Zmarł pisarz Marek Nowakowski. Miał 79 lat.
Maryla, pt., 16/05/2014 - 16:29
Urodził się 2 marca 1935 w Warszawie. Studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutował w 1957, ogłoszonym na łamach "Nowej Kultury" opowiadaniem Kwadratowy. Wydał między innymi zbiory opowiadań "Ten stary złodziej", "Benek Kwiaciarz", "Silna gorączka", "Zapis", "Mizerykordia", "Książę Nocy". Jest również autorem "Raportu o stanie wojennym". W latach 90. wydał kilka książek satyrycznych, między innymi "Homo Polonicus" oraz "Grecki bożek". W ostatnich latach ukazały się dwie jego książki "Nekropolis" oraz "Syjoniści do Syjamu".W swoich pierwszych opowiadaniach opisywał peryferia stolicy, świat drobnych złodziejaszków, włóczegów, prostytutek i paserów. Interesował go specyficzny kodeks, którego przestrzegali przedstawiciele półświatka, solidarność ludzi z marginesu. Był autorem "Raportu o stanie wojennym" (1982-1984). Był współzałożycielem podziemnego pisma literackiego "Zapis". Był też członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. W 2006 roku został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Będzie Go nam brakowało.
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
25 komentarzy
1. OSTATNIE OPOWIADANIA
Marka Nowakowskiego mozna przeczytać na portalu niezalezna. pl
Archiwum - dział: Marek Nowakowski
http://niezalezna.pl/autor/marek-nowakowski
Ostatnie opublikowane..
Matka i syn
11.05.2014
http://niezalezna.pl/55072-matka-i-syn
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. serdeczny żal...
i wyrazy i wyrazy współczucia dla Bliskich i Przyjaciół
Przyznam,ze to ostatnie opowiadanie zapadło mi mocno w sercu i pamięci...nie wiedziałam,że będzie Ono ...Ostanie...
właśnie zbierałam się ,by coś na temat poruszany przez Autora napisać,gdy dopadła mnie ta smutna informacja...,ze pan Marek juz niczego nie napisze i nie przeczyta...
smutne...
gość z drogi
3. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Odszedł , wielki pisarz i dobry, pogodny, skromny człowiek. Niech dobry Bóg przyjmie Go do nieba, w którym odnajdzie stare warszawskie zaułki, przyjazne knajpki i dobrych, kochanych przyjaciół.
Był cudownym gawędziarzem,tyle, że nie lubianym przez dzieci resortowe radio i telewizora
Wyrazy ubolewania
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
4. @Maryla
Strasznie smutno.
Rok temu, w okolicach targów książki, spotkałem go w metrze, chciałem ustąpić miejsca, ale się uśmiechnął, odmówił, to i sobie przez parę stacji stojąc pogadaliśmy. Potem tak po swojemu, z wyraźnym zaakcentowaniem tego gestu, podał mi rękę i zaprosił do stoiska na targach, gdzie miał podpisywać książkę.
Nie poszedłem - i już nie pójdę :-(
Ewaryst Fedorowicz
5. Wieczny Odpoczynek racz Mu dać, Panie!
Marek Nowakowski był równie dobrym gawędziarzem jak pisarzem. Na samym początku spotkania z nom stwierdził, że „człowiek pisze, a gdy już napisze to nie ma nic do powiedzenia” ... po czym zaczął mówić.
"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz
6. Wielki pisarz
Ja mam swoje kryteria oceny pisarzy wyniesione z lat mlodzienczych, gdy chodzilem do Biblioteki Miejskiej oraz do Biblioteki Kolejowej. Z duza torba do dzis chodze do bibliotek, by zabrac jak najwiecej. N apoczatku byla Rodziwiczowna, literatura skandynawska, Lermontow,Kafka. wymieszano bylo to wszystko, ale zawsze mialem pewnosc, ze niczego nie uronilem, bo torba zmiescila wszystko. Zapewnialo to pewien poziom sprawiedliwosci.
Jezeli cos po latach zostawalo w pamieci, nawet nieduzego, to KUDOS, chwala, holdy.
Nowakowski przeszedl to sito dzieki jedenmu z krotkich opowiadan ze stanu wojennego. Kawalki knajackie jakos przemknely i ulegly zapomnieniu.
Tekst, ktory mam na mysli, byl bardzo krotki. Mial tytul: "Paw". Jego streszczenie w nastepnym wpisie.
7. "Paw", ktorego tak pamietam
Dworzec Glowny w Warszawie stanu wojennego. Zimno dla wszystkich. Dla grupek zastraszonych pasazerow i troche mniej ,dla "kontroli" - facetow w mundurach z pistoletami maszynowymi.
Monotonie rytualu narzuconego przez modnego wowczas, zbawce kraju, gen.W.Jaruzelskiego naruszyl glosny trzask otwieranych drzwi. Sprawdzani rutynowo pasazerowie zamarli w bezruchu. Ci wazni,w "panterkach" zatrzymali sie ze zdziwieniem. Kto wszedl na ich scene, przeciez to byl ich cyrk i ich malpy.
Tu, w Kanadzie, jest takie powiedzenie: "Who runs the show?".
Jako poczatek odpowiedzi wtoczyla sie na hall dworca duza, efektowna, z zoltej skory zrobiona, waliza na kolkach. Zostala kopnieta niedbale przez wysokiego, dobrze ubranego Murzyna, ktory wszedl i kopnal ja jeszcze raz. Strwozony tlumek patrzyl z zachwytem na przedstawiciela innego, wspanialego, wolnego swiata."
Jezeli ktos ma pod reka to opowiadanie, to bede wdziecznyyyy...!
8. Swoja droga
79 lat, to ladny wiek. Z osobistej ciekawosci spytam: lubil wypic?
9. Tymczasowy
jak nie lubił? Warszawiak z krwi i kości, który znał przedwojenną Warszawę i jej specyfikę, jej honor ulicy? Zresztą, jak inaczej dało sie przeżyć w PRL-u? Wszyscy pili.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
10. archiwalna rozmowa z Markiem Nowakowskim.
"Powidoki zacierają się w pamięci. Odchodzą. Dawni ludzie wymarli, dawne mury wyburzyli. Miasto pozostało. Kipi i bulgocze. Złe i dobre prądy nawzajem się przenikają. Upadł komunizm. Ludzie uczą się nowego życia. Zadyszany rytm pogoni za pieniądzem. Mało czasu na oglądanie się wstecz. Dużo egoizmu i kłamstwa. Drapieżniki. Hieny. Ludzie sukcesu. Dużo biedy, zawodu, goryczy. Co z tego wynika? Chodzę i patrzę. Wszystko przypomina rozlewającą się magmę. Czy Warszawa to nadal miasto niepokonane? Czy stworzy przyszłym pokoleniom pożywkę do nieśmiertelnej mitologii?"
http://www.polskieradio.pl/8/1788/Artykul/1126614,Marek-Nowakowski-nie-z...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. Marylu
Jak sie ma poziom "archiwalnej rozmowy..." do "Pawia"?
Moze mam skaze, ze zostalem takze na Isaacu Bablu wychowany.
Ciac, usuwac wszystko az do samej kosci. Nie moze byc zbednych slow.
12. Zapis spotkania w Klubie
Zapis spotkania w Klubie Ronina, 3 marca 2014r.
Oficjalna recenzja:
Co byśmy wiedzieli o PRL bez prozy Marka Nowakowskiego? Zapewne niewiele. Trzeba by się opierać na państwowej martyrologii, materiałach IPN, sięgać do reżimowych lub opozycyjnych źródeł. I z każdego z tych punktów odniesienia wyczytywać cząstkową prawdę.
Nowakowski nie obrósł legendą tak jak Hłasko, nie został okrzyknięty obrazoburcą jak Iredyński, ani nie doczekał się laurów jak wielu innych pisarzy jego pokolenia. Trudno jednak odmówić jego pisarstwu nerwu, kapitalnego wyczucia językowego, wrażliwości na detal, a nade wszystko zdolności do pokazywania postaci, środowisk, wydarzeń, które starano się wykluczyć ze sfery publicznej. Zaglądał do modnych kawiarni lub inteligenckich salonów, ale także do garkuchni i doliniarskich melin, milicyjnych dołków, na bliższą i dalszą prowincję. Szedł pod prąd oficjalnego tonu, ukazując Warszawę jako ruiny, w których spontanicznie odradza się życie, żywy organizm współtworzony przez różne klasy społeczne, także znienawidzonych przez władze drobnych cwaniaków, złodziei, spekulantów oraz indywidualności wyrastające poza biurokratyczne ramy realnego socjalizmu. Z perspektywy kilku dekad właśnie ten korowód postaci żyjących po swojemu, toczących codzienny bój o „prywatną niepodległość", wydaje się być najważniejszym walorem jego twórczości.
Jan Bińczycki - całość recenzji: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/134321...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Lubie
Jego glos.
14. ukłon dla Techniki
dzięki niej Głos i Postać zostały zachowane,mimo,ze Autor jest już po drugiej stronie ...
gość z drogi
15. @Tymczasowy: 'Paw'
Dot. koment. nr 7 [16.05.2014, 21:23]
'Paw' to jest opowiadanie z książki 'Raport o stanie wojennym'.
= = = = = = = = = =
Marka Nowakowskiego pięknie wspomina Teresa Bochwic: 'Odszedł chłopak z PRL... '
http://wpolityce.pl/kultura/195846-odszedl-chlopak-z-prl-wspomnienie-o-m...
- Requiescat in pace!
"Moje posty od IV 2010"
16. Pogrzeb Marka Nowakowskiego
Pogrzeb Marka Nowakowskiego odbędzie się w piątek 23 maja na warszawskich Powązkach Wojskowych - poinformował Jacek Moskwa, przewodniczący warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Pisarz spocznie w Alei Zasłużonych.
W piątek 23 maja o godz. 10 odbędzie się msza św. w kościele św. Karola Boromeusza na warszawskich Powązkach. Po mszy o godz. 11 pogrzeb na Powązkach Wojskowych w Alei Zasłużonych.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Marek Nowakowski, 'Śmierć' (fragment opowiadania)
Umarł Irek. Był jednym z najbliższych w mojej pamięci. Razem przeżywaliśmy literackie początki. Rok 1958. 'Współczesność', tygodnik debiutantów. Przepijamy pierwsze honoraria w 'Smakoszu'. Irek, Staszek Grochowiak, Stachura, Śliwonik. Chlamy tęgo, roją się nam sny o sławie i potędze. Bywał tam z nami ruchliwy entuzjasta Jurek Falkowski, dziennikarz. Swoje recenzje o naszych książkach, szkice o nowej literaturze, teatrze pisywał w knajpach na bibułkowych serwetkach. On umarł pierwszy. W biegu. Organizm zdewastowany gorączkowym życiem nie wytrzymał. Zawsze gdzieś pędził, coś odkrywał. Bardzo chciał odrobić szkody, które spowodował jako ślepy, fanatyczny działacz ZMP. Tak mawiał często z masochistyczną zaciekłością w głosie. Śmierć dopadła go w drodze na film 'Planeta małp'. Po nim Grochowiak. Zapił się do szczętu. Następny był Stachura. Padł ofiarą choroby psychicznej. Po pierwszej nieudanej próbie samobójczej widziałem go z kikutem dłoni: na skos odcięty kawał, pozostały dwa palce, pierwszy i wskazujący. Była to prawa ręka. Uczył się pisać lewą. Napisał dramatyczny, wstrząsający tekst 'Pogodzić się ze światem'. Już lewą ręką. To ostatnia jego praca. I skończył ze swoim życiem. Dokładnie zorganizował śmierć. [...]
"Moje posty od IV 2010"
18. Dezawi
Znow musze plakac. Starzeje sie. "Wspolczesnosc" to ja czytalem namietnie i chowalem do pojemnego tapczana. Nie ze wzgledu na zdjecia nagich dziewczat na ostatniej stronie. Choc jebardo cenilem. wiadomo, HORMONY!
Bardziej ladowalem w kanape "Sport" slaski. Znalem na wyrywki wyniki wszystkich lig do poziomu okregowej. Rano szedlem sobie do szkoly czytajac ostatnia strone Glosu Koszalinskiego. Stad znam te wszystkie Barlinki, Zory i Start Elblag..
19. @Tymczasowy
'Współczesności' niestety nie znam z autopsji, ale nagie dziewczęta podglądałem w 'itd', 'Panoramie Północy', 'Czasie', 'Perspektywach'. Jednak to nie ten poziom i czas ('Współczesność' mimo głębokiej komuny chyba zachowała pewną - szczątkową - klasę). Niższymi ligami rozgrywkowymi raczej nigdy się nie pasjonowałem, ale niemal zawsze miałem szczęście do kumpli o takich zainteresowaniach - za co ich szczerze podziwiałem.
Klimat czasów młodości śp. Marka Nowakowskiego był mimo wszystko fascynujący (w sensie ponurej historii Polski).
Podam linki z wikipedii, które mój Googiel wyraźnie nie chciał pokazać (zazwyczaj mnie zasypuje):
[1] Dwutygodnik 'Współczesność':
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wsp%C3%B3%C5%82czesno%C5%9B%C4%87
[2] Pokolenie 'Współczesności':
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pokolenie_%E2%80%9EWsp%C3%B3%C5%82czesno%C5...
I rewelacja:
[3] Pryszczaci:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pryszczaci
= = = = = = = = = =
Być może jeszcze dziś uzupełnię powyższy fragment 'Śmierci' kilkóa zdaniami.
Pozdrawiam.
"Moje posty od IV 2010"
20. Marek Nowakowski, 'Śmierć' (fragment - dokończenie)
['Irek' - Ireneusz Iredyński, zm. 9 grudnia 1985 r.]
= = = = = = = = = =
A teraz Irek. Nie widywałem go ostatnio. Męczył mnie jego wyzywający teatr życia, który nieustannie reżyserował. Ale często o nim myślałem. Jako o kimś bliskim, choć bardzo odmiennym. Dwa tygodnie temu odwiedził go młody poeta z Gdańska. Pojawił się u mnie wstrząśnięty. Irek przyjął go w ciemnym pokoju, leżał na tapczanie, obok butelka - jego wierny, życiodajny eliksir. Pił metodycznie. Wyznał młodemu pielgrzymowi, że nic go już nie interesuje, wszystko odeszło. Pije i czeka. Piciem przyśpiesza męczący cykl oczekiwania. Uznałem to wyznanie za kreację. Sugestywną kreację dla prostodusznego poety z Gdańska. Irek, odkąd go pamiętam, grał dla ludzi długą sztukę, ciągnącą się w nieskończonej liczbie aktów, pełną prowokacji, skandalów, dekadenckich akcentów i błazeńskich min. W ostatnich latach już to sceniczne dzieło stawało się mechaniczne, pozbawione świeżych soków, martwe. Może znudziła go ta niewola prozy? Spętała na trwale i nie mógł się od niej uwolnić? A może była to obrona przed światem, ludźmi, sobą? Wymagała nieustannej czujności, podsycania obficie alkoholem. Alkohol z czasem stał się jego paliwem. Dawał mu siłę trwania, inwencję i pozory zabawy. Był człowiekiem wielkiego talentu, kuglarskiej łatwości pisania i oryginalnej wyobraźni. Migawkami widzę go znów w rozmaitych sytuacjach w ciągu wielu minionych lat. Dziewczyny, jakaś prywatka. Irek okrutnie żongluje uczuciem jednej z nich. Zafascynowana nim, on to wie doskonale i bawi się jej kosztem. Bawi także nas. Przeprowadza wiwisekcję niby chirurg i sonduje jej ambicję, dumę, bada stopień oddania wobec siebie. Jakaś pijatyka, tłum, Irek w pauzach wystukuje na maszynie końcowy akt pierwszej swej sztuki 'Mężczyństwo z przymiarką'. To znów między wyprawami do Bristolu, pokerem, awanturami i błazenadą pisze powieść kryminalną. Nazywa się 'Ryba goni za mordercą'. Pseudonim autora Umberto Pesco. I jeszcze wiele odsłon. Bijemy się w bramie. Początkowo dla żartu, potem poważnie. Podbił mi oko. Jego dziewczyna Maria, plastyczka. Słucham wielkiego monologu do niej. Monolog jak na scenie. Od wzniosłości do szyderstwa. Maria jak na huśtawce. Irek doskonale bawił się obrotami swej wyobraźni. Może nie tylko? Może taki był. Pełen sprzeczności. Badacz swojej duszy i cudzych dusz. Siedzimy we trójkę: Irek, Grochowiak i ja. Obaj z Irkiem szydzimy z endeckich inklinacji poety z Leszna. Tak go wtedy nazwaliśmy złośliwie. Obracamy nim jak myszą w potrzasku. Jola broni Irka przed kolegium karno-administracyjnym. Zgasił papierosa na łysej głowie apoplektycznego mężczyzny. Irek w domu moich rodziców we Włochach. Pies Ibis, wierny towarzysz jego warszawskich peregrynacji. Postawił mu pomnik. Dosyć tych wspomnień! Poruszyła mnie wiadomość o jego śmierci. Ostatni bliski z najdawniejszego grona młodych, gniewnych zdobywców literatury. Nie ma go już.
* * *
"Moje posty od IV 2010"
21. Marek Nowakowski o Rosji z lat stanu wojennego, 1982 r. [1]
Pierwsze moje skojarzenie: Feliks Koneczny z przymróżeniem oka, aluzyjne uzupełnienie dziejów cywilizacji bizantyńskiej do czasów nam współczesnych.
'Życie hordy' jakby wyjątek kronikarski stylizowany staropolszczyzną.
Znowu aktualny - choćby ze względu na obecne wydarzenia w Ukrainie - jednak pamiętać trzeba, że w 1982 r. tylko nieliczni (por.: kard. Stefan Wyszyński, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, św. Jan Paweł II) mieli wiedzę o zagrożeniach kultury Zachodu. Dla znakomitej większości z nas Zachód jawił wówczas jako 'raj'.
= = = = = = = = = =
'Życie hordy'
Sztukę zbójeckiego rzemiosła posiedli niebywałą. W pełnym konia pędzie potrafili z ziemi porwać dziecko. Pochyliwszy się nisko w siodle, chwytali zdobycz jedną ręką za kark jak szczeniaka. Druga zaś, w szablę uzbrojona, równocześnie śmierć mogła zadać. Ścinali głowę ojcu lub matce upatrzonego brańca. Drapieżnym swym okiem dojrzawszy złoty łańcuch na piersi ofiary lub pierścienie zdobiące jej palce, spinali konia nad trupem i zrywali kosztowności. Cieszył ich okrutne oczy widok złota i szlachetnych kamieni.
W czasach nowszych chronometry największe budziły u hordy pożądanie. - 'Czasy!' - mówili miękko. - 'Czasy!'
I tak horda spustoszywszy ziemię sąsiadów, brankę swą wiodła w głąb imperium rozległego, gdzie kopulaste pałace wznoszą się na polanach pośród lasów niezmierzonych. Tutaj brańcy mieli życie na obraz i podobieństwo hordy zaczynać. Starsi coś z widoków swej ojczyzny w niewolę zabierali. Wspomnienie matki lub ojca, mowy rodzinnej strzępy, znak krzyża od maleńkości wpajany. Pamięć taką wypalała w nich horda i tylko jej mową porozumiewać się mogli. Najczęściej czeladź hordy oni stanowili. Końskim potem, gorzałką i krwią przesiąknięci, odziani w baranie skóry kudłami na wierzch, życie pędzili zwierzęce, knutem często gęsto smagani, okrutni wobec słabszych i pokorni przy silniejszych. Pragnieniem ich największym stawało się uzyskanie krzywej szabli, co oznaczało według tamtejszych pasowanie na wojownika. 'Drug' lub 'tawariszcz' wszyscy wtedy zaczynali do nich mówić i całowali ich w usta. Najgorliwszymi z gorliwych oni bywali. Może tylko z rzadka na popasach, kiedy horda zachłannie na zachód spoglądała, rzewne swe pieśni przy ogniskach śpiewając i w oczach mając całe bogactwo tamtej zachodniej strony, oni, ci z wolnej ziemi porwani w dziecięctwie, popadali w smutek jakiś i zamyślenie. Być może mgliste kontury straconego życia majaczyły im przed oczyma. Głos ojca czy matki dźwięczał w uszach. Kto to wie? Niedługo posępna tęsknota ich trzymała. Wnet pić zaczynali blaszanymi kwartami pospołu z innymi. Już biorą się za czuby i walczą zajadle z byle powodu złorzecząc, wymyślnymi przekleństwami, które są ozdobą tamtejszej mowy.
Nie wszystkim niewolnikom hordy los tak zaszczytny został przeznaczony. Większość do posług najniższych przypisana została. Katorżnicze bytowanie zamieniło ich w bydlęta, których jedynym pragnieniem był pełny brzuch i sen w cieple do syta. Bywali wśród brańców i tacy, co wolą ucieczki żyli przez lat dziesiątki. W okienkach twierdz i kazamatów wystawali, przeklinając wraży widok. Marzyli o ojczyźnie dalekiej. Niektórzy piłowali grube kraty. Przychwyceni na próbie ucieczki, wtrącani zostawali do ciemnic i tam, przykuci łańcuchami, ślepnąc, swego męczeńskiego życia dożywali. Mało komu z ziem hordy zbiec się udawało. Śmiałkowie tacy niezwykłymi przymiotami ducha i ciała musieli być obdarzeni.
Dla sprawiedliwości należy powiedzieć, że swoim horda nie o wiele lepszy los zgotowała. Zawsze był u niej motłoch, czyli czerń, i wybrańcy, którzy grzbiet tej czerni srodze garbowali. Lud tamtejszy do takiego życia nieludzkiego od pokoleń jest zaprawiony i dolę swą z całą pokorą i bez szemrania znosi.
W czasach nowszych, kiedy ziemie podbite przez hordę zajmowały ogromne obszary, branki już zaprzestano i naród zniewolony na miejscu pozostawał. Przydawano mu nadzorców i oni jego duszę na całkowity pożytek hordy kształtowali. Potrzebę wolności ogniem i mieczem wypalano. Ślady dawnej świetności do cna niszczono i najchętniej pałace swe kopulaste na ziemiach przyłączonych horda wzniosła. Złotem i czerwienią one były zdobne. Kolor złoty od dawien dawna był symbolem barbarzyńskiego przepychu, którym horda lubiła się otaczać. Czerwień natomiast krew oznaczała. Mocno były wzięte w dyby zniewolone ludy i tylko widokiem pól i lasów ojczystych zmęczone oczy ludzie sobie krzepili. Nic im więcej pozostawione nie zostało. Poddanymi na wieczysty czas w zachłannych rejestrach hordy wpisani zostali.
Boga nade wszystko w duszach swoich rabów horda trzebiła. Nienawidzi ona wszelkich jego znaków na ziemi. Świątynie burzy, a kapłanów na północny kres swego imperium zsyła. Bóg przecież obdarza ludzi wiarą i nadzieją. Dlatego krążą wśród ludów podbitych hordy tajni wysłannicy i bożą obecność zawzięcie tropią. Rąbią krzyże szablami albo na szubienice zamieniają. Lud patrzy na te bluźniercze praktyki i milczy. [...]
Cdn.
= = = = = = = = = =
"Moje posty od IV 2010"
22. @Deżawi
"Tutaj brańcy mieli życie na obraz i podobieństwo hordy zaczynać. Starsi coś z widoków swej ojczyzny w niewolę zabierali. Wspomnienie matki lub ojca, mowy rodzinnej strzępy, znak krzyża od maleńkości wpajany. "
w tych dwóch zdaniach jest zawarte całe nieszczęście, które spotkało Polskę.
Skąd było to poparcie dla komuny, strach przed knutem i uniżoność dla najeźdzcy na ziemiach zasiedlonych przez ludność z terenów wschodnich po szkole w tajdze, czy też giętki kręgosłup bardzo młodych ludzi podatnych na nauki politruków w armii Berlinga.
Zgniłe owoce tej polityki odczuwamy do dzisiaj, choć rzekomo 25 lat temu komuna upadła, a ZSRR posypał się.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
23. Marek Nowakowski o Rosji z lat stanu wojennego, 1982 r. [2]
[...] Lud patrzy na te bluźniercze praktyki i milczy. Spoglądają w oczy ludu tajni węszyciele. Czystego blasku nadziei w nim poszukują.
W taki oto sposób horda nad pobitymi narodami władztwo sprawuje.
Najchętniej posyła tam swoich namiestników, wyrosłych z tych najmłodszych brańców, niegdyś w niewolę porwanych. Oni to, ci hordy janczarzy, swoich z krwi i urodzenia braci gnębią i ręka bezlitosna nigdy im nie zadrży. Złudzeniem jest przeto mniemanie, że tkwi w nich głęboko schowana miłość dawnej ojczyzny i jedynie chwili sposobnej do pomsty czekają. Pewna jest horda swych namiestników. 'Mać radnaja' - tak samo jak wszyscy oni mówią i oczy im rzewną mgłą zachodzą. Jawi się im ta ojczyzna - mateczka jako maciora pełna mleka, słodka i obezwładniająca, ale zarazem męską siłą obdarzona i okrucieństwem, co potrafi karać swe dzieci bez litości. 'Mać' - powtarzają. 'Bladź' - szepczą równocześnie.
Ta dwoistość uczuć hordę we wszystkim cechuje i od miłości do nienawiści u nich jeden krok.
Czas biegnie niby rzeka bezkresna i horda tą rzeką płynąc z rozmaitymi przeciwnościami musi się zmagać. Wszak rzeki czasem wysychają, a czasem znów wylewają, zatapiając wielkie połacie żyznej ziemi. Tak samo lud podbity latami może być pokorny i cichy, żeby z nagła zacząć się burzyć i pożogi buntów wzniecać.
Również pośród hordy rozmaite prądy i pragnienia się rodzą. Już dawniej tak się zdarzało, że całe gromady z taborem swoje sioła opuszczały i gdzieś na dalekie rubieże imperium ludzie wędrowali, często z głodu czy braku wody ginęli po drodze, marzenia o innym życiu do grobu zabierając.
A w czasach ostatnich niektórzy z hordy w podbojach zaznawszy smaku życia bogatego w wino i małmazję, stają się na złe wpływy podatni. Rozterki trudne wyłażą im na oblicza dotąd jak z kamienia wykute. Pragną pogrążyć się w sytym lenistwie. Kuszą ich rozkosze. Chciwe pragnienie budzi świat przedmiotów zbytkownych i wyrafinowanych. Wygasa w nich wtedy wola walki nieustającej i ucha na rozmaite podszepty skwapliwie nastawiają.
Zachodnia ta strona, której podbojem od wieków horda się trudni, wydziela trucizny jakieś, miazmaty i czady. W głowach słabszych one mącą i usta niektóre nocami pośród snu głębokiego szepczą bluźniercze herezje o lepszym życiu. Tak samo, gorzałką opici, w melancholię popadają i o tym innym życiu bredzą. Powiadają, że bez knuta ono i bez przelewu krwi w ciągłych wojnach.
Macki hordy są jednak wszędzie i co jeden drugiemu powie, już o świcie jest wiadome. Nawet brat wydaje brata i od wieków ten obowiązek ludzie mają wpajany. Każda rozterka zdradą podszyta wyłazi zawsze jak gad wyciągnięty spod kamienia. Zatrute obcym jadem języki wyrywane są bez litości, a oczy mirażem wrażym zmącone także wyłupuje się od razu. Ślepi i niemi często przy życiu pozostają i snują się niby widma. Żywym przykładem są dla innych, którzy ośmielają się w potęgę hordy wątpić.
Mimo to jednak w różnych miejscach imperium pojawiają się z nagła jacyś prorocy. Zmierzch starego świata ze znaków na niebie i ziemi przepowiadają. Lud tymi wróżbami straszą zapowiadając nawet powrót Boga. Słońce tak krwawo ostatnio wschodzi. Łzy pokazują się w oczach męczenników na starodawnych obrazach. Tak breszą i breszą. Wzniecają ducha buntu. Wzrok tych gadów przeklętych pioruny ciska i żadnych tortur się nie boją.
Oto z okien warowni zwanej Kremlinem oczy ostatniego gosudara zwabił widok dokonywanej egzekucji. Lecz widok ten miast być odstraszającym przykładem, niósł w sobie wszelkie znamiona nawoływania do buntowniczych knowań. Wstępujący na szafot skazaniec obnażony był i posiekany razami kańczuga, stopy obute miał w żelazne buty tortur, a piersi poznaczone krwawymi jamami od haków, na których wisiał w katowni przed egzekucją. Skruchy jednak żadnej nie wykazał i szedł dumnym krokiem po skrzypiących schodach na szafot. Głowę trzymał wysoko uniesioną i z jego oczu promieniowała niezłomna wiara. Lud, spędzony z okazji egzekucji, spoglądał na niego z podziwem i niejeden z wątpiących mógł umysł swój i serce zbrodniczym pragnieniem buntu zarazić.
- Swołocz! - powiedział z wściekłością stary gosudar i otulił się szczelniej w futrzane szuby.
Bezruch hordy zgubą. Gnije w bezczynności siła. Czas jak woda kruszy nawet lite skały. Poruszyć trzeba to zastałe mrowie. Wprawić w ruch waleczne zagony. Niechaj znów pokosem krwawym zbiera swój plon kostucha. Runie horda na bogate ziemie zachodniej strony. Stamtąd przecież trucizny rozliczne się roznoszą. Stamtąd także Bóg ze swoim znakiem krzyża się wywodzi. Charkot konających, zawodzenie matek i dzieci, wycie psów na pogorzeliskach wypełnią uszy bojców lubą muzyką. Krwią się ochłepczą, juki wypełnią i jak robactwo pozbawione bezbronnego we śnie ciała zdechnie w ich duszach wszelka wątpliwość, sprzeciw czy podła myśl o buncie.
Podeptać więc zachodnią ziemię wrażą i pędzić, pędzić aż do kresu ziemskich możliwości.
1982
= = = = = = = = = =
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie!
* * *
"Moje posty od IV 2010"
24. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Pan Marek Nowakowski w spoczął w Alei Zasłużonych na Powązkach Wojskowych.
Msza święta odbyła się w kościele pw. św. Karola Boromeusza w Warszawie.
W ostatniej drodze pisarza pożegnali, poza najbliższą rodziną, m.in. prezes warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Jacek Moskwa, reżyser filmowy Antoni Krauze, przedstawiciele świata kultury, politycy, dziennikarze "Gazety Polskiej Codziennie", w której Nowakowski publikował, a także liczni mieszkańcy stolicy, którzy na grobie pisarza w Alei Zasłużonych składali kwiaty i zapalali znicze. Wzruszające chwile podczas pogrzebu zapewnił muzyk Muniek Staszczyk, który w towarzystwie gitarzysty zaśpiewał piosenki "Warszawa" i "Bóg" z repertuaru T. Love, a także przejmującą balladę przedwojennej Warszawy "Apaszem Stasiek był". Córka pisarza odczytała fragment ostatniej książki Nowakowskiego "Dziennik podróży w przeszłość", w którym pisarz wraca do czasu swej młodości, gdy dopiero marzył o zostaniu pisarzem.
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
25. nagroda im. Lecha Kaczyńskiego. Pośmiertnie…
Trudno uwierzyć, że nie siedzi gdzieś tu na sali uśmiechając się ironicznie jak to miał w zwyczaju
— mówił prof. Włodzimierz Bolecki w mowie przypominającej sylwetkę zmarłego niespełna miesiąc temu Marka Nowakowskiego, pisarza, publicysty. To jemu kapituła postanowiła wręczyć nagrodę im. Lecha Kaczyńskiego. Tuż przed śmiercią poproszono laureata o wybranie opowiadań, które zostaną odczytane podczas wręczania nagrody. Nie zdążył… Wyboru za niego dokonała żona Jolanta. I to ona odebrała nagrodę – rzeźbę „Lśnienie” autorstwa Teresy Murak z rąk brata Lecha Kaczyńskiego – Jarosława.
Prof. Bolecki przypomniał dorobek Marka Nowakowskiego – 57 lat poświęcił literaturze. W tym czasie wydał 60 książek.
Mówił o literaturze jak o zwykłym zawodzie. Jednak to była dla niego pasja. Był bez wątpienia mistrzem małych form. Był wymagającym mistrzem słowa, do perfekcji opanował sztukę precyzji słowa. Potrafił ująć wiele a nawet całą myśl w jednym zdaniu, a niekiedy w jednym słowie
— mówił prof. Bolecki.
Laudację wygłosił prof. Zdzisław Krasnodębski, który zauważył, że Marek Nowakowski był bardzo wnikliwym obserwatorem życia codziennego. A miał tego życia pod dostatkiem, bowiem wychował się w prawobrzeżnej Warszawie, wśród tamtejszej społeczności, którą uznał za elitę na tle zagarniającej lewy brzeg oraz cały kraj sowieckości nowych, powojennych „elit”.
Jako student socjologii zwróciłem uwagę na wątki socjologiczne w jego opowiadaniach
— powiedział prof. Krasnodębski.
Po mowach przyszła część oficjalna podczas której wzruszonej wdowie po Marku Nowakowskim Jarosław Kaczyński wręczył nagrodę im. Swojego brata.
wpolityce.pl
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl