Bij Ruska (3)

avatar użytkownika godziemba

 

Rywalizacja polsko-sowiecka na arenach sportowych rozpalała kibiców do czerwoności.

 
W ramach eliminacji do Mistrzostw Świata w 1958 roku piłkarska reprezentacja Polski trafiał do grupy eliminacyjnej z jedną najsilniejszych wówczas drużyn na świecie – ekipą ZSRS. W pierwszym meczu w Moskwie Polacy przegrali 0:3, jednak mecz rewanżowy, który odbył się 20 października 1957 roku w Chorzowie na Stadionie Śląskim wywołał wielkie zainteresowanie kibiców.
 
Jak informował „Sport” na dwa dni przed meczem „takiego napięcia oczekiwania wielkiej imprezy nie pamiętają na Śląsku najstarsi miłośnicy piłkarstwa! Od tygodnia „termometr” zainteresowania meczem Polska-ZSRR stale zwyżkuje”.
 
W samej drużynie polskiej trwała nadzwyczajna mobilizacja, do której przyczynił się płk. Henryk Reyman, który wrócił jesienią 1956 roku do PZPN, opowiadając piłkarzom o wojnie polsko-sowieckiej z 1920 roku i wspaniałym zwycięstwie nad Wisłą.
 
Na stadionie zasiadło ponad 100 tysięcy kibiców. Mecz z „Wielkim Bratem” miał wymiar nie tylko sportowy, ale przede wszystkim polityczny. Dla wielu Polaków spotkanie było swoistym rewanżem za wszelkie krzywdy poniesione z rąk Sowietów w latach wojny i powojennej okupacji.
 
Nic więc dziwnego, iż sowiecka drużyna została powitana przeciągłymi gwizdami. Polski piłkarza Stefan Floreński wspominał, iż „Ruskie mieli strach w czach. Ryk widowni wręcz paraliżował. Po plecach przebiegły mi ciarki z wrażenia, ale to mobilizowało. Dla nich ten wrzask trybun, jakiego nigdy już nie słyszałem, musiał być paraliżujący”.
 
Niezwykle zmotywowani Polacy, po dwóch bramkach Gerarda Cieślika, prowadzili sensacyjnie z Sowietami. I choć rywale pod koniec meczu strzelili „kontaktowego” gola, mecz wygrała reprezentacja Polski.
 
To był jeden z najwspanialszych dni w życiu – relacjonował Lucjan Brychcy – Ludzie szaleli ze szczęścia. Nikt nie zwracał uwagi na padający deszcz. Rozegrałem wiele meczów, ale tamten dostarczył wyjątkowych wrażeń. Cieślika i mnie kibice znieśli na ramionach do szatni. W ogóle po tym sukcesie zapanowała ogólnonarodowa euforia”. W szatni bramkarz Edward Szymkowiak popłakał się. Nieliczni jedynie wiedzieli, iż jego ojciec został zamordowany przez Sowietów w Katyniu.
 
To spotkanie dało początek legendzie Stadionu Śląskiego, a z Gerarda Cieślika uczyniło bohatera narodowego. W prasie sportowej podkreślano, iż polska reprezentacja wniosła się na wyżyny swej możliwości, a pokonani Rosjanie nie zagrali wcale złego spotkania. To Polacy zagrali znakomicie i sukces zawdzięczali wyłącznie swojej wspaniałej grze, a nie słabszej postawie przeciwnika.
 
Niestety mecz nie był początkiem sukcesów polskiego piłkarstwa. O awansie do turnieju finałowego w Szwecji, zgodnie z ówczesnym regulaminem, zdecydować miało trzecie spotkanie, rozgrywane na neutralnym obiekcie. Sowieccy decydenci spowodowali, że areną tego meczu był stadion w Lipsku, na którego trybunach zasiadło kilkadziesiąt tysięcy sowieckich żołnierzy z garnizonów, stacjonujących w NRD. Polska przegrała ten mecz 0:2 i nie awansowała do mistrzostw świata.
 
 
8 kwietnia 1976 roku doszło w Katowicach do jednej z największych sensacji w historii hokeja. Reprezentacja Polski na mistrzostwach świata pokonała sowiecką drużynę 6:4. W poprzednich 25 potyczkach z Sowietami Polacy ponieśli same porażki, w tym tak dotkliwie, jak 0:20 w 1973 roku w Moskwie, czy 0:17 w Helsinkach.
 
Przed meczem przed polskimi zawodnikami postawiono prosty cel: nie skompromitować się! Nikt nie marzył o nawiązaniu równorzędnej walki z 14-krotnymi mistrzami świata. Od początku spotkania Polacy grali z kontry, znakomicie wykorzystując wszystkie okazje do zdobycia bramki. W rezultacie wygrali 6:4.
 
Przez cały czas trwania tego spotkania kibice zgromadzeni w „Spodku” przeżywali niesamowite emocje. Emocji tych nie doświadczyli kibice poza halą, gdyż telewizja nie przeprowadziła bezpośredniej transmisji z meczu Polaków! 
 
Trener polskich hokeistów, Józef Kurek wspominał, iż „w sukces uwierzyłem dopiero trzy minuty przed końcem gry, kiedy karę dwóch minut dostał Jurij Ljapkin”.
 
W pierwszym momencie tryumf ten spowodował panikę wśród komunistycznych aparatczyków obecnych w hali, jednak potem szef partii na Śląsku osławiony Zdzisław Grudzień zaprosił polskich zawodników, wręczając im zegarki tissotta’a. 
 
Następnego dnia „Przegląd Sportowy” na pierwszej stronie donosił: „6:4 ale dla Polski! Sensacja jakiej nie było. Rewelacyjne zwycięstwo polskich hokeistów nad wielokrotnymi mistrzami świata!”
 
Sukces ten stał się powodem powstania kolejnej legendy, wedle której tow. Breżniew wystosowała do Gierka telegram z gratulacjami o następującej treści: „Gratulacje. Stop. Gaz. Stop. Ropa. Stop”.
 
Zwycięstwo nad Sowietami do dziś uchodzi za największe osiągnięcie polskiego hokeja, mimo iż polska drużyna podczas tych mistrzostw spadła z grupy A.
 
 
30 lipca 1980 roku na moskiewskim stadionie Łużniki w czasie odbywającej się wówczas Olimpiady Władysław Kozakiewicz zdobył złoty medal w skoku o tyczce.
 
W czasie igrzysk doszło do szeregu skandali i oszustw sędziowskich, które miały na celu doprowadzenie do zwycięstwa sowieckich zawodników. Doświadczył tego m.in. brazylijski rekordzista świata w trójskoku Joao Carlos de Oliveira. W trakcie konkursu Brazylijczyk oddał tylko jeden ważny skok, pięciu pozostałych nie zaliczyli mu sowieccy sędziwie. „Ale nie dlatego, że spalił – wspominał Władysław Kozakiewicz – Załamany chłop pod koniec konkursu to już odbijał się z pół metra przed belką. (…) Więc Oliveira skakał, lądował daleko, sędzia przy rozbiegu spoglądał w stronę tego przy piaskownicy, ten kręcił głową i dopiero wtedy szła w górę czerwona chorągiewka, że skok nie zaliczony”.
 
Takich wydarzeń było mnóstwo na wszystkich arenach. W czasie konkursu oszczepników, gdy rzucać miał sowiecki zawodnik otwierano wielką bramę stadionu by wiatr nosił oszczep. Gdy w skoku w dal sowiecki zawodnik spalił trzy próby w eliminacjach, otrzymał czwartą szansę.
 
Nic więc dziwnego, iż Kozakiewicz mógł spodziewać się podobnych cudów podczas konkursu skoku o tyczce. Wystarczyło niedokładnie ustawić poprzeczkę na widełkach, tak aby mógł ją strącić nawet lekki dotyk. „Później się okazało – wspominał Kozakiewicz – że wszyscy sędziowie, którzy obsługiwali skok o tyczce, to byli radzieccy trenerzy tej dyscypliny. Wszyscy. Przed skokiem swojego zawodnika, rzucali np. trawkę – pokazywali, jaki jest wiatr. Wtedy to było nie dozwolone, taka pomoc groziła dyskwalifikacją”.
 
Ostateczna rozgrywka toczyła się pomiędzy Kozakiewiczem a Wołkowem. Każda próba polskiego zawodnika spotykała się z wyciem i gwizdami fanatycznych sowieckich kibiców. „Następna wysokość – relacjonował Kozakiewicz – 5.70. Skaczę oczywiście jako pierwszy i … zaliczam w pierwszej próbie. Wielka radocha. I wtedy pokazałem wała. Po raz pierwszy. Nikt tego wówczas nie zauważył, choć pokazały telewizje całego świata.
 
Sytuacja powtórzyła się przy wysokości 5.75. „Stanąłem na rozbiegu – wspominał Kozakiewicz – popatrzyłem, pobiegłem. Dokładnie tak samo jak wcześniej – przeleciałem nad poprzeczką, nawet jej nie dotknąłem. I wtedy pokazałem wała nr 2”.
 
Następnego dnia polskie gazety sportowe najwięcej miejsca poświęciły tryumfowi Kozakiewicza, nie wspominając nic o zachowaniu moskiewskiej publiczności i odpowiedzi polskiego mistrza olimpijskiego. W relacji podkreślono za to, iż „100 tysięcy widzów zebranych na Łuznikach nagrodziło wspaniała postawę Polaków rzęsistymi brawami”.
 
Awantura zaczęła się jednak nazajutrz. Do Gierka zadzwonił z pretensjami sowiecki ambasador Boris Aristow żądając ukarania Kozakiewicza dożywotnią dyskwalifikacją oraz odebrania mu złotego medalu. Aristow dowodził, iż polski tyczkach obraził cały „naród radziecki”. Gierek zażądał wyjaśnień od szefa polskiej ekipy Mariana Renkego. Ten ustalił w rozmowie z winowajcą, iż Kozakiewicz zachowuje się tak normalnie – pokazuje wała … poprzeczce. Taką wersję przekazano Sowietom.
 
Kozakiewicz został jednak ukarany zakazem wyjazdów zagranicznych. Dla zwykłych Polaków stał się jednak bohaterem. Ludzie pozdrawiali go na ulicy, uśmiechali się, prosili o autografy.
 
W 1984 roku Kozakiewicz po konflikcie z działaczami PZLA został zdyskwalifikowany, po czym wyjechał z rodziną do RFN. Komunistyczne władze ogłosiły go zdrajcą, zablokowano mu konto bankowe, zaplombowano mieszkanie, a potem z niego wymeldowano.
 
Pomimo formalnego upadku w 1991 roku bloku sowieckiego, nadal rywalizacja polsko-rosyjska wzbudza emocje wśród Polaków, czego dowodem ubiegłoroczny mecz na piłkarskich mistrzostwach Europy w Warszawie.
 
Wybrana literatura:
 
Polska 1944/45-1989. Studia i materiały.
M. Dąbrowska – Dzienniki powojenne 1945-165
L. Tyrmand – Dziennik 1954
J. Pindera – Pięściarze pokazali Rosjanom, kto jest silniejszy. „Rzeczpospolita” – Najnowsza historia Polaków . Oblicza PRL nr 3
J. Ferenc – Sport w służbie polityki. Wyścig Pokoju 1948-1989
W. Dubiański – Szurkowski, Szozda, Mytnik, czyli największa impreza sportowa socjalizmu. Wyścig wojny.
J. Michałek – Nie tylko Cieślik. „Piłka Nożna” z 16.X. 2007
Kronika sportu.
Ten od wała, rozmowa M. drzewickiego i G. Kubickiego z Władysławem Kozakiewiczem GW z 28.VII.2008
 
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz