Manipulacji doktora Drzycimskiego ciąg dalszy

avatar użytkownika Krzysztof Henryk Dróżdż

     "Gazeta Wyborcza Trójmiasto" zaserwowała nam materiał pod pretensjonalnym tytułem "Wszystkie tajemnice Westerplatte" (piątek, 7 XI 2014 r., "Magazyn Trójmiejski", s. 12). Jestem w stanie zrozumieć, że robi się wszystko, żeby tylko przyciągnąć uwagę czytelnika. Ale w tym konkretnym wypadku kogoś - mówiąc kolokwialnie - poniosło. Jeżeli sam tytuł brzmi tak mało wiarygodnie, to automatycznie rodzi się obawa: czego powinniśmy się spodziewać po zawartości?

     Mamy tu do czynienia z rozmową Romana Daszczyńskiego z doktorem Andrzejem Drzycimskim. Podobnie jak w przypadku kłamstwa Drzycimskiego, o którym pisałem poprzednio ("Doktor Andrzej Drzycimski kłamie", 6 XI br.) zostałem jeszcze raz niejako wywołany przez niego do tablicy. Okazuje się bowiem, że wciąż stosuje praktyki, które ukazują, ile warta jest jego renoma. Niestety, jego słowa po raz kolejny wiążą się ściśle z moją osobą.

     Po raz nie wiadomo który Drzycimski postanowił uzewnętrznić swoje mądrości w temacie białej flagi nad Westerplatte w dniu 2 września 1939 r. Twierdzi niezmiennie, że takowe zdarzenie nie miało miejsca. Podaje między innymi: Jeśli znajdzie się dowód, że [biała flaga] była, to ja będę pierwszym w gotowości, żeby o tym napisać. A zapewne nie znajdzie się, bo (...) komandor Gustav Kleikamp o tym pisze wyraźnie w listach, które zostały teraz opublikowane, że doszło do nieporozumienia. Mogę zacytować. Ten fragment jest w liście do Bertila Stjernfelta (...), który zaraz po wojnie uznał, że to ważne, aby ustalić przebieg działań bojowych, więc korespondowali. Tylko cztery zdania, a przekłamań i niedomówień cała masa.

     Aby każdy miał jasność: Drzycimski nie podaje, gdzie opublikowane zostały listy Kleikampa, na które się powołuje. Jest to o tyle zrozumiałe, że takowych... nie opublikowano! Śpieszę zatem z wyjaśnieniem. Podstawą twierdzeń Drzycimskiego (co zresztą on sam zgrabnie przemilczał) jest fragment mojego opracowania opublikowanego w ostatnim numerze "Przeglądu Historyczno-Wojskowego" (nr 3/2014, s. 208-228): "Kulisy walk o Westerplatte w korespondencji szwedzkiego historyka". Jedną z kwestii (pomniejszych!), które poruszam w artykule jest właśnie biała flaga nad Westerplatte w dniu 2 września 1939 r. Oparcie stanowią notatki, jakie sporządził płk Bertil Stjernfelt podczas rozmowy z Gustavem Kleikampem w Hamburgu w roku 1948. Podałem je do publicznej wiadomości w takiej formie, w jakiej szwedzki historyk przesłał je swego czasu Jackowi Żebrowskiemu. Gdzież więc te listy Kleikampa do Stjernfelta, o których bajdurzy doktor Drzycimski? O wymianie korespondencji między Sztokholmem a Hamburgiem również nie pisałem (choć taka faktycznie mogła mieć i najprawdopodobniej miała miejsce) - w kontekście powoływania się na tajemniczą publikację stanowi to jawne nadużycie. "Bohater" wywiadu z Gazety Wyborczej albo nie rozumie tego, co czyta, albo z premedytacją kłamie. Proszę wybrać jedno z dwojga.

     Następna ciekawa sprawa. To, co Drzycimski nazywa w rozmowie cytatem, jest w istocie... wersją tekstu jedynie zbliżoną do tego, co zacytowałem w "Przeglądzie..." (s. 210)! Inne sformułowania i niemal normą brak zaznaczonych opuszczeń. Jeden z przykładów: Oficer Abwehry okrętu (Nr 19) utajnił radiogram - nie został wpisany do Dziennika. Taki cytat widnieje w periodyku. Jak przytacza go Drzycimski? Oficer Abwehry z okrętu numer [...] utajnił radiogram, nie wpisano go do dziennika pokładowego. Wyraźny dowód na to, że autor monografii Westerplatte jest następnym z tych, którzy nie widzą różnicy pomiędzy dziennikiem działań bojowych (Kriegstagebuch) a dziennikiem okrętowym / pokładowym (Logbuch), dwoma zupełnie różnymi dokumentami (nawet na kartach swojej dwutomowej publikacji w odniesieniu do KTB >SX< używa zamiennie obu nazw). Co gorsza - usiłuje przekonać czytelnika, że nazwa dziennik pokładowy znalazła się w moim materiale. Oto kolejny przejaw rzekomej rzetelności naukowej dr. Drzycimskiego.

     Interesujące jest to, do czego Andrzej Drzycimski w ogóle się nie odniósł. Z sobie tylko znanych powodów nie zdecydował się "zacytować" innych słów Gustava Kleikampa (dotyczących 7 września 1939 r.): Powiadomiony został Eberhardt. On chciał upewnić się, czy to nie podstęp Polaków jak 2 września - biała flaga, a potem strzelali z terenu. Z tak sformułowanej wypowiedzi dowódcy "Schleswiga-Holsteina" śmiało można wnosić, że pojawienia się białej flagi w drugim dniu walk nie zanegował nawet Eberhardt, bądź co bądź główny wówczas oponent Kleikampa (szczegóły zob. "Kulisy walk..."). To ważna poszlaka. Czy nie powinna dawać nieco do myślenia obiektywnemu historykowi?

     Wodą na młyn dla Drzycimskiego okazuje się najwyraźniej użyte przez Gustava Kleikampa słowo "nieporozumienie". W mniemaniu tego historyka jest to niepodważalny dowód, że dowódca >SX< sam dementuje pojawienie się flagi. Taki wywód myślowy ma przede wszystkim jedną słabą stronę: Kleikamp poinformował Grupę "Wschód" o zdarzeniu bez naocznej weryfikacji. Bezzasadnym jest zatem twierdzenie, że nazwanie całej sytuacji "nieporozumieniem" przesądza całą sprawę.

     Milczeniem Drzycimski pomija fakt, że w "Kulisach walk..." znalazła się kopia radiodepeszy nadanej 2.9.1939 z >SX<, gdzie informuje się o białej fladze nad Westerplatte. Jest to o tyle znaczące, że w literaturze po raz pierwszy mamy sposobność zapoznania się z oryginalnym tekstem radiodepeszy, a nie tylko jego tłumaczeniem (odnośnie do tego: w nr 4/2014 PH-W pojawić ma się sprostowanie z brakującym przypisem po słowach ...kolejnego numeru porządkowego, s. 214 w nr 3/2014). Dla Drzycimskiego to zapewne nic nie znaczący świstek papieru. Oczekuje on dowodu na pojawienie się białej flagi wieczorem 2 września. Co go usatysfakcjonuje w tej materii? Co może być dla niego wiarygodnym potwierdzeniem tego zdarzenia? Odnoszę wrażenie, że nie podołałby temu nawet podarowany mu wehikuł czasu w pakiecie z kamerą cyfrową wysokiej rozdzielczości.

     Skoro już dr. Drzycimski zdecydował się skorzystać z mojego artykułu, uzupełnię, że nie wyraził żadnego zainteresowania pozostałymi kwestiami tam poruszonymi. Mowa o związanych ściśle z Westerplatte dwóch utajnionych dokumentach, jakie mają znajdować się w jednym z amerykańskich archiwów. Rzeczy zupełnie do tej pory nieznane (niejeden rzekłby zapewne, że "sensacyjne"). Wydaje się nawet, że o wiele bardziej znaczące od tego, czy 2 września nad Westerplatte pojawiła się biała flaga czy też nie. Od czego są jednak dyżurne tematy? Lepiej do znudzenia kręcić się wokół własnej osi niż odważyć się publicznie przyznać, że ktoś inny napisał na temat zagadnień stawiających w całkowicie nowym świetle niemieckie zabiegi mające na celu przejęcie półwyspu Westerplatte w roku 1939.

     Rozmowę z dr. Andrzejem Drzycimskim opatrzono tytułem "Wszystkie tajemnice Westerplatte" (w wersji internetowej z 11 XI br. "Wszystkie tajemnice Westerplatte w końcu rozstrzygnięte"). Być może historyk nie miał wpływu na brzmienie tytułu, tego nie wiem. Tak czy inaczej interesujące jest zestawienie tytułu ze słowami dr. Drzycimskiego: Jeśli ktoś uważa, że wie wszystko, to przemawia przez niego pycha. Niechcący wyszło tak jak trzeba - czyli nareszcie w pełni prawdziwie. 

6 komentarzy

avatar użytkownika Obibok na własny koszt

1. Bardzo proszę wskazać mi chociaż jednego lokaja TW Bolka,

Bardzo proszę wskazać mi chociaż jednego lokaja TW Bolka, który posiadałby zdolności honorowe.
W tej boklowej sitwie rowolizów ich nie było i nie ma.

Pozdrawiam.
Obibok na własny koszt

Kiedyś "Mieszko II"

avatar użytkownika Krzysztof Henryk Dróżdż

2. Tak jak Pan pisze - o

Tak jak Pan pisze - o "zdolności honorowe" trudno Pana Doktora posądzić...

avatar użytkownika kazef

3. @Krzysztof Henryk Dróżdż

Szanowny Panie,

jak zwykle z zainteresowaniem przeczytałem Pański tekst. Dotyczy jedynie drobnego wycinka z dokonań dr. Drzycimskiego, konkretnie jego uwag na temat białej flagi z 2 września, poczynionych w przytoczonym wywiadzie prasowym. Wyniki Pańskiej szczegółowej analizy, pozwalają sobie wyrobić zdanie na temat podejścia do uprawiania historii, które prezentuje dr. Drzycimski. Śmiało możnaje odnieść do całości jego pisarstwa. Właśnie skończyłem lekturę dwutomowego dzieła...
Sądzę, że nieco ponad stustronicowy fragment poświęcony w nim siedmiodniowej obronie powstał w ostatecznym kształcie po konsultacjach z historykami Muzeum II Wojny Św. Drzycimski pisze zresztą o tym we Wstępie. To oni prawdopodobnie "uwrażliwili" autora na najnowsze dokonania i podpowiedzieli interpretację.
Powinien się Pan cieszyć, że w ogóle dr Drzycimski zauważył w książce Pańskie teksty. To żart oczywiście. Obaj wiemy, w jaki sposób je zauważa, i jakie oceny im przydaje.
No ale je zauważa i wymienia, podczas gdy w powyższym wywiadzie zdaje sie o Pańskim tekście z "Przeglądu..." i wiedzieć, i zapominać równocześnie. Zresztą wszystko Pan dokładnie opisał.
W dwutomowej publikacji wiele fragmentów mnie ubawiło. Np. gdy jednym z kilkakrotnie przytaczanych argumentów przeciwko białej fladze jest to, że gdyby zawisła 2 września, to na pewno wspomniałaby o niej goebbelsowska propaganda. Skąd takie przekonanie? Na jakich przesłankach i historycznych casusach oparte? Albo twierdzenie, że Wańkowicz, który napisał o białej fladze, na pewno został oszukany. A po co w takim razie w ogóle o niej napisał?

Żeby skończyc czymś wesołym: Drzycimski podaje, że polska prasa już na poczatku września pisała o siedmiodniowej obronie. Wychodzi na to, że mjr Sucharski nie miał innego wyjścia. Musiał się poddać po siedmiu dniach, bo skoro już na początku września dziennikarze wszystko wiedzieli...

Pozdrawiam Pana

avatar użytkownika kazef

4. Jeszcze jedno

Najmniejszego problemu z rozróżnieniem pomiędzy dziennikiem działań bojowych (Kriegstagebuch) a dziennikiem pokładowym/okrętowym (Logbuch) nie mają jak zwykle skrupulatni Niemcy. Wydawca publikacji: Dziennik okrętowy pancernika "Schleswig-Holstein": 25 sierpnia-7 września 1939 r. Dokument Kriegsmarine z 1939 r. oraz Załączniki (oprac. J. Żebrowski, Rzeszów 2008) właśnie mnie poinformował, że Deutsche National Bibliothek zwróciło się do niego 22.10.2014 r. z prośbą o przesłanie jednego egzemplarza tegoż wydawnictwa, gdyż w swoich zbiorach starają sie gromadzić tłumaczenia niemieckich dokumentów wydawane w innych krajach. Prośba została spełniona.

avatar użytkownika Krzysztof Henryk Dróżdż

5. Drzycimski kontra Wańkowicz - wynik z góry do przewidzenia

Szanowny Panie,

trafił Pan w sedno ze słowami ...twierdzenie,
że Wańkowicz, który napisał o białej fladze, na pewno został oszukany.
A po co w takim razie w ogóle o niej napisał?
. Nic dodać, nic ująć.
Zgodnie z tokiem myślenia Drzycimskiego należałoby przyjąć, że biała
flaga 2 września nad Westerplatte to jakiś spisek zapoczątkowany przez
mistrza pióra, do którego zaprzęgnięci zostali niebawem red. Janusz
Roszko, kmdr Rafał Witkowski i inni. Bez sensu.
     W "Gościu Niedzielnym" (Jak było naprawdę,
"Gość Gdański", nr 47, 23 XI 2014, s. VI) Drzycimski w rozmowie z J.
Hlebowiczem kontynuuje swoje wywody. W większości jest to powtórzenie
(a właściwie skrót) tego, co znamy już z jego najnowszego "obalania
mitów". Dla porządku zacytuję: Żadnej białej flagi nie było. I jak
dotąd nie mamy o tym wiarygodnej informacji. Początkiem całego
zamieszania był przedwczesny meldunek z okrętu liniowego Schleswig
Holstein o rzekomo dostrzeżonej nad Westerplatte białej fladze. Jednak
późniejsze obserwacje tego nie potwierdziły. Pisał o tym już w 1948 r.
sam Gustav Kleikamp, dowódca okrętu w liście do Bertila Stjernfelda,
szwedzkiego historyka wojskowości
. Skoro późniejsze obserwacje tego
zdarzenia nie potwierdziły, zdaniem Pana Doktora jest to niepodważalny
dowód, że nic takiego nie miało miejsca. Tako rzecze tzw. obiektywny
(czyt. skrajnie stronniczy) historyk. Żenada. Szkopuł w tym, że dr
Drzycimski nie ma umysłu otwartego na różne możliwości (choć próbuje
stwarzać takie wrażenie). On nie myśli - on już swoje wie i choćby w
głębii duszy zdawał sobie sprawę, że się myli, to nie potrafię sobie
wyobrazić, jak publicznie się do tego przyznaje. Zresztą, cóż
pozytywnego można powiedzieć o kimś, kto bezustannie powołuje się na
informacje zawarte w... nie istniejącym liście?

Pozdrawiam

avatar użytkownika kazef

6. Drzycimski ws. Wałęsy:

Drzycimski ws. Wałęsy: dokonujemy oceny człowieka poprzez materiały kata

Andrzej Drzycimski. Fot. PAP/B. Zborowski
Andrzej Drzycimski. Fot. PAP/B. Zborowski

Dokonujemy oceny człowieka poprzez materiały kata – tak o
ujawnionych przez IPN dokumentach mówi historyk i b. współpracownik
Lecha Wałęsy dr Andrzej Drzycimski. Podkreśla, że „rewolucji i przemian
nie dokonują aniołowie, ale ludzie krwiści, ze swoimi wielkościami i
małościami”.

Drzycimski, który pełnił funkcję rzecznika prasowego Wałęsy w czasie
gdy ten był przewodniczącym NSZZ "S” oraz gdy został prezydentem,
zastrzegł, że „ze względów moralnych" nie chce komentować tej konkretnej
informacji. „Współpracowałem z Lechem Wałęsą, był moim pracodawcą (…).
Mam takie staroświeckie poglądy, że tam, gdzie pracuję i odchodzę,
zamykam ten rozdział, szanując drugiego człowieka” – powiedział PAP
Drzycimski.

Zaznaczył, że nie podważa ustaleń IPN. „Mam jednak taką zasadę
historyka, że dopóki nie obejrzę, nie wypowiadam się” – podkreślił.

„Ważne jest dla mnie coś innego: my w tej chwili dokonujemy oceny
człowieka poprzez materiały kata” - powiedział Drzycimski. „Jestem
historykiem, który zna materiały UB-eckie, akurat nie te związane z
Wałęsą, bo tych nie chciałem nigdy dotykać” – wyjaśnił.

„Abstrahując od tego, czy to potwierdzi się czy nie (autentyczność
znalezionych dokumentów – PAP), dajemy wiarygodność ogromną,
niepodważalną, materiałom, które powstały w jakichś tam okolicznościach,
natomiast człowieka, który został tym dramatycznie skrzywdzony, czy
zniszczony, czy złamany, traktujemy jako tego, którego musimy osądzić.
Nie osądzamy tych, którzy to robili. To jest coś niewiarygodnego w
sensie takiego moralnego stosunku do człowieka. Zajmujemy się li tylko
kwestią +podpisał czy nie podpisał+, natomiast w jaki sposób do tego
doszło, co było przyczyną, w jaki sposób to dokonało się, to w ogóle nie
istnieje dla nas. Mamy czarno-biały obraz, a wtedy było tyle szarości” –
mówił Drzycimski.

Dodał, że w grudniu 1970 roku on sam wiele widział i „głęboko tkwił w
tym, co się działo w Gdańsku”. „Gdybym się znalazł w sytuacji podobnej,
nie wiem, co bym zrobił. Wówczas nie było takiej świadomości, jaką
mieliśmy pod koniec lat 70., że coś można było zrobić, albo czegoś nie
zrobić” – powiedział Drzycimski dodając, że dziś na wydarzenia z lat 70.
czy 80. patrzymy przez pryzmat dnia dzisiejszego. „Tak nam nie wolno.
Jako historyk ja przeciwko temu protestuję. To jest ahistoryczne
spojrzenie” – dodał.

Zaznaczył, że jego refleksje nie dotyczą bezpośrednio sprawy Lecha
Wałęsy, ale generalnie tej kwestii. „Tu chodzi o coś większego” –
powiedział Drzycimski. Podkreślił, że „absolutnie nie podważa
wiarygodności materiałów znajdujących się w IPN”. „Ale to nie jest
jedyne źródło do poznania tamtej sytuacji, tamtego czasu. To jest tylko
jedno ze źródeł: bardzo specyficzne źródło tworzone przez oprawców” –
podkreślił Drzycimski.

Dodał, że sytuacja, która dotknęła Lecha Wałęsę, jest jednym z wielu
przykładów na to, że „rewolucji i przemian nie dokonują aniołowie”.
"Dokonują ich ludzie krwiści, ze wszystkimi swoimi wielkościami i
małościami. Gdyby nie byli krwiści, to by nic nie zrobili. Kim był
Piłsudski, kim był Lenin, kim był Kościuszko? (…) Podkreślając różne
rzeczy, które każdy z tych ludzi miał (na sumieniu - PAP), nie wolno
zapomnieć, że są to ludzie, którzy są twarzą przemian, twarzą rewolucji.
Nie możemy zapomnieć o ich znaczeniu” – powiedział Drzycimski.

Szef IPN Łukasz Kamiński poinformował w czwartek, że w dokumentach
zabezpieczonych w środę w domu gen. Czesława Kiszczaka znajdują się
m.in. teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek" oraz odręcznie
napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek".
Powiedział, że dokumenty znajdujące się w obu teczkach obejmują lata
1970-1976, a według opinii uczestniczącego w badaniu dokumentów eksperta
archiwisty są one autentyczne. (PAP)

aks/ mok/ woj/

http://www.wykop.pl/ramka/3023231/drzycimski-ws-walesy-dokonujemy-oceny-...