Byłem Tam,
gdzie Bóg rankiem rękę podaje, by prowadzić nas przez codzienne troski. I nie opuszcza Nas do następnego świtu.
Byłem tam gdzie ludzie piękni, tak jak drzewa w Pańskim sadzie. Choć przez chwilę zadumani nad obłoków cudem. I widziałem cały świat, ten zaklęty w kłosach zboża. W polnym kwieciu i motylich skrzydeł śpiewie. Rosą upojony, wiatrem rozczochrany porzuciłem myśli trwożne. Cały w łące rozkochany. Pogryzając trawy źdźbła durną myślą opętany, tak zwyczajnie wierząc, że w blasku słońca świat skąpany. I za głosem serca podążając natrafiłem na stół piękny, pośród sadu i miłości. Tak zwyczajny i bez żadnej rzeczy, która Jego nie jest.
Pośród ludzi z krwi i kości, gdy smakuję Polskę właśnie, czas nie mija po próżnicy. Gdyż Bóg w sercu mym zagościł. W każdym kęsie i uśmiechu, w zmarszczce co historię mą pisała. I w ciężarze starych kości, nie bez złości i miłości. Bo gdy ściana wybielona polskim krzyżem, takąż szablą, a nad kredens Orzeł wzlata, tedy Dziad mój dumnie patrzy, jak i Tata. Nie bez Babki, ani Matki można chować Nasze Dziatki.
Splątany jak winne grona nasz los. Nie żywi zbyt często nadziei. Takąż winna być dla nas historia. Tam to wszystko co skradzione o świcie. Złudzenia którymi nas karmią nie mają treści. Zbyt gładkie, a nam nie raz przyszło trawić nowe krzywdy, pomimo ran nie zabliźnionych. Gdy inni tak łatwo przechodzą obojętnie. Obok grobów podpisanych historią swych ojców. Nie to jednak najbardziej boli, bardziej puste dusze i ściany. Gdy wszystko z Azji. Czerpać nie oznacza się zachłysnąć. Nasze prawo, by na misie nie zmieszać polskich specjałów z byle...
Polska zupa kraszona naszą śmietana, a nie fidgrygoły z importu. Porządek musi być. Ład, troska o obejście. Gdy tam za dużo gnoju, to i do domostwa wejdzie. A tego nam nie trza. Zbyt wielu gości nie wytarło butów, nie uszanowało obyczaju. A ten najprostszy, jak kwiat, który szuka słońca, a nocą utula się w płatkach do snu. Dać ręką na odlew, a przytulić, to nie różne sprawy.
Bowiem gdy durna miłość zawiedzie, nie czas na czułości. Jest ta chwila, gdy wspomnienia spać nie dają. Ta bolączka nie tylko nasza, wasz „BUL” was dopadnie. Prędzej, czy później. Oby nie po niewczasie. Dla was nie zakwitną jabłonie, ni strawa nie będzie czekać, gdy sowieckiej omasty zabraknie. Przed nami być może chude lata. My mamy się jednak gdzie przytulić, za walonkami niezbędnika nie nosimy. W Kuchni Naszej, w Przedsionku i na Ganku, w każdym miejscu, które Nasze jest , gościmy się tym co wam obce. Chlebem znaczonym Krzyżem. My nie łamiemy palców w kazamatach, my łamiemy się opłatkiem.
Takową różnicę sobie wystawiam między Naszą Wiarą. Kulturą i Tradycją. A waszym smakiem. W winie i nie tylko czujemy smak, wam i puchar nie pomoże. Smród nawet w szczerozłoty kielich wlany nie traci fetoru. Jest jeszcze pamięć jak na bojowym szlaku spijaliście „parfumy”, delektując się ich smakiem.
Nasz Grall prawdziwy, z Polskiej Gliny. My do niego byle szczyn nie wlewamy, bolszewik liżąc dupę czujecie smak kawioru. Możecie pluć na nas skolko ugodno. Weźcie jednak pod uwagę, że i tak wy tę kawę wypijecie. A Nasze Drzewa rodzą, bynajmniej nie owoce Miczurina. U Nas Szare i Złote Renety., Antonówki, wszystko to co nam z Nieba spada. Wprost do talerza i kompotierki. U was step szeroki, jak myśli Stalina, skrojone na wymiar Kałmuków. Łatwiej bowiem podwędzić, niż zasiać.
Siedzę sobie i dumam, skąd się bierze cały ten ambaras. Ano z tego, że być może dzieli nas setki i tysiące mil, a tak po prawdzie korzenie. My wciąż je mamy, koczownikom nie dane było ich nigdy dotknąć. Tak jak nam Polskiej Ziemi, jej Smaku i Ciężaru, którego wy nie znacie. Kacap przy stole, tak mu obcym, nie je nawet. Czym prędzej łapie za statki, słoninę, za pazuchę skrywa. On nie wie czym Gościna i Rodzina. Przy czym głośno woła - Jam Gospodin, ja będę dzielił !
Dla mnie wszystko, dla Was GóW-no.
Byłem Tam i nigdy nie odszedłem zbyt daleko.
Zapewne jak wielu z Was. Byliśmy razem, gdy Polska była w nas.
Niepodzielna, bliżej i My jej bliscy. My Dzieci Boże, więcej Nas łączy niż dzieli.
Ile słów jeszcze trzeba, ileż zdrady, zwątpienia i codziennej gonitwy za tym co marnością jest.
Ileż razy jeszcze za garść srebrników się sprzeniewierzymy.
Czy jest jeszcze ostatni sprawiedliwy pośród was.
Ten który pierwszy podniesie kamień. Nie by rzucić, by zbudować.
A teraz z innej beczki.
Lubię wracać tam gdzie byłem
Co dzień nas gna
W nowe strony zadyszany czas.
W sto dat, w sto spraw
Wciąga nas, gna nas.
I moje dni
Wszechobecny pośpiech, czasu znak
Naznaczy mi,
Może przez to tak lubię:
Lubię wracać tam, gdzie byłem już
Pod ten balkon pełen pnących róż,
Na uliczki te znajome tak.
Do znajomych drzwi
Pukać myśląc, czy,
Czy nie stanie w nich czasami
Ta dziewczyna z warkoczami.
Lubię wracać w strony, które znam,
Po wspomnienia zostawione tam,
By się przejrzeć w nich, odnaleźć w nich
Choćby nikły cień, pierwszych serca drżeń,
Kilka nut i kilka wierszy z czasów,
Gdy kochałeś pierwszy raz.
W samym środku zdyszanego dnia
Oglądasz się tak jak ja, jak ja.
Oglądasz się
Tam, gdzie miłość zostawiłaś, spójrz
Ty jedna mnie umiesz pojąć, bo lubisz:
Lubisz wracać tam gdzie byłaś już
Pod ten balkon pełen pnących róż,
Na uliczki te znajome tak.
Do znajomych drzwi
Pukać myśląc, czy,
Czy nie stanie w nich czasami
Tamten chłopak ze skrzypcami.
Lubisz wracać w strony, które znasz,
Do mej twarzy tulić swoją twarz,
By się przejrzeć w niej,
Odnaleźć w niej
Choćby nikły cień, pierwszych serca drżeń
Kilka nut i kilka wierszy z czasów,
Gdy kochałaś pierwszy raz.
Po coś dał nam tę głębokość wejrzeń,
co przeczuwa kształty przyszłych zdarzeń
zamiast wierzyć głucho, bez podejrzeń
w miłość i w ucieleśnienie marzeń?
Po co dałeś nam uczucia, losie,
byśmy serca swe zgłębiali spojrzeniami
i śledzili w dzikich spraw chaosie
co naprawdę jest pomiędzy nami...
Ach, tysiącom ludzi wolno nie czuć,
nie znać własnych serc i błądzić sobie
tu i ówdzie, bez zbędnych przeczuć
grzęznąć raptem w męce i w żałobie...
Póki jakiś ranek ich nie zbudzi
zorzą szczęścia nieoczekiwaną
tylko nam nieszczęsnym dwojgu ludzi
to pospólne szczęście odebrano:
Kochać nie pojmując sie nawzajem
widzieć w innych rzeczy, których brak im
wielbić majak, co sie wydał rajem
brnąć w nieszczęścia, które są majakiem
Szczęśliw ten, kto żyje złudnym śnieniem;
szczęśliw, komu obca przeczuć waga;
dla nas z każdą chwilą i spojrzeniem
snów i przeczuć razem moc się wzmaga...
- jwp - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Szare i złote renety i te malinówki,z różowymi żyłkami....
ich uroda,ich zapach i smak.....
Niech no tylko zakwitną Jabłonie,a Wiosna zapachem fiołków nas powita,wy tego nigdy nie poczujecie,
wy tego nie znaju...wasz step nigdy nie pokryje się złotem kaczeńców...
Byłam TAM,
czułam ten zapach ciemnej wody w lesie,zapach olchy,widziałam drzewa nasze Takie Polskie,
ale tez widziałam na starych drzewach zabliżnione rany,z każdym rokiem co raz mniej przypominające Znak Krzyża i jakieś litery...wyryte wiele lat temu przez rękę tego,który pochował TU zastrzelonego Przyjaciela Partyzanta...
i tylko leśne fiołki ,wiosenną porą pamiętają o tych,którzy tu śpią snem wiecznym
Kiedyś, KTOŚ pięknie śpiewał" Biały Krzyż"...
może te fiołki też go usłyszały...?
serd pozdrowienia
gość z drogi