Chleb, wino i kraj oszustw
Smaczny i zdrowy chleb jest bardzo prostym produktem. Od zarania dziejów wyrabiano go z mąki zbożowej z dodatkiem wody, soli oraz drożdży lub zakwasu (szczypty mąki zalanej odrobiną wody, odstawionej w ciepłe miejsce na dobę) – i nic ponad to. Aby chleb nie przykleił się do dna pieca lub formy stosowano duże liście (np. chrzanu) lub otręby. Tak też stanowiły obowiązujące w Polsce normy, ale ich stosowanie od 1 stycznia 1994 nie jest obowiązkowe jak przedtem.
No i nasi piekarze, korzystając z dobrowolności, zaczęli dodawać takie „polepszacze” jak: E220 – dwutlenek siarki; E280 – kwas priopionowy; E281 – priopian sodu; E339 – fosforan sodu; E920 – L-cyteinę i czort wie co jeszcze. Doprowadzili do tego, że bochenek chleba ważący 0,4 kg udaje dawny kilogramowy, a przecież pieczywo sprzedaje się na sztuki. Warto tu przypomnieć, że zgodnie z normami obowiązującymi do 1.01.1994 r. bochenki chleba powinny mieć wagę 1 lub 2 kg.
Poza tym smak „polepszonego” chleba jest daleko gorszy od tego wyrobionego tradycyjnym sposobem bez użycia tych wszystkich E..., ma „nadmuchaną”, watowatą konsystencję i gumowatą skórkę trudną do pogryzienia. Tą całą chemię nadymającą chleb, stosują piekarze z pazerności i jest to forma oszustwa.
Dlatego w mojej rodzinie od dawna przestaliśmy kupować chleb w sklepie. Pieczemy w zwykłym piekarniku wspaniałe, pachnące bochenki z chrupiącą skórką, a 1 kg kosztuje nas ok. 2,5 zł wliczając w to energię elektryczną i wodę kupowaną w 5 litrowych opakowaniach.
Lubimy wypić szklaneczkę wina do weekendowego obiadu. Wielokrotnie nacinaliśmy się jednak na wina butelkowane przez krajowe firmy. Za często było to fałszowane paskudztwo – jak się domyślam – rozcieńczane wodą z dodatkiem okowity dla przywrócenia odpowiedniego „woltażu”. Taki proceder jest bezczelnym oszustwem – nikt chyba tego nie zaprzeczy.
Aż wreszcie odkryłem, iż Lidl oraz Biedronka sprowadzają wina od bezpośrednich wytwórców. Można u nich kupić po przystępnych cenach stołowe wina reńskie, hiszpańskie, francuskie, portugalskie i włoskie. Może są jacyś rzetelni polscy winiarze i uczciwie butelkują w cysternach sprowadzane wina. Mam jednak dość eksperymentów i kupuję wino tylko w Lidlu lub Biedronce.
Nie chce mi się głębiej analizować skłonności naszych rodaków do oszustw. Wystarczy mi doświadczenie z zakupami po przekroczeniu południowej lub zachodniej granicy – papierosy, proszek do prania, czy kawa tych samych firm znacznie się różnią jakością od tych kupionych w Polsce i to wyraźnie na korzyść tych z zagranicy.
Nie bez powodu słyszy się u nas od dawna takie porzekadło wytwórców różnych produktów spożywczych – „To nie do jedzenia, to na sprzedaż.”
Nie dziwi mnie przeto decyzja Czechów o dokładnej kontroli produktów żywnościowych importowanych z Polski. Strasznie to bulwersuje naszych wytwórców, ale jeśli oferują uczciwie wykonany produkt, to czego się obawiają?
- Jan Kalemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
2 komentarze
1. @Jan Kalemba
„To nie do jedzenia, to na sprzedaż.”
Też sie spotykam z taką informacją, kiedy kupuję żywność bezpośrednio od producenta, czyli mleko od kryminalistki krowy, co za dużo mleka wg norm unijnych daje i jajek od kury grzebiącej pazurem w ziemi, a nie stojącej w klatce "pazurami do przodu".
Akurat Czesi robili te kontrole nie tylko polskim towarom żywnościowym i wcale bynajmniej nie w trosce o zdrowie swoich konsumentów, ale dla obrony swoich producentów.
Normy unijne maja wszyscy i wszyscy niszczą chemią nam jakość żywności.
Pozdrawiam serdecznie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Ha, ha!...
...nie wiecie wszystkiego! Głównym "polepszaczem" (tak stoi napisane na opakowaniu) jest jak najbardziej naturalna zmikronizowana szczecina świńska! Smacznego!
Niechlubny udział każdy ma: ten, który milczy, ten, który klaszcze...