Stół z powyłamywanymi nogami.
...Moja cywilizacja, która niegdyś rozpłomieniała apostołów, poskramiała gwałtowników, niosła wolność ludom niewolników, dziś nie potrafi już ani zapalać, ani nawracać... - Antoine de Saint-Exupéry.
Tekst ten dedykuję Tym, którzy nie wyrzucili jeszcze z domostw swych starego polskiego stołu i nie zastąpili go ławą fornirową z regulowaną wysokością. Mojej Rodzinie i Rospinowi, który twardo siedzi przy polskim stole, bez łokci na nim. Zawsze może liczyć na miejsce przy moim. Gdyż oprócz ławeczki mam stół.
„…Przyjaźń poznaję po tym, że nic nie może jej zawieść,
a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć…”.
Antoine de Saint-Exupéry.
Posiłek to szczególna chwila, po i przed. Gdy rankiem posilamy się przed trudami dnia, po nich zaś przy wspólnym stole obiad, czy też wieczerzę spożywamy. Wydawałoby się, że bezpowrotnie minęły czasy, gdy każdy z osobna łapczywie przełykał kęsy bacząc by mu ich nikt nie wyrwał. Że tak, jak Pan Bóg przykazał czekamy z posiłkiem na wszystkich domowników, by po modlitwie dzielić się Bożym Darami, owocami wspólnej pracy. A i rozmową okrasić posiłek, mądrością starszych i szczebiotem dziatwy. Wieczorne rozmowy przy herbacie i kawa, niechby i zbożowa rankiem. Bez udziału tych trzecich. Posiłek rzecz święta. Potrafiliśmy kiedyś jeść razem, modlić się i rozmawiać, wiele rzeczy czynić razem. Rozwój cywilizacji, ani też żadnen iluzoryczny postęp nie powinny wypierać z naszego życia tego, co od Boga dane i co nam na tej podbudowie udało się stworzyć. Tym bardziej opoki jaką jest Rodzina. Wszystko, co w sobie zawiera. Nawet jeśli to pozornie błahe. Jednak bez tego nie ma ani nas, ani rodziny, ani też tym bardziej świata. Pozostaje niezliczona ilość wektorów, w podróży od punktu od punktu. Czysta forma.
„…Gdy ktoś kocha różę, której jedyny okaz znajduje się na jednej z milionów gwiazd, wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym.
Mówi sobie: Na którejś z nich jest moja róża...”.
Antoine de Saint-Exupéry
Jest jeszcze tak wiele słów, gestów i zwyczaju codziennego, piękniejszych od wielu dzieł okrzyczanych artystów. Pora jest jeszcze by je ocalić od zapomnienia. By ojciec był i kumplem przy grze w piłkę, a i surowym recenzentem swoich dzieci. By z większą atencją odnosić się do osób jej godnych, bez względu na wiek i pozycję. Czy ktoś jeszcze potrafi być, a nawet, czy chce być dumny z polskości, języka, który raz kwiatem stoi, by innym razem nas bronić jak gród warowny. Nie wątpię, jednak w zalewie nijakości, globalnego „dziworództwa”, takich dziwów i cudów jakich świat nie widział. Powstają współczesne hybrydy, ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra. A tym skutecznie nawierca się mury bastionów, by osadzić w nich ładunki wybuchowe. Tak się teraz wysadza dorobek cywilizacji.
„...oczy są ślepe. Trzeba szukać sercem…”.
Antoine de Saint-Exupéry
Tylko ten, co na drodze lewactwa stoi, błogosławionych przez aferałów. Jak trzeba się odwołać do korzeni homoseksualizmu, to i z Rzymem im po drodze.
Nie raz wyłamywano nogi polskiego stołu, podstępem i wprost siekierą. A i korniki się zdarzały, teraz szczególnie grasują. Podgryzając i drążąc jeszcze mocno, choć osłabione przez wieki fundamenty. Możemy cierpliwie strzykawką, dziurka po dziurce walczyć ze szkodnikami i ich dziełem, jakie pustoszy nie tylko młode, jeszcze nie tak pełne, głowy. Czasem jednak by stół ocalał, by było gdzie strawę położyć, a nie żreć z koryta, czasem trza chorą nogę odrąbać. Zanim blat się rozleci w iment. Trudno będzie bowiem wtedy go złożyć w całość. Na nim ślady historii, ręce przodków naszych wsparte w zadumie, ale też blizny po ciosach. Nie szczędzili nam ich i wrogowie, jak i mieniący się braćmi naszymi. Piękny brzeg nadwyrężony menażką żołdaka, ślady machorki. Błyszczy jednak polerowany troskliwie przez wielu, którym na sercu leży wspólna sprawa i wspólny posiłek. W rodzinnym gronie, zawsze jednak z talerzem dla strudzonego wędrowca. Nigdy dla tych, co nauczeni w drzwi kolbą walić lub przez okno ukradkiem zwinąć pęto kiełbasy i zdeptać rosnące przed nim kwiaty polskie.
„…My indywidualiści wyindywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu, który oklaskiwał przeintelektualizowane i przeliteraturalizowane dzieło…”.
Nie tylko od święta na stole czysty obrus i świeże kwiaty. Owoce w koszyku i okulary dziadka. Piękno duszy objawia się w trosce o ład i czystość, przy stole, w obejściu i w miejscu pracy. W rzetelnej modlitwie swoim życiem. Wszystko to jednak gubi się w pośpiechu i niedbałości naszych czasów. Przyswajać nas uczą, nie trawić. Byśmy przypadkiem nie zwrócili podanych treści. Miast lnianego obrusu i sztućców rodzinnych królują ceraty i żelaziwo z IKEI. Rozmowy nie ma prawie, bo kiedy i z kim niby, jak cały dzień nam zagospodarowali, byle Czasu mniej dla rodziny i Polski. Obrazy świętych, krzyż i polskie pejzaże na ścinach zastępują coraz tańsze LCD-iki. W nich tani i na każdą okazję Nowy Katechizm i jego kapłani, apostołowie z kredytami we frankach. Zapachy i kolory obce nam, ale coraz bardziej swojskie, jak kolorowe paski na ekranach. Wielu ma jeszcze zmysły nieprzytępione i czuje, co wisi w powietrzu. Wolą smak rosołu z ziemniakami, bitki z cebulką, a nie nieustającą bitkę z wartościami odmiennymi od wyniesionych na ołtarze Nowego Oświecenia.
„…Gdy Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze, a gdy morze nie pomoże to pomoże może las…”.
To nie tak, że od niedawna ten obraz przysłania nam prawdziwe oblicze Dobra i Zła. Zawsze jakaś siła niepojęta pchała ludzkość w ramiona tylko z pozoru przyjazne i bliskie. I tak zapatrzeni w iluzję nie patrzyliśmy uważnie pod nogi. Mamieni koralikami, otulamy się w zadżumione koce, „serdeczną” ręką podsunięte. A, że nie mają ich wyglądu tym łatwiej się nabieramy. Może i czasem przy huczniejszym toaście się nam nawleczki na stół uleje, a raczej na obrus. Taka jego rola, chronić stół. Obrus można wyprać, słońce wysuszy, a wiatr nasączy łąki zapachem. Cóż jednak nam czynić jak jedni omamieni, a drudzy pobrzękującymi fałszywymi Roletami, ta cała „palikocizna”, bolszewicka filozofia się nam na stół z chlewa ryje i pragnie zastąpić, smaczną skądinąd polską głowiznę. To nie salceson, tylko unurzany w gnoju ryj. Żadne to smakołyki, bynajmniej nie kruszka cielęce.
„…Mała muszka spod Łopuszki chciała mieć różowe nóżki – różdżką nóżki czarowała, lecz wciąż nóżki czarne miała. – Po cóż czary, moja muszko? Ruszże móżdżkiem, a nie różdżką! Wyrzuć wreszcie różdżkę wróżki i unurzaj w różu nóżki!...”.
Zawinąć całe szemrane towarzystwo w obrus, odżałować go. Stół ważniejszy, a takie zawiniątko do pieca, szybko drzwiczki domknąć, by się pompowana wodą z Kremla czerwona rąbanka nie wyślizgnęła i nie daj Boże kolejny piesek jej nie zjadł. Bo się struje, a zarazę może roznieść.
„…Czemu cieniu odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz, przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś Polan rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz... „.
Cyprian Kamil Norwid, Bema pamięci żałobny rapsod
Czas jak zatrzymany, gdy matczyna ręka kosmyk włosów niesfornych dziecku odgarnia pochłoniętemu pałaszowaniem zalewajki. Uszy się trzęsą, ale bacznie nadstawia na słowa ojców. Nawet zimą kuchnia rozpromieniona uśmiechem mamy, czasem tylko ojcu piorun z oczu strzeli. A to, gdy o bolszewikach z dziadkiem rozprawia, a to mniejszy, gdy dzieci w niesforności swojej zakłócą powagę posiłku. Nie jedzenia, nie samych potraw, posiłku, który ważył kiedyś jak złoto. A teraz „Szybkim Kęsem” zastąpiony lub innym „Fuj Foodem”, Fool i Junk. Posiłku o odpowiedniej porze i oprawie. Z porządkiem rzeczy i potraw. Każda w swej treści ważna, kompot miast napoi izotonicznych. Sałatki z jarzyn, a nie coś tam w chemicznym dipie „Knurra”.
„…Idź z dżdżownicą nocą na ryby…”.
Owoce nie tak piękne i wywoskowane, o nieregularnych kształtach, jak polskie granice. Jednak o smaku nie do podrobienia, nie do zastąpienia w naszej diecie przez cytrusy z importu. Jak ciasto, to z mąki, mleka, wody i jajka od kury prawdziwej oraz masła należytego. Z pieca, a nie z torebki. Schabowy z kością, by smak był pełny. Barszcz, owszem czerwony, ale podług babcinej receptury. Ogórek ukiszony jak należy, z wiśniowym liściem, tudzież z winnego grona. Chrzan rośnie byle gdzie, jednakowoż nie byle jak. A ziemniaki okraszone słoninką. Ziół i przypraw dostatek, tym kuchnia nasza stała, setką zup, nalewkami, dziczyzną, Wyrobami naszych masarzy i domowymi przetworami. Przy których produkcji trzy pokolenia się spotykały. Przy kuchennych bajaniach, a jednak nie pierdułach. Płucka na kwaśno po imieninach z rozmowami Polaków do świtu i wyborne ozorki w sosie chrzanowym.
Może suszi, ale wtedy wtedy raczej mleko zsiadłe, ze śmietanką, która serwetę nasączyła. Takie gęste, że aż nożem kroić. Herbatka w czajniczku zaparzona, esencja smaku. Cukier w zdobnej cukiernicy, nocą wyjadany. Owoce w sosie własnym w kompotierce, a nie cola z butelki. Sos grzybowy obejmujący czule dukaty z polędwicy, w konflikcie z ogórcem małosolnym. Lub grzybki pływające w zgodzie w tańcu synchronicznym z łazankami, rękami mamy powołane do zupy grzybowej. Szczawiowa z jajeczkiem i nieoceniona pomidorówka. Prawdziwe flaki z pulpetami wołowymi.
Knedle ze śliwkami, pierogi z jagodami, albo i też proste prażuchy z mąki. W towarzystwie skwarek, ociekających tłuszczem. Jak się dać położyć na łopatki, to tylko zrazami, z łopatki właśnie.. Chłodniki latem i kania na blasze kuchennej smażona, albo też inny gołąbek nie oswojony w lesie i na patelni. Jajecznica z kurkami, pajda chleba z pieca z masłem jedynie. Takiego krojonego do piersi i krzyżem naznaczonego. Bez którego znaku ni posiłek, ani też inna czynność najprostsza nie była ważna. Prośbą o błogosławieństwo pracy i jej owoców.
„…Była to jedna z tych nocy, w których nie ma nadziei na świt…”.
Antoine de Saint-Exupéry.
Z Bogiem, niech Bóg prowadzi, te i wiele innych codziennych słów, to one były drogowskazami. Przywitaniem dnia i człowieka. Pożegnaniem nie raz trudnym i nie wiadomo, czy nie na zawsze. Jednak z nadzieją, wiarą i siłą, jaką dostaliśmy w darze. I przykazano nam by się nimi dzielić. Przy wspólnym stole z najbliższymi sercu, ale i też z bliźnimi. By nawet jak zwątpili i ulegli podszeptom, to zawsze byli ugoszczeni Dobrą Nowiną i Słowem. To nie magia, nie zabobon, to mądrość odwieczna. Od której odeszliśmy za daleko, podobnie jak od wspólnego stołu. Może się wydać takiego nie glamour, prostą ręką bożego cieśli stworzonego. Twardego jak opoka, na mocnych nogach, bez zbędnych zdobień i fidrygołów. Za którym bez obaw można zasiąść i okruszynę, co na obrus spadnie zjeść bez obaw.
„…Na ulicy Żyła, żyła sobie żyła, żyle pękła żyła i żyła nie żyła…”.
Może miał rację Kaziu z Konopielki, gdy zakrzyknął -
"...Won mnie z tymi pizdrykami...".
Ja podobnie jak on nie brzydzę się wspólnego posiłku, ani też Polskiej Misy. Nowoczesność „w domu i w zagrodzie” jest nawet wskazana. Jednak nie wyrzucajmy brzytwy dziadka i modlitewnika babci. Bo inaczej stołu zabraknie, a tym bardziej strawy.
Jak mawiała pewna Rosjanka -
Można, można. Tolka ostarożna.
Nowi konsumenci nie poradzą sobie bowiem z…
„…Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie, W szczękach chrząszcza trzeszczy miąższ, Czcza szczypawka czka w Szczecinie, Chrząszcza szczudłem przechrzcił wąż, Strząsa skrzydła z dżdżu, A trzmiel w puszczy, tuż przy Pszczynie, Straszny wszczyna szum...”.
A co dopiero z Polską. Zostanie tylko Dom z powybijanymi oknami.
„...dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu…”.
Antoine de Saint-Exupéry.
Źródło „Łamańców językowych” - wiedza własna podparta siecią.
Jako bonus dodaję autorski przepis na marynatę do mięsiwa.
Nie dziczyzny podkreślam.
Ona lubi wino i inne okoliczności przyrody, lubi też skruszeć.
Zakupcie już jutro szynkę ze zrazówki i podane poniżej komponenty.
Po trzech dniach topienia w mojej marynacie i bezlitosnego żgania widelcem oraz obrotach sfer szynkowych podam Wam przepis, również mojego dzieła, choć nie bez inspiracji polską kuchnią, jak ową szynkę udusić.
Ważna uwaga - zakupcie specjalną siatkę do oplecenia szynki lub chocia nić,bawełniania.. Albo też poproście, jak ja proszę, zaprzyjaźnioną Panią z masarni o zdjęcie z szynek wiszących tychże siatek. Dzień przed jej uduszeniem, gdyż na nich mięsko się może zepsuć.
Jeżeli chcecie by niebo kulinarne zagościło na Waszych podniebieniach, to zakupcie też „faszerunek” do szynki duszonej w smalcu. Podług mego przepisu. Polski czosnek, egipski też może być, byle nie dziki z Chin.
Oraz dla drugiej szyneczki, suszone pomidory w zalewie ziołowej z żurawiną, są nawet takie polskie specjyały. Tym będziecie faszerować zakazaną wieprzowinę jak się zamarynuje.
A i kilka szczypt soli peklującej rozpuszczonej w ćwiartce wody nie zaszkodzi. Zapomniałem jeszcze o folii termokurczliwej. A obroty znaczy tylko tyle, że oprócz dźgania, trza jeszcze szynkę wyobracać jak pannę w tańcu.
Przepis na marynatę do mięsa.
Przyprawy i zioła Kotanyi i/lub Kamis-a.
Zakupić mięso - łopatkę, karczek lub schab, szynkę zrazową. Marynata nadaje się też do delikatnej polędwicy.
Rozbić tłuczkiem na desce przykrywając folią, np. torebką śniadaniową, by w trakcie tłuczenia nie było rozprysków.
Natrzeć obustronnie solą i mieszanką pieprzów ( czarny, ziołowy, biały, kolorowy, ostry Kotanyi ).
Do okrągłego pojemnika wlać olej - musi być tyle, by zalewa zakryła mięso.
Wycisnąć tamże sok z połówki cytryny, kilkanaście kropli Heinz - Pimento Sauce lub/i Heinz – Worcestershire Sauce - nieobowiązkowe. Dodać ½ torebki Marynaty Musztardowej ( opcjonalnie ), Marynaty Staropolskiej i Marynaty Pikantnej - nie dotyczy to przepisu na szynkę duszoną w smalcu.
Dodać sporo Majeranku, Lubczyku Ogrodowego, Bazylii, Oregano , Tymianku, Rozmarynu, Cząbru, wszystko to otarte, ciutkę Kminku Mielonego i ziarnistego oraz ziaren Gorczycy i zmiażdżonych Jałowca. A do smaku ( w zależności od charakteru marynaty, czy ostra, czy też delikatna ) dodać Paprykę Ostrą Mieloną i Pieprz Cayenne Mielony – też nie dotyczy szynki w smalcu. Otarte znaczy się w moździerzu, ja mam.
Zioła najlepsze świeże, z własnej uprawy.
Pokroić ząbki polskiego czosnku na plasterki, część drobno posiekać, część w całości wrzucić do zalewy, jako przyszłe nadzienie.
Wkładać rozbite kawałki mięsa do wymieszanej dobrze łyżką zalewy i na każdy kawałek nakładać trochę Czosnku, kawałki układać na sobie tak by były zalane gęstą zalewą.
Po zamknięciu pojemnika ( szczelnie ) wymieszać poprzez potrząsanie i ruchy barmańskie. Szczelnie zamknięte potrzymać w lodówce dwie, trzy doby, czyli robimy w środę wieczór ( byle nie tłuc się po 20.00 ) a spożywamy po usmażeniu na grillu lub patelni na koniec tygodnia.
Zamiast Marynaty Musztardowej można dodać polskiego kremu z Gorczycy i Miodu.
Polecam ten krem do mięsa po usmażeniu, a także chrzan z domowego ogródka własnoręcznie utarty lub od Pani Marty z Placu Na Stawach w Krakowie ( stragan czynny w piątki i soboty ).
Dobrze jest też smażąc mięso wlać na grill lub patelnię trochę marynaty i w niej obsmażyć dobry polski chleb bez konserwantów.
Nie jest dobrze gdy na grillu lub patelni przy smażeniu mięsa jest za dużo płynnej marynaty.
Łopatkę i schab smażymy nie za długo ( zrobi się wiór ), dociskając je odpowiednim narzędziem zbrodni do grilla lub patelni. Naciskamy całą powierzchnią łopatki i też jej ostrym końcem, gdy ostry koniec zacznie przecinać mięso, znaczy się jest kruche i nadaje się do spożycia.
Polecam i czekam na opinie i udoskonalenia.
A teraz z innej beczki.
Kto wie, ten zrozumie.
I taka szutka na koniec.
Jeszcze jeden zamach.
Prywatne życie Stalina - autor Jurij Borjew.
Pewnego dnia, będąc w domu Stalina Beria wszedł do kuchni i spytał kucharza, czy ma pistolet.
Nie, odparł kucharz, po co mi pistolet ?
A nuż przyjdzie wam bronić towarzysza Stalina.
Należycie przecież do jego najbliższego otoczenia.
koniecznie musicie mieć broń.
Beria dał kucharzowi pistolet i polecił, by nigdy się z nim nie rozstawał.
Wieczorem, gdy kucharz przyszedł z kolacją.
Beria wstał i srogim głosem rozkazał: Oddać broń !
Przerażony człowiek sięgnął po pistolet, próbując tłumaczyć, że to przecież on dał mu broń.
Beria zastrzelił nieszczęśnika, nie dając mu dokończyć zdania.
I to tyle na Dobranoc.
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
13 komentarzy
1. JWP
Witaj.
Przycupnęłam...
Zadumałam się...
Czas iść dalej...
Odchodząc zanuciłam...
http://www.youtube.com/watch?v=mon0qJIB3Pw
***
Dziękuję...
Serdecznie Pozdrawiam...
ZOBACZ => DLACZEGO PAD zawetował Nowelizację ustawy Prawo oświatowe?! <=
2. i ja Cię witam serdecznie :)
Polski Stól,Polskie jedzenie i ten nasz Zwyczaj celebrowania darów bożych
Dzisiaj już nie wielu pamieta,ze siadając do Stołu,należało sie przeżegnać,
Ze Babcia błogosławiła ,TO co na stole było i ta specjalna Modlitwa :)
ale Stoły zostały...obrus Snieżnobiały na wigilijny Wieczór...TEZ
i świeczniki ze świecami,tylko,że dzisiejsze już nie kapią, jak TAMTE... :)
a te śpiewy,te śmiechy i żarty...
re Małego Księcia,ukochanej Książeczki,dzięki...brakło mi tylko złotych myśli żmijki i liska...
ale to chyba na inny temat... :)
re przypraw
zdradzę pewna tajemnicę,która przekazały mi,Cudowne Sląskie Dziewczyny
Lubczyk...
świeże listki do rosołu,ale tuż przed podaniem :)
serdecznie pozdrawiam
i zapewniam,ze taki stół mam,obrus TEZ a obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem wisi nad NIM
pozdrowienia dla Rodziny
i dla Rospina,który na pewno nie podpiera się siedząc przy Stole,siedząc Mocno i Wyprostowany :)
usmiechnięte i słoneczne pozdrowienia :)
gość z drogi
3. Intix
Witam,
miło mi, że przycupnęłaś. I dzięki za Małego Księcia.
Pozdrawiam Serdecznie
JWP
4. Gość z Drogi
Witaj,
jak zwykle przynosisz do mnie swoje piękne obrazy pamięcią malowane i to co Was teraz otacza.
Za lubczykowy sekret pięknie dziękuję, a Rospinowi zaraz przekażę.
Serdecznie Cię i Rodzinę Pozdrawiamy
JWP
5. Nim przyjdzie Wiosna... :)
a tymczasem zimno i troszkę ponuro....
i wtedy własnie Dobra Muzyka,Przyjaciele przy stole
i smakołyki...
nie wiem dlaczego ale wspomnienie o nadchodzacej wiośnie,przywiało inne ,wiosenne wspomnienie...
kolory Wiosny ,zawsze są piękne ,czy w Polsce ,czy u naszych Bratanków...
wiele lat temu,pierwsza wyprawa na bazar w Budapeszcie, i te zapachy i kolory....
a zapach kapusty kiszonej,papryki i jeszcze jakiś dodatków do dzisiaj chodzi za mną,....
Nasza kapusta kiszona jest świetna,ale to nie TO,inny szczep bakteryjny...
i atmosfera...w świetle zachodzącego słońca,Polska wtedy była jeszcze szaro/bura,mimo,że już po stanie wojennym,ale Budapeszt
szalał barwami ,ślicznymi cukierenkami i Muzyką...
serdecznie pozdrawiam :)
gość z drogi
6. Gość z Drogi
Witaj,
mam to szczęście, że kolega sprowadza z Węgier takie frykasy jak papryka faszerowana kapustą, ogórki tymże i różne takie inne. Ma też czasem węgierskie wędliny, połcie boczku półsurowego oprószone papryką.
Ja lubię na ostro, u nas dużo papryki zużywamy, czuszkę i inne.
Pozdrawiam Serdecznie
JWP
7. a bogracz z cudownymi kluseczkami szczypanymi ?
serd pozdr
Dobrej Nocy :)
gość z drogi
8. Gość z Drogi
Witaj,
Bogracz jak najbardziej, ale te szczypane to esencja naszej kuchni.
I kociołek.
A gdzie zacierka ze skwareczką i lane do pomidorowej kluski.
Serdeczności
JWP
9. JWP,kto dzisiaj jeszcze robi lane kluseczki
do pomidorowej ?
a pomidorowa u mnie zawsze z dodatkiem selera,ktory kocha pomidory...ten sekret
przekazała mi moja teściowa,gdy nastałam w Jej Domu :)
serd pozdrawiam
gość z drogi
10. Gość z Drogi
Witaj,
za podpowiedź z selerem dzięki.
Po niedzieli sprawdzę.
Pozdrawiam
JWP
11. Pani IWP,
Szanowna Pani,
W sobotni wieczór z przyjemnością przeczytałem
Dla Pani:
"
Ukłony moje najniższe
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
12. Pani IWP,
Szanowna Pani,
Aby zdobyć wielkość, człowiek musi tworzyć, a nie odtwarzać.
— Antoine de Saint-Exupéry
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
13. Michał St. de Zieleśkiewicz
Witam,
zawsze z wielką przyjemnością goszczę Pana w moich skromnych progach.
Dziękuję serdecznie za muzyczną dedykację.
Serdecznie Pozdrawiam
JWP