"Wolne, demokratyczne" wybory 1989 roku (1)
godziemba, pon., 02/06/2014 - 06:39
W trakcie negocjacji w Magdalence ustalono zasady przeprowadzenia w czerwcu 1989 roku „wolnych i demokratycznych” wyborów.
Wedle oficjalnej wersji w czasie spotkania w Magdalence w dniu 2 marca 1989 roku, Aleksander Kwaśniewski złożył „niespodziewaną, nieuzgodnioną z innymi przedstawicielami władzy” (Kiszczak nawet „poinformował” Geremka, iż, „jest to prywatna propozycja pana Kwaśniewskiego: „Proszę nie traktować jej poważnie, bo ta rozmowa ma tylko charakter sondażowy”) propozycję, aby w zamian za przyjęcie przez opozycję proporcji 65: 35 w wyborach do sejmu, zgodzić się na wolne wybory do senatu.
Natomiast wedle informacji Andrzeja Kołodzieja, działacza Solidarności Walczącej już w dniu 3 czerwca 1988 roku Stanisław Ciosek poinformował ks. Orszulika, że władze rozważają możliwość powołania rządu koalicyjnego. Ponadto Ciosek „powiedział, że jest rozważana idea powołania Senatu lub izby wyższej parlamentu. W Sejmie koalicja rządząca zachowałaby 60-65% miejsc. Natomiast w Senacie byłoby odwrotnie. Senat miałby prawo wnioskowania, aby kontrowersyjne decyzje Sejmu ponownie poddać pod głosowanie, przy czym powinny one wtedy uzyskać większość 2/3 głosów.”
W raporcie po zakończeniu obrad okrągłego stołu SB wskazywała, iż „środowiska inteligenckie we wstępnych komentarzach parafowanie komunikatu o zakończeniu obrad „okrągłego stołu” oceniają jako wydarzenie mające historyczne znaczenie dla Polski. Dominuje pogląd, że wynikiem rozmów jest stworzenie nowego, zreformowanego systemu społeczno- politycznego, którego podstawą będzie społeczeństwo obywatelskie, funkcjonujące w państwie socjalistycznej demokracji parlamentarnej”.
Przeciwnicy okrągłego stołu uważali, że należy poczekać, aż komunizm osłabnie jeszcze bardziej. Lech Kaczyński tak objaśniał motywy uczestników porozumienia: „Nie należało czekać! Ten system miał jeszcze sporo siły, a w Rosji sytuacja była głęboko niejasna. Nikt nie miał pewności, co będzie dalej. Należało korzystać z okazji. [...] Inną sprawą jest, jak porozumienie okrągłego stołu traktowano później. Pewna część elity solidarnościowej potraktowała je niestety jako coś wieczystego”
W dniu 7 kwietnia 1989 roku sejm PRL uchwalił ordynacje wyborcze do Sejmu i Senatu PRL, a w sześć dni później Rada Państwa wyznaczyła datę pierwszej tury wyborów na 4, drugiej zaś na 18 czerwca 1989 roku. Zdecydowana większość posłów (aż 425) miała zostać wybrana w 108 okręgach, którym przypisano – w zależności od liczby mieszkańców – od 2 do 5 mandatów. W każdym okręgu przeprowadzono podział mandatów dla ugrupowań koalicyjnych oraz dla kandydatów opozycji. Pozostałe 35 miejsc w Sejmie przeznaczono dla kandydatów koalicyjnych z tzw. listy krajowej. Ordynacja wyborcza zapewniała komunistom i ich sojusznikom 299 miejsc w Sejmie. Dodatkowo władze mogły wysuwać własnych (bezpartyjnych) kandydatów do walki o pozostałe 161 miejsca, formalnie zarezerwowane dla opozycji. Mandaty miały uzyskać kandydaci, którzy zdobędą ponad 50% głosów wyborców.
Wybory stu senatorów miano dokonać w 49 okręgach, których granice pokrywały się z obszarem województw. W dwóch z województw: katowickim i warszawskim miano wybrać po 3 , a w pozostałych 47 województwa – po 2 senatorów. Wybory do Senatu były wolne, a do zarejestrowania kandydata wymagane było jedynie uzyskanie 3000 podpisów z poparciem. Wybory miały być większościowe (również w tym przypadku istniała konieczność zdobycia ponad 50% głosów), władze odrzuciły ordynację proporcjonalną, gdyż z badań sondażowych, przeprowadzonych w marcu 1989 roku, wynikało, iż przy jej zastosowaniu koalicja mogłaby liczyć jedynie na 25-30 mandatów. Natomiast zgodnie z dostępnymi analizami przewidywano, iż opozycja wygra jedynie w 18-20 województwach, gdzie posiadała dobrze zorganizowane struktury. Ówczesny premier Rakowski przewidywał, iż „Solidarność” zdobędzie jedynie 38 mandatów senatorskich.
Szybkie przeprowadzenie wyborów miało zapewnić komunistom większe szanse poprzez danie opozycji jak najmniej czasu na zorganizowanie kampanii. Nie bez znaczenia była także sytuacja gospodarcza PRL – wszystkie analizy przewidywały znaczne pogorszenie tej sytuacji na jesieni.
W dniu uchwalenie przez Sejm PRL ordynacji wyborczej Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ „Solidarność” powierzyła kierownictwo kampanią wyborczą Komitetowi Obywatelskiemu przy Lechu Wałęsie oraz postanowiła o utworzeniu jego regionalnych komitetów. Ta decyzja spotkała się z ostrą krytyką części działaczy „S”, którzy słusznie uważali, iż KO nie jest ciałem reprezentatywnym do występowania w imieniu całej opozycji. Adam Strzembosz postulował na posiedzeniu KO powołanie specjalnego Komitetu Politycznego, grupującego różne odłamy opozycji. Jego propozycję rozszerzenia zaplecza politycznego KO poparli m.in. Jacek Bartyzel, Tadeusz Mazowiecki, Jan Olszewski, Jerzy Regulski i Jan Rokita. Jednak większość członków Komitetu podzieliła stanowisko Geremka, Kuronia oraz Wałęsy dowodzących, iż próby rozszerzenia obozu solidarnościowego zniweczą jego jedność i narażą go na rozpad, co w konsekwencji spowoduje porażkę wyborczą. Ostatecznie w głosowaniu aż 66 członków KO opowiedziało się za zachowaniem obecnej formuły, przeciwnego zdania było 19, a 13 osób wstrzymało się od głosu.
Taka decyzja umożliwiła grupie, skupionej wokół Geremka, Kuronia i Michnika na uzyskanie decydującego wpływu na kształt list wyborczych „Solidarności”. Pojawiające się spory personalne były natychmiast rozwiązywane przez zespoły - organizacyjny oraz ds. koordynacji listy kandydatów w KO, w których czołową rolę odgrywali Bujak, Frasyniuk, Geremek, Kuroń, Wielowiejski oraz Wujec. W sprawozdaniu dla KC PZPR podkreślono, iż „proces ten (ustalania list kandydatów – Godziemba) jest ściśle kontrolowany przez opozycyjne centrum, a nawet, iż w niektórych jego fragmentach występuje „ręczne sterowanie”.
Ostatecznie w dniu 23 kwietnia Komitet Obywatelski zatwierdził listy kandydatów na posłów i senatorów. Przyjęto także program wyborczy, który zakładał ewolucyjną drogę zmian. Miała ona doprowadzić stopniowo do demokracji, gospodarki rynkowej oraz utworzenia autentycznych samorządów.
W działania na rzecz kampanii zaangażowało się mnóstwo osób. Tysiące osób zbierało podpisy poparcia dla kandydatów, rozdawało ulotki i rozlepiało plakaty. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu Polaków udało się zneutralizować przewagę władz w dostępie do środków masowego przekazu. Znakomitym pomysłem było umieszczenie na plakatach zdjęć poszczególnych kandydatów z powszechnie znanym Wałęsą, co umacniało przekonanie o spójnej i solidarnej „drużynie Lecha”. Poza zdjęciami z Wałęsą symbolikę wspólnej drużyny wzmacniał najbardziej znany plakat kampanii nawiązujący do kadry z filmu „W samo południe” z Gary Cooperem w roli głównej. Autorem plakatu był student III roku grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych Tomasz Sarnecki. Przedstawiał on prawego i czystego szeryfa, walczącego z bezprawiem. Na plakacie zamiast colta trzymał w ręku kartkę z napisem „wybory” oraz nosił znaczek „Solidarności”. Plakat miał ukazywać wybory jako pole walki ze skompromitowaną władzą. Na rozpowszechnianych przez komitety ściągach zaznaczano jedynie nazwiska kandydatów „S’”, zalecając jednocześnie skreślanie pozostałych kandydatów, w myśl zasady „dobry komunista, to skreślony komunista”.
W ten sposób starano się zdystansować się od władzy i ukazać, iż uczestnicy obrad okrągłego stołu „nie ulegli czarowi władzy”. Było to szczególnie istotne wobec licznych głosów krytycznych, które zarzucały „magdalenkowej” opozycji, że podczas negocjacji „wypiła bruderszaft z diabłem”. Ponadto kandydaci na posłów i senatorów bardzo często odwoływali się do „symboli narodowo-patriotycznych z okresu Drugiej Rzeczypospolitej i okupacji. (…) Posługiwano się także symbolami religijnymi”. Przypomina o rodzinnych zasługach kandydatów. Ta symbolika miała nadać kampanii solidarnościowej charakter sprawy narodowej.
Urozmaiceniem kampanii były liczne festyny wyborcze, w których –poza rodzimymi artystami – występowali również artyści o światowej sławie: Jane Fonda, Nastassja Kinski, Joan Baez i Yves Montand. W kampanii wziął udział także Zbigniew Brzeziński, były doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego prezydenta Cartera.
W raportach dla władz partyjnych z zazdrością informowano, iż „kampania wyborcza prowadzona przez ugrupowania opozycyjno-solidarnościowe z każdym dniem nabiera rozmachu”, co stanowiło przeciwieństwo dosyć niemrawej i nie zintegrowanej kampanii obozu władzy. ”Pojawiły się elementy żywiołowego, spontanicznego wysuwania kandydatów oraz zapobiegania o kandydowanie” – stwierdzono w analizie dla KC PZPR. Szef OPZZ Alfred Miodowicz wręcz ostrzegał: „To jest naiwność, że walcząc o byt my staramy się zachować zasady demokratyczne”. Mimo tych obaw nie udało się nie tylko uzgodnić wspólnej taktyki w obrębie koalicji z SD i ZSL, ale także powstrzymać fermentu w PZPR. Wielu działaczy ZSL prezentowało pogląd, że „wejdą w koalicję z każdym, kto wygra w wyborach”.
Cdn.
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
1 komentarz
1. Nie jest prawdą, że dopiero w 1989 r. ustalono pseudo wybory
Nie jest prawdą, że dopiero w 1989 r. ustalono pseudo wolne wybory.
Bo te były już dogadane i ustalone przed sierpniem 1988 roku, tak jak i inne ustalenia m.in. powołanie II Izby parlamentarnej jakim miał być przyszły Senat.
O już uzyskanych rzekomych ustępstwach w Magdalence przekazał w Stoczni Gdańskiej im. Lenina podczas strajku w sierpniu 1988 r. nie kto inny jak A. Stelmachowski - prominentny członek komuszego KIK.
Okrągły ołtarz poświęcony komunistycznej Magdalence nazwany "okrągłym stołem" był medialną mistyfikacją dla naiwnych i maluczkich.
Magdalenka dokonała się na długo przed strajkami sierpniowymi 1988 roku, które według mnie były inspirowane, organizowane i kierowane przez współpracowników bezpieki PRL i wybuchły w tych samych ośrodkach jak w sierpniu 1980 roku na rozkazy szefa bezpieki Kiszczaka i jego podopiecznego Jaruzelskiego.
Kiedyś "Mieszko II"