Ziemkiewicz, Semka i inni - dyskusja panelowa i jej sens
W niezawodnym portalu Blogpress.pl znalazłam {TUTAJ} informację:
"17 sierpnia (poniedziałek) - Chwała zwycięzcom czy chwała pokonanym? Gontarczyk-Matyszkowicz-Semka-Ziemkiewicz i in. (Warszawa) Kalendarium, czw., 13/08/2015 - 20:54 Plus Minus i kwartalnik Fronda LUX przy wsparciu Studenci dla Rzeczypospolitej zapraszają na debatę:
Chwała zwycięzcom czy chwała pokonanym?
Spierać się będą:
Piotr Gontarczyk - Instytut Pamięci Narodowej
Mikołaj Mirowski - publicysta
Mateusz Matyszkowicz - strona autorska - Fronda
Piotr Semka - Tygodnik Lisickiego
Wojciech Stanisławski - Rzeczpospolita
Rafał A. Ziemkiewicz - Tygodnik Lisickiego (...)
Cafe Niespodzianka (Marszałkowska 7), 17 sierpnia, o godz. 18:30.".
Impreza zaczęła się o 18:40. Nie pojawił się Piotr Gontarczyk, ale pięciu pozostałych uczestników panelu stawiło się w komplecie. Przyszło czterdzieści kilka osób. Spotkanie filmowaly dwie kamery i bylo ono transmitowane "na żywo" {TUTAJ} [jest nagranie]. Wydarzenie to ma także swoją stronę na Faceboku {TUTAJ}
Zagaił redaktor z Frondy-Lux, a po nim głos zabrał Wojciech Stanisławski z Plusa Minusa [weekendowe wydanie "Rzeczpospolitej"]. Mowil on o trójkącie zwycięstwa -klęski - obojętnośc na historię. Po nim głos zabrał Rafał Ziemkiewicz i kompletnie mnie zaskoczył. Zaczął on bowiem od... skrytykowania mojego wpisu na blogu "Myć nogi, czy ręce - dylemat Rafała Ziemkiewicza" {TUTAJ}. Polemizowałam w nim z felietonem Ziemkiewicza "Powstanie Warszawskie a Bitwa Warszawska" {TUTAJ}.
Ziemkiewicz oświadczył, że nie mam racji z tym dylematem, bo w świadomosci zbiorowej jest miejsce tylko na jedno centralne wyydarzenie i powinien nim być triumf, a nie klęska. Szybko odpowiedziałam, że każda elipsa [poza zdegenerownym okregiem] ma DWA ogniska, a wszystkie planety krążą przecież po elipsach. Ziemkiewicz powtarzał potem tezy swego felietonu - wychwalając Bitwę Warszawską, a surowo krytykując Powstanie Warszawskie.
Pozostali uczestnicy dyskusji nie podzielali zdania Ziemkiewicza. Piotr Semka zwracał uwagę na rolę emoocji i na to, że zaczynając walkę - nie można liczyć na same sukcesy. Trzeba umieć sobie radzić z porażkami oraz z klęskami. Mikołaj Mirowski podkreślał znaczenie Powstania Warszawskiego jako manifestacji woli narodu polskiego do posiadania własnego państwa oraz demonstracji możliwosci Państwa Podziemnego. Rownież Stanisławski doceniał znaczenie Powstania.
Pod koniec dyskusji prowadzący zadał pytanie o Żołnierzy Wykletych. I tu znów zaskoczenie. Ziemkiewicz bowiem bardzo chwalił Żołnierzy Wyklętych, podkreślając, że ich walka przyczyniła sie do zachowania prywatnej własności ziemi w Polssce i pomogła Kosciołowi Katolickiemu. To, iż ponieśli oni klęskę, jakoś w tym przypadku mu nie przeszkadzało. Zaczęłam podejrzewać, że Ziemkiewicz Powstania Warszawskiego po prostu nie lubi.
Gdy prowadzący ogłosił zakończenie dyskuji, upomniałam się o możliwość odpowiedzi na zarzuty Ziemkiewicza pod adresem mojej notki na blogu. Mimo, iż poparła mnie jeszcze jedna pani - ani Ziemkiewicz, ani prowadzący nie chcieli do tego dopuścić. Odezwał się też inny słuchacz pragnący dyskutować o roli Dmowskiego. Te słowne przepychanki zajęły oczywiście więcej czasu niż krótka rzeczowa dyskusja, której Ziemkiewicz wyraźnie się obawiał. Arkadiusz Przechodzki w linkowanej wyżej stronie Facebooka także narzekał na brak dyskusji po spotkaniu.
Muchy w nosie Ziemkiewicza nie byłyby może warte szczególnej uwagi, gdyby nie to, że podobne praktyki stają się nagminne. W ciągu ostatnich czterech miesięcy przysłuchiwałam się pięciu dyskusjom panelowym [w kazdej z nich udział brało co najmniej trzech dziennikarzy]. W trzech z nich publiczności do głosu nie dopuszczono, a w czwartej na pytania z sali przeznaczono tylko ok. 25 minut. Rodzi to pytanie o sens takich debat. Jeśli wiadomo, że dziennikarze chcą słuchać tylko samych siebie - to lepiej jest obejrzeć nagranie w Internecie niż tłuc się na drugi koniec miasta. Brak rzeczywistego kontaktu ze słuchaczami i czytelnikami najbardziej szkodzi jednak owym dziennikarzom. Pogrążeni w samozachwycie - tracą powoli kontakt z rzeczywistością.
- elig - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. Ten człowiek
który dawniej - ostatnio jakby przestał - tak chętnie powtarzał pogardliwy neologizm "polactwo" pewnych uczuć nie zna i nie pojmuje. Są mu po prostu obce.
2. @guantanamera
To samo mówił o nim Semka.
3. Ujęłam to tak:
Są tacy, co w fotelach oceniają tę walkę ofiarną...
Jedni mówią, że Wasze czyny były głupie. Inni, że szalone.
Wy postanowiliście paść w ziemię, obumrzeć jak ziarno (J.12,24)
by obdarzyć nas, dzisiaj, najobfitszym plonem...
4. panele
Rzadko chodzę na dyskusje panelowe, ale też zauważam, że w przeciwieństwie tych co bywały przed dziesięciu laty, dyskusje ze słuchaczami teraz nie istnieją.
Celem takich dyskusji bywa najczęściej promocja książki a nie szukanie zgody lub określenie różnic i ich przyczyn. Też mam do RAZ uczucia mieszane, ale należy uznać Jego wielkie zasługi oświecające Historię i dające pożywkę dla myślenia - jak chociażby dyskusja opisane przez Ciebie. Pozdrawiam
5. Publicyści reżimowi?
My nie mamy dziennikarzy w dawnym tego słowa znaczeniu, czyli ludzi obserwujących rzeczywistość niejako w imieniu czytelników. Nie mamy publicystów, którzy chcą komentować to co widzą i zastanawiać się co z tego co widzą wynika. Każdy szuka jakiegoś patrona ideologicznego, chce się wpisać w jakiś nurt intelektualny i za nim podążać.
Kiedyś było tak, że w przestrzeni publicznej ludzie mówili i pisali co chcieli, natomiast kwestia podziału tych publikacji na nurty była dokonywana ex post przez tych co te dyskusje obserwowali. Teraz jest odwrotnie. Odnoszę wrażenie, że teraz, gdy ktoś ma potrzebę pisania lub mówienia najpierw szuka trybuny i mówi co z danej trybuny wypada powiedzieć. Osób zachowujących się inaczej w mediach jest niewiele, to na prawdę rodzynki.
Nieco inaczej jest w mediach społecznościowych. Tu ze względu na mnogość trybun jest jeszcze dość dużo osób o tradycyjnym sposobie rozumienia publicystyki i dla tego te media odegrały tak wielką rolę w odbudowie życia politycznego w Polsce, w obronie podmiotowości narodowej, w tym że wybory władz są jednak czasami wyborami prawdziwymi.
W tej chwili te media jakby słabły. Istotą mediów społecznościowych było sianie myśli a teraz jesteśmy w czasie żniw. Nie można przecież siać tuż przed nadchodzącymi żniwiarzami, bo to bez sensu.
Co miesiąc chodzę na Krakowskie Przedmieście, na miesięcznice. Im silniejsza jest nasza pozycja społeczna tym mniej ludzi jest na marszu. Początkowo byłem spadającą frekwencją nieco zaniepokojony, ale jak zobaczyłem wyraźną odwrotną korelację między między siła oddziaływania naszego środowiska a liczbą uczestników to jakbym się nieco uspokoił. Najciekawsza była dla mnie ostatnia miesięcznica. Zobaczyłem na niej zupełnie nowe twarze. Z osób znanych po raz pierwszy zobaczyłem m. inn. J.Kurskiego, który najpierw wyszedł z Katedry wraz ze zwykłymi ludźmi ale już jak Kaczyński szedł do samochodu wyraźnie widziałem jak do niego zagadywał usiłując przepchną Fotygę na dalsze od Prezesa miejsce. Myślę, że podobny proces zachodzi też obecnie w mediach. Różni ambitni ludzie starają się teraz dopchnąć bliżej Prezesa by pokazać wszystkim, że są oni w centrum wydarzeń.
Tak więc nie pozostaje mi nic innego, jak zacytować klasyka- Andrzejewskiego, który w Popiele i Diamencie raczył zauważyć, że "g... zawsze na wierzch wypływa". Myślę, ze niektórzy publicyści starają się obecnie zachowywać podobnie jak pan J.Kurski a wszyscy ci, którzy chcieli by przypominać ich stare poglądy nie są im mili.
Myślę, że obserwacja tych zjawisk jest zupełnie nowa rola mediów społecznościowych, która będzie niezwykle ważna jak skończą się żniwa poprzedniego zasiewu. Tak więc te uwagi po spotkaniu z dziennikarzami sa po prostu "nowym otwarciem". My żyjemy, ale co to za życie jak przyjdzie nam grzebać się w tym co wypływa na wierzch i własnoręcznie to usuwać. Na szczęście mam dość silnie zakorzenione poczucie obowiązku, więc może ocalimy nasz plon.
uparty