Wyjście smoka
FreeYourMind, sob., 03/01/2009 - 15:57
Mam szczególne upodobanie do przysłuchiwania się dysputom, w których interlokutorzy wylewają krokodyle łzy. Jeśli wylew ten jest znakomicie zaaranżowany i jeśli jednocześnie dyskutanci wyrażają trwogę i drżenie, mam poczucie, że przeżyłem intelektualne oczyszczenie, że nareszcie otarłęm się o świat wielkiej myśli, który, jak możemy się domyślić ma swój środek przy Czerskiej.
[uprzedzam - post długi, bo i temat poważny; kawę proszę sobie zalać]
Nim wybiła północ roku pamiętnego 2008, kiedy Polska z "wyspy stabilności" stała się nagle wyspą podtapianą przez wody kryzysu, czemu dziwił się niejeden ze znawców i polityków zapewniających nas solennie i stokrotnie, że żadna ekonomiczna plaga nas nie dotknie, nim wyhulały się wszystkie elity w luksusowych hotelach na najdroższych rautach, zaśmiewając się do rozpuku nad burakami-podatnikami, nim czar prysł, jak w bajce o Kopciuszku, mały Klaus napisał do dużego Klausa wzruszający list, na który duży Klaus odpowiedział jeszcze dłuższym i jeszcze bardziej wzruszającym.
Jeszcze łez nie otarłem po słynnej rozmowie góry z górą, czyli Żakowskiego z Michnikiem, w trakcie której padły wiekopomne słowa, że Jaruzelski jest ojcem polskiej transfromacji, a już musiałem się popłakać nad dwugłosem dwóch pokoleń. I to jakich! R. Kałukin, który w 2007 r. nieraz nocy nie mógł przespać, tropiąc "głośnomyślących obywateli IV RP", takich jak kataryna, tad9, galba (http://wyborcza.pl/1,76842,4107925.html) wydał z siebie odgłos tzw. młodego pokolenia (roczniki mniej więcej w połowie lat 70.), zaś Michnik odpowiedział głosem starego czarnoksiężnika, który swego ucznia przywołuje do porządku w sztukach magicznych, a sam reprezentuje to najlepsze z najlepszych pokoleń, czyli to, co "ciosem karata" jedną ręką obaliło komunę bez przelewu krwi.
Właściwie należałoby cały ten dialog przywołać akapit po akapicie, ale ja pozwolę sobie jedynie na co smakowitsze wyimki, tak jak łasuch, co w kuchni, gdy wypieki są już gotowe, krąży, by wybierać jedynie rodzynki, orzeszki czy wisienki z polewy lub też jak sugerował Gombrowicz - jak jaśniepanicz, co się przechadza po ogrodzie i przebiera w co lepszych śliwkach, zrywając je od niechcenia. A jest w czym wybierać. Kałukin bowiem przemawia tonem młodego ZMP-owca, który staremu działaczowi wyrzuca odejście od ideałów Wielkiego Października, a jednocześnie załamuje ręce nad zdziczeniem tego świata, choć - co trzeba od razu zaznaczyć - ma świadomość, że siły faszystowsko-imperialistyczne są cały czas w odwrocie i właściwie to zostały ostatecznie rozgromione, gdzieś tylko na obrzeżach rzeczywistości jakieś głowy hydry się podnoszą, lecz wnet zostaną zdeptane butem porządnego bojownika o pokój. Kałukin tedy - po wyrażeniu odpowiedniej samokrytyki - stawia tzw. pytania fundamentalne.
"O to, dokąd zaszliśmy po dwudziestu latach wolnej Polski. Czy jesteśmy spełnieni? Czy mamy prawo czuć się ludźmi sukcesu? Co jeszcze mamy do powiedzenia?
Wkrótce będziemy świętować wiele ważnych rocznic. Kolejny raz przyjdzie nam zmierzyć się z zarzutami zdrady i spisku sprzed 20 lat. Jesteśmy w tym wprawieni, wiemy, jak odpowiedzieć na te kłamstwa, bo znamy je doskonale. Trudniej będzie nam znaleźć odpowiedź na obojętność, wzgardliwe wzruszenie ramionami, słowa o banale okrągłostołowym.
Nie ukrywam - boję się, że nie podołamy temu zadaniu. Z trwogą obserwuję, jak pod naporem niedawnych ataków, zmasowanych i haniebnych, zamykamy się w oblężonej twierdzy. I tutaj, w postępującej izolacji, utwierdzamy się w słuszności dawnych wyborów. Nie zauważyliśmy nawet, że oddziały przeciwnika przegrały już wielkie bitwy i idą w rozsypkę. Nasza walka coraz bardziej przypomina pojedynek z własnym cieniem. Może już czas opuścić mury?"
Ja oczywiście, przeczytawszy to musiałem się oderwać od komputera i zużyć cała paczkę chusteczek higienicznych na wypłakanie się.
Ileż w tym młodzieńczym głosie treści, a ileż młodzieńczego buntu, ileż wiary w pokolenie czarnoksiężników, a ileż szczerego protestu wobec znieprawienia i zepsucia świata, którego próbował zmienić najpierw Marks, potem Lenin, potem Stalin, a potem dopiero - jak wiemy z najświeższych relacji - musiał przyjść Jaruzelin, by wszystko wyprostować. No ale do rzeczy, bo mnie nerwa poniosła na mielizny intelektualne. Jeśliby ktoś się dziwił, że Kałukin używa zaimka "my", to od razu wyjaśniam, że jako pracownik "GW" ma do tego pełne prawo, bez względu na to, co tam sobie studiował i jak mu te studia poszły. Samo zatrudnienie w "GW" pozwala dziennikarzowi mówić "my", a myśleć "partia ludzi mądrych". Zauważmy, że Kałukin już przeczuwa, że faszystowska hydra znowu łeb podniesie, ale zaznacza od razu, że ludzie z impregnatu są na knowania imperialistyczne i szczekania pogrobowców impregnowani, toteż już "wiedzą, jak odpowiedzieć na te kłamstwa" (oj, lata służby w "GW" zrobiły swoje) - martwi ich tylko obojętność. O, człowieku obojętny na transformację! O, niewdzięczniku ponury, podły, znieczulony! Do czegóż to dochodzi, że młode pokolenie musi Cię stawiać na baczność i przypominać o obowiązkach obywatelskich?!
Ciekawa jednak rzecz. Kłamstwa już ludzie z impregnatu potrafią odpierać, ale wobec obojętności są bezradni. Przypomina to trochę miotanie się nauczyciela, który przyszedł do klasy, a dzieci zupełnie go lekceważą i nie są zainteresowane lekcją. Belfer każe się zachwycać, a dziecięcego zachwytu nie ma. No i nie wiadomo - lać na odlew, czy perswadować, że ma być entuzjazm i spontan? Na szczęście Kałukin nie musi "siam" (jak mawiał bohater "Życia wewnętrznego") rozwiązywać tego rodzaju pokoleniowych dylematów, ponieważ takie kwestie są pozostawione dla starszyzny, która za chwilę wyda swój epokowy głos. Kałukin dorzuca jeszcze jedno frapujące stwierdzenie - faszyści są już w rozsypce, zaś "nasza walka (...) przypomina pojedynek z własnym cieniem". Byłoby to odkrycie sezonu, ale wtedy stałby się cud ("staanie się cuuud", śpiewała rzewnie jakaś polska "supergrupa" w latach 80.) i nagle by się okazało, że budynki przy Czerskiej są do rozbiórki. Nie no, spokojnie, to jeszcze nie jest koniec świata i Kałukin jedynie zastosował prowokacyjną figurę retoryczną, nie zaś wykazał się przytomnością myślenia, wszak kto myśli za milijony nie może myśleć na własną rękę.
Kałukin udowadnia, że nauki magiczne mistrza zna i potrafi je sprawnie stosować. Gdy mu "bliscy i przyjaciele" zadawali pytania, o to, dlaczego ich głos jest tak przewidywalny - słowem, dlaczego nieustannie mówią to samo - odpowiadał:
"nie tak dawno do głównego nurtu debaty wtargnęła szaleńcza retoryka, podważająca wszystkie ważne wartości i symbole, na których opierała się polska demokracja. Zakwestionowany został zestaw liberalno-demokratycznych oczywistości, takich jak zasada trójpodziału władzy, nadrzędność wolności obywatelskich czy rozdział Kościoła od państwa. Próbowano zafundować nam nowy porządek odwołujący się w mniej lub bardziej zawoalowany sposób do praktyk państwa autorytarnego. My tylko (a może aż?) broniliśmy demokracji."
Nikt nie ma wątpliwości, że chodzi o dwulecie faszystowskiej Polski za czasów kaczystów. Młody aktywista jednak dodaje:
"Teraz jednak konstatuję, że ten dwuletni ostrzał pociskami najcięższego kalibru (co z tego, że nie my pierwsi ogień otworzyliśmy?) pogruchotał wszystkich. I nas, i tamtych. Oni przegrali, ale nasze wartości i symbole zostały skutecznie podważone, a nowych jakoś nie potrafimy stworzyć. Co gorsza, złe emocje nagromadzone przez te dwa lata nie zostały jeszcze wypłukane przez czas. Nadal zdarza nam się przykładać ówczesne szablony do dzisiejszych realiów. Popadamy więc w pustkę i niemoc.
I myślę sobie, że czas już otrząsnąć się z tego."
Czy nie za wcześnie na syndrom postmodernistycznego wyczerpania konwencji? Nie podejrzewam bowiem, by sam Kałukin jakoś był zmęczony walką z faszyzmem. Sam zresztą dopytuje mistrza, czy dopowiednio zdiagnozował zaburzenia obywatelskiej świadomości:
"A może się mylę? Może zagrożenie wcale nie minęło, tylko leniwa teraźniejszość uśpiła moją czujność? Czy wyprowadzicie mnie z błędu?"
Aż się prosi o pytanie, o jaką "leniwą teraźniejszość" chodzi, skoro takie zawirowania na giełdzie przeżywała Agora, roku pamiętnego 2008? No ale mniejsza z tym - może Kałukin notowań nie śledził. Ten ton zatroskania o własną czujność wciąż i wciąż w jego tekście powraca:
"Mimo wątpliwości sądzę, że dwie dekady temu innej drogi przed Polską istotnie nie było. Ale gdybyśmy w tamtych latach zachowali więcej krytycyzmu, miast przybierać pozy apostołów bolesnej transformacji, nasi oponenci pewnie nie zdołaliby tak łatwo zamknąć nas w demagogicznie wzniesionym getcie "sytych beneficjentów" polskich przemian. A może się mylę? Może w niedojrzałych demokracjach "obrońcy ludu" zawsze znajdują posłuch, gdy sięgają po bat na "zdeprawowane elity"? I może nie warto się tym przejmować, wszak rolą inteligencji jest mówić prawdę, nawet gdy jest ona bolesna? Czy wyprowadzicie mnie z błędu?"
Z czasem w tekście pojawia się stan graniczący z histerią, gdy młody adept sztuk magicznych przywołuje wszystkie triki, których nauczył go mistrz, ale te okazują się już jakoś mało skuteczne - nie robią wrażenia na publiczności. Kałukin więc przypomina, że "nasza nieprzejednana postawa oparta była na przywiązaniu do fundamentalnych wartości demokratycznych. Że lustracja w tej czy innej wersji zawsze będzie gwałtem na wolnościach obywatelskich" oraz że ""ludowe poczucie sprawiedliwości" to wynik manipulacji politycznej. Wspominam pewien rząd z pierwszych lat wolności, który lenistwo i niekompetencję w sprawach najistotniejszych usiłował zakryć skandalicznie przygotowaną akcją lustracyjną. Podaję nazwiska dziennikarzy, którzy wyrobili sobie nazwiska lustracyjnymi donosami" - tak więc potrafi wykonywać najtrudniejsze numery iluzji społecznej, jakie czarnoksiężnik z Czerskiej wypracował, ale najwyraźniej brakuje mu polotu, szczęścia lub tej mistrzowskiej ikry, że konstatuje:
"Czy sądzicie, że to właśnie my okazaliśmy się zwycięzcą ostatniej wojny domowej? Owszem, przeciwnik został przegnany, ale na zgliszczach wyrosła jakaś nowa, trudna do zdefiniowania, migotliwa realność (...) Obawiam się, że jeśli nie przebudzimy się, jeśli nie zmierzymy się z własnymi błędami, które tak nadszarpnęły nasz autorytet, pozostanie nam już tylko jałowe odtwarzanie pamięci o minionych czasach, gdy hartowała się polska demokracja."
Fraza o hartowaniu się demokracji pobrzmiewa socrealizmem, ale nie dajmy się zwieść - to przecież aluzja czytelna dla mistrza, który też zwykle celuje w odnoszeniu realiów do rzeczywistości komunistycznej. Tedy i sam Master Himself zabiera głos, starając się ukoić skołatane sumienie ucznia.
"Bunt przeciw starszemu bratu jest naturalnym przywilejem młodszego brata i trwałym obyczajem polskiej tradycji.
Takie buntownicze pytania dowodzą zwykle - choćby były niesprawiedliwe - że potencjał duchowy pewnej generacji czy formacji został zużyty, wyczerpany; że nowe czasy wymagają nowych pytań i odpowiedzi. Taki sens miały pytania, które młody Cezary Baryka stawiał Gajowcowi w "Przedwiośniu" Stefana Żeromskiego."
Tak więc właściwie nie ojciec, a brat, tylko że starszy - ot, magia słów, jaką znamy i kochamy. Pomijając już te paralele z żeromszczyzną, na których obśmiewanie nie mamy, niestety, czasu, sięgnijmy do imponderabiliów czarnoksiężnika, który uderza w te słowy:
"Przewidywalność, Rafale, nie jest wadą, lecz zaletą. Nie jesteśmy kameleonami, którzy zmieniają system wartości w zależności od koniunktury; wartości demokratycznych broniliśmy i bronimy zawsze, gdy wydają się zagrożone."
Tu już mamy pierwsze sensowne wyjaśnienie tego, jak linii partii należy bronić. Ludzi z impregnatu cechuje pewna stałość zaimpregnowania i to jest zaleta taka, jak dobrego środka impregnującego, który cenimy właśnie za to, że coś impregnuje, a nie że działa wadliwie. Niby rzecz prosta, ale takie proste rozwiązania tylko mędrzec dostrzega, co strawił niejeden kalambur na rozmyślaniach. No i mistrze przechodzi do klarowania struktury świata:
"Putinizm to władza scentralizowana. Zwolennik putinowskiego modelu państwa powiada: "Naród powinien być bardziej zintegrowany, oświata powinna być nastawiona na przekazywanie wartości patriotycznych w znaczeniu historii, języka ojczystego, różnego rodzaju elementów kulturoznawstwa w programach szkolnych. I to powinno być zrobione w sposób jednolity, w jednym kierunku, a nie na zasadzie, że każda szkoła robi, co chce. W żadnym wypadku środowiska, które potrafią mieć opcje sztandarowe dezintegracyjne, nie powinny mieć na to wpływu. Integracja dotyczy i innych dziedzin kształtu państwa, zakresu przedsięwzięć zbiorowych, świata mediów publicznych". No i - kadry decydują o wszystkim. "Musimy mieć ludzi o twardych kręgosłupach i bardzo narodowo wyrobionych"."
Jeśliby ktoś miał wątpliwości, o kogo chodzi, to czarnoksiężnik dodaje, nieco znużonym głosem:
"Takie monologi słyszałem często w Moskwie od zwolenników Putina. W Polsce tym językiem przemawia Jarosław Kaczyński. Łączy ich obraz wroga. Wróg to układ, "łże-elity", "wykształciuchy", naśladowcy Zachodu, liberałowie bezojczyźniani, którzy zniknęli ze sceny politycznej, a obszczekują swój kraj w zagranicznych gazetach. Są to liberałowie bez wrażliwości na potrzeby innych ludzi, zimni monetaryści oddani "jedynej słusznej doktrynie ekonomicznej"."
Oczywiście nie konczy się wyłącznie na belferskim pouczeniu. Za coś wszak trzeba pochwalić "młodszego brata":
"Piszesz również, że refleksja na temat korupcji zagrażającej państwu "przyszła zbyt późno". To prawda - wydawało nam się, że cud odzyskanej wolności i niepodległości będzie hamulcem antykorupcyjnym; pamiętaliśmy, że organizowanie hałaśliwych ruchów masowych pod hasłem walki z korupcją jest typowe dla ruchów totalitarnych, bolszewickich czy faszystowskich. To był nasz błąd. Byliśmy naiwni."
No i jest też przestroga dotycząca czujności, którą to przestrogę mistrz przywołuje, cytując wielkiego pisarza postkomunistycznego, Janusza Andermana:
"Fakt, że żadna partia czy koalicja rządząca nie odważyła się dotąd na wprowadzenie dyktatury. Lecz gdyby zechciała? Z kraju wyemigrowały miliony przedsiębiorczych młodych ludzi, których do obrony demokracji by zabrakło. Za to po raz pierwszy od lat po przełomie pojawiło się nowe pokolenie cynicznych dziennikarzy gotowych służyć władzy tak, jak tamci najmici uprawiający komunistyczną propagandę. Wydawało się, że ów gatunek tchórzy i oportunistów wymarł, że się już nigdy nie odrodzi. Tymczasem okazało się, że młody dziennikarz, stosując tę samą retorykę, bez trudu potrafi dziś pisać niemal identycznie jak niegdyś jego praszczur z partyjnej gadzinówki. Być może takie cechy charakteru utrwaliły się w genach, choć to marne usprawiedliwienie."
Domyślamy się, o jakich dziennikarzy może tu pisarzowi chodzić, skoro porównuje ich z "tamtymi najmitami" i domyślamy się, że nie chodzi o "goebbelsa stanu wojennego", z którym sam czarnoksiężnik alkohol popijał, lecz o jakichś wyjątkowo groźnych "tchórzy i oportunistów". Jak dobrze, że to tylko wspomnienia. Jak dobrze, że czas faszyzmu już mamy za sobą. Ale czujność nie zawadzi, przypomina tym cytatem mistrz. No i słusznie, wszak faszystowska partia wciąż zasiada w parlamencie i nie została zdelegalizowana, zaś przywódca faszystów przechadza się spokojnie po korytarzach sejmowych, knując być może program ponownej putinizacji Polski.
Na tym tle czarnoksiężnik zapowiada odejście swojego pokolenia i przypomina uczniowi, by "szedł pod prąd", ponieważ "z prądem płyną tylko śmieci". I tak właśnie sam mistrz (i wielu innych wielkich budowniczych III RP) poszedł pod prąd i włączył się w obalanie komunizmu wespół z komunistami, zaś antykomunistów uznał za największe zagrożenie dla demokracji. Wrogami nr jeden nie byli nigdy Jaruzelski, Kiszczak czy Urban, ale Macierewicz, Olszewski oraz Kaczyński. Na szczęście uczeń Kałukin dobrze przyswoił sobie przynajmniej te nauki.
Smok wychodzi, jako się rzekło, ale czy jest ktokolwiek, kto opanował magię i karate, jak Bruce Lee? Czy jest jakiś godny i zdolny następca? Kałukin na takiego nie wygląda, niestety. Girami słabo wywija.
http://wyborcza.pl/1,76498,6085251.html?as=1&ias=3&startsz=x
http://wyborcza.pl/1,88975,6110017,Liberalny_inteligent_i_wiatr_dziejow.html?as=1&ias=4&startsz=x
- FreeYourMind - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
17 komentarzy
1. Żeby nie było że sobie nie chcę brudzić rączek
2. Rekin
3. FYM'ie, zamiast komentarza...
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
4. Pelargonia
5. "dyskomfort z powodu ujawnienia afery Rywina"
6. Niesamowita czołobitność wobec Michnika.
7. Pelargonia
8. FYM
9. RadioBotswana
10. Jerzy Urbanowicz
11. FYMie
również na http://giz3.salon24.pl/
12. giz3
13. FYMie
również na http://giz3.salon24.pl/
14. @FYMie
Selka
15. giz3
16. Selka
17. Mistrz powiedział...