Polscy siłowicy
W rosyjskiej tradycji władzy funkcjonuje zjawisko „głupka na tronie”. Władcy utrzymywanego jako dekoracja ceremoniału dworskiego, bez istotnego wpływu na politykę państwa. Ten utrzymują różnego rodzaju frakcje interesu i koterie pałacowe. Wraz z ekspansją Moskwy poza granice ruskie, model ten nabrał „kolorytu” europejskiego. W takim rozumieniu, że powstała instytucja „pełniącego obowiązki” miejscowe rosyjskiego urzędnika. W Polsce byli (są!) to „popowie” – pełniący obowiązki Polaków. Niezależnie od okresu, taka kukła musi jednak wykazywać łącznie kilka cech, tak! nie oszukujmy się, ludzkich: ograniczony intelekt, cynizm, arogancja, pycha, pazerność, skłonności kryminalne, a najlepiej wprost genetyczna mafijność, wreszcie, last but not least, kanoniczne zaprzaństwo, kundlizm w postaci dosłownego niszczenia społeczeństwa zarządzanego z nadania Moskwy. Mówimy o modelu obowiązującym, bo wszystkie jego elementy są aktywne: Rosja, jej pojęcie wolności narodów Europy Środkowej i Wschodniej, ruskie (dokładnie z tamtej epoki!) metody działania Rosjan, tu zaś – prawdziwy charakter „suwerenności” tzw. państwa III RP. Jeśli wszystko jest „tu i teraz”, to ktoś pełni też rolę „głupka na tronie”. Kto z „polskich polityków” (dużo tu tego „peo” i literek „p-e-op-e”) spełnia wspomniane kryteria „mentalno – osobowościowe”? Jest wielu pasujących do tej drugiej strony lustra. Nie ma dziś jednak dowodu na to, że – po ucieczce tuska – jest ważniejsza od komorowskiego rosyjska kukła na obszar Polski. Tak zwany obóz niepodległościowy ma już absolutną pewność, że za tydzień + parę dni PKW ogłosi oficjalnie detronizację tej kukły. Zastanówmy się, czy to jest realne.
I stwierdźmy od razu, że jest to bardzo mało realne. Albo inaczej: jest bardzo mało prawdopodobne, że mistrzowie marionetek warszawskich pozwolą, aby Prezydentem został Andrzej Duda. Z jakich bowiem powodów Rosja miałaby – po raz drugi – pozwolić na ryzyko „eksperymentu niepodległościowego” nad Wisłą? Czy po to „zrobiła” Smoleńsk, żeby teraz patrzeć przez palce na obejmowanie najwyższego urzędu w Polsce przez ministra w Kancelarii Prezydenta, którego „sprawa” została ostatecznie rozstrzygnięta 10 kwietnia 2010 r.? Wskażcie chociaż jedną kwestię po tej dacie, która – w „produkcie” finalnym – nie przeobraziła się w sukces Putina. I niech nikt mnie nie rozśmiesza tezami o załamaniu rosyjskiej gospodarki, krachem giełdy moskiewskiej i rubla, a już zwłaszcza – jeszcze większym zubożeniem Rosjan. To są, z całym szacunkiem dla tzw. prostych Rosjan, pierdoły dyplomatyczne. Żaden z władców Kremla nigdy ani nie planował ani nie prowadził polityki podnoszenia standardów życia poddanych. Jedynym celem istnienia „rosyjskiej państwowości” było i jest żerowanie na efektach cudzej pracy. Póki starczało dorobku kupieckich Nowogrodów i Pskowów, dziedzictwa Samarkandy, Buchary i Chiwy, potencjału Astrachania i Kazania – żer zamykał się w granicach ruskich (albo kulturowo bliskich). Ale zagrabione szybko się kończyło, bo nie było równocześnie własnej produkcji, więc szakal zaczął przekraczać granice cywilizacyjne. Ekspansja poszła nad Bałtyk, Morze Czarne, na Kaukaz, ale też za Ural i na północ, nad Ocean Arktyczny. Doszła też Litwa, potem w ogóle Rzeczpospolita. Kluczem stało się panowanie nad obszarami bogatymi w surowce naturalne. Bez nich bowiem dzisiejsza Rosja praktycznie przestałaby istnieć. Co jest miarą skrajnego prymitywizmu rosyjskiej i państwowości ogólnie, i gospodarki w szczególności. Z tego przede wszystkim wynika ogromna, i słabo dostrzegalna, aktywność Kremla w Arktyce i Antarktyce. Ta wypaleniskowa kultura ekonomiczna polegająca nie na innowacyjnych technologiach wydobywczych, ale prostackim przenoszeniu łopaty i wiadra na ropę z jednego punktu globu na drugi, bo w pierwszym już skończyły się zasoby. I moglibyśmy tak dalej snuć nić tego absolutnie najważniejszego paradygmatu polityki rosyjskiej. Włącznie z tym, co działo i dzieje się na naszych oczach. Na liście tych zdobyczy jest także i Polska. A właściwie zdobyczą jest przywrócenie po krótkim okresie po 2005 r. hegemonii nad Warszawą. Nasz kraj, jak już nie raz pisałem, nie jest zaś żadnym „małym”, „niewiele znaczącym” państwem w Europie. I już nawet nie chodzi o wyróżniające się (jeszcze …) na tle reszty Starego Kontynentu liczbę mieszkańców i powierzchnię. Polska, także w warunkach niekorzystnych, jest potężnym żywiołem wolnościowym, owszem, ukrytym, gdy zostaje siłą zniewolona, ale drzemiącym i grożącym wybuchem na okoliczne narody, jeśli pozwoli jej się swobodnie działać. Dziś Rosji wystarcza złamanie kręgosłupa moralnego Warszawy, i to osiągnęła, instalując nad Wisłą karykatury w rodzaju komorowskiego, tuska, kopacz i sikorskiego. I teraz Kreml miałby to utracić (albo ryzykować utratę) tylko dlatego, że marionetka, w którą inwestował od wielu lat okazała się głupsza, niż standard „głupka na tronie” przewiduje? Że otoczenie komorowskiego, w tym szczególnie aparat medialny, popełniło zasadniczy, i klasyczny dla sowietyzmu, błąd propagandowy zaprzestania codziennego, mozolnego wbijania gawiedzi wyborczej w Polsce miliona gwoździ kłamstw. Uznano, iż maszyna jest już dostatecznie nakręcona i nic nie trzeba robić, żeby wygrać z PiS. Ale co to obchodzi Putina? Przecież to sami „Polacy” po Smoleńsku ogłosili otwarcie ZUPEŁNIE NOWEGO okresu relacji z Rosją, opartego na przyjaźni, graniczącej z miłością. Więc niech teraz ci od świeczek na grobach sowieckich żołnierzy i od korzystania z rosyjskich doświadczeń wyborczych (PKW), dyplomatycznych (sikorski) oraz porządku konstytucyjnego (komorowski) zadbają, by nic się nie zmieniło.
I tu właśnie dochodzimy do zasadniczego pytania: Czy gwarantem utrzymania władzy Moskwy nad Warszawą jest dziś komorowski? Według mnie następuje likwidowanie przez Putina tego narzędzia władzy. Dowody są różne, ale symptomatyczne jest na przykład dość słabe zwalczanie, zwłaszcza w mediach, książki Wojciecha Sumlińskiego o komorowskim (wbrew różnym tezom głoszonym w tzw. prawicowych mediach). A już czymś nie do przecenienia jest w ogóle proces karny, w którym komorowski jest a) przesłuchiwany i b) stawiany w niezwykle kompromitującym świetle sprzeczności zeznań. Zdaje się, że ten I sekretarz już „się kończy”. Nie znika jednak to, co z mozołem tworzył, razem z tuskiem, od 8 lat: zmiany w strategii bezpieczeństwa, modelu sił zbrojnych i dowodzenia armią, legislacji i praktyce systemu infrastruktury krytycznej, prawodawstwie obywatelskim. Pamiętajmy, że są to formalne podstawy nie tylko ograniczania zgromadzeń, ale także łatwego mechanizmu wprowadzania stanów nadzwyczajnych, a nawet „zaproszenia” obcych służb do pacyfikacji buntów społecznych. Dziś, jak słusznie zauważa Aleksander Ścios, nie jest istotnym pytanie o to, co PiS i osobiście Andrzej Duda zrobią po oficjalnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich. Kluczowym zagadnieniem staje się kwestia posiadania przez Jarosława Kaczyńskiego (i Andrzeja Dudę) scenariusza działań w sytuacji NIE WYGRANIA tych wyborów. A odpowiedź na to pierwsze (de facto nieistotna właśnie, bo oczywista) pytanie, czyli: Przede wszystkim zrobią wszystko, by wyjaśnić Smoleńsk, staje się równocześnie kluczem do hipotezy o utrzymaniu przez środowisko tuska i komorowskiego władzy za wszelką cenę. Nie jest ważne, kto będzie nowym gensekiem na Polskę tego towarzystwa. Oni nie mogą dopuścić do dokumentów i możliwości działania, w tym na arenie międzynarodowej, osób otwarcie mówiących o tym, że 10 kwietnia 2010 r. to nie jest sprawa zamknięta. Z ich perspektywy to walka o życie. Dlatego PiS ma teraz chyba już ostatnią szansę na udowodnienie swojego przywództwa szerokiego obozu niepodległościowego. Jeśli – po raz kolejny – położy po sobie uszy po ogłoszeniu, że komorowski wygrał, straci wiarygodność. A nam zostanie, już dosłownie, zejście do podziemia.
Niezależnie jednak od tego, czy doczekamy się owego scenariusza „ulicznego”, warto wrócić do przypadku ponadprzeciętnego zidiocenia komorowskiego i jego ludzi. Ewidentnie dotknęła tę sitwę katastrofa „samozachowawcza”. Chociaż może to jedynie ujawnienie poziomu umysłowego będące efektem wyjścia komorowskiego „na miasto”. Głupota z dnia na dzień się nie wzięła, problem pojawił się wtedy, gdy obóz zdrady narodowej – z nie do końca jasnych powodów – nie narzucił własnych zasad kampanii wyborczej, ale przyjął warunki przeciwników. Intelekt komorowskiego nie podołał tym wyzwaniom, co zresztą nie jest jakąś szczególną niespodzianką, zastanawia jednak kompletny marazm i skrajnie defensywna postawa jego dotychczasowego zaplecza. Otoczenie wpadło w popłoch, czego świadectwem jest deklaracja, a potem wniosek o referendum w sprawie JOW. Z równoległą propozycją zmiany konstytucji. Jedynie pojmowanie świata lekcjami z magla i programów olejnik (czego niemało przykładów doświadczam w swojej pracy …) pozwala pogodzić ze sobą formalną niemożność procedowania JOW, także w postaci referendum, z wnioskiem o nie. I nic nie pomaga, że sam komorowski zgłasza ten problem owym postulatem usunięcia konstytucyjnej przeszkody. Chłop w zapadłej wsi rozumie, że nic nie będzie z wysypania ziaren zboża w miejsce, które polem nie jest, a kamienistym ugorem i że najpierw trzeba tam zrobić porządek, ale tego rodzaju epokowe odkrycia myślowe są obce ludziom poobwieszanym dyrektorskimi i kierowniczymi przymiotnikami przed nazwiskiem. Gra nie idzie jednak o tych ludzi, bo magdalenkowa władza po 1989 r., wcześniej też zresztą, jak to w państwie sowieckim jest normą, miała i ma ich w drugiej części definicji III RP według tuskowego sienkiewicza. Kto przejmuje teraz tylne siedzenie, to jest ważne. Obserwujmy wyraźnie, co się będzie działo dziś, podczas debaty, w kolejnym tygodniu przed wyborami, i potem. Wyciągajmy wnioski już także teraz, z tego, co widzimy. Powstaje partia (już! z ponaddziesięcioprocentowym, według sondaży różnych gówien onetowo – michnikowych, poparciem) z balcerowiczami, frasyniukami i tym podobnymi. Z olechowskim w tle. Wciąż aktywnym esbeckim demiurgiem „partii antysystemowych”. Jest Kukiz, co do intencji którego nie mam pewności. Nawet jeśli są one szczere i dobre, nie jest on mężem stanu, charyzmatycznym politykiem z nie tylko wizją, ale również metodą działania. Natomiast nie wolno nam zapominać, że wykonał już wielką robotę pt.: „Zgromadźmy pod jednym szyldem tłumy”. Dla inżynierów „mechanizmów demokracji” z WSI i SB to fantastyczny komunikat. Czasy cechuje odchylenie „prawicowo – nacjonalistyczne”, Kukiz – skutecznie – dużo mówi o Polsce i jej interesach, o Polakach i ich godności. Czyli „mądrością etapu” jest patriotyzm. Problemem to oczywiście nie jest żadnym, dorobek marksizmu – leninizmu zna wszak pojęcia i komunizmu narodowego, i frontów narodowych, i ruchów patriotycznego odrodzenia, i wojny ojczyźnianej, a jak będzie trzeba to wróci się i do socjalizmu narodowego. Ważne jest by władzy raz zdobytej – nie oddać. Bo tylko władza jest celem. Patrzmy, kto będzie krzyczał o otwieraniu szampanów, i na cześć kogo, o kim ciepło się wypowie doktor nauk prawnych (sporo doktorów praw firmowało na przykład rzeczony narodowy socjalizm, wielu z nich działało zresztą też na ziemiach wcielonych, choćby w Poznaniu, no i Generalnej Guberni, czyli obszarach, gdzie dziś wygrywa PiS). Co zrobi drugi z panów, co to robili kariery od polonijnego pucybuta do miliardera, od podpisywania umów o współpracy w przedmiocie ochrony socjalistycznego porządku prawnego do kontraktów nabycia majątku narodowego, telekomunikacyjnego na przykład.
Trudno nam ocenić dzisiejszą sytuację polityczną w wojsku, czy są tam ambicje władzy cywilnej. Możliwe, że ich nie ma, ale nie wolno nam też zapominać, że 10 kwietnia 2010 r. zamordowano całe dowództwo armii, w osobach generałów, przynajmniej dających nadzieje na zmianę na polskie oblicza sił zbrojnych. Później zaś przyszedł komorowski i zrobił wszystko, by „sformatować” system dowodzenia armią pod hipotetyczną (?) sytuację „ czasu wojny”, której zarządzaniem może zająć się jedynie Prezydent. Ta gorączka legislacyjna komorowskiego w obszarach „wojennych”, „stanów wyjątkowych”, „cyberbezpieczeństwa”, a nawet „klęsk żywiołowych” jest zastanawiająca. Przede wszystkim: Po co to zrobiono? Dla naszego „bezpieczeństwa”? Tak rozumianego, jak ochrona Polski przed rosyjskim monopolem dostaw surowców energetycznych?
Służby specjalne w państwie ludowo – platformowym to fikcja. Z jednej strony, co roku oficjalne raporty ABW mówią o coraz większej aktywności Rosjan w Polsce, z drugiej – podajcie mi przykłady adekwatnej reakcji tej (i innych) służb. To są jakieś listki figowe. Ale też czy te struktury mają dziś za cel postawioną ochronę polskich, narodowych interesów? Gdyby miały, ani PKP nie sprzedawałoby spółki zarządzającej jedną z największych w Polsce siecią światłowodów, ani też budowa gazoportu nie byłaby w takim stanie, jak jest, prowadzona przez firmę bardzo mocno powiązaną z rosyjskim sektorem energetycznym, kontrolowanym przez takich „siłowików", jak Igor Sieczin.
I wreszcie środowiska komunistycznej bezpieki, wojskowej i cywilnej. W nich najprawdopodobniej tkwi największy potencjał kreowania „nowego ładu”. I nowego „komorowskiego”. Ich podstawowym zasobem jest informacja i nie łudzę się, że jej użyją, jeśli zajdzie taka potrzeba. To zaś może w zupełności wystarczyć, by zadekretować, najpierw, „stan wyjątkowy”, potem „system dowodzenia” w „sytuacji kryzysowej”. Unia nie będzie z tym miała żadnego problemu, w końcu jeśli we Włoszech stworzyła „rząd autorski”, to czemu miałaby się nie zgodzić na podobne rozwiązanie w „rosyjskiej strefie wpływów”. Tym bardziej, że „rząd polski” przygotował specjalną ustawę, która może wprowadzić na ulice tak Trójmiasta, Wrocławia, Warszawy, jak Bielska Podlaskiego, Zakopanego, czy Tomaszowa Lubelskiego niemiecką sd (za Hitlera pisało się to z dużych liter – SD, Sicherheitsdienst). Przecież szefami Interpolu (a o jakiej innej „bratniej pomocy policyjnej” w ramach Europy mówimy? …) byli tacy panowie z SD, jak Reinhard Heydrich i Ernst Kaltenbrunner, znawcy zagadnień „porządku konstytucyjnego”, „ostatecznych rozwiązań”, „akcji oczyszczających”, „czynności operacyjnych na ulicach” i „miejsc internowania”. Dlaczego mielibyśmy (?) nie skorzystać z doświadczeń europejskich, w końcu. Doświadczeń służb, które na gruncie polskim potrafiły też skutecznie współpracować z innymi służbami socjalistycznymi. Na przykład NKWD. A przecież Rosja to też Europa, a przecież socjalizm to europejskość … Zatem?
Kończąc, chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że nie jest moim celem wpychanie czytelników w jakowyś defetyzm. Zagłosuję na Andrzeja Dudę i Was gorąco do tego zachęcam. Nie będziemy mieć prawa do krytyki po wyborach, jeśli nie pójdziemy na II turę i tak nie zagłosujemy. Nie wpadajmy jednak w triumfalizm. Jeśli chcemy mieć pokój – szykujmy się do wojny.
O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.
- Warszawa1920 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Autor
Wpis w dziesiątkę. Tak właśnie jest.
I nie słowa, nie gawędziarstwo są w stanie to zmienić. Owszem zaczęło się zmieniać w dobrą stronę, ale ledwie zaczęło!!!!
2. @Warszawa1920
" Dziś, jak słusznie zauważa Aleksander Ścios, nie jest istotnym pytanie o to, co PiS i osobiście Andrzej Duda zrobią po oficjalnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich. Kluczowym zagadnieniem staje się kwestia posiadania przez Jarosława Kaczyńskiego (i Andrzeja Dudę) scenariusza działań w sytuacji NIE WYGRANIA tych wyborów. "
bo strona bezpieczniacka jest przygotowana i to znakomicie.
Do tych rozważań warto dorzucić tekst Stanisława Michalkiewicza:
Operacja zatykania szczeliny
"Bo – jak wspomniałem – system wprawdzie się rozszczelnił, jednak chyba nie na tyle, by doprowadzić do zniszczenia układu wynegocjowanego jeszcze w latach 80-tych między Amerykanami i Sowieciarzami i ustalonego w 1989 roku w Magdalence przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych i odpowiedzialnych. Taka właśnie nadzieja ożywia red. Adama Michnika, sprzeciwiającego się oddawania Polski „gówniarzom”. Nietrudno mu się dziwić w sytuacji, gdy Polska jest szykowana w charakterze prezentu dla starszych i mądrzejszych. Zadni „gówniarze” nie są tu potrzebni, a skoro tak, to należy spodziewać się intensywnych działań operacyjnych w wykonaniu pierwszorzędnych fachowców nie tylko z naszego nieszczęśliwego kraju, ale i z krajów zaprzyjaźnionych.
Pewne zwiastuny widać zresztą już teraz w postaci przygotowań do zainstalowania nowych partii; jednej z udziałem prof. Leszka Balcerowicza, co to brał udział we wszystkich modernizacjach naszego nieszczęśliwego kraju – ostatnio w kreowaniu wiekopomnych reform charyzmatycznego premiera Buzka."
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3389
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Dobrze, że pojawiły się informacje
o tym, że śmietnik pod ambasadą Federacji Rosyjskiej w 2013 roku podpalili ludzie Bartłomieja Sienkiewicza... Mam nadzieję, że ta prowokacja będzie podczas dzisiejszej debaty wspomniana...