SKAZANY PRZEZ III RP. RZECZ O PUŁKOWNIKU (3)
Aleksander Ścios, ndz., 09/02/2014 - 11:46
Wkrótce minie dziesiąta rocznica śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego (14.02.2004), o którym dyrektor CIA William Casey powiedział: „Nikt na świecie, w ciągu ostatnich 40 lat, nie zaszkodził komunizmowi tak jak ten Polak. To on przyczynił się do utrzymania pokoju”.
Wspominając postać polskiego bohatera, chciałbym przypomnieć fragmenty kilku tekstów, opublikowanych przed laty pod wspólnym tytułem „Skazany przez III RP. Rzecz o Pułkowniku”.
Państwo, które mieni się wolnym i niepodległym wielokrotnie skazywało Ryszarda Kuklińskiego. Nie tylko w sensie prawnym, jak w roku 1995, gdy ścigano pułkownika za zdradę PRL, czy rok później, gdy rozesłano za nim listy gończe. Zaocznym wyrokiem tego państwa i jego „elit”, pułkownik Kukliński został skazany na zapomnienie, a prawda o jego czynach, na zafałszowanie.
Od roku 1997, gdy po raz pierwszy NSZZ Solidarność wystąpiła do władz o nadanie pułkownikowi najwyższego odznaczenia państwowego i awansowanie na stopień generała, III RP konsekwentnie odmawia uhonorowania polskiego bohatera. Jeśli już wspomina się o nim – to w sposób wyznaczony esbeckimi dyrektywami Zespołu Analiz MSW z roku 1987, lub słowami takich świadków, jak Stanisław Koziej, dla którego Ryszard Kukliński „dopuścił się czynu trudnego do zaakceptowania dla ludzi w mundurach, tzn. służby dla obcego państwa”.
Wraz z odziedziczoną po PRL-u propagandą, do dziś powielane są łgarstwa o „zdradzie Kuklińskiego”, a jego postać uznaje się za „kontrowersyjną” i „niejednoznaczną”. Ta niewolnicza mentalność nie dopuszcza myśli, że sprzeciw wobec okupanta nie może być aktem zdrady, zaś wiernopoddańcza służba w armii zarządzanej przez okupanta, nigdy nie będzie powodem do chwały.
Refleksja nad minionym ćwierćwieczem skłania do konkluzji, że dobrze się stało, iż państwo zakorzenione w spuściźnie komunizmu nie oddało honorów polskiemu bohaterowi.
W sposób naturalny pułkownik Ryszard Jerzy Kukliński jest dla Polaków prawdziwym bohaterem. Dla tych zaś, którzy stworzyli to państwo i mienią się jego elitą – niech pozostanie zdrajcą.
3.
Gdy w 1975 roku pułkownik Kukliński został oddelegowany na elitarny kurs dowódczy w Akademii Radzieckich Sił Zbrojnych w Moskwie (tzw. Woroszyłówki), pewnego dnia pokazano mu dom, w którym przed aresztowaniem mieszkał Oleg Pieńkowski – oficer GRU, który w latach 60. podjął współpracę z Amerykanami. Opiekun z KGB poinformował Kuklińskiego, że Pieńkowski po aresztowaniu, torturach i procesie sądowym został spalony żywcem przez swoich dawnych towarzyszy. Skrępowanego, obnażonego do połowy wsuwali do hutniczego pieca z surówką, robiąc to bardzo powoli i kręcąc przy tym film, pokazywany następnie nowym rocznikom Akademii.
Miało to odstraszyć ewentualnych naśladowców Pieńkowskiego.
Pułkownik Kukliński musiał wiedzieć, że w przypadku zdemaskowania podzieliłby los oficera GRU, a w najlepszym przypadku mógł liczyć na rozstrzelanie w podziemiach Rakowieckiej, czy na moskiewskiej Łubiance. Z tą świadomością żył przez blisko 10 lat, do czasu ucieczki z Polski w dniu 7 listopada 1981 roku. "Z okien swego gabinetu w Sztabie Generalnym przy ulicy Rakowieckiej widziałem osławione więzienie mokotowskie. Zdawałem sobie sprawę, że gdyby wykryła mnie bezpieka, dostałbym się do tego więzienia i żywy nigdy bym z niego nie wyszedł. Chyba, że przekazaliby mnie KGB do Moskwy, na Łubiankę..." - wspominał Kukliński.
Oceniając swą misję napisał zaś:
"Armia Czerwona była najpotężniejszą, największą i najbardziej nieludzką machiną wojenną jaką znała ludzkość. Wiedziałem jakie cele mają sowieccy marszałkowie i generałowie. Niektórych z nich znałem osobiście. Zdawałem sobie sprawę, że tym ludobójczym, zaborczym, agresywnym planom mogą przeciwstawić się jedynie Stany Zjednoczone, a i to w ramach sojuszu NATO. Wysiłek USA spowodował, że świat uniknął atomowego holocaustu, który Moskwa przewidywała w swych strategicznych planach. Wiedza o tym, co ma się stać, gdy zacznie się wojna, była przerażająca. Latami przyklejałem na wielkich sztabowych mapach symbole grzyba wybuchu atomowego: niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze.
Nie mogłem nie myśleć, co te grzybki oznaczają. Przecież nie mogłem tego robić bez wyobraźni! Widziałem tę wojnę w całej brutalnej, katastroficznej dokładności. Widziałem Polskę zalewaną lawiną stali, która płynie na Zachód, wchodzi w przerwy po pierwszym rzucie wojsk sowieckich i sięga po Atlantyk. Wszystkie moje najgorsze przypuszczenia znajdowały potwierdzenie. A do tego Europa krzyczała, że lepiej być czerwonym niż martwym.
Musiałem coś zrobić! Wszystko co w życiu robiłem - robiłem z myślą o Polsce. Nawet jeśli mój czyn był niewielki, to stałem po właściwej stronie. A nawet jeśli było to niewiele, gdy rozważyć rzeczy w szerszej perspektywie, to było to wszystko, co miałem. W istocie było to całe moje życie".
Wiemy, że ucieczka z Polski nastąpiła w momencie, gdy Sowieci posiadali już informacje, że ktoś ze ścisłego kierownictwa Sztabu Generalnego przekazuje ich plany Amerykanom. W książce "Generał Kiszczak mówi prawie wszystko", szef policji politycznej PRL przyznaje, że wiedza na ten temat pochodziła od agenta ulokowanego wysoko w hierarchii Watykanu. Podobnie, Dariusz Jabłoński, twórca filmu „Gry wojenne” pytany: czy prawdą jest, że informacje dotarły do polskich służb ze źródeł w Watykanie – odpowiada twierdząco:
„Tak mówią ludzie z CIA i potwierdzają to polscy generałowie. Przeciek przyszedł z Rzymu. Kukliński miał świadomość, że jego informacjami dzielono się z Watykanem. To było niesamowite – w kraju przez dziesięć lat udało mu się zachować tajemnicę, a przeciek z Watykanu omal nie kosztował go życia.”
Fakt ten potwierdza również sam pułkownik. W książce "Ryszard Kukliński. Życie ściśle tajne" Benjamina Weisera z przedmową Jana Nowaka-Jeziorańskiego, amerykański reportażysta, opierając się na tajnych dokumentach wywiadu oraz na prowadzonych przez wiele lat rozmowach z Kuklińskim i oficerami CIA, ujawnia m.in. kulisy ucieczki pułkownika z Polski. Wiadomość, jaką Kukliński przekazał Amerykanom 2 listopada 1981 roku brzmiała: "Dzisiaj [Skalski] powiadomił wąską grupę osób, że władze odebrały wiadomość od informatora z Rzymu, iż CIA dysponuje najnowszą wersją planów dotyczących wprowadzenia stanu wojennego. Zwracam się z pilną prośbą o instrukcje w sprawie ewakuacji z kraju mnie i mojej rodziny. Proszę wziąć pod uwagę, że granice państwowe są już prawdopodobnie dla nas zamknięte".
Gdy w 1978 roku, kardynał Karol Wojtyła został wybrany na papieża, doradca prezydenta USA Zbigniew Brzeziński przyjechał do Rzymu i w imieniu prezydenta Cartera obiecał papieżowi, że będzie miał dostęp do wszystkich spraw, które mogą go interesować, w tym do spraw dotyczących Polski. Wśród informacji, które otrzymywał papież były prawdopodobnie również takie, które pochodziły z raportów płk Kuklińskiego. Oczywiście, Ojciec Święty nie mógł wiedzieć, kto jest ich autorem.
Życzeniem pułkownika było, by zdobyte przez niego plany wprowadzenia w Polsce stanu wojennego zostały przekazane osobom, których wpływ i autorytet mógł uchronić społeczeństwo polskie przed eskalacją wewnętrznego konfliktu. W ocenie pułkownika, bezpośrednie ostrzeżenie członków „Solidarności” przed stanem wojennym mogło spowodować totalny opór całego społeczeństwa lub wywołać zbrojne powstanie, co skończyłoby się przelewem krwi i wejściem do Polski armii sowieckiej. Dlatego w październiku 1981 roku, dokumenty zdobyte przez Kuklińskiego zostały przekazane osobiście przez ówczesnego szefa CIA Williama Caseya, osobie najwyższego zaufania – papieżowi Janowi Pawłowi II. W Polsce dostęp do tych dokumentów miała jedynie wąska grupa osób. Materiał określany mianem "ostatecznej wersji" był najbardziej kompletnym zbiorem planów dotyczących operacji wprowadzenia stanu wojennego, zawierającym ostatnie poprawki wniesione przez Jaruzelskiego. Istniały tylko dwie kopie dokumentu i jedynie kilku oficerów miało do nich dostęp. Kukliński opracowywał oryginalną wersję u siebie i przechowywał w swoim sejfie. Druga kopia leżała w sejfie gen. Puchały. Dotarcie do osoby, która przekazała plany Amerykanom, było tylko kwestią czasu.
Informacja pochodząca od watykańskiego agenta, niosła w sobie wyrok na pułkownika Kuklińskiego i w krótkiej perspektywie musiała doprowadzić do jego zdemaskowania.
Przed kilkoma miesiącami były oficer amerykańskiego wywiadu John Koehler, autor książki "Chodzi o papieża. Szpiedzy w Watykanie" przypomniał, że peerelowska policja polityczna - zarówno wojskowa, jak cywilna miała doskonałe źródła w Watykanie. Postawił również tezę, że w zamach na Jana Pawła II zamieszani są także polscy duchowni. Wskazywać na to miały informacje zdobyte przez watykańskiego jezuitę o. Roberta Grahama, który od czasu II wojny światowej zajmował się demaskowaniem szpiegów działających w otoczeniu papieży. Po śmierci o. Grahama w 1997 roku, jego archiwum – na wyraźne życzenie Jana Pawła II zostało złożone w watykańskim Sekretariacie Stanu i utajnione. Niewykluczone, że w dokumentach zgromadzonych przez jezuitę zawarte są również informacje dotyczące działalności agenta w najbliższym otoczeniu papieża. Jak twierdzi Koehler, praca Roberta Grahama musiała być skuteczna, skoro już po dwóch latach od zamachu z maja 1981 roku, sowieckie służby przestały otrzymywać raporty z Watykanu pochodzące z najbliższego otoczenia papieża. „Wiele wskazuje więc na to – twierdzi Koehler, że papież Jana Paweł II, który wiedział jak działają służby specjalne, doprowadził do zdemontowania kanału informacyjnego. Po prostu pozbył się kretów, czyli szpiegów. I w tym niewątpliwie jest zasługa o. Grahama.”
Jeśli chcemy zrozumieć okoliczności, w jakich agent komunistycznych służb dowiedział się o działalności pułkownika Kuklińskiego, nie sposób pominąć relacji zawartej w liście Adama Ocytko, prezesa polonijnego Światowego Kongresu Polaków Katolików skierowanym w czerwcu 2007 roku do Benedykta XVI i wielu polskich osobistości. W liście tym czytamy m.in.:
„Piątą prawdą związaną z działalnością pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest sprawa agentury komunistycznej w polskim Episkopacie. Pan Pułkownik przekazał Amerykanom pełne plany wprowadzenia w Polsce stanu wojennego wraz z życzeniem by zostały one przekazane jako ostrzeżenie dla władz "Solidarności". Władze USA prośbę pułkownika Ryszarda Kuklińskiego spełniły. Te dokumenty zostały dostarczone Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II w październiku 1981 roku. Przywiózł je osobiście wspomniany ówczesny szef CIA William Casey. Niestety - trafiły do rąk najważniejszego sowieckiego szpiega w Watykanie, uprzednio agenta SB i IW, polskiego księdza działającego w najbliższym otoczeniu Jana Pawła II - i stały się przyczyną zadenuncjowania Sowietom faktu, że istnieje polski oficer mający dostęp do najtajniejszych sowieckich tajemnic wojskowych. Ten agent w sutannie ponosi też odpowiedzialność jako pierwotna przyczyna sprawcza za wymordowanie członków rodziny pułkownika Kuklińskiego. Jak amoralnym był jego czyn pokazuje, że nie było możliwe, by nie miał świadomości, że wydaje polskiego bohatera i naraża go na straszne tortury i śmierć. Sprawa ta pokazuje, jak w soczewce, czym była komunistyczna agentura, jaki był stopień jej zbrodniczości i szkodliwości dla Polski, pokoju i świata. My Polacy żyjący poza granicami ojczyzny mamy nieco inną optykę widzenia wielu spraw. Zdajemy sobie sprawę, że komuniści, gdyby nie mieli pewności, że całkowicie kontrolują Episkopat Polski, nigdy by nie podpisali tzw. układu okrągłego stołu. Sprawa wydania pułkownika Kuklińskiego woła nie tylko ku tronowi Bożej Sprawiedliwości, zgodnie ze słowami Pisma Świętego: "Krew sprawiedliwych głośno woła do Mnie z ziemi!" - ale też przypomina o konieczności skutecznego przeprowadzenia dzieła oczyszczenia i polskiego Kościoła i Polski z tej agentury.
W sprawie ustalenia tożsamości agenta, który wydał Sowietom pułkownika Kuklińskiego prowadzimy od ponad roku korespondencję z Jego (Świątobliwością Benedyktem XVI. Powołaliśmy także własny zespół roboczy, który ustalił ważne fakty. Nie ulega wątpliwości, że chodzi tu o osobę nadal pełniącą jedną z najwyższych godności w Kościele polskim”.
W pełnej wersji tego listu, znalazły się również inne, ważne informacje:
„Amerykanie szybko dowiedzieli się o ‘watykańskim przecieku’. W sprawie tej było prowadzone śledztwo. O ile nam wiadomo, również Ojciec Święty Jan Paweł II był zainteresowany wyjaśnieniem tej sprawy. Pewne informacje na temat tych dochodzeń mamy w Chicago. Wskazują one na zabójstwa oficerów Gwardii Szwajcarskiej, którzy byli bliscy ujawnienia prawdy, lub, na których próbowano zrzucić winę. Agent ‘Krew na rękach’ był prawdopodobnie bardzo cenny dla Sowietów i dla ochrony jego tożsamości byli gotowi zabijać...”
W liście do Benedykta XVI znajdujemy wzmiankę o innym, tragicznym wydarzeniu z życia pułkownika Kuklińskiego – stracie dwóch synów. Warto przypomnieć, że w wywiadzie, jakiego Dariusz Jabłoński, twórca filmu „Gry wojenne” udzielił niezależnej.pl znalazła się wypowiedź:
„ - Amerykanie w Pana filmie twierdzą, że śmierć synów była nieszczęśliwym wypadkiem.
- Zaskoczyło mnie, że ludzie ci mówili bardzo otwarcie o wszystkich sprawach do momentu, kiedy pojawiała się sprawa śmierci synów. Miałem wtedy wrażenie, że natrafiłem na jakiś mur. Kamera to wychwytuje. Tak samo reagował generał Kiszczak. Nie udało mi się tej tajemnicy wyjaśnić. Nie wiem, czy komukolwiek się uda.”
By wskazać kontekst tych tragicznych zdarzeń, trzeba przedstawić opinię Józefa Szaniawskiego, zawartą w artykule „Nieznany list pułkownika Ryszarda Kuklińskiego”.
Autor opisuje w nim okoliczności, związane z zaproszeniem pułkownika do Polski w roku 1993. To wówczas, prezes Porozumienia Centrum Jarosław Kaczyński, jako pierwszy polityk III RP wystosował w imieniu partii opozycyjnych i organizacji prawicowo-niepodległościowych zaproszenie, by pułkownik przyleciał na obchody rocznicy agresji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 roku. „Sytuacja Ryszarda Kuklińskiego – pisał Szaniawski - była wówczas dramatyczna. Od 12 lat przebywał w Stanach Zjednoczonych, ale nawet tam musiał się ukrywać. Był pilnie chroniony przez służby specjalne USA, aby nie dosięgnęła go zemsta KGB. [...] nadal bowiem ciążył na nim haniebny wyrok sądu stanu wojennego, skazujący go na karę śmierci, degradację, pozbawienie praw publicznych oraz utratę całego mienia. Kolejni prezydenci III RP - Wojciech Jaruzelski i Lech Wałęsa, publicznie wypowiadali się o pułkowniku, nazywając go zdrajcą, a "Gazeta Wyborcza" publikowała liczne wypowiedzi opluwające Kuklińskiego. Trudno się więc dziwić, że był on wtedy bardzo głęboko rozgoryczony”.
Reakcję Kuklińskiego na zaproszenie do Polski, Szaniawski przedstawia w krótkich słowach:
„Zaproszenie od Jarosława Kaczyńskiego wręczyłem pułkownikowi Kuklińskiemu w Chicago 29 lub 30 lipca 1993 roku. Pamiętam, że po przeczytaniu z miejsca zapowiedział -lecę! Był jak uskrzydlony, tak jakby oczekiwał tego zaproszenia od Kaczyńskiego już od dawna. Mówił, jakimi liniami będzie leciał, a nie mógł to być z oczywistych względów LOT, a także jak będzie się musiał przesiadać ze względów konspiracyjnych i logistycznych, zanim doleci do Warszawy. Wrócił też natychmiast do Waszyngtonu, aby załatwić niezbędne formalności. I nagle w kilka dni później, dosłownie ze łzami w oczach (!) oświadczył mi zduszonym głosem: "Zabronili mi".
Więcej miejsca poświęca Szaniawski odpowiedzi na pytanie - jak doszło do tego, że Ryszard Kukliński nie przyjechał do Warszawy w 1993 r. i dopiero pięć lat później mógł pojawić się po raz pierwszy w Ojczyźnie:
„ To wprawdzie Amerykanie - Departament Stanu oraz CIA - przekonali pułkownika, aby nie leciał do Polski, ale na Amerykanów zupełnie niesłychaną wywarł presję ówczesny rząd Hanny Suchockiej i ugrupowania z nim związane, głównie Unia Wolności. Ambasada USA w Warszawie otrzymała kilka nieoficjalnych sugestii oraz oficjalną interwencję od szefa Urzędu Rady Ministrów ministra Jana Rokity, że rząd polski będzie uważał wizytę pułkownika Kuklińskiego za prowokację polityczną, a sam pułkownik może zostać aresztowany na lotnisku Okęcie, nadal bowiem ważny jest wyrok sądu i listy gończe za nim ze stanu wojennego. Potwierdził to publicznie minister sprawiedliwości i prokurator generalny Jan Piątkowski. Trzeba podkreślić, że tego typu interwencje dyplomatyczne są wyjątkowe i mają miejsce jedynie w sprawach szczególnie istotnych dla interesów państwa.”
Kilka zdań dalej, Józef Szaniawski przypomniał bardzo ważną hipotezę dotyczącą zabójstw synów pułkownika Kuklińskiego:
„Niecałe pół roku później, w nocy z 31 grudnia 1993 r. na 1 stycznia 1994 r. zaginął w Key West na Florydzie w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach pierwszy z synów pułkownika - Bogdan. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Kilka miesięcy później, we wrześniu 1994 r. w podobnie dziwnych okolicznościach zginął drugi syn - Waldemar. Został śmiertelnie potrącony przez samochód. W porzuconym aucie służby amerykańskie nie wykryły odcisków palców kierowcy...
O sprawstwo w obu przypadkach podejrzewano Sowietów, ale pojawiła się też hipoteza, że mogły w tym uczestniczyć wojskowe służby polskie, "nietknięte" po 1989 r., uznające Kuklińskiego za wroga i zdrajcę. Polityka prezydenta Wałęsy i rządu Suchockiej wobec Kuklińskiego była aż nadto jednoznaczna. Śmierć synów miała być dla Kuklińskiego czytelnym sygnałem: siedź w Ameryce i nie wracaj do Polski.” (wytł.moje)
Nie wiemy - czy i na ile prawdziwe są przypuszczenia o współudziale służb wojskowych III RP w zabójstwie synów płk Kuklinskiego. Podobnie, pomimo istnienia wielu hipotez, nie można dziś jednoznacznie stwierdzić - kim był agent z najbliższego otoczenia Jana Pawła II, który przyczynił się do ujawnienia działalności pułkownika.
Te kwestie nadal są okryte ponurą tajemnicą, której pilnie strzeże państwo zwane III RP.
Dopóki istnieje, nie ujawni tajemnic skrywanych w ludzkiej pamięci. Nie może tego uczynić, ponieważ prawdziwym dysponentem tych tajemnic są władcy Kremla. Ta wiedza – niczym depozyt zbrodni, ma moc jednoczącą i decyduje o kształcie współczesnej Polski.
Tekst o pułkowniku Kuklińskim chciałbym zakończyć opisem wydarzenia, które w relacji faktów nie ma istotnej wagi historycznej. Wierzę jednak, że zawarty w tym opisie obraz ma niezwykłą moc, zrozumiałą dla każdego, kto zechce patrzeć głębiej niż pozwala na to perspektywa doczesności. W moim przekonaniu tkwi w nim nadzieja, że nadejdzie czas, gdy ofiara życia pułkownika Kuklińskiego zostanie przez Polaków ocenione w prawdzie.
Kilka lat temu, Józef Szaniawski w rozmowie z Łukaszem Kazimierczakiem zamieszczonej w „Przewodniku Katolickim”, przywołał taki obraz:
- Po śmierci drugiego syna Kukliński został zaproszony do Watykanu. Jan Paweł II spotkał się z nim w Bibliotece Watykańskiej, ja w tym czasie siedziałem z ks. Dziwiszem w poczekalni. Rozmowa miała trwać dziesięć minut. Kiedy mijała dwunasta, ks. Dziwisz zaczął nerwowo spoglądać na zegarek, mijały kolejne minuty, a w tym czasie jakaś delegacja już czekała na spotkanie z Ojcem Świętym. Nikt jednak nie śmiał wejść do prywatnej biblioteki papieskiej. Po 50 minutach wyszedł zapłakany Kukliński, z zaczerwienionymi oczami, Papież też był wyraźnie poruszony. Okazało się, że w trakcie rozmowy - właśnie gdy Kukliński wstawał w tej dziesiątej minucie – Ojciec Święty zapytał: „A może pan pułkownik chciałby traktować tę rozmowę jako spowiedź?” W ten sposób Papież przy swoim biurku wyspowiadał Kuklińskiego.”
- Aleksander Ścios - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
17 komentarzy
1. Szanowny Panie Aleksandrze
prawdziwi zdrajcy Polski maszerują przez media głównego nurtu prowadzeni przez resortowe dzieci w tych mediach z wściekłością atakując pamięć po płk. Kuklińskim.
Atakują nawet w kinach warszawskich, gdzie odbywały się premierowe projekcje filmu "Jack Strong". Tyle ich, co poplują. Im nikt nie postawi pomnika za zdradę interesów Polski na słuzbie Moskwy. A meldują się wszyscy w akcji "wszystkie mundurowe i tajne agentury" przeciwko płk. Kuklińskiemu.
A młodzi pójdą na film i odwiedzić jego Izbę Pamięci na warszawskim Starym Mieście. Od dziś można tam oglądać nową interesującą wystawę.
Pokażemy między innymi unikatowe dokumenty dotyczące Ryszarda Kuklińskiego - mówi Informacyjnej Agencji Radiowej prowadzący Izbę Pamięci Filip Frąckowiak. Będą to między innymi przysięga wojskowa podpisana przez pułkownika, świadectwo ukończenia studiów na Akademii Sztabu Generalnego w Moskwie czy wyrok z 1984, skazujący go na karę śmierci.
Jak dodaje Filip Frąckowiak, poza wystawą w Izbie Pamięci można obejrzeć wiele pamiątek po Ryszardzie Kuklińskim, ale tez ciekawe dokumenty z czasów jego działalności - na przykład polską mapę sztabową okazującą atak wojsko Układu Warszawskiego na Niemcy Zachodnie i ostatni mundur pułkownika.
Izba Pamięci Ryszarda Kuklińskiego mieści się na tyłach archikatedry świętego Jana na Starym Mieście. Można ją odwiedzać w środy i piątki w godzinach 15-18 oraz w weekendy od 12 do 17.
W najbliższy wtorek mija 10. rocznica śmierci Ryszarda Kuklińskiego. Z tej okazji na jego grobie na warszawskich Powązkach zostaną złożone kwiaty.
Nalezy dodać, że na grobie pułkownika zawsze są kwiaty i palą sie znicze.
Polska pamięta.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Wtyka wywiadu PRL w Watykanie
Wtyka wywiadu PRL w Watykanie o pseudonimie „Lamos” to arcybiskup Józef Bolonek – ujawnił w studio Telewizji Republika historyk Sławomir Cenckiewicz. Pseudonim "Lamos", według tygodnika "Do rzeczy", przekazał służbom PRL informację o płk. Ryszardzie Kuklińskim.
Człowiek używający pseudonimu "Lamos" miał być tajną „wtyką” wywiadu PRL w Stolicy Apostolskiej. Jak informuje tygodnik "Do rzeczy", to właśnie ten agent przekazał kontrwywiadowi PRL meldunek o „krecie” w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, czyli o płk. Ryszardzie Kuklińskim. W wyniku przekazania tej informacji Kukliński musiał salwować się ucieczką do USA.
Historyk Sławomir Cenckiewicz w studio Telewizji Republika wyjawił tożsamość owego tajnego współpracownika. Według niego opisaną przez dziennikarzy „wtyką” jest arcybiskup Janusz Bolonek, obecnie nuncjusz apostolski w Macedonii.
Bolonek od początku lat 70. XX w. pracował w watykańskich placówkach dyplomatycznych w Nikaragui, Stanach Zjednoczonych, Egipcie, a w latach 1979–1989 był zatrudniony w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej.
W Sekretariacie Stanu pracował w Zespole w ds. Stałych Kontaktów Roboczych między Stolicą Apostolską a rządem PRL. Przygotowywał też podróże apostolskie Jana Pawła II do Polski w latach 1983 i 1987. W 1989 był członkiem Komisji Mieszanej Stolicy Apostolskiej i władz PRL zajmującej się wznowieniem stosunków dyplomatycznych między obu stronami.
W 2012 r. abp Bolonek został odznaczony przez prezydenta Bronisława Komorowskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej - „za wybitne zasługi w rozwijaniu współpracy między Rzecząpospolitą Polską i Stolicą Apostolską, za działalność na rzecz środowisk polonijnych i promowanie polskiej kultury”.
http://niezalezna.pl/51704-slawomir-cenckiewicz-ujawnia-nazwisko-tajnej-...
1. „Zarządzam poszukiwanie nadzwyczajne-ogólnokrajowe za zaginionym
pułkownikiem Wojska Polskiego. Kukliński Ryszard – Jerzy syn Stanisława i
Anny Kotaniec, ur. 13.06.1930 (…) Wymieniony w dniu 7 XI 1981 około
godziny 13.00 wyjechał z miejsca zamieszkania prywatnym samochodem marki
»Opel Record« nr rej WAA-3804, koloru jasnoniebieskiego – w nieznanym
kierunku i ślad po nim zaginął”. Telefonogram nr 1144/81 o takiej treści
z dopiskiem „bardzo pilne”, opatrzony kryptonimami: Refren, Pismo,
Centrala, Samowar, Starosta, Turkus-699, w dniu 10 listopada 1981 r.
przygotowało Biuro Kryminalne Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej w
Warszawie. Tak zaczęły się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania
„Jacka Stronga” – szpiega, który ograł komunistyczny wywiad. Tygodnik
„Do Rzeczy” dotarł do – w wielu przypadkach dotąd nieznanych –
dokumentów WSW, MO, a także akt prokuratorskich i sądowych z lat 80.,
zgromadzonych przez IPN. W najnowszym wydaniu – m.in. o tym, jaką rolę w
całej sprawie najprawdopodobniej odegrał ulokowany w Watykanie
PRL-owski agent posługujący się pseudonimami Lamos i Latynos, a także
kulisy kuriozalnego procesu sądowego, w którym sędzia płk Władysław
Monarcha wydał wyrok śmierci.
Skąd służby PRL dowiedziały się o „krecie” w Sztabie Generalnym? Jak
ustalił tygodnik „Do Rzeczy”, taka informacja do polskiej bezpieki
dotarła z Rzymu. Dziennikarskie śledztwo wskazuje, że taki meldunek
najprawdopodobniej przekazał kontrwywiadowi PRL agent posługujący się
dwoma pseudonimami: Latynos i Lamos. „DO Rzeczy” ustaliło również
prawdopodobną drogę przecieku z Watykanu. W drugiej połowie października
1981 r. informację o planach wprowadzenia stanu wojennego przekazał
Janowi Pawłowi II sam szef Centralnej Agencji Wywiadowczej William
„Bill” Casey. To on uznał, że sprawa ma tak doniosłe znaczenie i wymaga
pełnej ochrony źródła, jakim był Kukliński, iż musi papieża poinformować
o tym osobiście. Z tego powodu zdecydował się udać do Rzymu z tajną
misją. O misji Caseya w Watykanie PRL-owski wywiad dowiedział się niemal
od razu, jeszcze w październiku 1981 r. W trakcie dziennikarskiego
śledztwa odnaleźliśmy w IPN dokumenty wskazujące na tożsamość „Lamosa”.
Nie ujawniamy ich jednak, ponieważ na razie nie udało nam się z nim
niestety skontaktować. O sprawę „Lamosa” pytaliśmy w ubiegłym roku
najbliższego współpracownika Jana Pawła II – kard. Stanisława Dziwisza. –
Nie wierzę, żeby mógł zdradzić. To bardzo uczciwy człowiek –
powiedział. O kulisach śledztwa i procesu ws. pułkownika Kuklińskiego w
„Do Rzeczy” piszą Cezary Gmyz i Wojciech Wybranowski.
„Do Rzeczy”: kto chciał dopaść Kuklińskiego
„Do Rzeczy” dotarło do informacji o tym, kto
najprawdopodobniej powiadomił w 1981 r. PRL-owską bezpiekę o agencie CIA
w Sztabie Generalnym WP. Na łamach tygodnika również kulisy
prokuratorskiego śledztwa i procesu, w którym skazano na śmierć
pułkownika Kuklińskiego.
http://dorzeczy.pl/do-rzeczy-kto-chcial-dopasc-kuklinskiego/
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Pani Marylo,
Byliśmy autem na białostockich rejestracji, tak więc nawet nie podejrzewali, że są w zaproszonej przez nich grupie Gdańszczanie, bo od samego początku traktowali nasz wszystkich jak białostockich swojaków, a to sprzyjało do niepohamowanego ślinotoku.
Była to grupa myśliwych m.in. ze śmietanką komuszą z Białegostoku, a właściwie z jego szeroko rozumianych władz i z tego co pamiętam byli tam urzędnicy, prokuratorzy, lekarze, sędziowie i partyjne kacyki. Mogli wśród nich być też milicjanci i esbecy oraz wojskowi, to tak jakoś d nich trepiło.
Wszyscy oni byli z jakiegoś tamtejszego koła łowieckiego, nazwy nie pamiętam.
W miarę picia gorzałki języki ich były coraz dłuższe, a gadki coraz bardziej wylewne i buńczuczne w tym z jawnymi pogróżkami i zapewnieniami, że przed Bożym Narodzeniem dadzą kopa solidarnościowym harcerzykom.
To wówczas się dowiedziałem, że ma być wprowadzony stan wojenny, a nie jakiś tam stan wyjątkowy oraz to, że od marca 1981 roku są gotowi by posprzątać i pozamykać solidaruchów.
Po powrocie z urlopu do Gdańska o tych rewelacjach opowiedziałem kilku osobom z wladz Solidarności oraz zdałem relację członkom prezydium Komisji Zakładowej GSR oraz jej poszczególnym członkom, którzy w przeciwieństwie do władz krajowych i regionu gdańskiego wzięli to co powiedziałem do serca i od tego momentu ruszyły w Naszej Stoczni przygotowania na ewentalny stan wojenny. Wybrano tajny komitet strajkowi i jego zapasowy komplet.Nastąpił też podział zadań i plan dzilana jak zniszczenie mniej wartościowej dokumentacji zwiżkowej jak i ukrycie maszyn poligraficznych (zapakowanie maszyn w hermetycznie zamknięte beczki i zatopienie ich w stoczniowym kanale) praz ukrycie sztandaru związkowego Naszej stoczniowej Solidarności.
Gdy wprowadzono stan wojenny role były już wcześniej przydzielone poszczególnym członkom komitetu strajkowego w przeciwieństwie do Stoczni Gdańskiej im. Lenina w GSR im. Józefa Piłsudskiego zadziałał plan przygotowany jeszcze przed ogłoszeniem stanu wojennego.
Tak jak już wcześniej pisałem Nasi Stoczniowcy spisali się powyżej Naszych wcześniejszych oczekiwań, bo udział w strajku wzięło ponad 50% ogółu członków Solidarności,
Tu muszę potwierdzić, że były acz nieliczne przypadki brania udziału w strajku przez niezrzeszonych Stoczniowców GSR, za co Im dziś dziękuję jako członek KS i KZ Solidarności GSR.
Nie zdały za t egzaminy zarówno władze krajowej jak i regionalnej Solidarności, a kilku z nich w pijanym widzie było dowiezionych do OI w Strzebielinku, w którym po przebudzeniu nie wiedzieli w jakich okolicznościach tam się znaleźli, po tym jak balowali w Grand Hotelu w Sopocie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r.
Tu po raz kolejny przypomnę by się to w końcu utrwaliło w pamięci Polaków.
W Strzebielinku przez cały okres funkcjonowanie tamtejszego ośrodka Internowania było osadzonych 491 działaczy w tej liczbie 4 TW coś tam coś tam z tzw. opozycji związanej z Solidarnością z których ponad 20% (99 osoby) poszło na współpracę z bezpieką.
Cytuję za "Encyklopedią Solidarności":
"Już w chwili uruchomienia Ośrodka znalazło się w nim 4 TW SB (1 z nich
od razu zwolniony). W wyniku prowadzonych rozmów operacyjnych 13 XII
1981 – 20 II 1982 pozyskano do współpracy z SB 29 internowanych. Do
chwili likwidacji Ośrodka pozyskano od więzionych łącznie 99 deklaracji
lojalności, wielu zdecydowało się na emigrację. "
I każdy z tam wówczas internowanych do dziś odgrywa rolę herosa i bohatera, tak jakby tych ponad 20% TW/KO/OŹI w ogóle tam nie było.
GDZIE ONI DZIŚ SĄ i JAKIE EWENTUALNIE PEŁNIĄ FUNKCJE?
Przecież nie odlecieli gdzieś do innej galaktyki czy choćby tylko na czerwonego Marsa, prawda?
O ilu TW/KO/OŹI z takich Ośrodków Internowania jak w Strzebielinku jeszcze do dziś nie wiemy?
Pozdrawiam serdecznie.
Obibok na własny koszt
PS
Niektóre strony z chwalbami internowanych zniknęły, po tym jak wyszło na jaw, że od 10 do ponad 20 % internowanych działaczy poszło na współpracę z bezpieką, tak cywilną i jak wojskową, tak jak znikła ta strona:
http://www.internowani.g.pl/strzebielinek/strzebielinek.html
Kto tam był?
http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=T01987_O%C5...
Czterech TW nie musieli już werbować w Strzebielinku, bo nimi byli nim tam trafili przez
pomyłkę i niedopatrzenie bezpieki, bo ruch w interesie SB i WSW był
płynny aż do dnia 13.12.1981 r.
Onwk.
PPS
"...w Jaworzu podlegali procesowi uwiarygodniania zdobywając status pokrzywdzonego m.in.:
Wł.Bartoszewski, A.Małachowski, T. Mazowiecki, B.Geremek,
St.Niesiołowski, A. Czuma, B.Komorowski, A. Celiński, A. Drawicz,
R.Bugaj, A.Szczypiorski, W.Woroszylski, A.Kijowski, H.Mikołajska, G.
Kuroń, J.Jedlicki, J.Holzer, St. Amsterdamski, J. Kusnierek,
M.Rayzacher, R.Zimand.'"
Patrząc z perspektywy 30 lat kogo internowano w Jaworze można dojść do
wniosku, że scenariusz obecnej gangreny Polski, już wtedy był planowany.
Jaworze
Ośrodek w Jaworzu był jednym z kilku zaledwie obozów internowania stanu
wojennego, który umieszczono nie w więzieniu, lecz w wojskowym domu
wczasowym podległym dowództwu wojsk lotniczych. Działał do 22 maja 1982
r.
W tym dniu przeniesieni zostali do ośrodka odosobnienia w Darłówku m.in.
przyszły premier Tadeusz Mazowiecki, przyszły minister spraw
zagranicznych Bronisław Geremek, późniejszy ambasador Krzysztof
Śliwiński. Powodem przeniesienia była konieczność przygotowania ośrodka w
Jaworzu do sezonu wczasowego. Był to obóz niewielki, liczba
internowanych rzadko przekraczała 60 osób. Większość internowanych
przywieziono z Warszawy - mężczyzn z więzienia w Białołęce, a kobiety z
Olszynki Grochowskiej. Była także grupa uwięzionych ze śląska i po kilka
osób z Kielc, Lublina, Torunia i Łodzi. Cechą najbardziej
charakterystyczną, odbiegającą od przeciętnej innych obozów był skład
osobowy Jaworza: przebywali w nim intelektualiści - pisarze, artyści,
naukowcy i - jak się po kilku latach okazało - przyszli politycy z
pierwszych miejsc w kraju. Ośrodek odosobnienia w Jaworzu, jako jeden z
bardzo niewielu w kraju, odpowiadał warunkom internowania zapowiadanym
przez władze stanu wojennego: dwa pawilony spełniały standard wczasowy, w
pokojach ok. 10 m2, z przedpokojem mieszczącym szafę i umywalkę,
mieszkały 3 osoby. Dwa prysznice i cztery kabiny WC na piętrze
przypadały na 20-30 osób. Czystość w pokojach, na korytarzu i w
pomieszczeniach sanitarnych utrzymywali sami internowani. W oknach nie
było krat, pokoje były otwarte, panowała swoboda poruszania się po
korytarzach i wewnątrz pawilonu - ale już nie swoboda wychodzenia na
zewnątrz, na teren bez muru i wieżyczek strażniczych. Spacery odbywały
się pod nadzorem, w kółko po wyznaczonym terenie. Posiłki, przyrządzane
smacznie, podawano do stolików w stołówce.
Osobistą kontrolę nad obozem sprawował adiutant gen. Kiszczaka,
pułkownik Romanowski - on eskortował transport helikopterami z Warszawy
do Jaworza, on też odwiedzał regularnie obóz. Stała, SB-cka część załogi
Jaworza, nie ulegała zmianie, nie zmieniali się podoficerowie -
prawdziwa władza w obozie, zmieniali się za to co kilka tygodni
żołnierze z poboru i członkowie formacji ROMO. W kwietniu pojawił się
nowy zastępca komendanta ds. nadzoru politycznego; przyniosło to znaczne
zaostrzenie np. warunków widzeń z rodzinami - zaczęły się one odbywać
pod ścisłym nadzorem funkcjonariuszy. Cywilni funkcjonariusze SB
próbowali też, od połowy kwietnia, rozmów indywidualnych z
internowanymi.
Opiekę duszpasterską nad obozem sprawował początkowo sam ordynariusz
diecezji koszalińskiej, bp Ignacy Jeż; kiedy nadmiar obowiązków nie
pozwolił mu na dalsze regularne przyjazdy do Jaworza, władze obozu
zaczęły mnożyć trudności z wyznaczeniem jego następcy. W obozie istniała
doskonała samoorganizacja dla zagospodarowania czasu: działała
,,wszechnica jaworzyńska?, której wykłady odbywały się początkowo
codziennie - później dwa razy w tygodniu, co sobotę odbywały się
wieczory PEN-Clubu, a także wieczory poezji, seminaria historyczne i
filozoficzne, spotkania okolicznościowe, działały lektoraty językowe. W
Jaworzu - i tylko w nim - pojawił się poważny problem, którego nie znały
inne obozy. Była w nim świadomość wyraźnego uprzywilejowania w stosunku
do innych miejsc odosobnienia, stworzenia przez władze - niewątpliwie
celowo - nie tylko odmiennych warunków zewnętrznych, ale i odmiennej
,,socjologii? internowanych, zniszczenia panującego przez 16 miesięcy
legalnej działalności poczucia zbratania wszystkich warstw społecznych
składających się na fenomen "S". Wymowa tych działań była przejrzysta:
zróżnicować i podzielić, oderwać i przeciwstawić. Niebezpieczeństwo to
zostało natychmiast dostrzeżone i zdefiniowane. Już na Boże
Narodzenie'81 wysłane zostało na ręce ministra spraw wewnętrznych PRL
pismo protestujące przeciw internowaniu tysięcy ludzi w Polsce, ale
także przeciwko ,,rażącemu zróżnicowaniu ich sytuacji?. ,,Widzimy w tym
próbę świadomego dzielenia nas na lepszych i gorszych. Protestujemy
przeciwko temu podziałowi. Jeśli stworzenie takich samych warunków
wszystkim nie jest możliwe, gotowi jesteśmy dzielić los pozostałych
naszych kolegów?. Protest podpisało 38 obecnych w Jaworzu internowanych."
http://ligaswiata.pinger.pl/m/11301787
Onwk.
Kiedyś "Mieszko II"
4. 11 czerwca w Sądzie Okręgowym
11 czerwca w Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyła się pierwsza rozprawa w procesie cywilnym, który Cezaremu Gmyzowi wytoczył Tomasz Turowski. Nie wiadomo w jakich okolicznościach (pytany o to, czy nie pytany) nielegał
stwierdził, że polski biskup rzymskokatolicki i dyplomata watykański Janusz Bolonek był tajnym agentem.
http://www.gazetawnet.pl/pl/2013MAR/aktualnosci/885/Cezary-Gmyz-kontra-Tomasz-Turowski.htm
Przeczytałem cały tekst Gmyza i Wybranowskiego w najnowszym "Do Rzeczy". Jest bardzo dobry i wnosi wiele nowego.
I jeszcze takie info:
15 czerwca na stanowisko tak zwanego prałata Instytutu dzieł
Religijnych, który z urzędu ma dostęp do wszystkich spraw związanych z
bankiem [watykańskim - przyp. kazef], powołany został ksiądz Battista Ricca. Jego
kandydaturę wysunął sam Franciszek. A ponieważ włoski duchowny jest
dyrektorem Domu świętej Marty, w którym od konklawe mieszka papież, pojawiły się opinie, że wreszcie będzie on miał swego człowieka w wymagającym reformy watykańskim banku. Tydzień
później do Rzymu zjechali watykańscy dyplomaci z całego świata i na jaw
wyszła niechlubna przeszłość prałata. Pracował on bowiem również w
dyplomacji Stolicy Apostolskiej, a rozstał się się z nią w atmosferze
skandalu. Okazało się między innymi, że na placówce w Urugwaju, gdy
kierował nią Polak, arcybiskup Janusz Bolonek, ksiądz Ricca dopuszczał się jawnie czynów homoseksualnych.
http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/433334,homoseksualna-afera-w-watykanie-hierarchowie-oszukali-papieza-franciszka.html
5. @Obibok na własny koszt
świadomość o wprowadzeniu stanu wojennego w strukturach "S" była. Wiedzielismy powszechnie, że władze sie szykują. Brak było tylko dyrektyw z Regionów, że mamy sie do tego przygotować.
Wręcz przeciwnie, z Regionu Mazowsze, do którego zgłaszałam się po informacje, a byłam w 1981 r. sekretarzem KZ w najwiekszej centrali hz w Warszawie, płynęło uspokojenie i zero instrukcji, ze mamy sie szykować.
Tak więc świadomość na dole była, ale była usypiana przez górę, że "kto zaatakuje, przeciez jest nas 10 milionów". I tak nas zastał 13 grudnia.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. Z bloga Pana Aleksandra:
W artykule „Wywiad PRL na tropie księdza Jerzego”, zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” Sławomir Cenckiewicz przypominał, że w działania przeciwko kapłanowi włączona była cała bezpieka, w tym tzw. wywiad PRL – stanowiący integralną część aparatu represji. Z akt rezydentury Departamentu I MSW w Rzymie wynika, że interesowano się księdzem Jerzym na długo przed jego śmiercią. Przykładowo, w styczniu 1984 r. SB uzyskała ze źródeł agenturalnych szczegółowe informacje na temat opinii redaktora naczelnego polskiego wydania "L'Osservatore Romano" ks. Adama Bonieckiego dotyczące krytyki ks. Popiełuszki przez niektórych hierarchów: "W dniu 5 I 1984 r. wrócił do Rzymu z pobytu w Polsce ks. A. Boniecki. W dniu 6 I 1984 r. był on na obiedzie u papieża i jak twierdzi, przekazał mu szczegółowe sprawozdanie ze swojego pobytu w Polsce. W Warszawie Boniecki spotkał się z ks. Popiełuszko. Uznaje go za bohatera i niepodziela oceny abp. Bronisława Dąbrowskiego i ks. Janusza Bolonka, którzy uważają, że Popiełuszko jest osobnikiem niedoważonym i nienadającym się do odgrywania ofiary prześladowania...”(pisownia oryg).
[podkr. kazef]
http://bezdekretu.blogspot.com/2012/10/niespeniony-testament-jana-pawa-i...
7. @kazef
czyli tropy były, ale nikt nie miał odwagi ruszyć?
" W dniu 6 I 1984 r. był on na obiedzie u papieża i jak twierdzi, przekazał mu szczegółowe sprawozdanie ze swojego pobytu w Polsce. W Warszawie Boniecki spotkał się z ks. Popiełuszko. Uznaje go za bohatera i niepodziela oceny abp. Bronisława Dąbrowskiego i ks. Janusza Bolonka, którzy uważają, że Popiełuszko jest osobnikiem niedoważonym i nienadającym się do odgrywania ofiary prześladowania...”"
„wtyką” jest arcybiskup Janusz Bolonek, obecnie nuncjusz apostolski w Macedonii.
Czy znajdzie się odważny, aby wystapić do Watykanu o lustrację?
Nie sądzę, zarzut agentury to obecnie jak order, gdyby tu chodziło o pedofilie, to TVN24 juz by tam wysłał zespół z kamerą .
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
8. @Maryla
zarzut agentury to obecnie jak order, gdyby tu chodziło o pedofilie...
Jakoś ci agenci w sutannach wywindowani na biskupów, do kurii i nuncjatur, musieli żyć w tym celibacie. Spełnianie dyspozycji wysłanników Kremla to były obowiązki pracownicze. Po pracy i odegrywaiu na użytek wiernych roli "duszpasterza", można było sobie poużywać i odreagować trudy znienawidzonego życia koncelebrowanego.
9. Ks. arcbiskup Janusz Bolonek:
Fragment homilii wygłoszonej 26 listopada 2005 r. podczas mszy św. na rozpoczęcie XI Walnego Zebrania USOPAŁ (Unia Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej) w katedrze Maldonado w Montevideo (miesiąc wcześniej 23 października 2005 r. Lech Kaczyński zwyciężył w II turze wyborów prezydenckich):
Wielu (...) naszych rodaków wzięło udział w wyborach do parlamentu, a następnie w dwukrotnym głosowaniu wybierało nowego prezydenta Rzeczpospolitej. (...) Ostatnie wybory parlamentarne i prezydenckie dają szansę tworzenia IV Rzeczypospolitej. (...) Wychowany w silnych tradycjach patriotycznych, nowy prezydent wiele lat poświęcił walce z totalitaryzmem. Obecnie chce być liderem pożądanych zmian w Kraju (...). Niech się święci słowo pezydenta wypowiedziane w czasie kampanii wyborczej, że mianowicie "do śmierci będzie pomagał innym" i że "do śmierci pozostanie katolikiem".
[podkr. kazef]
http://usopal.blox.pl/html/1310721,262146,21.html?147474
10. (Brak tytułu)
---------
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
11. Prof. Cenckiewicz: Abp Janusz
Prof. Cenckiewicz: Abp Janusz Bolonek to agent PRLowskiego wywiadu o ps. „Lamos”, to on przekazał informacje dot. Kuklińskiego
„Lamos” miał przekazać kontrwywiadowi PRLowskiemu wiadomości o
„krecie” działającym w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego. Te
wiadomości stanowiły zagrożenie dla Kuklińskiego, który musiał uciekać z
PRL do Ameryki.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
12. bezczelne są te .. i natrętne
To byłby prawdziwy koniec zimnej wojny domowej w Polsce.
Jeżeli traktujemy, że płk Kukliński dokonał rzeczy ważnych, to
architekci Okrągłego Stołu dokonali rzeczy jeszcze ważniejszych - mówił Leszek Miller w programie "Jeden na Jeden".
Płk
Kukliński miał żal do Lecha Wałęsy, że ten nie doprowadził do jego
rehabilitacji. Miał żal do całego tego obozu. Spodziewał się tej decyzji
wcześniej, mówił mi o tym, mówił swoim rozmaitym znajomym. Polska historia jest pełna takich paradoksów - dodał były premier Leszek Miller w TVN24.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
13. Gmyz dla niezalezna.pl:
Gmyz dla niezalezna.pl: Komunistyczny agent w Watykanie – NOWE FAKTY
http://niezalezna.pl/51730-gmyz-dla-niezaleznapl-komunistyczny-agent-w-w...
Jeśli Departament I MSW miał za pontyfikatu Jana Pawła II ok. 100 źródeł, to jednak niewiele; porównywalnie tylu było zdrajców w gronie apostołów. Problem, że ci, którzy nie byli uwikłani, kryją tych, którzy współpracowali i donosili. Z tych 100 osób Polacy stanowili ok. 95 proc. źródeł. Służba Bezpieczeństwa na kierunku watykańskim odnosiła rzeczywiste sukcesy - mówi portalowi niealezna.pl Cezary Gmyz, dziennikarz śledczy Tygodnika „Do Rzeczy” w rozmowie z Jarosławem Wróblewskim.
Została ujawniona informacja, że agentem komunistycznych służb w Watykanie był polski ksiądz – abp Janusz Bolonek. To szokująca informacja. Czy to efekt braku lustracji w polskim Kościele?
Ciężko to przesądzać. Abp Bolonek nie jest członkiem polskiego episkopatu. Nie został więc objęty lustracją, jaką swojego czasu prowadziła Warszawska Metropolitarna Komisja Historyczna. Z tego co jednak wiem Nuncjatura, gdy wyszła rejestracja w służbach ówczesnego nuncjusza, a dziś prymasa abp Józefa Kowalczyka, przyglądała się również tym osobom, które pracowały w Watykanie. I jestem przekonany, że osoba która badała z ramienia nuncjatury materiały Departamentu I MSW musiała się na meldunki ze źródła o kryptonimie "Lamos" przypisanym arcybiskupowi Bolonkowi, natknąć. Można było go dosyć łatwo zidentyfikować na podstawie ok. 300 stron meldunków, które zachowały się w materiałach informacyjnych. Myślę, że Stolica Apostolska mogła być poinformowana o dosyć niejasnej roli ks. abp. Bolonka.
Chciano niechlubne informacje o arcybiskupie przed polskimi katolikami zatuszować?
Przyjęto taką metodę jak przy lustracji polskiego episkopatu. Wyników nigdy nie poznaliśmy, tylko lakoniczny komunikat, dotyczący tej lustracji. Ona była prowadzona jednak bardzo dogłębnie, gdzie sięgano nawet do materiałów źródłowych i protokołów zniszczeń. Polski episkopat ma więc wiedzę, kto był rejestrowany i w jakim charakterze. W moim przekonaniu wiedzę tę posiada również Stolica Apostolska. Efektów tych prac nigdy nie opublikowano w całości. Wręcz przeciwnie uznano, że nie ujrzą one światła dziennego. Po przesłaniu efektów prac Komisji do Rzymu ówczesny sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kardynał Tarcisio Bertone przesłał list do Episkopatu. Niestety ukazały się jedynie pojedyncze fragmenty mające sugerować, że sprawa lustracji została przez Watykan uznana za zamkniętą. Roma locuta, causa finita.
Abp Bolonek, służąc komunistom, wyrządził wiele szkód papieżowi i Kościołowi?
Był to człowiek z najbliższego otoczenia Jana Pawła II, Jego tłumacz z języka angielskiego, a więc jedna z najbardziej zaufanych osób. 300 stron to jest duży dorobek agenturalny. A z całą pewnością dokumenty odkryte przeze mnie w archiwum IPN to tylko część meldunków z tego źródła. Niestety w styczniu 1990 teczka "Lamosa" została zniszczona. Dostarczał bardzo dobrej jakości materiały Departamentowi I MSW czyli wywiadowi komunistycznej bezpieki.
Fot. twitter.com/cezarygmyz
Był jednym z wielu komunistycznych agentów?
Tak. W Watykanie działało ok. 100 źródeł. Większość z nich stanowili
duchowni, ale pozyskiwano również świeckich przede wszystkim dyplomatów,
dziennikarzy, przedstawicieli Polonii włoskiej czy pracowników polskich
instytucji w Rzymie takich jak np placówka Polskiej Akademii Nauk.
Pozyskanie abp. Bolonka na ich tle było dużym sukcesem. Oceniam go jako
jednego z 3-4 najbardziej wartościowych agentów.
To on ujawnił bezpiece płk. Kuklińskiego?
Nie mamy 100 proc. dowodu, czyli meldunku, który był wysłany na
przełomie listopada i grudnia 1981 r. On do tej pory nie odnalazł się w
archiwum IPN. Jednak rozmowa papieża z szefem CIA toczyła się wówczas w
bardzo wąskim gronie. Żeby sprawa była jasna – CIA nie podało wówczas
nazwiska płk. Kuklińskiego. CIA wiedziało o planach wprowadzenia stanu
wojennego w Polsce, ale nie przekazało papieżowi, kim jest źródło.
Jaki był powód pozyskania abp. Bolonka?
Tego nie wiem. Został zarejestrowany we wrześniu 1971 r. w kategorii -
rozpracowanie operacyjne. W tej kategorii rejestrowano osoby, które
rokowały na pozyskanie ich w charakterze agentów. Już wtedy planowano go
pozyskać, ale to pozyskanie nastąpiło 10 lat później. Pozyskała go w
czerwcu 1981 r. nie rezydentura, ale sama centrala.
Sprawa jest rozwojowa?
Jeśli Departament I miał za pontyfikatu Jana Pawła II ok. 100 źródeł, to
jednak niewiele; porównywalnie tylu było zdrajców w gronie apostołów. Problem,
że ci, którzy nie byli uwikłani, kryją tych, którzy współpracowali i
donosili. Z tych 100 osób Polacy stanowili ok. 95 proc. źródeł. Służba
Bezpieczeństwa na kierunku watykańskim odnosiła rzeczywiste sukcesy.
Jednak nie jest to skutek szczególnej sprawności Departamentu I. Bardzo
duża część agentury wśród duchownych to osoby pozyskane w kraju przez
Departament IV, tzw. kościelny. Kiedy wyjeżdżali byli przekazywani na
kontakt z czwórki do jedynki. Niestety sprawa "Lamosa" to nie ostatni
przypadek komunistycznej agentury wśród hierarchii kościelnej.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
14. Zakłamywanie i manipulacje w publikacjach porozumień gdańskich
Dwie z pierwszych licznych wersje zostały przeze mnie zeskanowane i zawieszone TU:
https://plus.google.com/photos/108910137865025242278/albums/597920257533...
Czy to był początek do III RP?
Obibok na własny koszt
Kiedyś "Mieszko II"
15. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski dla Wirtualnej Polski
Metody werbowania duchownych do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa
http://historia.wp.pl/title,Metody-werbowania-duchownych-do-wspolpracy-z...
(..)
1. Współodpowiedzialność obywatelska - TW "Brodecki" - doktor teologii i pracownik kurii metropolitalnej oraz proboszcz parafii w Krakowie. Zwerbowany na "zasadzie współodpowiedzialności obywatelskiej", co oznaczało, że współpracę podjął dobrowolnie. Za udzielane informacje nie otrzymywał wynagrodzenia, a swoje relacje z esbekami traktował jako element drogi do kariery. Po serii skandali obyczajowych wyjechał do Austrii. Tam SB starała się nakłonić go do kontynuowania współpracy, aby inwigilować środowiska kardynała Franza Köninga w Wiedniu, ale on obawiając się kontrwywiadu austriackiego, spotykał się z esbekami tylko w czasie przyjazdów do Polski.
2. Sprawy ambicjonalne - TW "Anteusz" - profesor z zakonu ojców jezuitów. W aktach opisywany jako osoba "żądna władzy", mającą ambicję bycia "szarą eminencją". Zgodził się na współpracę z SB, starając się odgrywać rolę nie agenta, ale "konsultanta". Ujawniał wiele poufnych spraw, próbując poprzez konszachty z bezpieką wpływać na działania swego zakonu. W rzeczywistości był marionetką w rękach oficerów go prowadzących.
3. Korzyści materialne - TW "Jolanta" - proboszcz na Podhalu i budowniczy kościołów. Pozyskany przy staraniach się o paszport, dzięki któremu, w przeciwieństwie do innych księży, wyjeżdżał swobodnie do USA. Pozostał do końca lojalny wobec SB, a z niektórymi esbekami utrzymywał kontakty wręcz przyjacielskie. Zbierał informację m.in. o ks. prof. Józefie Tischnerze, ks. Franciszku Blachnickim, charyzmatycznym twórcy Oaz, a także o ks. Józefie Wesołowski, pracowniku Watykanu (znanym obecnie z całkiem innych powodów) oraz o animatorach mniejszości słowackiej na Spiszu.
4. Szantaż - TW "Dąbrowski" (później jako TW "Wiktor") - kapelan jednego z biskupów na Górnym Śląsku. Został przyłapany na nielegalnym przewozie towarów luksusowych, pochodzących z ówczesnej "Baltony" (sieci sklepów dewizowych dla marynarzy). W wyniku szantażu podjął współpracę, donosząc m.in. na księży z archidiecezji katowickiej i tamtejszych działaczy opozycyjnych, w tym na Kazimierza Świtonia. Za swoje usługi był wynagradzany paczkami żywnościowymi. W wolnej Polsce został biskupem, a później arcybiskupem.
5. Szantaż na tle obyczajowym - TW "Ignacy" - kapłan z Wielkopolski. Zwerbowany został z powodu swoich kontaktów z pewną kobietą. Składał doniesienia z obrad Soboru Watykańskiego, w którym uczestniczył jako pracownik administracji kościelnej. Otrzymywał za to gratyfikacje pieniężne, które potwierdzał imiennie. Po otrzymaniu godności biskupa pomocniczego, pełnił ważne funkcje w Episkopacie Polski. W stanie wojennym interweniował u gen. Kiszczaka ws. zwolnienia z aresztu Adama Michnika, a w 1988 r. uczestniczył jako przedstawiciel episkopatu w spotkaniu szefa MSW z Lechem Wałęsą. Zginął w wypadku samochodowym w 1991 r. Do dziś jego działalność, jak i okoliczności śmierci, kryją wiele zagadek.
Na koniec warto zaznaczyć, że część TW zrywało po pewnym czasie współpracę z bezpieką, za co SB mściła się na nich np. poprzez ujawnienie materiałów kompromitujących. Z części rezygnowali z powodu słabej przydatności sami esbecy. Natomiast niektórych agentów po 1989 r. przejął Urząd Ochrony Państwa lub Wojskowe Służby Informacyjne i dlatego też ich teczki są nadal przechowywane w tzw. zbiorze zastrzeżonym IPN.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
16. "Prorok mniejszy" z loży B'nai B'rith dla Polaków jak nazista
StM nagranie z kwietnia 2012 r.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Sprawa abp. Bolonka i
Sprawa abp. Bolonka i współpraca
duchownych z bezpieką. Kościół nie może się uporać z przeszłością
(..)
Zresztą na liście duchownych
powiązanych z bezpieką nie brakuje innych znanych nazwisk. Podejrzenia
padały na takich księży jak abp Józef Michalik, Przewodniczący
Episkopatu Polski, czy abp Józef Kowalczyk, obecnie prymas Polski.
Prawda jest taka, że istota kontaktów z agenturą PRL nie jest do końca
wyjaśniona. A na pewno nie we wszystkich przypadkach. I w zasadzie tu
powstaje największy problem. Trzeba jednak przyznać, że chociaż Kościół
jest grupą hermetyczną i solidarną, to jednak są duchowni, którzy
otwarcie nawołują do, wydawałoby się stale zamiatanej pod dywan,
lustracji wśród księży. Jednym z takich kapłanów jest ks. Tadeusz
Isakowicz-Zaleski, kapłan który aktywnie wspierał Solidarność w latach
80.
"Księża wobec bezpieki" to tytuł, który wywołał sporo zamieszania
wśród polskiego duchowieństwa. Odnosi się do inwigilacji bezpieki na
terenie archidiecezji krakowskiej. Informacje zawarte w publikacji ks.
Isakowicza-Zaleskiego z 2007 r. od razu uznano za sensacyjne. Nie obyło
się więc bez medialnego zamieszania. Kapłan wymienił wiele nazwisk, w
tym kontrowersyjnego abp. Juliusza Paetza. Tak czy owak współpraca z SB
to niejedyny problem "Fermo" (pseudonim operacyjny Paetza - przyp.
red.). Jeszcze w lutym 2002 r., przed kościelną aferą lustracyjną,
oskarżono go też o molestowanie poznańskich kleryków. Wtedy skończyło
się oczywiście na zaprzeczeniu winy, a także papieskich zakazach
odnoszących się do kapłaństwa. W każdym razie o zakończeniu kościelnej
kariery nie ma mowy.
KKH zakończyła swoją pracę 27 czerwca 2007. Rezultaty? Komisja
przyznała, że kilkunastu biskupów było zarejestrowanych jako "tajni
współpracownicy", "kontakty operacyjne" lub "kontakty informacyjne". Był
nawet jeden "agent". Nie ma jednak podstaw twierdzić, by któryś z
żyjących duchownych współpracował z SB. Warto dorzucić, że na tropach
farbowanych lisów były także komisje diecezjalne. W jednym z tygodników
opinii ks. Isakiewicz-Zaleski stwierdził, że zamiast lustracji Kościół
wybrał milczenie. I trudno się z nim nie zgodzić. Zwłaszcza w świetle
ostatnich doniesień medialnych. Czyżby "agentem", o którym informowała
KKH, okazał się abp Janusz Bolonek, "Lamos" albo "Latynos"? Póki co,
Kościół nie ma na ten temat nic do powiedzenia.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl