Ckwadrat, Ziemkiewicz to ...
Errata, sob., 20/12/2008 - 14:17
Ckwadrat!Piszesz,ze Ziemkiewicz ma racje w krytyce Kaczyńskiego!?
Czyżby?
Czy usuniecie Kaczyńskiego i ciągłe powtarzanie jak mantry"Kaczyński musi odejść"to jest Twoim zdaniem krytyka?? czy rzeczywiste próby usunięcia "przeszkody w rabowaniu i uzależnianiu" Polski od Rosji i Niemiec?
A co się dzieje z WSI to przecież wiesz?!
Ale czemu to Tuskowi nie przeszkadza? i czemu to Ziemkiewiczowi również nie przeszkadza?
Zauważ co się dziś wyprawia w Polsce i jak Ludwik Dorn reaguje na te wszystkie zawirowania!Ostatni wpis Dorna to...,a gdzie opis na blogu współpracy z komunistami?Wstydliwy temat dla "nieśmiałego" Dorna??
Najważniejsze było,w pojęciu Dorna, usuniecie J.Kaczyńskiego choć oficjalnie zaklinał się,ze nie chce odstawić Kaczyńskiego na półkę!
Wszyscy ci,którzy chcą wyeliminować Kaczyńskich to moim zdaniem ludzie słabi,słabego charakteru ,bez kręgosłupa!Ziemkiewicz również!Choć przyznaje miał kilka celnych ripost dla "partii cudów"
Ludzie ci,to tacy,którzy swoją postawą "usunąć Kaczyńskich" wzmacniają WSI,które "służyły" i dalej służą Rosji,a na te nowe WSI,których chcieli wolni Kaczyńscy i Polacy nie ma miejsca!
Podobne zachowania atakowania Kaczyńskiego przeżywaliśmy w dniach,które historia przyznała racje Kaczyńskiemu i jego twardym postanowieniem nie iść na ugodę z komunistami i postkomunistami!
Poniżej jest opis zachowania z roku 1992 i zauważ jak to bardzo pasuje do tego co robi dziś Dorn!
On również chciał nie tak dawno
iść na ugodę z partią PO,
a co by z tego wyszło?Paskudztwo!
Jak to do tej pory,PO jest w ciągłej,powtarzam w ciągłej współpracy z komunistami,która się zazębia w tej machinie komunistycznej!Czy to będzie Pawlak,czy to będzie Bielecki,czy to będzie Rokita,czy to będzie Dorn,czy to będzie Tusk,czy to będzie ktokolwiek inny z tej grupy ludzi,którzy są powiązani „cichą umową“to będzie „spokój“zachowany w Moskwie,Berlinie!A media będą współbrzmieć z panującym rządem we wszystkich dziedzinach naszego życia!
Kiedy ktoś taki jak Kaczyńscy ze swoimi ludźmi jak Ziobro,Macierewicz i inni,chcą zabrać im te“ worki z pieniędzmi“i władzę to następuje panika w Moskwie i Berlinie!
Kaczyńscy to Ty ,ja i wszyscy,którzy chcą wolnej,niezależnej POLSKI,która ma silny przemysł z silną armią,która w każdej chwili może odpowiedzieć na atak innych państw takich jak Rosja!Wiec jeśli Ziemkiewicz krytykuje Kaczyńskich i każe im odejść w niepamięć to tak jakby Tobie kazał zamilknąć i przyjąć te wartości,które są wygodne dla "układu"zbudowanego z sowieckich sieci agenturalnych!
Tylko połowiczne zlikwidowanie służb WSI przez Macierewicza spowodowały panikę u tych polityków polskich,którzy muszą korzystać z „dobrych wskazówek Moskwy“,a są bardziej uzależnieni od swych „mocodawców“ niż niejeden narkoman!Czy to jest niewidoczne??!
J.M.Jackowski-BITWA O POLSKĘ.
"Misja szefa PSL nie mogła się udać ze względu na gry trójki/UD,KLD i PPG/,która była na tyle silna,by przy wsparciu komunistów obalić rząd Olszewskiego/kolejny przejaw oportunizmu Unii,która twierdziła,ze jest zwolennikiem weta konstruktywnego-obala się rząd i natychmiast powołuje się nowy,lepszy/,ale za słaba,by mogła rządzić wbrew prezydentowi i prawnej procedurze obowiązującej w Polsce.
Unia rozprawiła się z Olszewskim licząc na duże korzyści,bowiem recepta partii Mazowieckiego i Geremka na dobro Polski jest zgarnianie całej puli dla siebie.
W.Pawlak nie zgodził się oddać wszystkiego,doprowadził do kompromitacji Unii i ukarania jej pychy,ale sam padł.
"Trojka",by ratować resztki reputacji została zmuszona do rozmów z "piątka"/ZChNN,PC,SLCh,PL,PChD/,która po wycofaniu PC przekształciła się w "czwórkę".Kompromis zrodził Hannę Suchocka(...)
Skonstruowany gabinet nasuwa więcej wątpliwości niż nadziei.
Jego skład jest zastanawiający.
Liberałowie:
J.K.Bielecki doprowadził do rozchwiania gospodarki,
a J.Lewandowski wsławił się zniszczeniem kilku gałęzi przemysłu.
Unia wzięła dla siebie najsmaczniejsze kaski:
URM-J.M.Rokita,
czlowiek,który w swoim reku skupia być może nadmierny ciężar rządu,
dal do zrozumienia,
ze pozostaną wojewodowie kompetentni,
co w retoryce Unii zbyt często oznacza,
ze powiązani z UD lub reformatorskim skrzydłem PZPR,(...)
Wczesna jesień 1992 roku.w Porozumieniu Centrum.
Działacze frakcji liberalnej tej partii,którzy w przeciwieństwie do jej lidera uznali,ze należy wspierać gabinet Suchockiej i w artykule pod wymownym tytułem“Czas kompromisu“ następująco uzasadniali swoje stanowisko:“>>Solidarność<<
---nie------
-------przejęła --------
---------całej władzy---------
---------w kraju,---------
---------nie -----------
-------potrafiła--------
---------przebudować ---------
-------struktury-----------
----------społecznej,----------
-----------nie --------------
----------wykreowała---------
-------------nowego,-----------
----------wyraźnie -----------
--------oddzielonego ------------
---------od ---------
----------starych----------
----------układów----------
--------państwa.-----------
W tej perspektywie program dekomunizacji jest swoistym anachronizmem“.
Adam Glapiński,bliski współpracownik
Jarosława Kaczyńskiego,lidera PC,
formułował z kolei następujące wnioski:
“Program tego rządu to utrzymanie całej władzy
w rekach lewicowej części Unii Demokratycznej
i jednocześnie rozbijanie opozycji.(…)
Opanowanie środków przekazu,
służb dyplomatycznych,
służb specjalnych,
administracji gospodarczej,
masowe czystki w całym kraju
maja służyć już nie rządzeniu,
a niepodzielnemu panowaniu UD.
Wszystko to mieści się w planie,
który wprost przedstawił minister Rokita
czyli zbudowania czegoś w rodzaju bezpartyjnego bloku współpracy z rządem(…)
tak jak kiedyś próbowano to zrobić pod zasłona >>Solidarności<<,
a potem Ruchu Komitetów Obywatelskich.(...)"
Mamy na dzień dzisiejszy rok 2008 partia rządząca to partia,która wszem i wobec ogłasza się partia prawicowa!Jeśli to jest prawda to ja umie fruwać!
"Opanowanie środków przekazu,
służb dyplomatycznych,
służb specjalnych,
administracji gospodarczej,
masowe czystki w całym kraju
maja służyć już nie rządzeniu,
a niepodzielnemu panowaniu... Platformie Obywatelskiej czyli zjednoczonym siłą esbeków i komunistów!
- Errata - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
35 komentarzy
1. O matko, nie po nazwisku 8-)
2. Ad rem
3. ckwadrat!
Errata
4. uważnie przeczytaj ten tekst
Powrót do władzy Jarosława Kaczyńskiego jest dziś nieprawdopodobny. Wymagałoby to giętkości i wizerunkowej zręczności, której prezes PiS i jego brat wydają się całkowicie pozbawieni – pisze Rafał A. Ziemkiewicz, publicysta "Rzeczpospolitej"
Jeden ze znanych kabareciarzy opowiadał w wywiadzie dla "Newsweeka": – Znajomi mieli w programie dowcip o Tusku. Za każdym razem, gdy go opowiadali, nikt – ale to nikt – się z niego nie śmiał. Wystarczyło jednak Tuska zamienić na Kaczory i cała sala była ubawiona.
Właściwie ta anegdotka wystarcza za cały artykuł. Demonstrowanie niechęci do Kaczyńskich bez potrzeby jakiegokolwiek merytorycznego jej uzasadniania jest bardzo modne i – wbrew przekonaniu ich współpracowników – nie ogranicza się ta moda do jakiejś wąskiej, inteligenckiej niszy, którą można by zamknąć w poręcznej nazwie "salon".
Lider pokrzepiony dogmatami
Nic nowego, Kaczyński nie jest przecież pierwszym etatowym szwarccharakterem III RP. Co starsi przypominają sobie jeszcze może sprzedawane przed kilkunastu laty w masowych nakładach książeczki z kawałami wykpiwającymi głupotę i prostactwo Wałęsy czy kabarety latami żyjące z wyszydzania "czarnych". Był okres, kiedy dowodem przynależności do inteligencji było powiedzenie na dzień dobry czegoś pogardliwego o Stefanie Niesiołowskim.
Łatwo zauważyć, iż skłonność do wspólnego intensywnego przeżywania niechęci wobec określonej osoby i jej grupy jest stałą emocją rządzącą w III RP kręgami, nazwijmy to, inteligenckimi oraz aspirującymi do tego miana. Potrzeba istnienia takiego wroga, uosabiającego ciemnogród i zagrożenie cofnięcia nas z drogi ku cywilizacji zachodniej, jest niezmienna.
Jarosław Kaczyński jednak zdaje się zupełnie nie rozumieć mechanizmu swej niepopularności. Jego odpowiedź wyczerpuje się stwierdzeniem: to robota mediów. Ludzie, wedle wizji Kaczyńskiego, po prostu ulegli czarnej propagandzie, którą uprawiają przeciwko niemu wpływowe gazety i rozgłośnie. Dlaczego kiedyś nie ulegali, a teraz akurat ulegli – tego pytania Kaczyński sobie nie zadaje.
Z tej diagnozy nie wynika nic poza ulewającą się czasami złością na dziennikarzy i demaskowaniem ich jako wykonawców poleceń obcego kapitału, względnie dzieci i wnuków KPP-owców. Jedyną odpowiedzią na ich knowania pozostaje zaś wiara w to, że zdrowa część narodu okaże się odporna na medialną manipulację, względnie przejrzy po jakimś czasie na oczy, konfrontując propagandę z rzeczywistością.
W tej wierze lider PiS krzepi się kilkoma dogmatami. Przede wszystkim zakłada, że popularność jego przeciwników musi się wreszcie załamać, a wtedy wyborcy będą musieli wrócić do PiS. Liczy też, iż kryzys przyniesie efekt pęknięcia propagandowej bańki.
Elita zapatrzona w metropolię
Są to rachuby po większej części mylne. Ani siła kreowania przez media mód, ani odporność na nie społeczeństwa nie są tak wielkie, jak zdaje się sądzić prezes PiS. Jego polityka opiera się zaś na diagnozie nastrojów, która była trafna mniej więcej do roku 2005. Jednak to, co stało się w roku 2007, nie było wyjątkiem potwierdzającym regułę sprawdzoną w latach poprzednich, ale sygnałem zasadniczej, trwałej zmiany w – jeśli można to tak nazwać – mentalnym krajobrazie Polski.
Aby sprawę objaśnić, muszę odwołać się do tezy, której dla oszczędności miejsca nie będę tutaj udowadniał (liczne argumenty przedstawiłem w swoich książkach): w Polsce obserwujemy mniej więcej te same procesy, co w innych krajach mających za sobą długotrwały okres pozbawienia wolności, zmuszonych do formowania struktur nowoczesnych w warunkach skolonizowania, zaboru, niesuwerenności.
Jedną z charakterystycznych cech takich krajów jest nasilenie wrogości pomiędzy elitą a "prostym ludem". Ów podział nakręca wzajemną wrogość trwającą wiele pokoleń – z jednej strony elita, zapatrzona w metropolię, gardzi miejscowym ludem, i zarazem się go boi, widząc w nim groźną dzicz. Z drugiej strony lud, nienawidząc swej elity, zarazem jej zazdrości.
W Polsce mieliśmy szansę wyrwania się z tego splotu wzajemnej zawiści, podejrzliwości i pogardy. W sferze symboli – a jest to w polskiej debacie publicznej sfera najważniejsza, jeśli nie jedyna – dawał taką możliwość etos "Solidarności" realizujący romantyczne marzenie o zjednoczeniu narodu przeciwko wspólnemu wrogowi.
Niestety, już pierwsze miesiące wolności pokazały, iż "wszystko była podła maska, farbiona jak do obrazka". Mit "Solidarności" zastąpiony został nowym podziałem na "my i oni" wyznaczonym przy Okrągłym Stole – podziałem, w którym z jednej strony znalazły się "reformatorskie elity z obu stron historycznej barykady", z drugiej zaś odrzuceni.
W roli trybuna ludu
Opisane wyżej postkolonialne rozdarcie pomiędzy elitą, przypisującą sobie modernizacyjną misję oraz pogardzaną masą, ostatecznie stało się faktem podczas wojny na górze. Propagandowy jej wymiar wyglądał następująco: z jednej strony inteligencja i ludzie nowocześni, odpowiedzialni, popierający Mazowieckiego, z drugiej "osoby niewykształcone, starsze i z mniejszych ośrodków", popierające Wałęsę.
Mimo że tak naprawdę mniej więcej połowa inteligencji zagłosowała wówczas na Wałęsę (tylko wśród dziennikarzy Mazowiecki wygrał prawie 8: 1), podział ten się przyjął i ugruntował. Ówczesne zaprzepaszczenie symbolicznego dziedzictwa "Solidarności" i antypeerelowskiego oporu jest jedną z największych win zarówno najbliższych doradców, a potem najbardziej zawziętych wrogów Wałęsy, jak i jego samego.
Emocjonalny podział na światłe elity i ciemny lud przez długi czas nakładał się na historyczny podział pomiędzy PZPR a "Solidarnością"; efektem tego było wpisanie do katalogu dystynktywnych cech ciemnogrodu antykomunizmu. Stopniowo okazywał się jednak bardziej znaczący, aż w chwili rozpadu mitu III RP – po aferze Rywina – okazał się najważniejszym, do którego należało dostosować spór polityczny.
Wówczas to, utraciwszy (wskutek upadku SLD) dotychczas niosące go hasła dekomunizacyjne, Jarosław Kaczyński dokonał wyboru politycznej strategii, która przyniosła mu sukces w roku 2005 i doprowadziła do obecnego upadku: postanowił osią sporu z konkurencyjną partią postsolidarnościową uczynić starcie "Polski socjalnej" (to niefortunnie peerelowskie określenie zastąpił szybko "solidarną") z "Polską liberalną". Czyli wejść w rolę trybuna ludu i pogromcy elit wyobcowanych z narodu oraz niesprawiedliwie uprzywilejowanych materialnie kosztem ogółu.
Był to wybór narzucający się. Od zarania III RP drogą do sukcesu politycznego było odwołanie się do antyelitarnych emocji prostego Polaka. Wchodząc w rolę rzecznika niezadowolonych Kaczyński załatwiał sobie poparcie antyliberalnej większości i uderzał Tuska oraz Rokitę w ich najczulszy wówczas punkt, podkreślając ich bliskość do pozycji symbolizowanych przez znienawidzonego Balcerowicza.
Dopóki emocje Polaków, którzy w III RP czuli się pokrzywdzeni i oszukani, pozostawały najwyraźniejszym rysem całościowego profilu psychologicznego Polski, zajadłe ataki salonu nie tylko Kaczyńskiemu nie szkodziły, ale wręcz zdawały się zwiększać jego popularność. Mało który z salonowych publicystów chce dziś pamiętać, jak jeszcze dwa, trzy tygodnie przed ostatnimi wyborami rwali sobie włosy z głowy nad nieskutecznością LiD oraz Platformy i wypisywali pełne jadu epistoły, że w "tym kraju" ludzie są tak nienawistni wobec elit, że odwołujący się do ich frustracji Kaczyńscy będą tu wygrywać zawsze.
Przegrana po kampanii dokładnie kopiującej tę sprzed dwóch lat (skorumpowany salon kontrolowany przez szemranych biznesmenów, straszenie prywatyzacją szpitali etc.) była zapewne dla PiS szokiem, ale można było przejść nad nią do porządku dziennego, pocieszając się, że w liczbach bezwzględnych partia nawet zyskała nowych wyborców, że przegrana była skutkiem niefortunnej debaty i – jakżeby – zmasowanego ataku mediów.
Prawdziwą katastrofą nie były jednak przegrane wybory, ale to, co stało się już po nich; spadek sondaży na łeb na szyję. Katastrofa ta nie została do dziś przyjęta do wiadomości: Kaczyńscy i pozostali przy nim działacze wypierają rzeczywistość wciąż tymi samymi frazesami o niewiarygodnych sondażach i wrogich mediach.
Tymczasem wybory roku 2007, jak już pisałem, były znakiem zasadniczej zmiany w tym, co nazwałem tu "profilem psychologicznym" Polski. Jak każda poważna zmiana, tak i ta ma wiele przyczyn. Jedną z ważniejszych jest wejście w życie publiczne pokolenia, które ukształtowało się już w III RP. Pojawienie się przy urnach 3 milionów nowych wyborców, głównie młodych i wielkomiejskich, nie mogło nie zmienić politycznego pejzażu.
Poza tym w ciągu kilku lat po wejściu Polski do UE podniósł się, nie tylko z tej przyczyny, bardzo wyraźnie poziom życia, znacząco wzrosło poczucie bezpieczeństwa i zadowolenia. Ustawiając się w 2005 roku na pozycji rzecznika niezadowolonych, Kaczyński mógł sądzić, że bierze w żagle wiatr, który tak jak był silny przez ostatnich kilkanaście lat, tak będzie go niósł jeszcze co najmniej drugie tyle. Tymczasem już dwa lata później wiatr ten bardzo osłabł.
Do roku 2005 dominującą emocją Polaków było niezadowolenie przekładające się na chęć ukarania elit politycznych. Po tej dacie wyraźnie ono słabnie, niezadowoleni oczywiście nie znikają, ale słabiej niż dotąd mobilizują się przy urnach wyborczych. Rośnie natomiast w siłę grupa, którą nazywam tu aspirującymi. Emocją dominującą staje się chęć dorabiania się, awansu – zarówno indywidualnego, jak i cywilizacyjnego, kojarzonego z Europą.
Chamstwo się sprawdza
Kaczyński świadomie wybrał rolę trybuna niezadowolonych, pogromcy elit, a po części także eurofoba (choć niekonsekwentnego). Po przegranych wyborach zaś, zamiast zawracać, jeszcze bardziej się w tym uskrajnił – dalekosiężna wizja, jaką można wyczytać z jego wypowiedzi, zakłada odsunięcie całej w ogóle polskiej elity i zastąpienie jej jakąś nową, którą wyda z siebie zdrowa część narodu dzięki swoim szkołom, swoim mediom i swojej kulturze.
Mniejsza o realizm tej wizji; wybierając taką postawę, Kaczyński nie tylko przestał mieć aspirującym cokolwiek do zaoferowania, ale wręcz zadeklarował się jako ich wróg – i tym samym ich w stopniu poprzednio niespotykanym zmobilizował. Aspirujący bowiem nie mogą chcieć zniszczenia elit, skoro marzą o dołączeniu do nich.
To dołączenie oczywiście znacznie łatwiej może się dokonać w sposób symboliczny niż rzeczywisty. Skoro główną cechującą elitę emocją jest silnie przeżywana pogarda dla motłochu, uosabianego przez antybohatera, to dzielenie wspólnej nienawiści do szwarccharakteru daje aspirującym poczucie przynależności do niej, a więc poniekąd spełnienia aspiracji.
Donald Tusk i jego partia dostrzegli zmianę. Wyciągnęli też wnioski z wielu zjawisk poprzednich lat, w tym z kariery Andrzeja Leppera, która zresztą była łudząco podobna do kariery Władimira Żyrinowskiego. Obie one pokazały, że tam, gdzie duża część społeczeństważywi do kogoś niechęć, częste i jak najbardziej brutalne atakowanie tej znienawidzonej osoby zupełnie wystarcza, by zyskać poparcie.
Przeciętny wyborca Samoobrony z okresu jej największej popularności nie liczył bynajmniej, że Lepper poprawi jego los, wystarczała mu wiara, że on "im" dołoży. Wysunięcie na medialny front Niesiołowskiego i Palikota oraz posłanie większości działaczy do sekundowania im w obelgach było oczywistą konsekwencją udowodnionego przez Leppera faktu, że chamstwo i brutalność się w Polsce sprawdzają.
Ciekawe jest, że jak na razie symboliczne zaspokojenie potrzeb wydaje się aspirującym wystarczać. Świadczy to, że przynajmniej na razie poczucie dołączenia do elit, jakie daje "antykaczyzm", jest w stanie zastąpić młodemu Polakowi rzeczywisty awans. Czy jednak znaczy to, że przestał on o nim marzyć, czy tylko, że nadal wierzy, iż będzie miał otwartą drogę?
Irytacja i rozczarowanie
Jeśli Internet jest jakimś źródłem wiedzy o Polakach, to zdaje się wskazywać, że im więcej czasu mija od oddania przez PiS władzy i im mniejsze jest sondażowe poparcie dla partii tudzież szanse na reelekcję prezydenta, tym silniejsze są związane z nimi emocje negatywne. Jak ten fakt rozumieć? Myślę, że intensywność szydzenia z Kaczorów jest sposobem rozładowywania irytacji wynikającej z rozczarowania – na razie jeszcze przeważnie wypieranego – niespełnieniem przez PO nadziei na awans.
Bo, pamiętajmy, to właśnie awans jest główną emocją aspirujących, a antykaczyzm jedynie jej pochodną. Sytuacja Tuska nie jest więc wcale tak dobra, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Przyjęty przez niego styl przywództwa – słabego i miękkiego – opiera się na zaspokajaniu, w zamian za poparcie, oczekiwań korporacji i lobbies. Tych zaś żywotnym interesem jest właśnie utrzymanie w Polsce systemu, w którym awans, sukces są na różne sposoby reglamentowane i zastrzeżone dla "swoich".
Za skutecznym symbolicznym spełnieniem oczekiwań aspirujących po prostu nie może więc pójść ich spełnienie rzeczywiste. A jak długo się uda utrzymać stan, w którym wyborcy zadowolą się samymi pozorami? Zwłaszcza w warunkach spowolnienia, które uczyni wszelki awans jeszcze trudniejszym i jeszcze ściślej reglamentowanym przez rozmaite sitwy – i w chwili, gdy zatkał się wentyl, jakim w ostatnich latach była emigracja?
Powrót do władzy Kaczyńskiego wydaje się dziś równie nieprawdopodobny jak powrót Leppera – nie dlatego, żeby pozyskanie aspirujących nie było w ogóle możliwe, ale wymagałoby to giętkości i wizerunkowej zręczności, której prezes PiS i jego brat wydają się całkowicie pozbawieni. Ale to, że gdzieś za rok wspomniani na wstępie kabareciarze z powrotem zamienią w swoich witzach Kaczorów na Tuska wydaje mi się pewne.
5. Ziemkiewicz rozpaczliwie usiłuje
6. RAZ powiela stereotypy innych pismaków
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
7. ckwadrat!
Errata
8. “>>Solidarność<
Errata
9. Moim zdaniem J. Kaczyński
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
10. Unicom!
Errata
11. Errata
"Jeśli pozwolisz by robactwo się rozmnożyło - rodzą się prawa robactwa. I rodzą się piewcy, którzy będą je wysławiać"
12. Unicorn - a propos kobiet
13. Owszem choć tutaj można
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
14. ckwadrat!
Errata
15. Anita_C,
Tak,masz racje!wiem sam po sobie
Errata
16. NIE media wygrały wybory!
17. wiki3, 日本語が出来る
Errata
18. I nie ludźcie się, że mamy
19. ckwadrat
Errata
20. Skoro młodzież zagłosowała głównie na Tuska
21. Czarku
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
22. Wymagam od polityka i partii
23. Niech chodzą po ludziach, niech stoją pod kościołami w każdą nie
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
24. - ZA
Sorry, że notka cyt. jest przydługa
----------------------------------------------------
"Jakiś czas temu Witek zwrócił uwagę na to, że Polacy mają dość widzenia polskiej polityki czarno – biało http://www.grudqowy.salon24.pl/105552,index.html#comment_1526676 Mają dość podziału na dobry PiS i złą PO albo odwrotnie. Pozwolę się głęboko z nim nie zgodzić. Ale zacznijmy od początku.
Przyjmijmy, że zjawiska polityczne to kolory: Wypowiedź posła A – niebieski, reforma polityczna – czerwony, strajk jakiejś grupy zawodowej – zielony. Każde wydarzenie polityczna ma swój kolor. Teraz pojawi nam się przyporządkowania do odcieni – jasne albo szare. Jeżeli uważamy dane zjawisko za dobre – to odcień jest jasny. Jasno niebieski gdy wypowiedź posła A uznajemy za słuszną. Jasno czerwony gdy reformę polityczną uważamy za słuszną. Jasno zielony gdy strajk uważamy za słuszny. Odcień zaś szary, gdy zjawisko uważamy za złe: ciemny niebieski, nie zgadzamy się z tą wypowiedzią posła A, ciemny czerwony – reformę uważamy za złą, ciemny zielony – strajk jest zły.
Jest wiele kolorów które mogą mieć zarówno odcienie jasne jak i szare. Ale są też kolory, które mają tylko jasne, albo tylko szare odcienie. Mordowanie przeciwników politycznych – jednoznacznie szare. Mówienie nieprawdy o przeciwniku politycznym – jednoznacznie szare. Robienie prywatnych interesów na majątku publicznym – jednocześnie szare. I odpowiednio: obrona interesów ojczyzny – odcień tylko jasny. Trzeba tu zrobić zaznaczenie, że takich jednoznacznie jasnych albo szarych kolorów jest bardzo mało.
Wydarzenia polityczne często się łącza, składają się z kilku innych wydarzeń – kilku innych kolorów, i wtedy możemy oceniać po kolei wszystkie kolory składowe i przyporządkowywać je do odcieni. Możemy też zobaczyć jaki nam wyjdzie po połączeniu tych wszystkich kolorów kolor i wtedy bierzemy się za jego ocenę.
W Polsce mamy z widzeniem kolorów politycznych dwa problemy.
1) Większość społeczeństwa jest daltonistami. Nie rozróżnia prawie żadnych kolorów. Nie potrafi z poszczególnych kolorów wydzielić kolorów składowych. Nie nauczono jej na czym polega podstawowy kolor wszystkich naszych zjawisk politycznych – demokracja.
2) Nasze elity, te które powinny najlepiej czytać ten polityczny zostały tak nauczone, że dla nich nie ma możliwość aby dany kolor miał jakiś odcień. Są tak pewne swoich ocen, że nawet jeśli dobrze widzą kolor, to są w szoku jeśli ktoś próbuje ustawić go w innym odcieniu. A wreszcie co jest sprawą kluczową. Podano im absolutnie złe definicje tych kolorów podstawowych, jednoznacznie szarych albo jednoznacznie jasnych. Bo obrona interesu własnego kraju, nie jest w Polsce jednoznacznie jasna.. jaśniejsza jest obrona interesów jewroEuropy. Z kolei: kwestionowanie pozycji Pana Prezydenta Rzeczypospolitej co jest jednoznacznie kolorem szarym, jest przez nasze elity dopuszczane w odcieniu jasnym.
(teoria kolorów wymaga jeszcze dopracowania przez autora, więc państwo wybaczą, jej opuszczenie, przejdziemy do meritum sprawy)
Uważam siebie za człowieka dobrze przygotowanego do rozróżniania politycznych kolorów. Studia politologiczne wybrałem z pasji. Historię uwielbiam. I sobie siadam czasem przed planszą polityczną. Ponieważ nie wszędzie jestem w stanie dojrzeć, muszę czasem wziąć jakąś lunetę. Tą lunetą są dziennikarze. Tak patrzę czasem przez tą dziennikarską lunetę na coś co wydaje mi się zielonym, mniejsza o odcień, bo to wiadomo sprawa ocenna każdego z nas, ale jasno widzę – zielony, tak zdecydowanie zielony. A dziennikarska luneta mówi: niebieskie. Patrzę na coś innego. To musi być kolor zdecydowanie podstawowy, jednoznacznie szary. Dziennikarska luneta mówi: nie to jest zdarzenie występujące w odcieniach. Najgorzej jest czasem jak dziennikarze zaliczą wtopę. Opisują jakiś daleki kolor, dalekie wydarzenie. A ja tam byłem.. i widziałem i to było całkiem inaczej niż luneta wskazuje. Bywa też, że widzę jakiś kolor – tam jest jakieś zjawisko polityczne, a dziennikarz mówi: tam nic nie ma. Albo pokazuje mi jakieś fantastyczne kolory, bez związku z rzeczywistością polityczną.
No to wyrzucam lunetę. I jest tego tak dużo, że odróżniam tylko jasne i szare. Czerń i Biel. Chciałbym widzieć setki kolorów.. ale lunety nie działają, pokazują nieprawidłowe kolory. A wzrok mój niestety nie sięga tak daleko.. i tam daleko to ja widzę tylko Biel albo czerń. Niech dziennikarze zaczną uczciwiej to opisywać, to wtedy sięgnę po lunety, tak to wole widzieć czarno-biało, ale jednak widzieć.
Ale sprawą kluczową jest to, że obecne kolory przyporządkowali komuniści w 1945 roku. To oni ustawili definicje kolorów podstawowych. Sojusz ze Związkiem Radzieckim stał się jasny. Sojusz z zachodem – szary. Trochę zmian wprowadzono po roku 1989. Ale do porządkowania kolorów wziął się Adam Michnik i Lech Wałęsa – osoby co do których nie mam zaufania, a w wypadku Pana Prezydenta Wałęsy podważam także jego wiedzę i kompetencje do takich czynności. Trzeba nam wreszcie uporządkować te kolory. Do każdego koloru dobrać tabliczkę z nazwą. To do jakich odcieni to przyporządkujemy – nie ważne. Ale kolory muszą mieć swoją nazwę. I trzeba zdefiniować te podstawowe, jednoznacznie szare albo ciemne kolory. Musi to zrobić jedna osoba. Bo jak dwie się za to zabiorą, to jedna drugiej będzie przeszkadzać i układać sprzecznie z tą drugą. Kolor będzie miał dwie tabliczki z wydarzeniem. Jakiś kolor pozostanie bez wydarzenia.
Osobami do porządkowania Polskich kolorów politycznych są Bracia Kaczyńscy.
Nie ma innych.
Rafał Dutkiewicz widzi tylko modernizacje, modernizacje – za wąski horyzont. Adam Michnik tak uporządkuje te kolory, że zamach Piłsudskiego będzie jednoznacznie ciemny, a Stan Wojenny będzie mógł być w dwóch odcieniach. Donald Tusk jak weźmie się za porządkowania kolorów politycznych to się zrobi już syf do kwadratu. Miłość nie jest najważniejszym kolorem politycznym. Jego koledzy tak zrobią, że kręcenie lodów na majątku publicznym będzie występowało w odcieniach. Na to zgodzić się nie można.
Bracia Kaczyńscy! Bo kto inny? Zagranica ma przyjść i nam porządkować kolory?
I póki dziennikarze nie naprawią swoich lunet. Nie ma takiej możliwości, że zrezygnuje z czarno białego widzenia świata.
Ponieważ jest to mój dwusetny wpis na salonie, pozwolę sobie na zwiększoną dawkę patosu.
W Polsce toczy się wojna. Jest to wojna o to aby nienormalne państwo jakim jest III Rzeczpospolita została zastąpiona przez rokującą nadzieje normalności IV Rzeczpospolitą. Na wojnie nie krytykuje się wodzów naczelnych. Sztandar IV Rzeczypospolitej w swych rękach mają bracia Kaczyńscy i to za nimi iść musimy. Nie za Rybitzkim, nie za Dornem, nie za Jurkiem. Być może czasem popełniają błędy. Ale nie nam to oceniać. Ich za to będzie oceniać Bóg i Historia. Oni biorą na siebie tą odpowiedzialność. My odpowiedzialności nie bierzemy żadnej. Czy piszemy za Kaczyńskimi czy przeciw, nie mamy aż takiej odpowiedzialności jak oni. Musimy być z nimi. Chociaż by nas prowadzili w największy ogień, chociaż by nas prowadzili na najbardziej ryzykowne akcje. Musimy. Na tym polega wojowanie.
Niestety nie mamy czasu na dyskusję: czy Kaczyński zrobił coś źle, czy dobrze. Zastanawiasz się, zamyślasz się, zatrzymujesz się – na wojnie jesteś trup. Tuski, Michniki strzelają do nas jak do Kaczek, a my się czasem zastanawiamy czy aczykolwiek Kaczyński mógł tak strzelić do Niesiołowskiego, bo przecież nie było zachowanej odległości, nie było policzone do 10. Strzelają do nas, a my chcemy się bawić w zasady. To jest wojna.
Chcecie żyć w kraju w którym najważniejszą imprezą jest rocznica Nobla dla Wałęsy? W którym czołowym dziennikarzem politycznym jest kobieta po zoologii? W którym można sobie kręcić lody na służbie zdrowia? W którym człowiekiem sukcesu jest Palikot, a człowiekiem porażki jest Roman Kluska? W którym określenie Cham nie jest obraźliwe? W którym sędzia który ściga złodzieji z FOZZ ma wypominaną przeszłość w PZPR.. ci co zaś kierowali PZPR są ludźmi honoru? W którym Sąd raz uśmierca świadka, a wina i tak jest IPN?
Ja mam takiej Polski dość, i jeśli Wy także: to nie gadać.
Maszerować!
http://grudqowy.salon24.pl/index.html
Czyń lub Giń.
STEIN
25. Bo wcale media nie mają o tym mówić!
"alez chodza, jeżdzą, po całej Polsce ;) Tylko widocznie Ziemnkiewicz, a za nim Ty, tego nie widzicie. Dlaczego? Bo media o tym nie mówia ;)"
Marylo - toż właśnie o to chodzi, żeby trafiać bezpośrednio do ludzi, a nie przez media! No to żesz jak o tym mają media mówić, skoro z założenia nie mówią i po to mają chodzic po ludziach, bo media o tym nie mówią..
26. nissan!
Errata
27. Czarek
janekk
28. Janekk - RAZ wie jak pisać
29. Czarek
janekk
30. Errata
"Jeśli pozwolisz by robactwo się rozmnożyło - rodzą się prawa robactwa. I rodzą się piewcy, którzy będą je wysławiać"
31. Mały OT
32. http://mojeanalizy.salon24.pl
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
33. Unicorn, diable rogaty !!!!
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
34. Coś ostatnio mi saloon pada.
:::Najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku::: 'ANGELE Dei, qui custos es mei, Me tibi commissum pietate superna'
35. salon pada co chwila, teraz kolejna "przerwa techniczna"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl