Demografia nie zna litości

avatar użytkownika elig
Czym mierzą swój sukces ogrody zoologiczne? Ano tym, że hodowane przez nie zwierzęta pomyślnie mnożą się w niewoli. Uzyskanie przychówku od jakiegoś rzadkiego egzotycznego gatunku jest wielkim i radosnym wydarzeniem. Wygląda na to, że europejskie kraje postkomunistyczne to takie ZOO, w którym "hodowla ludzi" wyraźnie się nie udaje. Tworzą one JEDYNY obszar na świecie, na którym liczba ludności od ok. 24 lat systematycznie spada. Na przykład w artykule Zdzisława Kościelaka "Mały sasiad, duże kłopoty" z nr 33-34 "Najwyższego Czasu" znajdujemy następujace dane: Litwa liczy obecnie 2,9 mln obywateli, w roku 1989 miała ich 3,7 mln, a w roku 2001 - 3,5 mln. To znaczy, że w ciągu ok. 11 lat /2001-2012/ ludność tego kraju zmniejszyła się o ponad 17%. Ludność Bulgarii spadła w tym samym czasie o 10%. We wszystkich europejskich krajach postkomunistycznych, poza Albanią, Polską, Slowacją i Mołdową liczba mieszkańców znacznie zmniejszyła się po roku 1989. Po raz pierwszy zauważyłam to prawie cztery lata temu w październiku 2009. Napisałam wtedy notkę "Demograficzna zemsta komunizmu" / http://piwnica.tkm.cc/arch/elig3/129456,demograficzna-zemsta-komunizmu.html /. Stwierdziłam w niej: " Wzięłam więc roczniki statystyczne z 1988 oraz z 2007 roku i postanowiłam sprawdzić, jak kształtowała się ona na tle innych europejskich krajów postkomunistycznych. Otrzymane wyniki zadziwiły i przeraziły mnie. Porównałam po prostu liczbę ludności w poszczególnych krajach w roku 1986 lub 1987, oraz w roku 2005 lub 2004 /takie dane były w tych rocznikach/. Okazało się, że wszędzie poza Polską, Słowacją i Mołdową lidzba ludności wyraźnie spadła. W niektórych krajach spadek ten był wręcz dramatyczny. W Bułgarii populacja zmniejszyła się z 8,958 mln do 7,74 mln, czyli o 13,6%, w Estonii też o 13,6%, na Łotwie o ponad 13%, na terenie byłego NRD /łącznie z Berlinem/ o 9,34%, a na Ukrainie o 8,07%. (...) W efekcie liczba ludności europejskich krajów postkomunistycznych zmniejszyła się o ponad 8,4 mln..". Do tematu tego powróciłam w półtora roku później pisząc tekst "Demograficzna zemsta komunizmu - ciąg dalszy" / http://www.ekspedyt.org/elig/2013/02/04/1471_demograficzna-zemsta-komunizmu-ciag-dalszy.html /. Rozważałam w nim dane z lat 2000-2010. Napisałam: " Okazało się, że w roku 2000 europejskie państwa postkomunistyczne zamieszkiwało 345 mln 996 tys. ludzi, a w roku 2010 – 336 milionów 961 tys. Ubyło więc ponad 9 milionów osób w ciagu 10 lat. To tak jakby znikła prawie cała Białoruś. ". Najbardziej zastanawiające jest, że nikt tego nie dostrzega. Owszem, niektóre panstwa martwią się tym i ich władze starają się zmierzyć z tym problemem. Na przykład Putin wprowadził dość hojne "becikowe". Nie dało to jednak efektów. Według rosyjskiego spisu powszechnego z 2010: "Pomiędzy 1989 a 2002 rokiem, Federacja Rosyjska straciła 1,8 mln mieszkańców. Od 2002 roku do października 2010, ubyło z kolei 2,3 mln ludzi.". / http://www.twojaeuropa.pl/2458/spis-powszechny-coraz-mniej-rosjan /. Co więcej, spadła średnia długość życia /dla mężczyzn do 60 lal/. Możemy przeczytać / http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/tydzien-na-wschodzie/2011-12-21/wyniki-spisu-powszechnego-2010-poglebiajacy-sie-kryzys-de /: " Należy zakładać, że wobec mało efektywnej polityki demograficznej, liczba ludności w dalszym ciągu będzie spadać. Odnotowana w ostatnich latach poprawa niektórych wskaźników nie oznacza odwrócenia negatywnych trendów, a jedynie tymczasowe wyhamowanie tempa spadku. Przemawia za tym również fakt, że w okres rozrodczy wchodzi obecnie pokolenie niżu lat 90., które nie będzie w stanie zapewnić prostej zastępowalności pokoleń.". Co więcej w Federacji Rosyjskiej mnożą się głownie muzułmanie. Rosjanie to już tylko 80% jej ludności i ich udział w niej wciąż spada. Co gorsza, według prognoz demograficznych dla krajów postkomunistycznych, ich populacja będzie nadal się zmniejszać. Jeśli chodzi o Rosję to: "Według ekspertów z RosStat perspektywy demograficzne dla Rosji są fatalne. Przez kolejne 20 lat liczba ludności kraju będzie spadać. W 2031 roku może osiągnąć liczbę zaledwie 126,9 mln, czyli aż o 16 milionów mniej niż wynosi obecna populacja Rosji." / http://www.polskatimes.pl/artykul/385865,rosja-wymiera-przez-alkohol-choroby-depresje,3,id,t,sa.html /. Polska, jak dotąd wyszła obronną ręką z tego kryzysu. Mimo wielkiej emigracji /1,5-2 mln osób/ liczba ludności nie spadła w porównaniu z 1989 r. Niestety, prognozy sa złe. W portalu Rebelya.pl / http://rebelya.pl/post/4517/bedzie-3056-mln-polakow-w-2060-roku / można znaleźć prognozę ZUS, według której w roku 2060 w Polsce będzie mieszkać według wariantu optymistycznego - 32 miliony, a według pesymistycznego - 30,5 mln. Te wszystkie dane prowadzą do jednego wniosku - tak zwana "transformacja ustrojowa" w krajach postkomunistycznych wcale się, jak na razie, nie udała. Dziedzictwo komunizmu wciąż zatruwa społeczeństwa tych państw. Nie powstały warunki dla ich rozwoju.

6 komentarzy

avatar użytkownika UPARTY

1. Sprawa z demografią jest prosta.

Otóż warunki ekonomiczne dla ludzi sa tym samym co dostępność pożywienia dla zwierząt. Natomiast społeczeństwo jest naszym ekosystemem. Jeżeli w danym społeczeństwie jest coraz łatwiej o jedzenie i mieszkanie to ludzie nie boją się mieć dzieci, jeśli jest coraz trudniej to powstrzymują się o d ich posiadania. Zamożność naszego społeczeństwa w podstawowych elementach jest na poziomie połowy lat 60-tych. Stać nas na mniej więcej takie same mieszkania jak budował Gomułka, ale zaczyna sie rynek na mieszkania jeszcze mniejsze. Najmniejsze mieszkania budowane w latach 60-tych miały powierzchnie ok 17 m2 a teraz są budowane mieszkania o powierzchni nawet 12 m2! Czynsze nie stanowiły wtedy żadnego kłopotu.
Spadają też możliwości komunikacyjne społeczeństwa. Owszem mamy więcej samochodów ale nie mamy pieniędzy na ich używanie. W czasach socjalizmu podróżowanie było męczące ale dostępne dla każdego. Koleje były tanie, komunikacja miejska za półdarmo. Przed Bożym Ciałem popsuł mi się samochód i przez dwa dni postanowiłem korzystać z komunikacji miejskiej. Okazało sie, ze koszty te są o wiele wyższe, niż gdy korzystałem z samochodu nawet z uwzględnieniem opłat parkingowych. Stało się więc dla mnie w pełni zrozumiałe, że zorganizowanie wycieczki dla uczniów jednej ze szkół z warszawskiego Bemowa na Stare Miasto było jak najbardziej sensowne, bo wycieczka całej rodzin na Starówkę to poważny koszt! Za mojej młodości przejazdy po mieście były kosztem niezauważalnym.
Tak więc ludzie nie mają pieniędzy na normalne życie więc nie mają dzieci.
Dlaczego dotyka to przede wszystkim kraje postkomunistyczne. Odpowiedź na to tez jest prosta.
Po przegranej zimnej wojnie kraje zachodnie zdominowały ekonomicznie nasze społeczentwa. Staliśmy się łupem wojennym. W Polsce było trochę lepiej bo ustawa Wilczka otworzyła drogę do prywatnej mikroprzedsiębiorczości, i ci ludzi jakby obronili część naszych pieniędzy. To jedna przyczyna. Ale jest tez i drug ,ważniejsza. Otóz gospodarczo kraje postkomunistyczne były bardzo słabe. Nawet jak był jakiś przemysł to był on przemysłem "wtórnym". Wszystkie w zasadzie wyroby przemysłowe były to licencje zakupione na zachodzie i dodatkowo jeszcze "uproszczone" dla oszczędności. Nie mogły one w żadne sposób konkurować ani jakością ani użytecznością z produktami oryginalnymi. Nie było więc na nie rynku zbytu. Poza tym obciążenia finansowe produkcji przekraczały znacznie możliwości gospodarki i nie pozwalały na osiągnięcie dochodów mogących sfinansować wzrost gospodarczy. Wzrostu gospodarczego nie da się sfinansować z kredytu. Te nadmierne obciążenia brały się z tego, że nagle wszyscy chcieli się stać "euro". Jedni "euronauczycielami", drudzy "eurourzędnikami", trzeci "eurolekarzami" ale jednym źródłem pieniędzy w systemie jest produkcja dóbr i usług wymienialnych a nie wartość PKB. Wsztscy ci euroentuzjaści doprowadzili swoimi żądaniami do dekapitalizacji bilansowanej w poszczególnych krajach produkcji przemysłwoej, w rezultacie do jej atrofii, to zas powoduje zmniejszenie się ilości pieniędzy w systemie, konieczność dalszego zadłużąnia państwa i cały ten fatalny mechanizm.
Jedynym sposbem na poprawe sytuacji jest dostosowanie wydatków publicznych do możłiwości finasowych gospodarki, ale z uwzględnieniem jej potrzeb rozwojowych. W naszej sytuacji oznaczało by to konieczność zwolnienia z pracy mniej więcej 60% sfery budżetowej a pozostałym zmniejszenia o połowę ich wynagrodzeń. Dodatkowo wymagało by to wprowadzenia mechanizmu zabezpieczajcego sferę budzetową przed działaniami w interesie włąsnym, czy to finansowy, czy emocjonalnym. Wprowadzenia mechanizmu delegalizujacego wszelkie działania administracji nie służace bezpośrednio produkcji dóbr i usług wymienialnych! Czyli w Warszawie nie powinno budować się metra a sieć szybkich tramwajów, w cąłym kraju nie tyle potrzeba nam autostrad co dróg ekspresowych. To tylko najbardziej spektakularne przykłady. To samo dotyczy służby zdrowia. Wzrost nakładów o 20 % na opiekę podstawową zlikwidował by kolejki do lekarzy specjalistów. Spow2odowal by co prawda zmniejszenie ilości drogich procedur medycznych ale nie musiał by spowodować zmniejszenia dostępności do świadczeń medycznych. Kilka lat temu ktoś z moich znajomych, będąc we Frankfurcie nad Menem źle się poczuł i postanowił pójść tam na badania lekarskie, w tym zrobić sobie badanie rezonansem magnetycznym Okazało się, że za zrobienie tego badania prywatnie zapłacił 1/3 tego co musiał by wydać w Polsce! oczywiście ta różnica w cenie jest związana różnicami w sposobie finansowania zakupu sprzętu i nade wszystko kosztami stałymi działalności czyli obciążeniami na rzecz państwa.
Takich przykładów można podać wiele ale wszystkie one sprowadzają się do tego, że to potrzeby państwa muszą dostosowywać się do możliwości gospodarki a nie odwrotnie jak jest u nas. Tylko jak w takiej sytuacji zapewnić osobom pracującym w sferze budżetowej stałe zatrudnienie i stałe zarobki? Nie da się i tyle.
Więc gospodarka zdycha a ludzie nie mają pieniędzy na dzieci więc wszyscy umieramy, ale czy by żyć zgodzimy się na likwidacje przywilejów sfery budżetowej?

uparty

avatar użytkownika elig

2. @UPARTY

Ciekawa analiza. Dobrze byłoby zrobić z tego notkę. Ja uważam, że problemem nie jest jednak budżetówka, ale "podatek korupcyjny" płacony różnym oligarchom i mafiom. O jego wysokosci świadczy to, co działo się przed Euro 2012.

avatar użytkownika amica

3. Żeby to było tak proste...

Dzietność zmniejsza się nawet w krajach bogatych. W Niemczech czy Rosji muzulmanie mają wiele dzieci, choć takie same lub gorsze warunki co rdzenna ludność. Po wojnie była nędza i wyż. Obama ma 2 córki, Bin Laden samych synów ma 40. Kulczyk ma dwoje dzieci, a stać go na wychowanie setki. Może Kulczyków ograniczyła bieda? Jaruzelski i Kwaśniewski maja po jednej córce. Ostatnio słyszałam dowody na wpływ wojującego feminizmu na model rodziny i dzietność. Firmy farmaceutyczne też zbijają fortuny na antykoncepcji. Wzrost liczby rozwodow też nie od rzeczy. W Rosji powszechność aborcji -( średnio każda kobieta ma ich kilka) -- niestabilność rodziny (w sali liczącej parę tysięcy ludzi nie było małżeństwa o 10-cioletrnim stażu, większość Rosjanek młodo wychodzi za mąż i rozwodzi po niewielu latach), Niesprawny system alimentacyjny i brak odpowiedzialności za dzieci ze strony mężczyzn. Sami Rosjanie i Ukraińcy podają, że niewielki procent dzieci jest zdrowy. Ogólnie mówiąc Europa wymiera, bo dusi się własnym tłuszczem i wygodnictwem, Rosja bo chla, rozwodzi, bieduje i zniszczyła poczucie odpowiedzialności za rodzinę, Postkomuna -- bo bieduje, aspiruje do Europy. Polska zniszczyła sobie przedszkola, a bardziej ceni łapówki od wydawców dla ministerstwa niż dzieci (każdego rozłożą co roku zmieniane podręczniki dla paru dzieci, czy cena komunikacji). Wat na ubranka wynosi 25%

avatar użytkownika elig

4. @amica

W Zachodniej Europie liczba ludności sie NIE zmniejsza.

avatar użytkownika UPARTY

5. @amica.@Elig

Demografia jest prosta jak prokreacja. Oczywiście, że dostępność środków antykoncepcyjnych i wczesnoporonnych ma wpływ na przyrost populacji, jednak z pewnym zastrzeżeniem. Otóż ziołowe środki antykoncepcyjne dla kobiet były powszechnie znane zarówno w medycynie ludowej tzw, Czarnej Afryki jak i w Chinach. Dodatkowo w Chinach były znane i łatwo w sumie dostępne środki wczesnoporonne. Nie wpływało to wcale na tzw "dzietność kobiet" . Oczywiście przyrost naturalny był o wiele mniejszy niż "dzietność kobiet", bo ..... higiena, bo brak antybiotyków, bo .... w sumie po co tak troszczyć się o dzieci skoro zawsze można sobie zrobić następne.
Co do ludzi bardzo bogatych i ich dzieci, to najczęściej osoby wyżywające sie w działalności czy to ekonomicznej, czy politycznej nie są specjalnie zainteresowani "życiem rodzinnym". Oni cały czas są zajęci swoimi sprawami a rodziny mają bo tak wypada.
Jeśli zaś chodzi o naszych milionerów, to też nie jest prosta sprawa. Zamożny na pewno był ojciec J.Kulczyka, producent bardzo prostego mydła o konsystencji pasty - tzw pasty BHP natomiast jaki jest stan majątkowy jego syna - tego nie wiem. Powszechnie się uważa że posiadanie pieniędzy wiąże się ze swobodą w dysponowaniu nimi. Czy taką swobodę posiada J. Kulczyk? Raczej nie posiada jej wcale. Tak przynajmniej wynikało z jego zeznań przed komisją sejmową. O jego wydatkach decydują ludzie znajdujący sie w jego najbliższym otoczeniu i co więcej nie zawsze ma on wpływ co to sa za ludzie.
Pamiętam taką sytuację z początków lat 90-tych . Jakaś prywatna firma amerykańska przejęła kontrolę na polską firma inwestycyjną i przysłała tutaj swojego dyrektora. Ta pani postanowiła zerwać współpracę z firmą nalężącą właśnie do Kulczyka, wycofać z niej kapitały i skierować je gdzie indziej. Było to opisywane w prasie jak w odpowiedzi na żądanie zwrotu pieniędzy usłyszała, że ... ma kiepskich doradców. Zwrotu pieniędzy nie otrzymała a sama wróciła do USA . Moje pytanie brzmi następująco. Czy osoby które zapewniły firmie kapitały zrzekły sie prawa do dysponowania nimi w momencie przepisania ich na firmę należącą do Pana Kulczyka, skoro oni je gwarantowali? Raczej nie .Jeśli zaś to oni dysponują kapitałami firm Pan Kulczyka, to czym dysponuje Pan Kulczyk?
Tyle jeśli chodzi o odpowiedź amice, bo fakt iż ludność np Szwecji wcale się nie zmniejsza przytoczyła już Elig.
Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne i nasze problemy ekonomiczne to pisanie o nich jest trudne. Ludzie nie są gotowi przyjąć do wiadomości, że nasz przemysł stworzony w latach PRL był bardzo mało warty mimo, że był bardzo drogi. Trudno jest przyjąć do wiadomości fakt, że fabryka w Ursusie produkowała bardzo niskiej jakości traktory i jej rynek zbytu nie pozwalał na sfinansowanie poprawy ich jakości, że nasi inżynierowie nie potrafili zmodernizować silników tak by spełniały jakiekolwiek normy ochrony środowiska, że trzeba więc było kupować silniki za granicą ale to wiązało się z koniecznością zapłacenia dość wysokiej ceny związanej z koniecznością pokrywania kosztów ich modernizacji poza naszym systemem gospodarczym. W rezultacie marża zysku była zbyt niska by można było modernizować produkcję. Dalszym skutkiem było to, że zakup takiego traktora był mniej efektywny ekonomicznie niż zakup traktora z drugiej ręki z rynku niemieckiego czy duńskiego. Jak można ludziom wytłumaczyć, że podniesienie przez PO podatków zmusiło firmę Zelmer do tego by sprzedała się ona firmie Bosh, bo nie miała pieniędzy na utrzymanie jakości produkcji a podatki trzeba było podnieść, bo nauczyciele i lekarze zarabiają za dużo. Jak powiedzieć ludziom, że podatek korupcyjny jest związany z tym, że urzędnicy i sędziowie nie mają poczucie tego iż służą państwu a uważają , ze pracują jak każdy i jak każdy chcą zarabiać jak najwięcej a nie jak najmniej, że znaczna część tego podatku korupcyjnego idzie na potrzeby urzędów, w których pracują, bo chcą mieć lepiej wyposażone biura więcej pieniędzy na podróże itp.
Gdy prezes jednego z banków spowodował wypadek samochodowy, w którym zabił cztery osoby być może policjantom wcierającym sprawę w ścianę dał jakieś pieniądze ale nie koniecznie. On kupił za pieniądze banku kilka radiowozów dla miejscowego posterunku w ten sposób, że wspomógł miejscową gminę dotacją celową.
Oczywiście, ze przy okazji prywatyzacji przemysłu wielu ludzi dorobiło się niezłych pieniędzy, ale furtką do tej korupcji były potrzeby władz lokalnych, były potrzeby służbowe poszczególnych ministerstw. To władze lokalne i ministerstwa specjalnie zostawiały furtki dla lewych pieniędzy, bo same ich potrzebowały a to, że przez te furki przepłynęło tych pieniędzy o wiele więcej to już jakby inna sprawa.
Czy ktokolwiek chce czytać o tym, ze sam jest winien swojej biedy?

uparty

avatar użytkownika amica

6. Tak, ale

Rzeczywiście ludność Europy nie maleje, ale duzy wplyw na to ma imigracja, co niesie jednak problemy. Dla rdzennych Niemców wielodzietne rodziny nie sa wzorem społecznym. Francja dużym kosztem poprawiła statystyki. O tym mówię, że osoby wyżywajace się w działalności i bogate nie sa zainteresowane dziećmi . Nie sa, bo taki jest trend kulturowy. Ciągnąc logicznie myśl -- osoby biedne nie stać, bogate -- nie są zainteresowane. Kennedy senior miał kilkoro dzieci, Robert -- parę, a Klinton/Obama -- jedno dwoje. Dziecko nie jest nadzieją i symbolem statusu, a obciążeniem. Wszystkie prawa dziecka i ingerencje powodują, że mamy do czynienia z rozwydrzonymi, roszczeniowymi bachorami kuszonymi reklamą. Ubezpieczenia zastępują dzieci n starość . Teraz stuprocentowa antykoncepcja nie jest wiedzą zielarską, jest rozdawana każdemu i młodzież do niej zachęcana. Farmacja chce niewiasty od lat 10 do menapauzy obdarować antykoncepcją. To złoty biznes. W Rosji aborcja traktowana jak drobna niedogodność. Ogólnie chodzi mi o to, że o braku dzieci decyduje nie głównie ekonomia, ale wiele czynników