Mazowiecki jako wierny współpracownik zbrodniczej komuny
Zdjęcie z WIkipedia: T. Mazowiecki with President Bronisław Komorowski, former President Aleksander Kwaśniewski and Minister of Education Katarzyna Hall...
Mazowiecki jako wierny współpracownik zbrodniczej komuny
Anna Kołakowska przedstawia w artykule opublikownycm na łamch Naszego Dziennika prawdziwy obraz działalności pierwszego premiera PRL-bis, który od samego początku istnienia sowieckiej kolonii zwnej PRL ściśle współpracował z komunistycznymi zbrodniarzmi w niszczeniu polskiego patriotyzmu, polskiej kultury i polskiego katolicyzmu.
W wyniku zgody Mazowieckiego na niszczenie archiwów SB bezpowrotnie zniszczonych zostało setki tysięcy dokumentów – m.in. prawie wszystkie materiały Departamentu IV MSW, który zajmował się walką z Kościołem. Zniszczono także dowody współpracy z SB wielu uczestników sowieckiego cyrku Kiszczaka nazwanego "okrągłym stołem" oraz kartoteki tej agentury, której w PRL-bis postsowiecki demagog A. Michnik na łamach "GWna" urabiał opinię "polskich" intelektualistów...
Warto przypomnieć, że w wyniku nielegalnych machinacji A. Michnik miał nieograniczony i niekontrolowny dostęp do archiwów SB, z którego korzystał przez kilka tygodni...
W wyniku tej czystki w kartotekach komunistycznej agentury służącej sowieckiej dominacji w PRL — wielu byłych współpracowników SB do dzisiaj uchodzi za patriotów... Mazowiecki do końca wiernie wypełniał antypolskie oraz pozwalające komunistom na rabunek Polski zobowiązania zawarte przy "okrągłym stole". W ten sposób interesy zbrodniczych władz PRL zostały przez Mazowieckiego dobrze zabezpieczone w PRL-bis...
Poniżej obszerny cytat z artykułu red. Anny Kołakowskiej.
Polityk grubej kreski
Mógł być pierwszym niekomunistycznym premierem w powojennej Polsce, ale działalność rządu, na którego czele stanął, pozwala nazywać go raczej pierwszym premierem postkomunistycznego układu.
Okres tzw. transformacji, kiedy to Tadeusz Mazowiecki „przeszłość odkreślił grubą linią”, pozwolił przenieść układy funkcjonujące w PRL-owskim systemie władzy do nowej, postkomunistycznej rzeczywistości i świetnie się w niej ulokować. W ten sposób zostały zabezpieczone interesy komunistycznych prominentów oraz funkcjonariuszy dawnego systemu, a oni sami mieli zapewnione poczucie bezpieczeństwa.
Propagandysta
Karierę rozpoczął w 1949 r. współpracą z PAX-owskim tygodnikiem „Dziś i Jutro”, rok później, mając zaledwie dwadzieścia trzy lata, został zastępcą redaktora naczelnego dziennika „Słowo Powszechne”.
Na jego łamach Mazowiecki publikował m.in. takie deklaracje ideowe koncesjonowanych katolików: „Uważam, iż katolik nie ma żadnej potrzeby zaprzeczać wielkiej doniosłości, jaką w rozwoju myśli ludzkiej odegrały teorie Marksa i jego następców. Uznaję wielki wkład myśli marksistowskiej do ogólnego dorobku ludzkiej kultury”.
Jako sprawne narzędzie komunistycznej propagandy zabłysnął broszurą pt. „Wróg pozostał ten sam”, w której pisał o żołnierzach podziemia niepodległościowego: „Gdybyśmy przeglądnęli kroniki procesów członków organizacji podziemnych, spotkalibyśmy ludzi, którzy z całym cynizmem i premedytacją mordowali swych towarzyszy, kiedy uznali ich za niebezpiecznych”. W innym miejscu, porównując ich do hitlerowców, oskarżał o to, że są sojusznikami „wczorajszych oprawców z Dachau, Oświęcimia, Mauthausen”.
Kiedy kończyła się wojna, Tadeusz Mazowiecki miał osiemnaście lat, ale w przeciwieństwie do ogromnej części swoich rówieśników nie angażował się w żadne formy oporu przeciwko okupantowi.
Jednak gdy jego rówieśnicy w powojennej Polsce byli mordowani w komunistycznych więzieniach, pisał: „Byłoby jakąś ahistoryczną, sentymentalną ckliwością nie widzieć tego, że każda wielka przemiana dziejowa pociąga za sobą ofiary także w ludziach. Każda rewolucja społeczna przeciwstawia sobie tych, którzy bronią dotychczasowego porządku rzeczy, i tych, którzy walczą o nowy” i wzywał Kościół katolicki do potępienia „band podziemia” i zastosowania wobec nich sankcji kanonicznych.
Obiektem ataków Tadeusza Mazowieckiego był także „rewanżystowski” i „agenturalny” rząd londyński, któremu „ideologia lancy ułańskiej na usługach kapitalistycznej wolności zasłoniła historyczną szansę wydobycia Polski z wielowiekowych zaniedbań cywilizacyjnych”.
Katolik koncesjonowany
Bardzo trafnie o środowisku, z którym związany był Tadeusz Mazowiecki, wyraził się Prymas Polski Stefan Wyszyński, nazywając ich „katolickimi odszczepieńcami społecznymi”. Starali się oni przekonać społeczeństwo, że można połączyć bolszewizm z katolicyzmem, nie zważając na dekret Świętego Oficjum z 1949 r. grożący ekskomuniką wszystkim katolikom, którzy „wyznają komunizm, propagują go lub współpracują z komunistami”.
Jako lojalny i posłuszny partii propagandysta w 1953 r. został redaktorem naczelnym „Wrocławskiego Tygodnika Katolików”. Za ten awans odwdzięczył się obrzydliwym atakiem na księży kurii krakowskiej oraz ks. bp. Czesława Kaczmarka.
Po wydaniu przez sąd wyroku skazującego ks. bp. Kaczmarka na 12 lat więzienia nowy redaktor naczelny „WTK” pisał: „Na rozprawie sądowej zanalizowana została przestępcza działalność oskarżonych, jak i jej skutki. Wychowanie nacechowane podejrzliwością i wrogością wobec postępu społecznego, atmosferą środowiska społecznego rozniecającą lub choćby tylko podtrzymującą bezwzględną wrogość wobec osiągnięć społecznych Polski Ludowej, wpływy polityczne przychodzące z zewnątrz i wyrosła na tym wszystkim błędna postawa polityczna ks. bp. Kaczmarka, która doprowadziła go do kolizji z prawem – oto sumarycznie ujęte przyczyny działalności przestępczej oskarżonych. Doprowadziły one do czynów skierowanych przeciwko interesom własnego narodu i postępu społecznego w okresie przedwojennym, okupacyjnym i w Polsce Ludowej”.
Ten atak Mazowieckiego na Kościół przypadł w sytuacji, gdy na księży zapadały wyroki śmierci, a w więzieniach przetrzymywano ponad tysiąc księży.
Postępowy katolik
W 1955 r. Mazowiecki rozstał się PAX-em i dwa lata później zaangażował się w tworzenie Klubów Postępowej Inteligencji Katolickiej, które uzyskały aprobatę władz. W 1958 r. Mazowiecki zakłada i zostaje redaktorem naczelnym „katolickiego” miesięcznika „Więź”, do którego Episkopat ustosunkowuje się krytycznie ze względu na propagowanie lewicowych poglądów.
O środowisku „Więzi” Prymas Stefan Wyszyński mówił: „Mienią siebie katolikami postępowymi, ale ten ich postęp nie idzie do przodu, lecz do tyłu”. Wkrótce – zgodnie z życzeniem władz – otwarcie zaangażowali się w walkę z Prymasem, któremu Mazowiecki zarzucał anachroniczną wizję Kościoła, zacofanie i konserwatyzm, nieustępliwość wobec władz, co rzekomo miało utrudniać nawiązanie dobrych stosunków PRL z Watykanem.
W 1963 r. Mazowiecki razem z Jerzym Turowiczem, Andrzejem Wielowieyskim i Stanisławem Stommą udał się do Rzymu, gdzie podczas Soboru Watykańskiego II intrygowali przeciwko Prymasowi. Jednym z ich zarzutów wobec ks. kard. Wyszyńskiego była jego maryjność.
Sam Prymas uważał, że ten atak jest skierowany nie tylko przeciwko niemu, ale także przeciwko Wielkiej Nowennie przed Milenium Chrztu Polski. Autorem tych intryg i zleceniodawcą działań podjętych przeciwko Prymasowi na Soborze był Zenon Kliszko, o czym zresztą ks. kard. Stefan Wyszyński pisał w wyjaśnieniu wysłanym do Papieża Pawła VI.
Również „Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich” z 1965 r. spotkało się z atakiem „Więzi” i Koła Poselskiego „Znak”, w którym Mazowiecki zasiadał od 1961 roku. Krytyka ta była odpowiedzią na oczekiwania władz i doskonale współbrzmiała z komunistyczną propagandą. Prymas krytykował lewicowe i promarksistowskie poglądy prezentowane przez redakcję „Więzi”, a pod koniec lat 60, po zamieszczonym w miesięczniku artykule na temat stanu kapłańskiego w Polsce, zabronił duchowieństwu pisania w periodyku Tadeusza Mazowieckiego.
Po wydarzeniach marca 1968 r. wobec dyskusji środowiska posłów Koła „Znak” Mazowiecki zdecydował się na poparcie Gomułki i lojalność wobec I sekretarza KC PZPR. 22 lipca 1969 r. pierwszy sekretarz uhonorował Mazowieckiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Tadeusz Mazowiecki ze względu na brak poparcia nowej ekipy rządzącej nie uzyskał zgody na kandydowanie do Sejmu w 1972 roku.
Obdarzony kredytem zaufania
Powszechnie uważa się, że w sierpniu 1980 r. Mazowiecki przywiózł do Stoczni Gdańskiej apel poparcia ze strony warszawskich intelektualistów dla strajkujących robotników. W rzeczywistości był to apel do MKS o podjęcie dialogu i wolę kompromisu. 22 sierpnia Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek przyjechali do stoczni i zgłosili się do prezydium MKS, oferując pomoc jako doradcy.
Zaraz potem na wniosek Mazowieckiego z Warszawy samolotem przylecieli kolejni doradcy. Miejsce w samolocie załatwił im wojewoda gdański, a na Okęciu w pokonaniu formalności pomagał pułkownik MSW, życząc na pożegnanie „pożytecznej pracy dla państwa socjalistycznego” (S. Cenckiewicz, „Anna Solidarność”).
– Pewnego dnia – wspomina Andrzej Gwiazda – Mazowiecki zaczął nam doradzać, abyśmy rezygnowali z rejestracji wolnych związków i zażądali nowych wyborów do rad zakładowych. Na moje zdziwienie, że to chyba jakaś pomyłka, usłyszałem: „No tak, wiedzieliśmy, że się nie zgodzicie, ale musieliśmy wam tak powiedzieć”. Zaraz też złożyli nam drugą propozycję, abyśmy się rejestrowali w CRZZ. Akurat przechodziło pięciu stoczniowców, więc powiedziałem im, żeby wyprowadzili panów doradców za bramę stoczni, a jak będą chcieli przyglądać się strajkowi, to załatwię im przepustki. Na drugi dzień wrócili skruszeni i więcej już takich propozycji nie składali. Do wyjaśnienia pozostaje kwestia, kto im kazał złożyć te propozycje – mówi Andrzej Gwiazda.
Mazowiecki próbował też forsować koncepcję rejestracji nie jednego związku, ale utworzenia federacji związków, co oczywiście w znaczący sposób osłabiałoby jego pozycję. Zachowawcza i ugodowa postawa doradcy „Solidarności” musiała być bardzo wyrazista, skoro w styczniu 1981 r. Jerzy Urban wystosował list do I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani, w którym proponował, aby jako przeciwwagę dla „Solidarności” utworzyć rząd koalicyjny z „katolikami typu Mazowiecki”.
Urban oczywiście nie pełnił jeszcze wtedy żadnych funkcji w rządzie, bo jego rzecznikiem został pół roku później, ale to z pewnością ciekawa ocena.
Po wprowadzeniu stanu wojennego Tadeusz Mazowiecki został internowany, przez następne lata pełnił funkcję doradcy Lecha Wałęsy. W 1989 r. został zaproszony do obrad Okrągłego Stołu, przy którym odgrywał kluczową rolę, a jednocześnie był podobnie jak Bronisław Geremek, Marcin Król czy Stefan Bratkowski zwolennikiem daleko idących ustępstw wobec władzy.
Ochroniarz układu
– W 1990 r. jechałem z Mazowieckim pociągiem do Gdańska i zapytałem go o to, jakie powinny być perspektywy naszych dalszych działań – opowiada Piotr Ł. Andrzejewski, wieloletni senator. – W odpowiedzi usłyszałem: „Panie mecenasie, nie możemy zrobić niczego, co nie byłoby w ich interesie”.
Rzeczywiście interes władz PRL został przez premiera dobrze zabezpieczony. Opozycyjni działacze stanu wojennego z goryczą przyjęli nominację na szefa MSW (i na stanowisko wicepremiera) gen. Czesława Kiszczaka, a na szefa MON gen. Floriana Siwickiego. Pod ich rządami funkcjonariusze dawnego systemu natychmiast przystąpili do czyszczenia archiwów i palenia akt.
Polityka grubej kreski, jaką wprowadzał w życie Mazowiecki, prowadziła do licznych protestów młodzieży, która postrzegała kontraktową, pomagdalenkowską rzeczywistość jako zdradę. W tym przekonaniu utwierdzało ich zachowanie rządu, który nie wahał się w styczniu 1990 r. wysłać ZOMO, przemianowane na Oddziały Prewencji MO, do rozpędzenia demonstracji przed Salą Kongresową w Warszawie, gdzie odbywał się ostatni zjazd PZPR.
Jednak znacznie bardziej haniebnie zachował się premier Mazowiecki, kiedy kazał oddziałom prewencji i brygadzie komandosów rozpędzić młodzież, która zajęła budynek KW PZPR w Gdańsku, aby uniemożliwić rozpoczęte już palenie akt. OMPO rozbiły także demonstrację zawiązaną spontanicznie w pobliżu budynku partii.
W wyniku czyszczenia archiwów, za przyzwoleniem premiera Tadeusza Mazowieckiego, bezpowrotnie zniszczonych zostało setki tysięcy dokumentów – m.in. prawie wszystkie materiały Departamentu IV MSW, który zajmował się walką z Kościołem. Dawni funkcjonariusze aparatu represji po pozytywnej weryfikacji zasilali szeregi UOP, milicjanci przeszli do policji, a komu to nie odpowiadało, szedł na emeryturę lub do biznesu.
(...)
Anna Kołakowska
Całość w "Naszym Dzienniku", 4 listopada 2013
Tytuł mój — Andy
- Andy-aandy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
8 komentarzy
1. Próbowaliśmy dociec, czym zajmowała się "komisja Michnika"
Krótka pamięć historyków
Od 12 kwietnia do 27 czerwca 1990 r., czyli przez 76 dni, cztery osoby miały dostęp do archiwów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Byli to:
Adam Michnik, ówczesny poseł i redaktor naczelny "Gazety Wyborczej",
prof. Andrzej Ajnenkiel, historyk,
prof. Jerzy Holzer, historyk, oraz
Bogdan Kroll, ówczesny dyrektor Archiwum Akt Nowych.
Na temat prac tej komisji, zwanej potocznie "komisją Michnika", narosło wiele mitów, przede wszystkim dlatego, że o jej działaniach.
(...)
Antoni Macierewicz, dzisiaj poseł Ruchu Katolicko-Narodowego, wcześniej minister spraw wewnętrznych, twierdzi, że prof. Ajnenkiel kłamie, gdy mówi, że komisja miała dostęp jedynie do niż nieznaczących materiałów. - Profesor co innego na temat zawartości akt - do których miał dostęp w 1990 r. - mówił w 1993 r. - zaznacza Macierewicz. - Przynajmniej jeden z członków "komisji Michnika" był tajnym współpracownikiem PRL-owskiego aparatu terroru i to było wiadome od dawna. Były szef MSW twierdzi, że pracownicy archiwum, którzy przebywali razem z "komisją Michnika", zapewniali go, że jej członkowie mogli nie tylko czytać "teczki", ale mieli możliwość wynoszenia dokumentów.
(...)
WŁODZIMIERZ KNAP
Cytowane za: http://www.antyk.org.pl/ojczyzna/agentura/komisja.htm
Andy — serendipity
2. T. Mazowieckiego, od czasów stalinowskich w „postawie służebnej"
Obawiam się bowiem, że po prezydencie Komorowskim niczego dobrego Polska spodziewać się nie może, odkąd - Bóg jeden wie dlaczego - napisał w lipcu 2011 roku to haniebne zdanie, odczytane następnie z miedzianym czołem przez starego faryzeusza, Tadeusza Mazowieckiego, od czasów stalinowskich znanego z „postawy służebnej” - że naród polski musi przyzwyczaić się do myśli, że był również sprawcą - to znaczy sprawcą zbrodni II wojny światowej.
"Żydzi nie rezygnują z rabunku Polski",
Andy — serendipity
3. W nagrodę:
iście królewski pogrzeb w Niedzielę, z armia biskupów, żałobą
narodową, lawetą, salwą honorową, Dzwonem Zygmuntowskim,
hołdem Kerry`ego, listami od Obamy, Merkel itp.
Idzie nam dobrze - S.Peres.
basket
4. Trzeba przypomnieć te fakty
w chwili, gdy PAD chce stawiać Mazowieckiemu pomnik.
5. "trzeba przypomnieć te fakty"szczególnie,ze my jeszcze żyjemy
i pamietamy tamte dziwne czasy ,czasy pana mazowieckiego, i gdy mówiliśmy
"był już jeden mazowiecki,ten co nam krzyżaków na kark sprowadził",...
to niektórzy ówcześni płonęli oburzeniem na te słowa :)
pozdrowienia :)
gość z drogi
6. PAMIĘTAMY!
i patriotyzm. Ojciec- Marian Suchowolec, ranny we wrześniu 1939 roku, żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na ...
Temat na forum - Maryla - 19.10.2011 - 12:42 - 24 odpowiedzi
w podejrzanych okolicznościach trzej katoliccy księża: Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec i Sylwester Zych. ...
Wpis w blogu - Lech Mucha - 08.10.2016 - 09:51 - 2 odpowiedzi
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. szanowna Pani prezes,my pamietamy
ale w tym samym momencie ktos bezczelnie kpiąc z rzeczywistości
mówi,ze
morderstwo naszego Solidarnościowego Kapelana było niezamierzonym wypadkiem przy pracy
cytuję oczywiście z głowy ale sens taki własnie jest
Celowo nie wyminiam nazwiska awtora,bo i po co ,mnie
jednak nurtuje inna rzecz
co na prawdę miał na mysli awtor tego ochydnego stwierdzenia ?
/oprócz zaistnienia na arenie cyrku/
i natychmiast przypomina sie zamordowany syn Petki śp B,Sadowskiej,czy legendarny student z Krakowa,czy to tez niezaplanowane wypadki przy pracy ?
serd pozdrowienia z drogi do Celu
gość z drogi
8. 30 lat minęło, a
30 lat minęło, a współpracownicy Tadeusza Mazowieckiego wciąż wierzą w bajki. I opowiadają kuriozalne bajki
władzę nad wojskiem, esbecją, milicją, agenturą i ogromną siecią
ich wpływów?
Nic
bardziej kuriozalnego nie można było w ostatnim tygodniu (a może
podczas całych wakacji) przeczytać. Oto „współpracownicy” Tadeusza
Mazowieckiego, choć zgłosili się też kibice oraz notoryczni podpisywacze
czegokolwiek, zaapelowali, żeby „powiedzieć dość”. Jeśli bowiem nie
powie się dość, wszyscy będą mieli wszystkiego dość. Mówią więc dość
m.in. Bronisław Komorowski, Leszek Balcerowicz z żoną Ewą, Iwo Byczewski
z żoną Anną Nehrebecką, Izabela Cywińska, Jan Dworak, Władysław
Frasyniuk, Andrzej Friszke, Konstanty Gebert, Aleksander Hall, Ireneusz
Krzemiński, Waldemar Kuczyński, Roman Kuźniar, Małgorzata Niezabitowska,
Janusz Onyszkiewicz, Ernest Skalski, Jerzy Stępień, Hanna Suchocka,
Marcin Święcicki czy Jan Widacki. Mówiąc dość, jednocześnie „dościowcy”
stawiają pomnik Tadeuszowi Mazowieckiemu, premierowi od 12 września 1989
r. do 12 stycznia 1991 r., żeby było się o co oprzeć. Tamten rząd
to spiż nad spiże, a właściwie to diament, a nawet świeżo odkryty,
supertwardy cyklokarbon.
Akurat 30 lat temu
(24 sierpnia 1989 r.) Sejm powierzył Tadeuszowi Mazowieckiemu misję
tworzenia rządu, więc apel „dościowców” jest rocznicowy. A jak
już powierzył, to obdarowany „od podstaw zbudował rząd jako fundament
demokratycznej władzy”. Zapewne chodzi o wzór na wieczne czasy, czyli
nawet po tym, jak za jakieś 4,5 mld lat Ziemia przestanie istnieć
w obecnej formie. Chyba nieprzypadkowo „dościowcy” jako jedną
z najważniejszych cech premiera Mazowieckiego wymieniają to,
że „koalicyjność traktował poważnie”. A chodzi o nie byle jakich
koalicjantów, bo Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, Zjednoczone
Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne. I nawet z takimi
koalicjantami „był samodzielnym dysponentem władzy państwowej”.
Ale
jeśli Tadeusz Mazowiecki „był samodzielnym dysponentem”, to istnieje
pewien drobny kłopot. Kto był bowiem wtedy samodzielnym dysponentem
władzy nad wojskiem, esbecją, milicją, agenturą i ogromną,
wszechobejmującą siecią ich wpływów, także w biznesie, bankach, mediach,
nauce i kulturze. Z dokumentów i faktów wynikałoby, że dysponentami
byli jednak bardzo zasłużeni i sprawdzeni w Moskwie towarzysze
generałowie Wojciech Jaruzelski (od 19 lipca 1989 r. prezydent PRL,
a potem RP), Czesław Kiszczak (szef MSW), Florian Siwicki (szef MON).
A poza nimi równie zasłużeni i zaufani gen. Henryk Dankowski i płk Jerzy
Karpacz (szefowie Służby Bezpieczeństwa; ten ostatni do 11 maja 1990
r.), generałowie Władysław Pożoga i Zdzisław Sarewicz (szefowie wywiadu
i kontrwywiadu esbecji), gen. Edmund Buła (szef Wojskowej Służby
Wewnętrznej, czyli bezpieki w armii). I to ci towarzysze decydowali
najpierw o skopiowaniu wszelkich wartościowych akt i przesłaniu ich
sowieckim towarzyszom, a potem niszczeniu tego, co chcieli,
prywatyzowaniu akt, żeby mieć „kompromaty”, szantażowaniu najbardziej
wartościowej agentury i posługiwaniu się nią do zachowania wpływów.
A warto przypomnieć, że agentura miała poczesne miejsce w rządzie
po stronie „solidarnościowej”.
Cały peerelowski,
sowiecki, esbecki i agenturalny bagaż „dościowcom” nie przeszkadzał,
bo przecież demokracja wtedy kwitła. A dopiero „od przejęcia władzy
przez Prawo i Sprawiedliwość dzieją się w Polsce rzeczy budzące głęboki
niepokój”. Wprawdzie formalnie PiS rządzi „zgodnie z udzielonym
przez wyborców mandatem”, jednak robi to „nadużywając i łamiąc
Konstytucję”. W efekcie „od czterech lat państwo prawa, oparte
na równorzędności i podziale władz zastępowane jest władzą w rękach
Jarosława Kaczyńskiego” i „obezwładniane są mechanizmy demokracji”.
Te wszystkie zbrodnie przeciw demokracji osłania „propaganda
przypominająca najgorsze czasy komunistycznego bezprawia”. Co innego
w drugiej połowie 1989 r. czy w pierwszej połowie 1990 r.
Tak
się składa, że o kwitnącej demokracji z udziałem Jaruzelskiego,
Kiszczaka, Siwickiego, Dankowskiego, Karpacza, Pożogi, Sarewicza i Buły
rozmawiałem z kilkoma ważnymi uczestnikami tamtych wydarzeń, m.in.
z ówczesnym podsekretarzem w MSW, a potem ministrem spraw wewnętrznych
i krótko szefem Urzędu Ochrony Państwa Krzysztofem Kozłowskim (ważną
moją rozmowę z nim pod koniec lat 90. opublikował tygodnik „Wprost”,
gdzie wtedy pracowałem). I Krzysztof Kozłowski opowiadał, jak
po najważniejszych wtedy urzędach i instytucjach państwa swobodnie
poruszali się nie tylko ludzie służb PRL (mający specjalne przepustki),
ale też cały tabun sowieckich towarzyszy (też mających specjalne
przepustki, i to najwyższego uprzywilejowania). Mało tego, ci sowieccy
towarzysze mieli własny system łączności: specjalne kable biegły
do ambasady ZSRS oraz tajnych lokali sowieckich służb w Warszawie.
Na pytanie, dlaczego z tym od razu nie skończono, minister Kozłowski
odpowiadał, że bano się powstania esbeckiej konspiracji, która
wzmocniona przez „radzieckich” mogłaby być groźna dla państwa.
Degrengolada funkcjonująca praktycznie do końca 1990 r. najwidoczniej
groźna nie była.
„Dościowcy” zdają się kompletnie nie
pamiętać o swobodnym hasaniu bezpieki i „radzieckich” po urzędach
i instytucjach ówczesnego państwa, bo to niezbyt chlubny rozdział w ich
życiorysach. I tego, że to państwo było atrapą, pełną wielkich dziur.
Najważniejsze, że mają dobre samopoczucie. I ono pozwala im bredzić,
że rządy PiS „trzeba przerwać”, póki ten reżim „nie dosięgnie mechanizmu
wyborów, także zmieniając je w fikcję”. Wtedy bowiem „zatoczymy krąg
i wrócimy do państwa z kierowniczą rolą jednej partii”. Czyli de facto
do tego, co sami firmowali w latach 1989-1990, a co było schowane
za atrapą, i co miało negatywny, a wręcz patologiczny wpływ na rozwój
oraz stan Polski w następnych prawie trzech dekadach. Z tego punktu
widzenia „dościowcy” byli utrwalaczami PRL w III RP, a nie
jej burzycielami.
Teraz „dościowcy” czują w sobie prawo moralne,
żeby przestrzegać, ostrzegać i straszyć, bo „nadejszła” (jak mawiał
Kazimierz Pawlak) „przełomowa chwila dla Ojczyzny! Komu jej los nie jest
obojętny, komu nie obojętne, czy jego dzieci będą żyły w pokoju
i wolności, ten powinien głosować 13 października. O to apelujemy,
w dniu, gdy Sejm powierzył Tadeuszowi Mazowieckiemu misję tworzenia
pierwszego rządu bez kierowniczej roli partii”. Czyli Jaruzelski nie był
prezydentem, a Kiszczak, Siwicki, Dankowski, Karpacz, Pożoga, Sarewicz,
Buła i tabuny bezpieczniaków oraz „radzieckich” nie robili, co chcieli.
Ładna bajeczka, tylko nieprawdziwa. Gdy „dościwocy” nadymają
się, żeby nie brać „na sumienia tego, co może się stać, gdy PiS dostanie
na kolejne lata możliwość niszczenia demokratycznego państwa” i odsunąć
„ich od władzy”, traktują Polaków jak stado baranów, jeśli nie bez
rozumu, to przynajmniej bez pamięci.
autor:
Stanisław Janecki
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl