Kustosze historii odchodza ...28 lipca 2013 roku zmarł Ks. kan. Jan Makowski ps. „Orzeł" - Powstaniec warszawski, pułkownik AK
Proboszcz który ukoronował obraz matki boskiej Lewczyńskiej, infomują z żalem Wszechpolacy Grójec. https://www.facebook.com/WszechpolacyGrojec?hc_location=stream
Człowiek niezwykle zasłużony dla naszych terenów.
Pogrzeb odbędzie się 2 sierpnia 2013, godz. 12.00, sanktuarium MB Lewczyńskiej w Lewiczynie, Msza Św. pod przewodnictwem Abp. Henryka Hosera SAC. Po czym nastąpi złożenie ciała do grobu kapłańskiego.
Wspomnienia Ks. Jana Makowskiego można znaleźć na stronie diecezji Warszawsko-Praskiej: http://www.diecezja.waw.pl/
Zapraszamy wszystkich wiernych aby towarzyszyli Księdzu, w jego ostatniej drodze.
28 lipca 2013 roku o godz. 18.55
zmarł w Domu Księży Emerytów w Otwocku,
w wieku 88 lat,
z tego w kapłaństwie 62,
ś.† p.
Ksiądz kan. Jan Makowski
Jan Makowski urodził się 25 czerwca 1925 w Pruszkowie z rodziców Adama i Bronisławy z domu Laskowskiej.
Święcenia kapłańskie otrzymał 16 grudnia 1951 z rąk Kard. Stefana Wyszyńskiego
Pracował w parafiach:
- wikariusz, Św. Michała Arch., Goszczyn, 16.12.1951-20.12.1952
- wikariusz, Św. Wita, Karczew, 20.12.1952-21.05.1954
- wikariusz, Przemienienia Pańskiego, Radzymin, 21.05.1954-10.02.1956
- wikariusz, MB Anielskiej, Warszawa-Radość, 10.02.1956-31.12.1956
- wikariusz, MB Królowej Polski, Warszawa-Anin, 31.12.1956-16.06.1962
- proboszcz, Św. Wojciecha BM, Lewiczyn, 16.06.1962-10.06.1977
- proboszcz, Św. Wojciecha BM, Biała Rawska, 10.06.1977-16.06.1986
- proboszcz, Św. Jana Chrzciciela, Pniewnik, 16.06.1986-19.08.1991
- mieszkaniec, Dom Księży Emerytów, Warszawa-Otwock, 19.08.1991-28.07.2013
Inne funkcje kapłańskie:
- dziekan, Dekanat Bialski, 10.06.1977-16.06.1986
Porządek uroczystości pogrzebowych w dniu 2 sierpnia 2013:
- godz. 8.30, DKE w Otwocku, Msza Św. pod przewodnictwem Bp. Kazimierza Romaniuka
- godz. 12.00, sanktuarium MB Lewiczyńskiej w Lewiczynie, Msza Św. pod przewodnictwem Abp. Henryka Hosera SAC. Po czym złożymy ciało do grobu kapłańskiego
Panie Jezu, okaż Ks. kan. Janowi swoje miłosierdzie!
Ks. Jan Makowski, ps. „Orzeł”
Mój życiorys
Urodziłem się 25 VI 1925 r. w Pruszkowie z ojca Adama i Bronisławy z domu Laskowskiej. Szkołę Powszechną ukończyłem w 1939 r. w Pruszkowie. W klasach VI i VII należałem do Związku Harcerstwa Polskiego i do modelarii. Wiele mi to dało. Także uczestniczenie w obozie harcerskim w górach nad granicą rumuńską. Atmosfera patriotyczna, zdobywanie sprawności rozwijało i utrwalało we mnie poświęcenie dla Polski.
W 1939 r. zostałem przyjęty do Szkoły Rzemieślniczo-Przemysłowej w Pruszkowie. Po jej ukończeniu i złożeniu egzaminów uzyskałem czeladnika rzemiosła tokarskiego. Władze niemieckie zaraz po ukończeniu szkoły skierowały mnie pod przymusem do pracy w Fabryce Obrabiarek i Narzędzi w Pruszkowie.
Od października 1941 r. do stycznia 1945 r. działałem w organizacjach wojskowych: Służba Zwycięstwu Polsce, Związek Walki Zbrojnej i Armii Krajowej. Od stycznia 1943 r. byłem w plutonie ppr „Orlika” (T. Nowacki) w VI Pułku Rejonu Obroża w Pruszkowie. Szkolenie wojskowe (musztra, regulaminy piechoty, ćwiczenia z bronią, ćwiczenia w terenie) traktowałem jako przygotowania do powstania ogólnonarodowego.
W Powstaniu Warszawskim uczestniczyłem od 1 sierpnia 1944 r. Początkowo brałem udział w rejonie Pruszków-Ostoja dla zdobycia broni, w lasach chlebowskich, sękocińskich. W akcji Paszków na moich oczach zginęli dowódcy sztabu im. H. Göring.
Dnia 17 VIII 1944 r. jestem w Grupie Kampinos AK, batalion mjra „Korwina”, kompania por. „Nowiny” – służba ubezpieczająca na palcówkach, walki i zasadzki na okupantów.
Od dnia 7 X 1944 r. jestem w kompanii lotniczej do zadań specjalnych por. „Lawy” (T. Gaworski). Odbieranie zrzutów broni dla powstańców warszawskich. Walki: Pilaszków, Zaborówek.
Dnia 29 IX 1944 r. awans na kaprala. Dnia 28 IX 1944 r. przemarsz w kompanii por. „Lawy” z Puszczy Kampinoskiej do Gór Świętokrzyskich. Dnia 4 X 1944 r. całodzienna bitwa w lasach brudzewickich (7 kolegów zabitych, 8 rannych). Dnia 8 X 1944 r. rozformowanie kompanii. Dnia 15 X 1944 r. powrót do Pruszkowa i przejście do konspiracji.
Za rządów komunistycznych, w okresie tak zwanego utrwalania się władzy ludowej byłem wysłany z rozkazem przez mojego dowódcę ppor. „Orlika” (T. Nowickiego) do Łodzi. Do kolegi, który znał tam warunki. Planowane było porwanie samolotu i ucieczka za granicę. Omówiłem z kolegą treść rozkazu: zdobycie jak najwięcej wiadomości o tym, jakie zasady panują na lotnisku, w czasie lotu itp. A następnie przyjazd do Pruszkowa i kontakt z „Orlikiem”.
Od października 1944 r. pracowałem w Fabryce „St. Majewski w Pruszkowie”. W latach 1945-1946 chodziłem do Liceum Matematyczno-Fizycznego w Pruszkowie, gdzie uzyskałem świadectwo dojrzałości.
Udział w powstaniu warszawskim był dla mnie czymś oczywistym. Usunięcie hitlerowców z naszej ziemi, nawet za cenę oddania swojego życia. Po powstaniu rozgorzały różne dyskusje, zależnie od wytworzenia sobie opcji, na temat czy powstanie było potrzebne czy nie, i na temat krajów, które nie pomogły Polsce. To wzbudziło we mnie zastanowienie. Na podstawie utrwalonych w sobie przez rodzinę przeżyć patriotycznych do Polski (Bóg, Honor, Ojczyzna) oddania za Nią swojego życia, zacząłem wartościować.
Powstało we mnie pytanie, jak dalej się poświęcać, i dla kogo, jeżeli tyle jest nierzetelności i niesłowności w ważnych sprawach dla naszej Ojczyzny Polski od ludzi i państw, które przyrzekły pomoc w razie napaści wroga – a nie przyszły z pomocą.
Wychowywany w rodzinie religijnej skierowałem swoje zainteresowanie na osobę Jezusa. On jest Synem Boga Żywego. Pismo Święte mówi, że Bóg jest Prawdą, Miłością prawdziwą, że kocha wszystkich ludzi, a wszyscy są grzeszni, słabi, gdyż ciąży na nich pierwsze nieposłuszeństwo Adama i Ewy. Przeżywałem na żywo okrucieństwo komunizmu i hitleryzmu, więc stawało się dla mnie jasne, że najszlachetniejszą drogą życia, jest poświęcenie się dla Boga, żyjąc według nauki Jezusa. Zdobywać świętość i poświęcać się dla ludzi. Pomagać Jezusowi zbawiać.
Zachwyciło mnie porównanie bardzo trafne – jak przez pustynię idzie karawana i prowadzi ją doświadczony przewodnik, to doprowadza wszystkich do oazy. Chyba, że ktoś da się skusić fatamorganą, odłączy się od karawany, wtedy ginie w piaskach pustyni.
Takim przewodnikiem doświadczonym, najpewniejszym dla każdego człowieka podróżującego przez życie ziemskie jest Jezus Chrystus Syn Boga Żywego. On ma wszystko co potrzebne dla ludzi słabych i błądzących, może sprostać każdej naszej potrzebie, jeżeli człowiek nie odłączy się sam od Niego. Dostrzegłem, że w tej karawanie życia idą młodzi, dojrzali i starzy ludzie, że odłączenie się od przewodnika Chrystusa związane jest z wolną wolą, ale i z osobistą odpowiedzialnością za wybór. Odłączenie od Boga pociąga za sobą gubienie dobra, pozostawianie po sobie zła, krzywd, a nawet śmierci. Tego doświadczyło moje pokolenie żyjące w czasie II wojny światowej.
Życie niezgodne z zasadami nauki Bożej Chrystusa, pociągało dla przykładu zabijanie dzieci nienarodzonych. Matki, które zbijały swoje nienarodzone dzieci, niszczyły w sobie przez takie zbrodnie piękne wartości potrzebne do wychowania prawidłowego dalszych swoich dzieci. Matki z takimi wyłomami, brakami przestały być zdolne do przekazywania pięknych wartości poszanowania życia. Ich dzieci muszą wiele wysiłku podjąć, by żyć normalną głębią moralną przykazań Bożych, bo tak łatwo im przychodzi upodobanie bez przyczyny bicie i okrucieństwo. Cieszą się z przekroczeń przykazań tylko anioły upadłe, które niegdyś zbuntowały się przeciw Bogu, a teraz udaje się im nakłaniać do podobnego buntu przeciw Bogu ludzi, by zabijali swoje dzieci.
Każdy człowiek, który od Chrystusa przewodnika odchodzi, odchodzi też od przykazań Bożych danych dla szczęścia człowieka, popełnia grzech, który niesie w sobie krzywdzenie. Widać to w polskich sądach i innych krajów po wielkich ilościach spraw. Media podają dość często, że sądy są zawalone wieloma sprawami i stają się niewydolne. A przecież każda sprawa, za wyjątkiem spraw tendencyjnych, to przekroczenie któregoś przykazania, to czyn niezgodny z nauką Chrystusa. Albo ogłoszenia, że trzeba budować ciągle nowe więzienia, gdyż obecne nie mogą pomieścić skazanych. Wielu lekarzy twierdzi, że niezachowanie przykazań Bożych wprowadza ludzki organizm w różne choroby, a zwłaszcza związane z psychiką. I w tym utwierdzałem się ciągle.
Szczęśliwy człowiek zagubiony w życiu, gdy powróci do przewodnika Zbawiciela po błędach oddalenia się. Dobrze gdy ludzie świadomie porzucają trwanie w grzechach, błędne teorie i się przekonują, że to była fatamorgana, czyli odejście od Syna Boga Żywego, przewodnika najpewniejszego – i wracają. A jednocześnie zainteresują się piękną nauką zbawczą i upewnią się, że Bóg ich tak kocha, jak nikt z ludzi, zaczynają życie prawdziwie radosne z Bogiem. Zgłębiają, że Syn Boży przyjął ciało z Niepokalanej Maryi, aby pouczyć, jak żyć na świecie, że to Ciało złożył w ofierze na krzyżu, by nas zbawić, że w cierpieniach, jakie przeżywamy w życiu i zwracamy się do Zbawcy, On nie jest obojętny, ale pomaga, odpowiadając z krzyża, pokazując, jak cierpi całkowicie niewinny, kiedy przebijają Go gwoździami.
Byłem świadkiem zbrodni w czasie ostatniej wojny i widziałem wiele cierpienia starszych i dzieci, ale też doświadczyłem wielkich dobroci od ludzi umiejących czynić dobro, ludzi, którzy poświęcili swoje życie Bogu, pełni radości. Łatwo wyciągnąłem z tego wnioski.
Dnia 23 X 1946 r. zostałem przyjęty w poczet studentów Uniwersytetu Warszawskiego na Wydział Teologii Katolickiej, który ukończyłem w 1951 r. Jako alumn III kursu otrzymałem 5, 6 i 12 III 1949 r. tonsurę oraz 4 święcenia niższe z rąk J. Em. Ks. Prymasa Polski dr Stefana Wyszyńskiego. Dnia 21 X 1951 r. otrzymałem święcenia subdiakonatu z rąk J.Ek. Ks. Bp. Zygmunta Choromańskiego. Święcenia diakonatu otrzymałem dnia 11 XI 1951 r. z rąk J.Ek. Ks. Bp. Wacława Majewskiego. Święceń kapłańskich udzielił mi J.Em. Abp Dr Stefan Wyszyński, Prymas Polski dnia 16 XII 1951 r.
Jako wikariusz-prefekt pracowałem w Goszczynie, Karczewie, Radzyminie, Warszawie-Radości i Aninie.
Jako proboszcz pracowałem parafii Lewiczyn. Po wybudowaniu nowej plebanii, a przed koronacją Matki Bożej Lewiczyńskiej zostałem odznaczony przywilejem rokiety i mantoletu przez Prymasa Polski Tysiąclecia.
W Białej Rawskiej byłem 9 lat proboszczem i dziekanem. Wybudowałem świątynię w Szczukach, odległej wsi 10 km od Białej Rawskiej. Powstała nowa parafia, a ta świątynia jest obecnie sanktuarium Św. Maksymiliana Kolbego. W Wólce Lesiewskiej wybudowałem nową kaplicę dojazdową i rozpocząłem budowę kaplicy w Błażejowicach, doprowadzając budowę do sufitu. Władza Duchowna przeniosła mnie do Pniewnika.
W parafii Pniewnik byłem 6 lat. Przejąłem w Radoszynie budynek szkolny i dla wygody wiernych przerobiłem na kaplicę dojazdową.
Dnia 19 VIII 1991 r. Władza Duchowna przeniosła mnie na emeryturę i zamieszkałem w Domu Księży Emerytów, początkowo w Warszawie, a obecnie w Otwocku.
Dopiero po wstąpieniu do ZWZ i do AK lepiej zrozumiałem, jaki skarb przekazali mi rodzice. Uczestnicząc w niebezpieczeństwach, jakie przyniosła wojna, miłość do Boga i Ojczyzny nabrała sensu poświecenia się przy wypieraniu Niemców z naszej polskiej ziemi. A także walki z komunistami, by Polska była wolna.
Miałem rodziców, którzy byli patriotami. Ojciec imponował mi, kilkunastoletniemu chłopcu, gdy go oglądałem z zapartym tchem w kinie pruszkowskim na Kronice Filmowej. Szedł w delegacji legionistów, w mundurze wojskowym, na piersi z krzyżami i orderem i składał wieniec na grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Słuchałem, gdy opowiadał o walkach i pokazywał miejsce na ręku trafienia go kulą bolszewicką podczas I wojny światowej. Matka moja była głęboko wierząca i kochająca Boga. Ona nas prowadzała do kościoła na Msze i nabożeństwa. Sama przestrzegała Przykazania Boże i we mnie to zaszczepiła. Przed domowym ołtarzykiem codziennie długo klęczała na modlitwie.
Poznałem także, jak poświęcać się dla Boga i Ojczyzny z literatury i historii. Są tam piękne opisy. Ale dowiedziałem się tego w całej rozciągłości w potyczkach, zasadzkach z Niemcami, a zwłaszcza w całodziennej bitwie w lasach brudzewickich, kiedy zostaliśmy okrążeni. Obok mnie kolega trafiony kulą, krzyknął: „o, moja żona i dzieci”, o jaki to był ton jego głosu. Albo po całodziennej bitwie pod osłoną nocy w ciemnym lesie, gdy dźwigałem kolegę ciężko rannego, na swoim prawym ramieniu, jednego z 7 rannych. Jak położyłem go na łóżku w chacie wiejskiej na białej pościeli. Krew do tej pory wsiąknięta w ubranie, czerwoną wielką plamą odbiła się. Ja wsłuchany byłem w jęczącego kolegę, a kobiety zobaczywszy to, spontanicznie krzyknęły i zaczęły głośno płakać.
Albo, gdy kolegów zabitych lub ciężko rannych zostawia się na miejscu walki i ze smutkiem od nich się odchodzi, przygnębionym i napełnionym niemożnością pomocy.
Albo, gdy podczas ognia huraganowego, strzela się z lekkiego karabinu maszynowego. W tym napięciu strzelaniny nie umiałem rozgrzanej lufy wymienić na inną, tylko szarpałem ja i mój kolega, gdy podczas ćwiczeń nigdy nie sprawiało to żadnych najmniejszych trudności.
Jakie to bardzo smutne przeżycie zostawiać kolegów na polu boju poległych i bardzo ciężko rannych, gdy się od nich odchodzi. Serce się kraje, że nie można im pomóc. Tę gorycz trudno opisać. Tak zostawiliśmy porucznika pseudonim „Domek” – pilota lotnictwa. Trafiony kulą w piętę miał duży upływ krwi, a nie dało się skutecznie zahamować. Razem ćwiczyliśmy i przygotowywaliśmy się. Ci koledzy ukończyli wędrówkę swego życia, a my mamy dalej walczyć i działać w różny sposób o dobro, sprawiedliwość, wiarę.
Jeżeli jestem przy grobach na cmentarzach parafialnych czy mogiłach przydrożnych tych, co polegli, by Polska była wolna, to zawsze widzę żywy przykład miłości Ojczyzny i on powinien posłużyć rodakom dla celów wychowawczych dla następnych pokoleń. Słowa „Wolność krzyżami się mierzy” bardzo pasują do Polski.
Niezachwianą postawę do działania w życiu dało mi wyraźne poznanie postaci Jezusa. On miał w sobie świadomość, że jest Synem Boga Żywego. A Jego boska nauka potwierdza to w Jego codziennym działaniu, że nie jest tylko zwykłym człowiekiem, ale że ma także naturę boską.
Budowanie życia swojego na osiągnięciach ludzkich, którzy ciągle się chwalą osiągnięciami i wycofują się z nich nie zgadza się w porównaniu z nauką Jezusa. Wielu ludzi w poprzednich wiekach, co postawiło na nauce ludzkiej – zawiodło się. I nie tylko sami się zawiedli, ale na niej bazując jako na czymś prawdziwym, wysnuli błędne ujęcia, a niektórzy mając władzę, jednych pozbawili zdrowia, innych życia. Tylko Jezus uczy miłości bliźniego jak siebie samego – więcej – przebaczaj i miłuj wrogów. W moim życiu jasno widziałem podczas studiowania na Uniwersytecie, z jaką pychą mówili hitlerowcy, a potem stalinowcy o osiągnięciach naukowych odrzucających Boga, twierdząc, że co tylko oni mówią jest prawdziwe i dobre. Jednak w krótkim czasie okazało się to błędne i szkodliwe. Wielkie miliony ludzi pozbawione zdrowia lub życia. Podobne przejawy pychy dostrzegałem w historii ludzkości. Odrzucając Boga w stworzeniu świata i odkupieniu ludzi, wielu pobłądziło. Ich dociekania ogłaszane jako naukowe, musiano nieśmiało pomijać i zaprzestawać wykładana uniwersytetach. I tak jest dziś w astronomii. Nauka prawdziwa rozwija się bardzo wolno. Myślę też, że zawsze w granicach – ze Bóg jest Stwórcą wszechświata, człowiek dziełem Boga.
Papieże, a zwłaszcza ci ostatni Jan Paweł II i Benedykt XVI wiele światu pomogli przez delikatne wyjaśnianie błędnych ujęć i wskazali na rozwiązania prawdziwe.
Za udział w walkach powstańczych zostałem odznaczony:
- Londyn – Medal Wojska Nr 39749, dnia 15 VIII 1948
- Londyn – Krzyż Walecznych Nr 36486, dnia 30 XII 1949
- Londyn – Krzyż Armii Krajowej Nr 36996, dnia 17 IX 1986
- Warszawa – Warszawski Krzyż Powstańczy Nr 6-82-109K, dnia 13 I 1982
- Warszawa – Odznaka Partyzancka Nr 87 nadana przez Naczelnego Dowódcę „Szymona” (J. Krzyczkowskiego)
- Warszawa – Odznaka Pamiątkowa Akcji Burza, Nr I/23/09/128
- Warszawa – Odznaka Weterana Walk o Niepodległość Nr 2336/BR/266, dnia 15 XII 1995
- Warszawa – nadanie I stopnia oficerskiego (podporucznika) Nr W.111-114-2000, dnia 17 XI 2000
- Warszawa – Mianowanie na stopień porucznika, dnia 28 V 2008
- Warszawa – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski Nr 4-2009-30, dnia 9 I 2009
W Parafii Lewiczyn byłem proboszczem przez 15 lat. Kiedy Władza duchowna przeniosła mnie do parafii Biała Rawska, Radzie Parafialnej powiedziałem, że moim pragnieniem jest być pochowanym na cmentarzu parafialnym w Lewiczynie. Przyjęli to z zadowoleniem wielkim.
Moje pragnienie powstało pod wpływem ukochania Cudownego Obrazu Matki Bożej Lewiczyńskiej, przywiązania do świątyni zabytkowej, a także mieszkańców parafii, którzy obdarzyli mnie wielką życzliwością.
Przyszedłem do parafii po ukończeniu działań wojennych i należało wykonać wiele prac podstawowych. By je wykonać prosiłem często o pomoc parafian. Byłem zaskoczony wielką ich życzliwością. Na moje prośby odpowiadali zawsze pozytywnie. Moje i parafian wysiłki skierowane były, aby oprawa Cudownego Obrazu Matki Bożej Lewiczyńskiej – ta bliska i dalsza – były okazałe. To jest otoczenie, świątynia drewniana, a we wnętrzu świątyni zabytkowej wystrój i obrazy. Wszystko wymagało konserwacji. Wspólne dążenia i działania wzbudzały w moim sercu radość, ale jednocześnie podejmowanie coraz to nowych przedsięwzięć np. szukanie najlepszych konserwatorów, budowy nowej plebanii oraz przeprowadzenie koronacji Cudownego Obrazu Matki Bożej Lewiczyńskiej. Poczułem się jak ojciec wśród życzliwych dzieci, co czują się współodpowiedzialne za posiadanie Cudownego Obrazu. Często przeżywałem wiele radości z ich poświęcenia czasu i pracy. Sam przecież brałem w tym udział. To zdecydowało, żeby być pochowanym blisko Cudownego Obrazu.
Otwock, dnia 2 lutego 2009 r.
Ks. Jan Makowski
(Z listu do S. Teresy Wolskiej OSB z dnia 18 listopada 2009 r.:)
Przesyłam mój życiorys i myślę, że będzie Siostra zdziwiona, bo tam jest cała moja droga, którą przebyłem, droga moich wyborów i decyzji. Po niebezpieczeństwach w zawierusze wojennej, w której nie zginąłem od kul hitlerowców i więzień komunistycznych, wyszedłem na proste działanie po decyzji zostania kapłanem. Najbardziej w moim życiu umiłowałem parafię Lewiczyn, gdyż ludzie za mojego 15-letniego proboszczowania kochali cudowny Obraz Matki Bożej Lewiczyńskiej. Na ich pragnienie odpowiedziałem z entuzjazmem. Poczułem się jak ojciec. Na wszystkie prośby i prace odpowiadali pozytywnie. Tak wiele razy, to jest po każdej pracy, z radością dziękowałem. W ten sposób żyjąc pokochałem Cudowny Obraz Matki Bożej, świątynię zabytkową i tak wielu życzliwych ludzi. Postanowiłem zanim odszedłem z parafii, i powiedziałem radnym, że chciałbym być pochowany na cmentarzu w Lewiczynie, wśród parafian, gdyż uważałem ich za braci. Ucieszyli się.
Zawdzięczając wiele Bogu i opiece Maryi, postanowiłem wszystkie krzyże i odznaczenia ofiarować jako wotum dziękczynne do Cudownego Obrazu MB Lewiczyńskiej i tak uczyniłem, gdy przeszedłem do Białej Rawskiej. A miniatury krzyży ofiarować do obrazu MB w Białej Rawskiej.
W tym roku Prezydent Polski Lech Kaczyński odznaczył mnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Miniaturę tego krzyża przesłałem do obrazu w Białej Rawskiej, a krzyż do Cudownego Obrazu w Lewiczynie.
Obecnie żyję sobie spokojnie, dobrze się czuję w tym domu. Choć siły słabną, zgadzam się na wszystko z Wolą Bożą.
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Do Pani Maryli
Szanowna Pani Marylo,
Módlmy się za duszę kapłana niezłomnego,żołnierza oficera Armii Krajowej
księdza kanonika, pułkownika Armii Krajowej Jana Makowskiego
Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie.
Wyrazy ubolewania
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
2. Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie.
testament Księdza żołnierza Hufców Maryi zostanie wypełniony.
Radzie Parafialnej powiedziałem, że moim pragnieniem jest być pochowanym na cmentarzu parafialnym w Lewiczynie
Sanktuarium Matki Bożej Lewiczyńskiej Pocieszycielki Strapionych
Przełomowym wydarzeniem w 400-letniej historii Sanktuarium była uroczysta koronacja Cudownego Obrazu 10 sierpnia 1975 r. Wtedy to kardynał prymas Stefan Wyszyński nałożył koronę na głowę Dzieciątka Jezus, a głowę Matki Bożej ukoronował metropolita kardynał Karol Wojtyła.
O
tym wzniosłym wydarzeniu wspomniał kardynał Karol Wojtyła jako Ojciec
Święty Jan Paweł II w błogosławieństwie dla wiernych modlących się przed
cudownym obrazem: "Z serca przepełnionego apostolską miłością
błogosławię wszystkim parafianom i pielgrzymom, którzy modlić się będą
przed cudownym obrazem Matki Bożej w Lewiczynie, który dane mi było
koronować 10.08.1975 r. z Prymasem Tysiąclecia - Stefanem Kardynałem
Wyszyńskim".
Warto
dodać, że w prezbiterium lewiczyńskiego sanktuarium znajduje się to
błogosławieństwo. Jest ono wykaligrafowane na pergaminie z wizerunkiem
Ojca Świętego Jana Pawła II oraz z jego własnoręcznym podpisem. Księga
cudów i łask za przyczyną Matki Bożej Lewiczyńskiej ciągle jest
uzupełniana o niezwykłe uzdrowienia fizyczne i duchowe, a liczne
nawrócenia i postanowienia odmiany życia skłaniają rzesze odwiedzających
to miejsce pielgrzymów i turystów do modlitwy i refleksji nad swoim
życiem.
Sanktuarium przez wieki było miejscem pielgrzymek. Związne są z nim liczne pamiatki, jak również historie łask.
Dopiero rozbiory i represje po powstaniu styczniowym przerwały czas świetności Lewiczyna. Ukazem carskim zlikwidowano bractwa religijne, parafię pozbawiono dóbr i ziemi, a ówczesnego proboszcza zesłano na Syberię na 25 lat katorgi. Sanktuarium miało pogrążyć się w niepamięci, więc zaborcy przesunęli także główny szlak drogowy, łączący Kraków z Warszawą, o kilka kilometrów na wschód.
Do sanktuarium jednak wciąż podążają pielgrzymki, zwłaszcza że w miejscu tym wciąż obficie udzielane są łaski .
http://www.sanktuarium-lewiczyn.pl/index.php/historia/koronacja
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. Smutne..
Smutne, ale rzeczywiście ich żegnamy. Niedawno pochowaliśmy Hannę Szwankowską, która była w dowództwie AK i całe życie poświęciła historii Warszawy.