♦ 13 grudnia roku pamiętnego… .
Historia jednego aresztowania dedykowana tym, którzy z uśmiechem na ustach mówią „….nic się nie stało”, „mniejsze zło…”
12 grudnia wieczorem miałem możliwość spędzić trochę czasu w domu. Do tej pory wracałem bardzo późno w nocy z wojaży po terenie województwa. TV nadawała jakiś nudnawy program. Miałem zamiar iść już spać, gdyż następnego dnia byłem zaproszony przez Edka Borowskiego do Gorzowa na uroczystość wręczenia sztandaru dla Solidarności. Zaplanowałem wyjazd na 6 rano, tak aby dotrzeć na miejsce jeszcze przed uroczystością.
Około 22 zadzwonił dzwonek. Poszedłem do drzwi i otworzyłem. Stali tuż za drzwiami i wtargnęli – 2 albo 3 panów po cywilnemu i 6-7 milicjantów. Wszyscy oczywiście z pistoletami albo karabinami automatycznymi. Jeden z SB-eków to porucznik Lech Wnuczek. Zrobiła się jak to zwykle mała zadyma, żona coś tam protestowała, a 5-letnia córka Agnieszka płakała. W niedługim czasie po wywiezieniu mnie przyjechał ostrzec nas dr Rysiek Labuda. Spóźnił się dosłownie kwadrans, a dowiedział się o planowanej zadymie, gdyż wezwano go do szpitala albo na pogotowie ratunkowe na wszelki wypadek i któryś z SB-ków się wygadał, a może ostrzegł – nawet tam znikomy procent miał ludzkie odruchy. Oczywiście nasze mieszkanie obserwowano i Rysiek miał potem problemy, ale w dalszym ciągu należał do aktywnych przyjaciół, jak zresztą absolutnie wszyscy nasi przyjaciele – nie będę wymieniał – strasznie długa lista.
Skuli mnie w kajdany i zaprowadzili na tyły domu do milicyjnej nyski, a SB-ki wsiedli do samochodu osobowego. Jechaliśmy przez opustoszałe, zasypane śniegiem miasto. Nie zauważyłem wtedy jakichkolwiek oznak masowej prezentacji Milicji czy Ludowego Wojska Polskiego. Ta zmasowana napaść nastąpiła, jak się dowiedziałem, kilka godzin później.
Wywieźli mnie tą nyską w kierunku Nowej Soli na taki mały parking kilkaset metrów za stadionem żużlowym. Kazali mi wysiąść, otoczyli mnie wszyscy i poczęstowali papierosem. Zapaliłem. Wszystko wyraźnie wskazywało na to, że porucznik Wnuczek był szefem tej wycieczki za miasto, a akcja toczy się planowo. Praktycznie wszyscy milczeli. Jak wypaliłem papierosa, to Wnuczek poinformował mnie, że mam 3 minuty na pomodlenie się, gdyż potem wykonają na mnie wyrok. Zrobiło mi się trochę niemiło, bo wiedziałem, że to nie żarty i strasznie żałowałem, że nie dożyję czasu, gdy tych bandytów będą wieszali na lampach ulicznych.
Cóż było robić, kolana najprawdopodobniej dygotały mi ze strachu, lecz jedno sobie obiecałem w duchu. Ostatnie minuty przeżyję z honorem i nie będę błagał ich o litość, bo to uczucie jest im nieznane. Skinąłem palcem na tego gliniarza, który poczęstował mnie papierosem. Poczęstował mnie następnym. Zaciągnąłem się głęboko raz, drugi raz i spojrzałem w oczy Wnuczkowi i coś rzekłem w stylu: „do roboty”. Przerepetował pistolet i przyłożył mi do skroni. Zdziwiło mnie tylko, że dwóch albo trzech milicjantów w tym momencie odwróciło się, chyba nie chcieli patrzeć na moją egzekucję. Wnuczek pociągnął za spust, usłyszałem trzask mechanizmu i w myślach zaskoczyło mnie, że takie drobiazgi po śmierci się jeszcze w mózgu zanotowały. Rechot SB-ków i kilku gliniarzy przywołał mnie do rzeczywistości.
To był tylko świetny żart, kawał nad kawały. Nawet się nie ucieszyłem, że żyję. Raczej zalała mnie wtedy po raz pierwszy w życiu gorąca, nie do pohamowania krew nienawiści. Żal, że jestem bezbronny, że nie stoję naprzeciw tej bandy z automatem i nie mogę w nich walić serią nawet bez szans na przeżycie. Kiepskie to uczucie stać tak skutym i bezradnym naprzeciw swoich oprawców. Zapakowali mnie znowu do nyski i zawieźli na dołki. Jak weszliśmy na komendę, zauważyłem, że jest tam pełniutko gliniarzy. Ale nawet do głowy mi nie przyszło, że to właśnie zaczyna się ostatni bohaterski zryw generała Jaruzelskiego.
Fragment opublikowany za zgodą autora. Andrzej Edward Busse „Taborecik”. Solidarność Zielonogórska 1980-1983. Wydawnictwo Poligraf, 2011
- wielka-solidarnosc.pl - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
4 komentarze
1. U Moniki O. w TVN24 goście J.Hartman i ks.Isakiewicz Zaleski
J.Hartman zadowolony z "grubej kreski", przeciez społeczeństwo wg niego wybaczyło wszystko dawnym władcom, po co nam te jatrzące procesy.
Teraz o "zawłaszczaniu" 13 grudnia.
"Nawet się nie ucieszyłem, że żyję. Raczej zalała mnie wtedy po raz pierwszy w życiu gorąca, nie do pohamowania krew nienawiści. Żal, że jestem bezbronny, że nie stoję naprzeciw tej bandy z automatem i nie mogę w nich walić serią nawet bez szans na przeżycie. Kiepskie to uczucie stać tak skutym i bezradnym naprzeciw swoich oprawców. "
kiepskie to uczucie po 31 latach oglądać w tv Monikę O. i J.Hartmana ze świadomością, że przegraliśmy nasza walkę.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. wspomnienia świadków
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
3. bezczelne kłamstwa w TVN24
Hartman apelował zaś, że Polacy powinni zdawać sobie sprawę, że w latach 70.-80. nie było takich jak obecnie brutalnych sporów.
- Poza taką rytualną awanturą polityczną jest jednak ta wspólna pamięć tych wspaniałych czasów, kiedy wszyscy pracowali razem i siedzieli pod przysłowiową celą - przypomniał
http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/patrzec-za-czym-ten-marsz-jest-...
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
4. Takie relacje powinny być
Takie relacje powinny być czytane na lekcjach polskiego, historii, wiedzy o społeczeństwie, lekcjach wychowawczych, zastępstwach..
Mając takie wspomnienia trudno wybaczyć. Niestety nie są to wspomnienia odosobnione. Moi znajomi, rodzice dwóch małych wtedy dziewczynek, zostali zatrzymani jednocześnie. Musieli błagać, by dzieci nie zostały oddane do domu dziecka. Bliska mi osoba, została wyrwana po północy z łózka i nie pozwolono jej nawet ubrać się. Zabrali ją w klapkach, bez skarpetek i bez kurtki. Na dworze był mróz. Dopiero po wielu godzinach, już w więźniarce jadącej w nieznanym dla zatrzymanych kierunku, "ludzki" milicjant dał mu skarpetki i panterkę. Jego rodzice, rodzeństwo nie wiedzieli co z nim się stało. Ojciec przypłacił to chorobą.
Teraz Komorowski zaprasza Jaruzelskiego jako doradcę i jednocześnie ma czelność, wykorzystywać papieski gest solidarności z narodem, do "ocieplenia" swojego wizerunku. Obrzydliwość.
zz