Kadet Majcherek * znów wyrusza na front (ideologiczny), walcząc z raportem Prof. Glińskiego

avatar użytkownika Maryla

 

W PRL też pisano raporty o zagrożonej demokracji. Wprawdzie w Polsce nie ma teraz stanu wyjątkowego, ale pewne granice demokracji zostały przekroczone - mówi prof. Piotr Gliński. Dlatego kandydat PiS na premiera rządu technicznego pisze raport o polskiej wolności i republice. Gliński nie twierdzi, że nie ma w Polsce demokracji. Ale uważa, że zamiast demokracji partycypacyjnej, mamy demokrację proceduralną.

Chcemy debaty obywatelskiej o wolności w Polsce, dlatego z raportem będziemy starali się dotrzeć do wszystkich Polaków. Chcemy by wiosna była obywatelską - deklaruje Szczerski. Na razie trwa kompletowanie zespołu, który mógłby włączyć się do prac nad raportem.

Polska niewolna

A gdzie autorzy dostrzegają największe braki w demokracji? Prof. Gliński wylicza:

* Media źle funkcjonują, bo nie wyrażają potrzeb, wartości, interesów różnych grup w tym samym stopniu [to stały zarzut PiS od kiedy stracił władzę]

* Ograniczanie roli opozycji, słynna sejmowa zamrażarka, w której utykają projekty opozycji.

* Nierówny dostęp do instytucji publicznych.

* Ograniczanie praw obywatelskich, np. poprzez szkodliwą nowelizację ustawy o zgromadzeniach [ta ustawa była krytykowana przez wiele organizacji pozarządowych].

Raport ma zawierać konkretne przypadki naruszania demokracji. Gliński: - W PRL też pisano raporty o zagrożonej demokracji. Wprawdzie w Polsce nie ma teraz stanu wyjątkowego, ale pewne granice demokracji zostały przekroczone. Trzeba pokazać, gdzie je przekroczono.

J. Majcherek

 
Przegląd międzynarodowych raportów i rankingów pokazuje, że Polska pod względem standardów demokracji, swobód i wolności obywatelskich dorównuje wielu krajom europejskim. Tym oczywistościom zaprzecza prezes PiS i jego polityczni admiratorzy oraz propagandyści
Kiedy prezes PiS i jego polityczni admiratorzy oraz propagandyści przedstawiają Polskę jako kraj pozbawiony wolności, swobód obywatelskich czy praw człowieka, można im przeciwstawić nie tylko żarliwe zapewnienia, że się mylą, lecz także miarodajne wskaźniki i specjalistyczne opracowania. Standardy demokracji, wolności politycznej, swobód obywatelskich, praw człowieka i innych parametrów określających jakość życia politycznego i publicznego są bowiem monitorowane przez wiele niezależnych i...
"W zbiorczym rankingu renomowanego Freedom House Polska jest zaliczona do państw całkowicie wolnych, przestrzegających w pełni wolności obywatelskich i praw politycznych (przy wszystkich tych kryteriach zaliczona do najwyższej kategorii ratingowej 1), odmiennie niż Węgry, nie mówiąc już o Białorusi".
 
http://rybinski.blog.pl/komentarze/index.php?nid=10689696

Kadet Majcherek wyrusza na front (ideologiczny)

Patriotyzm jest jeden, oznacza miłość do ojczyzny niezależnie od tego, czy rządzą nią akurat Kaczyńscy czy Miller z Oleksym albo Tusk z Rokitą.

Lektura tekstów Janusza Majcherka zawsze wpływa na mnie niesłychanie ożywczo. Przypominają się dawne czasy i dawne lektury. Tym razem ("Rząd dusz i już" "Rzeczpospolita" z 17 stycznia) przypomniały mi się Haszkowe "Przygody dobrego wojaka Szwejka" i c.k. kadet Adolf Biegler, autor schematów wielkich i sławnych bitew, stoczonych przez wojska austro-węgierskie, a ułożonych przez wyruszającego na front kadeta na podstawie studiów historycznych.

"Schematy te - pisał Haszek - były straszliwie proste. (...) W każdym z nich kadet Biegler narysował pewną ilość kwadracików, przy czym po jednej stronie były puste, po drugiej posiatkowane. Posiatkowane ukazywały, gdzie się ma rzekomo znajdować nieprzyjaciel. Po obu stronach było lewe skrzydło, centrum i prawe skrzydło. Następnie w tyle stały rezerwy i strzałki zwrócone tu i tam".

Dokładnie w ten sam sposób kadet Majcherek wyruszając na front wojny ideologicznej, naszkicował, ze wsparciem studiów historycznych, krajobraz bitwy o dusze Polaków. Plan wojny polsko-polskiej, o którym nie wiadomo nawet, czy istnieje gdziekolwiek, poza publicystyką, która go zwalcza. W Majcherkowym opisie tego planu uderzająca jest jego prostota, żeby nie powiedzieć prostactwo. Czarne kwadraciki przeciwko białym. Zupełnie jak u kadeta Bieglera. Wojenne skojarzenia wzmacnia wojenna retoryka. Przejmowanie narzędzi, strategiczne projekty, polityczne gry, zdobyte instytucje. Ja wiem, że to bolesne i głęboko niesprawiedliwe, ale instytucje państwa nie zostały zdobyte, tylko wygrane w wyborach, o czym zadecydowali Polacy. Bitwa pod Trutnovem nie powinna się była odbyć - zapisał kadet Biegler. Kadet Majcherek uważa chyba, że wybory z takim wynikiem też nie powinny.

Niepozbawiony mimowolnego komizmu jest fakt, że cały, prezentowany z oburzeniem i mający stwarzać poczucie zagrożenia, katalog działań braci Kaczyńskich w sferze politycznej wypełnia dokładnie zakres podstawowych definicji polityki, od Arystotelesa do Marksa. Jeśli budzi on zgrozę Majcherka, to dlatego, że uznawana za najdoskonalszą i najświatlejszą część polskiej elity politycznejprzyzwyczaiła go, jak wielu innych, do wiary w niestosowność okazywania, że celem polityki jest władza.

Nikt z zajmujących się u nas polityką nie chce i nie powinien chcieć władzy, bo u nas polityka musi być definiowana jako samoofiarowanie, poświęcenie i wyrzeczenie. To miłe, że mamy wśród czołowych polskich publicystów idealistów pierwszej wody, jak kadet Biegler, który przygotowywał się do śmierci za cesarza. Nie należy jednak ich produkcji udostępniać młodzieży, bo Polska nigdy nie stanie się krajem normalnej gry i walki politycznej, tylko wiecznym polem znęcania się sadystów politycznych nad politycznymi masochistami.

Cały artykuł, jak wiele publicystycznych i analitycznych dokonań ostatniej doby, nie jest poświęcony realnemu światu, tylko domniemaniom na temat celów i dążeń demonicznych bliźniaków Kaczyńskich. Od dnia ogłoszenia rezultatów wyborczych przypisuje się twórcom i przywódcom PiS najgorsze zamiary, po czym się je namiętnie i bohatersko zwalcza. Majcherek nie jest tu wyjątkiem, tyle tylko, że stworzył syntezę tego nurtu, podał wszystkie zagrożenia dla Polski i Polaków jak w pigułce i oczywiście się z nimi rozprawił.

Główny zarzut wobec piekielnych braci to organizowanie społecznego zaplecza dla rządu i własnej partii na fundamencie zasad, przekonań, a być może także złudzeń podzielanych przez znaczną część narodu. Jest to postępowanie dość normalne w polityce i całkowicie racjonalne. Model przeciwny - postmodernistyczne zwalczanie tradycji, jest potrzebny, ale jego uprawianie skazuje na marginalizację. Jeśli zresztą ktoś uważa się za liberała i głośno to deklaruje, musi uznawać i tolerować istnienie rozmaitych poglądów i interpretacji rzeczywistości i ich obecność w polityce. Katastrofą byłaby jednomyślność, także liberalna, a nie różnorodność i zmienność wpływów. To jest akurat błogosławieństwo.

Spora część artykułu Majcherka jest poświęcona relacjom między braćmi Kaczyńskimi i mediami. Cóż za chaos. Autor twierdzi najpierw, że rezultatem chęci zdobycia dostępu do "kanałów komunikowania społecznego" jest nowelizacja ustawy o KRRiT. Nie chce mi się grzebać w archiwum, ale jestem pewny, że Majcherek - tak jak większość publicystów i prawie wszyscy politycy - wypowiadał się o tej instytucji jako potworku, szkodliwym i zbędnym. A teraz nagle: skok na media.

Dalej Majcherek porównuje tę nowelizację z próbą stworzenia przez Kaczyńskich w 1992 roku własnego domu medialnego z własnym zapleczem finansowym. A cóż w tym złego? Szkoda, że się ani Kaczyńskim, ani nikomu innemu, poza Agorą, nie udało. Jeśli celem tej nowelizacji ma być - w co wierzę - publiczny charakter TVP i Polskiego Radia, to świetnie. Jeśli zaś rezultatem ma być zaczynanie każdego dziennika od komunikatu: "Dziś rano bracia Kaczyńscy zjedli śniadanie, a potem troszczyli się o los ojczyzny", to przegrają następne wybory z kretesem. Wszędzie by przegrali, są na to setki dowodów, a my na dodatek jesteśmy w Polsce.

Radio Maryja nie jest moim ulubionymmedium. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy go nie słuchałem. Ale nie rozumiem powagi zarzutu, że politycy PiS w tej rozgłośni występują. To radio działa legalnie, ma swoich słuchaczy, którzy też są obywatelami RP i wyborcami. Nie jest rzeczą przesądzoną, czy wypowiedź któregoś z polityków PiS dla tego radia skołtuni jego samego i jego partię, czy też może oświeci i naprostuje słuchaczy. Radio i jego zaplecze jest faktem i nie ma powodu, aby się obrażać na fakt, ignorować go i hodować przez poczucie odrzucenia sektę. Kościół postępuje w tej sprawie z tradycyjną rozwagą i ostrożnością, co zalecane jest także politykom.

Pluralizm medialny, na który powołuje się Majcherek, nie polega ani na dążeniu do zamknięcia Radia Maryja, ani na udawaniu, że ono nie istnieje. Radio podobno jest - przynajmniej wedle Majcherka - siedliskiem katolicyzmu anachronicznego, przemijającego,ludowego i przedsoborowego. A skąd ta pogarda dla prostych ludzi i ich religijności? Czy naprawdę Majcherek wierzy w możliwość takich przemian pod wpływem postępowych mediów katolickich, żeby Koło Gospodyń Wiejskich we wsi popegeerowskiej organizowało wieczory egzegezy encyklik papieskich? Co to znaczy, że plebejski katolicyzm jest w III RP tolerowany, czyżby istniała możliwość jego zakazania, z której wielkodusznie nie skorzystano?

Najbardziej z całego tekstu Majcherka podobało mi się zdanie o polityce historycznej jako jednym z elementów ideologicznej ofensywy nowej władzy. Napisane zostało to po fragmencie własnej polityki historycznej Majcherka, który powspominał endecję, sanację i OZON, porównując ten cały pasztet z przeszłości nie tyle z działaniami, ile znów z zamiarami PiS. Otóż jeśli o politykę historyczną chodzi, to czas bieżący najbardziej przypomina mi z dziejów międzywojennych okres po wyborze Narutowicza na prezydenta. Ta sama histeria, ten sam wrzask o katastrofie, to samo kreślenie najczarniejszych scenariuszy, trwoga, zgroza i alarm. Tyle że w odwrotną stronę. Ze zmienionymi znakami kierunku politycznego. Teraz trzeba tylko, żeby jakiś niezrównoważony patriotycznie malarz wziął to wszystko na serio i kupił sobie browning.

Majcherek tak dalece się w tym wszystkim zatracił, że wziął w obronę odkłamywanie i demistyfikowanie polskiej rzeczywistości, dokonane po roku 1989. To chyba nie dotyczy okresu dziejów najnowszych, czyli PRL, których nie udało się, nie to, że odkłamać, ale wyjaśnić do dziś. Trudno uznać za odkłamywanie historii na przykład wypowiedź niedawnego senatora, że AK to była zbrodnicza organizacja, której członkowie strzelali w plecy milicjantom, pilnującym parcelacji majątków obszarniczych. Chyba nie był też wysiłkiem na rzecz odkłamywania wspólny artykuł Cimoszewicza i Michnika o konieczności ustalenia przez polityków obowiązującej wersji historii najnowszej.

Jedyny przykład osiągnięć podany przez Majcherka to Jedwabne, okraszone pytaniem, czy w TVP pod kierownictwem nominatów PiS film Agnieszki Arnold byłby wyemitowany. Nie wiem, myślę, że jednak tak. Natomiast na pewno nie mógłby być wyemitowany "Dramat w trzech aktach" ani parę innych, równie manipulanckich i nierzetelnych.

Na koniec mały wykład o patriotyzmie, który Majcherek był łaskaw skategoryzować, dzieląc na patriotyzm wyboru, namysłu i sporu oraz patriotyzm z góry ustalonego wzorca, do którego trzeba się dostosować. Otóż patriotyzm jest jeden, oznacza miłość ojczyzny niezależnie od tego, czy rządzą nią akurat Kaczyńscy czy Miller z Oleksym albo Tusk z Rokitą. Niezależnie od tego, czy ludzie słuchają Wolnej Europy, Radia Maryja czy radia Złote Przeboje. A nawet niezależnie od tego, czy czytają Majcherka czy Rybińskiego. Można być patriotą zawsze, w każdej sytuacji, tylko nie wtedy, gdy się tę Polskę całkowicie neguje z wyżyn intelektualnej wzgardy.

rybinski 2006-01-18 10:50:57

Etykietowanie:

13 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Żadna tragedia, żadna degeneracja, zwykłe świństwa.-31.05.2003

Prawdziwy koniec świata szwoleżerów

JERZY JASTRZĘBOWSKI

January Suchodolski, "Bitwa pod Somosierrą", 1860 r.

(C) MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIE

Afery korupcyjne, zwłaszcza zaś łącząca ze sobą nazwiska Rywina,
Michnika, Kwiatkowskiego i Millera, z krążącym na ich orbicie obleśnym
karłem polskiego dziennikarstwa, opisywane są w kategoriach upadku
Polski czasów saskich.

Ksiądz arcybiskup Józef Życiński pisze o "dramatyzmie obecnej sytuacji",
która staje się "formą czekania na Godota"; Kazimierz Kutz
mówi, że "gatunek ludzki jest u nas skarlały", inni mówią i piszą o
"gniciu" i "wyczerpaniu możliwości rozwoju"; padają hasła naprawy - od
tak oczywistych, jak zmiana ordynacji wyborczej, aż po tak fantastyczne,
jak niepłacenie podatków, zmiana ustroju i budowa IV Rzeczypospolitej.

Dorzucę i ja słowo: jest źle, czyli normalnie. Żadna tragedia, żadna
degeneracja, zwykłe świństwa.

Nie zaproponuję nowych dróg naprawy, brak mi po temu talentu i hucpy.
Chcę osadzić obecne realia w kontekście historycznym, którego
dotychczasowi krytycy w znanych mi wypowiedziach nie biorą pod uwagę,
choć Janusz A. Majcherek napomknął o nim w "Plusie-Minusie" z 27 - 28
kwietnia ("Odwet na państwie"), a Zdzisław Najder w numerze z 10 - 11 maja
("Coraz bliżej? Coraz dalej?"). Jesteśmy w trakcie procesów głębszych od
zmiany ustroju politycznego (tę akurat udało się przeprowadzić
względnie gładko). Jesteśmy poddani procesom angażującym nie tylko
postawy jednostek i grup, lecz oddziałującym na psychikę i pamięć zbiorową
narodu i społeczeństwa.

http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:hCkOeZpNFgsJ:www.rz...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Michał St. de Zieleśkiewicz

3. Do Pani Maryli

Szanowna Pani Marylo,

Janusz Andrzej Majcherek od zawsze był czołowym pałkarzem komuny z tytułem profesorskim jak Środa, jej Tatuś i pół krakowskiego środowiska UJ

Ukłony moje najniższe

Michał Stanisław de Zieleśkiewicz

avatar użytkownika Maryla

4. Szanowny Panie Michale

Majcherek, Krzemiński, Markowski - to główni szczuwacze na ś.p. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i projekt IV RP.

Dzisiaj Majcherek wypisuje takie same dyrdymały, kiedy wieścił koniec demokracji za rządów Jarosława Kaczyńskiego.

Amnezja polityków i mediów jest porażająca.

I pomysleć, że od 2006 roku minęło tak niewiele czasu, a jakie spustoszenia w mediach i umysłach odbiorców ich papki.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

5. towarzysz Markowski, naczelny szczuj, stawia postulaty

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13080917,Zespol_ds__pros...

Czy nie jest na to za późno? - Źle, że tak późno się za to zabrano, ale nigdy nie jest za późno, żeby docierać do prawdy - powiedział portalowi Gazeta.pl politolog prof. Radosław Markowski.

Brakuje nam paragrafu za rozpowszechnianie kłamstwa

W jego ocenie wysiłki takiego zespołu mogą być jednak niewystarczające. - Dobre i to, ale przydałyby się radykalne środki - twierdzi i przekonuje, że lepszym wyjściem byłoby prawne rozliczenie osób głoszących "insynuacje" o przyczynach katastrofy smoleńskiej.

- Ta słynna komisja Macierewicza, która sukcesywnie produkuje rzeczy absurdalne, przedstawiane jako prawda objawiona, ta lawina insynuacji zasługiwała od początku na to, żeby się tym zająć. To jest szczucie - twierdzi ekspert. - Część tych argumentów podpada pod paragrafy. W naszej konstytucji czy w Kodeksie karnym jest zapis, że nienawiść między narodami (a do tego prowadzi ta komisja Macierewicza) jest karana - dodaje.

- Mamy w demokracji taki problem, że za publicznie głoszone kłamstwa nie ma dobrych paragrafów, żeby pociągać ludzi do odpowiedzialności - twierdzi Markowski.

Eksperci w zespole? Poważni ludzie mogą nie chcieć brać udziału w takim cyrku

- W zespole powinno się pojawić jak najmniej polityków, jak najwięcej ekspertów, bo tu nie chodzi o sprawy polityczne, a po prostu o prawdę - przekonuje prof. Markowski.

Wobec możliwości powołania zespołu składającego się z samych specjalistów sceptyczny jest socjolog, profesor Jacek Wasilewski. - To pobożne życzenia ministra Millera - twierdzi. - Zgromadziłby pewnie ze dwóch prawdziwych ekspertów i drugi garnitur średniaków. Poważni ludzie mogą nie chcieć brać udziału w takim cyrku - prognozuje.

Jacek Wasilewski jest zdania, że pomysł z powołaniem zespołu ds. prostowania kłamstw smoleńskich jest raczej nietrafiony. - To coś bardzo dziwnego. Słusznie powołano wcześniej komisję Millera, natomiast ten zespół to średni pomysł - mówi profesor. - Nie ma możliwości, by przekonać tę skrajnie nastawioną do sprawy katastrofy część społeczeństwa. Należy dać sobie z tym spokój - dodaje.

Zawsze Macierewicz wyciągnie jakiegoś hochsztaplera

Zdaniem prof. Wasilewskiego osoby takie jak Antoni Macierewicz i tak pozostaną przy swoim zdaniu. - Jego i tak się nie przekona. Zawsze będzie argument, że to byli niedobrzy specjaliści. Zawsze Macierewicz wyciągnie jakiegoś hochsztaplera z Australii czy USA i powie, że ci nasi eksperci są do niczego - twierdzi socjolog i przekonuje, że nawet bardzo trzeźwe i merytoryczne stanowisko ekspertów nie zmieni tego, że reakcje będą znowu takie, jakie już znamy. - Nie widzę możliwości, żeby coś zmieniło tę sytuację - dodaje profesor.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

6. Mowa

Mowa nienawiści?
http://www.naszdziennik.pl/mysl/18461,mowa-nienawisci.html

Ostatnio pojawiło się sformułowanie „mowa nienawiści”. Skąd się ono wzięło, co oznacza i w jakim celu jest stosowane? Czy to sformułowanie, na pierwszy rzut oka bardzo słuszne, nie jest jednak jeszcze jedną intelektualną i moralną deprawacją liberalistyczną?
Forma prawnicza

W kodeksie karnym jest art. 256 par. 1 penalizujący publiczne nawoływanie do nienawiści: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”.

Tymczasem PO zgłasza w listopadzie 2012 r. projekt nowelizacji tego artykułu w następującym brzmieniu: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa, podlega karze grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”.
Z interpretacji

Trzeba z góry zauważyć, że zarówno tekst pierwotny, jak i nowelizacja są zredagowane raczej w języku medialnym i propagandowym, a nie prawniczym, i posługują się pojęciami w istocie rzeczy mętnymi. Już na samym początku jest zakryty totalitaryzm marksistowski. Jak rozumieć „nienawiść na tle różnic”, a także „nienawiść z powodu przynależności”? Co znaczy „przynależność do przekonań” lub do „nabytych cech osobistych”? Poza tym czy „mowa nienawiści” różni się od ostrej krytyki? Nie ma o tym mowy.

Ale zajmijmy się, choćby pokrótce, sprawami najważniejszymi! Wydaje się, że ogólnie chodzi w nowelizacji o obronę PO przed krytyką i utratą władzy, o jeszcze dalsze zepchnięcie na bok ludzi publicznie religijnych i patriotycznych oraz o pełniejsze wprowadzenie ideologii lewicowej i liberalistycznej.

Jest charakterystyczne, że w nowelizacji mają zostać opuszczone słowa o różnicach „wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość”. Niewątpliwie teraz chodzi o to, by wolno było bezkarnie nawoływać do nienawiści do religii, Kościoła, etyki ewangelicznej, ludzi publicznie religijnych, natomiast karalność krytyki „bezwyznaniowców” ma być zachowana w zakazie krytyki „z powodu przekonań”, czyli po prostu nie będzie wolno zwalczać nawet w dyskusji niewierzących, ateistów, agnostyków, masonów i ludzi nieprzyznających się do żadnego Kościoła. Krótko mówiąc, będzie można zwalczać religię bezkarnie wszelkim słowem, a nie wolno będzie otwarcie krytykować ateizmu.

Bardzo podstępne i tylko pozornie mętne są słowa dodane przez nowelę do tekstu dawnego, a mianowicie: (Kto nawołuje do nienawiści wobec grupy osób lub osoby z powodu jej przynależności…) „politycznej, społecznej, naturalnych lub nabytych cech osobistych lub przekonań, albo z tego powodu grupę osób lub osobę znieważa…”. A więc po kolei:

Może być karany ktoś, kto ostro atakuje jakąś osobę za jej postępowanie, a ona należy do orientacji ateistycznej.

Nie może być ktoś bezkarnie krytykowany za „przynależność polityczną”, np. do PZPR, do partii niszczącej kraj, do partii antyreligijnej, do partii zdrady narodowej, do Ruchu Palikota itp.

Nie może być atakowana ani jednostka, ani grupa za jej przynależność „społeczną”, co może implikować także, iż nie wolno oceniać negatywnie różnych teorii, kierunków i szkół społecznych, jak marksizm, liberalizm, ateizm społeczny czy nihilizm.

Bardzo mętny, ale i podstępny jest zakaz negatywnego wypowiadania się o osobie lub grupie z powodu przynależności do „naturalnych lub nabytych cech osobistych”. Chodzi tu niewątpliwie o ochronę, równouprawnienie, a nawet wyniesienie na plan pierwszy homoseksualistów, transwestytów, osobowości prowokacyjnych, odmieńców moralnych i innych. Autorom nowelizacji chodzi przede wszystkim o to, by Kościół i klasyczny ogół wszystko to tolerowali, ale i uznali w Polsce. Prawdopodobnie będzie to jeden z warunków otrzymania z UE pomocy materialnej.

Jeszcze bardziej podstępne jest żądanie ochrony z powodu przynależności do „przekonań”. Jest to sformułowanie absolutnie liberalistyczne, skrajnie indywidualistyczne i antyreligijne. Jest to zakaz negatywnego wypowiadania się nie tylko o ateistach, bezwyznaniowcach czy masonach, ale przede wszystkim o ludziach wszelkich przekonań, a więc i o buntownikach i niszczycielach życia religijnego, społecznego, moralnego, kulturalnego, narodowego, patriotycznego. Jest to też zakaz głoszenia Ewangelii, formowania postaw, wychowywania, upominania, karcenia, kształcenia, podawania prawd humanistycznych itp. – jeśli jest to wbrew przekonaniom odnośnej osoby lub grupy osób. Tak idiotycznego sformułowania jeszcze w całej historii świata nie było (por. Human Rights. Ed. M. Zubik, J. Zajadło, Warsaw 3 t. 2008).

Całą sprawę komplikuje jeszcze i to, że PO nie chodzi o jakieś wielkie „nawoływanie do nienawiści”, ale już o same „słowa nienawiści”, o „mowę nienawiści”. Według nowelizacji zatem nie wolno byłoby używać już samych słów o brzmieniu negatywnym i krytycznym. Prosto mówiąc, nie można będzie nazywać aborcjonisty zabójcą dziecka, homoseksualisty – homoseksualistą, zabójcy – zabójcą, zdrajcy – zdrajcą, a nawet czynić odniesień do narodowości i ras, np. określając Żyda – Żydem, Murzyna – Murzynem itp. Ale co ciekawsze: nie wolno by było tak mówić ludziom z prawicy, Polakom, katolikom o ludziach z lewicy, o apatrydach i ateistach, totalnych czy tylko publicznych, ci drudzy natomiast mogą używać określeń negatywnych o prawicowcach, patriotach, katolikach, co też się już dzieje w Sejmie, w mediach i w mowie władzy.

Z takimi niedopuszczalnymi celami nowelizacji zdradził się min. Michał Boni, który zwrócił się do Kościoła katolickiego, by ten właśnie przeciwstawił się „mowie nienawiści i wszelkim objawom nietolerancji”. Akurat jest to typowa „mowa nienawiści” w stosunku do Kościoła. Co ona oznacza?

1. Chodzi o to, by hierarchia i katolicy świeccy nie krytykowali PO i rządu, a także polityków, urzędników państwowych i wszystkich partii, także niemoralnych. Minister dodał później wprost, że do mowy nienawiści należą „kazania, gdzie padają słowa deprecjonujące polski rząd”. U podstaw tego jest założenie, że Kościół nie może w ogóle zabierać głosu w sprawach polityki, państwa i rządu, nawet w aspekcie moralności. A więc „mówcami nienawiści” w Polsce – patrząc wstecz – byli: ks. Piotra Skarga, Romuald Traugutt, św. Andrzej Bobola, św. Jozafat Kuncewicz, ks. kard. Stefan Wyszyński, bł. ks. Jerzy Popiełuszko, bł. Jan Paweł II i liczni inni, którzy krytykowali i krytykują czynniki rządowe.

2. W tej wypowiedzi kryje się zapewne też wezwanie Kościoła do pełnej tolerancji wewnętrznej wobec ateistów, odszczepieńców, łamiących Dekalog, ciężkich grzeszników, reformatorów, ludzi mieszających wiarę i doktrynę katolicką z amoralną ideologią unijną i w ogóle ludzi przyjmujących całą ideologię unijną, co miałoby rzekomo wyprowadzić społeczeństwo polskie z zacofania, izolacji i ksenofobii.

Co więcej – żeby paranoja była pełna – PO proponuje utworzyć specjalną radę, która zwalczałaby prawnie wszelką „mowę nienawiści”, a w jej skład mieliby wchodzić tylko ludzie PO, co też oznacza, że tylko PO nie posługuje się „mową nienawiści”. Tego już nie da się komentować.
Nienawiść

Trzeba zwrócić uwagę, że już i nasi ateiści, postmarksiści i liberałowie nie operują językiem religijnym i nie ma dla nich „zła” albo „dobra” moralnego w ścisłym znaczeniu, są tylko czyny zgodne z prawem stanowionym przez człowieka albo niezgodne i dlatego nienawiść jest dla nich absolutnie relatywistyczna. Może być nienawiść do dobra i miłość do zła. Tymczasem według chrześcijaństwa nie może być nienawiści do dobra ani miłości do zła, zwłaszcza moralnego. Oczywiście, Chrystus żąda zawsze miłości do samego człowieka, choćby popełniał zło, czyli może być nienawiść do zła tego człowieka, a jednocześnie miłość do człowieka. Dzisiejsi pseudomyśliciele tego nie rozróżniają i uważają, że jeśli się potępia ich złe czyny, to potępia się ich samych jako ludzi.

I dlatego niekiedy ci niemyślący ludzie gotowi są oskarżać samego Chrystusa o stosowanie „mowy nienawiści”, kiedy np. zarzucał swoim wrogom, że chcą Go zabić: „Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca” (J 8, 44), albo gdy karci za grzechy króla Heroda Antypasa: „Idźcie i powiedzcie temu lisowi” (Łk 13, 32). Prorok Amos wołał: „Miejcie w nienawiści zło, a miłujcie dobro” (Am 5, 15) i „Pan miłuje tych, co zła nienawidzą” (Ps 97, 10), co „nienawidzą kłamstwa” (Ps 119, 163). Tymczasem ludzie dzisiejszej obłędnej ideologii sekularystycznej raczej są gotowi miłować zło moralne, a nienawidzić dobra moralnego. Przed takimi przestrzega Pismo: „mają oni w nienawiści dobro” (Mi 3, 2), „nienawidzą własnego narodu” (l Mch 11, 21), a nawet „niektórzy nienawidzą samego Boga” (Ps 68, 2). I tu jest wyjaśnienie prześladowania chrześcijan: „I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia” (Mk 13, 13); „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że mnie pierwej znienawidził” (J 15, 18). A przecież nakaz miłowania każdego człowieka jest istotą całej nauki Chrystusa (por. Mk 12, 31-33; Mt 5, 43; 19, 19; 22, 39).

Trzeba nam zatem unikać czegoś więcej niż tylko słów nienawiści, trzeba dziś walczyć także z umysłowością nienawiści, z uczuciem nienawiści, postępkami nienawiści, postawami nienawiści, czynami i dziełami nienawiści, ideologią nienawiści, wychowaniem do nienawiści i z całą cywilizacją nienawiści. Trzeba natomiast nienawidzić tylko zła i grzechu.

Nienawiść w życiu i kulturze jest wielką, ale bardzo ciemną siłą perwersyjną. Pamiętam, jak politrucy sowieccy po wkroczeniu do Szczebrzeszyna w 1944 r. zarzucali nam, gimnazjalistom, że my, Polacy, nienawidzimy Związku Sowieckiego, Rosjan i „demokracji”, siebie natomiast przedstawiali jako wielkich przyjaciół, wyzwolicieli i twórców raju społecznego dobra. Zachodziliśmy w głowę, jak oni mogą tak myśleć, dlaczego są tacy nienormalni i oszukańczy. Znaliśmy już przecież zatajaną prawdę o Katyniu od partyzantów. A wkrótce zaczęliśmy też dyskutować, dlaczego tak znaczna część naszej inteligencji przyjęła poglądy sowieckie. Kontynuując: i dziś człowiek się dziwi, dlaczego większość inteligencji zaczyna przyjmować obłudną i antypolską ideologię postkomunistyczną i ateistyczno-liberalną.

Jest jakaś dziwna słabość u inteligencji, która żyje z garnuszka państwowego. Widać to już na historycznym przypadku starożytnej Grecji. Kiedy w roku 338 przed n.Chr. król macedoński Filip II, jeszcze na poły barbarzyński, podbił wielkie i dumne Ateny, to liczni jej arystokraci już za miesiąc utworzyli partię promacedońską. A jakie straszne jest zacietrzewienie partyjne, ukazuje dobrze zdarzenie wcześniejsze. Otóż kiedy toczyła się zażarta bitwa Ateńczyków z Persami pod Maratonem w roku 490 przed n.Chr. i Ateńczycy wygrywali, to żołnierze rodu Alkmeonidów, skłóconych z dowodzącym strategiem Miltiadesem, dawali ze wzgórza tarczami znaki Persom, by zaatakowali niebronione Ateny. A przecież wiedzieli, że gdyby Persowie zajęli miasto, to urządziliby tam wielką rzeź zgodnie z ówczesnymi prawami wojny. Szczęście, że Miltiades to zauważył.

Z kolei dziś bardzo łatwo mediom rządowym ogłupić całe społeczeństwo. Kiedy np. niedawno PO zaczęła rzucać coraz większe obelgi pod adresem PiS i dołączyli do niej inni, to sondaże wykazały, że 58 proc. uznało, iż najbardziej agresywne jest PiS, tylko 26 proc. – że PO, a zaledwie 2 proc. – że Ruch Palikota. Inna rzecz, że trudno pojąć, co się dzieje z sondażami w Polsce.
Niektóre czyny nienawiści publicznej

Mówiąc krótko, bardzo nas boli bezczelne pomawianie ludzi Kościoła o „mowę nienawiści”. Niestety, teza George’a Orwella w książce „Rok 1984”, że istotą systemu komunistycznego jest kłamstwo, odnosi się dziś coraz wyraźniej i do naszej pseudodemokracji i liberalizmu. Normalny człowiek nie dowierza swoim uszom, gdy słyszy ludzi niby wykształconych, że aborcja, zabijanie dzieci chorych, zabijanie embrionów podczas in vitro, eutanazja to są akty miłości, a Kościół, który zakazuje tych rzeczy, jest instytucją nienawiści do człowieka albo przynajmniej instytucją wstecznictwa. Dziczeją też wielkie organizacje. Przedstawicielka Komitetu Praw Dziecka przy ONZ Maria Herczog nakazuje wszystkim krajom zlikwidować „okna życia” rzekomo z miłości do tych porzuconych dzieci, choć bez „okna życia” raczej zginą. Tak to zanikają rozum społeczny i zasady moralne.

Jeszcze raz trzeba zauważyć, że istotnie rząd PO kieruje się zapowiadaną w roku 2007 miłością społeczną do ok. 95 proc. obywateli, gdy chce zamknąć usta Kościołowi i zniszczyć Telewizję Trwam, Radio Maryja i o. dr. Tadeusza Rydzyka, gdyż nie mówiąc kłamstw prorządowych, a starając się o prawdę, uprawiają „mowę nienawiści” do rządu. Czynami miłości są też zastraszanie przez policję ludzi udających się na pokojowy marsz w obronie głosu katolickiego społeczeństwa, pewne szykany na wzór tych, jakie stosowały milicja i SB przed pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Ojczyzny, wobec niektórych ludzi w Warszawie, prowokowanie zamieszek przez przebranych policjantów w czasie pochodu 11 listopada, a wreszcie próby cenzurowania kazań. Wraca komuna, ale już ta sprzed Gierka. Już też szerzy się coraz bardziej pogarda wobec ludzi pracy fizycznej, robotników, chłopów, drobnych rzemieślników, a przede wszystkim wobec otwartych publicznie katolików. Rodzi się jakaś „arystokracja wyzwolonych z tradycji”, którzy zdają się powtarzać za Horacym z I w. przed n.Chr.: „Odi profanum vulgus et arceo” – „nienawidzę pospolitego motłochu i trzymam się od niego z dala”. Również apatrydzi (bezojczyźniani) wszelkiej maści gardzą patriotami według reguły Teodorosa z IV w. przed n.Chr., że „ojczyznę miłuje i umiera za nią tylko głupiec”. I podobnych zjawisk jest bardzo dużo.

Co się z Polakami stało? Przecież nie jesteśmy takimi idiotami ani zdegenerowanymi moralnie, a życie obecne robi się złe i bez sensu społecznego. Kto to sprawia? Może to również do Polski mówi Chrystus: „Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy! Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu” ( Mt 13, 18-19)?
Wielka analogia historyczna

Przypomina się tu teza krakowskiej szkoły historycznej z XIX i początku XX wieku, że Rzeczpospolitą zgubiły trzy wolności: liberum veto, liberum mentiri i liberum infamare – wolność wetowania kraju, wolność oszukiwania społeczeństwa i wolność zniesławiania. Niestety, coś takiego dzieje się i dziś, co niechybnie zapowiada wielki upadek. Liberum veto dziś to prawo niespołecznych jednostek do sprzeciwiania się ogółowi, jak jeden człowiek z KRRiT sprzeciwia się nielegalnie wielkim milionom obywateli katolików, przy czym najwyższe władze uważają ten czyn za „czysto demokratyczny”. Liberum mentiri to wolność bezczelnego oszukiwania całego Narodu przez media, dziwne grupki partyjne, a także często i przez władze. Liberum infamare czy criminari to wolność zniesławiania słabszych w życiu państwowym, oczerniania, bezczeszczenia świętości narodowych i hańbienia wszystkiego, co wysokowartościowe, polskie i katolickie – często na sposób doprawdy satanistyczny, jak robi to jedna z partii politycznych.

Tymczasem historia uczy, że nie ma innej takiej siły dla normowania, odradzania i rozwijania życia społecznego, państwowego, kulturalnego, moralnego i duchowego, jak religia, jak religie, jeśli tylko nie są one czysto hobbystyczne, prywatne lub abstrakcyjne, lecz nierozerwalnie związane z realnym społeczeństwem i z żywym narodem.

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. Janusz

Janusz A.Majcherek

Potrzebny nowy mit wolności

Przykłady Szwecji, Danii, Finlandii wykazują dobitnie, bo
empirycznie, że ani samo bogactwo i dobrobyt, ani sposób jego
dystrybuowania nie chronią bynajmniej przed prawicową demagogią,
ksenofobią i szowinizmem.Aktywiści i sympatycy Partii Razem przekonują, że utożsamianie ich ze
skrajną lewicą to nieporozumienie, bo ich program jest bliski klasycznej
socjaldemokracji, a polityczny ideał to państwo opiekuńcze na wzór
szwedzki. Wiąże się z tym formułowana wprost lub pośrednio perswazja, że
tylko odpowiednio hojny pakiet socjalny oraz rozbudowany program
niwelowania materialnego upośledzenia szerokich kręgów społecznych da
narzędzia umożliwiające odebranie władzy PiS. Wszelkie działania
pozbawione tych socjalnych komponentów są więc daremne.


Jest to pogląd nie tylko kontrowersyjny teoretycznie, ale też fałszywy,
bo sfalsyfikowany empirycznie. W państwach realizujących ukochany przez
naszą młodą lewicę skandynawski model socjalny systematycznie rosną w
siłę partie i ruchy ksenofobiczno-nacjonalistycznej prawicy, pokrewne
PiS.

W tejże wymarzonej Szwecji są to Szwedzcy Demokraci,
będący trzecią siłą w parlamencie, a okresowo obejmujący przewodnictwo w
partyjnych sondażach, podczas gdy tamtejsi socjaldemokraci mają
najniższe notowania od czasu, gdy prowadzi się takie sondaże.
W Danii bryluje Partia Ludowa, systematycznie zyskująca zwolenników. W
Finlandii sukcesy odnoszą Prawdziwi Finowie, współrządzący krajem w
ramach koalicji. Z kolei w ultrabogatej i dobrze urządzonej Szwajcarii
podobnie sprofilowana Partia Ludowa jest najsilniejszym ugrupowaniem.


Przykłady te wykazują dobitnie, bo empirycznie, że ani samo
bogactwo i dobrobyt, ani sposób jego dystrybuowania nie chronią
bynajmniej przed prawicową demagogią, ksenofobią, szowinizmem.
Najwyraźniej zatem nie rodzą się one z ubóstwa, niesprawiedliwości
społecznej czy ekonomicznego upośledzenia.

Pogląd, według
którego to materialne warunki życia kształtują świadomość społeczną,
jest wyrazem jednostronnego, by nie powiedzieć: prymitywnego ekonomizmu
(determinizmu ekonomicznego) i ma genealogię marksistowską ("byt
kształtuje świadomość", "baza określa nadbudowę", świadomość zbiorowa
odzwierciedla przynależność klasową itp.). Przypisywanie takiej
proweniencji i inspiracji polskiej młodej lewicy nie jest bynajmniej
imputacją, bowiem wielu jej ideologów (jak np. Jan Sowa publikujący
artykuł "Kopnęli nam w stolik" w "Magazynie Świątecznym" z 6 lutego) wprost - i niekiedy nawet z pewną ostentacją - do marksistowskiej inspiracji się przyznaje.


Można im zadedykować refleksje sformułowane pod koniec II wojny
światowej przez przebywającego na emigracji w USA wybitnego niemieckiego
(żydowskiego pochodzenia, urodzonego we Wrocławiu)
filozofa i kulturoznawcę Ernsta Cassirera podsumowującego błędy
popełnione przez polityków Republiki Weimarskiej: „Byli nie tylko
socjalistami: w większości przypadków także zawziętymi marksistami.
Towarzyszyło im przekonanie, że całe życie społeczne i polityczne
uzależnione jest wyłącznie od warunków ekonomicznych. Wychodząc z
takiego założenia, czynili desperackie wysiłki celem polepszenia
sytuacji ekonomicznej mas oraz uniknięcia niebezpieczeństwa inflacji i
bezrobocia. Jednocześnie ich trzeźwy, empiryczny, » rzeczowy «sposób
myślenia i wydawania sądów pozostawał ślepy na wybuchową moc mitów
politycznych”. I dodawał: „Była to wielka pomyłka, kardynalny błąd. Gdy
elity polityczne i intelektualne niemieckiej demokracji zaczęły
dostrzegać, o co toczy się gra, gdy zaczęły kształtować jaśniejszy
pogląd na temat natury nowych mitów politycznych, było już za późno;
bitwa została w zasadzie przegrana, zanim na dobre się rozpoczęła” (za:
„Znak” nr 726, tłum. Tomasz Sikora).

Jest jasne, że to
analizy Cassirera, a nie wywody ideologów i doktrynerów młodej polskiej
lewicy adekwatniej odnoszą się także do tej bitwy, która rozgrywa się
obecnie w Polsce, a którą wywołał PiS. Jest to ewidentnie konfrontacja w
sferze mityczno--symbolicznej i dzięki narzuceniu własnej mitologii
politycznej PiS tę bitwę na razie wygrywa. Przechwycił władzę w
warunkach najniższego od dawna bezrobocia, braku inflacji (a w istocie
deflacji) i spadających wskaźników dochodowego rozwarstwienia.
"Desperackie wysiłki celem polepszenia sytuacji ekonomicznej mas" nie są
w stanie odebrać PiS inicjatywy strategicznej, przewagi politycznej i
władzy. Skoro jest ona ugruntowana na dominacji w sferze
mityczno-symbolicznej, to tylko działania w tej sferze podejmowane mogą
tę dominację i przewagę zniwelować.

U podstaw III Rzeczypospolitej leżał jeden z najpiękniejszych i najpotężniejszych mitów, jakie zna europejska kultura:
mit Okrągłego Stołu, nawiązujący do legend arturiańskich. Dzięki tym
konotacjom jest szeroko w całej Europie znany i dlatego odwołująca się
do niego polska transformacja była tak powszechnie szanowana. Pozwolenie
na zniszczenie tego mitu przez populistycznych demagogów jest wielką
porażką polskich demokratów (którzy niekoniecznie mieli młodą lewicę po
swojej stronie). Albo trzeba ten mit ożywić, albo wykreować inny o
równie wzniosłej i szlachetnej symbolice.

Zakłamanej i
opartej na przekłamaniach mitologicznej narracji o zamachu smoleńskim,
"żołnierzach wyklętych" czy Polsce wstającej z kolan trzeba
przeciwstawić porywający mit odwołujący się do symboliki wolności, tak
ponoć przez Polaków umiłowanej, a tak bardzo obecnie zagrożonej. Nawet
jeśli młoda polska lewica tego umiłowania wolności nie podziela, a jej
zagrożenia nie dostrzega lub je bagatelizuje, nawołując do "wysiłków
celem polepszenia sytuacji ekonomicznej mas".

Janusz A. Majcherek - profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

8. znów na wojnie :)


Janusz A. Majcherek




Polacy muszą zaznać 'dobrej zmiany', by pozbyli się pokusy głosowania na PiS


Z punktu widzenia korwinistów między PO, PiS, SLD, PSL, a nawet Nowoczesną nie ma różnicy, bo wszyscy to socjaliści.

Z punktu widzenia "razemowców" (aktywistów Partii Razem) nie ma między nimi różnicy, bo wszyscy to liberałowie.


Z punktu widzenia działaczy PiS nie ma różnicy między PO, SLD,
PSL, Nowoczesną i Razem, bo wszyscy to zdrajcy i wrogowie polskości.


Z punktu widzenia prostego ludu między PiS, PO, SLD, PSL,
Nowoczesną i Razem nie ma różnicy, bo wszyscy to złodzieje i oszuści.


Ale także część profesjonalnych obserwatorów i komentatorów
polskiej polityki odklepuje frazes, że nie ma różnicy między PiS a PO,
do absurdu doprowadzając chęć zachowania neutralności, bezstronności i
równego dystansu. Czasami, niestety, to
wynik
niechlubnego poczucia wyższości (wobec polityków) i nonszalancji (wobec
faktów). Ta postawa środowisk opiniotwórczych sprawia, że dostrzeżenie
przez obywateli i wyborców rzeczywistych różnic między głównymi siłami
politycznymi będzie wymagało więcej czasu, niż potrzeba do
skonstatowania prostych faktów i dokonania oczywistych ocen. A to
oznacza, że na zmianę politycznych preferencji i postaw Polaków trzeba
będzie jeszcze poczekać.

Po pierwszych ekscesach ekipy
PiS niektórzy publicyści z przerażeniem zaczęli wzywać do działań
mogących jak najszybciej odsunąć tę partię od władzy. Inni jednak na
chłodno perswadowali, że najpierw Polacy muszą zaznać wszystkich
bolesnych dolegliwości "dobrej zmiany", aby na długo pozbyli się pokusy
głosowania na PiS.

Taka nauczka może się okazać potrzebna
także do poniechania zamiarów głosowania na partyjki programowo
przeciwne PiS, lecz nieprzekraczające progu wyborczego, co przyczyniło
się do wzmocnienia prawicy pod wodzą Kaczyńskiego. Nie dość bowiem
przypominania, że PiS ma większość w Sejmie i rządzi samodzielnie mimo
uzyskania jedynie 37 proc. głosów, bowiem wiele z pozostałych się
zmarnowało, gdyż zostały oddane na listy niebiorące mandatów. Większość
głosów na SLD i Razem (w sumie ponad 10 proc.) przysporzyła zatem
dodatkowych mandatów PiS. Zrozumienie tego mechanizmu i dokonanie
stosownej kalkulacji politycznej też bodaj wymaga więcej czasu, niż
mogłoby się wydawać.

Niestety, nauczka może się okazać
kosztowna. Mówiąc dosadniej: musi zaboleć, aby zostało zapamiętane. Być
może trzeba wycięcia części Puszczy Białowieskiej i zrujnowania
fragmentu Tatr, aby niektórzy ekolodzy przestali wypominać Komorowskiemu dawne polowania i lepiej zastanowili się przed następnymi wyborami.


Być może trzeba całkowitego zakazu aborcji, in vitro i pigułki
"dzień po" oraz anulowania konwencji antyprzemocowej, aby część
feministek zaniechała powtarzania frazesów, że między poprzednimi i
obecnymi rządami nie ma różnicy.

Być może trzeba
zdemolowania administracji publicznej, w tym samorządowej, aby wśród
szeregowych urzędników wygasło przekonanie, że nieważne, kto rządzi.


Być może trzeba bezwzględnej czystki w mediach publicznych i
ostrej rozprawy z prywatnymi, aby niektórzy dziennikarze przestali
stosować absurdalną symetrię w ocenie rządów poprzednich i obecnych.


Być może potrzebne jest stanowcze wykluczenie legalizacji
związków partnerskich i wprowadzenie zakazu studiów genderowych na
uczelniach publicznych, aby znani aktywiści LGBT rozważyli, czy
popieranie Andrzeja Dudy i PiS na złość Platformie jest sensowne.


Być może konieczne jest pełne zideologizowanie nauczania
szkolnego, aby niektórzy rodzice i nauczyciele zastanowili się, czy
postulaty większego zaangażowania państwa w edukację i wychowanie dzieci
są rozsądne.

Być może potrzebny jest surowy zakaz obrotu
gruntami rolnymi, aby chłopi uznali przeniesienie swoich sympatii
politycznych na PiS za pochopne.

Być może dopiero totalna
inwigilacja jest zdolna sprawić, aby część młodzieży uznała, że nie
jest obojętne, czy się bierze udział w wyborach i na kogo głosuje. Itd.,
itp.

Na razie ten mechanizm jeszcze nie w pełni działa.
Owszem, są spektakularne przykłady intelektualistów, artystów i
dziennikarzy, którzy odwrócili się od PiS i zaniechali popierania
"dobrej zmiany". Ale znany homoseksualny działacz lewicy podtrzymuje
publicznie swoje poparcie dla Andrzeja Dudy. Dziennikarz wyrzucony z TVP na antenie TOK FM co rano zrównuje PiS z PO.


Profesor socjologii i niegdysiejszy poseł PO wywodzi na łamach
"GW", że PiS dąży do zawłaszczenia pełni władzy tak samo jak PO. Czołowy
publicysta TVN o politykach obu partii mówi, że "są po tych samych
pieniądzach" (ciekawe, jak zareagowałby na takie dictum o dziennikarzach
TVN i TV Trwam). Pewien artysta kabaretowy z szyderstwem w głosie
wymawia, że są "toczka w toczkę" tacy sami. Legion dziennikarzy wciąż
przekonuje (wbrew ewidentnym faktom podanym w "GW" przez Juliusza
Brauna), że wszystkie ekipy zawłaszczały media publiczne.


Najwyraźniej zatem potrzeba jeszcze czasu, aby Polacy powszechniej i
wyraźniej dostrzegli różnice między konstytucyjną demokracją liberalną a
autorytarną "demokracją suwerenną", w której pełnym suwerenem jest
niepełniący żadnej funkcji prezes rządzącej partii, a prawo obowiązujące
w państwie zależy od jego kaprysów. Mówiąc dosadniej: musi zaboleć
bardziej, aby zadziałało silniej.




Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

9. Jak osiągnąć dobrobyt i


Jak osiągnąć dobrobyt i wzrost cywilizacyjny? Prof. Majcherek w "GW" daje receptę: Należy postawić na gender i LGBT

Prof. Janusz A. Majcherek  / autor: screen youtube.com Radio Kraków
Trzeba Polakom uświadomić, że to nie jest tak, że jak pogonimy
genderystów, to osiągniemy awans. Jedno z drugim się wyklucza. Miasta
gay-friendly są bogatsze - mówi „Gazecie Wyborczej” Janusz A. Majcherek,
filozof, publicysta, wykładowca Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Pokusił się o ciekawą tezę, że zapóźnienie cywilizacyjne
Polski może brać się z odrzucenia gender i LGBT! Przekonywał, że miasta
przyjazne homoseksualistom są w stanie skuteczniej przyciągać inwestorów

Ludzie
muszą wiedzieć, skąd się bierze zapóźnienie cywilizacyjne Polski,
dlaczego Polak jest biedniejszy od Niemca. Trzeba ludziom uświadomić
nawet to, że może mieć to związek z tym przeklętym genderyzmem czy LGBT.
Bo są takie teorie np. Floridy, że inwestorzy i osoby kreatywne
wybierają miejsca, które są otwarte, tolerancyjne, różnorodne. Trzeba
Polakom uświadomić, że to nie jest tak, że jak pogonimy genderystów,
to osiągniemy awans. Jedno z drugim się wyklucza. Miasta gay-friendly
są bogatsze. Nie da się być bogatym, jak przegania się wszystkich,
którzy są inni niż my

— przekonywał wykładowca Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

Filozof zarzucił PiS niszczenie wiejskich elit, ponieważ partia rządząca zmieniła narrację poprzedników i schlebia wyborcom.

PiS
oświadczył, że to nieprawda, i powiedział: Jesteście fajni tacy, jacy
jesteście. Wy – prosty lud, sól tej ziemi. W was tkwią fundamentalne
wartości. Wasz związek z Kościołem to nie jest śmieszna dewocja, tylko
fundament naszej tożsamości. Wasze naiwne, prymitywne obyczaje to nie
obciach, tylko kwintesencja polskości

— stwierdził Majcherek i dodał, że PiS powiedział ludziom to co chcieli usłyszeć.

O ile
przez wiele lat elity polityczne usiłowały polskie społeczeństwo
podnieść na jakiś wyższy poziom mentalno-obyczajowo-kulturowy, o tyle
PiS powiedział: takich was, jacy jesteście, chcemy reprezentować. Nie
bądźcie Europejczykami.

Skrytykował polską tradycyjną religijność:

(…) z mojego punktu widzenia ta polska religijność w plebejskim, masowym wydaniu nie jest atutem, ale obciążeniem.

Majcherek wpisał się w stosowaną od dziesięcioleci przez salon tradycję obśmiewania zwykłych Polaków.

To dylemat
elit od niepamiętnych czasów: czy chama nazywać chamem, czy nie.
A prostaka prostakiem, czy dewocję dewocją. Mamy z tym problem.
Ja osobiście mam z tym problem. Ale np. kicz religijny, który nas
zalewa, jest dla mnie nie do zaakceptowania

— stwierdził.

W wywiadzie nie zabrakło też absurdalnych argumentów nawiązujących do Adolfa Hitlera.

Trendy
społeczno-mentalne są trudne do uchwycenia. Dzisiaj wciąż tabuny
analityków zastanawiają się, co sprawiło, że np. Hitler doszedł
do władzy i że w 20-leciu międzywojennym Europa masowo odchodziła
od demokracji do dyktatury

— stwierdził i porównał obecną sytuację w Polsce do czasów Republiki Weimarskiej, kiedy rodził się w Niemczech ruch nazistowski.

Podobny
kult obserwujemy dziś w Polsce, zwłaszcza wśród młodzieży płci męskiej.
Dla mojego pokolenia, wychowanego na hasłach „make peace, not war”,
to niepojęte, że są faceci, którzy chcą maszerować w wojskowym drylu,
z flagami. Jak np. ONR

— dodał.

Opowieści prof. Majcherka po raz kolejny dowodzą, że posiadanie tytułu profesorskiego nie czyni rozsądnym.

ems/”Gazeta Wyborcza”



Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

10. Jeśli nic nie potrafisz, to


Jeśli nic nie potrafisz, to mów, że nie wolno mieć wizji państwa, czyli odlotowe rady prof. Majcherka dla opozycji


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. Bardzo się myli prof. Janusz


Bardzo się myli prof. Janusz Majcherek, gdy twierdzi, że dla Polaków kiełbacha jest ważniejsza od wolności


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. Profesora Janusza A.


Profesora Janusza A. Majcherka znudziła nauka i postanowił zostać Leninem. Żeby się rozprawić z Janem Pawłem II


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

13. Kolejna granica


Kolejna
granica przekroczona. Ks. Sowa marzy o delegalizacji PiS. Semka:
Niedoszły kapelan prezydenta Tuska wie, że może robić, co chce

Donald Tusk / autor: Fratria/X

Ks. Kazimierz Sowa, który już wiele lat temu dał się poznać opinii
publicznej ze swej nieprzejednanej (delikatnie mówiąc) niechęci wobec
partii Jarosława Kaczyńskiego, po raz kolejny dał jej upust w mediach
społecznościowych. Najwyraźniej duchowny przyłączył się do chóru
„rozliczeniowców”, którym patronuje premier Donald Tusk, roztaczający
po raz kolejny przed swym elektoratem wizję likwidacji partii swoich
głównych oponentów.

Po całym tym tygodniu dochodzę do wniosku, że chętnie dorzuciłbym się do składki na taki bilbord. A wy?

— napisał na Facebooku ks. Kazimierz Sowa.

Do internetowego wpisu księdza Sowy odniósł się na platformie
X publicysta Piotr Semka. Zauważył on, że związany ze środowiskiem
Donalda Tuska duchowny może się czuć bezkarny, gdyż w Polsce rządzą jego
ulubieńcy, a hierarchia kościelna milczy ws. kolejnych
„popisów” księdza.

Ks. Sowa już idzie po PiS…
Niedoszły kapelan prezydenta Tuska wie, że może robić co chce. Żaden
z hierarchów nie odważa się od dekad przywołać go do porządku. Facebook
to nie Msza. Nikt nie wyjdzie ze Mszy na znak protestu przeciw mieszaniu
się księdza Sowy do polityki

— napisał na platformie X Piotr Semka.

Czy ks. Sowa wygłosi rekolekcje o szacunku do kobiet? Bo jego bratu, Markowi, posłowi KO, bardzo by się przydały

Niestrawny post! Ks. Kazimierz Sowa pisze o „szczujni” i „milionach”. Niczym rasowy przedstawiciel „Silnych Razem”

Ksiądz Sowa rozpacza po odwołaniu Lisa. „Jego wstępniak to smutna rzeczywistość”; „Dla symetrystów jest osobne miejsce w piekle”

Wpis ks. Sowy w bardzo krytyczny sposób skomentowali internauci. Stalinowscy księża-patrioci. Było już.


TVN nie promuje profesorów, których zaprasza, tylko pozwala im się ośmieszać i kompromitować


Najnowsze odkrycie w naukach społecznych (przynajmniej moje) to prof. Agnieszka Kasińska-Metryka, od ośmiu lat dyrektor Instytutu Polityki Międzynarodowej i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, wielce utytułowana politolog. Wysłuchawszy jej przemyśleń w TVN 24 można zwątpić, czy prowadzi ona jakieś badania naukowe i czy cokolwiek z nich wynika. Jasne, że w telewizji nie używa się całego naukowego wyposażenia i aparatu, jednak można oczekiwać choćby śladów kompetencji i intelektualnej przenikliwości wymaganej od naukowca. Wypowiedzi w stylu refleksji na imieninach u cioci Kloci niespecjalnie do naukowca pasują. I przynajmniej wśród młodych ludzi mogą budzić wątpliwości, kto ich uczy i czy taka nauka ma w ogóle sens.

Prof. Agnieszka Kasińska-Metryka nie jest żadnym wyjątkiem. Publiczne, szczególnie telewizyjne funkcjonowanie wielu utytułowanych przedstawicieli nauk społecznych jest znacznie częściej powodem do żartów niż do poważnych przemyśleń. A właściwie powinno być powodem pewnej konsternacji. Jeśli bowiem nauka polega na wypowiadaniu wyłącznie banałów, to coś z nią jest nie tak. Wtedy bowiem autorytet nauki jest tylko zasłoną, by trywializmy nabrały wagi i znaczenia, choć to kompromitujące i dla polskiej nauki, i dla poszczególnych naukowców. Opinia publiczna może oczekiwać, że jeśli ktoś jest „belwederskim” profesorem (czy choćby doktorem habilitowanym), to musi mieć stosowną wiedzę i kompetencje. I można go poważnie traktować, a jego wypowiedzi mają jakiś wymiar odkrywczości czy oryginalności. Od trywializmów są tabuny różnych samozwańczych komentatorów i ekspertów. A te trywializmy są wręcz zmorą polskiego życia publicznego. Chyba nie po to ktoś zostaje profesorem, żeby potem nie dać nawet cienia dowodu, iż posiada profesorskie kompetencje. W tym kontekście występowanie w TVN nie promuje profesorów, tylko stwarza im optymalne warunki kompromitowania się i ośmieszania.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl