Ksiądz Lemański, a konflikt w Wierzbicy

avatar użytkownika elig
Gdy czytałam o nieposłuszeństwie ks. Lemańskiego, uświadomiłam sobie, że coś bardzo podobnego działo się w diecezji sandomierskiej. Było to w latach 60-tych XX w, a dotyczyło parafii Wierzbica k. Radomia. Wytężyłam pamięć, przypomniałam sobie kilka szczegółów, a potem zajrzałam do sieci. Znalazłam w niej artykuł Szczepana Kowalika "Wierzbicka wojna z biskupem Gołębiowskim" / http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/ksieza_niezlomni/piotr_golebiowski/ / oraz wspomnienia księdza infułata Józefa Wójcika, uczestnika ówczesnych wydarzeń / http://archiwum.dlapolski.pl/informacje/Czytaj-art-3858.html /. Historia ta okazała się wręcz fascynująca i pokazująca wyraźnie, jak szkodliwa może być pycha. Postanowiłam omówić ją na moim blogu, obficie cytując ks. Wójcika - ku przestrodze. Dedykuję tę notkę wszystkim, którzy sądzą, że III RP jest gorsza od PRL. Zaczęła się ona od konfliktu 27-letniego wikarego parafii Wierzbica, ks. Zdzisława Kosa z jego proboszczem ks. Bojarczakiem. Pretekstem były wygórowane opłaty pobierane przez tego ostatniego od parafian. W istocie chodziło jednak o to, że ks. Kos sam chciał kierować parafią. Biskup Gołębiowski z Sandomierza posłał go jednak gdzie indziej. W publikacji Kowalika czytamy: " 28 lutego 1962 r. ks. Kos wrócił jednak samowolnie do Wierzbicy, zachęcony przez niektórych swoich dawnych parafian. W dniu 2 marca jego zwolennicy brutalnie wyciągnęli ks. Bojarczaka z konfesjonału i wywieźli do Sandomierza. W krótkim czasie przez parafię przewinęło się dwóch kolejnych proboszczów, ale opór miejscowej ludności uniemożliwił im objęcie parafii. Duża grupa parafian żądała mianowania proboszczem ks. Kosa, w tej sprawie jeździły delegacje do kurii.". Ksiadz Józef Wójcik wspomina: "W Wierzbicy jeden z kapłanów - ks. Zdzisław Kos, notabene mój kolega, zbuntował parafian przeciw proboszczowi tak, że parafianie wywieźli go na taczkach. On sam zaś chciał przejąć po nim tę funkcję. Skorzystał z okazji, że parafianie przychodzili zapisywać nazwiska zmarłych na tzw. wypominki z okazji zbliżającej się uroczystości Wszystkich Świętych, i od razu podstawiał im pismo do podpisania, w którym mieli się domagać, żeby został proboszczem. Nazbierał w ten sposób ok. 6 tys. podpisów. Jego zwolennicy zorganizowali 40 samochodów osobowych i 4 autokary i pojechali z tym pismem do księdza biskupa do Sandomierza. Ksiądz biskup Piotr Gołębiowski, który ich przyjmował, powiedział, że nie może tego księdza mianować proboszczem, a gdyby nawet go mianował pod przymusem, to taka nominacja jest nieważna. Wówczas nastąpiło słynne porwanie ks. bp. Gołębiowskiego. Wieziony był do Wierzbicy, gdzie planowano poddać go głodówce, dopóki nie podpisze tej nominacji. Na szczęście kurialiści zorientowali się, że ksiądz biskup został porwany, i zgłosili to na milicję. Pod Ostrowcem Świętokrzyskim milicja zrobiła blokadę drogi i zatrzymała całą tę kawalkadę samochodów. Zabrała księdza biskupa i odwiozła do Sandomierza.". Ksiadz Zdzisław Kos otrzymał kary kościelne. Wg ks. Józefa Wójcika: "Jak głosiła wydana przez księdza biskupa odezwa do parafian, nie można było uczęszczać na sprawowane przez niego nabożeństwa, przyjmować sakramentów z jego rąk itd. Tymczasem ksiądz ten nie dawał za wygraną i w najbliższą niedzielę ogłosił z ambony, że jest niewinny, i oznajmił, że na znak niewinności teraz na oczach parafian idzie do Mszy Świętej. Jeżeli jest winny, to tej Mszy nie dokończy. I proszę sobie wyobrazić, co się działo. Ludzie w napięciu czekali, skończy czy nie skończy? Skończył, więc w opinii wielu okazał się niewinny. Żadne dekrety biskupa nieważne... Ponieważ nie było mowy ze strony władz kościelnych, aby go zatwierdzić na proboszcza, udał się z tym do władz komunistycznych do Wydziału ds. Wyznań w Kielcach. Potem sprawa oparła się o Urząd ds. Wyznań w Warszawie. Została ustanowiona niezależna parafia, która miała tzw. statut niezależnej parafii. Parafia miała być niezależna od Ojca Świętego, od ks. biskupa, władz kościelnych, a zależna od sekretarza partii. Przyjeżdżał on i instruował "proboszcza", co ma np. mówić ludziom itd. Biskup wprawdzie przysyłał kapłanów, z nadzieją na przejęcie parafii w prawowite ręce, ale część parafian, która uległa manipulacji, wypędzała ich, broniła dostępu do kościoła, zdarzały się pobicia. Nie było możliwości, aby ksiądz przysłany przez biskupa dostał się do kościoła bądź na plebanię.". Wtedy ks. Wójcik zgłosił się na ochotnika by objac parafię w Wierzbicy. Była to odważna decyzja i niełatwa do wykonania. Ks. Wójcik mówi: "zostałem tam oddelegowany razem z ks. Janem Rogusiem. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, od razu zostaliśmy pobici. Milicjanci, choć byli tego świadkami, nie interweniowali. Ksiądz Roguś został wywieziony na stację kolejową do Jastrzębia. Ja natomiast wyrwałem się i trafiłem do jednego życzliwego nam gospodarza, u którego zorganizowaliśmy kaplicę - "Na chałupce". Tam zaczęliśmy odprawiać Msze św., uczyć religii itd. W ten sposób przeciwstawiliśmy się alternatywnej parafii. To był znak, że nie wszyscy się poddali, że są kapłani od biskupa, że są parafianie wierni Kościołowi. (...) Za to, że odprawialiśmy Msze św., byliśmy karani za każdym razem grzywną 4,5 tys. zł (ok. 1,5-miesięcznej pensji) albo trzema miesiącami więzienia. Miałem też dwa lub trzy wyroki sądowe za nauczanie religii, które trzeba było odsiedzieć. (...) Za każdym razem, kiedy siedziałem w więzieniu, ludzie zbierali pieniądze, żeby mnie wykupić. Wracałem do Wierzbicy i od nowa pracowałem... na kolejne kolegium. Sprawa ciągnęła się przez sześć lat, więc nazbierało się, jak już wspomniałem, 18 wyroków i 8 pobytów w więzieniu. Kolega był więziony sześć razy. ". Konflikt zakończył sie dopiero w roku 1968, dzięki interwencji prymasa Wyszyńskiego. Ks. Wójcik opowiada: "Ojciec Święty ofiarował nam różańce i prosił, żeby ks. Prymas przywiózł nam je i przekazał osobiste błogosławieństwo papieskie "dla kapłanów, którzy pracują, i dla tych ludzi, którzy wiernie stoją przy Kościele Chrystusowym". Ustaliliśmy, że ks. Prymas przyjedzie do Wierzbicy inną drogą, bo istniało niebezpieczeństwo, iż powtórzy się historia, jaka miała miejsce z ks. bp. Gołębiowskim. "Na Chałupce" zebrało się 12 tys. ludzi. Wynieśliśmy stół na chodnik i ks. Prymas z tego stołu wygłosił wspaniałe kazanie. Po tym wytworzyła się grupa parafian obojętnych, którzy jednak odstąpili od części zbuntowanej i ks. Kos po tym wydarzeniu stracił zwolenników. Wszystko zakończyło się w 1968 roku. Miała miejsce autentyczna bitwa w kościele. Cały czas starałem się osobiście docierać do zbuntowanych parafian, którzy zaczęli się już łamać. Tłumaczyłem im, że to nie ma sensu i oni to zrozumieli. (...) Pojechaliśmy do księdza biskupa z delegacją do Sandomierza, z prośbą, aby przyjechał do Wierzbicy i żeby nastąpiło pojednanie, a kościół wrócił we właściwe ręce. Po wizycie ks. biskupa nastąpiło pojednanie, z którego potem na skutek nacisków SB ks. Kos się wycofał. Ostatecznie kościół odbiliśmy w Wielki Piątek.". Ksiadz Wójcik oświadczył z wyraźną dumą: "Jak już się sprawa zakończyła, zaprosił mnie do siebie ks. kard. Karol Wojtyła i powiedział, że bardzo dobrą robotę zrobiliśmy w Wierzbicy. Miał świeże wiadomości na temat konferencji, jaka odbyła się w Pradze, w której brali udział dyrektorzy Urzędów ds. Wyznań i dyskutowano tam, jak rozbijać Kościół. Nasz dyrektor z Warszawy podał przykład, że już opracowali metodę rozbijania Kościoła przy pomocy tzw. niezależnej parafii. Zalecał, żeby stosować ją w całym bloku socjalistycznym.". Na pytanie: "Czy ks. Kos od początku był instruowany przez SB, czy raczej później wykorzystano jego ambicjonalne pobudki?, ks. Wójcik odpowiedział: " Trudno powiedzieć, czy od początku był instruowany przez SB, ale potem z pewnością był już w ich rękach, odznaczali go itd. Potem był ekspertem od rozbijania Kościoła rzymskokatolickiego w Wydziale ds. Wyznań.". Szczepan Kowalik napisał: "Ekskomunikowani przez ks. Prymasa ks. Kos i jego pomocnicy uciekli do swoich mocodawców. Władze poniosły porażkę.". Widać, jak bardzo mogła zaszkodzić Kościołowi pycha jednego księdza. Na szczęście dzisiaj wydaje się, że ksiądz Lemański opamiętał się. Na stronie internetowej parafii w Jasienicy pojawiło się jego ogłoszenie / http://parafiajasienica.waw.pl/ /, w którym czytamy: "Niedzielne wieczorne zgromadzenie przy plebanii i to co się wydarzyło przed kościołem dziś rano dowodzi jak ciężko jest zapanować nad rozbudzonymi emocjami. To jest zrozumiałe, ale niczemu nie służy i szkodzi nam wszystkim.Jeśli ktokolwiek zdarzeniami ostatnich tygodni w Jasienicy poczuł się dotknięty lub zgorszony - szczerze przepraszam. Zdecydowałem podporządkować się decyzji Księdza Biskupa Ordynariusza w mojej sprawie. W najbliższym czasie przekażę kierowanie parafią wyznaczonemu administratorowi. Wyprowadzę się z domu parafialnego i poza parafią będę czekał na prawomocne rozstrzygnięcie Stolicy Apostolskiej w tej sprawie. Tę decyzję skonsultowałem z Parafialną Radą Duszpasterską i z Kurią Diecezji Warszawsko-Praskiej. Bardzo Was proszę abyście uszanowali moją decyzję podjętą w zgodzie z własnym sumieniem i z tym jak rozumiem swoją odpowiedzialność za wspólnotę.".

4 komentarze

avatar użytkownika amica

1. Trochę bardziej pogodnie

Opowiem podobną z pozoru historię, choć bez polityki. Na wsi, której nazwy nie pomnę, działo się nieciekawie, bo towarzystwo rozpite nieco było. Kuria przysłała im księdza stanowczego i pryncypialnego. Ten zagroził kara Boską , a zwlaszcza od czci i wiary odsadził bimbrowników, a więc połowę wioski. Oburzona ludność miejscowa poszła do kurii, ogłosiła bunt, że ich honor ucierpiał. Kuria ich spławiła, ale rzecz się zaogniała, były bunty, protesty, listy więc na koniec machnięto ręką, pryncypialnego księdza awansowano, a na jego miejsce dano mniej zasadniczego. A ten z kolei nie dystansował sie do parafian i nawet przyjmował zaproszenia na śluby i chrzciny. W efekcie po kilku latach popadł w alkoholizm. Piękna była scena, gdy w Wielkanocnym czasie po mocno zawianego księdza przyszli parafianie z tekstem "mszo jak mszo, ale rezurekcyja być musi". Czy ks. Lemańskiego nie można było wysłać na biurową posadę lub zaproponować mu wyjazd misyjny? Wiem, to zgniły kompromis, ale byłoby ciszej..W instytucjach świeckich robi się reorganizację.... Swoją drogą ten pomysł z częstym wymienianiem składu parafii jest dyskusyjny. Jak organizacja dobrze by działała przy tak częstych wymianach personelu?

avatar użytkownika elig

2. @amica

Historia jest piękna :))) Z deszczu pod rynnę....

avatar użytkownika amica

3. Tygodnik Powszechny

Jak należy się spodziewać TP broni ks. Lemańskiego. Wygląda, że rzeczywiście ks. Lemański wcielił sie w rolę świętego broniącego Żydów przed ciemnym kościołem. Robił to na tyle ostentacyjnie i widowiskowo, że Biskupa po kolejnej akcji mógł szlag jasny trafić. W 2001 jako jedyny z ks. Bonieckim czcił obchody Jedwabnego itp.itp. Oczywiście prześladowania ze strony kurii to brednia.
Natomiast Fakty i Mity oraz Nie mogłyby uczyć się propagandy antykatolickiej od TP. Wprawdzie autor (D.Rosiak) zastrzega się, że powiąznie Hosera z Rwandą to absurd, ale tytul (Arcybiskup i maczety) takie powiązanie sugeruje. Ale już stwierdzenie "nie czuję sie powolany do wyjaśniania, co robił albo czego nie robił w Rwandzie abp Hoser", ale może by się zastanowić nad postawą kościoła. I dalej, że zabójcy nosili medaliki z NMP, różańce, masakr dokonywano w kościolach etc. Czyli sugestie powiązania katolicyzmu z tą rzezią i Hoserem są wyraźne. Wprawdzie zamordowano 159 księży i 150 sióstr, ale.... Niezależnie od złożonej sytuacji w kwestii Rwandy umieszczenie artykułu w tym kontekście jest wyjątkowo drańska propagandą.

avatar użytkownika amica

4. Wracając

Wracając do ks. L. Ktos policzył, żew 1 numerze GW 9 artykułów na 11 stronach krytykowało Kościół. Właściwie nie tylko na TP można wykładać na czym polega manipulacja prasowa, ale głównie na GW. Z listu Kurii nt. ks. L. tak wybrano (i pominięto) fragmenty, że daje dokładnie fałszywy obraz mimo prawdziwych cytatów.