Niewiarygodna policja drogowa. I co dalej?
Rebeliantka, pt., 12/12/2014 - 04:27
Drobna kolizja na ośnieżonej drodze w lutym 2013 roku w Czechowicach-Dziedzicach, spowodowana nieuwagą jednego z kierowców, doprowadziła - na skutek „błędów” policjantów drogówki - do licznych procesów sądowych. Końca tej farsy nie widać.
Czy skręt w prawo wchodzi w kolizję z ruchem pojazdu skręcającego w lewo?
Tak uważają policjanci z drogówki w Bielsku-Białej. To zadziwiające. Fotografia. nr 1 obrazuje jakie manewry wykonywały samochody uczestniczące w kolizji. Samochód Opel Vivaro bus skręcał w prawo z ulicy Krętej w ul. Lipowską, samochód Hyundai w lewo z ul. Lipowskiej w ul. Krętą. Ul. Kręta jest drogą podporządkowaną względem Lipowskiej, ale przy prawidłowym wykonywaniu skrętów oba tory jazdy są równoległe, niekolizyjne względem siebie. Potwierdził to w odpowiedzi na pytanie Sądu biegły z zakresu ruchu drogowego inż. Radosław Romanek. Bez jego opinii nie można było rozstrzygnąć tej „skomplikowanej” sprawy (sic!).
Fotografia Nr 1. Prawidłowe tory ruchu samochodów
Kolizja zdarzyła się w miejscu pokazanym na fotografii nr 2.
Kierujący Oplem Vivaro (bus) pan Fryderyk Szweda wjechał zaledwie dwadzieścia kilka centymetrów na ul. Lipowską. Jego samochód został uderzony przez Hyundaia, który ściął zakręt i zahaczył go lewym narożem zderzaka przedniego oraz lewym przednim kierunkowskazem. W samochodzie kierowanym przez pana Szwedę uszkodzony został klosz lewego przedniego kierunkowskazu oraz zderzak przedni z lewej strony (zdjęcie nr 3).
Stłuczkę spowodowała kobieta prowadząca Hyundaia, która nie zachowała należytej ostrożności na śliskiej drodze, a poza tym podczas jazdy korzystała z telefonu komórkowego, trzymając słuchawkę w ręce. Pani ta - po spowodowaniu zderzenia - zjechała na pobliski parking i zadzwoniła do męża, który wezwał policję. Mąż sprawczyni po przyjeździe na ul. Lipowską zażądał od poszkodowanego pana Szwedy 1000 zł (jak się wyraził „patola”), twierdząc, że to właśnie Szweda spowodował kolizję oraz zapowiadając, że jeśli nie zapłaci, na pewno będzie miał sprawę w sądzie i zostanie mu odebrane prawo jazdy na pół roku.
Policjanci dwukrotnie przyjeżdżali na miejsce stłuczki. Pierwszy raz około godziny 11, jadąc do „innego zdarzenia” na ul. Żurawiej (bardzo blisko skrzyżowania Lipowska- Kręta), a drugi raz około godziny 13. Nie wykonali żadnych czynności dowodowych oprócz wysłuchania obu kierowców. Nie wykonali też zdjęć, gdyż rzekomo popsuł im się aparat fotograficzny.
Ich ocena kolizji pokrywała się w pełni z oceną męża sprawczyni. W dokumentach, które sporządzili znalazły się sformułowania: „kierujący pojazdem marki Opel Vivaro jadąc ulicą Krętą nie zastosował się do znaku A-7 i w wyniku nieustąpienia pierwszeństwa przejazdu uderzył w prawidłowo jadący pojazd marki Hyundai…..W trakcie zdarzenia wykazał się brakiem zrozumienia przepisów ruchu drogowego”.
Przeciwko panu Szwedzie wniesiono sprawę do Sądu w Pszczynie na podstawie art. 86 par. 1 kodeksu wykroczeń („Kto na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, nie zachowując należytej ostrożności, powoduje zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, podlega karze grzywny”). Ponadto Policja odebrała mu prawo jazdy celem przesłania do Sądu wraz z wnioskiem o zatrzymanie go na pół roku, czyli tak, jak przewidywał mąż kobiety kierującej Hyundaiem.
We wniosku o ukaranie Policja napisała, iż pan Fryderyk: „nie zastosował się do znaku A-7, powodując zderzenie z prawidłowo jadącym Hyundai, czym spowodował zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym”. Wydział Ruchu Drogowego powołał jako świadków: rzekomo pokrzywdzoną, a faktyczną sprawczynię kolizji i dwóch policjantów, którzy przyjechali na miejsce stłuczki. W dokumencie wniosku zapisano, że innych świadków nie było, co stanowiło nieprawdę, gdyż pan Szweda przewoził busem pracowników wracających z pracy.
O tym, jak sędziowie na początku bezkrytycznie wierzyli Policji
Zarzuty Policji były absurdalne, gdyż w oczywisty sposób tory jazdy obu samochodów - przy prawidłowo wykonywanych manewrach skrętu - nie przecinały się, czyli fakt, że ulica Kręta była podporządkowana względem Lipowskiej, nie miał żadnego znaczenia „w sprawie”. Kolizja mogła nastąpić tylko wówczas, gdy któryś z samochodów zjechał na „niewłaściwy pas”.
Mimo to panu Szwedzie zabrano prawo jazdy na pół roku. W postanowieniu Sądu z dnia 12 lutego 2013 r. (sygn. II Ko 13/13), utrzymanym w mocy 22 marca, powoływano się na twierdzenia Policji, że to pan Szweda spowodował kolizję i ma rzekomo problemy ze znajomością znaków drogowych oraz że prowadzenie przez niego pojazdów samochodowych może zagrażać bezpieczeństwu komunikacji. Brzmiało to mocno dysonansowo na tle faktu, iż ewidencja kierowców naruszających przepisy ruchu drogowego potwierdziła, iż F. Szweda nigdy nie figurował w tej ewidencji, czyli nigdy nie zapłacił nawet mandatu.
W dniu 14 lutego 2013 r. wydano wyrok nakazowy (sygn. akt II W 116/13), w którym skazano pana Szwedę na grzywnę w wysokości 450 zł i koszty sądowe w wysokości 95 zł. Po wniesieniu przez niego sprzeciwu sprawa toczyła się na zasadach ogólnych.
Proces ujawnił, że policjanci we wniosku o ukaranie napisali „dziwne rzeczy” i wnieśli sprawę do sądu bez zebrania koniecznego materiału dowodowego. Konsekwentnie zeznawali oni, że przyczyną kolizji było rzekome „nieustąpienie przez pana Szwedę pierwszeństwa przejazdu z drogi podporządkowanej”. Dopiero późniejsza kategoryczna opinia biegłego wykluczyła taką interpretację przepisów.
Pan F. Szweda przedstawił liczne fotografie skrzyżowania wraz z pomiarami szerokości ulic i wniósł o przesłuchanie świadków kolizji – pracowników, których przewoził busem. Wszyscy oni zeznali, że zderzenie samochodów spowodowała kierujaca Hundaiem, która ścięła zakręt, uderzyła w busa i podczas zderzenia miała w ręce telefon komórkowy. Kierująca zeznawała chwiejnie, zmieniała zdanie co do miejsca, gdzie miała miejsce stłuczka, podawała fałszywe informacje nt. szerokości ulic, umiejscowienia znaku A-7 itd., a podczas drugiego przesłuchania przyznała się, że miała w ręce komórkę.
Biegły stwierdził w opinii, iż wobec faktu, iż policjanci nie zabezpieczyli śladów zdarzenia, nie wykonując zdjęć, o miejscu kolizji mogą przesądzić tylko dowody osobowe. Stanowczo wykluczył też interpretację przepisów drogowych, podawaną przez funkcjonariuszy, iż F. Szweda nie miał prawa wykonywać skrętu w prawo na skrzyżowaniu, gdy kierująca Hyundaiem skręcała w lewo z drogi głównej w ulicę podporządkowaną.
Pan Fryderyk został 4 października 2013 r. uniewinniony i jeszcze w trakcie procesu zwrócono mu prawo jazdy. Policja nie odwołała się od wyroku. Sprawczyni kolizji na wniosek F. Szwedy, popierany przez Policję, została ukarana przez sąd grzywną w wysokości 300 zł. Zasądzono też wobec niej 130 zł kosztów. Dla porównania: uchylony wyrok nakazowy wobec F. Szwedy opiewał na 450 zł grzywny (sic!).
Czego nie wyjaśnił Sąd, a co powinien?
W tej sprawie jest jeszcze jedna bulwersująca kwestia: co robili policjanci z drogówki w godzinach od 10.30-13.40 i kiedy „popsuł się” aparat fotograficzny?
Rzeczniczka prasowa bielskiej Policji potwierdziła, że policjanci Marchwicz i Frączek obsługiwali w tym dniu tylko 2 zdarzenia drogowe: 1/ w godz. 10.30 – 11.30 w Czechowicach-Dziedzicach na ul. Żurawiej. Podczas dojazdu na miejsce zdarzenia na ul. Żurawią, policjanci przejeżdżali obok zdarzenia drogowego na ul. Lipowskiej. W czasie obsługi zdarzenia na ul. Żurawiej nie wykonywali dokumentacji fotograficznej, a czynności zakończono ukaraniem sprawcy wykroczenia mandatem karnym. 2/ w godz. 11.30 – 13.40 w Czechowicach-Dziedzicach na ul. Lipowskiej (trasa dojazdu – Czechowice-Dziedzice ulicami: Żurawia, Krucza, Lipowska). Podała, iż w trakcie obsługi tego zdarzenia policjanci ujawnili awarię aparatu fotograficznego..
Ten scenariusz jest wątpliwy. Skoro jadąc na ul. Żurawią, policjanci przejeżdżali po godz. 11 koło miejsca kolizji na ul. Lipowskiej, a o 11.30 zakończyli interwencję na ul . Żurawiej, to gdzie byli przez ponad godzinę między godziną 11.40 a 13.00, gdyż dopiero o tej porze ponownie przyjechali na Lipowską. Oboje kierowcy zeznali, że oczekiwali na powtórny przyjazd Policji prawie 2 godziny (sprawczyni podała: „czekaliśmy te 2 godziny zmarznięci, aż dojadą”).
Ciekawe jest, że policjanci pobrali do służby aparat fotograficzny, odmówili wykonania zdjęć przejeżdżając po raz pierwszy ul. Lipowską, nie wykonywali zdjęć podczas pierwszego zdarzenia na ul. Żurawiej, gdzie nałożyli mandat, a podczas drugiego przyjazdu na Lipowską mieli „ujawnić awarię aparatu fotograficznego”, co jest dziwne, bo nikt wówczas już nie domagał się zdjęć. Były one zbędne wobec tego, że śnieg stopniał, nie było żadnych śladów, a oboje kierowcy przestawili samochody i nie było już czego fotografować.
Ta okoliczność jest interesująca także dlatego, iż podczas rozprawy pan F. Szweda złożył wniosek o zabezpieczenie nagrania z monitoringu na I piętrze Sądu na korytarzu w pobliżu sali rozpraw w dniu 29 maja 2013 roku i o włączenie tego dowodu w poczet dowodów sprawy. Na nagraniu powinno być widoczne, jak ustalona w późniejszym procesie faktyczna sprawczyni kolizji rozmawia na korytarzu przed rozprawą z policjantem-oskarżycielem, a z ich zachowań pod salą wynikało, że mogą być bliskimi znajomymi. Sąd w dniu 31 lipca poinformował, że zabezpieczył nagranie, ale ostatecznie nie przeprowadził tego dowodu. Szkoda!
Czy Policja może bez powodu zabrać dowód rejestracyjny kierowcy, a Sąd ukarać pokrzywdzonego?
Pan Szweda został też jednak ukarany przez Sąd (sygn. II W 68/140). Policja wniosła o ukaranie go za to, iż pomimo zabrania mu w dniu kolizji dowodu rejestracyjnego z powodu „uszkodzeń powypadkowych” (pęknięty klosz lewego kierunkowskazu, zadrapanie zderzaka lewego przedniego) poruszał się po drodze publicznej. Pan Szweda dowiódł przed Sądem, iż z zaświadczenia stacji diagnostycznej - uzyskanego w dniu po stłuczce - wynikało, iż samochód był sprawny, a zatem działania Policji były nieuzasadnione. Mimo to Sąd stanął na stanowisku, że istotny jest tylko fakt, że poruszał się on po drodze bez dowodu rejestracyjnego, a zatem naruszył obowiązujący porządek prawny, choć był to czyn o niskiej społecznej szkodliwości. Kara została określona jako grzywna w wysokości 100 zł, zasądzono też 130 zł kosztów sądowych. Nic mi natomiast nie wiadomo o tym, aby ukarano policjantów za zbędne zabranie dowodu rejestracyjnego.
Kto za to wszystko zapłaci?
Po uniewinnieniu przez Sąd od zarzutu spowodowania kolizji pan Szweda wezwał Komendę Miejską Policji w Bielsku-Białej do dobrowolnej zapłaty odszkodowania za zarobki, które utracił wskutek błędnego oskarżenia go i z powodu zabrania mu prawa jazdy (wniosek o ukaranie zaskutkował tym, iż stracił on pracę kierowcy busa dowożącego pracowników do firmy). Wnioskował też o dobrowolną wypłatę przez Policję zadośćuczynienia za naruszone dobra osobiste. Policja stwierdziła, iż działania funkcjonariuszy nie były bezprawne i nie widzi podstaw do wypłacenia żądanych kwot. Pouczyła też, że pan Szweda może dochodzić swoich roszczeń na drodze postępowania cywilnego.
A ja się pytam, po co nam taka niekompetentna Policja, po co tyle procesów, mnożących koszty prywatne i społeczne, za które funkcjonariusze nie są pociągani do odpowiedzialności służbowej i materialnej? Czy ktoś odpowie na to pytanie?
Artykuł ukazał się w numerze 34. "Warszawskiej Gazety".
Appendix.
Sąd Okręgowy w Katowicach uchylił wyrok sygn. II W 68/140, skazujący pana Szwedę za poruszanie się po drodze publicznej bez dowodu rejestracyjnego. Sprawa będzie ponownie rozpatrzona przez Sąd Rejonowy w Pszczynie w drugiej połowie stycznia przyszłego roku. Przypomnijmy, że kolizja miała miejsce w lutym 2013 roku. Zaiste, tempo procedowania imponujące.
- Rebeliantka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
9 komentarzy
1. Ciekawi mnie,
czy doczekamy się kiedykolwiek, że funkcjonariusze zaczną płacić ze swojej własnej kieszeni za "rażące błędy"?
Rebeliantka
2. Droga Rebeliantko
jedyny komentarz na jaki mnie stać dzisiaj, to:
WSZĘDZIE DNO !!!!
Dobrze, że pan Szweda wygrał, ale przecież prawda i zdrowy rozsądek są nieodmiennie ciągane po sądach !!!! Albo okładane karami.
Na przykład Radio Maryja. Za to, ze chwali .....Dobro!!!!
3. Guantanamero,
dobrze nazwane - niestety dno, dno i jeszcze raz dno.
Pan Fryderyk Szweda odniósł tylko pyrrusowe zwycięstwo. Wprawdzie udowodnił, że jest niewinny, a kolizję spowodował ktoś inny (rzekoma pokrzywdzona), ale zanim nastąpił przełom podczas rozprawy i zanim zwrócono mu prawo jazdy, stracił pracę kierowcy i możliwość dorobienia do skromnej emerytury. Poza tym poniósł szereg kosztów, jak choćby zaświadczenia ze stacji diagnostycznej, że samochód był sprawny i że nie istniała potrzeba jego doholowania do warsztatu, co sugerowali policjanci (sic!).
Proces też jest zawsze kosztowny, nawet bez adwokata. Trzeba przyjeżdżać na rozprawy, przygotowywać się do nich, gromadzić materiały dowodowe, etc. To są i pieniądze i nerwy.
Policja go oskarżyła o to, że z powodu "uszkodzeń powypadkowych" nie wolno mu było odjechać z miejsca kolizji (już po zakończeniu interwencji policyjnej) i w I-szej instancji został przez Sąd za to skazany. Wprawdze Sąd Okręgowy wyrok uchylił, ale sprawa nie jest jeszcze ostatecznie rozstrzygnięta.
No i rzecz najważniejsza - Policja odmawia dobrowolnej wypłaty odszkodowania i zadośćuczynienia.
Naprawdę trudno nazwać to wygraną.
Rebeliantka
4. Przeraża,
że zarówno policja jak i potem sędziowie lekceważyli oczywiste fakty:
szerokość tej drogi i bezkolizyjność skrzyżowania w tej akurat sytuacji. Po to są takie drogi budowane, zdaje się...
Jest to przykład na to, jak można chcieć po prostu zabraniać ludziom logicznie myśleć - i przewidywać.
Narzucanie bezmyślności.
Przynajmniej z tego powodu dobrze, że spraw została wygrana!!! To przywraca wiarę w sens myślenia.
5. Policja od początku była stronnicza
W swoich zeznaniach przed sądem policjanci szli na tzw. rympał. Ze strasznym zadęciem wygłaszali ogolniki, deprecjonujące pana Szwedę (że nie zna przepisów, że prawdopodobnie jest przygłuchy i niedowidzi), nic nie mówiąc o konkretach takich jak właśnie szerokość drogi, etc.
Dopiero gdy pan Szweda przyniósł do Sądu zdjęcia z wymiarami skrzyżowania, to sędziemu "otworzyły się oczy" na manipulacje funkcjonariuszy.
Najbardziej bezczelne były te twierdzenia, że Szweda miał rzekomo obowiązek zaczekać, aż sprawczyni kolizji wjedzie na drogę, z której on wyjeżdzał, bo rzekomo go do tego zobowiązywał znak A-7.
Rebeliantka
6. No, taaak...
Ale jeżeli go dosięgła gdy bezpiecznie jadąc swoim pasem skręcał przy krawężniku w prawo, to być może gdyby stał i się nie ruszał, dostałby jeszcze mocniej... Był ten aspekt poruszany?
7. Sędzia pytał o nieco inną kwestię biegłego
Pytał, czy gdyby Szweda nie wyjechał te kilkanaście centymetrów na Lipowską, to czy do kolizji mogłoby nie dojść.
Biegły stwierdził, że nie było to możliwe. Sprawczyni, która ścięła zakręt, w każdym przypadku uderzyłaby w Opla.
Rebeliantka
8. I o to
o to właśnie chodzi!!!! Wtedy zderzenie byłoby czołowe, a tak dostał bardziej z boku. Wyobrażam sobie siebie - niewykluczone, że widząc lecący na wprost mnie samochód odruchowo postanowiłabym błyskawicznie uciekać w prawo...
9. A tam był parkan ;)
Na szczęście prędkości nie były zbyt duże :)
Rebeliantka