nie myślą o ładzie przestrzennym miasta itd.
Jak ktoś zaczyna o tych sprawach mówić to staje się ich totalnym wrogiem.
uparty