BURSZTYN, ZŁOTO I ZIELEŃ MUNDURÓW
Aleksander Ścios, śr., 29/08/2012 - 16:35
Gdy Polską rządzi partia powołana przy udziale ludzi Departamentu I SB MSW, a większość procesów życia publicznego rozgrywa się według reguł kombinacji operacyjnych – wiodącą rolę w kreowaniu naszej rzeczywistości muszą odgrywać ludzie służb specjalnych. Nie tylko tych powołanych w III RP, nad którymi nikt nie sprawuje realnej kontroli, ale przede wszystkim ludzie policji politycznej PRL, przez lata służący sowieckiemu okupantowi. To oni zwykle reżyserują wydarzenia, które w odbiorze społecznym oceniamy jako afery czy decyzje polityczne i gospodarcze.
Od czasu przejęcia władzy przez układ PO-PSL, państwo polskie stało się areną, na której rozmaite grupy interesów, tworzące triumwirat służb, polityki i biznesu toczą walkę o wpływy i zyski. Jednym z elementów tej walki są akcje dezinformacyjne i medialne gry operacyjne, podczas których zasila się konkurujących ze sobą polityków w kompromitujące materiały - prawdziwe bądź spreparowane oraz stosuje kontrolowane przecieki i „wrzutki”. Rolę wykonawców powierza się ośrodkom propagandy oraz dziennikarzom spełniającym mniej lub bardziej świadomie funkcję przekaźników i „pudeł rezonansowych”.
Nie warto wierzyć, że po roku 2008 ujawnienie jakiejś afery lub zdemaskowanie wycinka mechanizmów III RP to efekt dziennikarskiej dociekliwości lub dowód na sprawność instytucji państwowych. Główne media, wymiar sprawiedliwości oraz państwowe organy nadzoru stanowią integralną część obecnego aparatu władzy i w miejsce roli rzeczników społeczeństwa wykonują zadania zlecone przez triumwirat. W takim układzie, o tematach poruszanych przez media lub podejmowanych przez instytucje, decydują zwykle kreatorzy ze środowisk związanych ze służbami, to zaś co otrzymujemy jako informację jest spreparowanym i kontrolowanym przekazem.
Modelowym przykładem takiej sprawy jest afera z firmą Amber Gold, działającą na styku biznesu, polityki i służb specjalnych. Trafne są oceny, w których zwraca się uwagę na charakter powiązań istniejących przy tego rodzaju działalności.
„Mamy tu do czynienia z układem mafijnym lub paramafijnym. Myślę, że na tym gdańskim przykładzie można by było pokazać jak w ogóle działa Polska pod rządami Platformy Obywatelskiej” – uznał niedawno prof. Zdzisław Krasnodębski. Tę celną uwagę należałoby rozwinąć i dodać, że na przykładzie obecnej afery możemy również dostrzec elementy rozgrywki służb specjalnych. Świadczy o niej nie tylko metoda prowadzenia „narracji” oraz udział dziennikarzy znanych ze sprawnego posługiwania się wiedzą operacyjną i informacyjnymi „wrzutkami”. Media, które dziś szeroko rozpisują się o Amber Gold, przez ostatnie lata przemilczały dziesiątki spraw znacznie większego kalibru, zaś ich pracowników trudno posądzać o niechęć do władzy lub kierowanie się interesem społecznym. W tej operacji, cześć z nich spełnia rolę osłonową, próbując przekierować uwagę odbiorców na wątki i postaci drugorzędne. Inni jednak akcentują udział syna Donalda Tuska lub dążą do ujawnienia powiązań ludzi z partii rządzącej.
Musi się zatem pojawić pytanie: czy w przypadku głównych mediów mamy do czynienia z nagłym odrodzeniem dziennikarstwa śledczego i rzetelną próbą opisania układu rządzącego, czy może z kolejną odsłoną spektaklu, w którym ścierają się interesy grup wpływów, a Polacy otrzymują erzac jawności życia publicznego?
Na jedną z konsekwencji tej sprawy zwracają już uwagę niektórzy komentatorzy, podkreślając, że nagła troska władzy o klientów tzw. parabanków oraz sygnalizowana zapowiedź „rozwiązań systemowych” mających chronić Polaków przed oszustwami na rynku finansowym może stanowić preludium do działań wymierzonych w Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe, a pośrednio – w partię opozycyjną. Jeśli tak się stanie, znaleźlibyśmy częściowe wyjaśnienie motywu obecnej kampanii. Nie on jednak wydaje się najważniejszy.
W przypadku Amber Gold wzięto przecież na celownik samego Donalda Tuska oraz ludzi, którzy przez lata tworzyli tzw. układ trójmiejski, będący finansowym zapleczem Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a później PO. Jeśli media służące dotąd interesom władzy nagle wskazują na syna premiera, zaczynają kojarzyć z aferą polityków PO, a nawet piszą o zaniedbaniach prokuratury i ABW – w tle muszą działać postaci znacznie silniejsze niż polityczna reprezentacja triumwiratu,. Wówczas rozgrywanie afery może być elementem bardziej złożonej strategii.
Ten, kto zdecydował o nagłośnieniu sprawy Amber Gold wiedział, że można uczynić z niej widowiskową „bombę medialną” i przez długi czas epatować opinię publiczną kolejnymi odsłonami. O firmie i przeszłości jej właściciela, pisano już w 2010 roku. W następnych latach pojawiały się informacje o zastrzeżeniach ze strony Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) oraz pytania o źródła finansowania działalności AG.. Rozgłos sprawie nadano jednak dopiero w czerwcu i lipcu br. Najpierw ukazano bulwersujący „aspekt społeczny” działalności piramidy finansowej, następnie związki ze sprawą ludzi PO, w tym syna premiera, a ostatnim akordem może być ujawnienie mafijnych powiązań i sposobów finansowania gdańskiej firmy.
Warto zwrócić uwagę, że w reakcji na doniesienia medialne, przedstawiciele firmy oskarżyli KNF i ABW o „nękanie i próbę uniemożliwienia prowadzenia rzetelnego biznesu”, zaś bankructwo OLT Express i kłopoty Amber Gold z dostępem do kont bankowych przypisali akcji „Ikar” prowadzonej przez ABW na zlecenie Komisji. Wkrótce Mariusz P. poinformował media o zawiadomieniu prokuratury o „możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników Komisji Nadzoru Finansowego, Przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, pracowników Ministerstwa Skarbu Państwa oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego”. W oświadczeniu skierowanym do mediów właściciel AG napisał zaś: „Proszę Państwa o jak najszybsze upublicznienie tej sprawy ze względu na jej bardzo poważny charakter mający znamiona dużej afery, w którą są zamieszani wysoko postawieni urzędnicy państwowi.”
Przyjęta przez Mariusza P. linia obrony wygląda na mocno ograną próbę ukazania firmy jako ofiary spisku instytucji państwowych, ale może też sugerować, że właściciel AG nadal ma poczucie bezkarności i wysyła sygnał do tych, którzy mogą pomóc w zatuszowaniu afery. Fakt, że wobec człowieka obwinianego o poważne przestępstwa finansowe nie zastosowano aresztu, a śledztwo znajduje się dopiero na etapie planowania, zdaje się potwierdzać, że organy ścigania nie zamierzają nadto „przyciskać” szefa AG, a być może oczekują na polityczne dyspozycje.
W przypadku działalności piramidy finansowej, ostrożność prokuratury może wynikać z obawy przed ujawnieniem faktycznych dysponentów projektu. Przypomnę, że również w Rosji doskonale funkcjonują piramidy, podobne do Amber Gold, przy czym oficjalni właściciele tych przedsięwzięć są „słupami” kierowanymi przez silnych mocodawców. Największe zyski czerpią ludzie FSB, zapewniając „słupom” bezkarność i dbając, by nieudany projekt został natychmiast zastąpiony drugim. Przykładem może być działalność Siergieja Mawrodiego, najbardziej znanego w Rosji oszusta finansowego, który ponownie naciąga Rosjan na inwestycję w złoto. Jego wcześniejszy projekt w nazwie MMM-2011, w który zainwestowało 36 mln osób w czerwcu br. ogłosił niewypłacalność. Obecnie przedsiębiorczy Rosjanin ogłosił kolejną edycję - MMM-2012 i może liczyć na ogromne zyski.
Po ujawnieniu informacji, że Prokuratura Okręgowa w Gdańsku prowadzi śledztwo w sprawie oszustwa i prania brudnych pieniędzy, w przekazach medialnych natychmiast pojawiły się przecieki i wymieniono nazwisko Mariusa O.- człowieka, który karierę zaczynał jako kurier Nikodema Skotarczaka, trójmiejskiego bandyty o ps. Nikoś. Na początku lat 90. Marius O. figurował już na liście najbogatszych Polaków, zarządzał firmą spedycyjną i ochroniarską oraz udziałami w banku. Dziś jest właścicielem kilkudziesięciu gdańskich spółek oraz posiadaczem wielu nieruchomości. Według śledczych, to w jego domu, w roku 2011 miały odbywać się narady na temat planowanych przez właściciela Amber Gold Marcina P. interesów, a O. miał zainwestować kilkanaście milionów złotych w jedną z istniejących spółek lotniczych.
Odnoszę wrażenie, że ta informacja oraz wiedza o źródłach finansowania Amber Gold i postaciach pozostających w cieniu takich przedsięwzięć, należy do najważniejszych wątków afery. Jeśli zostanie zdetonowana – nie tylko cały układ trójmiejski ale również partia rządząca znajdzie się w poważnych opałach. W tym przypadku, zwrócono bowiem uwagę na środowisko zwane „polską mafią”, w którym wiodącą rolę pełnią ludzie komunistycznej bezpieki.
Patron kariery Mariusa O., Nikodem Skotarczak, podobnie jak inni, najgroźniejsi wówczas przestępcy: Jeremiasz Barański, Andrzej Kolikowski czy Leszek Danielak, byli tajnymi współpracownikami SB i przez lata prowadzili działalność pod opieką swoich esbeckich patronów. To co nazywamy dziś „polską mafią” powstawało jako organizacja przestępcza złożona z ludzi partyjnej nomenklatury, pospolitych oprychów, funkcjonariuszy bezpieki i ich tajnych współpracowników. Cechą, która zasadniczo odróżniała "klasyczną" mafię - jako tajną społeczność sprzeciwiająca się władzy - od jej polskiej hybrydy, był fakt, że "naszą" mafię zorganizowało państwo komunistyczne, a formy jej działalności udoskonaliła III RP.
To zaś, że w latach 80. przestępcy, znani później jako ojcowie chrzestni mafijnych grup,. bez problemów wyjeżdżali na wielomiesięczne pobyty do RFN, doskonale ilustruje zakres tej opieki. Hamburg i inne niemieckie miasta nadmorskie stały się wówczas mekką polskich złodziei, którzy po okiem „polskiego wywiadu” – czyli esbeków z Departamentu I MSW zarabiali pieniądze dla swoich mocodawców. To tam rozpoczynali kariery, "Pershing", "Nikoś", "Wariat" czy "Oczko". Tam również, pod kierunkiem „Nikosia” zaczynał działalność Marius O., do dziś mieszkający w Hamburgu.
Relacje powstałe w latach PRL-u, bez problemów przeniesiono w czasy III RP, nadając im często pozory działań legalnych. Gangsterów – zajmujących najniższe miejsce w tej hierarchii, zastąpiono wkrótce „ambitnymi biznesmenami” lub „dyzmami”, jak nazywano byłych TW, wykreowanych przez swoich oficerów prowadzących. To oni robili błyskotliwe kariery, zostawali szefami ZUS-u, PZU, dyrektorami w Orlenie lub posłami i ministrami. Sprawność tego układu poznaliśmy w trakcie obrad komisji orlenowskiej, sprawy Krzysztofa Olewnika czy podczas odsłon niektórych afer za rządów PO-PSL.
Obecny triumwirat - służb, biznesu i polityki, opiera się na relacjach powstałych w okresie „transformacji ustrojowej”, a najwyższe miejsca w nim zajmują byli funkcjonariusze „polskiego wywiadu”, rywalizujący o wpływy jedynie z ludźmi wojskowej bezpieki. Od kilku lat, to ci ostatni zdobywają kolejne obszary wpływu, korzystając z błogosławieństwa Kremla oraz przychylności najwyższych przedstawicieli państwa.
Jeśli kontrolowane przecieki ze śledztwa lub „podpowiedzi” byłych esbeków spowodują rozwinięcie wątku finansowania Amber Gold, a za nazwiskiem Mariusa O. pojawią się dalsze informacje – będziemy świadkami ważnej odsłony w walce o kawałek „polskiego sukna”. Wydaje się, że od reakcji Tuska i zachowań obecnej ekipy może zależeć, jak dalece reżyserzy tego spektaklu posuną się w odkrywaniu prawdy o mafijnym układzie.
Nie można bowiem wykluczyć, że obszar walki dotyczy zmian na scenie politycznej, a nawet zamysłu wykreowania ekipy zastępczej, która mogłaby podmienić skompromitowaną grupę Tuska i zapewnić triumwiratowi kolejne lata prosperity.
Patronem tych pozorowanych działań sanacyjnych byłby polityk cieszący się (jak wykazują sondaże) największym zaufaniem Polaków, nad którym media i środowiska opiniotwórcze roztaczają szczelny parasol ochronny.
Dlatego medialnej narracji w sprawie Amber Gold nie sposób oddzielić od nagłej aktywności Janusza Palikota. Występując z pozycji „obiektywnego obserwatora” ten przyjaciel i alter ego Bronisława Komorowskiego, ostro atakuje ekipę Tuska. Przed kilkoma dniami nie zawahał się nawet wskazać polityków PO uwikłanych w aferę Amber Gold. „Wysłano go na misję do Gdańska, by ukręcił sprawie łeb” – ocenił działania ministra Gowina. I dodał – „Jego zadaniem jest ukrycie związków polityków PO z Wybrzeża: Tomasza Arabskiego, Sławomira Nowaka, Agnieszki Pomaskiej z ludźmi z Amber Gold”.
Ponieważ partia Palikota i związane z nią środowisko można określić mianem „partii prezydenckiej” - to, co robi przyjaciel Komorowskiego należy odczytywać w perspektywie planów Pałacu Prezydenckiego.
W ten scenariusz wpisuje się informacja podana niedawno przez gazetę szczególnie zaangażowaną w rozgrywanie afery Amber Gold. Dotyczy ona wniosku o dymisję premiera i propozycji zastąpienia grupy PO-PSL „rządem fachowców”, na którego czele miałby stanąć prof. Michał Kleiber. Taki projekt mają negocjować partie: Ruch Palikota, PiS, SLD i Solidarna Polska. Z inicjatywą miał wyjść Janusz Palikot, proponując osobę Kleibera jako kandydata opozycji na szefa rządu.
Jeśli nawet tego typu wiadomość stanowi „balon próbny” i ma na celu wysondowanie reakcji społecznych, nie można wykluczyć, że projekt ekipy zastępczej jest poważnie rozważany, a jego realizacja będzie zależeć od reakcji Tuska.
Afera Amber Gold może być dla premiera gwoździem do politycznej trumny lub rodzajem propozycji „nie do odrzucenia”, przy pomocy której jedna grupa uzyska dominację nad drugą i zapewni sobie wpływ na decyzje gospodarcze i polityczne. Rozgłos nadany aferze posłuży do wykreowania nowego rozdania, a sprawa - podobnie jak dziesiątki innych, w których napotykamy na grę ludzi służb - nie zostanie rzetelnie wyjaśniona. Polakom pozostanie rola widzów w ponurym teatrze cieni.
Artykuł opublikowany w nr 35/2012 Gazety Polskiej
- Aleksander Ścios - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
3 komentarze
1. Szanowny Panie Aleksandrze
śmierć"samobójcza" gen. Sławomira Petelickiego i głucha cisza wokół tej śmierci, pokazała jasno, że służby walczą o resztki tortu, który został po 5 latach rządów PO.
III RP na pogrzebie gen. Petelickiego.
Co ciekawe, Gowin też uważa, że to walka słuzb, ale oczywiście dodaje brednie do tego. Cóż jest politykiem PO i gra w tych samych majtkach.
"Co do dwóch rzeczy nie mam
wątpliwości: Po pierwsze, Marcin P. traktował Michała Tuska jako swoistą
polisę ubezpieczeniową, ale się przeliczył. Po drugie, premier stworzył
ścisłą zaporę ogniową między nami, politykami PO, zwłaszcza członkami
rządu a światem biznesu. Nie wykluczam, że ostatnia afera to zemsta
jakichś kręgów biznesowych. Tym bardziej, że w przeszłości formułowano
już takie hipotezy - twierdzi Gowin.
Polityk
uznawany za jednego z najbardziej konserwatywnych członków PO twierdzi,
że do obalenia rządu Tuska może dążyć ta część biznesmenów, których
interesy sięgają jeszcze czasów PRL. - Przestali bać się powrotu do
władzy Kaczyńskiego, a Tusk okazał się jeszcze bardziej bezwzględny w
zwalczaniu korupcyjnego styku polityki i biznesu - podkreśla.
http://wiadomosci.onet.pl/amber-gold,5230491,temat.html
Jakby dosłownie brac słowa Gowina, to za tym 'zamachem na Tuska" musza stać Kulczyk, Krauze, Soloż-Zak i inni "biznesmeni" którzy uciekali z Polski przed pytaniami prokuratury i wrócili po przejęciu władzy przez PO.
Pozdrawiam
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. Ciekawe pytanie:
Czy Amber Gold rzeczywiście było piramidą
finansową, czy naprawdę było oszustwem?
Mam takie wskazówki:
Przęcietny koszt przelotu jednego pasażera na liniach krajowych to ok. 100 zł. Są w tym wszystkie koszty eksploatacyjne samolotu, od paliwa do płac personelu latającego, są opłaty lotniskowe, jest wszystko za wyjątkiem kosztu dystrybucji biletów, który jest w Polsce najbardziej niesfornym rodzajem wydatków na latanie. Ale zakładając nawet, że ten koszt to 25% pozostałych, otrzymujemy koszt przelotu na poziomie 125 zł. Tyle.
Zobaczmy ceny biletów u konkurencji. Na przykład z Wrocławia do Warszawy:
1. LOT Cena znaleziona na portalu LOT: 174,55 $ razy kurs dolara 3,31 = 577,76 złotych.
2. Eurocity. Przejazd drugą klasą najdroższego ekspresu w Polsce. 125 zł.
Załóżmy, że chcemy oferować pasażerom latanie dwa razy tańsze od LOT-u, czyli po 289 zł. Jest to jedna ciągle drogo, nawet w stosunku do ceny najdroższego połączenia kolejowego ekspresem Eurocity.
Spróbujmy narzucić na nasz koszt marżę 20%. Jedną piątą kosztu. Mamy więc cenę 150 złotych, za którą możemy oferować przelot z Wrocławia do Warszawy za zupełnie godziwe pieniądze. Tylko 150 zł.
20% zysku dziennie!
600 % zysku miesięcznie na czystej sprzedaży usług lotniczych.
Czy do takiego zarabiania pieniędzy potrzebna jest jakaś piramida finansowa?
Bzdura.
michael
3. Moje pytanie i związany z nim komentarz potwierdza diagnozę,
zawartą w artykule. Jest wskazówką. Pomyślmy, jaki musiał być interes organizatorów tej kombinacji operacyjnej, aby poświęcić tak znakomity interes na potrzeby takiej propagandowej hucpy?
michael