Rynek prasowy... czyli FYMowi do poduszki

avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

Drogi FYMie,


wiadomości o trudnościach na rynku mediów są coraz bardziej rozpaczliwe. Dzieje się tak wszędzie. Podobno w Czechach ostały się ino dwa dzienniki i dwa (lub)czasopisma. Nie wiem, czy to prawda. Może ktoś z gości wie? Ba! Dochodzą słuchy z Nowego Jorku, że sam NYT ma problemy, do czego się w dramatycznych apelach przyznaje. Fakt, moda teraz taka, a NYT był zawsze prekursorem pewnych mód. Nie wątpię, że obdarowane właśnie hojnie banki nie zostawią przyjaciół na lodzie.

Natomiast nie ulega dla mnie wątpliwości, że model czeski także i u nas ciałem się stanie.Z wyjątkiem może ND i Gościa Niedzielnego czy Niedzieli, które się na pewno same, choćby na przekór domyślnym truciznom, obronią.

Jednak błędem jest zrównywanie blogosfery z mediami mainstreamowymi. Mainstream ma bowiem za zadanie przede wszystkim INFORMOWANIE oraz KONTROLE EGZEKUTYWY i JURYSDYKCJI. Na to nie może sobie pozwolić żaden bloger. Także i Pan korzysta z informacji zamieszczanych w mediach mainstreamowych.

Natomiast jeśli chodzi o publicystykę czyli analizę i syntezę informacji - wówczas Blogosfera nie ma sobie równych. Tym bardziej, gdy blogger, tak, jak Pan występuje incognito. Jednak w razie jakiegokolwiek ciągania po sądach żaden indywidualny dziennikarz bez wsparcia potężnej redakcji nie ma szans (przypadek Krzysztofa Wyszkowskiego, Grzegorza Brauna czy Anity Gargas ciąganej po sądach przez Krauzego).

Jednocześnie blogosfera jest wyzwaniem intelektualnym dla mainstreamowych publicystów. Co do poziomu samych dziennikarzy - koń jaki jest, każdy widzi. Niezależnie od tego, że w tym zawodzie selekcja była "od zawsze" przeważnie negatywna, to w stanie wojennym przeprowadzono definitywną czystkę. Niewielu wówczas wyrzuconych dziennikarzy, którzy swój zawód pojmowali jako służbę społeczną, powróciło z takich, czy innych powodów do pracy. Często nie było nawet dokąd.

Młody narybek jest przeważnie oportunistyczny do bólu. Można zrozumieć dlaczego, tym łatwiej, kiedy policzymy, ile wydali ich rodzice i dziadkowie na czesne w marnych "szkołach dziennikarstwa". Spadłam z krzesła, jak to usłyszałam. Dlaczego mieliby teraz cokolwiek ryzykować? I co potem? Wyjazd do Anglii do zmywania u Hindusów?

Naszym problemem jest niezaprzeczalny fakt, że jesteśmy na tym polu definitywnie krajem neokolonialnym (Trzeci Świat!) - ergo: z obcymi mediami. GW czy Dziennik wyrażają najczęściej opinie poprzez pryzmat niepolskich interesów czyli nic lub niewiele mających z polską racją stanu wspólnego. Dlatego tym boleśniejsze jest zniszczenie (postępujące)Polskiego Radia i TVP.

Z troską obserwujemy, w jak żałosny często sposób komercjalizuje się Rzeczpospolita. Pomimo to te wygibasy nie na wiele się zdadzą.

Dyskusja na ten temat jest ciekawa i powinna trwać. Warto do niej wracać. Nie przekreślałabym jednak mainstreamu, choć o znaczeniu blogosfery należy pisać więcej.

Pozdr.

JMW

 

 

28 komentarzy

avatar użytkownika Rzepka

1. Blogosfera i media

"Jednak błędem jest zrównywanie blogosfery z mediami mainstreamowymi. Mainstream ma bowiem za zadanie przede wszystkim INFORMOWANIE oraz KONTROLE EGZEKUTYWY i JURYSDYKCJI. (...)Natomiast jeśli chodzi o publicystykę czyli analizę i syntezę informacji - wówczas Blogosfera nie ma sobie równych." Otóż to! Podobną myśl wyraziłem w komentarzu pod tekstem FYM-a, być może nieco przejaskrawiając, ale sens jest taki sam. Również uważam, że niesłuszne porównuje się blogosferę z mediami mainstreamowymi. To są dwie różne konkurencje i nie chodzi o to, by kiedykolwiek jedna zastąpiła drugą. Jedyne porównanie jakie przychodzi mi w tej chwili do głowy to takie, że blogosfera bardzo dynamicznie się rozwija, a dziennikarstwo zeszło na manowce i stało się niestrawne, bo "zapomniano" o podstawowych funkcjach jakie ma spełniać... Pozdrawiam
avatar użytkownika Maryla

2. blogosfera bardzo dynamicznie się rozwija, a dziennikarstwo

poszło na manowce...... Mam pytanie za 100 punktów - czy ktos potrafi wymienic choc jedno nazwisko, z piszacych w polskojęzycznych głównych mediach, kto by zasługiwał na miano dziennikarza? Choć jedno, proszę.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Unicorn

3. Hmm....Ale zonk. Wymienię dla

Hmm....Ale zonk. Wymienię dla odmiany nazwisko dobrego badacza mediów- bp Lepa. http://godi.pl/ksiazka/Swiat-propagandy-Biblioteka-Niedzieli/115216/ Polecam wszystko i spotkania. Konkrety!

:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'

avatar użytkownika Andrzej Chrzanowicz

4. Pani Marylo

Tomasz P. Terlikowski :)
avatar użytkownika Maryla

5. ;)))

trafiony, zatopiony, punktów nie przyznano ;)

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika FreeYourMind

6. JMW

tak to jest publikować na dwóch portalach naraz. Na Niepoprawnych jest moja odpowiedź :) Tu przesyłam życzenia dobrej nocy :) Wszystkim! Pozdr
avatar użytkownika Maryla

7. Pani Joanno - głos w dyskusji

Pani Joanno. Pisze Pani:

"Jednak błędem jest zrównywanie blogosfery z mediami mainstreamowymi. Mainstream ma bowiem za zadanie przede wszystkim INFORMOWANIE oraz KONTROLE EGZEKUTYWY i JURYSDYKCJI. Na to nie może sobie pozwolić żaden bloger."

Otóż moja wieloletnia obserwacja, a także praktyka, pozwala mi z pełnym przekonaniem stwierdzić, że TAK! "INFORMOWANIE oraz KONTROLE EGZEKUTYWY i JURYSDYKCJI" przez blogerów, czy szerzej - trzeci obieg, jest jak najbardziej możliwe. Przecież nawet Pani to robiła, choć oczywiście w małej skali.

Pozdrawiam serdecznie,
Zbigniew Łabędzki
Ojczyzna.pl

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Mirosław Domińczyk

8. Dla badaczy

i fachowców, nie tak dawno JKM cieszył sie, że ma njwiecej 'wejść" na swoim blogu, odnotował przekroczenie 1 mil. ( 0 ile dobrze pamietam) zaraz po tym wzywał i zorganizował demonstrację pod sejmem, było kilkanscie osób ( ma duża rodzinę).Będąc jeszcze w NYC szukałem czegoś do czytania w jezyku polskim, znalazłem w odległym miejscu od zamieszkania, "Najwyzszy Czas" ( dwa egz.)i "Gazetę Polską" kilka egz. na ( podobno ponad 1 mil. mieszkańców polskiego pochodzenia)prenumerowałem, też "Arkana" ile ich wysyłano, wie redakcja, dostac w wolnej sprzedazy nie było można. Dostępną TV w ojczystm języku była TVN 24. Mimo to 'polonia" nowojorska głosowała zawsze "nieprawidłowo" np. na PiS - ostatnio.Było to pod koniec lat 90 i do 2003 roku.Pozdrawiam

mirekd

avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

9. do p. Łabędzkiego

Proszę Pana, taki blogger musiałby być milionerem, żeby pozwolić sobie na zdobywanie informacji czy przesiadywanie w sali sądowej. Prędzej czy później musiałby zatrudniać pomocników, choćby do przynoszenia pizzy z restauracji, jak to się często zdarza redaktorom GW, dla których początkujący dziennikarze to służba w przedwojennym stylu: "przynieś, wynieś, pozamiataj". Zdobywanie informacji czy choćby zaabonowanie meldunków prasowych kilku największych agencji informacyjnych to ogromne wydatki.

Pozdrowienia JoW

avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

10. All

Niestety, taki jest skutek rozdwojenia jaćni na dwa blogi. Tu link do naszej z FYmem wymiany zdań na niepoprawnych (niestety, nie wiem, jak w komentarzu zrobić, aby link był od razu aktywny): http://www.niepoprawni.pl/blog/235/rynek-prasowy-czyli-fymowi-do-poduszki#comments

Pozdrowienia JoW

avatar użytkownika Jerzy Urbanowicz

11. Pani Joanna

Przede wszystkim, składam Serdeczne Życzenia Noworoczne. Wchodząc w pani dyskusję z panem Zbigniewem, czy potrafi Pani oszacować z grubsza takie koszty? Pozdrawiam,
avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

12. Jeszcze raz do wszystkich

Widzę, że programista tej blogosfery był bardzo uprzejmie przewidujący i ułatwił mi życie. Link JEST AKTYWNY! Dzięki!

Pozdrowienia JoW

avatar użytkownika Jerzy Urbanowicz

13. P.S.

Zgadzam się z Panią w 100%. Mam podobne obserwacje. Pozdrawiam raz jeszcze,
avatar użytkownika Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

14. do p. Urbanowicza

Dzięki za życzenia. Na pewno bądą bardzo potrzebne ;-)) I odwzajemniam. Natomiast co do szacowania: nie ma co szacować z kapelusza, tylko trzeba najpierw zebrać informacje.... Nie zapominajmy jednak, że pismo internetowe jest z góry egalitarystyczne. Co może i dobrze, ale to jednak nie wszystko. Widziałam ostatnio w W-wie, jak ludzie wyjmowali z ręki kolporterce agorowskie "Metro" - i to po dwa-trzy egzemplarze, żeby chyba przekazać dalej sąsiadom. Bo darmowe! Z biedy nie kupują gazet! To samo jest w Niemczech - darmowe osiedlowe gazety ( produkowane przez Springera)roznoszone są po klatkach schodowych. I ludzie to czytają! (naprawdę nie wiem, co tam jest do czytania, oprócz wykazu dyżurów aptek, podobnie jak nie wiem, co jest do czytania w "Metrze", chyba chodzi tylko o przywiązanie do słowa drukowanego) U mnie w klatce schodowej tylko jedna osoba abonuje ( od dziesiątków lat!) "Tagespiegel". Inne czytają tylko darmochę. Telewizja jako źródło informacji wystarcza!

Pozdrowienia JoW

avatar użytkownika basket

15. Ogromny wydatek?

"Zdobywanie informacji czy choćby zaabonowanie meldunków prasowych kilku największych agencji informacyjnych to ogromne wydatki." Największa agencja info utrzymuje swoje biuro w kraju x, wysyła na miejsce swego korespondenta /TVN do Gruzji,Pale- styny itd/. To kosztuje. Ale na miejscu jest zdolny bloger, który tam mieszka od urodzenia, a jego info w sekundy dociera do najdalszych zakątków świata - gdzie jest sieć... Koszty symboliczne. No i "zdobywanie" meldunków prasowych! Tych napisanych na zamówienie, poprawnych i po myśli właściciela agencji?

basket

avatar użytkownika Jerzy Urbanowicz

16. Joanna, Maryla

Sytuacja z mediami jest trudna. Zdawałoby się, że beznadziejna. Startujemy od zera. W trudnej sytuacji ludziom przychodzą najczęściej do głowy nietrafne pomysły. Przepraszam, ale będę ciągnął temat gazety internetowej dla mas, czegoś w rozdaju "Internetowego Rycerza Niepokalanej". Basket ma całkowitą rację, że w przypadku Internetu większość problemów przybiera inną postać. Powstaja nowe problemy a stare problemy przestają nimi być. Niech Pani (o ile pamiętam, zajmuje się Pani zawodowo rynkiem medialnym) oszacuje koszty (od ... do) w różnych wariantach. Finansowanie jest najważniejsze. Nie wiem, czy Pani wie, że zarejstrowano naszą fundację, ale pani Maryla ogłosi to zapewne oficjalnie. Pozdrawiam,
avatar użytkownika FreeYourMind

17. All brothers and sisters

ale tu wesoło :) Pozdr
avatar użytkownika Jerzy Urbanowicz

18. FYM

Czy mam rację, że wypowiadałeś się ciepło o wywiadzie z Andrzejem Zybertowiczem we Frondzie o potrzebie "rekonstytucji polskości"? Właśnie przeczytałem ten wywiad. Pozdrawiam,
avatar użytkownika FreeYourMind

19. JMW

Wrzucam w ramach uzupełnienia, mój tekst sprzed Nowego Roku zamiast komentarza :) "Rola blogosfery w polskiej rzeczywistości medialnej" Co jak co, ale ostatnią rzeczą, jaką można powiedzieć o polskich mediach jest to, że są wolne. Oczywiście, słyszymy zewsząd, że są wolne. Przekonują nas o tym pracujący w nich dziennikarze i publicyści (zwłaszcza prezenterzy mają wiele na temat wolności słowa do powiedzenie, co jest już typową polską groteską albo i makarabeską intelektualną - czymś takim, jak wypowiedzi „młodych i obiecujących aktorów" o filozofii życia), a z jeszcze większą emfazą zapewniają nas o tym przeróżni znawcy środków przekazu, z reguły nie tylko wspierający mainstream formalno-prawnie, ale i osobiście w nim występujący. Nie muszę dodawać, że są też głosy odrębne, choć - można ze spokojem rzec - „giną one w tłoku". Specyfiką oligopolu polskiego rynku medialnego jest jego niemal całkowita petryfikacja przez instytucje (i związane z nimi grupy interesu), które wyrosły na historycznym porozumieniu „opozycji demokratycznej" z komunistami w latach 1988/1989. Ten „kontekst dziejów" jest istotny z tego powodu, że wyznaczył on priorytety propagandowe i biznesowe oraz „zakres możliwości" działania w mediosferze - zakres taki, że swoją reprezentację ma tzw. socjaldemokracja, czyli czerwone wilki w owczej skórze oraz „opozycja demokratyczna" ustalająca już od 20 lat to, jak ma być portretowana współczesność oraz jak ma być dekonstruowana historia Polski. Ta dekonstrukcja polega na tym przykładowo, że o wiele ważniejszy jest np. marzec 1968 r. aniżeli antysowieckie akcje zbrojne polskiego podziemia po zakończeniu II wojny światowej, a generalnie polega na tym, że peerel, jaki był taki był, ale był, zaś komuniści może źli byli (i to raczej za stalinizmu, potem niekoniecznie), lecz potem się do demokratyzacji państwa włączyli. Nie mam zamiaru jednak wchodzić tu w kompleksową i zarazem drobiazgową analizę oligopolu medialnego w Polsce, bo wszyscy go znamy jak własną kieszeń, odkąd dokonano w 1989 r. tzw. likwidacji monopolu medialnego czerwonych, który nazywał się szumnie, jak to zwykle u komunistów bywało „Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza", czyli pokazano nie tylko „kto rządzi w mediach", ale i kto ma przez długie lata rządzić. Na pewno jakiegoś poważnego wyłomu w mainstreamie dokonały media katolickie z Radiem Maryja na czele, jednakże nie dostarczyły dostatecznie nowoczesnej formuły przekazu, by zwyczajnie „wyprzeć" dominujące po „historycznym porozumieniu" trendy w mediach głównego nurtu (publicznych i komercyjnych[1]). Poza tym nie dysponowały tak gigantycznymi wpływami z reklam oraz tak wyraźnym i silnym wsparciem politycznym, jak mainstream. Wystarczy wspomnieć pierwsze lata istnienia „Gazety Wyborczej", której czytanie należało niemal do „obowiązków obywatelskich"; dodatkowo zresztą takim obligującym do lektury (a zarazem bałamucącym czytelnika) elementem był (wycofany potem po awanturach z Wałęsą) charakterystyczny znaczek „Solidarności" na pierwszej stronie tejże gazety. Ciekawa na tym tle jest (rosnąca, nie ma co kryć) rola blogosfery, która pojawiła się jako, by tak rzec, trzecia siła lub III obieg. Jeżeli głównonurtowe środki przekazu uznamy za I obieg (całkowicie niemal sterowany przez środowiska związane z „historycznym kompromisem"), media katolickie i - jak to określają specjaliści mainstreamowe - „niszowe pisemka prawicowe" jako II obieg, tj. coś w rodzaju „podziemia" (porównajmy od strony graficznej i komercyjnej choćby „niedzielę" z „Newsweekiem" czy „Przekrojem"), to blogosfera stworzyła III obieg. Zupełnie niezależnie od tych dwóch sił medialnych znalazła odbiorców, ale ponieważ wielu przedstawicieli blogosfery deklarowało swoją katolickość i antykomunizm, natychmiast stała się ona solą w oku specjalistów od sterowania mainstreamem i przedstawicieli samego mainstreamu. Powód był prosty: III siła zaczęła zagrażać I-ej. Czy Dawid może zagrozić Goliatowi? Wiemy, że tak, wystarczy tylko, by znalazł jego słaby punkt. Jeśli mamy pełną świadomość tego, że oligopol medialny wytwarza pozory wolności słowa (oficjalne zniesienie urzędu cenzorskiego, możliwość publikowania treści skandalizujących, erotycznych itp.), to jego najsłabszym punktem jest prawdziwość przekazu. Blogerzy uderzyli w to miejsce z precyzją cyberzegarmistrza - nic dziwnego więc, że mainstream zwarł szeregi, by coś z tym niepokojącym zjawiskiem, jakim jest blogosfera, zrobić. Podejmowano się przeróżnych działań. Po pierwsze zaczęto tworzyć kontrolowane blogosfery, w których umożliwiano publikowanie i promowanie niezależnych komentatorów czy publicystów. Błyskawicznie się okazało, że chodzi o podporządkowanie tych ostatnich „wyższym celom", a więc poddanie presji mainstreamu. Jednocześnie środowiska dziennikarskie zaczęły wytwarzać własne blogosfery, tzn. sami ludzie mediów zaczęli się przebierać za blogerów i puszczać do publiczności oko, iż tak naprawdę, to oni wszyscy są cholernie niezależni, tylko na co dzień muszą pisać nieco jak „pani matka" nakazuje. Widząc, że blogosfera nie tylko się rozrasta, ale zyskuje rangę medium opiniotwórczego, zaś audytorium blogerów jest o wiele razy większe niż „szanowanych dziennikarzy", sternicy świadomości społecznej wpadli na sprytny pomysł, by w takim razie „wynagradzać" jakimiś prezentami co popularniejszych blogerów i w ten sposób sprowokować ich nie tylko, by uznali, że jakieś mainstreamowe jury ma prawo do oceniania blogosfery, ale i by sami blogerzy przynajmniej raz na rok przyklęknęli na jedno kolano, przyznając, że tak naprawdę, to oni tylko po dziennikarzach sprzątają. Wielokrotnie zresztą taka optyka w patrzeniu na blogosferę się pojawiała - blogerzy to ludzie ze składu makulatury, a więc tacy, co grzebią się już w dobrze sczytanych materiałach i robią sobie jakieś okazjonalne wycinki z prasy, kwitując to swoimi refleksjami. Innymi słowy podkreślano, że działalność blogosfery ma charakter wybitnie wtórny wobec epatującego świeżością informacji i przekazu, mainstreamu. Nawiasem mówiąc, zakładający dziennikarskie blogosfery ludzie mediów nie dostrzegali chyba komizmu wytwarzanej przez siebie sytuacji, ponieważ udawali niezależność w sytuacji, w której o niezależności mowy być nie może. Owocowało to rozdarcie zresztą tekstami, które z powodzeniem mogły się ukazywać w macierzystych tytułach czy stacjach i niewiele się różniły od tego, co na co dzień owi dziennikarze wypisywali. Poza tym tendencja, by „po godzinach" dziennikarze nadal komentowali to, o czym sami już się nagadali w wielu miejscach, świadczyła o wyjątkowej megalomanii owego środowiska. Gdy jednak blogerzy wykazywali się coraz większą siłą przebicia i niezależnością, mainstream zaczął manifestować coraz mniej skrywaną agresję. Z pomocą zrazu przyszli mu pseudoblogerzy, którzy, pech chciał, zawsze mieli na swoich „blogach" dokładnie to samo zdanie, co „GW", „Trybuna" czy „Polityka", a którzy brylowali we flekowaniu niezależnych publicystów (sprawa zwalczania ‘kataryny' jest tu dostatecznie wyrazista). Z czasem okazało się, że praktyki pseudoblogerów znajdują dość nikły oddźwięk społeczny, czyli że za pomocą „pospolitego ruszenia" nie da się pacyfikować niezależnych publicystów. Podjęto więc działania doprowadzające do marginalizacji rozmaitych blogerów, łącznie z „wyrzucaniem" ich z miejsc, w których publikowali. Przypominano w ten sposób - jeszcze nie tak dawno witanym z otwartymi ramionami - blogerom, skąd wyrastają im nogi. Weszliśmy zatem w fazę, kiedy mainstream chce sobie całkowicie podporządkować blogosferę albo też doprowadzić do jej wyautowania, gdyż tylko w ten sposób może on bronić swoich interesów. Inicjatywy blogerskie, zmierzające do konsolidowania sił przez „autowanych" blogerów, zostały przyjęte przez mainstream z zaskakującą wprost wrogością. Inicjatywa stworzenia Miasta Pana Cogito, a więc nadania polskiej kulturze nowej jakości, przez to, że ta pierwsza nie dysponowała „błogosławieństwem mainstreamu" i „zezwoleniem na powstanie" - tak samo. Największym problemem dla mainstreamu jest najwyraźniej to, że jego ludzie nie są w stanie przyjąć do wiadomości tego, że nie zamykają od góry hierarchii społecznej. W „Polsce Ludowej", czyli sowieckim tworze z okresu powojennego, zawód dziennikarza (obok zawodu „twórcy kultury socjalistycznej") został wyniesiony do rangi inżyniera dusz i najwyraźniej po „historycznym przełomie", ten mit, że ludzie mediów stanowią kastę stojącą ponad wszystkimi obywatelami, nadal jest podtrzymywany. Dziennikarze więc nie tylko nie chcą słyszeć o tym, że ktoś inny może wpływać na opinię publiczną, choćby poprzez demaskowanie manipulacji medialnych w mainstreamie - ale i o tym, że ktoś inny może lepiej pisać i zyskiwać wielu odbiorców bez pośrednictwa maszynerii, którą posiada do promocji dziennikarzy mainstream. To strzelanie z armat do wróbli, czym się zajmuje mainstream wobec blogosfery, ma jednak pełne uzasadnienie. Blogosfera staje się siłą, której nie udało się ani skomercjalizować, ani spetryfikować. W Stanach Zjednoczonych blogerzy weszli na stałe do świata mediów, dokonując istotnych przewartościowań w podejściu do sposobu relacjonowania wydarzeń. Zauważmy jednak, że w USA, kraju, w którym właściwie można głosić i publikować wszystko, blogerzy dokonywali wyłomu jedynie w sferze informowania (w innych sferach to nie było potrzebne). Słynna clintonowska „afera rozporkowa" czy też publikowanie „zakazanych przez Pentagon" zdjęć z trumnami amerykańskich żołnierzy poległych w wojnie irackiej, to były kwestie „łamania" określonych blokad informacyjnych[2], zaś - co też warto dodać - po ich złamaniu, dochodziło do wielkiego szumu medialnego (a nawet debat politycznych) wokół tychże spraw (tzn. zarówno na temat samych wydarzeń, jak i kontrowersji wokół niepublikowania określonych materiałów). Nasza sytuacja jest zupełnie inna. O ile kwestia swobody dostępu do informowania jest także czymś wymagającym gruntownej debaty i reformy (co jednak wiąże się z oligopolizacją rynku medialnego, a więc niejako instytucjonalnym petryfikowaniem sfery informacji), o tyle kwestia swobody wygłaszania poglądów i liderowania w obszarze opinii staje się wyjątkowo paląca. Można podejrzewać, że mainstream szuka rozwiązań, by jakoś definitywnie wypchnąć III obieg poza nawias. Czy taki zabieg się uda? Wiele zależy od tego, jakie postawy zajmą sami blogerzy blogerzy na ile będą zdeterminowani w stawianiu oporu. Free Your Mind [Boże Narodzenie 2008] www.polis2008.pl
avatar użytkownika Jerzy Urbanowicz

20. Joanna

Pisząc o "Internetowym Rycerzu Niepokalanej" miałem na myśli świecką wersję takiej gazety. W latach 1980/81 takie były "Wiadomości Dnia" A. Macierewicza w Regionie Mazowsze. Była też "Niezależność" wydawana przez KOR związany z A. Michnikiem. Pamiętam, że ludzie podawali sobie z rąk do rąk "Wiadomości Dnia". To był wtedy hit! "Gazeta Wyborcza" z grubsza pokrywa się z "Niezależnością". Macierewicz ma "Głos", który mało kto dzisiaj zna. Tak się ułożyło. Pozdrawiam,
avatar użytkownika Miko

21. All

Popieram wszystkich, którzy uważają, że rola blogosfery w sferze informacyjnej może zostać łatwo zwiększona. Pamiętam, że przez pewien okres czasu, przegląd wiadomości dnia zaczynałem po prostu od blogu Maryli, która obok własnych komentarzy, sygnalizowała ciekawe wątki i informacje, niewidoczne w mainstreamie. Korzystała przy tym z ogólnie dostępnych serwisów Onetu, TVN24 czy Polsatu. Mimo to, w istotny sposób poszerzała wiedzę i rzeczywisty dostęp do informacji. Myślę, że taką formułę można łatwo rozwinąć, sponsorując kilka osób w celu systematycznego prowadzenia serwisów informacyjnych w układzie tematycznym. Jeżeli do tego dodać wywoływane ad hoc komentarze znajomych specjalistów lub bezpośrednich świadków wydarzeń, powstaje nowa jakość w dostępie do informacji z poziomu blogu. Myślę, że w naszym otoczeniu jest wiele osób sprawnych warsztatowo, a pozbawionych wyraźnych ambicji politycznych, które mogą zaistnieć w takiej formule i pomóc w przełamaniu blokady informacyjnej i fałszywej hierarchii wiadomości widocznej w mediach mainstreamowych. Tak naprawdę do powodzenia takiej inicjatywy potrzebna jest ludzka uczciwość i przyzwoitość współpracujących autorów, oraz życzliwa neutralność sponsora. Serdecznie pozdrawiam.
avatar użytkownika Maryla

22. Miko

Tak naprawdę do powodzenia takiej inicjatywy potrzebna jest ludzka uczciwość i przyzwoitość współpracujących autorów, oraz życzliwa neutralność sponsora.

 

Dokładnie tak. Wiekszośc z nas działała w ten sposób w blogosferze, połączenie naszych wysiłków w jednośc da oczekiwany efekt.

 

pozdrawiam

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika FreeYourMind

23. Miko

myślę, że to wyłącznie kwestia czasu i profesjonalizacji blogosfery. Oczywiście wymagałoby to wyspecjalizowania się blogerów oraz włączenia się (w informowanie) ludzi, którzy są nieskażeni współpracą z mainstreamem. Pozdr
avatar użytkownika Miko

24. re: free

Specjalizacja blogerów jest naturalna i nastąpi samoistnie. Blogerzy wnoszą najwięcej, jeżeli poruszają tematy dobrze znane im wprost z racji zawodu lub własnych zainteresowań. Na tym zresztą polega jedna z ich przewag nad dziennikarzami. Jeżeli chodzi o drugą część, to moim zdaniem blogi mogą i powinny zwiększyć swoją funkcję informacyjną. Jest to dla mnie warunek naszej wolności i odporności na manipulacje. Co z tego, że gdzieś w sieci są ważne dla nas wiadomości, skoro nie znamy drogi do nich lub zostały przykryte w mediach relacją ze ślubu kolejnej gwiazdy. Widzę dwie naturalne drogi, które poprawiają nasze poczucie poinformowania, a nie burzą przy tym natury blogosfery i nie wykluczają się. Po pierwsze zamieszczanie na swoim blogu linków do ciekawych informacji daje szansę wielu bezimiennym czytelnikom na dotarcie do źródeł, do których sami, choćby z braku czasu nie dotrą. Drugą drogą są banalne prasówki, dające linki do ważnych i ciekawych informacji wyszukanych w sieci. Powinny działać systematycznie w ramach portalu, dlatego wymagają wsparcia ze strony jego właściciela. Myślę, że dość jasno napisałem o tym w poprzednim komentarzu. Sposób jak to zrobić jest tylko kwestią techniczną. Pozdrawiam,
avatar użytkownika FreeYourMind

25. Miko

ważne jednak jest, by zarazem starać się wypracowywać nowy model dziennikarstwa, tj. taki, w którym dba się o bezstronność i prawdziwość przekazu, nie zaś o sensacyjność czy wprost skandaliczność. Po drugie, nie należy się bać mainstreamu :) Pozdr
avatar użytkownika Jerzy Urbanowicz

26. Miko

Zgadzamy się w 100%. Pańskie pomysły są proste i przez to bardzo ciekawe. Jeśli chodzi o prasówkę Maryli, mam podobne odczucia. Również zaczynałem przegląd prasy od pani Maryli, nawet gdy jeszcze nie znałem jej osobiście. Pozdrawiam,
avatar użytkownika Maryla

27. Pani Joanno - głos w dyskusji

od Zbyszka Łabędzkiego

 

"Mierz siły na zamiary
Nie zamiar według sił"  - młody A.Mickiewicz

Droga Pani Joanno!

Albo jeden blogger-milioner, albo milion bloggerów mniej bogatych, zgodzi się Pani? No, powiedzmy sto tysięcy.
Na szczęście nie pracowałem nigdy w GW, stąd i ich finansowe obyczaje są mi nieznane. Pizzę potrafię zrobić sam. Na kupną często mnie nie stać.

Naszą siłą jest właśnie to, że jest nas wielu. Że jeden popiera drugiego. Że stajemy się coraz bardziej solidarni. I tę siłę już czuć, widząc chociażby coraz większą nerwowość mediów pierwszego obiegu. Owe sto tysięcy bloggerów może posiadać więcej informacji, niż wszystkie media razem wzięte, które na ogół korzystają z kilku agencji i sieci własnych pracowników.  Co więcej, posiadamy informacje PRAWDZIWE, w odróżnieniu od tych generowanych przez wielkie agencje informacyjne. Stu tysięcy bloggerów nie można wsadzić do pudła, a kiedy wsadzą kilku, sto tysięcy  zdeterminowanych adwokatów może uczynić cuda. Pamięta Pani Solidarność?

Piszę troszkę hasłowo, przepraszam, ale chodzi mi o to, aby nie porównywać systemów wielkich korporacji medialnych z blogerami, bo to jest tak, jakby porównywać wielkie korporacje z małym, rodzinnym biznesem. Korporacje są hołubione, ale to "small business" jest ekonomicznym krwioobiegiem narodów. Podobnie blogosfera może być naszym informacyjnym krwioobiegiem. Piszę "może", bo jesteśmy dopiero na początku drogi. Kiedy zacznie się bliższa współpraca blogosfery, zdobywanie informacji nie będzie żadnym problemem. Agencje prasowe robią przecież dokładnie to samo - czerpiąc z sieci pojedynczych informatorów. Jeśli polityk XY popełni przestępstwo, a napisze o tym jeden blogger, sprawy nie będzie. Ale jeśli cała blogosfera zacznie o tym krzyczeć, efekt będzie zupełnie inny. I niech taki XY wytoczy proces blogerowi z Australii czy Meksyku! Będzie kupa śmiechu.

Proszę przypomnieć sobie z historii Polski, kiedy oficjalnie jako państwo nie istnieliśmy. Co właściwie spowodowało, że później tak szybko się odrodziliśmy jako II Rzeczpospolita? Ano, ówczesny "trzeci obieg". Inna technika, inne obyczaje, ale przecież cel był ten sam - odzyskać Polskę.

Przepraszam raz jeszcze za bardzo skrótowo i hasłowo potraktowany temat, ale nie mam możliwości bezpośrednio brać udziału w dyskusji. Czynię to tylko dzięki dobrej woli i uprzejmości Przyjaciół, której nie mogę nadużywać.

Zbigniew Łabędzki

Kontakt:
http://ojczyzna.pl

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Jerzy Urbanowicz

28. Gazetki Internetowe

Wystarczy skorzystać z doświadczeń z lat 1980-81. Wtedy sytuacja była znacznie trudniejsza. W Regionie Mazowsze prasa była w ręku tych samych ludzi, którzy tworzyli potem Gazetę Wyborczą. Dla tych mediów manifestacje 11 listopada były nacjonalistycznymi hucpami. Małą Gazetą Wyborczą kształtującą wówczas opinie w "Solidarności" była "Niezależność" kierowana przez otoczenie A. Michnika. Sytuacja była nie do zniesienia dla ludzi świadomych tego, co się dzieje. Rzesze zwolenników "Solidarności" były ogłupiane podobnie jak dzisiaj. Wtedy Macierewicz lub ktoś z jego otoczenia wpadł na pomysł utworzenia ludowej kilkustronicowej (świeckiej) gazetki na wzór "Rycerza Niepokalanej", która nazwał "Wiadomościami Dnia". W krótkim czasie ludzie podawali sobie z rąk do rąk "Wiadomości Dnia". Na zjeździe "Solidarności" większość była świadoma, w jakiej sytuacji znajduje się związek. Wtedy nie było Internetu, poczty elektronicznej, sprawnych telefonów, itp. ale to zadziałało. O ile wiem, Wiadomości Dnia były sprzedawane w dość dużym nakładzie. Może to jest droga do budowy niezależnego obiegu informacji. Portale i blogi doskonale wpisują się w ten pomysł. Serdecznie pozdrawiam,