Kanalie, czyli syf i malaria

avatar użytkownika kokos26

 

No i stało się. Niemal jednocześnie pożegnaliśmy dwie postaci symbolizujące patologiczny układ, jaki zawładnął Polską po 1989 roku. W Poznaniu pochowano doczesne szczątki Jana Kulczyka, a swoją prezydenturę zakończył mdławym i banalnym orędziem Bronek Komorowski, przechodząc do historii, jako promotor antyludzkich i antyobywatelskich ustaw. Choć zbieg tych dwóch wydarzeń można uznać za wielce symboliczny to nie zalecam przedwczesnej radości i ogłaszania, że oto złożono już do trumny System III RP. Co prawda wśród salonowych funkcjonariuszy już bez używania optycznych przyrządów powiększających widać rosnący strach i panikę to jednak próbują oni starego patentu polegającego na tym, aby metodą odwracania kota ogonem wywołać w narodzie psychozę strachu i poczucie zagrożenia wielce prawdopodobnym zwycięstwem prawicy w jesiennych wyborach do parlamentu.
 
To, co ostatnio wypisują dziennikarscy funkcjonariusze systemu - Tomasz Lis i Jacek Żakowski - można określić, jako bezczelne rżnięcie głupa. Obaj, bowiem postanowili zachowywać się niczym bohaterowie „Seksmisji” - Maks Paradys i Albert Starski, - którzy jak pamiętamy wyprowadzeni zostali po przeszło 50 latach ze stanu hibernacji i kompletnie nie wiedzieli, co w tym czasie działo się na świecie.
 
Zacznijmy od Lisa, który w swoim wstępniaku na łamach „Newsweeka” stwierdza, że:„delegitymizacja prezydentury Bronisława Komorowskiego ze strony PiS trwała przez całą jego kadencję, po przegranych wyborach partia poszła jeszcze dalej - przystąpiła do dehumanizacji prezydenta. […] Miarą tego, jakim człowiekiem jest i jakim prezydentem był Bronisław Komorowski, jest to, że seanse nienawiści organizowane przez pospolite kanalie znosił z godnością.”
Rozmrożony i wybudzony Maksiu Lis nie pamięta już jak duet złożony z kanalii w składzie Komorowski-Palikot organizował skoordynowane seanse nienawiści wymierzone w śp. Lecha Kaczyńskiego. A więc przypomnijmy mu, co działo się, gdy leżał w kapsule zamieniony w bryłę lodu. Otóż, kiedy w Gruzji ostrzelano konwój, w którym jechał polski prezydent, Komorowski kpił twierdząc, że „jaki prezydent taki zamach. Żeby nie trafić z trzydziestu metrów to trzeba pijanego snajpera”. Jego najbliższy przyjaciel Palikot, z którym Bronek spędził niejednego sylwestra w pewnej leśniczówce w lasach janowskich oraz zasadzał się w Rosji na głuszca w towarzystwie oficerów KGB, aktywnie w tej akcji pozbawiania godności urzędującego prezydenta uczestniczył. To on zupełnie bezpodstawnie zarzucał Lechowi Kaczyńskiemu alkoholizm, chorobę Alzheimera oraz publicznie nazwał go chamem. Lis przypisujący Komorowskiemu poczucie godności robi z siebie zwykłego pajaca, który od lat staje w obronie ewidentnych kanalii. Tę godność Komorowski najlepiej zaprezentował rżąc ze śmiechu na płycie lotniska, kiedy oczekiwano na trumny z poległymi w Smoleńsku. No, ale przypomnijmy również kim jest sam Lis i nie bazujmy tylko na ostatnim haniebnym oszczerczym i kłamliwym ataku wymierzonym do spółki z aktorzyną Karolakiem w córkę prezydenta Andrzeja Dudy.
 
Kiedy młoda licealistka z Gorzowa Wielkopolskiego, Maria Sokołowska miała odwagę by publicznie nazwać Tuska zdrajcą Lis pisał:  „Panna Marysia, licealistka z Gorzowa, została najbardziej znaną licealistką w Polsce. Wystarczyło nieokrzesanie i brak wychowania. […] Ona jest na swój sposób przerażająca. Ta buta, ta - mam wrażenie nienawiść - w spojrzeniu, te nienawistne słowa wypowiedziane z absolutną wiarą w ich słuszność.”
 
Czas przypomnieć, jaka jest ta prawdziwa wrażliwość Lisa na brak wychowania, nieokrzesanie i nienawistne słowa. To nie kto inny jak Tomasz Lis w 2006 roku zrobił gwiazdę ze zwykłego menela z dworca centralnego w Warszawie, Huberta H. Czym sobie ten wyrwikufel zasłużył, aby w charakterze idola wystąpić na antenie Polsatu w autorskim programie Lisa, „Co z tą Polską?”. Lisa urzekły te słowa wypowiedziane przez Huberta H. do stróżów prawa na dworcu centralnym: "Wy kmioty Kaczyńskiego, czego się ku..a czepiacie? To przez tego ch..a prezydenta, ch.j  mu w d..ę wbijam, mogę go wyr…ać, wyr…am obydwie kaczki".
Przebrany, ogolony wyperfumowany menel zasiadł naprzeciwko Lisa w charakterze jego alter ego. Tym razem prowadzący i jednocześnie gospodarz programu wykazał się przytępioną wrażliwością i nie zauważył u Huberta H. tak jak u Marii Sokołowskiej: nieokrzesania, braku wychowania i nienawiści w spojrzeniu oraz wypowiadanych słowach.
Warto też opisać kulisy tej całej akcji odnalezienia i sprowadzenia do telewizyjnego studia owego lumpa i szumowiny. Oto fragment relacji „Newsweeka”: „Siedzimy z Hubertem w pokoju hotelowym i pijemy wódkę Luksusową, bo dzisiaj śpimy w luksusie. Za pokój 250 złotych zapłacił Tomasz Lis. Na obiad kupił Hubertowi schabowego, pięć opiekanych kartofelków i trochę surówki - 27 złotych. Zapłaciła czarnulka Ania, która opiekuje się Hubertem od rana. Przez cały dzień dwie osoby nie odstępowały go na krok, by podczas programu był trzeźwy. W końcu przez 15 minut oglądało go sześć milionów osób.
Teraz wypadłoby, choć w skrócie opisać te 15 minut na antenie.
 
Tomasz Lis: Dlaczego obraził pan prezydenta?
Hubert H.: - Po prostu go nie lubię. Ja głosowałem na Tuska ( specjalnie dobrana publika entuzjastycznie klaszcze )
Tomasz Lis: - Czyli głosował pan, brał udział w wyborach?
Hubert H.: - Tak
Na koniec Lis podsumowuje: „Tak sobie zawsze myślę, że ktoś o te nasze prawa do głosowania walczył, więc choćby dlatego powinno się pójść głosować. A po drugie jak ktoś nie idzie głosować, to nawet nie ma prawa żeby narzekać. Pan Hubert był, głosował, narzekał dosyć głośno, może zbyt głośno, ale w każdym razie chcemy narzekać. Idźmy głosować - wybory za tydzień.”
Chyba nie musę dodawać, że nawet sam Lis nie mógł na serio wierzyć w to, że ten notoryczny alkoholik rzeczywiście głosował. Była to zwykła ustawka opłacona wódą i schabowym z ziemniaczkami, a być może czymś jeszcze? Już po całej tej hecy zorganizowanej przez Lisa Hubert H., który powrócił na dworzec przyznał coś w rodzaju swoich własnych nominacji do nagrody Grand Press mówiąc: „Wszyscy byli! Jak mnie oblecieli z tymi mikrofonami, to nie wiedziałem, co się dzieje. Ja powiem jedno: największą klasę to mają: Lisu, Najsztub i Żakowski. Reszta tak sobie.”  Czyżby wymienieni z nazwiska byli najbardziej hojni w goszczeniu tego zwykłego żula?
 
Przejdźmy teraz do nominowanego i docenionego przez Huberta H., Jacka „Albercika” Żakowskiego, który nagle rozmrożony zaczyna drzeć szaty nad upartyjnieniem mediów. Oczywiście temu, które być może nastąpi po jesiennych wyborach. Dotychczasowe upartyjnienie jakoś nie za bardzo mu przeszkadzało. Na portalu wp.pl Żakowski pisze: „Dziennikarze "wSieci" snują swoje marzenia o TVP bez Lisa, Kraśki, Tadli, Lewickiej i Ordyńskiego. Zbawiającym TVP księciem na białym koniu ma być Jarosław Sellin, rycerz z PiS-owską chorągwią, który pod hasłem odpartyjnienia ma nadać im słuszny charakter. Do głowy by mi nie przyszło, żeby w jakimkolwiek partyjnym funkcjonariuszu upatrywać ratunku przed upartyjnieniem mediów. Nie trzeba być geniuszem, by zgadnąć, że odebranie mediów jednej partii przez inną partię nie może oznaczać ich odpartyjnienia.”    
Ja bardzo przepraszam, ale kiedy Żakowski krzyczał z okładek „Polityki” - „Tusku musisz!” i„Bronku, do broni! -  to nie rozwinął tego w kierunku - Tusku musisz odpatryjnić media czy Bronku, do broni za odpartyjnione media. On wzywał wszystkie ręce salonu III RP na pokład do walki z demokratyczną opozycją. Jakoś nie przypominam sobie negatywnej reakcji Żakowskiego, gdy Andrzej Wajda zasiadający w 2010 roku w honorowym komitecie poparcia dla kandydatury Bronisława Komorowskiego na prezydenta stwierdził publicznie: „To wojna domowa. (...) Mamy przyjaciół w TVN, wspiera nas też druga prywatna telewizja.”
Tak naprawdę Wajda pysznił się wtedy, że salonowcy mają wszystko, bo komu sprzyjała i sprzyja telewizja publiczna chyba nie trzeba przypominać. Nigdy też nie słyszałem, aby Żakowskiemu przeszkadzał związany z PO, Jan Dworak, kiedy rządził telewizją publiczną, a dzisiaj stoi na czele KRRiT.
 
Przerażone widmem utraty władzy cyniczne kanalie już wkrótce zaczną apelować o odpartyjnienie wszystkiego, co się da - od mediów publicznych po spółki skarbu państwa. Mamy oto wysyp obrońców i strażników demokracji oraz wojowników o wolne obiektywne i uwolnione od partyjnych wpływów media, na czele których staje Żakowski, członek założyciel Towarzystwa Dziennikarskiego, które samozwańczo nazwało się „dziennikarzami z górnej półki”. Warto przypomnieć, co to za „dziennikarskie kwiecie” oprócz Żakowskiego zasiada w tej towarzyskiej knajpie GS-u. Są to: Seweryn Blumsztajn (Gazeta Wyborcza), Jan Ordyński ( były szef POP PZPR w „Rzeczpospolitej”), Wojciech Maziarski (Gazeta Wyborcza), Cezary Łazarewicz ( dziennikarska „Hiena Roku 2012”), lewak Robert Walenciak, Dorota Warakomska, Jacek Rakowiecki (do marca 2015 r.. rzecznik prasowy TVP)
 
Oczywiście jestem jak najbardziej za odpartyjnieniem mediów, ale widząc, kto obłudnie i cynicznie o to apeluje ogrania mnie pusty śmiech. Do dziś przetrwała zbitka dwóch słów, która panujący brud i bałagan, albo towarzystwo złożone z kanalii i szemranych obleśnych typów określała jako syf i malaria. Powiedzenie wzięło się stąd, że kiedyś syfilis próbowano leczyć zarażając chorych właśnie malarią. Liczono, że nieznoszące wysokiej temperatury krętki blade zniszczy wysoka gorączka towarzysząca tej tropikalnej pasożytniczej chorobie. Oczywiście zakładano, że dojdzie do tego zanim pacjent umrze na jedną bądź drugą przypadłość.
Nagła fałszywa troska Żakowskiego o odpartyjnienie mediów to nic innego jak dołożenie malarii do panującego już w III RP syfu. My musimy szybko zwalczyć obie te choroby bez korzystania z podpowiedzi czerwonych i różowych dziennikarskich kanalii pozujących dzisiaj na uzdrowicieli i krzewicieli dobrych manier. Bądźmy uważni i obserwujmy to co się wokół dzieje, bo jak ktoś kiedyś mądrze powiedział: „Rechot należy do żab, uśmieszek - do małp, śmiech - do ludzi. A więc - wystarcza słuchać i obserwować.” Ja proponuję szczerze śmiać się z tych kanalii – w końcu jesteśmy ludźmi.
 
Tekst opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta
Nowy numer od jutra w kioskach

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz