Ostatnia Wieczerza - Wszyscy Jesteśmy Judaszami.
…To jest ciało moje wydane za Was. Czyńcie to samo na moją pamiątkę…
Jak zwykle zamieniliśmy Słowo Boże na stragan z pamiątkami. Więcej obrządku i obyczaju niż treści. Brak prawdziwego przeżywania. Czekamy na nie, a potem wszystko wraca do normy. Ileż to już kolejnych Narodzeń, Krzyży i Zmartwychwstań. Ubranych jak dziecko do Pierwszej Komunii. Bardziej strojne ciało, niż dusza. Koszyczki bogate niczym półki w marketach, pełne rzeczy zbędnych i owoców fałszywych. A my przy stole siedzimy i czekamy, kto pierwszy od niego odejdzie. I znowu mamy z głowy ten problem, jakim jest trwanie wierne przy boku… w każdej sytuacji.
Codziennie, jak Judasz zdradzamy nie tylko Chrystusa, ale i siebie. Usprawiedliwiamy swoją bierność i nieobecność sfałszowanym podpisem. Najlepiej nie własnym. I nie to jest największą podłością, nie po trzykroć wyrzeczenie. To, co nas gubi, to bezbolesne przejście w świat poświąteczny. W nim wszystkie życzenia, mniej lub bardziej szczere tracą grunt. Nie wcielamy ich w życie. Winszujemy sobie zdrowia, szczęścia, wszelakiej pomyślności i radości.
A co czynimy, zazwyczaj przeciwnie. Nie dość, że nie im nie pomagamy, to najzwyczajniej włączamy jałowy bieg. Konstruujemy gmachy strzeliste ku niebiosom, by potem pozostawić je w wiecznej ruinie. Zobowiązania zapomniane, obietnice złożone, pozornie szczere zwroty serc stają się ofiarami naszej zdrady. Bo czymże ona jest ?, pustym frazesem, słowem rzuconym na wiatr. Tchórzostwem „tłumnego bohatera”, który sam już, ani wytrwać nie chce, ani też nie potrafi.
Nie ma komu trwać, za to Judasz doczekał swoich czasów, króluje na playlistach. Już nie ma w nim wątpliwości stryczkiem zwieńczonej. Za to więcej srebrników, na miarę naszych czasów, które już nie budzą wątpliwości i nie uwierają sumienia. Na tyle, by oprowadzać turystów po Golgocie, która ma być teraz Wzgórzem Naiwności. Braku Wiary i spełnieniem marzeń Szatana. Jakżesz on chichocze widząc spływające do archiwum kolejne cyrografy. O tych pospolitych, jak grzech codzienny, do tych ważących odwróceniem się wzajemnym.
Czy człowiek może odwrócić się od Boga i Praw Natury. Wyobraźmy sobie rolnika, który świętuje tylko kolejne pory roku i cykle przyrody „obchodzi” świątecznie. Przeżre ziarno zanim je zasieje, albo też pozwoli żytu zamienić się w gorzałkę. Bydlątek nie nakarmi, a zimą drzewa owocowe spali w piecu. Nie na darmo przed zimą rodzi się nadzieja na przetrwanie, a wiosną rozkwita. Nie bez przyczyny i pracy. Czy warto czynić to samo co Chrystus, zapewne tak. Nie dziwię się jednak, że tak wielu nie potrafi podołać krzyżowi.
A tak niewiele trzeba, by go udźwignąć. Na początek dźwignij codzienny, ten, który stoi obok Ciebie. Tak niewidzialny, niczym kamień milowy. Bowiem coraz mniej widzimy siebie i ludzi wokół nas. Ich potknięcia i ręce wyciągnięte, gdy na kolanach idzie im iść. W zwątpieniu i lęku zwykłym, tym samym, który przeżywał Chrystus wołając - Boże Mój, czemuś mnie opuścił.
Byśmy nigdy więcej nie musieli iść Krzyżową Drogą. Nie po to odkupił Nasze Grzechy, byśmy co roku ten Krzyż na nowo stawiali. O ile łatwo jest drzewo ściąć i wyciosać oraz zbić, to nie ma komu odwrócić biegu historii. Pamiętać o tej Ofierze rzecz ważna, nie pojąć jej to kolejne ukrzyżowanie. Tak bez mądrości płynącej z zawierzenia i spełnienia.
Szukajmy prawdy o Ostatniej Wieczerzy, w przyczynie, a nie w skutku. Jeżeli nie dopuścimy do stołu i wieczerzy Judasza, który jest w każdym z Nas, to Święta będą co roku. Nie tak jak zwykle. Bez zdrajców. Z Bogiem, w każdej cząstce chleba i wina.
Ani My nie wrócimy do Boga, ani też On do Nas nie przyjdzie po raz kolejny.
Jeżeli nie nadejdą takie Święta.
Gdzie byliśmy, gdy Chrystus umierał za Nas na Krzyżu.
A gdzie bywamy, gdy umierają Chrystusowie dnia powszedniego.
Którzy czynią to na pamiątkę...
A teraz z innej beczki.
Śniły mi się ptaki bez nieba...
Śniły mi się konie bez ziemi...
Tu żadnej pory roku oprócz zimy nie ma,
tu miejsce na labirynt i na głowę kamień,
obcy mur z obcym murem graniczy,
na łodyżce podwórka więdnie lniany kwiatek nieba.
A oni tam zboże sieją,
senne siano się zwozi w sienie otwarte na oścież.
Tam lato ze złotym berłem przechodzi.
Jeszcze z daleka samego Królestwa
świeci ostatnie jabłko na jabłoni...
Tu miejsce na labirynt i na głowę kamień,
i nikt nie krzyknie nawet, kiedy upadnę w zgiełku zmotoryzowanym.
Jak resztki lodu sprząta się przed wiosną - obcego człowieka podniosą.
Zbiegną się nagle wszystkie strony i pory roku będą równocześnie.
Wszystkie chwile uderzą naraz do serca
i spór będą wiodły, do której z nich należę.
I niech to będzie spowiedź, ale bez rozgrzeszenia.
Nie chcę, by okradano mnie z mojego życia.
l
Niech będzie spustoszony
niech będzie podeptany
niech zatracony ginie i w poniżeniu kona
niech wodą się rozpłynie i w niwecz się obróci
niech będzie jako strzała w cięciwie połamana
niech będzie rozproszony wypadnie z pamięci
niech będzie mu zagłada ze świata czterech stron
niechaj ci będzie synu, człowieku który źle myślisz przeciwko drugiemu
zagłada
niechaj ci będzie synu, człowieku który źle myślisz przeciwko drugiemu
niechaj ci będzie synu, człowieku który źle myślisz przeciwko drugiemu
niechaj ci będzie synu, człowieku który źle myślisz przeciwko drugiemu
niechaj ci będzie synu, człowieku który źle myślisz przeciwko drugiemu
niechaj ci będzie synu, człowieku ..
...Tancerką była w pewnym kabarecie
Rzeźbione kształty rozsiewały szał
Słynęła gwiazdą w całym modnym świecie
I rozniecała w wielbicielach czar
Gdy raz tańczyła tango swe na scenie
Rozkoszą ciała budząc pragnień kruż
Ujrzała kogoś blisko w jednej z lóż
On rzucił jej wiązankę róż.
Czerwonym blaskiem otoczona
Rozkosznie prężąc swe ramiona
Lśniąc bielą przecudnego łona
Spowita w gazy mgle...
Drga lekko wątła sieć tkaniny
Wzrok płonie, płoną ust rubiny
Jak zjawa z jakiejś cud krainy
Tańczyła tango swe.
Poznali się i wkrótce pokochali
I żyli z dala od życiowych scen,
Lecz choć na uczuć mknęli fali
Prysnęło wkrótce szczęście ich, jak sen...
On żonę miał, więc choć ją kochał dalej,
Lecz musiał zrobić tak, jak honor chce.
"Najdroższa, przebacz, jam postąpił źle !
Skłamałem, lecz kochałem Cię.!"
Czerwonym blaskiem otoczona,
Rozkosznie prężąc swe ramiona,
Lśniąc bielą przecudnego łona
Tańczyła roniąc łzy.
"Ja wrócę, wierzaj mi dziewczyno,
Rozłąki krótkie dni przeminą,
Znów będziemy pić rozkoszy wino
Skroś szczęścia złote sny"....
Przeminął rok rozłąki z ukochanym,
Chodziła blada, snując się jak cień,
I choć niejeden chciał być jej wybranym,
Lecz pustką świecił każdy nowy dzień.
Aż przyszedł list —
Ten list oczekiwany...
Rozrywa papier i bledną usta z róż,
Zdań krótkich parę :
"Rozbij złotą kruż!
Ja więcej nie powrócę już".
Czerwonym blaskiem otoczona,
Rozkosznie prężąc swe ramiona
Mknie lekko tańcem podniecona,
Lecz oczy dziwnie lśnią,
Błysk stali : —
Chwieje się i słania,
Jęk cichy... cichy jęk konania...
Krew spływa... koniec snów, kochania.
Ostatnie tango to.!...
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
5 komentarzy
1. Pani JWP,
Szanowna Pani,
Z przyjemnością przeczytałem
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
2. JWP ,witaj świątecznie pytanie ."gdzie byliśmy"',gdy Chrystus
umierał za nas na Krzyzu"właśnie ...gdzie bylismy wtedy i Dzisiaj
serdecznie pozdrawiam :) wraz z ukłonami dla Muzy
gość z drogi
3. Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
Witam Panie Michale.
Dziękuje za odwiedziny i Wszelkiej Pomyślności Życzę.
Pozdrawiam Serdecznie
JWP
4. Gość z Drogi
Witaj Gościu Miły,
zbyt często stoimy obok, przechodzimy obojętnie lub też skrywamy się z lękiem przed trwaniem przy boku i trudnym świadectwem Wiary.
Świątecznie Pozdrawiam
JWP
5. JWP :)Jutro będziemy na pewno
w naszych Kościołach,na Cmentarzach,na polskich Ulicach
serd pozdr
gość z drogi