„Unsere Mütter, Unsere Väter” jak Honecker-Molotow
Scena z wieczornego spaceru po Berlinie w 1941 roku Żyda i radosny okrzyk "Szalom!" na początku serialu wydała mi się tak totalnie nierealna, jakby nakręcili ją odlegli od europejskiej historii Chińczycy.
Dalej jednak odczułem, że film wymyślili Niemcy z 2013 roku twardo stąpający po euroazjatyckiej ziemi.
Szewach Weiss w dyskusji po filmie powiedział : "Oni chcą podzielić się tą hańbą".
A ja napisałem 2 dni temu:
"Chęć podzielenia się tym "kukułczym jajem" = największą hańbą nowożytniej Europy nie jest zjawiskiem ani dziwnym, ani nowym.
Ja nie twierdziłem, że film służy wybielaniu Niemców - wiele scen jest w nim brutalnie "antyniemiecka" - pokazuje rzeczywiste okrucieństwo okupantów niemieckim i reżimu nazi w samych Niemczech.
Natomiast sugerowałem, że jednym z przekazów filmu może być następujący: "Nie tylko my nienawidziliśmy i gardziliśmy Żydami". 17.06.2013 20:16
"I nie tylko z Polakami Niemcy usiłują się podzielić spuścizną żydowskich zbrodni - nie wiadomo skąd w Smoleńsku pojawiają się ukraińscy cywile w żółto-niebieskich opaskach (policja porządkowa miała zwykłe białe opaski) i pomagają Einsatzgruppen Gruppenfuerera SS zamordować tamtejszych Żydów." 18.06.2013 00:18
Zauważyłem, że skandalizujący serial nie zawiera żadnych wątków antysowieckich i prawie żadnych antyrosyjskich. Scena dobijania ciężko rannych w szpitalu może być rozumiana jako poparcie dla forsowanej obecnie eutanazji, a przerwany przez kobietę oficera gwałt na Niemce potępieniem męskiego szowinizmu i pochwała feministycznej solidarności. Political corectness ad.2013 jak cholera!
Rosjanie są pokazani jako mężni, bohaterscy, szlachetni, sprawiedliwi i wybaczający. Oficer sowiecki mówi po rosyjsku (z okropnym niemieckim akcentem - mało to Rosjanek w RFN?) : "Musimy to (zabijanie) w końcu skończyć" i daje Niemce ubranie czerwonoarmisty, aby ją nikt więcej nie zgwałcił. Wcześniej tenże oficer (kobieta) przeszkadza w gwałcie i głosi niczym z trybuny: "Jesteśmy wyzwolicielami, nie gwałcicielami".
Okupacyjny urzędnik aprobujący gestapowską przeszłość członka nowej administracji Berlina nosi angielski (bądź amerykański) mundur. W maju 1945 w Berlinie! Przecież byli tam wtedy tylko Sowieci. Wszystko, byle by nie pokazać w kompromitującej roli wschodnich okupantów - teraz współpracowników i sąsiadów (przez rurę).
Wg scenarzysty niemieckiego filmu prawdziwa wojna zaczyna się w 1941 - cóż za zbieżność w sowiecko-putińskiej narracji Wielkiej Wojny Ojczyźnianej!!!
A co było przedtem - wrzesień'39, kampania zachodnia, bitwa o Anglię, Wawer i założenia gett na terenie podbitej Polski - to nie było istotne?
Oglądając końcowe sceny niemieckiego serialu skojarzył mi się polski film o podobnym temacie, dziejący się mniej więcej w podobyn czasie - "Jutro idziemy do kina" :
"Scenariusz filmu powstał na kanwie debiutanckiej powieści Dawida Bieńkowskiego "Jest" - opowiada o losach trzech przyjaciół, maturzystów z 1938 roku. Opisuje tragiczne losy pokolenia ludzi urodzonych już w świeżo odzyskanej ojczyźnie. Wojna tym ludziom odebrała u progu dorosłości bliskich, nadzieję, przyszłość, cały dobytek, szanse na normalne życie, a bardzo często pozbawiła ich życia.
(...) Andrzej zakochał się w pięknej Ani, córce starosty szykującej się do studiów malarskich we Lwowie i umawia się z nią w końcu na randkę. Mają się spotkać szóstego września, gdy on wróci z ćwiczeń z Pomorza, a ona ze Lwowa. Spotkanie pierwszego września wyznaczają sobie z kolei Jurek i Krysia, któremu udało się wreszcie przełamać opory dziewczyny. Mają iść do kina, a później do niej. Piotr i Zosia są w tym samym czasie nad morzem, na pierwszych wspólnych wakacjach.
Nadchodzi wrzesień 1939 roku. Wieść o wybuchu wojny spada na nich wszystkich jak grom. Dla niektórych jej pierwszy dzień będzie zarazem ostatnim. Jerzy, Andrzej i Piotr nigdy więcej się nie spotkali. Żaden z nich nie przeżył wojny."
- Jakże inne losy, pomysły, nastawienie do życia młodych ludzi z Polski i hitlerowskiej Rzeszy !
Ci drudzy idą do wojska, aby wywalczyć "Lebensraum" dla "wielkiego narodu niemieckiego" i 3 z 5 przeżywa.
Polacy chcą tylko "domu w swoich granicach", nie chcą wojny i wszyscy trzej, jak i wszyscy z ich klasy maturalnej ginie podczas 6 lat wojny i kolejnych kilku sowieckiego terroru...
Pozytywnym szokiem, który wywołały przekłamania „Unsere Mütter, Unsere Väter” może być w końcu powstanie porządnego, międzynarodowego, europejskiego filmu /serialu o okupacji niemieckiej w Polsce i roli Polaków w walce przeciw nazistom i ratowaniu Żydów, np. o "Żegocie" i Irenie Sendler, czego sobie i Polakom bardzo życzę.
Update 20.06: Takim filmem / serialem mógłby być właśnie sequel wspomnianego wyżej sympatycznego filmu "Jutro idziemy do kina" (z tymi samymi młodymi, pięknymi aktorami, jeśli produkcja polska), opowiadający jak trójka bohaterów żyła i zginęła podczas tej wojny lub np. nowa ekranizacja wspaniałych "Kolumbów rocznik 20-ty" R.Bratnego - tytułowy bohater, POSTAĆ AUTENTYCZNA, to Żyd "Machabeusz" żołnierz i dowódca plutonu AK.
Update 21.06: autorem scenariusza do serialu jest Stefan Kolditz - w latach 1974-75 strażnik graniczny DDR na "berlińskim murze", w NRD Honeckera pisał scenariusze do tamtejszych filmów. Pytanie tylko - czy był współpracownikiem Stasi ? Nie zdziwiłbym się, że i Sowjet Union kochał bardzo (co widać ze scenaiusza filmu)
Prawie wszystko już jasne. Autor scenariusza skandalizującego, fałszującego obraz AK i postaw Polaków wobec Holocaustu Stefan Kolditz był nie tylko strażnikiem granicznym DDR na niemiecko-niemieckiej granicy śmierci (potocznie zwanej "berlińskim murem"), ale i autorem różnych DDR-owskich produkcji filmowych czasu okresu starczego Honeckera. Ale on był wtedy młody, płodny, promowany. Wszyscy pamiętający doskonały niemiecki film "Życie na posłuchu" [= "Leben der anderen"] reż. Florian Henckel von Donnersmarck (ur. 1973), wiedzą jakie były obowiązki "inżyniera dusz" socjalizmu perfekcyjnego, do którego dążono w raju Ericha H.
Kolditz dostał nawet nagrodę za scenariusz na 5. Narodowym Festiwalu Filmów DDR [= 5. Nationalen Spielfilmfestival der DDR. Spóźnione Gratullieren!
W zjednoczonych Niemczech nasz bohater pracy socjalistycznej pisał scenariusze o tym jak dezerterzy z Ludowej Armii DDR strzelali w strażników granicy "obozu pokoju i przyjaźni" ("An der Grenze" 2007 gdzie bohaterem jest 19-letni Alexander Karow - typowe niemieckie nazwisko ;) oraz jak zbrodniczy Anglicy bombardowali miasta niewinnych Niemców ("Dresden" 2006). Stąd pewnie wplątanie do Berlina 1945 angielskiego oficera akceptującego gestapowską przeszłość Standartenfuehrera w końcówce serialu "UMUV". Stary, sprawdzony towarzysz został powołany do wypełnienia zapotrzebowanie nowych czasów, do przedstawienia nowej "Pravda.su" ekranu. Nie zdziwiłbym się na wieść o jego związkach z Gestasi.
Od razu zauważyłem ja prosowieckie sympatie w przekazie / podprzekazie serialu "UMUV".
W jego I odcinku, tj. latem 1941 szlachetny (jak każdy Niemiec, za wyjątkiem dwóch SS-manów - jednego późniejszego podopiecznego Anglo-Amerykanów i drugiego zabitego przez szlachetnego Niemca) porucznik Winter wypowiada znamienne słowa: "To my nauczyliśmy Rosjan takiego okrucieństwa".
To bardzo ważny moment filmu = lato 1941 to dokładnie 2 lata po przywiązywaniu polskich harcerzy do sowieckich tanków podczas walk na ulicach Grodna.
Do takich tanków BT-7 sowieccy tankiści przywiązali m.in. 13-letniego Tadeusza Jasińskiego na ul Orzeszkowej. Ciekawe czy na tym zdjęciu ówcześni sojusznicy dzielą się doświadczeniem spod Cedyni (ops, szturek mi się trafił - oczywiście Głogowa ponad wiek później) czy uzgodniają przebieg wspólnej defilady? A może planują wspólną operację przeciw niedobitkom armii "pokracznego bękarta Wersalskie go Traktatu" ?
Lato'41 to rok po Zbrodni Katyńskiej (w której to, moim czuciem, to właśnie NKVD na polskich "kukłach" szkolił przyszłe Einsatzgruppen). Lato 1941 to 4 lata po Holocauście (ludobójstwie) polskiej ludności z Ukr. i Biał. SRR - co 6 Polak mieszkający tam został rozstrzelany! nierzadko po brutalnym śledztwie.
Lato'41 to dokładnie 20 lat od użycia gazów bojowych przez Armię Czerwoną Tuchaczewskiego (i Żukowa, późniejszego marszałka Pobiedy) przeciw własnym obywatelom - chłopom Tambowa i Riazania. 20 lat przed pierwszymi gazowaniami Żydów przez niemieckich nacjonal-socjalistów!
Lato'41 to czas wymordowania kilkudzesięciu tysięcy więźniów NKVD m.in. we Lwowie, Baranowiczach, Lidzie, Wilejce i setkach innych miejsc. "W Berdyczowie część więźniów została wysadzona przez NKWD wraz z budynkiem. W Dubnie strzelano przez "judasza". 23 czerwca 1941 r. w więzieniu w Łucku NKWD zgromadziło więźniów na dziedzińcu więziennym, po czym otworzyło huraganowy ogień z broni maszynowej. Po zmasakrowanych jeżdżono samochodem, a okazujących oznaki życia dobijano". "Na podwórzu, wydobyte z ziemi, niektóre już ze śladami rozkładu, leżały trupy pomordowanych przez NKWD więźniów, pochowanych na miejscu, w obrębie więzienia. Było ich kilkaset część z nich miała wyraźne ślady tortur, rozległych oparzeń, złamań kości, ran. Widać, że byli to ludzie aresztowani w ostatnim okresie przed ewakuacją NKWD." http://lwow.home.pl/zygulski/zygulski3.html#4
Takie obrazy widzieli żołnierze Wehrmachtu wkraczający 26.06.1941 do Lwowa :
Więzienie na Łąckiego, Lwów, czerwiec 1941
OK, Niemców (nawet tych szlachetnych) mógł nie obchodzić los Słowian, przecież prymitywnych i brudnych podludzi.
Ale generał piechoty Manstein (od 1942 feldmarszałek, w 1943 zdymisjonowany przez Hitlera za sprzeciw koncepcji wojny ) we wspomnieniach "Verlorene Siege" pisał:
"Już w pierwszy dzień wony poznaliśmy metody wojny jakie prowadziła sowiecka strona. Jeden z naszych oddziałów zwiadowczych został odcięty przez wroga. Potem odnaleziony przez nas - był wycięty i okaleczony. Mój adiutant ze mną wiele jeździliśmy po miejscach, w których mogły się znajdować oddziały wroga i my zdecydowaliśmy się nigdy nie poddawać się żywymi w ręce tego przeciwnika"
Niemiecki generał mógł kłamać, ale dokumenty i uczciwi historycy rosyjscy (jak Mark Solonin) już mniej:
"Liczne dokumenty Wehrmachtu świadczą o tym, że w pierwsze dni wojny, już w czerwcu'41 nacierające wojska niemieckie wielokrotnie znajdowały trupy swoich żołnierzy, który okazali się w niewoli (spóźnieni, ranni, ze strąconych samolotów). Byli oni zamęczeni z niewyobrażalnym sadystycznym okrucieństwem.
Oczywiście nie zrobili tego poborowi czerwonoarmiści - Rosjanie, Ukraincy, Białorusini. Te zbrodnie były dokonywane przez specjalne komanda NKVD w celu sprowokowania Niemców do zemsty na miejscowej ludności.
W tym samym celu działały zrzucone w tył Wehrmachtu "partyzanci", którzy składali się z operacyjnych NKVDzistów."
W filmie "Unsere Mutter" naszego Colditza taki NKVDzista oznajmuje uroczyście "Musimy to zabijanie w końcu skończyć" i daje Niemce ubranie czerwonoarmisty, aby ją nikt więcej nie zgwałcił. Wcześniej tenże oficer przeszkadza w gwałcie i głosi niczym z trybuny: "Jesteśmy wyzwolicielami, nie gwałcicielami".
Wg scenarzysty DDR-owskiego filmu (niezamierzony błąd podświadomości, ale taka prawda, Lestata zresztą - dzięki Ci) prawdziwa wojna zaczyna się w 1941 - cóż za zbieżność w sowiecko-putinowskiej narracji Wielkiej Wojny Ojczyźnianej !!!
I jeszcze 2 istotne sprawy: w poprojekcyjnej dyskusji ekspert historyczny (oznajmiwszy "Jestem Żydem i jestem Niemcem") powiedział, że antysemicki obraz AK nie jest bynajmniej fałszywy, bo Żydom pomagały tylko lewicowe (czytaj prokomunistyczne) ugrupowania (typu PPR, Janek Krasicki i inni agenci Kominternu. Uhu! Na pewno oni pomogli by żydowskiemu burżujowi - chyba w dostaniu się na tamten świat i pozostawieniu u nich złota i dolarów - nie wytrzymałem). Czyli klarowny podział polskiego podziemia wg sprawdzonych standartów: "AK - zapluty karzeł reakcji antysemityzmu" i progresywna lewica progejowska: GL/AL, PAL i inne bandyckie kanapy.
Ważny moment - skoro w filmie odnotowano fakt, że "AK zawsze płaci za żywność" (a nie zabiera jak Niemcy i jak to miała w zwyczaju partyzantka sowiecka - to ze zrozumiałych powyżej względów zostało pominięte), znaczy że historycy nieźle się w niej orientują. A więc wszystkie przekłamania: o pociągu do Konzentrationlager zostawionym w polu, o "topieniu Żydów jak koty" nie wynikają z ignorancji, a z przyjętej linii politycznej.
Na końcu pytanie do czytelników - czy ZDF wiążą jakieś Geschaefty z Gazpromem lub innymi rosyjskimi, putinowskimi ośrodkami władzy i biznesu ?Bardzo mocno intuicja podpowiada mi, że tak. Za wiele w "UMUV" podziwu dla sowieckiej potęgi i wielkoduszności, a i "zrzucenie" przez scenarzystę do Smoleńska grupy ukraińskich siepaczy w nienawistnych każdemu sowieckiemu patriocie niebiesko-żółtych opaskach (nieprawidłowo założonych) nie może być dziełem przypadku.
W temacie "kto kogo szkolił?" pouczająca jest historia użycia tzw. Gaswagen / "душегубка" do uśmiercania niesłusznych rasowo / politycznie. Większość historyków uważa, że to wynalazek niemieckich nacjonal-socjalistów, jednak były one używane już w 1936 roku w Moskwie w celu "rozładowania tłoku w więzieniach NKVD" i "racjonalizacji pracy ponad miarę obciążonych pracowników wymiaru sprawiedliwości rewolucyjnej". Takich jak generał Błochin, którego pięknie odnowiony pomnik możemy i dziś podziwiać na moskiewskim cmentarzu.
- witas - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. @witas
czy to kogoś dziwi? Polaków nie powinno. W dodatku Putin pokazał frau Merkel, kto tu rządzi. A Angela łyknęła, nawet nie robiąc kwasnej miny.
Historie pisza zwycięzcy, a to Stalin wygrał II WŚ, a dzisiaj GAZPROM rządzi w UE.
"Angela Merkel i Władimir Putin w piątek otworzyli wspólnie wystawę w
Petersburgu, unikając w ostatniej chwili dyplomatycznego skandalu.
Wcześniej ten punkt programu został odwołany ze względu na spór o dzieła
sztuki wywiezione w 1945 r. z Niemiec do ZSRR.Otwierając wystawę "Epoka
Brązu - Europa bez granic" wieczorem w petersburskim Ermitażu, Merkel
wezwała władze rosyjskie do zwrotu niemieckich dzieł sztuki wywiezionych
w 1945 roku przez radzieckich żołnierzy jako łup wojenny.
"Uważamy,
że te eksponaty powinny wrócić do Niemiec" - powiedziała szefowa
niemieckiego rządu. Jak zaznaczyła, należy je oddać prawowitym
właścicielom lub ich prawnym następcom.
Wśród 1700 pokazanych
na wystawie cennych przedmiotów blisko jedna trzecia pochodzi z zasobów
niemieckich muzeów, wywiezionych przez Armię Czerwoną do ZSRR.
Merkel
zauważyła, że Niemcom i Rosjanom udało się od czasu zakończenia wojny
bardzo wiele dokonać. "Dlatego mam nadzieję, że i ten problem zostanie
rozwiązany" - podkreśliła."
Niemcy popierają wspólne projekty edukacyjne z Rosją
Niemcy
chcą inwestować środki we wspólne projekty edukacyjne z Rosją –
powiedziała kanclerz Niemiec Angela Merkel, przemawiając na
Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Petersburgu. →
Putin podarował Merkel prezent
Po
zakończeniu konferencji prasowej prezydent Rosji Władimir Putin
podarował Angeli Merkel prezent – litografię powstałą pod koniec XIX
wieku, na której w dowcipny sposób przedstawiono podpisanie
rosyjsko-niemieckiego porozumienia handlowego z 1894 roku. →
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Antypolski skandal Prof. Janusz Rulka
Obejrzałem z ogromną uwagą film „Nasze matki, nasi ojcowie”, a także dyskusję po nim. Moje przemyślenia i sądy dotyczące tej produkcji mają zarówno charakter osobisty, jak i merytoryczny.
Osobisty, ponieważ pierwsze obrazy, które zapamiętałem jako trzylatek w 1939 roku, to bombardowanie i śmierć sąsiadów z mojej uliczki w Płocku, widok pożarów i ostrzeliwań uciekinierów przez niemieckich lotników w okolicach między Płockiem a Kutnem.
Dwa następne lata zapamiętałem dużo słabiej. Kolejne obrazy to m.in. widok pędzonego pejczami sąsiada przez żandarmów ze Sławęcina (wtedy pow. Sierpc), zamordowanego dwa dni później, w Wielką Sobotę 1944 roku; wygląd wuja po półrocznym pobycie w obozie koncentracyjnym w Insterburgu i tegoż wuja, który już po przejściu frontu daje obiad niemieckiej matce – uciekinierce z trojgiem zapłakanych małych dzieci.
Wreszcie szok dla mnie, dziewięciolatka, jaki przeżyłem w czasie odwrotu Niemców. Nocowało u nas na podłodze pokrytej słomą dziesięciu niemieckich żołnierzy z oficerem, którzy zachowywali się przyzwoicie. Nie mogłem pojąć po doświadczeniach z gestapowcami, żandarmami i bijącymi w twarz zarządcami majątków, że wśród Niemców trafiają się też przyzwoici ludzie. A może tak „wyładnieli” w obliczu klęski? Ich przyzwoitość była zresztą względna. W przydomowym ogródku pozostawili kilka zaplątanych sznurkami granatów, które przy próbie ich niefachowego usunięcia mogły natychmiast spowodować śmierć i zniszczenie.
Z filmu dowiaduję się jedynie, że jeden z bohaterów „służył przedtem w Polsce i Francji”. Służył? Ładne, neutralne pojęcie. Ot, tak zwyczajnie służył. Ale komu i w jaki sposób? Przywołam tu opinię niemieckiego znawcy problemu Jochena Boehlera: „Kampania w Polsce była nie tylko początkiem II wojny światowej, ale również początkiem wojny na wyniszczenie” (Der Ueberfall. Deutschlands Krieg gegen Polen).
Film idzie za poglądami części – jak się okazuje – Niemców i oficjalnym do dziś stanowiskiem władz rosyjskich, że II wojna światowa zaczęła się właściwie od „wiarołomnego napadu Hitlera na Związek Sowiecki” w 1941 roku.
Rozhuśtać emocje
Chcę jednak na film „Nasze matki, nasi ojcowie” spojrzeć też od strony fachowej. Ponad 50 lat byłem nauczycielem, a następnie pracownikiem naukowym specjalizującym się w problemach wpływu mediów na świadomość historyczną młodzieży. Moja monografia „Wpływ filmu na rozwój myślenia historycznego” była przywoływana w publikacjach w USA i wielu krajach europejskich. Mam przekonanie, że wiem, o czym mówię.
Oczywiście w zakresie zbliżania się do prawdy historycznej o wiele lepszym narzędziem niż film fabularny jest film dokumentalny. Ale wielkość zainteresowania, oddziaływania na emocje, identyfikacja z przedstawianymi postaciami wielokrotnie silniej występują poprzez fabułę.
Co więcej, odbiorcy dokonują procesu uogólnień, tworząc na podstawie fabuł stereotypowe, bardzo silne poglądy. Tak więc jeśli nawet niemiecka telewizja państwowa, która ten film wyprodukowała, wyemituje dla niewielkiej grupy odbiorców dokument o polskiej wsi wymordowanej za pomoc Żydom, to absolutnie nie wyrówna rachunków. Tym bardziej że film „Nasze matki, nasi ojcowie” sprzedano do wielu krajów, gdzie żadnych dodatkowych wyjaśnień dokumentalnych nie będzie.
Patrzyłem też na ten film jako typowy odbiorca seriali. Niemiecki obraz ma szybki, nowoczesny montaż równoległy, typową dla gatunku wielowątkowość i poprawne aktorstwo. Scenariusz jest też typowy: postacie są schematyczne, chociaż główne z nich pokazane zostały w kontekście przemian zachodzących w ich mentalności (np. postaci dwóch braci, których postawy wobec wojny na początku filmu są schematycznie przeciwstawne, zmieniają się o 180 stopni). W warstwie wizualnej autorzy próbują stosować cytaty z innych dzieł, chociażby wirujące wierzchołki drzew widziane z perspektywy leżącego żołnierza, dosłownie przejęte z sowieckiego filmu „Ballada o żołnierzu”.
Tylko propaganda
Wątek polski wygląda jak włączenie na siłę elementu propagandowego, w stylu Goebbelsa, a w przedstawieniu postaci partyzantów i ich działań po prostu chamskiego. I to eksponowanie opasek z napisem „AK” w szczególnie wrednych ujęciach. Tu o żadnych niuansach w postaciach żołnierzy podziemia nie ma mowy.
Prymitywnie zaaranżowana scena odbicia pociągu jest kompletnie nieprawdopodobna. Szczególnie stosunek do więźniów. Przecież każdy polski oddział, niezależnie od przynależności politycznej, natychmiast by ich wypuścił. Autorzy filmu i ich pożal się Boże konsultanci uważają, że pasiaki nosili tylko Żydzi. Przecież równie dobrze mogli to być Polacy czy członkowie innych narodowości! A przekonywanie, że nie wypuszczono by Żydów, jest po prostu skandaliczne. I jeszcze te obrzydliwe w tym momencie dialogi!
Odezwanie się „człowieczeństwa” u dowódcy oddziału AK w ostatnim momencie przed rozstrzelaniem Żyda jest z jednej strony tanim chwytem filmowym, by zaskoczyć widza, a z drugiej samoobroną twórców: patrzcie, przecież wśród tych „untermenschów” (tak!) zdarzały się ludzkie odruchy.
Za tak skandaliczny wątek w tym filmie winię zarówno twórców filmu, zarząd państwowej telewizji niemieckiej, jak i głównego konsultanta prof. Juliusa Schoepsa.
Dziwna wydaje mi się szczególnie postawa telewizji ZDF. Puszcza tak antypolski film, ale równocześnie chce być hiperpoprawna politycznie. Szczególnie ubawiła mnie informacja dotycząca kwietnia 1945 roku. „Kłodzko – Polska, ileś tam kilometrów od Berlina”. Chciałbym panom z ZDF uprzytomnić, że to miasto należało od połowy XVIII wieku do Niemiec (Prus) i nosiło wtedy nazwę Glatz, tak jak historycznie przez wieki do Rzeczypospolitej należały Lwów i Wilno.
Ale szczególnie groźna wydała mi się postawa konsultanta naukowego prof. Juliusa Schoepsa. Jest to człowiek albo niedouczony, albo złej woli, albo jedno i drugie. W dyskusji po filmie powtarzano jego poglądy dotyczące m.in. rzekomego polskiego antysemityzmu i złagodzenia typu: „polskie lewicowe ugrupowania popierały (ratowały) Żydów”.
Otóż profesor powinien wiedzieć, że to rząd polski, wcale nie lewicowy, tylko ogólnonarodowy, informował poprzez swojego wysłannika Jana Karskiego o eksterminacji ludności żydowskiej przez Niemców. (Dziś próbuje się z tego zrobić prywatną akcję jednego człowieka).
Organizowanie pomocy Żydom w ramach Żegoty było zasługą reprezentantów maltretowanego Narodu Polskiego, a nie prokomunistycznych grupek, mimo że już było wiadomo, jak duża część mniejszości żydowskiej na Kresach entuzjastycznie wysługiwała się okupantowi sowieckiemu. Wreszcie najbardziej zastanawiająca jest deklaracja profesora: „Jestem Żydem i niemieckim obywatelem”. Czy mam przyjąć, iż w związku z tym Schoeps stara się podzielić po połowie odpowiedzialność za zagładę Żydów między Niemców i Polaków?
Polacy w filmie zostali pokazani jako prymitywna dzicz – w przeciwieństwie do piątki Niemców przypadkiem zaplątanych w tę nieprzyjemną aferę i przeżywających autentyczne rozterki moralne. Podtrzymując tę tezę w dyskusji po filmie, red. Gerhard Gnauck, niby w obronie Polaków, mówił, że film pokazuje pięcioro ludzi z elity berlińskiej, a z drugiej wieśniaków (w domyśle prymitywnych) „z Polski”, co nie jest właściwe.
Panie redaktorze, pochodzę właśnie z tych wieśniaków. W tym czasie, gdy „berlińskie elity” skazywały zarówno Żydów, jak i Polaków oraz innych Słowian na śmierć lub poniżenie przez katorżniczą pracę, starsi ziomkowie z mojej rodzinnej gminy Bieżuń za ukrywanie trzech Żydów zostali bez sądu rozstrzelani (13 osób), a egzekucję następnych 40 wstrzymał jakiś wyższy dowódca.
Mówiąc wprost: po co ginęli? Po to, byście, redaktorze Gnauck, ich lekceważyli, a profesorze Schoeps, oczerniali?
Otóż zginęli dlatego, że istniało w nich narodowe poczucie honoru i chrześcijańskie przekonanie o potrzebie udzielania pomocy prześladowanym i cierpiącym.
Ale, zdaje się, nie jesteście w stanie tego pojąć, co słyszę już w pierwszych niemieckich przewrotnych komentarzach po projekcji filmu w TVP.
Odwracanie wektorów
Przez dziesięciolecia kontaktów na konferencjach z naukowcami niemieckimi obserwowałem kolejne etapy wprowadzania do panteonu chwały niemieckiej postaci z czarnego leksykonu antybohaterów.
W NRD robiono to nawet wcześniej niż w Niemczech Zachodnich. Najpierw zrehabilitowano Katarzynę Wielką, później Bismarcka, potem Fryderyka II. Po ogromnej fecie w 200-lecie jego śmierci (1986), gdy w ostatniej sali wystawy w Berlinie zwiedzający składali kwiaty pod informacją o śmierci zdobywcy Śląska i grabieżcy Polski, wysłałem do swojego kolegi na Uniwersytecie Drezdeńskim prof. Wermesa list z zapytaniem: kogo zrehabilitujecie następnego?
Nie trzeba było długo czekać. W ostatnim 20-leciu nastąpiło gwałtowne ocieplenie wizerunku Hitlera. Taki chorowity, tak mu było ciężko żyć w tym nędznym bunkrze… Cóż znaczy te 50 mln ofiar? To zrobili bliżej nieokreśleni „naziści” w „polskich obozach koncentracyjnych”.
A teraz przyszedł czas na podzielenie się z nami hańbą holokaustu. To, że w Polsce wskutek współpracy niemiecko-sowieckiej zginęło tyle samo Polaków, co Żydów (ok. 3 mln), nie jest istotne. Ten nowy trend: „antysemityzm Polaków”, spadł Niemcom jak podarek z nieba w ostatnim 20-leciu. Widziałem to na kolejnej konferencji dydaktyków historii w zjednoczonych Niemczech.
To publikacje Jana T. Grossa i „Gazety Wyborczej” ośmieliły Niemców. To z Grossa czerpał wiedzę – jak sam podaje – główny konsultant filmu. Również od takich osób, jak redaktor Adam Krzemiński. Najpierw przez lata nie przeszkadzały mu kontrowersyjne działania Niemców, a dziś w dyskusji po filmie z niesmakiem stwierdza: „Ten pasztet jest nieprzyzwoity”, ale to, że powstał, to zasługa w jakimś stopniu atmosfery, którą on i jemu podobni tworzą w swoich publikacjach.
Pora na kilka konkluzji. Po tym filmie można przyjąć, że poprawność polityczna obowiązuje nas, Polaków, ale kraje silne ekonomicznie i politycznie mogą postępować, jak chcą.
Wielu ludzi wie i o tym pisze, że kto panuje nad przeszłością, ten rządzi teraźniejszością. Nasze elity rządzące o tym przeważnie zapominają. Działalność propagandowa MSZ pod wodzą ministra Radosława Sikorskiego często dodatkowo osłabia świadomość historyczną i poczucie więzi narodowej. Tego nie robi żadne państwo świata!
Omawiany film w swojej trzeciej części jest antypolski, niezgodny z faktami i wpisuje się w najgorsze propagandowe wzory z przeszłości.
Gdyby ZDF była rzeczywiście przyzwoitym producentem, dystrybucja międzynarodowa tego obrazu w dotychczasowej postaci zostałaby wstrzymana. Jeśli to nie nastąpi, będzie to dla mnie sygnałem niebezpiecznych rozbieżności między deklaracjami a czynami naszego zachodniego sąsiada.
A wskazania dla naszych decydentów w dziedzinie polityki kulturalnej? Pewnie wyprodukujecie następny film typu „Pokłosie”.
Autor jest profesorem nauk historycznych, specjalizuje się w badaniu wpływów mediów na świadomość historyczną młodzieży.
Prof. Janusz Rulka
http://www.naszdziennik.pl/mysl/36493,antypolski-skandal.html
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. i kto wygrał tę wojnę?
Gdzie są rosyjskie skarby?
Za to Rosja przez cały czas podkreśla, że zagrabione skarby opłacone zostały krwią rosyjskich żołnierzy. W świetle prawa łupy uznano za część reparacji wojennych za uszczerbek doznany podczas wojny na rosyjskim dziedzictwie kulturowym. Rosja skarży się jednak, że w sporze o restytucję do tej pory przede wszystkim brano wzgląd na interesy Niemiec. - Po rabunkach dokonanych przez czerwonoarmistów, po wielu dziełach sztuki wciąż jeszcze nie ma ani śladu - potwierdza Julia Kantor, historyk sztuki i specjalista Ermitażu w sprawie zagrabionych dzieł.
- Chodzi o obiekty, które zrabowane zostały przez hitlerowskie organizacje, m.in. kierowane przez naczelnego ideologa Hitlera Alfreda Rosenberga, i po których zaginął wszelki ślad. Do tej pory do Rosji powróciła tylko znikoma część tych łupów - zaznacza Julia Kantor, która życzyłaby sobie intensyfikacji niemiecko-rosyjskiej współpracy.
Okupione krwią żołnierzy
Wystawę w Ermitażu rosyjska historyk sztuki pojmuje przede wszystkim jako szerokie spojrzenie na historię sprzed 6000 lat. Także niemiecka strony podkreśla, że po raz pierwszy dochodzi w ogóle do tak obszernego pokazu. Archeologiczne obiekty dokumentują kulturę epoki brązu od Atlantyku po Ural i Kaukaz. Prezentowane są eksponaty z wczesnego okresu obróbki metali w IV w. p.n.e. aż do początków pierwszego tysiąclecia naszej ery.
Ponieważ Niemcy uznają się za prawowitych właścicieli większości eksponatów, wystawa ta nie będzie pokazywana w Niemczech. Rosjanie obawiają się, że cenne obiekty mogłyby już nie powrócić do Rosji, ponieważ niemieckie instytucje i osoby prywatne mogłyby na drodze sądowej dowieść swojego prawa własności.
Rosja w swym stanowisku podpiera się argumentami moralnymi: ponieważ większość Niemców odżegnała się od swego dziedzictwa kulturowego i zdradziła swą tożsamość, opowiadając się swego czasu za Hitlerem i jego NSDAP, nieuchronnym rachunkiem za zdradę swych kulturowych tradycji było wywiezienie kulturalnych walorów z Niemiec, dowodzi Julia Kantor.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14148336,Spor_o_lupy_woj...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl