Witz, czyli o niemieckim poczuciu humoru.

avatar użytkownika Ewaryst Fedorowicz

(Dość) dawno temu, bo w czasach romantycznej wersji polskiego kapitalizmu, różniącej się od kapitalizmu dzisiejszego tym, że ukraść trzeba było pierwszy milion, a nie pierwszy miliard, karierę robił (i zrobił) biznesmen Feliks S.


S., bo ów pionier polskiej gospodarki rynkowej bywał równie  częstym klientem aresztów śledczych i zakładów karnych, jak salonów politycznych i biznesowych.
I pewnie nikt by dziś o nim nie pamiętał, gdyby nie wyjątkowo smakowity, a syntetyczny opis zachowań elit III RP, który mu zawdzięczamy:
 
Zaprosiwszy do swej rezydencji notabli rangi wysokiej i nawet jeszcze wyższej, po wprawieniu towarzystwa – och, przepraszam – Towarzystwa, w dobry humor za pomocą wyżerki i wypitki,   zaproponował kąpiel w swoim słynnym basenie, ale tym razem bez zrzucania szat, czyli w garniturach i sukniach.

I kiedy na dane hasło całe towarzystwo, przepraszam, znowu to przyzwyczajenie – Towarzystwo oczywiście,  znalazło się w basenie, skonstatowało poniewczasie, że sam Feliks S. stał sobie suchy (zewnętrznie przynajmniej) nad basenu brzegiem skręcając się ze śmiechu.

Historia, jak wiadomo, lubi się powtarzać jako farsa i tak się też stało za przyczyną niemieckiego krewniaka Feliksa S.

Niemiec  ów, znanym tylko sobie sposobem, najpierw całe to europejskie, kochające demokrację, wolności obywatelskie (no dobra – kasę kochające)  Towarzystwo (już umiem!) namówił, by popodpisywało na wyprzódki Pakt Fiskalny, czyli wskoczyło w ciuchach do basenu, po czym  pokazał wszystkim palec, odrzucając to poczęte w amoku dziecię finansowej hochsztaplerki.

I stoi sobie teraz ten niemiecki Feliks nad brzegiem basenu, napawając oczy wyglądem frajerów, których do skoku do wody w garniturach prosto z Florydy namówił.
 
Na nazwisko ma Bundesrat,  a na imię – Witz.








 

1 komentarz

avatar użytkownika Maryla

1. Ewaryst Fedorowicz

dawno temu, bo w owych czasach romantycznej wersji polskiego kapitalizmu, był sobie Jerzy Buzek, przez ówczesny największy w Polsce stan, zwany wtedy klasą pracującą miast i wsi, nazywany Łobuzkiem. To on wytyczył tyn trynd "prymusa". Kazali w Brukseli skakać do pustego basenu - Prymus pierwszy. I tak zostało temu łobuzkowemu towarzystwu prymusów, obieszonych medalami w pozłotce od wujka Helmuta i ciotki Anieli.
Najgorsze jest to, że moczą nie swoje garnitury i koafiury, ale NASZE.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl