Czemu Żydzi nienawidzą Polaków? Spotkanie z dr Ewą Kurek
W piątek, 19.09.2014 byłam w kawiarni Niespodzianka /Marszałkowska 7 w Warszawie/na spotkaniu z dr Ewą Kurek, historykiem, autorką wielu książek m.in. "Poza granicą solidarności" o stosunkach polsko-żydowskich 1939-1945. Właśnie ukazało się jej drugie wydanie. Kupiłam je i do tej pory zdołałam pobieżnie przejrzeć.
Spotkanie zaczęlo się o 19:10 a skończyło o 20:45. Zorganizowało je Centrum Edukacyjne Powiśle. Po prelekcji i po półgodzinnej przerwie wyświetlono 50- minutowy film dokumentalny dr Ewy Kurek "Kto ratuje jedno życie..." o zakonnicach ukrywających żydowskie dzieci w klasztorach podczas hitlerowskiej okupacji. Obecnych było ok. 30 osób. Jest już relacja wideo z tego spotkania nakręcona przez blogera Raven59 / http://kruk.salon24.pl/606559,zydzi-nienawidza-polakow-bardziej-od-niemc... /.
Dr Ewa Kurek zaczęła od stwierdzenia, iz nie sposób zrozumieć tego, co działo się z Żydami i Polakami podczas okupacji bez uwzględnienia faktu, iż Żydzi należą do innej cywilizacji niż zachodni Europejczycy i mają inny system wartości. Powiedziała dolkładnie to, co napisała w swej książce /str. 198-202/:
"Życie żydowskich kobiet i żydowskich mężczyzn toczyło się od tysiącleci w wąskich wyznaczonych przez religię ramach. Wszelkie odstępstwo od tworzących te ramy zasad było z zasady niemożliwe. W żydowskim życiu nie bylo miejsca na indywidualizm". I dalej:
"Pierwsze tradycyjne prawo żydowskie mówi o możliwości składania w ofierze życia części Żydów w celu ratowania życia reszty społeczności żydowskiej(...)
Drugie prawo żydowskie mówi o nieograniczonym prawie Żydów do ratowania się od natychmiastowej śmierci". Zgodnie z nimi:
"W świetle żydowskiego prawa i tradycji haniebne czyny żydowskich katów zostaly usprawiedliwione. Rozdział X izraelskiej ustawy z roku 1950 uwalniał ich wszak od winy, jeśli dowiedli, że uczestniczyli czynnie w zagładzie własnego narodu "w zamiarze uratowania się od groźby natychmiastowej śmierci".".
W chrześcijańskiej cywilizacji zachodniej królowały zaś: wywodzący się jeszcze od św. Augustyna indywidualizm oraz moralny obowiązek obrony słabszych przez silniejszych. Oddanie życia za drugiego człowieka było oceniane jako bohaterstwo.
Potem Ewa Kurek nakreśliła krótko historię stosunków polsko-żydowskixh od Kazimierza Wielkiego do roku 1918. Wspomniała o tym, że w I RP Żydzi trworzyli swoiste państwo w państwie. Chroniły ich przywileje królewskie, mieli szeroką autonomię, własne sądy i sejmy. Zajmowali się finansami i handlem, zyjąc w swym odrębnym swiecie żydowskiej religii i żydowskich zwyczajów. Wszystko zmieniły zabory.
Okazało się, że Żydzi nie są zainteresowani walką o wolność Polski. Ludzie tacy, jak Berek Joselewicz stanowili ułamek procenta społeczności żydowskiej. Natomiast po odzyskaniu niepodległości przez nasz kraj w 1918 roku Żydzi zażądali utworzenia w dzielnicach żydowskich polskich miast autonomii żydowskich - takich mini państewek . Polski Sejm odrzucił te żądania i ten fakt wzbudził, wg Ewy Kurek, nienawiść Żydów do Polaków.
Obraz stosunków polsko-żydowskich podczas okupacji hitlerowskiej i zagłady Żydów jest wypaczony przez fakt, że wojnę przeżyli przede wszystkim Żydzi zasymilowani, mieszkający przedtem wśród Polaków. Jednak 85% Żydów w Polsce to byli Żydzi, którzy mieszkali od pokoleń w swych tradycyjnych dzielnicach, niezwiązani z Polską, nie znający nawet polskiego języka. Wyznawali na ogół chasydyzm, a ich życie regulowały gminy żydowskie. Oni wszyscy padli ofiarą Holocaustu i nie pozostawili po sobie prawie żadnych świadectw. Zostali zapomniani.
Po klęsce Polski w 1939 roku elity żydowskie postawiły na współpracę z Niemcami. Za cenę uległości wobec nich chciały uzyskać realizację swojego planu utworzenia żydowskich autonomii w dzielnicach żydowskich /gettach/. Nie można tego uważać za zdradę Polski, gdyż polscy Żydzi czuli się zupełnie odrębnym od Polaków narodem /i byli nim/.
Gdy Niemcy ustanowili getta w których rządziła /pod nadzorem Niemców, oczywiście/ czysto żydowska administracja i policja, większość Żydów była z tego zadowolona. Jak napisała Ewa Kurek:
"Skutkiem tego po upływie pierwszych trzech lat wojny [w lipcu 1942] mieli wprawdzie polscy Żydzi rozrzucone na terenie całej Polski upragnione struktury autonomiczne, których kursowały zydowskie tramwaje, dzieci żydowskie uczyly się w żydowskich szkołach żydowskiego języka, płacono żydowskimi pieniędzmi, przestępcow łapała żydowska policja (...), lecz w sensie polityczno militarnym i mentalnościowym byli bezbronni i osamotnieni. Skazani tylko i wyłacznie na siebie i łaskę Niemców.".
W tym okresie Żydzi czuli sie bardziej bezpieczni w gettach niż poza nimi. Niemcy mordowali wielokrotnie wiecej Polaków niż Żydów. Getto warszawskie otoczono murem na polecenie Niemców, ale prace budowlane przeprowadziła i sfinansowała Gmina Żydowska. NIkt nie próbował sabotować robót. Uważano, że za murami da sie jakoś przetrwać wojnę. Snuto nawet plany obrony getta przed ... Polakami.
Jak grom z jesnego nieba spadła na wszystkich decyzja Niemców o wymordowaniu europejskich Żydów. Podjeto ją w 1941 i była oczywiście tajna. Realizację rozpoczęto w lipcu 1942 roku, wywożąc pierwsze transporty Żydów do obozów zagłady. Wtedy dały o sobie znać tradycyjne prawa żydowskie sformułowane wyżej.
Żydowska policja oraz administracja ukrywały prawdę przed ludnością getta wmawiając jej, że wysiedlani jadą na wschód do pracy, a sobie, iż poświęcają część Żydów, by uratować resztę. To oni sporzadzali listy Żydow i zapędzali ich do wagonów. Wykonywali najbardziej pracochłonną i brudną część pracy przy wywózce. Potem chodzilo im już tylko o własną skórę. Na koniec i oni zostali w większości zabici przez Niemców.
Ewa Kurek przekonywujaco dowodzi, że gdyby nie współpraca żydowskich władz gett, przeprowadzenie Holocaustu w takich rozmiarach byłoby niemożliwe. Zagładę getta warszawskiego nadzorowało 50 esesmanów, i kilkuset żołnierzy, głównie Ukraińcow i Łotyszy. Mieszkało w nim prawie pół miiona ludzi. Tak więc, ci co chcieli zbudować "żydowskie autonomie" stali się katami własnego narodu. Ich liczebność ocenia się na 6-10% ogółu Żydów. Ewa Kurek twierdzi, że należała do nich głównie żydowska inteligencja, między 1/3 a 2/3 jej liczby.
A co na to Polacy? Już 1941 roku Niemcy wydali rozporzadzenie, że wszelka pomoc Żydom przebywajacym poza gettami będzie karana śmiercią całej udzielajacej pomocy rodziny. Polacy mieli też surowy zakaz wchodzenia do gett. Aby więc pomoc Żydowi była możliwa, spełnione musiały być dwa warunki: Żyd musiał wydostać się z getta, a Polak musiał byc gotowy zaryzykować dla niego życiem swoim i swej rodziny.
Nonsensem są więc zarzuty pod adresem Polaków , że nie uratowali więcej Żydow. Tylko najwyżej 10% Żydów bylo gotowych opuścić getto. A i mało Polaków chciało poświęcić swe rodziny dla obcych sobie Żydow. Niemniej Kościół Katolicki i AK robiły co mogły, ale mogły niewiele.
Wskutek wspólpracy żydowskiej administracji gett z Niemcami oraz bierności ogółu Żydów, zagłada przebiegła sprawnie /od lipca 1942 do kwietnia 1943/, a z 3 milionów 335 tys. Żydow polskich wojnę przeżyło 369 tys. /wg Normana Davisa/. Okolo 170 tys. z nich ocalało dzięki ucieczce na wschód, do Sowietów Były tylko dwa powstania w Warszawie i Bialymstoku w których uczestniczylo po kilkuset bojowników.
Na sali była obecna p. Anna Ciałowicz, historyczka z Gminy Żydowskiej. Jest ona specjalistką w dziedzinie prawa żydowskiego, oraz dobrze zna język jidisz i hebrajski. Korzystała ona ze źródeł w tych jezykach. Jej badania potwierdziły wnioski dr Kurek. Pani Ciałowicz odpowiadała też na pytania z sali razem z Ewą Kurek.
Pierwsze pytanie dotyczylo Jedwabnego. Dr Kurek skrytykowała decyzję Lecha Kaczyńskiego o zrezygnowaniu z ekshumacji ofiar tego mordu. Prezydent został pzrez Żydow oszukany. Jak powiedział p. Cialowicz prawo żydowskie nie zanazuje przeprowadzania ekshumacji, a wręcz nakazuje je w przypadku takim, jak ten. Wtrącił sie p. Pruszyński i poinformował, ze okolicę Jdwablego policja przebadała radarem geologicznym i stwierdzono obecnośc 123 szkieletów. Tyle więc prawdopodobnie było ofiar tego mordu.
Pytano też o kapłanów żydowskich. Okazalo sie, że rabini nie są kapłanami, ale istnieje grupa takzwanych kohele, czyli potomków dawnych kapłanow Światyni Jerozolimskiej, którzy sa nadal za kapłanów uawżani. Dr Ewa Kurek powiedziała, ze ostatnio pracowała nad książka o Rosji p.t "Rosji ogarnąć rozumem się nie da" i zdumiała ją analogia między niektórymi aspektami prawosławia a chasydyzmem. Rosyjskimi odpowiednikami chasydów sa "starcy". Religie te łączy też aspekt wspólnotowy.
Po zakończeniu projekcji filmu rozmawiałam z panem, który powiedzial mi, że w budowanym przez o. Rydzyka kościele w Toruniu jest specjalna kaplica poświęcona Polakom ratującym Żydow. O. Rydzyk zbiera więc wszelkie informacje o nich.
- elig - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
8 komentarzy
1. @elig
portal Polacy Ratujący Zydów na Fejsie
https://www.facebook.com/PolacyRatujacyZydow?fref=photo
Projekt Kaplicy Pamięci z podpisem Papieża jest już w Toruniu
Do Radia Maryja trafił projekt Kaplicy Pamięci podpisany przez
Ojca Świętego Franciszka. Papież pod koniec stycznia po porannej
Eucharystii pobłogosławił projekt i złożył na nim swój podpis.
Ks. prof. Paweł Rytel – Andrianik, który wówczas spotkał się z Ojcem
Świętym, dziś przywiózł oprawiony dokument i wręczył go Dyrektorowi
Radia Maryja, o. Tadeuszowi Rydzykowi CSsR.
- Kiedy Ojciec Święty usłyszał, że będzie Kaplica Pamięci od razu
bardzo się ucieszył. Kiedy zobaczył jej projekt i usłyszał, że w tej
kaplicy będą nazwiska Polaków ratujących Żydów od zagłady, w tym ok.
tysiąca księży, którzy ryzykowali swoje życie, uczynił znak Krzyża
Świętego i złożył swój podpis. Zechciał się podpisać na tym projekcie,
na znak swojego wsparcia i swojego błogosławieństwa. To jest pierwszy
dokument papieski związany ze świątynią wotum wdzięczności za bł. Jana
Pawła II. To też jest taki piękny znak, ponieważ Papież podpisuje się na
dokumencie, który też jest związany z wotum wdzięczności za swojego
poprzednika Jana Pawła II – mówił ks. prof. Paweł Rytel-Andrianik.
O. Tadeusz Rydzyk CSsR chce, aby nazwiska Polaków ratujących Żydów były zapisane w wersji komputerowej.
Kliknij, aby powiększyć
- Proponuję, abyśmy w Kaplicy Pamięci zainstalowali komputer, w
którym można byłoby odnaleźć konkretne nazwisko. Umieszczone byłyby
także krótkie informacje, które pomogą zrozumieć chociaż trochę dramaty
tamtych dni i wydarzeń. (…) Ratowali ludzi mimo, że groziła im za to
śmierć. To jest prawdziwe bohaterstwo. To jest świętość i to jest
realizacja przykazania miłości bliźniego, realizowania nauki Chrystusa.
Świadectwo ich życia zachęca do dobra – mówił o. Tadeusz Rydzyk CSsR, Dyrektor Radia Maryja.
Studenci WSKSiM na praktykach w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie
Studenci Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w
Toruniu badali w Jerozolimie dokumenty nt. Polaków ratujących ludność
żydowską, których nazwiska zostaną umieszczone w Kaplicy Pamięci w
toruńskiej świątyni. Miało to miejsce w ramach praktyk młodzieży w
Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu.
Podczas praktyk w Yad Vashem, studenci mieli możliwość zapoznania się
z relacjami osób opisujących swoje przeżycia z czasów wojny, m.in. z
pobytu w getcie czy z życia w ukryciu. To było cenne doświadczenie –
wspomina Agnieszka Dąbek – jedna z praktykantek.
- Wśród dokumentów znalazłyśmy relacje ze strony żydowskiej,
m.in.: na temat 116. księży, którzy pomagali im z narażeniem życia. Była
to dla nas ważna lekcja historii, ponieważ o takich sprawach nie
dowiadujemy się z podręczników. Pobyt w Jerozolimie był powiązany
również z możliwością odwiedzenia najważniejszych miejsc związanych z
osobą Jezusa Chrystusa. Niesamowitą łaską było mieszkać dosłownie 3
minuty od Bazyliki Grobu Pańskiego – miejsca śmierci i zmartwychwstania
Pana Jezusa. Cieszymy się bardzo, że owoce tej pracy badawczej będą
uwiecznione w Kaplicy Pamięci w Toruniu – mówi Agnieszka Dąbek, praktykantka.
W ramach badań do Kaplicy Pamięci zgromadzono w specjalnym archiwum
nagrania i dokumenty na temat 40 tys. Polaków ratujących ludność
żydowską.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Bardzo ciekawe spotkanie (dziękuję serecznie)
z którego można się douczyć w temacie ciągle zakazanym. Pozwolę sobie przykleić je dla tych co wolą posłuchać:Złapałem panią doktor Kurek na jednej niekonsekwencji bo ona nie wie czy w Jedwabnem były 4 czy 4000 tysiące żydowskich ofiar bo sprawy nie badała ale nie przeszkodziło jej w swojej książce współwiną obarczyć Polaków mimo, że sprawy nie badała.
Dyskusję wzbogaciła ogromnie pani Ciałowicz - sarmacka Żydówka - mająca dostęp do żydowskich dokumentów do których Polacy nie sięgają zazwyczaj z powodu nieznajomości języka. Przy okazji podsunę ciekawy materiał również o Żydach pochodzący włśnie od jednego z nich.
http://www.fronda.pl/a/ortodoksja-kontra-syjon,39699.html
Wojciech Kozlowski
3. I jak tu być żydofilem ???
Nie da się! Choćbym mocno chciał.
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
4. Polecam także to:
http://naszeblogi.pl/43898-niech-pani-tego-nie-pisze-zydzi-pania-zezra-e...
Pozdrawiam serdecznie
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
5. 10% żydowskich przywódców warszawskiego getta wysłało na śmierć
90% populacji żydowskiej skupionej w tym getcie.
Podobnie było w pozostałych gettach utworzonych na prośbę samych zainteresowanych przywódców żydowskich, które miały być początkiem ich państwowości na terenach okupowanej południowo-wschodniej Polski.
Ba, nawet rozpoczęto tam budowę pierwszych kibuców, których budowniczymi byli m.in. ochotnicy żydowscy z okupowanych przez Niemców krajów europejskich.
Po zaniechaniu projektu część z nich wróciła do swoich krajów i miejsca zamieszkania, a część do obozy koncentracyjnego na Majdanku.
Na Majdanek trafili przede wszystkim ci, którzy oszukali Niemców już podczas zgłaszania się do wyjazdu deklarując nieprawdziwe dane o posiadanym zawodzie budowlanym.
Gdy po przybyciu okazało się, że oszukali państwo niemieckie, to zazwyczaj lądowali w obozach.
Po upadku projektu powstania Judeo Polonii, to wybudowane przez żydowskich "osadników" z europy zachodniej budynki, baraki i pomieszczenia gospodarcze zostały zajęte przez niemiecką jednostkę straży granicznej.
Żydzi nie mają czym se pochwalić i dlatego nienawidzą Polaków [przede wszystkim za Polaków odwagę, męstwo i bezinteresowność.
Kiedyś "Mieszko II"
6. "Otrzymaliśmy od rządu odprawy finansowe"
https://www.facebook.com/notes/barbara-florek-nyg%C3%A5rd/otrzymali%C5%9...
Pamiętajmy,
że niektórzy prominentni przedstawiciele marcowej emigracji są ścigani
przez polskie prawo pod zarzutem popełnienia zbrodni komunistycznej. Do
rangi symboli stalinowskich prześladowców urośli Stefan Michnik i
Helena Wolińska, ale przecież historycy szacują, że takich osób były
wówczas setki. Posługując się marksistowską terminologią, tak przez nich
ukochaną i wybraną, można więc powiedzieć, że popełniono zbrodnię
komunistyczną także na komunistycznych zbrodniarzach. Dlatego tak trudno
jest o tym obecnie spokojnie dyskutować, tym bardziej że zbrodnia
zbrodni nierówna.
Poniżej tekst - wspomnienie o wydarzeniach
marcowych 1968r, odkłamujących historię o tamtych dniach, napisany przez
uczestnika tych protestów, Remigiusza Włast-Matuszaka. Co znamienne
tekst został napisany przez Autora trzy lata temu. Dajmy sobie odpowiedź
na pytanie postawione przez Autora na końcu wspomnień.
(Czytaj też część pierwszą: "Rewolta Marcowa - narodziny, życie i śmierć PRL" Jerzy Brochocki (fragmenty):
https://www.facebook.com/notes/barbara-florek-nyg%C3%A5rd/rewolta-marcowa-narodziny-%C5%BCycie-i-%C5%9Bmier%C4%87-prl-jerzy-brochocki-fragmenty/776981255658504 )
Mija
37 rocznica WYDARZEŃ MARCOWYCH. Na ich temat opublikowano kilkadziesiąt
książek i prac. Większość w duchu zgodnym z "politycznie poprawną"
oceną Wydarzeń, jako zrywu studentów pod przywództwem jedynego, słusznie
działającego ośrodka politycznego, dowodzonego przez Adama Michnika.
Jest
kilka prac czysto chronologicznych, opierających się na źródłach
prasowych, są też relacje uczestników, ale nikt "nie dotarł" do prostej
prawdy o prowokacji przygotowanej przez członka BP PZPR, szefa MSW gen.
Mieczysława Moczara, prowokacji skierowanej przeciwko I sek. PZPR
Władysławowi Gomułce i jego ekipie.
W 1967 w porywie
szczeniackiej głupoty przeniosłem się z Wydziału Historii UW, na Wydział
Filozofii, i nowo tam utworzony Instytut Nauk Politycznych. Już na
pierwszym wykładzie u dr Szackiej zdrętwiałem, gdy w przerwie
osiemnastoletnie szczeniaki zaczęły do siebie mówić per "towarzyszu" -
(dopiero potem przeszli między sobą na "ty").
Wśród 120
studentów, ja wraz z Andrzejem Dąbkowskim (synem "kułaka" spod
Czerwieńska), i trzecim chłopakiem Włodkiem Mizerką z Targówka(?),
tworzyliśmy matecznik "reakcji". Do stycznia 1968 nic nie wskazywało na
nadchodzący kryzys polityczny. Życie toczyło się siermiężnie, a o
"zdjęciu" Dziadów z afisza itd., dowiadywaliśmy się z Wolnej Europy.
Dopiero po feriach świątecznych aktyw ZMS i kadra z PZPR, zaczęli
roznosić ulotki uświadamiające studentów "kto to są Komandosi" i ich
szef Adam Michnik.
Naiwnie zapytałem nijakiego Matejewskiego
(bratanka zastępcy Moczara), ilu jest tych "komandosów", czego oni chcą -
wywołało to odwrócenie się na pięcie. W pierwszych dniach marca, w
gablotkach pojawiły się odezwy ZMS przestrzegające przed komandosami
Michnika. 4 marca z UW zostali relegowani Michnik i Szlejfer.
6
marca w gablotkach i pod pulpitami ławek leżały ulotki wzywające do
bojkotu wiecu wyznaczonego na 8 marca. To z tych zawiadomień
roznoszonych przez aktyw PZPR i ZMS, całe UW dowiedziało się o terminie
wiecu. 8 marca w południe, wraz z Dąbkowskim pobiegliśmy na skwer przed
BUwem (starym).
Z tonu i ostrości propagandy antywiecowej
spodziewaliśmy się wielotysięcznego tłumu, a tu w prawym, bliższym
Krakowskiego Przedmieścia, rogu skwerku, między cisami (rosną do
dzisiaj) stało około 40 osób, a w oddaleniu od nich około
100."Komandosi" trzymani "na barana" przez kolegów odczytali protest w
sprawie relegowania Michnika, parę zdań o Dziadach, o Konstytucji PRL, a
po 10 minutach zapanował kompletna konsternacja i cisza. Wtedy Baśka
Toruńczyk, ówczesna dziewczyna Michnika, odczytał apel ponownie, i potem
po raz trzeci przeczytano ten sam tekst. Próbowano skandować jakieś
hasła, ale nikt ich nie podchwycił, i wiec praktycznie upadł.
Z
lewej strony skweru stała w "formacji trójkąta" grupa aktywu ZMS i ZSP
pod przewodem starosty naszego, pierwszego roku INP - Heńka Szafira - (
czasami drukuje korespondencje z Jerozolimy w Newsweeku), który (bez
megafonu) usiłował polemizować z komandosami. W tej grupie też nie było
entuzjazmu, i po zaledwie 30 minutach wiec umierał śmiercią naturalną, a
studenci zaczynali rozchodzić się do swoich zajęć.I tak by się
skończyły słynne WYDARZENIA MARCOWE '68, gdyby w tym momencie na teren
UW, od strony Krakowskiego, nie zaczęły wbiegać grupy cywilów,
milicjantów, i nie wjeżdżać obdrapane autobusy z aktywem PZPR i ORMO -
można ich było poznać po jesionkach w jodełkę i koszmarnych, welurowych
kapeluszach. To oni wywołali zajścia, odpychając wszystkich wychodzący
studentów od bramy, i tłukąc każdego, kto usiłował opuścić skwerek.
Siłą
rzeczy zostaliśmy zagnani pod rektorat w Pałacu Kazimierzowskim, gdzie
prorektor "komuch" Rybicki wyszedł na balkon z łańcuchem na piersiach, i
wzywał do rozejścia się, co było oczywiście niemożliwe, ponieważ
wszystkie boczne uliczki UW były zablokowane przez ORMO i tajniaków.
Dopiero
teraz wydarzenia marcowe stawały się wydarzeniami. Nie były to w
jakiejkolwiek mierze rozruchy w obronie Michnika i komandosów, tylko
spontaniczny odruch samoobrony napadniętych studentów, który to odruch
następnego dnia przerodził się w wystąpienia antykomunistyczne
skierowane przeciwka władzy PRL.
Starannie przygotowana
prowokacja szefa MSW gen. Moczara i jego ludzi takich jak dr
Walichnowski, gen. Korczyński, ambasador Ptasiński, v-min. Matejewski,
Kazimierz Kąkola itd., zaczynała nabierać rozmachu.Studenci zgromadzeni
przed zamkniętą bramą UW zaczęli wycofywać się Krakowskim Przedmieściem i
Nowym Światem napierani przez oddziały milicji. (Wróciłem przez wydział
geografii do budynku filozofii ze zdartym gardłem - nie mogłem zupełnie
mówić od wrzeszczenia, jak i oddychać, od zmasowanego ataku
gazowego).Spontaniczny pochód studentów, około 1.000 osób idący
Krakowskim Przedmieściem, MO mogła bez wysiłku rozbić i skierować w
Świętokrzyską, mogła rozbić przy Wareckiej, i przy Foksal, ale Moczar
celowo dopuścił pochód aż na skrzyżowanie Nowego Światu i
Jerozolimskich, pod same okna KC, by tam dopiero na oczach Gomułki,
rozpędzić demonstrantów i popakować ich do bud milicyjnych.
Moczar
doniósł też Gomułce treść rzekomo wznoszonych haseł : "Precz z
Gomułką"; "Zambrowski do biura!" - co było tanim wymysłem.
9
marca brałem z kolegami udział w wiecu, w auli Politechnik Warszawskiej.
To już był prawdziwy wiec, manifestacja narodowa i antykomunistyczna (
nikt nie wspominał nawet o Michniku i "komandosach")- . Po wiecu, gdy
kolos Polibudy już się "rozbujał", wyszliśmy w pochodzie skierowanym pod
MSW na Rakowieckiej (budynki były wtedy nie ogrodzone - a od strony
pustego Pola Mokotowskiego można było tam wejść bez problemu). Czoło
pochodu w równych rzędach zaczęło maszerować Polną, wznosząc hasła
Gestapo, gestapo", "Pachoły!" itd.
W przypadku tego pochodu,
milicja i SB zadziałały w pełni profesjonalnie - szedłem w około 12
rzędzie, gdy nadbiegły dwa odziały MILICJI z tarczami i pałami, i
zaatakowały czoło pochodu z obu stron, od Mokotowskiej i od Wawelskiej,
rozbijając go na wysokości 15-go rzędu!Pochód został zawrócony ku
Politechnice ( zaczął się strajk okupacyjny PW), a odcięte czoło pochodu
został pognane aż do Placu na Rozdroży. Biegliśmy po błocie i gruzie
dzisiejszego wykopu Trasy Łazienkowskiej.
W wieżowcach, po lewej
stronie Placu na Rozdrożu, ludzie pochowali nas po mieszkaniach i
częstowali herbatą. Atmosfera była jak w czasie okupacyjnej łapanki -
pełna solidarność społeczna skierowana przeciw okupantowi!Zabłocony i z
rozciętym uchem (dostałem kamieniem, przeznaczonym dla ZOMOwców)
dotarłem koło 13:00 na wydział. Rozgorączkowany pobiegłem na piętro
gdzie natknąłem się na naradzające się resztki "komandosów" - gdy
relacjonowałem wypadki na Politechnice, nagle zrozumiałem, że te
wymuskane siksy w zachodnich ciuchach i ich kolesie jeżdżący trymphfami,
biorą mnie za "użytecznego idiotę".
I tak IM już zostało -
zawsze uważali się za jedynych godnych i powołanych do rządzenia Polską -
tak było na Uniwerku - potem w KOR-ze, przy Okrągłym Stole, w UD, UW i
dzisiaj w PD. Mając dzisiejszy zasób wiedzy, z przerażeniem stwierdzam,
że moczarowskie ulotki opisujące ich jako "polityczny odłam bananowej
młodzieży", których tatusiowi odpadli w wewnątrzpartyjnej walce między
"natolińczykami" a "puławianami", nie wiele mija się z prawdą.
Faktycznie były to w 90% dzieci odsuniętych z PZPR "funków" pochodzenia
żydowskiego, bo w PPR-PZPR antysemityzm był podstawowym orężem walki o
stołki. Od dziecka byli wychowani w realiach właścicieli Polski Ludowej,
a gdy im to zabrano, zaczęli walczyć o rewizję linii PZPR, o prawo do
utraconego, komunistycznego raju - gdzie latami, jako wybrańcy mieli
według zasady "każdemu według potrzeb". Dzisiaj grupa ta wraz z
klientelą liczy 600 ? 800 osób i uważa, że ma dalej niezbywalne prawo do
rządzenia 38 milionowym narodem!)
Rozruchy były dalej
rozdmuchiwane przez SB - zatrzymywano w okolicach UW wszystkich
studentów, zabierano legitymacje, pałowano bez przyczyny,
rozpowszechniano nekrologi rzekomo zabitych studentek!Machina prowokacji
szła pełną parą - TV i Słowo Powszechne, Kurier Polski szalały -
Bolesław Piasecki odreagowywał wszystkie upokorzenia prywatne i
polityczne, jakich doznał z "rąk" ppłk. Luny Bristigier. Pouczał
"Trybunę Ludu" i KC PZPR jak rozprawić się z syjonistami (ówczesny
synonim Żydów). Nagonka antysemicka została rozpętana jak za najlepszych
czasów carskiej Ochrany.
W Audytorium Maximum odbyły się trzy
wiece studenckie, to po prostu były spontaniczne wystąpienia powstańcze
młodzieży polskiej, skierowane przeciw komunie, PRL-wi, i pachołkom
ZSRR!
Około 19 marca do ciasnego umysłu Gomułki dotarło, że
prowokacja jest skierowana przeciw niemu, i jego rodzinie. Kampanię
zaczęto wyciszać.Efektem wydarzeń była emigracja około 20 tys. Żydów -
niedobitków ocalałych z Zagłady, pacyfikacja "przedwojennej resztówki"
inteligencji polskiej - śmierć Zawieyskiego, i wkrótce też Pawła
Jasienicy.
Złamanie karier życiowych kilkuset zdolnych studentów
w całej Polsce, usuniecie do listopada ? 1968 z PZPR około 230 tys. (!)
ludzi - (a więc wszystkich niewygodnych, i nie wykazujących entuzjazmu
dla antysemickich czystek - przyjęto natomiast do partii około 4 tys.
aktywistów marcowych), czystka w wojsku dokonana przez gen.
Jaruzelskiego (dzisiejszego przyjaciela Michnika), oraz podkopanie
autorytetu Gomułki, którego odsunięto wraz z ekipą w grudniu 1970 roku.
Nowa
ekipa Gierka, przy wsparciu Moskwy, ostatecznie zablokowała starania
grupy Moczara o przejęcie władzy. W 1971 podczas oficjalnej wizyty
Gierka w Pradze Czeskiej, Moczar w "swoim" starym Olsztynie, po raz
ostatni usiłował zaistnieć jako kandydat na genseka, zaalarmowany Gierek
przerwał wizytę i po przylocie do Olsztyna rozgonił wojewódzką
konferencje partyjną z Moczarem włącznie.Wkrótce potem ambasador gen.
Korczyński popełnił samobójstwo w Algierze, a v-min MSW Mytejewski
został skazany na 6,5 roku więzienia za organizowanie "czarnej kasy" SB.
Gdyby
gen. Moczar nie miał pretekstu do rozpętania wydarzeń marcowych w 1968
roku, to być może protest robotniczy z grudnia 1970 wsparty zostałby
przez masowe wystąpienia studenckie. Struktury PRL odczułyby to znacznie
boleśniej, a ustępstwa nowej ekipy musiałyby być znacznie większe, niż
te wprowadzone przez Gierka.
Z ludzi "przyzwoitych" pragnę tu
poza Zawieyskim, Kisielem, Jasienicą, przypomnieć też szefa MSZ Adam
Rapackiego, który do przedstawionej mu listy Żydów jakich powinien
zwolnić, dopisał na końcu swoje nazwisko i opuścił MSZ na zawsze ( objął
je po nim przedwojenny endek na usługach PZPR, niejaki Winiewicz).
Przeciwstawne
postawy z Uniwersytetu Warszawskiego: to moje wspomnienie Audytorium
Maximum, a przed nim, siwiuteńki jak gołąbek, kruchy profesor Stanisław
Herbst rozłożonymi rękoma odgradza studentów od napierających tajniaków,
a z drugie strony przypadek szczupłego, długowłosego chłopaczka -
Stanisława Cioska, który w kilka miesięcy potem, w nagrodę za
"aktywność" w gnojeniu studentów został przewodniczącym Rady Naczelnej
ZSP, z przynależnym kierowcą i wielką limuzyną, z której przez 37 lat
nigdy nie wysiadł (dzisiaj jest doradcą prezydenta).
Kto poza
tow. Cioskiem i marcowym aktywem PZPR (dzisiaj w SLD), odcina jeszcze
kupony od wydarzeń marcowych?No oczywiście środowisko "Agory" i ludzie
Michnika - od Aleksandra Smolara - szefa Fundacji Batorego i Eugeniusza
Smolara włodarza Polskiego Radia począwszy, aż po Baśkę Toruńczyk, która
poprzez "Zeszyty Litarckie" wydawane przez "Agorę" sprawuje rząd dusz w
polskiej literaturze i kulturze.
W za trzy lata, w roku 2008
będziemy obchodzić 40 rocznicę zawłaszczonych przez UD-UW-PD Wydarzeń
Marcowych - mam nadzieję, że obudzą się wszyscy zwykli Polacy, ówcześni
studenci i wykładowcy, uczestnicy antykomunistycznych wydarzeń marca
1968, i swoim masowym odzewem zepchną na margines oficjałki "Gazety
Wyborczej" i "środowiska" Agory.
Najwyższy czas dać świadectwo prawdzie.
Remigiusz Włast-Matuszak
###########################################################################
Wypowiedź historyka Leszka Żebrowskiego.
Leszek
ŻebrowskiRozgorzała kolejna "dyskusja" o polskich "winach" i polskich
"zbrodniach" popełnionych na swych sąsiadach i współobywatelach. Tym
razem chodzi o wydarzenia zwane umownie "marcem 1968 roku". Minęło od
nich dokładnie 40 lat, więc nawet świadków jest coraz mniej, dokumentów
prawie nikt nie czyta i ich nie analizuje, w tzw. powszechnym obiegu są
na ogół relacje, wspomnienia i propagandowe opracowania pisane z pozycji
"poprawnych politycznie". Marzec 68 wymienia się jednym tchem z
Październikiem 56, Wybrzeżem 70, Radomiem i Ursusem 76, Sierpniem 80...
Czy słusznie? Dlaczego właśnie te wydarzenia sprzed 40 lat stają się
obecnie symbolem zniewolenia Polski przez komunizm, a ich istota
sprowadzona została do konfliktu Polacy - Żydzi, w którym jedna strona
to sprawcy, druga zaś to ofiary? Czy jest to moralnie uprawnione ujęcie i
czy oddaje ono sens tych wydarzeń?
Napisano o nich wiele. Są
media, w tym codzienne gazety, które poświęcają im bardzo dużo czasu i
miejsca. Ale tak naprawdę, w miarę upływu lat, posługujemy się raczej
hasłami i stereotypami, gotowymi tezami, bo nie będziemy przecież na co
dzień żyć przeszłością. A jednak - musimy. Po pierwsze dlatego, że tak
naprawdę nie znamy własnej przeszłości. W latach 1944-1989 nie było
przecież wolnych badań naukowych, reżim komunistyczny w zamknięciu
trzymał archiwa, które udostępniał jedynie nielicznym, najbardziej
zaufanym "towarzyszom historykom", często byłym funkcjonariuszom aparatu
bezpieczeństwa, których zadaniem było tworzenie "jedynie słusznej"
historii. Co więcej, w więzieniach trzymano setki tysięcy ludzi, w tym
bardzo wielu świadków i współtwórców naszej historii: polityków,
działaczy społecznych, księży, żołnierzy i działaczy Polskiego Państwa
Podziemnego, opozycjonistów (lub osoby tylko o to podejrzewane) i w
ogóle tzw. wrogów klasowych.
Stalinizm w Polsce był krwawy i okrutny
Okres
panowania komunizmu w Polsce, czyli lata 1944-1989, nie był jednolity.
Badacze wyróżniają kilka zasadniczo różniących się okresów. Wśród nich
szczególną uwagę należy poświęcić epoce stalinowskiej obejmującej
(umownie) lata 1944-1956. To wtedy społeczeństwo polskie zostało poddane
największym, nieskrywanym krwawym represjom - pozbawiono życia
kilkadziesiąt tysięcy ludzi, w tym największych bohaterów II wojny
światowej, takich jak rtm. Witold Pilecki czy gen. August Emil Fieldorf.
Setki tysięcy ludzi przewinęło się przez komunistyczne więzienia i
areszty. Kilkadziesiąt tysięcy zostało skazanych na obozy pracy przez
tzw. Komisje Specjalne. Ludzi pozbawiano bezprawnie dorobku całego życia
przez rabunek ich mienia (ktoś je jednak otrzymywał). Tysiące
"nieprawomyślnych" lub tylko podejrzanych o niesprzyjanie "władzy
ludowej" wysiedlano z dotychczasowych miejsc zamieszkania, zsyłając ich w
nieznane, na poniewierkę...
Dziś są to w naszej rodzimej historii
tylko epizody, wspominane okazjonalnie, coraz ciszej i coraz rzadziej.
Politycy (mieniący się "klasą polityczną") uznali bowiem, że są to
sprawy dla historyków, czasem nawet dla wymiaru sprawiedliwości, ale w
takim zakresie, aby winowajcom nie zrobić zbytniej krzywdy. Czy słyszał
ktoś o moralnym i prawnym rozliczeniu okresu stalinowskiego w Polsce?
Czy udało się w szerszym zakresie rozliczyć i moralnie napiętnować
zbrodnie późniejsze, popełniane aż do 1989 roku?
Bezkarni zdrajcy
Polska
po 1944 roku nie była państwem suwerennym i niepodległym. Ci, którzy
nami wówczas rządzili, byli zdrajcami, bardzo często sowieckimi agentami
(jeszcze z okresu przedwojennego) o nieustalonej przynależności
państwowej. Wielu z nich legitymowało się jedynie obywatelstwem
sowieckim. Jego posiadanie poczytywane było za coś znacznie lepszego, to
był szczególny zaszczyt, nie dla każdego kolaboranta dostępny...Gdyby
na skutek jakichś zewnętrznych wydarzeń komunizm upadł w Polsce
wcześniej, na przykład w 1956 roku, ci ludzie musieliby stanąć przed
polskimi sądami i byliby skazywani na kary długoletniego więzienia za
popełnione zbrodnie, zdradę i pomoc okupantom.W 1989 roku nic takiego im
już nie groziło. Można powiedzieć, że przez "zasiedzenie" i nabycie
szczególnej ochrony (Okrągły Stół czy coś jeszcze?) ze strony nowych, w
znacznej mierze samozwańczych "elit" politycznych i "moralnych
autorytetów", mogli się nadal czuć jak u siebie. Czasami tylko
dochodziło do takich nie do końca chyba kontrolowanych wydarzeń, jak
"proces Adama Humera i towarzyszy" - stalinowskich oprawców, skazanych
na symboliczne kary (w porównaniu do popełnionych przez nich zbrodni).
Przy okazji wyszło na jaw, że jeden z ubeków, niejaki Markus Kac żył
sobie w Polsce, także po 1989 roku, na od dawna nieaktualnych,
sowieckich dokumentach osobistych. Skoro było to możliwe, to ile takich
przypadków było wcześniej w "Polsce Ludowej"?
Doszło do
zadziwiającego zjawiska zbratania się części przywódców "opozycji
demokratycznej" z przywódcami antydemokratycznego reżimu, czego symbolem
była publiczna fraternizacja Adama Michnika z gen. Wojciechem
Jaruzelskim, gen. Czesławem Kiszczakiem czy Jerzym Urbanem. Dla Michnika
Jaruzelski i Kiszczak stali się "ludźmi honoru", co wielu
opozycjonistom nasunęło podejrzenia, że wcześniejsze podziały ("władza"
kontra "opozycja") nie były tak głębokie i być może nawet - nie do końca
były prawdziwe. Być może jest to jedna z głównych przyczyn, że tak
wielu ludzi w Polsce uważa Okrągły Stół za zdradę Sierpnia 80, a nie za
historyczny kompromis...
Skoro po 1989 roku nie było prawdziwej
kontrrewolucji, sprawcy zbrodni nie zostali ukarani, mienie zagrabione
wcześniej polskim eksterminowanym i rozpędzonym po całym świecie elitom
nie zostało zwrócone, to trudno mówić, że mamy obecnie do czynienia z
demokratycznym państwem prawnym i państwem obywatelskim. Porządek PRL w
podstawowych dziedzinach został na długo zachowany. Partia komunistyczna
zmieniła nazwę (z PZPR na SdRP i SLD) i choć być może nie była już taka
sama, to była jednak ta sama. "Właściciele Polski Ludowej" pośpiesznie
uwłaszczali się już od połowy lat 80. XX w., czując, że zamiast
"Kapitału" Karola Marksa w głowie, na nowe czasy potrzebny będzie realny
kapitał w kieszeniach i sejfach. Długo utrzymywano w niezmienionej
postaci struktury siłowe (tajne służby, MSW, MON). Ostatni relikt
komunizmu, czyli Wojskowa Służba Wewnętrzna (następczyni osławionej,
krwawej Informacji Wojskowej), została jedynie przemianowana na Wojskowe
Służby Informacyjne (WSI), które rozpędził dopiero poprzedni rząd.
Rozdzieranie historii Polski
Nic
dziwnego, że jest w Polsce dużo ludzi, którzy nie do końca wierzą w
prawdziwość wszystkich przemian po 1989 roku - w tym sensie, że dokonują
się one demokratycznie i z pożytkiem dla ogółu obywateli. Manipulacje
widzą przede wszystkim w bezceremonialnym traktowaniu historii jako
narzędzia bieżącej i długofalowej polityki, której cele nie do końca są
dla wszystkich jasne. Przede wszystkim mamy do czynienia z bardzo
wyraźnym i coraz bardziej jaskrawym rozdzielaniem urzędowej historii w
Polsce na historię Żydów oraz równoległą historię Polaków. To, co
wyczynia się z publikacjami Jana Tomasza Grossa, może być tego
doskonałym dowodem. Mamy coraz bardziej dwie pamięci, dwa rodzaje
relacji, dwa zasoby historycznych źródeł i dwie wersje historii. I mamy
coraz większą nierównowagę w podejściu do zagadnień spornych,
niejasnych, niezbadanych. Gross (w swej poprzedniej książce "Sąsiedzi")
uznał, że "nasza postawa wyjściowa do każdego przekazu pochodzącego od
niedoszłych ofiar Holokaustu powinna się zmienić z wątpiącej na
afirmującą". Oczywiście, bardzo szybko znalazł wyznawców tej metody.
Paweł Machcewicz (w "Białej księdze" Jedwabnego) napisał bowiem o
relacjach świadków - odnośnie do relacji polskich: "nacechowane są
subiektywizmem, emocjami, często zawierają informacje zasłyszane,
nieprawdziwe, będące wyrazem obiegowych (czy wręcz stereotypowych)
sądów. (...) z pewnością jest w nich wiele niesłusznych czy wręcz
krzywdzących generalizacji". Ale dla relacji żydowskich stosuje już
zupełnie inną miarę: "Relacje żydowskie (...) nacechowane są emocjami,
skądinąd w pełni zrozumiałymi (...) niektóre są zapisem wiedzy zbiorowej
przeżyć kilku osób (...). Zawierają wiele nieścisłych informacji (...),
co jest w pełni zrozumiałe (...)".
To dotyczyło okresu holokaustu i
na ogół tak zostało potraktowane. Dziś mamy już do czynienia z
rozszerzaniem tej interpretacji na cały okres powojenny, którego istotą
mają być antysemickie postawy i ekscesy polskiego społeczeństwa w tzw.
Polsce Ludowej do 1989 roku. W ten sposób znika cały kontekst tego, co
się po wojnie działo w Polsce i z Polską. Epoka stalinowska za jakiś
czas może być opisana ponownie jako okres słusznego zmagania się z
"polską reakcją", albowiem głównym zadaniem sił postępu była walka z
"polskim antysemityzmem".
Co Polacy w Polsce mieli do powiedzenia?
Przykładem
takiego podejścia jest obecnie jedynie słuszna interpretacja Marca 68,
sprowadzona do walki "Polaków z Żydami". Choć nie ma to nic wspólnego z
prawdą, coraz powszechniej spotykamy się z takim naświetlaniem tych
wydarzeń. W związku z tym nie należy już zwracać uwagi na fakt, że
Polacy nie mieli wówczas własnego, niepodległego państwa, władza
pochodziła z obcego nadania i nie była demokratycznie wybierana, a
społeczeństwo było terroryzowane siłami bezpieczeństwa. A w razie
większych zagrożeń do walki z nim rzucano komunistyczne wojsko, jak na
przykład w Poznaniu w czerwcu 1956 r. czy na Wybrzeżu w grudniu 1970
roku.
To, co się wówczas działo, u schyłku epoki siermiężnego
Władysława Gomułki, było wielowątkowe. Przede wszystkim mieliśmy do
czynienia z walkami frakcyjnymi na szczytach władzy komunistycznej, w
PZPR. Ich istotą wcale nie była walka towarzyszy Polaków z towarzyszami
Żydami. Były to rozgrywki między różnymi grupami interesów i tak się
złożyło, że po jednej stronie było akurat więcej towarzyszy Żydów niż z
drugiej, ale tak naprawdę poszczególne koterie były mocno pomieszane
narodowościowo, a i tak identyfikowały się z sowiecką ojczyzną, a nie z
Polską. Później konflikt partyjny wyrwał się spod kontroli i wyrodził
się w antysemickie ekscesy, ale i wówczas nie można tego rozpatrywać
wyłącznie w kategoriach rasowych.
W wydanych w 1989 roku w USA
wspomnieniach żydowskiego komunisty z Polski Eliahu Szurka (zob.
Alexander Szurek, "The Shattered Dream", New York, 1989) można
przeczytać, że jego dobry znajomy jeszcze z wojny domowej w Hiszpanii
(1936-1939), niejaki Kacman vel Kotowski, był w 1968 roku zastępcą szefa
ORMO w Warszawie. ORMO odegrało w tych wydarzeniach szczególnie
niechlubną rolę...
Dlatego najważniejsze są fakty, a nie ich
interpretacja na podstawie cząstkowych, często bardzo fragmentarycznych
danych. Konieczne są szczegółowe badania, aby ustalić pełen zakres
pomarcowej emigracji oraz prawdziwą skalę represji. Czy dotykały one
tylko Żydów i osoby pochodzenia żydowskiego? Czy był to konflikt
wyłącznie narodowościowy? Przecież główny "bohater" tych wydarzeń,
stojący wówczas po drugiej stronie barykady, czyli gen. Nikołaj
Tichonowicz Diomko vel Mieczysław Moczar, Polakiem nie był i za Polaka
się nigdy nie uważał.Adam Michnik w jednej ze swych książek (w 1995 r.)
napisał, że "rok 68 to był horror horrorów". Rok później przyrównał to w
"Gazecie Wyborczej" do... Katynia.
To, co jest najbardziej we
wszystkich porównaniach przykre i bolesne, to fakt, że całkowicie pomija
się wydarzenia niewiele wcześniejsze niż marzec 1968, mianowicie bardzo
ostrą walkę z Kościołem i katolikami w PRL w okresie Milenium Chrztu
Polski. Komunistyczne sądy skazały wówczas na kary więzienia ponad
tysiąc osób (!), w tym kilkadziesiąt na 3-5 lat. Skazani odcierpieli
wyroki w całości. Kilkadziesiąt tysięcy ukarano aresztami i grzywnami.
Ale nie byli to członkowie PZPR, "utrwalacze władzy ludowej",
funkcjonariusze bezpieki i weterani "międzynarodowego ruchu
robotniczego". Być może właśnie dlatego tak skutecznie są rugowani z
naszej zbiorowej pamięci.
Marzec 1968 czy Katyń 1940?
Kilka
dni temu Gołda Tencer z Fundacji "Szalom" powiedziała na konferencji
prasowej, że w 1968 r. wydalono z Polski "kilkadziesiąt tysięcy
obywateli żydowskiego pochodzenia". Sygnatariusze "Listu otwartego"
Marii Janion w sprawie przywrócenia emigrantom marcowym polskiego
obywatelstwa podpisali się pod stwierdzeniem, że "Wśród historycznych
zbrodni komunizmu hańba marca 1968 roku jest wydarzeniem szczególnie
ciążącym na polskiej świadomości".
Ale przecież podczas Powstania
Antykomunistycznego po 1944 roku komuniści zabili na ziemiach polskich
kilkadziesiąt tysięcy ludzi! W okresie stalinowskim represje, jakie
spadły na Polaków, były nieporównywalne z tym, co działo się w Marcu 68.
Jeśli zaś mowa o zbrodni komunizmu, szczególnie ciążącej na polskiej
świadomości, to niewątpliwie był to Katyń - niezwykły akt ludobójstwa
narodowych elit w imię komunizmu...Sygnatariusze "Listu otwartego" (i
uczestnicy wielu innych działań) uważają, że "Wszyscy, którzy utracili
obywatelstwo polskie wskutek antysemickiej nagonki w marcu 1968 roku,
powinni je odzyskać - w 40 lat od tego wydarzenia, bez upokarzających
starań, oczekiwania miesiącami i latami na decyzje urzędników". I tak
się staje - polskie obywatelstwo (na polecenie wicepremiera i ministra
spraw wewnętrznych Grzegorza Schetyny) mają potwierdzać wojewodowie. Te
sprawy mają być prowadzone "szybko i bardzo szybko", a procedura ma być
"wręcz błyskawiczna". Cieszy takie podejście do likwidacji reliktów
stalinizmu, ale natychmiast rodzi się pytanie: a dlaczego nie do
wszystkich tego typu spraw? Dlaczego sprawy o stwierdzenie nieważności
stalinowskich wyroków ciągną się latami, nawet po kilkanaście lat?
Dlaczego inne krzywdy, szczególnie z okresu stalinowskiego, nie mogą być
naprawiane w takim tempie przy zastosowaniu "błyskawicznej procedury"?
Kto wie, może potrzebny jest kolejny apel, podpisany przez tych samych
weteranów - podpisywaczy listów otwartych, z Wisławą Szymborską na
czele? Ma ona w tym zakresie olbrzymie doświadczenie, wszak pierwszy raz
miała z tym do czynienia już 8 lutego 1953 roku, podpisując "Rezolucję
Związku Literatów Polskich w Krakowie w sprawie procesu krakowskiego", w
którym stalinowski sąd wydał trzy kary śmierci i kilkanaście wyroków
długoletniego więzienia. "(...) wyrażamy bezwzględne potępienie dla
zdrajców Ojczyzny (...) zobowiązujemy się (...) jeszcze bardziej bojowo i
wnikliwiej niż dotychczas podejmować aktualne problemy walki o
socjalizm i ostrzej piętnować wrogów narodu (...)". Wtedy też podpis
późniejszej noblistki i ulubienicy Adama Michnika był władzom bardzo
potrzebny.
Sprawców marca 1968 nie ściga nikt
Tak długo, jak
ci sami ludzie, którzy sprowadzają marzec 1968 do płaskiego konfliktu
Polaków z Żydami, nie wezmą się energicznie za rozliczenie politycznych i
faktycznych sprawców tamtych wydarzeń, nie będą w swych poczynaniach
całkowicie wiarygodni. Bardzo wielu z nich jeszcze żyje, jak na przykład
generałowie Jaruzelski i Kiszczak, czyli michnikowi "ludzie
honoru".Jeśli była to "zbrodnia komunistyczna" (w rozumieniu ustawy z
dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji
Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu), to przecież nie ulega
przedawnieniu i jej sprawcy i wykonawcy powinni być ścigani i osądzeni,
niezależnie od tego, jak dobre o nich mniemanie mają niektórzy dzisiejsi
prominenci. Ale też należy wszystko widzieć we właściwych
proporcjach.Według dokumentu MSW z 1969 roku, opublikowanego we
fragmentach przez Krzysztofa Lesiakowskiego (K. Lesiakowski, "Emigracja
osób pochodzenia żydowskiego z Polski w latach 1968-1969", w: "Dzieje
Najnowsze", nr 2/1993), w okresie od stycznia 1968 r. do sierpnia 1969
r. wyjechało z Polski 11 tys. 185 osób, w tym 9570 osób dorosłych. Wśród
nich było m.in.:525 osób piastujących kierownicze stanowiska w
ministerstwach; 200 osób z prasy i instytucji wydawniczych; 217
pracowników naukowych; 61 osób z Komitetu "Polskie Radio i Telewizja";
176 osób z resortu spraw wewnętrznych (b. MBP) - z tego 12 osób to byli
dyrektorzy departamentów, szefowie WUBP; 28 osób z sądownictwa,
prokuratury i więziennictwa; 55 osób z MON i LWP; 998 rencistów, w tym
204 osoby pobierające renty z tytułu "szczególnych zasług dla PRL".
Nie
są to informacje ścisłe, albowiem podawano na ogół ostatnie miejsce
zatrudnienia, więc np. stalinowski sędzia kpt. Stefan Michnik mieścił
się w kategorii "instytucje wydawnicze", a wielu byłych funkcjonariuszy
MBP to późniejsi pracownicy naukowi czy "renciści specjalni". Krzysztof
Lesiakowski pominął z powyższego dokumentu imienne wykazy osób
emigrujących, arbitralnie uznając, że "ta część jest mniej ważna z
naukowego punktu widzenia, dlatego zrezygnowano z jej publikacji". A
szkoda, bo zawód, stanowisko i miejsce pracy w tym przypadku - do oceny
całości wydarzeń - mogłyby być przydatne. Podziały nie były wówczas tak
jednoznaczne, że można sprawę postawić jasno: "Polacy wypędzili Żydów". W
wielu żydowskich rodzinach część osób wyjechała, część zaś została i
nadal robiła w PRL karierę.
"Otrzymaliśmy od rządu odprawy finansowe"
Warto
tu przytoczyć opinię marcowej emigrantki Krystyny Miller z jej listu
otwartego do marszałka Senatu (opublikowaną m.in. w "Głosie Polskim" w
Toronto 15-19 kwietnia 1998 r.):"Ja z rodziną wyjechałam w 1968 r.,
dostając zezwolenie na wyjazd do Izraela. (...) Pragnę z całą
odpowiedzialnością przekazać informacje, które towarzyszyły tym
wydarzeniom:
1. Nikt ani nas, ani Żydów z naszej grupy liczącej
około 250 osób z Polski nie wyrzucał. Była to nasza dobra i
nieprzymuszona wola.
2. Obywatelstwa polskiego zrzekaliśmy się
dobrowolnie. Nie było żadnego przymusu. Postawiono jeden warunek, na
który zgodziliśmy się: chcesz wyjechać z Polski - zabieramy ci
obywatelstwo.
3. Otrzymaliśmy od rządu odprawy finansowe.
4. Byliśmy wszyscy wdzięczni rządowi polskiemu, że umożliwił tylko i wyłącznie Żydom opuszczenie Polski.
5. Za wydarzenia marcowe jest odpowiedzialna partia i rząd komunistyczny, a nie naród polski. (...)
Jaka
to była kara dla wyjeżdżających, jaka to była krzywda, jakie to było
poniżenie, jaka to była hańba, jakie cierpienie, że pozwolono Żydom na
wyjazd z Polski do USA i na Zachód? Sądzę, że prezydentowi i premierowi
zabrakło wyobraźni, a Ameryka pomyliła się im obu z Rosją komunistyczną,
Sybirem, łagrami, do których setki tysięcy Polaków patriotów rządy
komunistyczne deportowały na śmierć, na poniewierkę, na tortury w głąb
Rosji. Jak również nie zabrakło dla nich miejsc w więzieniach i obozach
na terenie Polski".
Na tle wcześniejszych fal emigracji osób
pochodzenia żydowskiego z PRL emigracja marcowa wcale nie była
największa. W latach 1956-1957, jak tylko pojawiła się możliwość
"ucieczki" ze stalinizmu, wyjechało ponad 36,5 tys. osób. To także była
bardzo zróżnicowana emigracja i pamiętajmy - że nie wszyscy posiadali
polskie obywatelstwo.
Czy można mówić, że marzec 1968 roku to
wyjątkowa, przełomowa era w historii Polski? Każda przymusowa emigracja
jest złem i ludzkim dramatem. Ale wówczas miliony ludzi, w ogóle nie
uwikłanych w budowę i popieranie zbrodniczego systemu, marzyły o
wyjeździe z sowieckiego raju, zwanego "Polską Ludową". Dla nich taka
okazja byłaby niezwykłym dobrodziejstwem. Dlatego na emigrację osób
pochodzenia żydowskiego patrzyli po prostu z zazdrością, że "oni" mogą
swobodnie wyjechać za "żelazną kurtynę". Im to nie było dane. Czuli się
jak obywatele drugiej czy trzeciej kategorii, dla których paszport
(choćby w jedną stronę, z orzeczeniem "utraty" obywatelstwa PRL) był
przywilejem nie do zdobycia. Co więcej, w wielu przypadkach wyjeżdżali
ich wcześniejsi prześladowcy - przełożeni w miejscu pracy, aktywiści
partyjni, funkcjonariusze UB, Milicji Obywatelskiej, ORMO, sędziowie i
prokuratorzy. Dlatego ten fragment naszej historii budzi tyle emocji i
jest tak kontrowersyjny.
Niestety kolejene kłamstwa na temat
marca 1968 , nikt żydów z Polski wtedy nie wyrzucał, nikt nie odbierał
im siłą obywatelstwa polskiego, dano im przywilej wyjechania za granicę
ale w zamian musieli się zrzec polskiego obywatelstwa , wiec był to
dobrowolny wybór z ich strony a nie zaden przymus. Kiedyś jeden z
autorów zgłosił propozycję by podano choć jeden udokumentowany przypadek
zmuszenia do wyjazdu o ile mi wiadomo chyba nikt sie nie zglosił?Po
drugie nic nie mowi sie np. o Polkach które wyszły za żydów, i wyjechały
z nimi z soidarności ze swoimi mężami potem w Izraelu traktowano je
jako osoby II kategorii podobnie jak ich dzieci vide wykład ks.prof.
Chrostowskiego.Po trzecie znowu bełkot na temat jakiegoś urojonego
"antysemityzmu", ktorego nie ma. Nie ma antysemityzmu jest antyjudaizm ,
źrodłem antyjudaizmu jest talmudyczny antygoizm . Niby jakiś
"antysemityzm" jest a jakoś z Polski nie uciekają a wrecz przeciwnie.
Jak im tutaj źle to prosze bardzo mozna wyjechać.
Marian Kałuski
Marzec 1968
Mija
kolejna rocznica tzw. Marca 1968. Jednak wydarzenie to dla etnicznych
Polaków nie ma żadnego znaczenia. I się nie mylimy w jego ocenie.
Chociaż
pewne kręgi starają się nam wmówić, że było to wielkie wydarzenie w
dziejach Polski, to prawda jest taka, że takowym wydarzeniem nie było.
Bowiem w wydarzeniach Marca 1968 brały udział tylko nieliczne osoby
(głównie zresztą pochodzenia żydowskiego) i pod względem politycznym nic
się w Polsce nie zmieniło. Gomułka pozostawał u władzy jeszcze prawie 3
lata, a komunistyczne rządy w Polsce przetrwały aż do 1989 roku. Poza
tym nie wywarły one większego wpływu na postawę społeczeństwa wobec
reżymu, która była niezmiennie wroga od 1945 roku.
Marzec 1968 nie
miał także żadnego wpływu na polski Sierpień 1980, czyli na powstanie
Solidarności, która w dużym stopniu przyczyniła się do upadku komunizmu w
Polsce.
Tak, Marzec 1968 w dziejach narodu polskiego był niczym. W
każdym bądź razie daleko mu do doniosłości wielu dziesiątek innych
wydarzeń w historii Polski i narodu polskiego.
Była to mało
znacząca rewolta wewnątrz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a
konkretnie walka o władzę w tej partii między etnicznymi Polakami, a
odsuwanymi powoli od władzy komunistami żydowskimi, którzy posiadali
przemożne wpływy w Polsce stalinowskiej z woli Stalina i przy wsparciu
sowieckich bagnetów.
Wątpię, aby Marzec 1968 mógł być uznany za
duże wydarzenie także w dziejach polskich Żydów. Byłoby takim, gdyby z
Polski naprawdę wyrzucono Żydów, tak jak ich wyrzucono przed wiekami z
Anglii, Hiszpanii, Francji czy Niemiec. Co najwyżej jest on znaczącym
wydarzeniem w historii żydowskich komunistów w Polsce.
Nikt żydów
nie wyrzucał z Polski w 1968 roku. Po prostu komunistom żydowskim,
którzy przegrali walkę o władzę w PZPR z polskimi komunistami, dano
okazję wyjazdu z Polski. Nie wiadomo dokładnie ilu ich wyjechało, ale
przyjmuje się że od 12 do 20 tys. osób.Wyjechali głównie młodzi Żydzi, w
tym prawie 1000 studentów wyższych uczelni polskich.
Wyjechało
także 18 wysokiej rangi dygnitarzy partyjnych, aż 729 innych wyższych
urzędników partyjnych i rządowych (w tym jeden minister Fryderyk
Topolski, kilku wiceministów, szereg dyrektorów departamentów
ministerialnych), 28 dyplomatów, 176 UB-owców, 55 oficerów
(politycznych) Ludowego Wojska Polskiego, 28 sędziów, ponad 200
dziennikarzy prasowych (w tym 15 redaktorów naczelnych) i 61 redaktorów i
wyższych urzędników komunistycznego radia i telewizji.
Niejeden z
tych żydowskich komunistów, ubeków i oficerów w każdym państwie prawa
nie otrzymałby prawa wyjazdu z kraju, a tylko stanął by przed sądem za
popełnione zbrodnie na narodzie polskim. Chyba nikt z patriotów polskich
nie opłakiwał czy nie opłakuje ich wyjazdu z Polski! Np. wyjazdu Heleny
Wolińskiej, która w 1953 roku brała udział w zamordowaniu gen. Emila
Fieldorfa czy brata Adama Michnika Stefana także stalinowskiego
prokuratora, którego ręce są zbroczone w polskiej krwi. Dzisiaj o
ekstradycję Wolińskiej z Anglii stara się polski wymiar sprawiedliwości.
Czy
Polacy mieli i mają płakać, że wyjechało z Polski setki stalinistów
agentów Kremla i izraelskiego Mosadu (Victor Ostrovsky "By way of
deception" London 1991) i np. aż 261 dziennikarzy żydowskich, którzy
byli na usługach propagandy PZPR i rządu komunistycznego? Wszak z tego
okresu pochodził antykomunistyczny slogan: "Prasa kłamie!"
Jest
niezgodne z prawdą także twierdzenie, że po Marcu 1968 wyjechał z Polski
kwiat nauki, kultury i literatury "polskiej". Zdecydowana większość z
tych ludzi to były miernoty. Potwierdza to fakt, że tylko nieliczni z
tych ludzi zrobili karierę w Izraelu czy na Zachodzie. Czy kwiatem
literatury "polskiej" byli pisarze i poeci socrealistyczni piszący
utwory i wiersze na cześć Stalina?
Powtarzam, żydów w przygniatającej większości nikt nie wypędzał z Polski w 1968 roku.
Ci ludzie wyjeżdżali dobrowolnie, gdyż albo:
1) czuli się skrzywdzeni przez partię (PZPR),
2) bali się, że któregoś dnia mogą stanąć przed sądem za popełnione zbrodnie na narodzie polskim,
3) nie czuli się Polakami,
4)
chcieli po prostu wyjechać na Zachód, wierząc, że czeka ich tam lepsze
życie (i to był bodajże najważniejszy powód dla większości
wyjeżdżających z Polski Żydów, w przygniatającej większości ludzi w 30. i
40-kach).
Że nikt Żydów z Polski nie wyrzucał dlatego, że byli
Żydami potwierdza i to, że w Polsce pozostało ich jeszcze wiele tysięcy,
jak np. setki czołowych komunistów żydowskich, jak również i UB-owców.
Ostatecznie, gdzie zmarli np. Jakub Berman, Hilary Minc, Roman
Zambrowski, bandyci Romkowski czy Różański?
Tak, w PRL po Marcu
1968. Przecież w Polsce mieszkał aż do 1992 roku stalinowski ludobójca
Salomon Morel, który uciekł do Izraela dopiero jak w wolnej Polsce
groziło mu aresztowanie. A jeśli PRL opuścili wszyscy Żydzi, jak głosi
żydowska antypolska propaganda, to skąd się wzięli w Polsce po 1968 roku
np. Adam Michnik, Jerzy Urban, Bronisław Geremek i setki innych znanych
dzisiaj Żydów polskich?
Wszak po 1968 roku były w Polsce nadal
organizacje i pisma żydowskie oraz działał Państwowy Teatr Żydowski w
Warszawie, a wielu Żydów zajmowało nadal różnego rodzaju wysokie
stanowiska; np. Jerzy Urban był 1981-89 ministrem propagandy za gen.
Jaruzelskiego. Mówienie więc o Polsce bez Żydów i o "polskim
antysemityzmie w Polsce bez Żydów" to nie tylko kłamstwo, ale i potwarz!
Marzec
1968 to celowo zakłamane po dziś dzień wydarzenie z dziejów PRL.
Antypolsko nastawieni Żydzi na całym świecie wykorzystali dobrowolny
wyjazd polskich Żydów do walki z narodem polskim jako rzekomy objaw
polskiego antysemityzmu. I to nie komunistów polskich tylko całego
narodu polskiego, który z walkami frakcyjnymi w łonie PZPR nie miał nic
wspólnego. Ta wyjątkowo podła kampania antypolska dużo zaszkodziła
Polsce i Polakom w świecie.
I tutaj mam rewelacyjne wprost
wiadomości, w ogóle nieznane przez Polaków. Otóż według "Encyclopaedia
Britannica. 1969 Book of the Year" po zdławieniu Praskiej Wiosny 1968
szereg czołowych działaczy żydowskich było zmuszonych uciekać z
Czechosłowacji, jak np. Eduard Goldstuecker i Frantisek Kriegel.
Natomiast "Encyclopaedia Britannica. 1971 Book of the Year" podała, że
po 1968 r. w wyniku antysyjonistycznej propagandy wyjechało z
Czechosłowacji ponad 5000 Żydów. Z kolei wychodzący w Melbourne dziennik
"Herald Sun" ("List fears" 19.7.1995) podał wiadomość, że
czechosłowacka bezpieka po 1968 roku przekazała zagranicznym
organizacjom antysyjonistycznym obszerną listę czeskich Żydów, narażając
ich tym samym na osobiste niebezpieczeństwo. Są to duże grzechy
Czechosłowacji i Czechów wobec Żydów.
A teraz pytanie: kto słyszał
czy czytał o oskarżaniu Czechów o antysemityzm przez Żydów? Nikt!
Natomiast, jak już wspomniałem, z Polaków całego narodu polskiego (co
jest zwykłym rasizmem!) zrobiono zwyrodniałych antysemitów.
Dlatego
Marzec 1968 nie jest czarną plamą w historii Polski i Polaków, a tylko
czarną plamą w historii żydowskiego antypolonizmu. Tak kłamliwych i
niemoralnych jest wiele innych żydowskich oskarżeń Polaków o
antysemityzm.
Marzec 1968
W relacjach o wydarzeniach tą datą
okrelanych jest wciąż tyle sprzecznoci, że chyba nikt rozsądny nie
podejmie tematu: "jak to było naprawdę", łatwiej asekurować się
propozycją: "napiszą o tym, czego się tu zrozumieć nie da". Hasłem
wywoławczym ówczesnej "ruchawki" było zdaje się zdjęcie przez cenzurę
przedstawienia "Dziadów" w reżyserii Kazimierza Dejmka, co wywołało
protest studentów i ich masowe demonstracje.
Na antysowiecki
wydświęk przedstawienia oburzony był Gomułka, a zdjął je "z afisza"
cenzor Ozjasz Szechter, ojciec Adama Michnika. W walce o władzę, jaka
wtedy wrzała na szczytach partyjnych Gomułka należał, jak mówiono, do
frakcji "Chamów", a Szechter do frakcji "Żydów". Toteż Adam Michnik wraz
z osławionym likwidatorem ZHP, Jackiem Kuroniem uczestniczyli w
manifestacji studentów warszawskich, nad którą rozbrzmiewały okrzyki:
"Zambrowski do władzy!".
W rozgrywki te ogół studentów w Polsce
nie był wtajemniczony. W zdjęciu "Dziadów" studenci widzieli zamach na
swobodę wypowiedzi artystycznej, protestowali więc przeciwko niemu, a
przy okazji przeciwko zamordyzmowi władzy. A tej łatwo było
zmanipulować młodzież przeciwko żydom, bowiem wielu z nich zajmowało
wysokie stanowiska w partii, administracji, a zwłaszcza w kulturze, a
Gomułka, pod hasłem walki z syjonizmem umiał fakt ten wykorzystać. Łatwo
mu to poszło w Łodzi, bo tak się złożyło, że w wielu instytucjach
kulturowych rz?dziły osoby nie narażając się "poprawnoci politycznej"
"pochodzenia żydowskiego". Trzęsła kulturą w Łodzi dziennikarka
partyjnego "Głosu Robotniczego" Grabowska, co jej przychodziło tym
łatwiej, że miastem rządziła prządka Tatarkówna, a zarządcę instytucji
kulturowych miała w prymitywnym towarzyszu "Hierciu" Rejniaku.
Redaktorem naczelnym "Głosu" była p. Wojskowska (przyjechała do Polski
ze wschodu z wojskiem, więc przybrała takie nazwisko; zasłynęła z tego,
że bardzo lubiła książkę Hemingwaya pt. "Kogo bije dzwon"). Redaktorem
"Dziennika Łódzkiego" był Januszewski, czyli Stajan, czyli jeszcze jako?
w zależnoci od pełnionej funkcji. Dyrektorem RSW Prasa był Basisty,
Wydawnictwa Łodzkieg Postołow, główną cenzorszą Lorberowa i td.
Dziennikarze byli różni, a zupełnie niezależnie od różnic w pochodzeniu
wród jednych i drugich zdarzali się porządni ludzie, a zdarzali się i
kanalie.
W następstwie opisanej sytuacji politycznej niektóre z
tych osób wyjechały z Polski. A niektóre nie uważały się za męczenników,
przeciwnie uważały się za Polaków i nie wyjechały. A co najbardziej
zbulwersowało rodowisko dziennikarskie w Łodzi, to fakt, że Polskę
opuciła dziennikarka gazety partyjnej "Głosu Robotniczego", pieszczoszka
Komitetu Łódzkiego partii, Grabowska. W Monachium z miejsca trafiła do
Radia Wolna Europa, w roku 1989 wróciła stamt?d "in odore sanctitatis"
czyli niemal więta, i na łamach "Wprost" owiadczyła: "Wyjechałam, by
mówić na Zachodzie głono, co to jest komunizm".
autor: Jerzy Urbankiewicz
Dziady w hołdzie rewolucji paśdziernikowej
Bezporednim
impulsem Marca 68 była sprawa zdjęcia ze sceny Teatru Narodowego
"Dziadów" Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka. Utrwaliło się
przekonanie, że przedstawienie to było kolejnym epizodem w dziejach
polskiej walki o niepodległoć. Tymczasem sztukę wystawiono dla uczczenia
50. rocznicy wybuchu wielkiej socjalistycznej rewolucji
paśdziernikowej, za sam reżyser był wówczas członkiem PZPR.
Dla
uratowania spektaklu w grudniu zgodził się na daleko idące zmiany. Pod
wpływem sugestii Wydziału Kultury KC PZPR całkowicie zmienił zakończenie
sztuki.
Apelując w lutym 1968 r. o wznowienie wystawiania
"Dziadów", deklarował: "Jako materialista przesunąłem chrystianizm i
mistycyzm autora ze sfery dewocyjnej na grunt ludowej obrzędowoci,
akcentując rewolucyjnoć i patriotycznoć utworu"
Autor: Łukasz Kamiński
Czytaj część pierwszą: "Rewolta Marcowa - narodziny, życie i śmierć PRL" Jerzy Brochocki (fragmenty):
https://www.facebook.com/notes/barbara-florek-nyg%C3%A5rd/rewolta-marcowa-narodziny-%C5%BCycie-i-%C5%9Bmier%C4%87-prl-jerzy-brochocki-fragmenty/776981255658504
Rewolta Marcowa - narodziny, życie i śmierć PRL
Autor Jerzy Brochocki
Miejsce wydania Warszawa
Wydano w roku 2000ISBN 83-86449-27-6
Wydawnictwo Dom Wydawniczy "Ostoja"
Adres wydawnictwa 32-065 Krzeszowice
ul. Targowa 29/12
Tel: (+48 12) 292 72 93
Fax: (+48 12) 292 72 93
Adres wydawnictwa w internecie http://www.ostoja.pl/
Email ostoja@ostoja.pl
http://www.upadeknarodu.cba.pl/marzec-68.html
###########################################################################
źródło: http://www.upadeknarodu.cba.pl/marzec-68.html
http://www.upadeknarodu.cba.pl/1276.1.1.1
http://www.upadeknarodu.cba.pl/go.idmnet.bbelements.com
http://www.upadeknarodu.cba.pl/marzec-68.html?
http://www.cba.pl/cba.gif
http://www.upadeknarodu.cba.pl/%3E%3C/center%3E%3C!--/noindex--%3E%3C!--googleon:
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. Bezdyskusyjne jest, musimy wznowić ekshumację w Jedwabnem
i żaden żyd nie śmie nam w tym przeszkodzić.
Prawdopodobnie znaleziono tam 124 czaszki. Nikt tego nie opisał i nie przeanalizował, bo ...żydzi nie zezwolili.
Ceterum censeo ...
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
8. Kolejny pokrzywdzony icek po czerwonym icku
Po maturze w 1951 r., jako przodownik nauki i pracy społecznej, złożyłem papiery na studia w ZSRS. Podjąłem naukę na wydziale ekonomicznym Uniwersytetu Moskiewskiego, który ukończyłem z wyróżnieniem w 1956 r. W lutym 1956 r. przeżyliśmy rewelacje XX zjazdu KPZR o zbrodniach Stalina, a następnie śmierć Bieruta w Moskwie (jak opowiedziała mi p. Natalia Modzelewska, matka Karola, Bierut po lekturze referatu Nikity Chruszczowa połknął wszystkie swoje pigułki nasenne i zasnął na wieki). W tym samym roku organizacja PZPR przyjęła mnie po bardzo długich moich staraniach na kandydata na członka partii.
http://niezalezna.pl/50258-bylem-resortowym-dzieckiem
Kiedyś "Mieszko II"